-
ArtykułyAntti Tuomainen: Tworzę poważne historie, które ukrywam pod absurdalnym humoremAnna Sierant2
-
ArtykułyKsiążka na Dzień Dziecka: znajdź idealny prezent. Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
Artykuły„Zaginiony sztetl”: dalsze dzieje Macondo, a może alternatywna historia Goraja?Remigiusz Koziński3
-
Artykuły„Zależy mi na tym, aby moje książki miały kilka warstw” – wywiad ze Stefanem DardąMarcin Waincetel2
Biblioteczka
2013-07-31
2013-07-27
Chyba najlepsza część z Kronik Bane'a (jak do tej pory). Można uzupełnić wiedzę o Herondale'ach, wyniesioną z "Piekielnych maszyn" i dowiedzieć się czegoś więcej o Magnusie i Camille oraz Porozumieniach.
Chyba najlepsza część z Kronik Bane'a (jak do tej pory). Można uzupełnić wiedzę o Herondale'ach, wyniesioną z "Piekielnych maszyn" i dowiedzieć się czegoś więcej o Magnusie i Camille oraz Porozumieniach.
Pokaż mimo to2013-07-27
2013-07-25
Powiem tyle, że końcówka jest zaskakująca. Kocham Magnusa, ale ten epizod raczej nie jest zbyt zachwycający, jeżeli chodzi o styl.
Mimo wszystko, wywołuje uśmiech.
Powiem tyle, że końcówka jest zaskakująca. Kocham Magnusa, ale ten epizod raczej nie jest zbyt zachwycający, jeżeli chodzi o styl.
Mimo wszystko, wywołuje uśmiech.
2013-07-24
To nie jest książka,tym bardziej seria, pisana dla osób nieczytających, pod publiczkę, dla rozgłosu czy pieniędzy. "Piekielne maszyny" to trylogia stworzona z przyjemnością i rozmysłem. Pokochałam ją. Pokazała mi parę rzeczy, na które do tej pory nie zwracałam uwagi; nauczyła nowych, które okazują się genialne w swojej prostocie.
Bo prawda jest taka, że na tej właściwej szali bardziej warta jest suma uczuć jakie przeżywamy z drugą osobą, a nie rozstanie.
Postaram się nie zapomnieć o tej serii. Bo naprawdę warto zachować ją w pamięci i polecam ją każdemu, kto waha się nad podjęciem z nią przygody, jeżeli rozczarował się "Darami Anioła". Pomijając wspaniały język, miłość do książek i nie tylko, intrygi i tajemnice cała ta powieść stała się moją dobrą przyjaciółką.
To nie jest książka,tym bardziej seria, pisana dla osób nieczytających, pod publiczkę, dla rozgłosu czy pieniędzy. "Piekielne maszyny" to trylogia stworzona z przyjemnością i rozmysłem. Pokochałam ją. Pokazała mi parę rzeczy, na które do tej pory nie zwracałam uwagi; nauczyła nowych, które okazują się genialne w swojej prostocie.
Bo prawda jest taka, że na tej właściwej...
2013-07-19
TAK, NAPRAWDĘ, TA SERIA JEST O WIELE LEPSZA OD "DARÓW ANIOŁA".
Może to dziwne, a może nie, ale dałam się ponieść emocjom. Czuję się sfrustrowana i chcę jak najszybciej zacząć czytać następną część, żeby dowiedzieć się, co dalej. Zdecydowanie stałam się fanką "piekielnych maszyn", mimo że nie jest to jakaś poważniejsza lektura.
TAK, NAPRAWDĘ, TA SERIA JEST O WIELE LEPSZA OD "DARÓW ANIOŁA".
Może to dziwne, a może nie, ale dałam się ponieść emocjom. Czuję się sfrustrowana i chcę jak najszybciej zacząć czytać następną część, żeby dowiedzieć się, co dalej. Zdecydowanie stałam się fanką "piekielnych maszyn", mimo że nie jest to jakaś poważniejsza lektura.
2013-07-16
Książkę skończyłam czytać nad ranem i muszę przyznać, że seria "Piekielne maszyny" zdecydowanie bardziej podoba mi się od "Darów Anioła" i jest napisana lepszym językiem, przez co przyjemnie się ją czyta. Tak przynajmniej sądzę po przeczytaniu pierwszej z części.
Pomysł jest naprawdę kreatywny i znajduje się element zaskoczenia, zwrot akcji, tajemnice, które tylko trochę zostają odkryte. Mam nadzieję, że kolejne książki z tej sagi mnie nie rozczarują.
Książkę skończyłam czytać nad ranem i muszę przyznać, że seria "Piekielne maszyny" zdecydowanie bardziej podoba mi się od "Darów Anioła" i jest napisana lepszym językiem, przez co przyjemnie się ją czyta. Tak przynajmniej sądzę po przeczytaniu pierwszej z części.
Pomysł jest naprawdę kreatywny i znajduje się element zaskoczenia, zwrot akcji, tajemnice, które tylko trochę...
2013-07-01
2013-07-01
2013-07-01
2013-07-01
2013-07-13
Piszę opinię o całej sadze tutaj, będąc świadoma, że jest to przedostatni tom. Jednakże ostatnia część nie została jeszcze wydana, a chcę ustosunkować się do serii zanim zapomnę, co chciałam napisać.
"Dary Anioła" czytałam już jakiś czas temu, około dwóch lat wstecz, kiedy jeszcze zapowiadały się na trylogię (przynajmniej tak mi się wydaje). Odświeżyłam w pamięci pierwsze trzy tomy i wzięłam się za dwa następne, których wydaje mi się, że nie czytałam wcześniej. Zrobiłam to ze względu na ciekawość i na Zlot Nocnych Łowców, na który się wybieram niebawem.
Czuję się dziwnie pusta i nie wiem konkretnie, jakie słowa chciałabym przytoczyć. To nie jest najlepsza seria, jaką kiedykolwiek czytałam. Pojawiały się w niej nieścisłości, zaprzeczenia, takie jak wiek Magnusa Bane'a czy losy Cichego Brata o imieniu Zachariasz. Muszę jednak powiedzieć, że opowieść momentami trzyma w napięciu, przyprawia o żywsze bicie serca i można ją polubić na swój sposób. Nie jest też to moja ulubiona historia, ale jednak darzę ją sympatią, a jest to chyba najbardziej spowodowane postaciami w niej ukazanymi. Wielki Czarownik Brooklynu i Isabelle Lightwood są bohaterami, których uwielbiam.
Irytowały mnie opisy miłosnych uniesień poszczególnych par nie dlatego, że jestem hejterem życia, ale dlatego, że były do siebie bardzo podobne. "O, czułam twarde mięśnie jego muskuł, żar opanowujący moje ciało". Czasem mam wrażenie, że współczesne książki są pisane w szczególności dla tych, którzy NIE czytają. Ale nieważne.
To kolejna seria, którą nie lubię i lubię, uwielbiam i darzę jakąś dozą niechęci. Nie mogę odmówić Cassie wspaniałego języka, zabawnych dialogów i czasem zadziwiających porównań, które zdobywają szacunek. Ale brakowało mi czegoś. A może to już mój spaczony mózg.
Mimo to, daję taką, a nie inną ilość gwiazdek, bo... mogę. Chyba nie chce mi się nikomu z tego tłumaczyć.
Piszę opinię o całej sadze tutaj, będąc świadoma, że jest to przedostatni tom. Jednakże ostatnia część nie została jeszcze wydana, a chcę ustosunkować się do serii zanim zapomnę, co chciałam napisać.
"Dary Anioła" czytałam już jakiś czas temu, około dwóch lat wstecz, kiedy jeszcze zapowiadały się na trylogię (przynajmniej tak mi się wydaje). Odświeżyłam w pamięci pierwsze...
2013-06-28
Rowling... Znowu doprowadziłaś mnie do ataku histerycznego płaczu, mimo że teraz jestem dojrzalsza, inaczej rozumiem śmierć i okrucieństwo.
Piszę recenzję chwilę po przeczytaniu ostatnich linijek tekstu. Twarz mam opuchniętą jak burak po deszczu i gdy zobaczyłam się w odbiciu lustra w łazience, z rozmazanym tuszem na licu, zaczęłam chichotać. Czy to dowodzi mojemu rozchwianiu emocjonalnemu?
Za co kocham tę książkę? Za to, że widzi świat moimi oczami (egocentryzm). Autorka doskonale, niemalże z bolesną szczerością, z brutalnością pokazuje prawdziwe motywy bohaterów, odsłania ich prawdziwe, wewnętrzne oblicza i hipokryzję. Myślę, że część Czytelników może odczuć odrazę do postaci, które zachowują się w tak próżny sposób, barykadują się w zimnych ścianach własnych domów i lęków o najróżniejsze sfery ich życia, często również wyimaginowane. Ale tutaj trzeba sobie zadać ważne pytanie: czy sami tacy nie jesteśmy? Czy osądzając drugiego człowieka, nie dostrzegamy własnej hipokryzji?
Kocham tę książkę, bo jest prosta. Zwyczajnie dlatego. Odzwierciedla dokładnie to, co zdarza się w rzeczywistości, z całą nieprzyjemną otoczką tych wydarzeń i ich konsekwencji. I najpiękniejsze jest to, że po zakończeniu życie mieszkańców Pagford będzie toczyło się dalej, a tym, którym to wszystko w niezauważalny, delikatny sposób otworzyło to oczy, będą mogli naprawić swoje błędy, a ich rekompensata pozostanie równie niezauważona.
Teraz siądę sobie w kąciku z kocem na głowie i pozbieram swoje rzycie od nowa.
Rowling... Znowu doprowadziłaś mnie do ataku histerycznego płaczu, mimo że teraz jestem dojrzalsza, inaczej rozumiem śmierć i okrucieństwo.
Piszę recenzję chwilę po przeczytaniu ostatnich linijek tekstu. Twarz mam opuchniętą jak burak po deszczu i gdy zobaczyłam się w odbiciu lustra w łazience, z rozmazanym tuszem na licu, zaczęłam chichotać. Czy to dowodzi mojemu...
2013-06-05
To jedna z tych lektur szkolnych, która moim zdaniem jest... kompletnie beznadziejna.
W takich przypadkach jak ten, patrząc z ponurym zrezygnowaniem na przeczytaną powieść, zadaję sobie pytanie "po co?". Po co w ogóle jesteśmy zmuszani to czytania takiej pozycji jak ta? Co ona wnosi do życia dojrzewających uczniów, jak ona przedstawia swoją epokę, czemu marnotrawi mój czas?
Nie mogę jednak odmówić pewnej idei tej książce, ponieważ owszem, ona istnieje, ale została przedstawiona w tak nudny sposób, że przeciętny licealista, kończąc czytać, mógłby zadać sobie pytanie "o czym to było?''. Ktoś mógłby mnie porównać w tym momencie do jednego z krytyków w salonie u Czernisza, którzy odrzucili ideę doktora Tomasza, ale nie występuję tutaj w tak negatywnej postaci. Chodzi mi o książkę jako ogół, a nie pojedynczą myśl - bezinteresowną pomoc ubogim. Absurdalna znajomość Joanny Podborskiej z Judymem i ich równie absurdalne dialogi - to jedne z aspektów, których nie potrafię zrozumieć. Autor wykreował z bohatera postać biblijną, męczennika, który wyrzekając się wszelkich dóbr poświęca się społeczeństwu niższemu ze względu na zachwiane poczucie przymusu spłacenia długu. Nie mówię tu jednakże, że owe poczucie jest fałszywe, ale kompletnie nie rozumiem, dlaczego wyrzekł się miłości. Nie wspominając już o tym, że skrycie gardził tym motłochem; sam, mając usposobienie delikatnie próżnego estety czuł pociąg do warstw wyższych, choć mimo własnych osiągnięć niedostępnych oraz skrywany przez samego siebie żal i tęsknotę za utraconą ukochaną.
Rozpoczęte, lecz niezakończone wątki są moim kolejnym argumentem za moją niechęć do tej książki. Historię Wiktora Judymy, jego żony i dzieci mogłabym potraktować jako zabawną anegdotę, lecz tajemniczą śmierć, a raczej młodzieńca rozpaczającego po samobójczym akcie Korzeckiego nie potrafię odpuścić. Być może autor pragnął zmusić czytelnika do głębszej refleksji, ale niestety - nie ma jej, ponieważ jest to jedynie chytry zabieg, kiedy nie wie się co zrobić, ale jednocześnie chce się, żeby wyszło elegancko.
Cechą charakterystyczną powieści jest to, że na pierwszy rzut oka n i c się w niej nie dzieje. Sporadyczne wydarzenia są otoczone przez ciągnące się opisy na temat wyrabiania stali czy belek w kopalni. Nie twierdzę, że gardzę opisami, lecz te wyjątkowo mnie nużyły. Akcji jest tyle, ile w moim życiu, czyli prawie w ogóle.
Kończąc czytać "Ludzi bezdomnych" na dzisiejszej lekcji języka polskiego, miałam ochotę postąpić niczym pierwszoplanowa postać z "Poradnika pozytywnego myślenia" i wyrzucić ją przez okno. Powstrzymałam jednak swoje pragnienia i postanowiłam emocje przelać na recenzję, gdy wrócę do domu. Może następna lektura będzie lepsza. Oby...
To jedna z tych lektur szkolnych, która moim zdaniem jest... kompletnie beznadziejna.
W takich przypadkach jak ten, patrząc z ponurym zrezygnowaniem na przeczytaną powieść, zadaję sobie pytanie "po co?". Po co w ogóle jesteśmy zmuszani to czytania takiej pozycji jak ta? Co ona wnosi do życia dojrzewających uczniów, jak ona przedstawia swoją epokę, czemu marnotrawi mój...
2013-04-25
Zaczynam pisać swoją recenzję trzeciego czerwca, mimo że samą książkę przeczytałam już jakiś czas temu. Musiałam odciąć się od prymitywnych "obowiązków" narzucanych samej sobie, ponieważ nie był to najlepszy czas na takowe aktywności. Teraz jednak nadrabiam i tworzę.
Muszę przyznać, że najlepiej opinie wydaje się niedługo po przeczytaniu książki, ponieważ wtedy emocje są świeże i dłonie wiedzą najlepiej, co myśli głowa. Niestety, to nie jest ten moment, ale postaram się jakoś sklecić parę zdań.
Z tego, co pamiętam, byłam lekko roztrzęsiona po zakończeniu ostatnich zdań. Czysta poezja - zatrzymałam się na ostatnim akapicie i uśmiechnęłam się w sobie, wiedząc, że już zaraz nastąpi KONIEC. Było to inne uczucie niż te, które niegdyś mi towarzyszyło w podobnych okolicznościach, gdyż wtedy raczej się tym nie delektowałam. Od pewnego czasu rozumiem, że nic nie trwa wiecznie i nie histeryzuję z tego powodu. Tak jak rewolucja w świecie głównej bohaterki, tak jak i nasze wewnętrzne przemiany kiedyś czeka koniec. Nie mówię tutaj, że nieszczęśliwy, ponieważ w przypadku historii Lauren Oliver zakończenie jest dosyć korzystne, choć przyniosło wiele ofiar, których czas nie jest w stanie zrekompensować. Miłość, miłość, nadwrażliwość. Triumf prawdy. Tyle mogę powiedzieć.
Tę pozycję mogę polecić innym. Jedną z zalet trylogii jest to, że oprócz opisu akcji, problematyki i tak dalej wtrąca ważne, mądre zdania; trzeba je jedynie dostrzec. Tymczasem czas toczy się dalej, a "Trafny wybór" J.K. Rowling już wystarczająco długo czeka na swoją kolej...
Zaczynam pisać swoją recenzję trzeciego czerwca, mimo że samą książkę przeczytałam już jakiś czas temu. Musiałam odciąć się od prymitywnych "obowiązków" narzucanych samej sobie, ponieważ nie był to najlepszy czas na takowe aktywności. Teraz jednak nadrabiam i tworzę.
Muszę przyznać, że najlepiej opinie wydaje się niedługo po przeczytaniu książki, ponieważ wtedy emocje są...
2013-04-13
Wdech, wydech. A więc tak...
Wiem, że nie powinno się tak zaczynać zdania, ale pomińmy, proszę, tę kwestię. "Pandemonium" zyskuje ode mnie o jedną gwiazdkę więcej od "Delirium", czyli pierwszej części trylogii, ponieważ po prostu uważam ją za dużo lepszą od swojej poprzedniczki. Słyszałam różne opinie na temat tej książki i raczej nie pasowały one do kategorii "pochlebne". Słyszałam "nie czytaj tego, ona niszczy wszystko". Nikt mi nie powiedział, o co dokładnie chodzi, bo wiązałoby się to ze zdradzeniem treści. Dopiero po przeczytaniu dalszego ciągu historii rozumiem, o co tym "wszystkim" chodziło.
Najpierw jednak przejdę do własnych odczuć. Muszę powiedzieć - napisać, że "pandemonium" to książka, "która otwiera drzwi". Patrząc z perspektywy przeczytanej właśnie książki na "delirium", mam wrażenie, że część pierwsza była zwyczajnie płaska, płytka. Wreszcie autorka wysiliła się na porządną intrygę, skomplikowaną problematykę, przedstawienie prawdziwych wartości. Zachowanie Raven w stosunku do Leny pod koniec książki skojarzyło mi się z 13 Dystryktem z "Kosogłosa", lecz jednak przyjaciółka naprawiła swoje błędy. Naprawdę, bardzo mi się podobała książka i teraz mogę ją spokojnie umieścić w hierarchii koło "Igrzysk Śmierci". Polubiłam również Juliana, któremu nadano osobowość w przeciwieństwie do Alexa, a także mieszkańców Głuszy. Nie chcę spoilerować, lecz jeżeli chodzi o postać, która pojawia się wraz z ostatnimi zdaniami historii, wydaje mi się odmieniona ze względu na charakter. Jej opis, mimo że jedynie zewnętrzny, sprawia, że nie jest już tak wygładzona. Mam nadzieję, że "Requiem" tego nie zepsuje.
Mogę wybaczyć Lauren Oliver za pierwszą część, ponieważ początki bywają trudne, a poza tym "delirium" nie było AŻ TAKIE ZŁE. W "pandemonium" stworzyła bohaterów z krwi i kości i nie zaserwowała nam taniego shitu w postaci boskiego Alexa. Z niecierpliwością czekam na to, abym mogła dokończyć przygodę z tą trylogią.
Wdech, wydech. A więc tak...
Wiem, że nie powinno się tak zaczynać zdania, ale pomińmy, proszę, tę kwestię. "Pandemonium" zyskuje ode mnie o jedną gwiazdkę więcej od "Delirium", czyli pierwszej części trylogii, ponieważ po prostu uważam ją za dużo lepszą od swojej poprzedniczki. Słyszałam różne opinie na temat tej książki i raczej nie pasowały one do kategorii "pochlebne"....
2013-04-03
Dostałam tę książkę do przeczytania ponad miesiąc temu, właściwie niespełna dwa. Marzec okazał się być miesiącem pustki, jeżeli chodzi o moje czytanie czegokolwiek, co nie bardzo mnie zadowala. Wczoraj jednak uświadomiłam sobie moją bezczynność i wzięłam się do lektury "delirium", o którym nieco już słyszałam z ust moich koleżanek, które entuzjazmowały się całą sagą. Można powiedzieć, że przez ich opinie na temat tej powieści moje wymagania wzrosły, co jest raczej naturalną reakcją. Jeżeli miałabym porównać ją do poprzednich historii miłosnych, które przeczytałam, z pewnością nie dorównuje "Igrzyskom śmierci", które wywodzą się z tej samej "rodziny" - antyutopii, a jednocześnie jest zdecydowanie lepsza od "Szeptem".
Świat wykreowany przez autorkę wydaje się mniej rzeczywisty niż ten, który stworzyła Suzanne Collins. Nie jestem pewna dlaczego dokładnie odnoszę takie wrażenie; czuję jednak, że Lauren Oliver przeleciała po względnym szkicu zarysowanych przez siebie konturów, aby jak najszybciej skupić się na kolorach. W miarę wyraziście wygląda Lena, główna bohaterka książki, co jest raczej oczywistym faktem. Reszta postaci zdaje się być tak naprawdę bezbarwna i można byłoby to zwalić na kark działania remedium i ślepemu podążaniu za systemem, lecz nawet Alex, tak zwany Odmieniec, zdaje się nie posiadać żadnej osobowości. To przynosi mi na myśl "Zmierzch" i Edwarda. Alex jest dobry, "kochany", pewny siebie (oczywiście w przeciwieństwie do Leny), przystojny, I-D-E-A-L-N-Y, jak sama stwierdza zakochana w nim dziewczyna. Bardzo irytuje mnie to, jak niektóre autorki odbierają bohaterom charakter, tworząc tak rozmazane, niepewne postacie. Ma się wrażenie, że to ich niespełnione wizje mężczyzny/chłopca, a jednocześnie próba wciśnięcia wzoru wyidealizowanego samca w stronę konsumentek, czyli pogarda dla czytelniczek. Jednocześnie nie twierdzę, że książka nie jest dobra. Na swój sposób jest PIĘKNA.
Mamy tu do czynienia z cholernie dobrym pomysłem na stworzenie antyutopii, a zarazem tak bardzo oczywistym. Co w niej lubię? Tak jak już stwierdziłam, samą ideę, ale też postać Leny jest całkiem "przyzwoita". Podoba mi się jej wzrost (bo sama mam zupełnie tyle samo centymetrów, co ona); to, że śmieje się w sytuacjach niezręcznych lub stresujących i pocą się jej dłonie (high five), ale też inne, nadające wyraźne rysy jej samej - kiedy podczas testu ewaluacji (?) mówi, właściwie wbrew sobie, że jej ulubionym kolorem jest szary i że "Romeo i Julia" to piękna historia. Lubię w niej zdolność do cieszenia się z błahych rzeczy, a jednocześnie zauważanie nieubłaganego przemijania wszechrzeczy. Chwila, która właśnie trwa i wydaje się dla ciebie drogocenna, jest już przeszłością.
Mimo że części taki pomysł może wydawać się czystym kiczem, to miłość jest ważnym elementem naszego życia. W pewnym sensie doskonale rozumiem bohaterów książki. Jest to zarazem bunt przed obłudą, kontrolą i brutalnością świata.
Tymczasem nie mogę doczekać się na lekturę następnej części. Mam nadzieję, że Marlena mi ją jednak pożyczy... :)
Dostałam tę książkę do przeczytania ponad miesiąc temu, właściwie niespełna dwa. Marzec okazał się być miesiącem pustki, jeżeli chodzi o moje czytanie czegokolwiek, co nie bardzo mnie zadowala. Wczoraj jednak uświadomiłam sobie moją bezczynność i wzięłam się do lektury "delirium", o którym nieco już słyszałam z ust moich koleżanek, które entuzjazmowały się całą sagą. Można...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-02-11
Borze Tucholski, to było takie... DZIWNE.
Sama nie wiedziałam, na ile gwiazdek ocenić tę książkę, o ile to ma jakiekolwiek znaczenie. Określenie przeze mnie użyte głównie odnosi się do zakończenia, podczas którego moja wyobraźnia czuła się jak pod wpływem środków halucynogennych.
Podobał mi się styl i po części osobowość głównego bohatera. Nie rozumiem jednak rozdziałów-wtrąceń - przez krótką chwilę myślałam, że to może historia jednej z postaci we właściwej powieści (o ile mogę to tak ująć, żeby rozróżnić), ale jednak zmieniłam zdanie. Myślę, że to bohater, który ujawni się w przyszłości. To dosyć skomplikowane...
Na początku książka wydała mi się trochę monotonna, ale to raczej normalne przy początkach powstawania nowego świata. Mimo wszystko szybko mi się ją czytało. Mam wrażenie, że dużo rzeczy jest niedopowiedzianych, niewyjaśnionych, ale równocześnie nadzieję, że wraz z czytaniem kolejnych tomów trochę się rozjaśni. Niemniej, trochę to potrwa, bo tymczasowo nie mam do nich dostępu.
Ale naprawdę... dziwnie, dziwnie.
Borze Tucholski, to było takie... DZIWNE.
więcej Pokaż mimo toSama nie wiedziałam, na ile gwiazdek ocenić tę książkę, o ile to ma jakiekolwiek znaczenie. Określenie przeze mnie użyte głównie odnosi się do zakończenia, podczas którego moja wyobraźnia czuła się jak pod wpływem środków halucynogennych.
Podobał mi się styl i po części osobowość głównego bohatera. Nie rozumiem jednak...