-
ArtykułyHłasko, powrót Malcolma, produkcja dla miłośników „Bridgertonów” i nie tylkoAnna Sierant1
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Cud w Dolinie Poskoków“ Ante TomiciaLubimyCzytać1
-
Artykuły„Paradoks łosia”: Steve Carell i matematyczny chaos Anttiego TuomainenaSonia Miniewicz2
-
ArtykułyBrak kolorowych autorów na liście. Prestiżowy festiwal w ogniu krytykiKonrad Wrzesiński13
Biblioteczka
https://blogzpotrzebypisania.blogspot.com/2017/08/wieza-jaskoki-andrzej-sapkowski.html
W „Wieży Jaskółki” główną rolę poza bohaterami odgrywa PRZEZNACZENIE. Można czasami odnieść wrażenie, że to właśnie ono decyduje o całym życiu Geralta i Ciri. A jaki los jest pisany księżniczce Cintry? Ja już wiem, ale nie powiem :) Na pewno nie dało się tego przewidzieć po pierwszych częściach cyklu.
Ciri spotyka ogrom zła. Poleje się bardzo dużo krwi należącej do niej, ale i jej wrogów. Ciri staje się coraz bardziej niebezpieczna.
A Geralt wciąż pozostaje nieufny. Trzeba jednak przyznać, iż ogromnym postępem jest choćby fakt tego, że wciąż wędruje ze swoimi nietypowymi dość kompanami.
Jeśli natomiast chodzi o samą książkę…
Bardzo podoba mi się ten nieco gawędziarski styl. Większość wydarzeń poznajemy z opowieści różnych bohaterów, w tym przede wszystkim Ciri. Trzeba zatem skupić się, bo wydarzenia przeszłe przeplatają się z bieżącymi.
„Wieża Jaskółki” to niekończąca się akcja. Tu dzieje się naprawdę wiele, praktycznie bez ustanku. Nie da się nudzić i trudno się od książki oderwać.
W poprzednich częściach mogło być czasem niektórych postaci za mało bądź za dużo. Tu jest inaczej. Wątki się nawzajem przeplatają i nie tylko te dotyczące Ciri i Geralta, ale także polityki, cesarza Nilfgaardu itd.
Do końca została jedna tylko część i naprawdę po „Wieży Jaskółki” nie da się przewidzieć, co może się zdarzyć. Co się stało z Ciri po wejściu do Wieży? I dlaczego Geralt przestał być wiedźminem?
https://blogzpotrzebypisania.blogspot.com/2017/08/wieza-jaskoki-andrzej-sapkowski.html
W „Wieży Jaskółki” główną rolę poza bohaterami odgrywa PRZEZNACZENIE. Można czasami odnieść wrażenie, że to właśnie ono decyduje o całym życiu Geralta i Ciri. A jaki los jest pisany księżniczce Cintry? Ja już wiem, ale nie powiem :) Na pewno nie dało się tego przewidzieć po pierwszych...
https://blogzpotrzebypisania.blogspot.com/2017/07/bog-imperator-diuny-frank-herbert.html
Minęło trzy i pół tysiąca lat od wydarzeń z "Dzieci Diuny". Z dawnych bohaterów został jedynie kolejny ghola Duncana Idaho oraz Bóg Imperator Leto II Atryda. Syn wielkiego Muad'Diba stał się istotą jedyną we wszechświecie. Człowiek-czerw, tyran, władca całego Imperium, jednocześnie go kochający i będący jego więźniem, najbardziej samotna istota na świecie.
Diuna już nie jest surową, pustynną planetą. Teraz to żyzna, zielona Arrakis. Nie ma już na niej prawdziwych Fremenów żyjących w swoich surowych siczach; Fremenów o błękitnych od melanżu oczach. Są teraz Muzealni Fremeni, tak śmieszni dla Duncana Idaho. To tak naprawdę marionetki, śmieszne podróbki niemające nic wspólnego z prawdziwym, rdzennym ludem Diuny. Nawet ich krysnoże są z plastiku, po prostu marne podróbki.
Jest jednak coś, co się nie zmieniło. Wciąż władcę otacza sieć spisków. Leto II kontroluje całe Imperium. Ma jednak tak samo wielu wrogów, jak jego ojciec i dziadek: zakon Bene Gesserit, Gildię Kosmiczną, Ixan i Theilaxan. Wszyscy oni chcieliby obalić Leto, ale jak zniszczyć kogoś, kto żyje miliardami istnień, kto wie i widzi wszystko, kto jest czymś, czego ludzki rozum nie potrafi zrozumieć?
"Bóg Imperator Diuny" to opowieść pełna straszliwej samotności. To historia, w której dominującym uczuciem jest poczucie straty. Leto II Atryda poświęcił swoje człowieczeństwo. Dla wielu stał się potworem i tyranem. Kierowała nim jednak nie żądza władzy i nienawiść, ale ogrom jego wiedzy, uzyskana w związku z nim pewność oraz prawdziwa miłość. Jego celem było ocalenie ludzkości i planety przed straszliwym losem. Aby jednak swoje cele osiągnąć, poświęcił swoje człowieczeństwo, a stratę tę zaczął coraz dotkliwiej odczuwać.
Leto II nie doczekał się zrozumienia u bardzo wielu. Jego rządów nie potrafił zaakceptować Duncan Idaho, najwierniejszy sługa Atrydów. Dla honorowego Duncana Leto II nie był takim Atrydą jak jego ojciec i dziad.
Diuna stała się żyzną Arrakis i straciła całą swoją surowość. Straciła planeta i wspaniały lud rdzennie ją zamieszkujący, czyli Fremeni. Celem tych zmian nie była jednak zupełna przemiana tego wyjątkowego miejsca. Celem Leto II był powrót do stanu pierwotnego!
W powieści akcji jest mało i jeśli ktoś szuka jakichś dynamicznych scen w stylu sci-fi, to tu ich nie znajdzie. Wszystko dzieje się powoli, a cala fabuła powieści opiera się na rozmowach i przemyśleniach. Dzięki nim możemy spróbować zrozumieć potęgę umysłu Leto II, powody jego zachowań.
W poprzedniej części autor postawił na ekologię Diuny i na wpływ człowieka na środowisko naturalne w ogóle. Tu natomiast mamy inny główny motyw, a jest nim polityka i religia. Jak widać, te dwie wartości w każdym świecie ściśle się ze sobą łączą. Władza Leto II, jego ustrój polityczny w głównej mierze opiera się na potędze sfery sacrum, a to on sam jest jedynym bóstwem.
Można pisać i pisać. "Kroniki Diuny" trzeba po prostu przeczytać. Tylko warto mieć na uwadze, że nie jest to lektura do wanny czy na kibelek. To nie książka na dwa, trzy wieczory. Pewnie, można strony przerzucić, zapoznać się ogólnie z fabułą i już. Tylko po co? Skoro już mamy w rękach prawdziwe arcydzieło, to powinniśmy cieszyć się nim jak najdłużej. Bardzo rzadko we współczesnych powieściach, nawet tych najbardziej poczytnych, można spotkać tak piękny język jak w książkach Franka Herberta.
https://blogzpotrzebypisania.blogspot.com/2017/07/bog-imperator-diuny-frank-herbert.html
Minęło trzy i pół tysiąca lat od wydarzeń z "Dzieci Diuny". Z dawnych bohaterów został jedynie kolejny ghola Duncana Idaho oraz Bóg Imperator Leto II Atryda. Syn wielkiego Muad'Diba stał się istotą jedyną we wszechświecie. Człowiek-czerw, tyran, władca całego Imperium, jednocześnie go...
https://blogzpotrzebypisania.blogspot.com/2017/07/chrzest-ognia-andrzej-sapkowski.html
Geralt po wydarzeniach na Thanedd leczy rany u driad w Brokilonie - nie pierwszy zresztą raz. Odcięty od wiadomości ze świata musi liczyć na przeszpiegi jednej ze swoich towarzyszek, Milvy, driady i znakomitej łuczniczki. Niedługo później Geralt postanawia wyruszyć na poszukiwanie Ciri, która po wejściu do Wieży Mew przepadła bez wieści. Dołącza do niego poeta Jaskier i Milva. Od nich także Geralt dowiaduje się, że Ciri ma zostać wydana za mąż za cesarza Nilfgaardu.
W tym czasie Ciri nie pławi się oczywiście w żadnych pałacowych luksusach. Dołączyła przecież do bandy Szczurów. Przybrała imię Falka. W czasie, gdy inni odkrywają jej przeszłość, jej możliwości oraz jej genetyczne obciążenie, ona zupełnie nieświadomie budzi w sobie do życia wszystkie mroczne, krwawe cechy swojej osobowości.
Wojna trwa. Krainy są niszczone jedna po drugiej. Ludzie są mordowani, kobiety gwałcone, wioski i pola palone. Geraltowi trudno będzie przedrzeć się choćby do Nilfgaardu. Wraz z Jaskrem i Milvą przyłączają się w końcu do wędrujących krasnoludów, którym przewodzi Zoltan Chivay. W ślad za nimi podąża postać z koszmarów Ciri, czarny rycerz, Cahir.
W tym czasie czarodziejki ze wszystkich krain postanawiają się zjednoczyć. Pod przywództwem Filipy Eilhart powstaje wolny od polityki konwent. W drugiej części książki pojawi się na nim niespodziewanie sama Yennefer. Gdzie jednak do tej pory przebywała?
________________________________________________________________________________
"Chrzest ognia" to wreszcie powieść, w której główną rolę odgrywa sam Geralt. Samotny zawsze Biały Wilk nagle przestaje być samotny, a nawet ma własną kompanię! I to kompanię wcale nie byle jaką!
"Kompania mi się trafiła (...) Towarzysze broni! Drużyna bohaterów! Nic, tylko ręce załamać. Wierszokleta z lutnią. Dzikie i pyskate pół driady, pół baby. Wampir, któremu idzie na pięćdziesiąty krzyżyk. I cholerny Nilfgaardczyk, który upiera się, że nie jest Nilfgaardczykiem.
- A na czele drużyny wiedźmin, chory na wyrzuty sumienia, bezsiłę i niemożność podjęcia decyzji - dokończył spokojnie Regis. - Zaiste, proponuję podróżować incognito, by nie wzbudzać sensacji."
W tej części dużą rolę odegrały wreszcie krasnoludy, a najbardziej wyrazistym z nich było Zoltan, prawdziwa skarbnica mądrości. Nie jest to wa żadnym wypadku ironia, bo uwagi krasnoluda na temat kondycji moralności ludzkiej wydają się bardzo trafne i niestety ponadczasowe.
"- Źle wróżę waszej rasie, ludzie - rzekł ponuro Zoltan Chivay. - Każde rozumne stworzenie na tym świecie, gdy popadnie w biedę, nędzę i nieszczęście, zwykło kupić się do pobratyńców, bo wśród nich łatwiej zły czas przetrwać, bo jeden drugiemu pomaga. A wśród was, ludzi, każdy tylko patrzy, jakby tu na cudzej biedzie zarobić. Gdy głód, to nie dzieli się żarcia, tylko najsłabszych się zżera. Proceder taki sprawdza się u wilków, pozwala przetrwać osobnikom najzdrowszym i najsilniejszym. Ale wśród ras rozumnych taka selekcja zazwyczaj pozwala przetrwać i dominować największym skurwysynom."
Książka mnie nie zawiodła. Za kilka dni sięgam po kolejną część, bo nie mogę się doczekać dalszych losów Geralta i Ciri. Oczywiście, że polecam!
https://blogzpotrzebypisania.blogspot.com/2017/07/chrzest-ognia-andrzej-sapkowski.html
Geralt po wydarzeniach na Thanedd leczy rany u driad w Brokilonie - nie pierwszy zresztą raz. Odcięty od wiadomości ze świata musi liczyć na przeszpiegi jednej ze swoich towarzyszek, Milvy, driady i znakomitej łuczniczki. Niedługo później Geralt postanawia wyruszyć na poszukiwanie Ciri,...
https://blogzpotrzebypisania.blogspot.com/2017/07/chudszy-stephen-king.html
Billy Halleck to wzięty adwokat. Świetnie zarabia, ma piękny dom, kochającą żonę i wspaniałą córkę. Tak naprawdę jedynym jego problemem jest nadwaga, z którą jednak nijak sobie nie radzi. Pewnego dnia Billy potrąca samochodem starą Cygankę. Kobieta ginie, a on zostaje uniewinniony, do czego w dużej mierze przyczynili się dwaj przyjaciele bohatera - sędzia i szef policji. Przed budynkiem sądu do Billy'ego podchodzi stary Cygan ze zgniłym nosem i mówi tylko jedno słowo "chudszy". Niedługo po tym Billy zaczyna z dnia na dzień straszliwie chudnąć. Dosłownie znika w oczach. Staje się dla niego jasne, że padł ofiarą cygańskiej klątwy.
"Chudszy" to niezbyt gruba, ale za to dość treściwa książka, w której brak jakichś retrospekcji czy barwnych opisów, za to jest dużo akcji. Autor skupił się na bohaterze i jego problemie. A problemem tym jest klątwa - coś, co dla racjonalnego adwokata z XX wieku jawi się jako zapomniany zabobon, nawet element baśniowy. Billy Halleck nie ma jednak wyjścia. Musi uwierzyć w ten wymarły mit, bo dowody na jego istnienie widzi codziennie na wadze. Cygańska klątwa i sami zresztą Cyganie to ciekawy motyw książki. Tym bardziej, że temat ten i 50 lat temu, i teraz jest wciąż żywy. Wokół Cygan, których populacja nie maleje, którzy są gdzieś wśród nas, narosło przez stulecia mnóstwo najróżniejszych mitów, z których może tylko ułamek jest zgodny z prawdą. Wciąż wywołują mieszane uczucia, pewien niepokój, wciąż też mimo racjonalizmu XXI wieku można spotkać ludzi oskarżających ich o czary, rzucanie uroków itp.
Książkę czyta się szybko. Zakończenie jest dynamiczne i zaskakujące. Ostatni podrozdział książki z pewnych powodów nawet przyprawia o dreszcze. Zdecydowanie polecam!
https://blogzpotrzebypisania.blogspot.com/2017/07/chudszy-stephen-king.html
Billy Halleck to wzięty adwokat. Świetnie zarabia, ma piękny dom, kochającą żonę i wspaniałą córkę. Tak naprawdę jedynym jego problemem jest nadwaga, z którą jednak nijak sobie nie radzi. Pewnego dnia Billy potrąca samochodem starą Cygankę. Kobieta ginie, a on zostaje uniewinniony, do czego w dużej...
https://blogzpotrzebypisania.blogspot.com/2017/07/carrie-stephen-king.html
"Carrie" - debiut literacki Stephena Kinga; książka, której fanom literatury tego autora nie trzeba przedstawiać.
Carrie White jest zupełnie inna niż jej rówieśnicy. Wychowywana przez matkę, religijną fanatyczkę, ubiera się, wygląda inaczej niż koleżanki. Jest inna, wyśmiewana, poniżana. A przecież nie jest głupia, brzydka czy jakaś ograniczona. Jest po prostu inna.
Carrie White to nie tylko kolejny odmieniec. To także telekinetka o ogromnej mocy. Z biegiem czasu dziewczyna uczy się kontrolować swoją moc, a pewnego dnia mści się przy jej użyciu na swoich prześladowcach.
Najbardziej przerażającą dla mnie osobą była matka Carrie. Religijnych fanatyków i szaleńców na tym właśnie polu boję się o wiele bardziej niż osób o jakichś nadprzyrodzonych zdolnościach. Może dlatego, że to pierwsze jest o wiele bardziej realne, obecne nawet całkiem blisko nas...
W książce wyraźnie zaznaczony jest tak ważny i częsty problem, jakim jest prześladowanie osób odmiennych. Niby temat-rzeka, niby mówi się o tym od lat, ale jakoś ten problem wciąż istnieje i wciąż tak samo boli.
"Carrie" trzyma w napięciu od początku do końca. King niejednokrotnie udowodnił, że potrafi bawić się emocjami czytelników. Nie ma się co dziwić, że debiut przyniósł mu tak ogromną popularność. Sam pomysł na tę powieść był bardzo nietypowy. A i sposób jej napisania, te liczne wstawki z książki, gazet, raportów i badan naukowców - to wszystko daje naprawdę ciekawą całość.
To naprawdę dobra książka, choć nie zaliczę jej do moich ulubionych powieści Kinga. Dlaczego? Właściwie nie wiem. Po prostu powieść się dla mnie skończyła wraz z ostatnią stroną. Była masakra, skrajna dewocja, wielkie cierpienie, zemsta i żal. Masa silnych emocji. Ale to wszystko nie wpłynęło w żaden sposób na moje dalsze życie. Tyle.
https://blogzpotrzebypisania.blogspot.com/2017/07/carrie-stephen-king.html
"Carrie" - debiut literacki Stephena Kinga; książka, której fanom literatury tego autora nie trzeba przedstawiać.
Carrie White jest zupełnie inna niż jej rówieśnicy. Wychowywana przez matkę, religijną fanatyczkę, ubiera się, wygląda inaczej niż koleżanki. Jest inna, wyśmiewana, poniżana. A...
https://blogzpotrzebypisania.blogspot.com/2017/07/dzieci-diuny-frank-herbert.html
"Diuna" była po prostu fantastyczna, zachwycająca i wciągająca. "Mesjasz Diuny" to z kolei był konkret, niewiele akcji, ale mnóstwo manipulacji i myślenia. "Dzieci Diuny" to jeszcze inna powieść, chyba trudniejsza od dwóch poprzednich. Gdybym miała w dwóch słowach ją opisać, to najtrafniejsze byłyby "zagadka" i "ekologia".
Minęło 9 lat, od kiedy oślepiony Paul Muad'Dib wyruszył na pustynię na pewną zgubę. Rządy w Imperium obejmuje regentka, Alia. Niedługo będzie jednak musiała ustąpić prawowitym następcom tronu - bliźniętom, dzieciom Paula Atrydy, Leto II i Ganimie.
Alia jest opętana. To Zły Duch, przednarodzona, która uległa tkwiącym w niej życiom. Takie samo ryzyko grozi bliźniętom. Dziewięcioletnie dzieci jednak zupełnie nie przypominają swoich rówieśników. Czeka ich ciężka walka i długa droga do objęcia władzy po swoim ojcu.
Podążanie za tokiem myślenia Ganimy i Leto II jest bardzo trudne. W ogóle cała powieść jest niełatwa. Trzeba czytać między wersami, bardzo dużo się zastanawiać, a nie tylko wertować strona po stronie. Dwór Atrydów pełen jest spisków i manipulacji. Kiedy jeden z bohaterów wypowiada zdanie, to ważna jest nie sama jego treść, ale to, co mógł on mieć na myśli, dlaczego to powiedział, przeciw komu spiskuje i jakie ma własne cele. Czytanie powieści Herberta jest trudne, ale za to warte wysiłku. Nie znam drugiej tak niesamowitej i tak perfekcyjnie zbudowanej historii.
Główną bohaterką "Dzieci Diuny" jest tak naprawdę sama planeta, Diuna. W tej części bardzo dużą uwagę autor przykłada do ekologii planety, do destrukcyjnego wpływu ludzi na jej środowisko. To jej interes wychodzi na pierwszy plan. Władza, polityka i wszelkie spiski są tak naprawdę uzależnione od czerwi, pustyni i oczywiście melanżu. Jeden tylko Leto II Atruda zdaje sobie sprawę z niebezpieczeństwa, jakie grozi Diunie.
Od samego początku do końca nic nie jest w powieści pewne. Nie miałam pojęcia tak naprawdę, jaki plan mają bliźnięta. Wszystko było zagadką. Sposób, w jaki Leto objął władzę, był co najmniej zaskakujący.
Brakło mi tylko jednego - charyzmatycznego Atrydy. Mi nikt nie zastąpi pierwszego księcia Leto, który przyciągał po prostu jak magnes. Paul Muad'Dib z kolei był czystą miłością, mądrością i poświęceniem. Leto II w tej akurat części jeszcze nie miał okazji zabłysnąć w takim stopniu, jak jego ojciec i dziadek. Poczekam.
Oczywiście, że się nie zawiodłam. Frank Herbert napisał cykl powieści doskonałych. Kroniki Diuny czyta się jak naukowe podręczniki do geografii i historii o faktycznie istniejącym miejscu. On ten świat Imperium zbudował i dopracował w każdym calu. Jednocześnie równie starannie i realnie wykreował postaci, a już w szczególności te najważniejsze. Atrydzi obdarzeni są ogromną charyzmą, której ja uległam.
Ostrzegam tylko, że to powieść wymagająca - pod względem języka i treści. Mniej akcji, ale za to więcej myślenia. I bardzo dobrze.
https://blogzpotrzebypisania.blogspot.com/2017/07/dzieci-diuny-frank-herbert.html
"Diuna" była po prostu fantastyczna, zachwycająca i wciągająca. "Mesjasz Diuny" to z kolei był konkret, niewiele akcji, ale mnóstwo manipulacji i myślenia. "Dzieci Diuny" to jeszcze inna powieść, chyba trudniejsza od dwóch poprzednich. Gdybym miała w dwóch słowach ją opisać, to najtrafniejsze...
https://blogzpotrzebypisania.blogspot.com/2017/07/roland-stephen-king.html
Co można sądzić po pierwszej części, niewielkim objętościowo „Rolandzie”? Właściwie to niewiele. Jest sobie bezkresna pustynia i postapokaliptyczny świat. Jest jakiś Roland, ostatni rewolwerowiec. Goni on po tej pustyni tajemniczego człowieka w czerni – ni to maga, ni to uzdrowiciela, ni to księdza. Goni go, bo chce uzyskać informacje o położeniu Wieży. Czym jest ta Wieża? „Wieża była zawsze”. Tyle o niej wiemy.
Odkładam książkę, przeczytałam całą i mam więcej pytań niż przed jej rozpoczęciem. Ale ta niewiedza mnie nie denerwuje, nie dręczy, nie irytuje. Zmusza mnie do jak najszybszego sięgnięcia po kolejny tom.
W żadnym wypadku nie powinno się oceniać cyklu po pierwszej tylko jego części. „Roland” to tak naprawdę krótki wstęp, prolog nawet, zapowiadający, że coś się wydarzy. Ale co? Nawet nie próbuję zgadywać.
Oczywiście, że będę czytać dalej.
https://blogzpotrzebypisania.blogspot.com/2017/07/roland-stephen-king.html
Co można sądzić po pierwszej części, niewielkim objętościowo „Rolandzie”? Właściwie to niewiele. Jest sobie bezkresna pustynia i postapokaliptyczny świat. Jest jakiś Roland, ostatni rewolwerowiec. Goni on po tej pustyni tajemniczego człowieka w czerni – ni to maga, ni to uzdrowiciela, ni to księdza....
https://blogzpotrzebypisania.blogspot.com/2017/07/czas-pogardy-andrzej-sapkowski.html
Ciri znajduje się pod opieką Yennefer. Wraz czarodziejką udaje się na wyspę Thanedd, na wielki zjazd magów. Wcześniej jednak dziewczyna ucieka do pobliskiego Hirundum, gdzie przebywa Geralt. W taki sposób doprowadza do spotkania Yennefer i wiedźmina.
Tą właśnie drogą Geralt dostaje się na zjazd magów, do tego kłębowiska szpiegów, intrygantów, spiskowców i manipulantów. To wydarzenie ma zupełnie zmienić dalsze losy całego świata. W trakcie zjazdu dochodzi do puczu. Środowisko magów podzieliło się na dwa obozy: szpiegów Nilfgaardu i tych, którzy chcą ich wytępić. Dochodzi do prawdziwej walki, z której niewielu wyjdzie żywych. Yennefer wprowadza Ciri do zgromadzenia. Dziewczyna zaczyna wieszczyć. Widzi w swoich wizjach zagładę i śmierć. Później Yennefer pomaga Ciri uciec. Dociera ona do Wieży Mewy, gdzie znajduje portal do teleportacji. Jej śladami rusza Geralt i zdrajca – czarodziej Vilgefortz. Okazuje się, że to on ochraniał Rience’a. Czarodziej pokonuje wiedźmina i zostawia go zmasakrowanego. Z ratunkiem przychodzi Triss Merrigold.
Yenner i Ciri znikają. Geralt leczy rany ukryty w lesie driad. Tam dociera do niego Jaskier. Przekazuje mu smutne wieści. Porządek znanego im świata uległ totalnym zmianom. Nilfgaard zajmuje kolejne krainy i nie napotyka większego oporu.
Ciri przez portal dostaje się na tzw. Patelnię, straszną pustynię, na której nikt nie ma szans przeżyć. Kiedy jest już bliska śmierci, z pomocą przychodzi jej niespodziewanie jednorożec. Dziewczyna niedługo cieszy się wolnością. Trafiają na nią wysłannicy cesarza Nilfgaardu, który rozesłał najlepszych ludzi w poszukiwaniu Ciri. W jednej z karczm Ciri udaje się wydostać i w taki sposób trafia do bandy Szczurów.
Tytuł książki doskonale oddaje klimat powieści. Nadeszły trudne czasy dla Ciri i Geralta, czasy wojny, ognia i śmierci. To nie magiczne istoty są teraz największym niebezpieczeństwem. To sami ludzie są groźni.
Pierwszeństwo na scenie magia i mitologia musi oddać bardziej przyziemnym sprawom – polityce i spiskom. Szpiedzy są wszędzie. Każdy trzyma jakąś stronę. W całym tym paskudnym bałaganie wiedźmin Geralt z Rivii jest jedynym, który nie opowiadać się po żadnej ze strony, który chce być neutralny. Ale neutralność jest podła i przyjdzie mu za nią zapłacić wysoką ceną.
W „Czasie pogardy” przaśny i buńczuczny humor ustępuje miejsca czarnemu. Nikomu nie jest wesoło, ale każdy, czy to żołdak, wojak, czy anachroniczny wiedźmin muszą sobie z tym radzić.
Coraz więcej dowiadujemy się o samej Ciri. Odkrycie tego, kim była jej straszna praprababka otwiera przed nią i całym światem potworne perspektywy. Możliwości Ciri są wręcz niewyobrażalne. Czy jednak ona sama je odkryje?
A najbardziej Sapkowski zaintrygował mnie jednym maleńkim wtrąceniem zajmującym zaledwie kilkanaście linijek. Dał bowiem do zrozumienia, że mocą Ciri i losami świata decyduje nie przeznaczenie, a wyższe, bliżej nieznane istoty. A do istot tych należy jednorożec, którego spotkała Ciri na pustyni. Jestem bardzo ciekawa, jak potoczy się dalej ten wątek.
Poniżej cytat będący mieszanką czarnego humoru i wolnej interpretacji rodzimej historii:
„To nie będzie zwykła wojaczka, chłopy. Jakąś durnotę nowoczesną wymyślili wielmożni. Jakieś wyzwalanie, czy coś takiego. Nie idziem wroga bić, ale na te, no, nasze odwieczne ziemie, z tą, jak jej tam, braterską pomocą. Tedy baczność, co powiem: ludzisków z Aerdin nie ruszać, nie grabić...(…) Rzekłem, nie mordować, nie palić, bab…
Zyvik przerwał, zamyślił się.
- Baby – dokończył po chwili – gwałcić po cichu i tak, coby nikt nie widział.”
https://blogzpotrzebypisania.blogspot.com/2017/07/czas-pogardy-andrzej-sapkowski.html
Ciri znajduje się pod opieką Yennefer. Wraz czarodziejką udaje się na wyspę Thanedd, na wielki zjazd magów. Wcześniej jednak dziewczyna ucieka do pobliskiego Hirundum, gdzie przebywa Geralt. W taki sposób doprowadza do spotkania Yennefer i wiedźmina.
Tą właśnie drogą Geralt dostaje się...
https://blogzpotrzebypisania.blogspot.com/2017/07/krew-elfow-andrzej-sapkowski.html
Tak naprawdę główną bohaterką "Krwi elfów" wydaje się Ciri. Dziewczynkę nawiedzają straszliwe sny o oblężeniu Cintry. Teraz jest ona jednak bezpieczna pod opieką Geralta, którego zresztą uwielbia i któremu ufa. Geralt zabiera Ciri do najbezpieczniejszego miejsca, jakie zna, do siedliska wiedźminów, Kaer Morhen. Tam zostaje ona poddana wymagającemu wiedźmińskiemu szkoleniu.
Na Ciri poluje tajemniczy Rience. Yennefer i Jaskier ustalają, że pomaga mu potężny czarnoksiężnik, a ponadto, że jest on Nilfgaardczykiem. Dlaczego wrogie państwo chce odnaleźć Ciri, Lwiątko z Cintry?
Do Kaer Morhen dociera Triss Merrigold. Czarodziejka jest świadkiem transu, w jaki wpadła Ciri. Widzi także, jak trudnemu szkoleniu została ona poddana i jak została zupełnie odcięta od świata. Geralt ma zamiar na wiosnę wysłać Ciri do świątyni w Ellander. Kiedy dziewczyna wreszcie tam trafia, jej osobistą opiekunką zostaje Yennefer.
Tymczasem w lasach grasują bezlitosne, elfie komanda - Wiewiórki, Scoia'tael. Na Ciri czyha coraz więcej niebezpieczeństw. Wydaje się, że świątynia bogini Melitele jest dla niej bezpiecznym miejscem.
Powieść się trochę inaczej czyta niż opowiadania. Wcześniej było dynamicznie i konkretnie. Andrzej Sapkowski to jednak nie byle jaki autor. Dłuższym formom potrafi on dodać tyle samo energii, co krótszym. Dlatego właśnie powieść można przeczytać w jeden dzień.
Nie zawodzi oczywiście humor. Dwa dni zajęło mi przeczytanie "Krwi elfów" i "Czasu pogardy". i powiem szczerze, że uśmiałam się co niemiara. Nie miałam też pojęcia, iloma paskudnymi epitetami można nazwać nielubianych ludzi :)
Sapkowski swobodnie korzysta z polskich przysłów, nawiązuje do polskiej historii, naszych rodzimych przywar i śmiesznostek. Wiecie, interpretacja może być w zasadzie różna. Mimo to może zgodzicie się ze mną, że w poniższym cytacie jest pewne nawiązywanie z takiej polskiej cechy, jaką jest szczycenie się swoim męczeństwem:
„...nie czuję potrzeby ekspiacji z tytułu wydarzenia, które miało miejsce pół wieku przed moim urodzeniem….”.
W kwestii bohaterów zmieniło się niewiele. Geralt wciąż jest pełnym charyzmy chamem i gburem o paskudnym pysku i nieprzyjemnym uśmiechu. Jaskier to nicpoń, nadęty jak świński pęcherz bywalec wszystkich burdelów. Yennefer wciąż jest tak samo piękna, jak niebezpieczna. Biedna Ciri już nie jest taka bezbronna. Nie przepadam tylko za Triss Merrigold, bo tak ogólnie w życiu nie lubię głośnych ludzi, a ona jest dla mnie zbyt natrętna, przez to irytująca.
https://blogzpotrzebypisania.blogspot.com/2017/07/krew-elfow-andrzej-sapkowski.html
Tak naprawdę główną bohaterką "Krwi elfów" wydaje się Ciri. Dziewczynkę nawiedzają straszliwe sny o oblężeniu Cintry. Teraz jest ona jednak bezpieczna pod opieką Geralta, którego zresztą uwielbia i któremu ufa. Geralt zabiera Ciri do najbezpieczniejszego miejsca, jakie zna, do siedliska...
https://blogzpotrzebypisania.blogspot.com/2017/07/ostatne-zyczenie-andrzej-sapkowski.html
"Ostatnie życzenie" to zbiór sześciu opowiadań przeplatanych kolejnymi fragmentami siódmego - "Głosu rozsądku". Jeśli ktoś dopiero zabiera się za czytanie o Geralcie, to najlepiej zacząć właśnie od tej części. Będzie bardzo dobrym wprowadzeniem do świata stworzonego przez Sapkowskiego. Jest tu wszystkiego po trochu: polityka, magia, wiedźmini i czarodziejki, masa mitycznych istot, spora dawka baśni i słowiańskiej mitologii. Opowiadania pozwolą też na zaznajomienie się z językiem Sapkowskiego, a ten przecież nie wszystkim musi się podobać.
A co podoba mi samej się podoba?
Po pierwsze, swojskość. Nade wszystko kocham słowiańską mitologię i jest mi ona znacznie bliższa niż inne wierzenia. Zawsze więc, kiedy w jakiejś książce, filmie, muzyce natykam się na słowiańskie motywy, robi mi się cieplej na sercu. Jak więc mam nie kochać Sapkowskiego, w którego opowieściach strzygi, kikimory, wilkołaki, leszy, rusałki i masa innych istot pojawia się regularnie? Fantasy w swojskim, słowiańskim klimacie napisane ładną polszczyzną - jak tu nie kochać?
Po drugie, humor. Sapkowskiego, jak i Pratchetta nie powinno się czytać w miejscach publicznych, o ile nie chce się wyglądać jak wesoły wariat. Albo wręcz przeciwnie - trzeba, o ile chcemy również innym poprawiać humor. Śmiech jest zaraźliwy. Przyznaję, mało gdzie spotyka się tyle kulturalnych przekleństw co u Sapkowskiego. Nie byłam świadoma, jak wieloma określeniami można nazwać nielubianego bliźniego :) np. tutaj: "Tym razem to Jaskier, twój kumpel, ta powsinoga, ten truteń i nierób, ów kapłan sztuki, świecąca jasno gwiazda ballady i miłosnego wiersza. Jak zwykle opromieniony sławą, nadęty jak świński pęcherz i śmierdzący piwem." Pięknie, prawda?
Po trzecie, konkrety. Sapkowski się nie roztkliwia. Oszczędza nam długich opisów otoczenia, krajobrazu. Opowiadania są o konkretnych wydarzeniach. Ich bohaterowie są w nich, bo odgrywają jakąś rolę. W ten sposób każda z książek to wartościowe ok. 300 stron, a nie 600 o niczym.
Po czwarte, Geralt oczywiście. Z jednej strony, to co w nim ciekawego? Gbur jakich mało. Trochę za dużo myśli, czasem się nadmiernie rozczula, stworzony jednak do zabijania i unikania śmierci, co zresztą znakomicie mu wychodzi. Z drugiej strony, Geralt ma po prostu charyzmę. Nawet taka chropowata materia może być całkiem przyjemna no i przyciągająca.
Z ciekawostek:
Sapkowski stworzył swoją wersję bajki o Królewnie Śnieżce. I jest to wersja bardzo ekstrawagancka. Królewna Renfri zamieszkała z siedmioma gnomami, "których przekonała, że bardziej opłaca się łupić kupców na drogach niż zapylać sobie płuca w kopalni. Powszechnie nazywaną ją Dzierzbą, bo pojmanych żywcem lubiła nabijać na zaostrzone kołki."
https://blogzpotrzebypisania.blogspot.com/2017/07/ostatne-zyczenie-andrzej-sapkowski.html
"Ostatnie życzenie" to zbiór sześciu opowiadań przeplatanych kolejnymi fragmentami siódmego - "Głosu rozsądku". Jeśli ktoś dopiero zabiera się za czytanie o Geralcie, to najlepiej zacząć właśnie od tej części. Będzie bardzo dobrym wprowadzeniem do świata stworzonego przez...
Klasyka, książka na liście 100, które trzeba przeczytać przed śmiercią, do tego lektura szkolna, kultowa opowieść co jakiś czas przewijająca się w komercyjnym świecie. Kto nie słyszał o Holdenie z "Buszującego w zbożu"?
Ja żałuję, że nie zabrałam się za tę książkę parę lat temu, ale nie dlatego, że jest tak wspaniała. Kiedy miałam naście lat, miałam inny punkt widzenia. Teraz jako dorosły człowiek mogę wytknąć Holdenowi wiele błędów i pomimo własnej dość buntowniczej natury odciąć się od jego pojęcia buntu i wolności.
Jak się jest młodym i niedojrzałym, to cały świat z dorosłymi na czele wydaje się głupi, obłudny, zakłamany i podły. Nie chce się dorastać i stać się częścią systemu. Jak się jest starszym, zyskuje się świadomość. Dorosły człowiek też może być wolny, ale robi to po prostu lepiej i mądrzej.
Bo to nie sztuka krytykować świat. Sztuką jest go zmieniać.
Holden to nastolatek, który gardzi całym światem. Wszędzie widzi tylko kłamstwo i obłudę. Bardzo łatwo ocenia innych, a takie szybkie oceny rzadko bywają zgodne z faktycznym stanem rzeczy. Holden na tym nieustannym krytykowaniu kończy. Nie zmienia rzeczywistości wokół siebie. Nie jestem pewna, czy sam wie, jak ta rzeczywistość powinna wyglądać.
Holden dla wielu był symbolem rewolucji. Dla mnie to taki leniwy, nadzwyczaj bierny rewolucjonista.
Kto wie, może gdybym przeczytała tę książkę w wieku 15 lat, kiedy tak naprawdę gówno o życiu wiedziałam i cały świat wydawał się głupi, a ja jedna mądra, to Holden byłby dla mnie bohaterem.
Mimo wszystko każdy sam powinien przeczytać "Buszującego w zbożu". Choćby po to, żeby mieć swoją własną opinię na temat tej książki. Cieszę się, że wreszcie sama to zrobiłam.
https://blogzpotrzebypisania.blogspot.com/2017/07/buszujacy-w-zbozu-jd-salinger.html
Klasyka, książka na liście 100, które trzeba przeczytać przed śmiercią, do tego lektura szkolna, kultowa opowieść co jakiś czas przewijająca się w komercyjnym świecie. Kto nie słyszał o Holdenie z "Buszującego w zbożu"?
Ja żałuję, że nie zabrałam się za tę książkę parę lat temu, ale nie dlatego, że jest tak wspaniała. Kiedy miałam naście lat, miałam inny punkt widzenia....
"Wielki Gatsby" to klasyk literatury. A z klasykami tak jakoś jest, że niby każdy powinien je znać i czytać, a nikt tego nie robi.
O czym jest ta niewielka powieść? O gównach zawiniętych w sreberka. O całym koszyku takich błyszczących cukierków, spośród których tylko jeden nie jest śmierdzącym gównem, a prawdziwym przysmakiem. Takim wyjątkiem jest pan Gatsby. Człowiek, który pojawił się znikąd i stworzył swoje życie na nowo. Którego każdy znał, a nikt nie wiedział, kim właściwie jest. Wspaniały człowiek organizujący największe przyjęcia, otoczony co weekend tabunem ludzi a jednocześnie człowiek na wskroś samotny. Pan Gatsby nie pasował do swoich czasów, do żyjących w nich ludzi. Pan Gatsby właściwie nie pasowałby do żadnych czasów. W każdych byłby dziwadłem, dla jednych egzotycznym ptakiem, dla innych podejrzanym typem.
Symbolem czasów jest natomiast Daisy i jej mąż, Tom. Ona to kobieta próżna i totalnie zepsuta, nieposiadająca żadnego kręgosłupa moralnego, pragnąca tylko komfortu i przyjemności. On tak samo jak żona przykłada uwagę tylko do własnych wygód. Jest przy tym znacznie bardziej bezwzględny. Kiedy coś zagraża stworzonemu przez niego bezpiecznemu i przyjemnemu życie, z tego pozornie eleganckiego mężczyzny wychodzą najbardziej prymitywne cechy.
Cała opowieść jest od początku do końca tragiczna. Od razu ma się wrażenie, że lada chwila pana Gatsby'ego spotka coś złego. W żadnym świecie, w żadnych okolicznościach ktoś tak niepasujący do reszty nie ma prawa bytu. W taki czy inny sposób musi on zniknąć.
Choć nie porwała mnie jakoś szczególnie ta powieść, to nie mogę powiedzieć, że mi się nie podobała. To książka, którą warto przeczytać, która trafia do serca i pozostaje w nim. Nie jest tak, że się ją odłoży na półkę i zapomni. Raz na jakiś czas trochę ze smutkiem, ale i przyjemnością Wielki Gatsby się przypomni.
Nie mogę oczywiście nie wspomnieć o filmie z Leonardo DiCaprio. Aktor naprawdę rewelacyjnie wcielił się w rolę Gatsby'ego. Scena pierwszego spotkania Nicka, narratora, ze swoim sąsiadem odegrana doskonała znakomicie. To wspaniałe przyjęcie pełne blichtru i luksusu, a w nim ON - inny, tajemniczy i tak intrygujący pan gospodarz.
https://blogzpotrzebypisania.blogspot.com/2017/07/wielki-gatsby-f-s-fitzgerald.html
"Wielki Gatsby" to klasyk literatury. A z klasykami tak jakoś jest, że niby każdy powinien je znać i czytać, a nikt tego nie robi.
O czym jest ta niewielka powieść? O gównach zawiniętych w sreberka. O całym koszyku takich błyszczących cukierków, spośród których tylko jeden nie jest śmierdzącym gównem, a prawdziwym przysmakiem. Takim wyjątkiem jest pan Gatsby. Człowiek,...
http://blogzpotrzebypisania.blogspot.com/2017/06/zielona-mila-stephen-king.html
Po pierwsze, żyłam w jakimś dziwnym przeświadczeniu, że "Zielona Mila" to opowiadanie. Nie wiem, skąd to się wzięło. Może zasugerowałam się "Skazanymi na Shawshank"?
Po drugie, bardzo rzadko zdarza się, że film jest równie dobry jak książka lub po prostu nie robi wstydu autorowi. Zdarzają się jednak perełki albo po prostu ekranizacje przyzwoite. Do tych pierwszych na pewno zaliczyłabym "Zieloną Milę". Tom Hanks idealnie wpisał się w rolę Paula Edgecombe'a. Świetna była też rola Brutala i samego Johna Coffey'a. Film był rewelacją, ale książka...
...książka jest przepiękna. To jest jednak talent. W historii, gdzie śmierć odgrywa rolę pierwszoplanową, można ukryć za pomocą słów i emocji takie czyste i szlachetne piękno. Pisarz nie tylko musi mieć wyobraźnię, by stworzyć ciekawą historię. Dobry pisarz musi zawładnąć sercami, musi znaleźć do nich jakiś uniwersalny klucz. Doskonały pisarz będzie umiał taki klucz dopasować do praktycznie każdej historii, nawet tak brutalnej, męskiej i po ludzku nieprzyjemnej.
Od kiedy przeczytałam "Zieloną Milę", jest ona moją ulubioną powieścią Kinga.
W sumie mogłabym jeszcze pisać i pisać. O budowaniu napięcia poprzez zapowiadanie tej strasznej śmierci Delacroix, o tym, że nie można osądzać, że nic nie jest takie, jakie się wydaje itd. Nie będę. Niech każdy przeczyta sam. Książka nie jest jakaś ogromna. 400 stron to na obecne czasy niewiele. Grafomańscy pisarze tworzą bzdurne powieści o niczym na 700 stron. Ludzie je czytają, a potem o nich zapominają. Po co czytać książki, które nie wnoszą nic do życia? Po co czytać opasłe, ale puste tomiszcza, skoro na kilkudziesięciu czasem stronach można znaleźć takie przesłania, że szczęka opada, a życie zaczyna smakować zupełnie inaczej?
http://blogzpotrzebypisania.blogspot.com/2017/06/zielona-mila-stephen-king.html
Po pierwsze, żyłam w jakimś dziwnym przeświadczeniu, że "Zielona Mila" to opowiadanie. Nie wiem, skąd to się wzięło. Może zasugerowałam się "Skazanymi na Shawshank"?
Po drugie, bardzo rzadko zdarza się, że film jest równie dobry jak książka lub po prostu nie robi wstydu autorowi. Zdarzają...
Widzieliście film? Tam rolę Annie Wilkes grała Kathy Bates, za co zresztą otrzymała Oscara. Zasłużyła na niego w 100 procentach. Doskonale udało jej się oddać szaleństwo Annie. Była w tym paranoja, totalny brak logiki i głupota przy jednoczesnych przebłyskach jakiegoś zimnego wyrachowania, obsesja, jakaś chora miłość, czyli cała masa dziwnych uczuć tworzących razem bardzo niebezpieczną mieszankę. Tak w książce, jak i filmie rola Paula Sheldona, czyli uwięzionego pisarza jest w zasadzie niewielka, przynajmniej w porównaniu do szalonej Annie.
W "Misery" w zasadzie nie dzieje się za wiele. Nie ma szalonych zwrotów akcji, tabunu zróżnicowanych postaci i wątków. Jest bardzo prosto. Książka ta jest właściwie takim studium szaleństwa. I to takiego przerażającego szaleństwa, bo czasem właśnie nielogicznego i przez to nieprzewidywalnego, a czasem wręcz niebezpiecznie wyrachowanego i zaplanowanego.
King nierzadko nazywany jest mistrzem grozy. W jego powieściach znaleźć można najróżniejsze stwory, nie zawsze tak samo straszne. Tymczasem Annie Wilkies to kobieta z krwi i kości, prawdziwy, zupełnie śmiertelny człowiek. Mimo to według mnie mogłaby ona stanąć w jednym szeregu z takimi potworami jak Pennywise. Może właśnie to jej "człowieczeństwo" sprawia, że jest ona jeszcze bardziej przerażająca.
http://blogzpotrzebypisania.blogspot.com/2017/06/misery-stephen-king.html
Widzieliście film? Tam rolę Annie Wilkes grała Kathy Bates, za co zresztą otrzymała Oscara. Zasłużyła na niego w 100 procentach. Doskonale udało jej się oddać szaleństwo Annie. Była w tym paranoja, totalny brak logiki i głupota przy jednoczesnych przebłyskach jakiegoś zimnego wyrachowania, obsesja, jakaś chora miłość, czyli cała masa dziwnych uczuć tworzących razem bardzo...
więcej mniej Pokaż mimo to
http://blogzpotrzebypisania.blogspot.com/2017/05/uczennica-maga-trudi-canavan.html
Całą książkę można opowiedzieć w kilku zdaniach. Tessia chce zostać Uzdrowicielką, tak jak jej ojciec. Ponieważ jest kobietą, jest to mało prawdopodobne. Okazuje się, że posiada talent magiczny. Trafia na nauki do Mistrza Dakona. Wkrótce dochodzi do wojny z Sachakanami. Przez 3/4 powieści magowie zbierają się do walki. Z punktu widzenia akcji, fabuły, opowieści, jakiejś przygody ta książka leży. Jest wybitnie nudna. Tu się naprawdę nic nie dzieje. Nie oznacza to jednak, że trzeba ją przekreślić.
"Uczennica Maga" może się spodobać tylko miłośnikom poprzednich Trylogii. Jeśli kogoś zafascynował świat Kyralii i Krain Sprzymierzonych, świat Magów i Gildii, to ta powieść jest właśnie dla niego. Mamy tu bowiem wszystko, o czym wspominali dawni bohaterowie, także to, nad czym pracował Mistrz Dannyl. Dowiadujemy się, jak powstała Gildia Magów, jakie zasady panowały przed jej powstaniem, jak kiedyś Magowie posługiwali się wyższą, potem czarną magią. Jesteśmy świadkami upadku Sachaki, również powstania Azylu Zdrajców. Jest tu mnóstwo faktów i teorii, bardzo mało natomiast akcji.
http://blogzpotrzebypisania.blogspot.com/2017/05/uczennica-maga-trudi-canavan.html
Całą książkę można opowiedzieć w kilku zdaniach. Tessia chce zostać Uzdrowicielką, tak jak jej ojciec. Ponieważ jest kobietą, jest to mało prawdopodobne. Okazuje się, że posiada talent magiczny. Trafia na nauki do Mistrza Dakona. Wkrótce dochodzi do wojny z Sachakanami. Przez 3/4 powieści...
http://blogzpotrzebypisania.blogspot.com/2017/05/szkaratna-wdowa-graham-masterton.html
Jeszcze nigdy nie czytałam żadnej książki Mastertona. "Szkarłatna wdowa" to mój pierwszy raz i nie jestem pewna, czy jest to dobra pozycja do zapoznania się z twórczością tak wielkiego autora horrorów.
Po Mastertonie spodziewałam się wiele. Miałam ogromne oczekiwania. Sądziłam, że jego książka będzie takim pewniakiem. I co? I na oczekiwaniach się skończyło.
Autor obiecuje, że "Szkarłatna wdowa" to takie XVIII-wieczne CSI. Córka londyńskiego aptekarza, Beatrice wychodzi za mąż i ze świeżo upieczonym małżonkiem, pastorem, wyrusza do Nowego Świata. Po kilku latach spokojnego życia zaczynają się dziać wokół niej bardzo dziwne rzeczy. Świnie i krowy umierają na tajemnicze choroby. Chorują także dzieci. Mieszkańcy przypisują te dziwne wypadki siłom nadprzyrodzonym, szatanowi i jego demonom. Beatrice wie jednak, że każdy z tych wypadków ma racjonalne wytłumaczenie.
Najpierw plusy. Akcja toczy się bardzo szybko. Dzieje się wiele. Wydarzenia układają się w spójną całość. Tyle.
A tak poza tym. Przeczytałam tę książkę i już. Nie mam po niej żadnych refleksji, nie skłoniła mnie do zastanowienia się nad jakimiś życiowymi kwestiami. Nie wzruszyła, nie przestraszyła. Przesłodzone rozmowy Beatrice z mężem nudziły. Postaci były i znikały. Żadna nie pozostawiła po sobie jakiegoś śladu. Również główna bohaterka niczym się nie wyróżniała. Bardziej określiłabym tę powieść jako przygodową, a nie detektywistyczną. Nie jest zła, tylko taka nijaka.
Nie oceniam autora po jednej pozycji. Na szczęście. Nigdy nie czytam opinii o książce, którą mam dopiero przeczytać. Gdybym tak robiła, dowiedziałabym się, że lepiej nie zaczynać Mastertona właśnie od "Szkarłatnej wdowy", bo znacznie odstaje od innych jego książek. To spore pocieszenie. Na pewno sięgnę po przynajmniej jedną powieść tego autora, choć jeszcze nie wiem, którą.
http://blogzpotrzebypisania.blogspot.com/2017/05/szkaratna-wdowa-graham-masterton.html
Jeszcze nigdy nie czytałam żadnej książki Mastertona. "Szkarłatna wdowa" to mój pierwszy raz i nie jestem pewna, czy jest to dobra pozycja do zapoznania się z twórczością tak wielkiego autora horrorów.
Po Mastertonie spodziewałam się wiele. Miałam ogromne oczekiwania. Sądziłam, że jego...
http://blogzpotrzebypisania.blogspot.com/2017/05/hobbit-jrr-tolkien.html
"Hobbita" przyjemnie się czyta, bo brzmi jak powieść gawędziarza. Zamykam oczy i z łatwością wyobrażam sobie staruszka z długą brodą i drewnianą fajką siedzącego przy kominku i opowiadającego baśnie i gawędy. Łatwo popłynąć, zanurzyć się w taki sposób narracji. Tolkien oczywiście nie zawodzi swoimi plastycznymi opisami, ale to już kwestia talentu pisarskiego, którego mu nie można odmówić.
"Hobbit" powinien być czytany na samym początku. Jeśli ktoś dopiero się przymierza do Tolkiena, to niech zacznie od tej właśnie niewielkiej książki. Pozwala ona na zaznajomienie się ze światem Śródziemia i poznanie ras. Fajnie i jasno są opisane cechy elfów, krasnoludów, hobbitów czy nawet goblinów. No i mamy szansę dowiedzieć się, skąd u Bilba ten Pierścień.
Jeszcze kwestia tego nieszczęsnego filmu. Moim zdaniem głupio to zrobili twórcy rozciągając fabułę jednej książki na aż trzy przydługie filmy. Wynikła z tego po prostu nuda. Parę wątków zostało dodanych, jak choćby pojawienie się Legolasa. Jedno natomiast w filmie mi się podobało, ale doceniłam to dopiero po przeczytaniu książki. Martin Freeman w roli Bilbo Bagginsa spisał się świetnie. Znakomicie oddał wahanie Bilba, który przez całą podróż tęsknił do swojej zacisznej norki, ale w sumie w głębi duszy z tej ryzykownej przygody by nie zrezygnował.
http://blogzpotrzebypisania.blogspot.com/2017/05/hobbit-jrr-tolkien.html
"Hobbita" przyjemnie się czyta, bo brzmi jak powieść gawędziarza. Zamykam oczy i z łatwością wyobrażam sobie staruszka z długą brodą i drewnianą fajką siedzącego przy kominku i opowiadającego baśnie i gawędy. Łatwo popłynąć, zanurzyć się w taki sposób narracji. Tolkien oczywiście nie zawodzi swoimi...
http://blogzpotrzebypisania.blogspot.com/2017/04/gos-bogow-trudi-canavan.html
"Głos bogów" to ostatnia część Ery Pięciorga. Jak może pamiętacie, druga część mnie zachwyciła. Po tej spodziewałam się czegoś równie dobrego. A co dostałam?
Auraya nie jest już Białą. Mimo to wciąż posiada ogromną moc. Pragnie opiekować się swoimi ukochanymi Siyee.
Mirar wyruszył na południe. Poszukuje innych tkaczy snów.
Emerahl z kolei wyrusza na poszukiwanie tajemniczego Zwoju Bogów, który ma kryć tajemnice Bogów cyrklian i pentadrian.
Bogowie wybrali zastępczynię Aurai – kapłankę Ellę. Czy ona będzie bardziej posłuszna?
Pentadrianie pragną zemsty. Czy do ostatecznego zwycięstwa doprowadzi ich Pierwszy Głos Neukan?
Przyznam, że pierwsza połowa niesamowicie się dłużyła. Przede wszystkim dokładnie można w niej poznać Ellę z Białych – osobę będącą zupełnym przeciwieństwem Aurai. Ella to fanatyczka z krwi i kości. Bezkrytycznie i zupełnie bezmyślnie słucha poleceń Bogów i je wypełnia. Dała się poznać z tej brzydkiej strony wiele razy.
W drugiej połowie akcja rozpędza się. Czytelnik nie powinien czuć się zawiedziony.
Neukan pokazuje swoją drugą, straszną twarz. Bogowie potwierdzają tylko to, co w drugiej części można było przypuszczać. Auraya oddala się od nich coraz bardziej, a jednocześnie coraz bardziej zbliża się do Dzikich.
Właśnie Dzicy – Bliźnięta, Emerahl, Mewa i Mirar odegrają w tej części główną rolę. Władają oni o wiele większą siłą i mocą magiczną niż inni, a pod wieloma względami przewyższają także samych Bogów. No właśnie, Bogowie...
Bogowie u Trudi Canavan okazują się bardzo ludzcy. Z biegiem czasu poznajemy ich złe strony. Są mściwi, zawzięci, potrafią się kłócić jak małe dzieci w piaskownicy. Finalnie jednak okazują się jeszcze gorsi niż ktokolwiek mógłby się spodziewać. To, czego w drugiej części i od początku trzeciej można było się tylko domyślać, na sam koniec okazuje się niestety prawdą.
Trzecia część doskonale podsumowuje Erę Pięciorga. Wszystkie sprawy zostały załatwione, zagadki wyjaśnione. Szkoda tylko trochę rozstawać się z bohaterami. Ja osobiście coraz bardziej lubiłam Mirara i Emerahl. Wciąż też potwierdzam, że ta trylogia znacznie bardziej przypadła mi do gustu niż książki o Sonei.
Jeszcze tylko jedna książka Trudi Canavan została mi do przeczytania – „Uczennica Maga”. Jak na razie jednak biorę się wreszcie za „Hobbita”.
http://blogzpotrzebypisania.blogspot.com/2017/04/gos-bogow-trudi-canavan.html
"Głos bogów" to ostatnia część Ery Pięciorga. Jak może pamiętacie, druga część mnie zachwyciła. Po tej spodziewałam się czegoś równie dobrego. A co dostałam?
Auraya nie jest już Białą. Mimo to wciąż posiada ogromną moc. Pragnie opiekować się swoimi ukochanymi Siyee.
Mirar wyruszył na południe....
https://blogzpotrzebypisania.blogspot.com/2017/08/pani-jeziora-andrzej-sapkowski.html
Tak w „Wieży Jaskółki”, jak i tutaj Ciri wciąż spotyka coś złego. Wciąż ktoś chce ją wykorzystać. Sa chyba tylko dwie osoby, którym naprawdę zależy na jej samej, a nie jej dziecku, jej krwii łożysku. To oczywiście Geralt i Yennefer.
„Pani Jeziora” to wciąż sporo wątków, które tu jednak musiały się pojawić. Ostatnia część cyklu powinna bowiem zakończyć wszystkie rozpoczęte wcześniej wątki. Autorowi się to udało. Niektóre sprawy zostały zakończone dość krwawo, inne po prostu mało przyjemnie. Trzeba przyznać, że w ogóle zakończenie jest takie słodko-gorzkie z naciskiem na gorzkie. Cieszy mnie to, że Ciri uwolniła się od mocy Przeznaczenia, które w jej wypadku nie zawsze zapewniało szczęście i spokój.
Pojawiło się jednak jedno bardzo duże zaskoczenie, które totalnie zmieniło cały sens historii. Mówię tu o wyjawieniu, kim jest cesarz Nilfgaardu. Dla graczy nie będzie to zaskoczenie, ale pozostali będą w niemałym szoku.
Jedno mi się tylko nie podobało – kapłanki Nimue i Condwiramus. Dało mi to tylko wiedzę taką, że Ciri, Geralt i Yennefer przeszli do historii, a Jaskier faktycznie napisał swoje wiekopomne dzieło.
https://blogzpotrzebypisania.blogspot.com/2017/08/pani-jeziora-andrzej-sapkowski.html
więcej Pokaż mimo toTak w „Wieży Jaskółki”, jak i tutaj Ciri wciąż spotyka coś złego. Wciąż ktoś chce ją wykorzystać. Sa chyba tylko dwie osoby, którym naprawdę zależy na jej samej, a nie jej dziecku, jej krwii łożysku. To oczywiście Geralt i Yennefer.
„Pani Jeziora” to wciąż sporo wątków, które tu jednak...