-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik242
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński42
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant17
Biblioteczka
2016-07
2016-01
Dla wielu naszych rodaków Afryka zaczyna się i kończy na północy. Interesują nas Egipt, Maroko i Tunezja, bo tam można niedrogo, a przy tym w egzotycznej scenerii i przy pewnej aurze, spędzić urlop. Gdyby zapytać przypadkową osobę o problemy Czarnego Kontynentu, prędzej usłyszelibyśmy o epidemii eboli, głodzie, akcjach budowania studni czy atakach terrorystycznych niż o ostatniej kolonii. Sahara Zachodnia nie istnieje w świadomości większości Polaków, ba! nawet sam autor reportażu Wszystkie ziarna piasku dowiedział się o jej istnieniu dopiero podczas poszukiwań tematu na kolejną książkę.
Bartek Sabela, znany ze świetnego reportażu Może (morze) wróci, zainteresował się Saharą Zachodnią, ponieważ - jak mówił na spotkaniu autorskim w Krakowie - lubi przeglądać Google Maps i podczas jednej ze swoich wirtualnych podróży zobaczył marokański mur oraz trafił do obozu dla uchodźców. To go zaintrygowało do tego stopnia, że postanowił zająć się tym tematem, a z czasem zaangażować się w tę sprawę osobiście. Nawiązał kontakty z Saharyjczykami i pojechał szukać informacji u samych źródeł. A sprawa to niełatwa, biorąc pod uwagę niechęć marokańskich władz do dziennikarzy. Sabeli udało się jednak dotrzeć do okupowanego przez Maroko El Aaiun oraz do obozów dla uchodźców w Algierii (...)
Pełna recenzja pod adresem: http://poczytajka.blogspot.com/2016/04/pustynia-podzielona-murem-bartek-sabela.html
Dla wielu naszych rodaków Afryka zaczyna się i kończy na północy. Interesują nas Egipt, Maroko i Tunezja, bo tam można niedrogo, a przy tym w egzotycznej scenerii i przy pewnej aurze, spędzić urlop. Gdyby zapytać przypadkową osobę o problemy Czarnego Kontynentu, prędzej usłyszelibyśmy o epidemii eboli, głodzie, akcjach budowania studni czy atakach terrorystycznych niż o...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-01-01
26. kwietnia 1986 roku dokonała się największa katastrofa jądrowa w dziejach świata. Wybuch reaktorów doprowadził do potężnego skażenia, lecz skutki tragedii były utrzymywane w tajemnicy przed obywatelami Związku Radzieckiego z obawy przed paniką, jaka wybuchłaby po rozprzestrzenieniu się informacji. Nadawano propagandowe komunikaty, podawano zafałszowane dane odnośnie stopnia skażenia (skażenie żywności mierzono dozymetrami do badania skażenia tła) i uspokajano mieszkańców kraju, wmawiając im, że wszystko jest w porządku, a informacje przekazywane przez państwa Zachodu mają na celu zburzenie ładu panującego w Związku Radzieckim. Sama katastrofa w Czarnobylu (jak mówiono, doszło tam tylko do pożaru) okazała się tylko wierzchołkiem góry lodowej... Jej fatalne skutki będą odczuwalne jeszcze przez długi czas, nie tylko przez nasze pokolenie, ale i wiele kolejnych, do czego nawiązuje podtytuł Kronika przyszłości. Znamy przeszłość, wiemy, jaka będzie przyszłość - a jaka jest teraźniejszość?
Swietłana Aleksijewicz w dziesięć lat po katastrofie dociera do ludzi, dzisiejszych Białorusinów, których udziałem stały się czarnobylskie wydarzenia. Rozmawia z wdowami po likwidatorach oraz z samymi likwidatorami, spotyka się z rodzicami dzieci, które swoje życie spędzają w szpitalu, z politykami, przedstawicielami mediów, inżynierami oraz z mieszkańcami skażonej strefy. Poznaje różne losy, które połączone są jednak przez wspólny mianownik, noszący miano homo sovieticus. Wielu nieszczęść dałoby się uniknąć, gdyby nie bezgraniczna wiara w państwo, która wyrażała się ślepym wykonywaniem rozkazów, przyjmowanych nie tylko bez zastrzeżeń, ale wręcz z jawną dumą. Jeden z likwidatorów po skończonej pracy spalił wszystkie ubrania, pozostawiając czapkę, którą oddał swojemu synowi, powodując tym samym raka mózgu u dziecka. Takich przejmujących historii jest więcej, ale jedna wstrząsnęła mną najbardziej. To los młodego małżeństwa, w które brutalnie wkroczył Czarnobyl, skutkując chorobą popromienną u mężczyzny. Gdy ten leżał w szpitalu, personel medyczny ostrzegał przebywającą z nim żonę: Jesteś młoda. Coś ty sobie ubzdurała? To już nie człowiek, tylko reaktor*...
Czarnobylska modlitwa. Kronika przyszłości to książka przejmująca i emanująca smutkiem. Swietłana Aleksijewicz pozostaje w cieniu historii swoich rozmówców, dodając od siebie zaledwie didaskalia. Monologi są bogate w znaki przestankowe (wielokropki, wykrzykniki, znaki zapytania) nadające wypowiedziom ekspresji i działające na emocje czytelnika. Mnie książka poruszyła w ogromnym stopniu, ale w jeszcze większym zadziwiła. Mając przed oczami historię staruszki (na zadane przez nią pytanie czy może pić mleko od swojej krowy odpowiedziano pytaniem o jej wiek, a gdy padła odpowiedź: 80 lat lub więcej, poinformowano ją, że owszem, może), nie mogę zrozumieć toku myślenia człowieka radzieckiego, który zatracił swoją moralność w drodze ku bezrefleksyjnej służalczości wobec państwa. Gdyby nie ta pokrzywiona mentalność, wiele losów mogłoby potoczyć się w lepszym kierunku. Rzeczywistość jest jednak daleka od pobożnych życzeń: w odpowiedzi na bezgraniczne oddanie ludzie nie otrzymali nie tylko ubrań ochronnych czy dozymetrów, ale i prawdy.
Czarnobylska modlitwa. Kronika przyszłości jest hołdem złożonym wszystkim ofiarom katastrofy - nie tylko tym, którzy stracili zdrowie lub zginęli w wyniku choroby popromiennej, ale także tym, którzy ze względu na swoje czarnobylskie pochodzenie przez "czyste" społeczeństwo uważani byli za radioaktywnych...
*Swietłana Aleksijewicz, Czarnobylska modlitwa. Kronika przyszłości, Czarne, Wołowiec 2012, s. 22.
www.poczytajka.blogspot.com
26. kwietnia 1986 roku dokonała się największa katastrofa jądrowa w dziejach świata. Wybuch reaktorów doprowadził do potężnego skażenia, lecz skutki tragedii były utrzymywane w tajemnicy przed obywatelami Związku Radzieckiego z obawy przed paniką, jaka wybuchłaby po rozprzestrzenieniu się informacji. Nadawano propagandowe komunikaty, podawano zafałszowane dane odnośnie...
więcej mniej Pokaż mimo to2011-01-01
2012-01-01
2012-01-01
2011-11-01
2011-05-01
2011-09-01
2011-05-01
2010-12-01
Ostatnio coraz mniej czasu poświęcam na pisanie recenzji, bo pochłania mnie przyroda - porzucona pasja z dzieciństwa, do której wróciłam po wielu latach. Również lektury coraz częściej dobieram pod tym kątem, dlatego z entuzjazmem sięgnęłam po Chrapiącego ptaka. Początkowo nie mogłam wciągnąć się w historię rodziny Heinrichów, ale nawet nie zauważyłam kiedy zostałam pochłonięta bez reszty. Kolejne nazwiska zaczęły być rozpoznawalne, a poszczególne elementy opowieści zaczęły się układać w jedną całość.
(...)
Zakochałam się w tej książce, w jej autorze - jego sposobie snucia opowieści, osobowości, uporze i podejściu do przyrody. Z zafascynowaniem czytałam o jego udanej próbie przedzierzgnięcia się z "konusa z lasu" w sportowca, a w rozbawienie wprawił mnie pomysł pomalowania wieży ciśnień na terenie znienawidzonej szkoły na pamiątkę swojej w niej obecności oraz - iście "psychologiczne" - podejście do wypełniania formularzy aplikacyjnych na studia, w wyniku czego prawie wszystkie uczelnie nie były zainteresowane jego kandydaturą na studenta. W kwestii podejścia do przyrody poczułam niesamowitą nić porozumienia, mimo iż autor w latach młodzieńczych wybierał jaja i pisklęta z gniazd, a także uśmiercał ptaki. Jak jednak napisał po latach, w parze z zapędami myśliwskimi szło uwielbienie dla nieszczęsnych stworzeń i świadomość, że "wiedza jest ważna, a nie da się jej zdobyć tanim kosztem"*.
Jedno jest pewne - chcę więcej! Na mojej półce czeka zachwalane przez wszystkich Wieczne życie, ale wiem, że na tej książce nie poprzestanę. Dla Bernda Heinricha jestem nawet w stanie mozolnie przedzierać się przez oryginalne wydania! Wam jego książki gorąco polecam, choć dla kogoś nie zainteresowanego przyrodą Chrapiący ptak może być niełatwą lekturą.
(...)
* B. Heinrich, Chrapiący ptak. Rodzinna podróż przez stulecie biologii, Wołowiec 2016, s. 405.
Pełna recenzja pod adresem: http://poczytajka.blogspot.com/2016/07/niegasnacy-zachwyt-swiatem-bernd_17.html
Ostatnio coraz mniej czasu poświęcam na pisanie recenzji, bo pochłania mnie przyroda - porzucona pasja z dzieciństwa, do której wróciłam po wielu latach. Również lektury coraz częściej dobieram pod tym kątem, dlatego z entuzjazmem sięgnęłam po Chrapiącego ptaka. Początkowo nie mogłam wciągnąć się w historię rodziny Heinrichów, ale nawet nie zauważyłam kiedy zostałam...
więcej Pokaż mimo to