-
ArtykułyHłasko, powrót Malcolma, produkcja dla miłośników „Bridgertonów” i nie tylkoAnna Sierant1
-
ArtykułyAkcja recenzencka! Wygraj książkę „Cud w Dolinie Poskoków“ Ante TomiciaLubimyCzytać1
-
Artykuły„Paradoks łosia”: Steve Carell i matematyczny chaos Anttiego TuomainenaSonia Miniewicz2
-
ArtykułyBrak kolorowych autorów na liście. Prestiżowy festiwal w ogniu krytykiKonrad Wrzesiński15
Biblioteczka
2017-05-11
2017-03-09
2017-12-10
"Pogromca lwów" to dla mnie odgrzewany kotlet, ale "Czarownica", to kotlet odgrzany po uprzednim zamrożeniu...
Fanką Camilii jestem, odkąd w ręce wpadł mi "Kaznodzieja". Dlatego, ilekroć w księgarniach pojawia się nowa pozycja, z wypiekami na twarzy, siadam do czytania. Niestety, od 5. części ("Niemiecki bękart"), coraz boleśniej się rozczarowuję. Wydawało mi się, że po lekturze "Pogromcy lwów", moja przygoda z tą autorką wreszcie się skończy, ale mam sentyment do Fjalbacki, klimatu Szwecji, no i bohaterów...dlatego tym trudniej przychodzi mi krytykowanie, ale niestety, tym razem, autorka nie dała mi wyboru...
Ile razy, można serwować czytelnikowi dokładnie to samo, tylko trochę inaczej opakowane? Ile razy można liczyć na to, że dotychczasowy dorobek i hurraoptymistyczne recenzje, sprawią, że książka i tak się sprzeda?
Z każdym tomem historia robi się coraz bardziej niewiarygodna...niezastąpiona Erika, tępy Melberg, którego, mimo tak oczywistych wpadek, nadal nie usunięto z funkcji i będący tak bezdennie głupim i aroganckim, że nie jest to raczej żywy człowiek i tej jednowymiarowości nie zmienia kilka sytuacji, w których pokazuje pozytywną twarz. Jest też Patrick, który jako superglina zapanuje nad każdą sytuacją, jest rozlazła Anna, której historia ciągnięta jest na siłę, a gdy już miałam nadzieję, że jakoś się rozwinie, bo siostra coś ukrywała - okazało się to tak banalne, że nie wiedziałam czy mam się śmiać czy płakać.? Po raz kolejny jest morderstwo powiązane ze sprawą z przeszłości, ale choć początkowo wydaje się bardzo intrygujące, prowadzi do absurdalnego finału i niemożliwego zbiegu okoliczności. Jest też na siłę upchnięty wątek z XVII wieku, którego związek z fabułą jest tak naciągany, że ze zdumienia przecierałam oczy. Do tego mało wiarygodne, ale jakże nośne tematy - uchodźcy, czy też przemoc w szkole. Potraktowane płasko, banalnie i szalenie schematycznie. Takiego gniota się nie spodziewałam...Jak już napisałam - Pogromca lwów był schematyczny, nudny, przewidywalny i odtwórczy, ale Czarownica bije go w tej kategorii na głowę, dodając do powyższych niewiarygodność przyprawioną absurdem i banałem, co daje niestrawną mieszankę i poczucie straconego czasu oraz pieniędzy.
Podsumowując, Sztampa, sztampa, sztampa. I niestety, wieje nudą...
"Pogromca lwów" to dla mnie odgrzewany kotlet, ale "Czarownica", to kotlet odgrzany po uprzednim zamrożeniu...
Fanką Camilii jestem, odkąd w ręce wpadł mi "Kaznodzieja". Dlatego, ilekroć w księgarniach pojawia się nowa pozycja, z wypiekami na twarzy, siadam do czytania. Niestety, od 5. części ("Niemiecki bękart"), coraz boleśniej się rozczarowuję. Wydawało mi się, że po...
Mocna rzecz...
Grange, to jeden z moich ulubionych autorow. Czarna linia, byla pierwsza powiescia jego autorstwa, jaka przeczytalam.
Ksiazka wstrzasnela mna do glebi, przerzula i wyplula. Jest to ciekawa - niebanalna historia mlodego dziennikarza, ktory, podajac sie za studentke psychologii, nawiazuje kontakt ze swiatowej slawy nurkiem, podejrzanym o dokonanie makabrycznych zbrodni. Czy mezczyzna rzeczywiscie jest winny? Glowny bohater, otrzymuje od niego wskazowki, dzieki ktorym moze podazyc tropem kolejnych zbrodni. Doswiadczenie to zmieni go na zawsze i sprawi, ze odkryje mroczne fakty ze swojej przeszlosci.
Historia, pomimo swej objetosci, nie jest nudna, a klimat, jaki stwarza Grange, jest tak lepki, jak miod, ktorego uzywa zabojca do torturowania ofiar. Z zapartym tchem czytalam kazda strine, zeby dowiedziec sie, czy nurek jest winny. Oprocz zdecydowanie mricznego klimatu, autorowi udalo sie sprawic, ze kilkukrotnie poczulam sie naprawde nieswojo (za to ma on u mnie zawsze wysokie noty). Ksiazka z cala pewnoscia "siada na psychice" tak, ze czlowiek nie moze dojsc do siebie przez dobrych kilka dni, czuje sie "brudny", jak po zabawie w blocie. A jednoczesnie zadaje sobie pytanie: jak mozna bylo wymyslic cos takiego, gdyz historia jest wyjatkowo brutalna.
Reasumujac, jest to kawal swietnego thrillera, aczkolwiek dla ludzi o mocnych nerwach
Mocna rzecz...
Grange, to jeden z moich ulubionych autorow. Czarna linia, byla pierwsza powiescia jego autorstwa, jaka przeczytalam.
Ksiazka wstrzasnela mna do glebi, przerzula i wyplula. Jest to ciekawa - niebanalna historia mlodego dziennikarza, ktory, podajac sie za studentke psychologii, nawiazuje kontakt ze swiatowej slawy nurkiem, podejrzanym o dokonanie...
Nie tym razem Panie Coben...
Harlana Cobena kocham milisocia wierna od kilku lat i choc na przestrzeni czasu, moje uczucie troche oslablo (zwlaszcza, gdy "odkrylam" takich autorow jak Beckett, Grange czy Lackberg), wybaczam mu wszystkie niedociagniecia, wiedzac, ze kazdy jego "produkt", to lekka i ciekawa rozrywka na jeden, dwa wieczory. Niestety, "Mistyfikacja" sprawila, ze moje zaufanie do tworczosci Pana Cobena zachwialo sie w posadach i malo brakowalo, a juz nigdy nie kupilabym niczego, co napisal...
Historia, jak to u Cobena bywa, rozgrywa sie na dwoch planach - terazniejszym oraz przeszlym (w ktorym najczesciej osadzone sa dawne grzechy i zbrodnie). W pewnym momencie akcji, te dwa plany stykaja sie, a bohaterowie, ktorzy naiwnie sadzili, ze przeszlosc mozna zostawic za soba, z przerazeniem odkrywaja, ze "trup zawsze wypadnie z szafy". Tak jest w tych historiach zawsze, ale mimo tego, zastanawiam sie co tym razem przyszlo do glowy autorowi i siadam do czytania.
Niestety, akurat ta ksiazka, napisana zostala chyba tylko po to, aby wypelnic luke pomiedzy kolejnymi publikacjami Cobena (ewentualnie nabrac jego zagorzalych zwolennikow, ktorzy na fali uwielbienia, dokonaja zakupu i jakos "strawia te zabe"). Historia jest nudna, naciagana, a sami bohaterowie sa tak plascy i sztampowi, ze nie moglam uwierzyc, iz ktos zechcial wydac cos takiego. On - przystojny, bogaty, gwiazda sportu, ona - nieskazitelnie piekna i odnoszaca sukcesy. A przy tym szalencza milosc i namietnosc, w bajkowym swiecie (gdybym byla w wieku gimnazjalistow, byc moze ta mieszanka bylaby dla mnie bardziej strawna, niestety, dla doroslego czytelnika, jest nie do przyjecia).
Jezeli jednak przymkniecie oko na bohaterow, to sama historia ma w sobie element intrygujacy az do...(i kolejny raz "niestety") niewiarygodnie glupiego (tak, musze to napisac) finalu, ktory jest tak odrealniony, ze nie uwierzyloby w niego chyba moje dwuletnie dziecko.
Podsumowujac, jezeli jestecie fanami tworczosci Cobena, to blagam, nie siegajcie po te ksiazke, chyba, ze chcecie, zeby odbila wam sie czkawka. Tyle razy, ile "rzygnelam tecza" w czasie jej czytania, nie zdarzylo mi sie nawet podczas lektury "zmierzchu" czy "50 twarzy Greya".
Nie tym razem Panie Coben...
Harlana Cobena kocham milisocia wierna od kilku lat i choc na przestrzeni czasu, moje uczucie troche oslablo (zwlaszcza, gdy "odkrylam" takich autorow jak Beckett, Grange czy Lackberg), wybaczam mu wszystkie niedociagniecia, wiedzac, ze kazdy jego "produkt", to lekka i ciekawa rozrywka na jeden, dwa wieczory. Niestety, "Mistyfikacja" sprawila,...
Ambiwalencja, to slowo chyba najlepiej oddaje moje emocje po przeczytaniu tej ksiazki.
Z jednej strony mamy bardzo dobry pomysl na fabule: oto dwie nastoletnie dziewczyny (z tych mlodszych nastolatek), popelniaja straszna zbrodnie, zabijajac mala dziewczynke. Jakby tego bylo malo, przerazajacego czynu dopuszczaja sie w malym miasteczku, w spolecznosci, ktora "nie zapomina ani nie whbacza". Intrygujace? A jakze....dalej tez jest calkiem niezle, gdyz autorka, mimo, ze tak byloby najlatwiej, nie skupia sie na zbrodni, w czasie terazniejszym, tj. momencie jej popelnienia, ale glowna akcja powiesci toczy sie "po zabojstwie" i odbyciu kary przez sprawczynie.
Dlaczego zatem nie porwala mnie ta historia? Mowiac szczerze: nie wiem, choc mam pewne podejrzenia;) moze chodzi o to, ze ksiazka jest momentami nudna, a akcja toczy sie bardzo wolno (tak naprawde interesujace fragmenty dotyczyly tylko retrospekcji, w ktorej po kawalku, poznawalismy okolicznosci zbrodni), powodem tez moga byc niewiarygodne kreacje bohaterow (naiwny, niczego nie domyslajacy sie maz, morderca, ktorego bez trudu mozna wytypowac, jesli kiedykolwiek czytalo sie literature kryminalna, sztampowe relacje przyjazni, w ktorych jedna kobieta uwodzi partnera tej drugiej, nie mowic o schematycznych do bolu bohaterkach- jedna z wyzszych sfer trafila na niziny, druga odwrotnie). Na domiar tego wszystkiego, autorka doklada watek terazniejszy, w ktorym, w nadmorskim miasteczku, ktos zabija wczasowiczki (niestety, jest to najslabszy elenent calej powiesci - zbrodnie nie robia wrazenia, nie ma napiecia, czyta sie to, tak jak opisy przyrody nieozywionej), a juz zupelnym nieporozumieniem byl dla mnie watek "dziwaka", mezczyzny, ktory przesladuje kolezanke glownej bohaterki.
Krotko mowiac, pomysl niebanalny, gorzej z jego realizacja. Historia jest straszliwie naciagana: ile razy w zyciu, przecietny czlowiek doswiadcza zdarzenia, ktore, wedlug wszelkiego rachunku prawdopodobienstwa, przydarzyc sie moze kilku osobom? Tutaj bohaterki (i to obie- coz za zbieg okolicznosci) az dwukrotnie "wpadaja" w bagno po uszy.
Dlaczego zatem dalam tej ksiazce stosunkowo wysoka note? Jak juz powiedzialam - sama nie wiem. Ksiazka ma chyba w sobie "cos", bo mimo tych wszystkich niedociagniec (coz za eufemizm), po jej skonczeniu i przetrawieniu, pomyslalam, ze byla "calkiem fajna".
Ambiwalencja, to slowo chyba najlepiej oddaje moje emocje po przeczytaniu tej ksiazki.
Z jednej strony mamy bardzo dobry pomysl na fabule: oto dwie nastoletnie dziewczyny (z tych mlodszych nastolatek), popelniaja straszna zbrodnie, zabijajac mala dziewczynke. Jakby tego bylo malo, przerazajacego czynu dopuszczaja sie w malym miasteczku, w spolecznosci, ktora "nie zapomina...
Gdy emocje juz opadna....mozna, na chlodno, przejsc do napisania recenzji tej ksiazki, bo zecydowanie jest to jedna z tych, ktorych aura zostaje z nami na dlugo po zakonczeniu czytania.
Gdyby nie ranking powieści na lubimy czytac, pewnie nigdy nie siegnelabym po te książkę i wiele bym stracila. Banalny tytuł, banalna okładka i nieznany (niewtajemniczonym) autor, do tego cena, jak za ksiazki gigantów w tym gatunku: Cobena czy Lackberg. Zachęcające? Nie sadze, no to poczekajcie...
Jak juz wspomniałam, nie był to "pewniak", ale zachecona pozytywnymi opiniami, kupilam "Bliźnięta z lodu", no bo czyż kilkuset czytelników moze sie mylić? I gdybym miała jednym określeniem, podsumować książkę, powiedziałabym, ze była ona wstrząsająca.
Pewne brytyjskie małżeństwo (ot, zwyczajni Kowalscy), w nieszczesliwym wypadku, traci jedna z córek - bliźniaczkę - Lydie. Nie byłoby w tej historii niczego niezwykłego (ilu rodzicow codziennie, na świecie, doświadcza takiej tragedii?), gdyby nie fakt, ze ocalała siostra twierdzi, iż doszło do strasznej pomyłki i dziewczynka, ktora umarla byla Kirstie, podczas gdy ona jest Lydia?
Czy dziewczynka mówi prawdę? Czy matka mogla sie pomylić? Co naprawdę zdarzyło sie tego feralnego wieczoru?
Ksiazka niewątpliwie trzyma w napięciu i to od pierwszej strony. Jednak autor, stopniowo układa puzzle tej historii. Okoliczności zdarzenia sa niepewne i tak naprawdę wszystko wyjaśnia sie na końcu -kiedy okazuje sie, ze wszystkie przypuszczenia i teorie, jakie mogliśmy wysnuć na podstawie otrzymywanych informacji, możemy wyrzucić do kosza.
Oprocz napięcia i grozy, w czasie czytania, towarzyszyło mi ciagle jedno pytanie : dlaczego? Czułam sie, jakbym to ja była główna bohaterka i nieustannie zastanawiałam sie, co by było gdyby? Czy istnieje chociaz cień szansy, ze druga bliźniaczka jednak żyje? Dlaczego autor wybrał tak okrutny dla rodzica motyw - smierć dziecka i to w sytuacji, gdy codziennie, patrząc na to drugie - myślisz o pierwszym, bo jest jego wierna kopia? I przyznam sie szczerze- nie lubie tego zadręczania sie i kreślenia rożnych scenariuszy, ale...mysle, ze wlasnie o to chodziło autorowi i jest to z pewnością atut ksiazki, przydajacy jej autentyczności.
Motyw winy i kary, ludzkich słabości, wreszcie czy mozliwe jest wybaczenie temu, kogo sie kocha, nawet jesli przyczynił sie do najstraszniejszego? No i wreszcie dojmujace samotność i pustka wszystkich członków rodziny, a w szczególności ocalałej dziewczynki, która jest przeciez tylko malym dzieckiem, a wszystko to w dzikiej, nieprzyjaznej scenerii odludnej wyspy.
Podsumowując, thriller bardzo dobry i poruszający (nawet teraz, gdy pisze te opinie, w żołądku czuje bryle lodu i wyobrażam sobie, co by było, gdyby przeżyły obie?).
Jedyne co mi sie nie podobało to, jak zwykle u mnie, watek nadprzyrodzony (gdyz jest to dla mnie domena horrorów), ale na szczescie tutaj, zostaje on rozwiązany tak, ze nie wiemy czy był on prawdziwy czy tez nie?
Polecam i mam nadzieje, ze nie było to moje ostatnie spotkanie z tym autorem.
Gdy emocje juz opadna....mozna, na chlodno, przejsc do napisania recenzji tej ksiazki, bo zecydowanie jest to jedna z tych, ktorych aura zostaje z nami na dlugo po zakonczeniu czytania.
Gdyby nie ranking powieści na lubimy czytac, pewnie nigdy nie siegnelabym po te książkę i wiele bym stracila. Banalny tytuł, banalna okładka i nieznany (niewtajemniczonym) autor, do tego...
Na Ciebie czekałam...Panie Carrisi;)
Powiem krótko - dla mnie dzieło wybitne, w swoim gatunku.
Miła Vasqez, policjantka specjalizująca sie w poszukiwaniu zaginionych osob - zwłaszcza dzieci, dołącza do zespołu p, prowadzącego śledztwo w sprawie seryjnego mordercy, którego ofiarami padają małe dziewczynki. W makabrycznej grze, jaka prowadzi morderca, wszystkie chwyty sa dozwolone, a stawka jest wysoka - uratowanie ostatniej, szóstej ofiary, której tożsamości nikt nie zna...
Powieść "połknęłam" w okamgnieniu. Czyta sie ja bardzo dobrze, nie jest przegadana, a akcja nie zwalnia, dzięki czemu nie nudzi. Właściwie kazde zdanie powieści jest przemyślane i wnosi cos do fabuły. Dodatkowo, autor, raz po raz, spuszcza na czytelnika bombę. Kiedy juz myślisz, ze nic nie moze Cie zaskoczyć, dochodzisz do końca rozdziału i końca rozdziału i nagle dostajesz cios prosto w twarz. Wlasnie to podobało mi sie najbardziej, az doszło do tego, ze zanim przeczytałam cała strone, zerkałam na koniec, bo nie mogłam wytrzymać w niepewności. Klimat ksiazki jest niezwykle ciężki i mroczny, czyta sie ja tak, jakby naprawdę sie tam było - niemal czułam rozpacz i bol rodzicow, których dzieci zostały zamordowane.
Niewątpliwym atutem historii jest jej wielowątkowość: obok głównego śledztwa, na jaw wychodzą inne, mroczne zbrodnie, a nie kazdy jest tym, kim sie wydaje. Kazda zbrodnia ma własne tło geograficzne - genialny motyw opuszczonego sierocińca (czytając te fragmenty, naprawdę miałam ciarki).
Finał powieści jest zaskakujący, choć troszke (ale minimalnie) mnie rozczarował - zakończenie jest niejako otwarte, a akurat tego nie lubie, choć dla niektórych moze to byc zaleta.
Jedyne co mi przeszkadzało, a moze nie tyle przeszkadzało, ile nie spodobało mi sie, był watek nadprzyrodzony, który sporo rozwiązał, ale był mało wiarygodny (czyżby brak pomysłu?).
Tak czy inaczej, "Zaklinacz" to mój numer jeden - kazdy wielbiciel mocnych historii - bedzie zadowolony.
Na Ciebie czekałam...Panie Carrisi;)
Powiem krótko - dla mnie dzieło wybitne, w swoim gatunku.
Miła Vasqez, policjantka specjalizująca sie w poszukiwaniu zaginionych osob - zwłaszcza dzieci, dołącza do zespołu p, prowadzącego śledztwo w sprawie seryjnego mordercy, którego ofiarami padają małe dziewczynki. W makabrycznej grze, jaka prowadzi morderca, wszystkie chwyty sa...
Zdecydowanie Bombowa niespodzianka...
O Carli Montero uslyszalam pierwszy raz, ogladajac jedna z telewizji sniadaniowych. Opowiadala tam o swojej najnowszej ksiazce "szmaragdowej tablicy". Zaciekawilo mnie to, co mowila, a dodatkowe informacje o liczbie sorzedanych egzemplarzy sprawily, ze postanowilam ja kupic i przeczytac (choc oczywiscie mialam watpliwosci, czy nie jest to kolejny chwyt marketingowy, w stylu hasel "kolejny Larsson", "lepszy niz Larsson"...). Niestety, tuz przed swietami Bozego Narodzenia, ksiegarnie swieca pustkami, a wiec akurat tej pozycji nie mieli, pomyslalm okej - kupie inna i sprawdze, co do zaoferowania ma Pani Montero. Kupilam zatem "Wiedenska gre" i spotkalo mnie rozczarowane, katowalam ksiazke (albo raczej siebie, czytajac) przez okolo 3 (szok!) tygodnie, az powiedzialam - dosc i odlozylam na polke. Pogodzona z faktem, ze po raz kolejny dalam sie nabrac na sprytna strategie sprzedazy, zdecydowlam, ze bylo to moje pierwsze i ostatnie spotkanie z ta autorka.
Na szczescie, tak sie nie stalo. Przy okazji, kolejnej wizyty, w Empiku, w oczy rzucila mi sie "Szmaragdowa tablica", a co mi tam - pomyslalam...dam Ci szanse...kupilam i nie bez obaw, usiadlam do czytania...i historia wciagnela mnie niczym wir w umywalce;))
Za nic mialam sprzatanie, dzieci ogarnialam tylko podstawowo, kazda chwile wykorzystujac na czytanie. A bylo co czytac...historia jest skrajnie niebanalna. Otoz, akcja toczy sie wokol zaginionego, nieznanego obrazu, stworzonego przez Giorgioniego - malarza epoki renesansu. Co bardzo istotne, obraz ten nie jest zwyczajnym "dzielem sztuki", ale kryje w sobie sekret- kto go pozna- bedzie rzadzil swiatem.
Powiesc posiada kilka watkow i zdecydowanie nietuzinkowych bohaterow, jak chocby pare gejow - przyjaciol glownej bohaterki Anny - pracujacej w madryckim muzeum. Kobieta, na polecenie swojego kochanka Konrada - bogatego Niemca, kolekcjonujacego dziela sztuki, stara sie znalezc obraz. W poszukiwaniach pomaga jej pewien wykladowca akademicki. Co ciekawe, wydarzenia rozgrywaja sie na dwoch (a nawet trzech, jesli liczyc epoke renesensu), planach czasowych: wspokczesnie oraz w czasie II wojny swiatowej. Oba te swiaty laczy zarowno obraz, jak i....ale tego nie moge zdradzic, gdyz bylby to spojler;)
Dlaczego powiesc Carli Montero tak mnie zachwycila, ze stala sie jedna z moich ulubionych i znajduje sie pierwszej dziesiatce "must have", po ktore siegam kilkykrotnie na przestrzeni lat? Ano dlatego, ze jest to historia niebanalna i wielowatkowa. Znajdziemy tu piekny watek milosny, tajemnice, elementy powiesci detektywistycznej, przygodowej, politycznej, ale takze sceny rodem z rasowego thrillera czy dobrej sensacji, a nawet horroru (czy zmarli powracaja?). Wszystko to okraszone faktami historycznymi, acz podane w prostej, odzdzialujacej na czytelnika - formie. Taki gatunkowy misz masz, w ktorym kazdy znajdzie cos dla siebie. Carli Montero z tego "patchworku" udalo sie stworzyc kawal dobrej powiesci, ktora nie nudzi, nie jest przegadana, a takze pomimo takiego bigosu, nie jest chaotyczna czy nielogiczna. Autorka skutecznie buduje napiecie, prowadzac czytelnika do zaskakujacego finalu, po ktorym cala historia nabiera innego znaczenia, a poszczegolne wydarzenia ukazuja ukryty sens i motywacje bohaterow. I na koniec jeszcze jedno...oprocz gwarantowanych emocji - ciekawosci, napiecia, smiechu, grozy, autorka dostarcza nam jeszcze jednej,ktora jest bardzo cenna, a mianowicie -wzruszenia, gdyz historia ta, mnie przede wszytskom wzruszyla wlasnie i zmusila do refleksji nad "hipoteza zla" ( czy w imie dobra, mozna popelniac zle czyny, czy czynienie dobra przez "zlych" swiadczy, ze staja sie oni dobrzy?), ale to juz zupelnie inna historia...
Zdecydowanie Bombowa niespodzianka...
O Carli Montero uslyszalam pierwszy raz, ogladajac jedna z telewizji sniadaniowych. Opowiadala tam o swojej najnowszej ksiazce "szmaragdowej tablicy". Zaciekawilo mnie to, co mowila, a dodatkowe informacje o liczbie sorzedanych egzemplarzy sprawily, ze postanowilam ja kupic i przeczytac (choc oczywiscie mialam watpliwosci, czy nie jest...
Zaskakująco dobra...
Zachęcona pozytywnymi recenzjami "Okularnika", postanowiłam kupić wszystkie książki Bondy i przekonać się czy tytuł królowej kryminału nie jest na wyrost...Ile osób, tyle opinii, więc nie będę nikogo przekonywać do swojej. Napiszę tylko, że porównując cykl z Saszą i cykl z Hubertem, dla mnie zdecydowanie lepszy jest ten drugi.
A jeśli chodzi o Sprawę Niny Frank, to jest to książka bardzo dobra. Przede wszystkim nie jest przegadana i naszpikowana milionem zbędnych wątków i postaci, co niezmiernie irytuje mnie, np. w Okularniku. Bohaterowie nie są płascy i jednowymiarowi - choćby tytułowa Nina - pełna sprzeczności, perwersyjna i niejednoznaczna postać. Huber Meyer - genialny profiler, a zupełnie nieudolny w sferze osobistej. Historia również nie jest schematyczna, zaskakująca i wielowątkowa (w pozytywnym sensie). Wreszcie, po serii z Saszą (gdyż czytałam w innej kolejności, tj. najpierw 4 żywioły) naprawdę zastanawiałam się, kto zabił, a nie skupiałam na wątku obyczajowym, nie czując, że czytam kryminał (co wg mnie jest niedopuszczalne).
Klimat książki jest lepki, ciężki, odurzający. Historia ekscytująca, otwierająca czytelnika na doznania i emocje, których istnienia nie podejrzewał. Bohaterowie nie dają się jednoznacznie zaklasyfikować jako dobrzy lub źli, co jest atutem tej powieści, przydającym jej autentyczności.
Mnie ta książka oczarowała, co było tym przyjemniejsze, że siadałam do czytania z odczuciami związanymi z czterema żywiołami i właściwie nie spodziewałam się fajerwerków. Po skończeniu powieści, jeszcze długo "była ze mną", a teraz znów chodzi mi po głowie, aby po nią siegnąć i zanurzyć się w tę niesamowitą historię.
Co ciekawe, wszystkie książki z tego cyklu są bardzo dobre, ale jednak Sprawa Niny Frank, choć z kryminalnego punktu widzenia jest może troszkę słabsza niż Florystka, jest moim nr 1 wśród książek Bondy.
Zaskakująco dobra...
więcej Pokaż mimo toZachęcona pozytywnymi recenzjami "Okularnika", postanowiłam kupić wszystkie książki Bondy i przekonać się czy tytuł królowej kryminału nie jest na wyrost...Ile osób, tyle opinii, więc nie będę nikogo przekonywać do swojej. Napiszę tylko, że porównując cykl z Saszą i cykl z Hubertem, dla mnie zdecydowanie lepszy jest ten drugi.
A jeśli chodzi o Sprawę...