-
ArtykułyCi bohaterowie nie powinni trafić na ekrany? O nie zawsze udanych wcieleniach postaci z książekAnna Sierant4
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 24 maja 2024LubimyCzytać376
-
Artykuły„Zabójcza koniunkcja”, czyli Krzysztof Beśka i Stanisław Berg razem po raz siódmyRemigiusz Koziński1
-
ArtykułyCzy to może być zabawna historia?Dominika0
Biblioteczka
2018-08-24
2013-03-06
2014-06-30
"...życie to taki dziwny prezent. Na początku się je przecenia: sądzi się, że dostało się życie wieczne. Potem się go nie docenia, uważa się, że jest do chrzanu, za krótkie, chciałoby się niemal je odrzucić. W końcu kojarzy się, że to nie był prezent, ale jedynie pożyczka. I próbuje się na nie zasłużyć."
Jestem parę dni po przeczytaniu tej krótkiej, ale niezwykłej książki. I tak siedzę i nadal nie wiem co mogłabym napisać, gdy istnieje już o niej tyle opinii. Mogę stwierdzić (choć zapewne nie będzie to nic odkrywczego), że mimo krótkiej formy jest niezwykle bogata zarówno emocjonalnie, jak i fabularnie.
Eric-Emmanuel Schmitt to urodzony w 1960 roku, francuski dramaturg, eseista, powieściopisarz. Z zawodu jest filozofem. Swoją pierwszą powieść napisał w wieku 11 lat. Na świecie znany jako twórca teatralny.
"Zapominamy, że życie jest kruche, delikatne, że nie traw wiecznie. Zachowujemy się wszyscy, jak byśmy byli nieśmiertelni. Codziennie patrz na świat, jakbyś oglądał go po raz pierwszy."
Oskar choruje na raka. Po wyczerpaniu wszystkich metod leczenia, które nie przyniosły pożądanego rezultatu, wiadomo, że dziesięcioletni chłopiec umrze. Jednak nie rozumie tego, potrzebuje rozmowy o tym co będzie. Rodzice chłopca nie umieją z nim poruszyć tak trudnego tematu. Kupują mu zabawki, a po kątach płaczą. Ale jest Pani Róża, która staje się ciocią chłopca. Namawia chłopca by pisał listy do Boga, ale tylko z jedną prośbą dziennie. Dodatkowo proponuje chłopcu by od teraz każdy dzień liczył się jako 10 lat. Dzięki temu Oskar staje się nastolatkiem, następnie wkracza w świat dorosłości, by przeżyć starość. Ciocia Róża ubarwia życie chłopcu opowieściami, jaką była znakomitą zapaśniczką i ile przeciwniczek pokonała, ale nie tylko siłą, a rozumem.
"Z chorobą jest tak jak ze śmiercią. Jest faktem. Nie jest żadną karą".
"Oskar i pani Róża" to krótkie opowiadanie, które opisuje bardzo trudny temat mianowicie śmierci z perspektywy dziecka. Samo w sobie pojęcie śmierci jest trudne, a co mówić w przypadku zaledwie dziesięcioletniego chłopca. Ale to także opowieść o niezwykłej przyjaźni między dzieckiem, a straszą kobietą. Z tej znajomości płyną korzyści dla obojga. Chłopiec powoli zaczyna rozumieć, że zbliża się to co nieuniknione. Stara się przyjąć to co jest mu dane tu i teraz z otwartymi rękami.
Chociaż tematycznie książka jest bardzo poważna autorowi udało się przemycić odrobinę humoru. Język jest prosty, ale po raz kolejny sprawdza się stare porzekadło, że w prostocie tkwi siła. Ponadto książka przepełniona jest różnego rodzaju emocjami: chwilami szczęścia, zagubienia, smutku, refleksji zarówno nad co było, jak i co będzie i można by tak wymieniać bez końca. Tak naprawdę o tej książce nie trzeba nic pisać ją trzeba przeczytać i jestem przekonana, że nie raz. Cóż mogę więcej powiedzieć, nadal czuję w sobie rozdzierający smutek, a zarazem spokój.
Przeczytanie tejże niezwykle wartościowej książki sprawiło, że na pewne tematy patrzę zupełnie inaczej, mimo niecałych 90 stron zadurzyłam się w refleksyjne myśli. Książka również pokazuje, że trzeba się cieszyć z tego co mamy, bo życie to tylko pożyczka, którą trzeba spłacić wobec Boga. Jest to książka, którą trzeba przeczytać w swoim życiu, więc jeśli tego nie zrobiliście koniecznie to uczyńcie.
Recenzja pochodzi z mojego bloga:
http://ksiazkowa-fantazja.blogspot.com/2014/07/oskar-i-pani-roza-eric-emmanuel-schmitt.html
"...życie to taki dziwny prezent. Na początku się je przecenia: sądzi się, że dostało się życie wieczne. Potem się go nie docenia, uważa się, że jest do chrzanu, za krótkie, chciałoby się niemal je odrzucić. W końcu kojarzy się, że to nie był prezent, ale jedynie pożyczka. I próbuje się na nie zasłużyć."
Jestem parę dni po przeczytaniu tej krótkiej, ale niezwykłej książki....
2014-01-31
Zbiory opowiadań nie cieszą się dużą popularnością wśród czytelników. Przyczyną takiego stanu rzeczy jest brak w tekstach spójności, ciągłości fabularnej, czy występujący bardzo zróżnicowani bohaterowie, którzy na ogół nie mają wspólnych cech. Również często się zdarza, że w takich zbiorach, autor prezentuje bardzo nierówny poziom, a to z kolei sprowadza się do bardzo szybkiego zapomnienia o czytanym tekście i zniechęcenia odbiorcy. Zatem jak poradziła sobie Alice Munro, kanadyjska zdobywczyni nagrody Nobla, okrzyknięta mianem kanadyjskiego Czechowa, w swoim debiucie literackim?
Alice Munro to urodzona w 1931 roku w Wingham (prowincja Ontario) kanadyjska pisarka głównie opowiadań. Uważana za jedną z najznamienitszych, żyjących pisarek, krótkich form literackich. Debiutem jej jest "Taniec szczęśliwych cieni", który ukazał się w Polsce w 2013 roku za pośrednictwem Wydawnictwa Literackiego.
"Taniec szczęśliwych cieni" to zbiór piętnastu opowiadań, gdzie autorka niespiesznie prowadzi czytelnika przez prowincjonalne miasteczka, gdzie bohaterami są zwyczajni ludzie, którzy borykają się na co dzień z problemami życiowymi, czy też celebrują chwile szczęścia, by za chwilę musieć podjąć trudne decyzje, o których słuszności nie są przekonani. Munro przedstawia dwa światy: kobiet, tych już dorosłych, jak i nastoletnich oraz mężczyzn. Tym samym wyraźnie stara się pokazać różnice, jakie występują między nimi. Opowiadania w moim odczuciu są spójne, ale na pierwszy rzut oka, wydaje się, że nie mają wspólnego mianownika. Jednak, gdy czytelnik zagłębi się w treść może odnieść wrażenie złudzenia i po głębszej analizie dostrzeże łączące spoiwo.
Powyższy zbiór prezentuje się dość równo, jak na całkiem sporą liczbę opowiadań. Talent pisarki polega na tym, że pisze o rzeczach prostych, obrazowo, barwnie, kwieciście, momentami nawet poetycko. Ponadto wszystkie szczegóły zostały dopracowane w najmniejszych detalach. Wymienione elementy nasuwają tylko jeden wniosek, iż Alice Munro jest doskonałym obserwatorem, dotyczy to zarówno sytuacji życiowych, jak ludzi i ich zachowań.
"Taniec szczęśliwych dni" to nie jest lektura na jeden raz, każde opowiadanie trzeba sobie przeanalizować, dokładnie przemyśleć i dać porwać się zadumie, by dostrzec głębię, jaka skrywa się pod słowami. Munro potrafi czytelnika zahipnotyzować. Twierdzę tak, dlatego, iż łatwo jest zagubić poczucie czasu. W takim sensie, że chwilami nie wiedziałam, czy akcja toczy się w czasie teraźniejszym, czy przeniosła się o stulecie wstecz. Z opowiadaniami miałam już różne doświadczenie, zarówno dobre, jak i te gorsze. "Taniec szczęśliwych cieni" zdecydowanie zaliczę to najlepszego zbioru jaki miałam przyjemność przeczytać. Brak dynamiczności, czy brawury zastępuje (zresztą doskonale) nutka magii, proza życia codziennego, a także zatrzymanie w czasie.
Opowiadania nie należą do moich ulubionych form literackich, jednak za sprawą powyższego zbioru czuje się bardziej przekonana, nieco śmielsza, by zdecydować się na kolejne doświadczenie z tymże gatunkiem. Polecam tą niezwykłą podróż literacką.
Recenzja pochodzi z mojego bloga:
http://ksiazkowa-fantazja.blogspot.com/2014/06/taniec-szczesliwych-cieni-alice-munro.html
Zbiory opowiadań nie cieszą się dużą popularnością wśród czytelników. Przyczyną takiego stanu rzeczy jest brak w tekstach spójności, ciągłości fabularnej, czy występujący bardzo zróżnicowani bohaterowie, którzy na ogół nie mają wspólnych cech. Również często się zdarza, że w takich zbiorach, autor prezentuje bardzo nierówny poziom, a to z kolei sprowadza się do bardzo...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-10-07
"Jeśli wystarczająco długo patrzy się na deszcz i nie myśli o niczym, człowieka stopniowo ogarnia uczucie, że jego ciało się uwalnia, otrząsa z rzeczywistości świata. Deszcz ma hipnotyzującą moc.”
Po niezwykle udanym, a nawet mogę rzec czarującym spotkaniu z twórczością Murakamiego, postanowiłam się zagłębić w jego dokonania literackie. Tym razem przyszła kolej na niewielką objętościową książeczkę. Mogę z pewnością powiedzieć, że ten autor co rusz zaskakuje mnie czymś nowym, nieznanym, a ja małymi kroczkami pragnę wchodzić do tego niebanalnego świata.
Haruki Murakami - ur. w 1949 roku, w Kioto. Japoński pisarz i eseista, a także tłumacz literatury amerykańskiej. Mając lat 30 wydał swoją pierwszą powieść pt. " Hear the Wind Sing". Kolejnymi utworami były: "Pinaball", "Przygoda z owcą", "Tańcz, tańcz, tańcz". Pod koniec lat osiemdziesiątych przeniósł się do Włoch, gdzie powstała powieść "Norwegian Wood". Od tamtej pory pisarz stał się bardzo sławny i postanowił się ukryć w Ameryce, by z czasem powrócić w rodzinne strony. Murakami ma na koncie kilka opowiadań. Jego wena pisarska przyszła podczas meczu baseballowego, którą nazywa "objawieniem". Swoją dobrą kondycję fizyczną zawdzięcza maratonom, w których czynnie bierze udział.
Głównym bohaterem jest Haijme, którego poznajemy w latach młodości., a także jego pierwszą miłość - Shimamoto. Nastolatkowie bardzo dobrze się rozumieją, jednak los zdecydował za nich. Dziewczyna się wyprowadza, a ich drogi się rozchodzą, każde z nich podąża własną ścieżką. Haijme dorasta poznaje inne dziewczyny, jednak każdą porównuje z Shimamoto. Czas mknie do przodu, a nasz bohater staje się mężczyzną, zakłada rodzinę, prowadzi także bary jazzowe. Pewnego dnia spotyka Shimamoto, a ich spotkanie miało znaczący wpływ na niego. Mężczyzna nagle staje się pogubiony jak dziecko,a jego rodzina nagle staje pod dużym znakiem zapytania.
„Na tym świecie niektóre rzeczy można zmienić, a innych się nie da. Upływ czasu to jedna z rzeczy, których nie można odkręcić. Jeśli się znalazłeś w pewnym punkcie, to nie możesz już wrócić.”
"Na południe od granicy, na zachód od słońca" mimo, iż porusza temat miłości, który w literaturze został już wykorzystywany na wiele różnorakich sposób, to w tym przypadku zaskakuje. Czytelnik mimo, iż znajduje wiele erotycznych scen, to są tak wplecione, że idealnie się wpasowują w całą fabułę, dodając nutkę pikanterii. Głównego bohatera poznajemy, gdy ten ma 12 lat, następnie śledzimy jego dalsze życie, zagubienia, doświadczenia z kobietami. Haijme to typ egocentryka, któremu zdrada i ranienie innych jakże bliskich osób nie sprawia mu trudności. Jednak głównym odniesieniem jest osoba Shimamoto, którą od samego początku owiewa aura tajemniczości. Mężczyzna przez całe życie nie zapomniał o swojej pierwszej miłości, co przerodziło się w obsesję. Dlatego tak ważne jest rozprawienie się z przeszłością, gdyż potem może mieć to negatywny wpływ na dalsze życie.
Atutem książki jest niewątpliwie zakończenie, które zostawia szeroki margines dla czytelnika. Następnym plusem jest wykorzystanie tła muzycznego, które zostało dosyć szeroko zaznaczone, gratka dla fanów muzyki. Nie ma co ukrywać, że to inteligenta lektura, która pobudza szare komórki do myślenia, napisana na wysokim poziomie, a także bardzo refleksyjna W mojej ocenie może nie jest tak baśniowa jak "Kafka nad morzem" to jednak jest jedyna w swoim rodzaju.
Autor zaskoczył mnie po raz drugi, chociaż ta książka nie powaliła mnie jak wspomniana "Kafka nad morzem", to Murakami dalej się plasuje w czołówce moich ulubieńców. Polecam.
„Po pewnym czasie rzeczy twardnieją. Jak cement w wiadrze. I nie możemy już wrócić. Chcesz powiedzieć, że cement, z którego jesteś zrobiony, stwardniał, więc nie możesz już być kimś innym.”
Recenzja pochodzi z mojego bloga:
http://ksiazkowa-fantazja.blogspot.com/2013/12/na-poudnie-od-granicy-na-zachod-od.html
"Jeśli wystarczająco długo patrzy się na deszcz i nie myśli o niczym, człowieka stopniowo ogarnia uczucie, że jego ciało się uwalnia, otrząsa z rzeczywistości świata. Deszcz ma hipnotyzującą moc.”
Po niezwykle udanym, a nawet mogę rzec czarującym spotkaniu z twórczością Murakamiego, postanowiłam się zagłębić w jego dokonania literackie. Tym razem przyszła kolej na...
2012-12-11
Nie jestem fanką filozoficznych książek, może dlatego, że większości ich nie rozumiem. Jednak Paulo Coelho w swojej książce przedstawił doskonałe przykłady, łatwo i lekko objaśniając rzeczy z reguły nie pozorne, a jednak mające ogromny wpływ na wybór naszej drogi życiowej.
"Być jak płynąca rzeka" jest to wybór krótkich, lecz niezwykle głębokich tekstów, które pozwalają poznać myśli i spostrzeżenia autora na świat, a także samego siebie.
Z pewnością sięgnę po tę książkę jeszcze raz, a nawet i więcej. Czytając te refleksje autora znalazłam w końcu czas, by pobyć sama ze sobą. Przy niektórych tekstach zatrzymałam się na dłużej rozważając własne, osobiste przemyślenia.
Opinia znalazła się również na moim blogu: http://ksiazkowa-fantazja.blogspot.com/2012/12/byc-jak-pynaca-rzeka.html#links
Nie jestem fanką filozoficznych książek, może dlatego, że większości ich nie rozumiem. Jednak Paulo Coelho w swojej książce przedstawił doskonałe przykłady, łatwo i lekko objaśniając rzeczy z reguły nie pozorne, a jednak mające ogromny wpływ na wybór naszej drogi życiowej.
"Być jak płynąca rzeka" jest to wybór krótkich, lecz niezwykle głębokich tekstów, które pozwalają...
2013-07-06
Pewnie jak większość z Was dałam się zwieść okładce i tytułowi. Bowiem nic nie wskazuje na to, że w środku zobaczymy dramat. Ale nie zniechęcajcie się do tego gatunku, bowiem może Was pozytywnie zaskoczyć, tak jak mnie.
Eric Emmanuel Schmitt ur. w 1960 roku. Z wykształcenia filozof, a także francuski dramaturg, eseista i powieściopisarz. Najbardziej znany z utworów "Oskar i pani Róża", "Ewangelia wg. Piłata", " Dziecko Noego".
"Intrygantki" skrywają w sobie cztery dramaty, które stanowią bardzo dobrą całość.
Pierwszy dramat, który jest zarazem najdłuższy z całego zbioru, nosi tytuł "Noc w Valognes". Opowiada o pięciu kobietach, które były zakochane w Don Juanie. Pewnego dnia postanawiają się spotkać i obmyślić plan zemsty na kochanku. Po naradach postanawiają postanowić go przed sąd w ich wykonaniu. Niestety nie przewidują jednego, urok osobisty Don Juana nadal działa na nie, do tego mężczyzna nie szczędzi im komplementów, które przyćmiewają powód jego osądu.
Drugim dramatem jest "Gość", opowiada o mężczyźnie, który nazywa się Freud. Rzecz się dzieje tuż przed rozpoczęciem II wojny światowej. Nasz bohater dialoguje z Nieznajomym. Czytelnik może wywnioskować, iż chodzi o Boga, któremu Freud ma dużo zarówno do powiedzenia, jak i zarzucenia. Ostatecznie Freud pozwala dojść Bogu do głosu i wysłuchać m.in odpowiedzi na pytanie: Dlaczego się tak dzieje na tym świecie?
Utwór ten jest filozoficznym przesłaniem, a zarazem głębszą refleksją człowieka nad sensem wiary.
"Knebel" to kolejny dramat, który serwuje nam autor. Głównym przesłaniem jest miłość, która nie raz bywa odrzucana, czy potępiana.
Ostatnim utworem jest "Szatańska filozofia". Autor omawia problem szatana, który cierpi na depresję. Tak jest szatana istota też jak widać miewa problemy. Nie ma pomysłu na "dokuczenie" przedstawicieli ludzkości. Z pomocą przychodzą mu pomocnicy z piekła, którzy przedstawiają swoje pomysły. Kolejny utwór, który zawiera filozoficzne przesłanie o świecie i o ludziach i otoczeniu.
"Intrygantki" to zbiór czterech dramatów i każdy z nich ma w sobie przesłanie, które każdy czytelnik odbierze na swój sposób. Mimo, iż są to utwory dramatyczne to refleksje jak najbardziej pozostają. "Intrygantki" czyta się szybko ze względu na formę. No cóż więcej nie będę się rozpisywać.
Na zakończenie powiem, iż pozycja jest godna przeczytania, a każdy czytelnik pozostanie z innym refleksjami i każdy utwór podda swojej indywidualnej ocenie. Polecam.
Recenzja pochodzi z mojego bloga:
http://ksiazkowa-fantazja.blogspot.com/2013/08/intrygantki-eric-emmanuel-schmitt_24.html
Pewnie jak większość z Was dałam się zwieść okładce i tytułowi. Bowiem nic nie wskazuje na to, że w środku zobaczymy dramat. Ale nie zniechęcajcie się do tego gatunku, bowiem może Was pozytywnie zaskoczyć, tak jak mnie.
Eric Emmanuel Schmitt ur. w 1960 roku. Z wykształcenia filozof, a także francuski dramaturg, eseista i powieściopisarz. Najbardziej znany z utworów "Oskar...
2013-01-01
Literaturę podróżniczą uwielbiam i tym razem wybrałam się w podróż do Australii z Markiem Tomalikiem. Dodam, że autor mi bliżej nieznany i pierwszy raz sięgnęłam po jego pozycję.
Autor bardzo dogłębnie przedstawia nam kulturę i historię aborygenów.
W książce jest tez bardzo dobrze przedstawiona szata roślinna, możemy tu spotkać m.in. banksje, akacja złota, kangurza łapa, eukaliptus.
Wśród zwierząt wielokrotnie spotykamy się z m.in. kangurami, których jest kilka gatunków, strusiami emu, psami dingo, kojotami.
Książka jest bogata ilustrowana, co jest niewątpliwym atutem.
Opisane są bezludne plaże, pustynie, liczne Parki Narodowe (Kalbarri), a także warto wspomnieć o Eyre, które jest najbardziej słonym Jeziorem Świata. Oczywiście autor nie zapomniał o Górze Kościuszki i Szlaku Strzeleckiego.
Książka zawiera poradnik buszmena, który zawiera wszystkie praktyczne rady dla kogoś, kto chce się wybrać w takową podróż.
Na końcu znajdziemy mały słowniczek (wyrażenia slangowe). Angielski brytyjski znacznie różni się od angielskiego austrialijskiego.
Jeżeli chcecie odbyć niezapomnianą podróż po zakątkach Australii, czy to palcem po mapie, czy w rzeczywistości i poczuć żar słońca w środku zimy, to gorąco Was zachęcam po sięgnięcie tej pozycji.
Recenzja została opublikowana również na moim blogu:
http://ksiazkowa-fantazja.blogspot.com/2013/01/australia-gdzie-kwiaty-rodza-sie-z-ognia.html#links
Literaturę podróżniczą uwielbiam i tym razem wybrałam się w podróż do Australii z Markiem Tomalikiem. Dodam, że autor mi bliżej nieznany i pierwszy raz sięgnęłam po jego pozycję.
Autor bardzo dogłębnie przedstawia nam kulturę i historię aborygenów.
W książce jest tez bardzo dobrze przedstawiona szata roślinna, możemy tu spotkać m.in. banksje, akacja złota, kangurza łapa,...
2013-08-12
" Widziałem Babilonu mury potężne, ogrody tamtejsze, kwieciem niebosiężne.
W olimpijskiej Świątyni byłem się pokłonić, dumie tego miasta, Zeusowi z kłów słoni.
U stóp Mauzoleum nie wierzyłem oczom, w jakim mąż Artemizji tam splendorze spoczął.
Podziwiałem Kolosa, co chmur sięga czołem, nieodgadnionych ogrom piramid chłonąłem.
Lecz żaden z cudów siedmiu nie zrówna się chwałą, z efeską Artemidy Świątynią wspaniałą."
Stephen Saylor ur. w 1956 roku w Teksasie. Z zawodu jest historykiem, który specjalizuje się w dziejach Rzymu. Swoją rozległą wiedzę podzielał w naukowych programach telewizyjnych. Jednakże jego fascynacje sięgały tak daleko, że postanowił stworzyć cykl Roma sub rosa, który początkowo składał się 10 powieści 2 zbiorów opowiadań, a zarazem sprawdzić się, jako pisarz. Saylor popełnił także 2 poważne książki "Rzym" oraz "Cesarstwo". Na szarym końcu powstała książka "Siedem cudów", ale chronologicznie nie kończy "żywotu" Gordianusa, wręcz przeciwnie sięga jego początków.
Historia dzieje się w 92 r.p.n.e. Gordianus staje u progu dorosłości. Zakłada po raz pierwszy togę, która symbolizuje osiągnięcie lat osiemnastu. Młodzieniec dostaje propozycję, o jakiej śni się każdemu, mianowicie chodzi o wielką podróż, a plan wyprawy obejmuje siedem cudów świata. Tak szczodrą i szlachetną propozycję otrzymuje od samego poety Antypatera z Sydonu. Ale poeta najpierw finguje swoją śmierć, przybierając nowe imię i życiorys. Jaki ma w tym cel? Jednoznaczna odpowiedź otrzymujemy na końcu książki. Póki co Gordianus z Antypaterem wyruszają w długą wędrówkę. Pierwszym ich celem, a zarazem cudem jest Efez, a w nim Świątynia Artemidy. Młody Gordianus po raz pierwszy musi wykazać się spostrzegawczością i umiejętnościami detektywistycznymi.
Po drodze czekają naszych bohaterów nie lada przygody i zagadki, młody Gordianus także przeżywa pierwsze przyjemności ciała i doświadczenia erotyczne, a na końcu autor uwieńczył swoje dzieło wisienką na torcie.
Autor przedstawił obraz świata rzymskiego, ale uwaga oczami greka. Z kart historii wiadomo, że krytyka płynąca w stronę Rzymian, nie wzięła się znikąd. Bowiem znany jest obraz narodu rzymskiego, który wyraźnie przedstawia ich, jako barbarzyńców. Poza zachłannością, nie liczą się inne istotne elementy, chociażby, dobytek gromadzony przez naród przez setki, może nawet tysiące lat. Z pozoru wydaje się, że Imperium Rzymskie jest silniejsze, ale naród Hellenów nie oda nic bez walki.
"Rzym jest chorobą, Mitrydates lekarstwem."
Autor podjął się zadania bardzo trudnego. Mowa tutaj o rekonstrukcji Siedmiu Cudów Świata, a właściwie sześciu, bo jeden z nich zachował się po dzień dzisiejszy, mam tu na myśli Piramidę Cheopsa. Źródła na ten temat są rozbieżne, a w rzeczywistości pozostały tylko ruiny, zatem trudno stwierdzić autentyczność posiadanych informacji.
Muszę w tym miejscu wspomnieć także o postaci Antypatera , który jest autentyczną postacią historyczną, ale istnieją wątpliwości, czy napisał rzeczywiście wszystkie wiersze, które przypisano jego osobie. Podaje się także, że to on jest autorem listy najsłynniejszych budowli i dzieł sztuki ówczesnego świata, które uznano, jako Siedem Cudów Świata.
"Siedem Cudów" są opowiadaniami, spójnymi, które śmiało można by połączyć w powieść. Trudno tutaj mówić, że mamy do czynienia z typowymi zagadkami kryminalnymi, bowiem rozwiązanie otrzymujemy bez żadnych poszlak, głębszego badania, czy chociażby przedstawienia rozumowania toku myślenia Gordianusa. Nie traktowałabym tego jako błąd, (chociaż niedosyt z mojej strony pozostał)ale nietuzinkowe rozwiązanie autora, które w połączeniu z historią i pięknymi opisami siedmiu cudów świata, stanowi szlachetną historię.
Uważam, że ta lektura zadowoli zarówno zwolenników zarówno krótkich form, jak i powieści. Autor nie bombarduje czytelnika datami, dzięki czemu lektura jest lekka i przyjemna. Saylor starał się stylizować się język na archaiczny, ale także zastosował wiele pojęć z zakresu architektury. Absolutnie nie jest to przeszkodą w zrozumieniu całości tekstu, a nawet można nauczyć się czegoś nowego.
Na samym końcu autor zamieścił kalendarium faktów, które przewijają się w opowiadaniach, bądź stanowią dla nich tło. Czas podczas lektury spędziłam miło i przyjemnie, przy tym subtelnie dozowałam dawkę historii i chłonęłam opis cudów świata. Trzeba docenić wkład, zaangażowanie i wykorzystaną wiedzę, jakie autor włożył, dlatego dziś ocena wyżej, niż planowałam, w początkowej fazie. "Siedem cudów" polecam wszystkim czytelnikom, ale w szczególności fanom starożytności, historii, przygód i zagadek a'la kryminalnych.
"Stało się dla mnie jasne, że prawdziwymi cudami, jakie człowiek spotyka w podróży przez życie,
nie są milczące posągi z kamienia, lecz ludzie z krwi i kości. Jedni wiodą nas ścieżką mądrości,
inni dają nam rozkosz, niektórzy sprawiają, że śmiejemy się wesoło, jeszcze inni napawają nas przerażeniem, czy odrazą albo też budzą nasz współczucie. By tego doświadczyć wszystkiego,
nie trzeba być obieżyświatem - wszystkie te cuda spotykamy wokół siebie każdego dnia."
Recenzja pochodzi z mojego bloga:
http://ksiazkowa-fantazja.blogspot.com/2013/09/siedem-cudow-steven-saylor.html
" Widziałem Babilonu mury potężne, ogrody tamtejsze, kwieciem niebosiężne.
W olimpijskiej Świątyni byłem się pokłonić, dumie tego miasta, Zeusowi z kłów słoni.
U stóp Mauzoleum nie wierzyłem oczom, w jakim mąż Artemizji tam splendorze spoczął.
Podziwiałem Kolosa, co chmur sięga czołem, nieodgadnionych ogrom piramid chłonąłem.
Lecz żaden z cudów siedmiu nie zrówna się...
2013-05-26
Nigdy jakoś specjalnie nie ciągnęło mnie do japońskich klimatów i gdyby ktoś mi kiedyś powiedział, że będę czytać literaturę japońską to bym nie uwierzyła. Na dodatek byłam przekonana, że Murakami pisze głównie dla mężczyzn i sądziłam, iż nie będę potrafiła się odnaleźć w tym gatunku i świecie. Tymczasem na blogach i portalach książkowych naczytałam się tyle dobrego o twórczości Murakamiego, że doszłam do wniosku, że sama muszę się przekonać czym to pachnie. Kilka osób proponowało rozpoczęcie przygody z autorem właśnie od "Kafki nad morzem". Posłuchałam się jak grzeczna dziewczynka i wpadłam jak śliwka w kompot.
Haruki Murakami urodzony w 1949 roku w Kioto. Nie ma co ukrywać, iż jest to najwybitniejszy i najbardziej znany na świecie pisarz japoński. Znany m.in. z takich tytułów jak: " Przygoda z owcą", " Norwegian Wood", "Tańcz, tańcz, tańcz", "Kronika ptaka nakręcacza",czy też "Po zmierzchu".
Głównym bohaterem jest piętnastoletni Kafka Tamura, który postanawia uciec z domu. Jest poniekąd do tego zmuszony, ponieważ ciąży nad nim klątwa ojca. Matka odeszła wiele lat wstecz nie pozostawiając po sobie śladu. Z dzielnicy Nakano gdzie mieszkał do tej pory, udaje się autokarem na Shikoku. Tam trafia do prywatnej Biblioteki im. Komury. Spędza tam swój czas wypełniając go czytaniem książek. Jednak pan Oshima, który tam pracuje zwraca uwagę na Kafkę i domyśla się, iż ten uciekł z domu. Bowiem trwa rok szkolny, a przesiadujący piętnastoletni chłopaka w bibliotece nie jest powszechnym zjawiskiem. Dyrektorką biblioteki jest pani Saeki, która w późniejszym czasie będzie miała kluczowy wpływ na dalsze życie chłopaka.
W tym samym czasie poznajemy pana Nakatę, który jest analfabetą i powszechnym dziwakiem. Charakteryzuje go jednak nadzwyczajna umiejętność rozmawiania z kotami. Po dziwnych splotach okoliczności postanawia także udać się Shikoku. W jego przypadku nie jest to łatwe, bowiem jest nierozgarnięty na tyle, że nie zna miejsca do którego chce jechać powtarzając ciągle, jak mantrę, że jak będzie na miejscu, to wtedy będzie wiedział, czy to jest to miejsce. Los mu sprzyja i poznaje kierowcę ciężarówki niejakiego Hoshino, który postanawia mu pomóc w podróży.
Poznajemy także przeszłość pana Nakaty i czytelnik się dowiaduje, że ułomności jakie posiada są wynikiem tajemniczego wypadku w lesie.
Akcja przebiega dwutorowo. Raz z perspektywy Kawki, a raz z pana Nakaty. Język stosowany przez autora jest wielce przemyślany i nie ma w tym żadnego przypadku. Autor przenośni nas w surrealistyczny świat otaczając go krainą baśni. Bohaterowie wykreowani przez autora wzbudzają wielką sympatię i przywiązanie czytelnika. W każdym bohaterze można odnaleźć cząstkę siebie. Akcja posuwa się małymi kroczkami do przodu, ale za to autor dodając szczyptę baśniowego świata sprawia, iż czytelnik nie potrzebuje niczego więcej, bowiem całkowicie wnika w świat bohaterów.
Nie ukrywam, iż pierwsze 50 stron było ciężkie i trudne dla mnie. Zobaczywszy, że książka ma ponad 600 stron pomyślałam to jednak chyba nie dla mnie. A jednak sama nie wiem kiedy wniknęłam w ten magiczny świat. Czytając miałam wrażenie, że ja tam jestem i wszystko toczy się w rzeczywistym świecie.
Spotkanie z Murakamim uważam za niezwykle udane. Autor pokazuje nam niekończącą się wyobraźnię, oryginalnych i jedynych w swoim rodzaju bohaterów, niebanalny styl, liczne metafory, lawirowanie pomiędzy dwoma światami tym realnym i baśniowym.
Jeśli chodzi o minusy to jest ich brak. Może taki mały mankament, który był dla mnie niesmaczny. Mianowicie mi jako miłośnice zwierząt trudno było czytać fragment dotyczący kolekcjonera kocich głów, które sobie trzymał w lodówce, a następnie robił flety z ich dusz .Ale, jako, że koty są ważnym elementem powieści to przymknęłam na to oko. Generalnie nie przepadam za filozoficznymi książkami, ale w tym przypadku wątki filozoficzne są mistrzowsko wplecione w całą fabułę.
Po skończeniu powieści jedyne słowo jakie przyszło mi na myśl to "wow niesamowite". Pozostał smutek i żal, że to już koniec. Dodatkowym elementem oczywiście na plus jest nawiązanie do muzyki i oczywiście książek. Także charyzmatyczne postacie drugoplanowe takie jak pułkownik Sanders ten od KFC, Walker specjalista od kocich głów. Oczywiście obraz Tokio i innych japońskich miejsc. Odnośnie jeszcze bohaterów to pan Nakata mimo swojej ułomności budzi w czytelniku ogromną sympatię.
"Kafka nad morzem" okazuje się być nie ma co ukrywać trudną prozą w odbiorze. Nie jest to też książka dla każdego, bowiem w świecie stworzonym przez Murakiego nie każdy będzie umiał się odnaleźć. Mi również na początku było trudno, a później przepadłam i nie wiem kiedy skończyłam. Uważam, że tę pozycję warto mieć u siebie w domowej biblioteczce. Ze swoje strony mogę powiedzieć, że z pewnością przeczytam jeszcze raz tę lekturę. Szkoda, że nie posiadam takich umiejętności jak Marukami, żeby przekazać wszystkie moje wrażenia i odczucia. Jednak starałam się najlepiej jak umiem przedstawić Wam ten niesamowity świat z którego było mi trudno powrócić do rzeczywistości. Bardzo polecam!
Na zakończenie jeszcze przyszło mi do głowy jedno dosyć śmiałe stwierdzenie. Mianowicie "Kafka nad morzem" jest to jedna z najlepszych książek w kanonie literatury światowej, jaką miałam przyjemność przeczytać. Kwistentecja smaku, wyczucia, wyobraźni, baśni, stylu.
"Wspomnienia ogrzewają człowieka od środka. Ale jednocześnie siekają go gwałtownie na kawałki.”
„Świat jest pokręcony i przez to powstaje trójwymiarowa głębia. Jak ktoś chce mieć wszystko proste, powinien żyć w świecie opartym na ekierce.”
„Czas mający ciężar właściwy napiera na ciebie jak wieloznaczny dawny sen. Poruszasz się ciągle, żeby się przez niego przedostać. Choćbyś poszedł na koniec świata, nie uda ci się od niego uciec. Lecz mimo to musisz iść na koniec świata. Są rzeczy, których nie da się zrobić, jeżeli nie pójdzie się na koniec świata.”
Recenzja pochodzi z mojego bloga:
http://ksiazkowa-fantazja.blogspot.com/2013/07/kafka-nad-morzem.html
Nigdy jakoś specjalnie nie ciągnęło mnie do japońskich klimatów i gdyby ktoś mi kiedyś powiedział, że będę czytać literaturę japońską to bym nie uwierzyła. Na dodatek byłam przekonana, że Murakami pisze głównie dla mężczyzn i sądziłam, iż nie będę potrafiła się odnaleźć w tym gatunku i świecie. Tymczasem na blogach i portalach książkowych naczytałam się tyle dobrego o...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2013-04-10
Jak miło, że jeszcze ktoś ze współczesnych autorów potrafi zaskoczyć ciekawą tematyką i historią. "Delirium" to pierwsza część trylogii jaką stworzyła Lauren Oliver.
Lauren Oliver ukończyła filozofię i literaturę na uniwersytecie w Chicago, potem przeprowadziła się do Nowego Jorku. Mieszka na Brooklynie. . Znana jest z powieści "7 razy dziś" i trylogii "Delirium" "Pandemonium" i "Requiem".
Miłość jest bardzo często poruszana w filmach, czy też właśnie w książkach. Jednak w tej konkretnej książce jest przedstawiona z zupełnie innego punktu widzenia. Bowiem "Delirium" to powieść o miłości, która jest chorobą i podlega leczeniu, a nie leczona może doprowadzić do śmierci.
Główną bohaterką jest Lena, która oczekuje dnia zabiegu, kiedy to zostanie podane jej antidotum na miłość. Bowiem w świecie, w którym żyje miłość uznawana jest za przebiegłą i chytrą chorobę. Jej matki nie udało się wyleczyć i choroba ją rzekomo pokonała, czy, aby na pewno? Następnie bohaterka musi przejść specjalne testy, które pozwolą sparować ją z odpowiednim kandydatem. Otuchy dodaje jej przyjaciółka Hana, która również przechodzi podobne testy. Gdy ma już dojść do zabiegu staje się coś zupełnie nieoczekiwanego i co z pewnością przeszkodzi dziewczynie się wyleczyć. W życiu Leny pojawia się Alex tylko, że przyjaźń rodzi się w coś większego i zaskakującego. Na jaw wychodzi, że Alex jest odmieńcem i pochodzi z tzw. Głuszy. Jednak to nie stanowi problemu, bowiem para planuje wspólne życie i właśnie ucieczkę do Głuszy. Tymczasem plany zostają im pokrzyżowane, bo każdy z rodziny i otoczenia dąży do poddania Lenie zabiegowi. Nasza bohaterka zostaje pilnowana przez 24 godziny na dobę. Czy Alex przyjdzie ją uratować, czy uda jej się wymknąć i żyć normalnie? I czy dotrą do Głuszy, w której mają rozpocząć nowe życie pełne miłości? Jak zakończy się ta historia i czy na końcu będzie happy end?
Moim zdaniem "Delirium" to rewelacyjna powieść antyutopijna, gdzie mamy zupełnie inne spojrzenie na świat, miłość. Autorka pokazuje czytelnikowi zupełnie coś innego i nowego, a na dodatek przedstawia w to taki sposób, że historia wciąga czytelnika niczym wir w rzece. "Delirium" to także powieść pokazująca dwa oblicza miłości. Pierwsze, gdzie traktowane jest, jako choroba, która wymaga leczenia i jest pozbawiona jakichkolwiek emocji, a druga to ta pełna uczuć, gdzie wszystko inne przestaje się liczyć. Co mi się również podobało to wizja autorki odnośnie przyszłości Ameryki. Biorąc pod uwagę, że dużo ludzi i tak jest wypranych z uczuć, a maszyneria zastępuję ,to może kiedyś ktoś się znajdzie i wymyśli "amor deliria nervosa", czyli nową chorobę, która nazywa się miłość.
Z twórczością autorki miałam przyjemność się spotkać podczas lektury "7 razy dziś", mimo, że wspominam miło tamto spotkanie, to ta powieść podobała mi się dużo bardziej. Polecam gorąco każdej grupie wiekowej, a ja mam nadzieję wkrótce przeczytam drugą część "Pandemonium".
„Miłość – najbardziej zdradliwa choroba na świecie: zabija cię zarówno wtedy, gdy cię spotka, jak i wtedy, kiedy cię omija. Ale to niedokładnie tak. To skazujący i skazany. To kat i ostrze. I ułaskawienie w ostatnich chwilach. Głęboki oddech, spojrzenie w niebo i westchnienie: dzięki ci, Boże. Miłość – zabije cię i jednocześnie cię ocali.”
Recenzja pochodzi z mojego bloga:
http://ksiazkowa-fantazja.blogspot.com/2013/05/delirium.html
Jak miło, że jeszcze ktoś ze współczesnych autorów potrafi zaskoczyć ciekawą tematyką i historią. "Delirium" to pierwsza część trylogii jaką stworzyła Lauren Oliver.
Lauren Oliver ukończyła filozofię i literaturę na uniwersytecie w Chicago, potem przeprowadziła się do Nowego Jorku. Mieszka na Brooklynie. . Znana jest z powieści "7 razy dziś" i trylogii "Delirium"...
2013-03-17
Co byście powiedzieli na daleką podróż w poszukiwaniu być może ostatniego, nieodkrytego plemienia? Podróż takowa nie będzie łatwa, bowiem trzeba zapuścić się w głąb dżungli, zmierzyć się ze strachem, który może całkowicie sparaliżować w najmniej odpowiednim momencie, gdzie stawka jest bardzo wysoka, bowiem chodzi o własne życie. Nie wiem jak Wy, ale ja podejmuje wezwanie i wyruszam z Cejrowskim w puszczę, aby przeżyć i odkryć coś zupełnie nowego, innego, niesamowitego.
Wojciech Cejrowski ur. w 1964 roku w Elblągu. Mówią o nim ekscentryk z fantazją i niezwykłym poczuciem humoru. Podróżnik, poszukiwacz ginących plemion w Amazonii, fotograf, pisarz i publicysta, dziennikarz, krytyk telewizyjny. Od 20 lat organizuje wyprawy w najdziksze zakątki kuli ziemskiej. Został przyjęty do Royal Geographical Society (Królewskie Towarzystwo Geograficzne) - jak dotąd jest trzecim Polakiem, któremu ta sztuka się udała.
"Rio Anaconda" zabiera Nas w podróż do Amazonii. Konkretnym celem tejże podróży jest odnalezienie dzikich plemion, które bronią się przed cywilizacją, jednak ta ściga ich coraz większymi krokami. Autor w książce trochę pozmieniał, aby zmylić trop i przedłużyć byt Dzikim.
Książka składa się z ośmiu Ksiąg, które autor opatrzył odpowiednimi, tajemniczymi, intrygującymi nazwami.
"Księga Słońca" rozpoczyna się w Los Llanos, gdzie północna część należy do Wenezueli, a południowa do Kolumbii. Los Llanos charakteryzuje dzika zwierzyna, a dominującymi królami na tych terenach są kajmany i kapibary oraz chmary owadów. Co jeszcze charakteryzuje to miejsce? " Żar słoneczny. Żar rozgrzanej ziemi. Żar rozżarzonego powietrza. Żar dnia. Żar nocy. Żar tropików. Nieustanny. Nieznośny. Przerażający. Żar. Żar. Żar." Kolejnym krokiem jest targowanie z urzędnikiem, którego trzeba przekupić, aby podbił wizę. Ludzie rzadko pojawiają się w tamtych rejonach, więc dla urzędasa ro prawdziwa frajda, a właśnie dodatkową rozrywką jest targowanie się. Później jeszcze lot rosyjskim wrakiem, który jakimś cudem udało się im złożyć. Ale uwaga nasz autor siedzi na trumnie, co za zbyt wygodne nie uchodzi, ale nie było wyjścia. Lot był dość ciężki ze względu na "turbulencje", gdzie każdemu żołądki poprzewracały się do góry nogami. Ale po wielu trudach i znojach wreszcie jesteśmy w Mitu.
"Księga Błota" wprowadza Nas małymi kroczkami do dżungli.Od tej pory Wojciech staje się Antonio ze względu na łatwiejszą wymowę i które przybrał po zmarłym dziadku. Ale w dalszej części będzie musiał przejść rytuał zdjęcia imienia zmarłego, nadania pustego. Wszystkim zajmie się szaman. Czym trudni się miasto? Hodowlą koki, która w listkach, nieprzetwarzana na proszek okazuje się mieć zalety. Proszę nie mylić z kokainą. Kokaina jest przetwarzana na biały proszek, a koka to liście, których używają sami Indianie.
"Księga Mgły" Antonio płynie ze swoimi towarzyszami po rzece łódką tzw. pirogą. Jeżeli do takiej łodzi dołączymy jakąś moc czyt. silnik, motorek wówczas powstaje nam peke - peke. A żeby sobie urozmaicić rejs to na pokładzie jest świnia, która w czasie wywrotki ma zostać zjedzona przez inne głodne żyjątka amazońskie. W ten sposób można ocalić sobie tyłek. Tak więc świnia jest rodzajem zabezpieczenia. W tym miejscu poznajemy również kuchnię indiańską. No cóż szału tutaj nie ma, bo zazwyczaj je się to co się upoluje, albo gotuje zupkę tzw. kina pira. Uwaga! w skład zupki wchodzi woda, garść wściekle ostrych papryczek, trochę upieczonych mrówek, kawalątek juki i żywe rybki!!! Smacznego! ;) Skoro jesteśmy przy pożywieniu to Indianie pieką chleb z tartego manioku tzw. kassawa. W tejże księdze poznajemy także lepiej szamana zwany czarownikiem, którego imię brzmi tak: mmghszx. W celu uproszczenia będzie nazywany Angelino ;)
" Księga Dymu" tutaj poznajemy tradycje Indian. No właśnie Dzicy nie znają kalendarza, więc skąd wiedzą kiedy jest święto? Tutaj kluczową rolę odgrywa szaman, który właśnie ogłasza święto, kieruje się wyczuciem tzw. szóstym zmysłem. Kluczowym znaczeniem dla Dzikich jest taniec, który nie jest zabawą,a pewnego rodzaju wybaczeniem zła. Także bardzo ważnym elementem jest Dym, który jest dobry i zły. Tutaj właśnie ma miejsce rytuał o którym wspomniałam wcześnie, chodzi o zdjęcie imienia, które było zmarłym, a nadano puste i wolne imię. W Księdze Dymu poznajemy także życie seksualne Dzikich i jeszcze kogoś wyjątkowego mianowicie kota szamana.
" Księga Strachu" coraz bardziej zapuszczamy się w głąb puszczy. Znajdujemy się już za trzecią kataraktą. Antonio wybiera się na dalsze podboje dzikiej puszczy, w której czyha coraz więcej niebezpieczeństw. Z autorem jest dwóch przewodników, jednak oni gdzieś poddają, paraliżuje ich strach i się wycofują. Tym sposobem autor zostaje sam. Ale zanim to nastąpi to ma miejsce wyrywanie kleszczy, a także mocne wkurzenie szamana. Autor miał poważne kłopoty, bo zepsuł psa szamanowi. Pewnie zastanawiacie się jak jest to możliwe, a jednak pies zaczął merdać ogonem wobec czego stracił szacunek. Antonio musiał solidnie się tłumaczyć. Jak z tego wybrnął? Pozostawię dla zainteresowanych. Tutaj autor także trafnie spostrzega, iż Dzicy mimo braku wykształcenia nie są gorsi intelektualnie od człowieka cywilizowanego. A co jest najciekawsze Dzicy leczą szeptem, słowami. Tak mi też było trudno w ton uwierzyć,. ale właśnie tak jest. Czary? Magia? Oceńcie sami ;)
"Księga Magii" niewielu mieszkańcom Mitu udało się na swej drodze Dzikich, to jak ma to się udać człowieku z Polski? A jednak wszystko jest możliwe. Czego bali się tubylcy, nie bał się Antonio. Chociaż czytając jego opowiadanie trudno uwierzyć, że wrócił. Magia? Z zaskoczenia udaje się odnaleźć Dzikich, ba nawet to Dzicy znajdują Antonia. No właśnie jak się zachowa Dziki lud, gdzie cywilizacja jest jeszcze bardzo daleko, a zarazem zbliża się nieustronnie? Być może autor spotkał ostatnich Dzikich, ale zrobił wszystko, aby ich nieb wydać i ukryć. Dzicy z pewnością zapuścili się jeszcze dalej w busz, ale z pewnością, ktoś podąża za ich tropem...Niech ta Księga pozostanie magiczną...
" Księga Szeptów" to już przedostatnia z Ksiąg. Tutaj szaman pokazuje swoją Wielką Moc. Bowiem potrafi wnikać w umysł i czytać twoje myśli. Niesamowite, a jednak prawdziwe. Ale także Antonio wykorzystuje sztuczkę z wapnem i każdy jest nią zachwycony.
"Wielu chciałoby przepowiadać przyszłość. Wielu podejmuje próby - bawi się w czary, eksperymentuje z dawna zapomnianą wiedzą... Najwyraźniej nie znają ceny. Powtórzcie im słowa szamana: Ten dar jest moim przekleństwem."
"Księga Powrotu" to już niestety ostania Księga. W końcu z wyprawy trzeba kiedyś powrócić, opowiedzieć, napisać książkę, wywołać film z aparatu i modlić się, aby plemię dzikich nie dogoniła cywilizacja, aby przetrwało po wieki i byli nadal zagadką dla innych. Póki co z czwartej katarakty autor powraca do drugiej, odnajduje swoich tchórzliwych przewodników. A zwieńczeniem książki jest Testament autora, bo nigdy nie wiadomo, czy z tak dzikich terenów i od tak dzikich Indian się powróci żywym.
"Rio Anaconda" to bardzo dobra pozycja, pełnych trafnych obserwacji i spostrzeżeń, czasami tak ckliwych, a zarazem śmiesznych, że nie można było przestać się śmiać. Ale to co najbardziej porusza to to, że Cejrowskiemu udało się zajść tak daleko, do tego trzeba przyznać, że umie opowiadać i czyta się go z wielką przyjemnością. Jednak pozycja ta wymaga uwagi i skupienia, co jest bardzo trudne ze względu na poczucie humoru autora, gdyż autor troszkę zrobił miszmasz i pomieszał troszkę opowieści, a także pozmieniał nazwy i zatarł ślady Indian. Przedłużył im życie, ich plemienia życie, na jak długo nie wiadomo. Niebanalny styl, dialogi z samym z sobą, humor, dzika przygoda to wszystko skrywa w sobie "Rio Anaconda". Taką wisienką na torcie są bogate ilustracje, wyraźne, barwne. No cóż ja przeniosłam się razem z Cejrowskim w dziką puszczę Amazonii w poszukiwaniu ostatniego szamana plemienia Carapana. Czułam, że tam byłam. Magia? Czary szamana? Spróbujcie sami ;)
Recenzja pochodzi z mojego bloga:
http://ksiazkowa-fantazja.blogspot.com/2013/04/rio-anaconda.html
Co byście powiedzieli na daleką podróż w poszukiwaniu być może ostatniego, nieodkrytego plemienia? Podróż takowa nie będzie łatwa, bowiem trzeba zapuścić się w głąb dżungli, zmierzyć się ze strachem, który może całkowicie sparaliżować w najmniej odpowiednim momencie, gdzie stawka jest bardzo wysoka, bowiem chodzi o własne życie. Nie wiem jak Wy, ale ja podejmuje wezwanie i...
więcej mniej Pokaż mimo to2013-03-11
"Ptasiek" mimo, iż napisany dobrych parę lat temu wciąż budzi zainteresowanie wśród czytelników. Wielokrotnie książka była mi polecana, jednak nie byłam pewna, czy jest to coś dla mnie. Postanowiłam się przekonać osobiście. W sumie "Ptasiek" był mi znany z ekranu, więc i książkę trzeba było przeczytać.
William Wharton, tak naprawdę Albert William Du Aimé ur. w 1925 roku w Filadelfii. Amerykański psycholog, malarz i pisarz. Tworzył powieści obyczajowo-psychologiczne, których bohaterem był alter-ego pisarza. "Ptasiek" był jego pierwszą powieścią i zyskała sławę i prawo do ekranizacji. Autor znany również m.in. z takich powieści jak: "Tato", "W księżycową jasną noc", czy "Stado". Zmarł w 200 roku w Kalifornii.
Tytułowy "Ptasiek" jest z pozoru zwykłym chłopakiem. Posiada wielką pasję, jaką są gołębie. Z czasem chłopak przelewa swoją miłość na kanarki. Postanawia rozpocząć ich hodowlę. Ptasiek potrafi siedzieć godzinami, dniami i zwyczajnie się gapić się na swoich podopiecznych. Tylko nie dostrzega jednego, ta pasja pomału przeradza się w chorobę. Pragnie latać tak jak one, zwyczajnie się z nimi utożsamia. Ptasiek również zostaje powołany do wojska, aby walczyć, jednak nie potrafi odnaleźć w nowej sytuacji. Nie umie znieść widoku martwych ludzi, a wśród nich również swoich kolegów. I tym sposobem Ptasiek trafia do Szpitala Psychiatrycznego, gdzie zostaje poddany leczeniu. Jednak jest cały przekonany, że jest ptakiem i tak też się zachowuje. "Ptasiek" nie jest sam, bowiem towarzyszy mu Al, jego przyjaciel. Jak potoczą się dalsze losy "Ptaśka" i Ala, to już nie będę zdradzać.
"Ptasiek" to powieść o przyjaźni, a także szukaniu i poznawaniu samego siebie. Jak się okazuje taga droga w poszukiwaniu własnego nie jest prosta, wręcz zawiła i trzeba wejść w wiraże, aby wyjść na prostą. Autor bardzo wyraźnie przedstawił nam obraz psychologiczny bohaterów. Narracja prowadzona jest dwutorowo z perspektywy Ptaśka i Ala. Lektura okazała się być dla mnie ciężka, ale niezwykle ciekawa. Jedynym elementem, który mnie zrazi był opis łapania psów,a potem ich palenia brrr.
Niesamowite jest to, że "Ptasiek to był debiut autora, ale w jakim stylu. Myślę, że "Ptasiek" jest tą lekturą, której nie wystarczy przeczytać raz, a trzeba smakować się nią kilkakrotnie i odkrywać nowe emocje i aspekty. No, a po przeczytaniu tyle myśli się kłębi w głowie i emocji, że tak naprawdę trudno jest to opisać. Polecam.
Recenzja pochodzi z mojego bloga:
http://ksiazkowa-fantazja.blogspot.com/2013/03/ptasiek.html
"Ptasiek" mimo, iż napisany dobrych parę lat temu wciąż budzi zainteresowanie wśród czytelników. Wielokrotnie książka była mi polecana, jednak nie byłam pewna, czy jest to coś dla mnie. Postanowiłam się przekonać osobiście. W sumie "Ptasiek" był mi znany z ekranu, więc i książkę trzeba było przeczytać.
William Wharton, tak naprawdę Albert William Du Aimé ur. w 1925 roku w...
2012-12-06
Do tej pory nie znałam twórczości Davida Rosenfelta. I przyznaję, że pewnie bym nie poznała, gdyby nie ta śliczna okładka. Będąc w bibliotece rzuciła mi się w oczy i postanowiłam lepiej poznać głównego bohatera - golden retrievera.
Andy Carpenter jest z zawodu prawnikiem, który nie lubi się przemęczać. Po odziedziczeniu sporej sumki nie zajmuje się błahymi sprawami. Można by rzec, że jest upośledzony zawodowo. Razem ze swoim wspólnikiem Kevinem prowadzą fundację dla zwierząt, która szuka dla zwierzaków nowych domów.
Pewnego dnia do schroniska trafia pewien golden retrevier, który pogryzł właściciela i według prawa powinien zostać uśpiony. Jednak Carpeneter po bliższym poznaniu psa postanawia stać się jego nowym właścicielem. Jednak z punktu prawa nie jest to proste i pies staje się klientem Andy'ego. Broni go twierdząc, że był ofiarą przemocy. I tak pies dołącza do życia prawnika.
Życie toczy się spokojnie do czasu, gdy na spacerze pies rzuca się na pewną kobietę. Okazuje się, że jej brat był wcześniejszym właścicielem psa, ale niestety siedzi niesłusznie jak twierdzi w więzieniu. Sprawa dotyczy rzekomo zamordowania narzeczonej na łodzi, jednak osadzony nie wiele pamięta ze zdarzenia, gdyż został znaleziony nieprzytomny. I tak Carpentere rozpoczyna nową sprawę, jednak będzie czyhało na niego wiele pułapek, a także znajdzie się w śmiertelnym niebezpieczeństwie.
A co pies ma z tym wszystkim wspólnego?O tuż pies był świadkiem morderstwa i uznany został za zmarłego. I niemożliwie, że w trakcie burzy przepłynął spory kawałek do brzegu, gdyż miał metal w nodze po złamaniu. Więc, kto wtedy zabrał i co działo się z nim do tej pory, kiedy trafił do prawnika? Jest jeszcze jedna sprawa, któregoś dnia podczas prowadzenia śledztwa z domu prawnika znika pies. Komu tak zależy na tym psie? Zagadka jest zaskakująca.
Z czystym sumieniem mogę polecić ten znakomity thriller prawniczy, który jest napisany z pewną dawką humoru, ale jednocześnie jest w nim wiele nieprzewidywalnych zwrotów akcji i trzyma w napięciu do ostatniej strony. Pies zyskał moją pełną sympatię i nie pozostaje mi nic innego, jak wystawić maksymalną ocenę. :)
Recenzja została również opublikowana na moim blogu: http://ksiazkowa-fantazja.blogspot.com/2012/12/swiadek-na-czterech-apach.html
Do tej pory nie znałam twórczości Davida Rosenfelta. I przyznaję, że pewnie bym nie poznała, gdyby nie ta śliczna okładka. Będąc w bibliotece rzuciła mi się w oczy i postanowiłam lepiej poznać głównego bohatera - golden retrievera.
Andy Carpenter jest z zawodu prawnikiem, który nie lubi się przemęczać. Po odziedziczeniu sporej sumki nie zajmuje się błahymi sprawami. Można...
2012-11-05
"Wprowadzenie do zarządzania nieruchomością" pod redakcją Marka Bryxa dostarcza wiedzy ekonomicznej i prawnej zarówno osobom wykonującym już ten zawód, jak i studentom. Publikacja pozwala poznać metody ekonomiczne, jak i techniczne, a także podstawowe regulacje prawne, zasady i narzędzia, które pozwalają zarządzać obiektem. Wszystko napisane jest przejrzyscie i zrozumiale.
"Wprowadzenie do zarządzania nieruchomością" pod redakcją Marka Bryxa dostarcza wiedzy ekonomicznej i prawnej zarówno osobom wykonującym już ten zawód, jak i studentom. Publikacja pozwala poznać metody ekonomiczne, jak i techniczne, a także podstawowe regulacje prawne, zasady i narzędzia, które pozwalają zarządzać obiektem. Wszystko napisane jest przejrzyscie i zrozumiale.
Pokaż mimo to2011-01-01
Polecam na poprawę nastroju :)wywołuje usmiech na twarzy :)
Polecam na poprawę nastroju :)wywołuje usmiech na twarzy :)
Pokaż mimo to
Czy ktoś z Was wyobraża sobie życie bez książki? Albo świat, w którym posiadanie książek grozi spaleniem całego domu? Wydaje się być nieprawdopodobne, a jednak książka z gatunku klasyki science-fiction napisana przed pięćdziesięciu laty pokazuje, że jednak ma coś wspólnego ze światem współczesnym.
Raymond Bradbury ur. 22 sierpnia 1920 w Waukegan. Amerykański pisarz należący do światowej czołówki twórców fantastyki. Znany również jako : Edward Banks, William Elliot, D. R. Banat, Leonard Douglas, czy też Leonard Spaulding. Znany również z powieści " Jakiś potwór tu nadchodzi", czy "Słoneczne wino". Zmarł w 2012 roku w Los Angeles.
Na pierwszych stronach powieści poznajemy Guy Montaga'a, który wykonuje zawód strażaka. Jednak niech Was to nie zmyli, bowiem Montag zamiast gasić pożary, zwyczajnie je wznieca. Do obowiązków naszego bohatera należy palenie książek, gdyż są uważane za coś zbytecznego i niepotrzebnego. Liczy sie tylko wygoda i rozrywka. Guy swój zawód wykonuje od 10 lat i kto by pomyślał, że coś może się zmienić?
A jednak, któregoś dnia strażak spotyka dziewczynę o imieniu Clarissa. Pozornie zwykła dziewczyna, a jednak miała coś w sobie co Montaga zaintrygowało i nie mógł przestać o niej myśleć. Clarissa codziennie spacerowała i obserwowała ludzi i otaczający ją świat, jednak wśród powszechnych mieszkańców było to dziwne zachowanie. Codzienne rozmowy dziewczyny ze strażakiem uświadomiły mu, że nie chce tak dalej żyć, potrzebuje zmian.
Główny bohater postanowił się sprzeciwić otaczającemu mu światu. Zaczął czytać zakazane książki. Odkrył, że nie jest sam i jest kilka osób, którzy nie chcą, aby dzieła ludzkie w postaci książek, zostały zniszczone. Jednak walka okazuje się brutalna i cena, jaką Guy będzie musiał zapłacić za swoje czyny jest iście wysoka.
"451° Fahrenheita" chociaż należy do gatunku science-fiction, to zawiera w sobie wiele prawd filozoficznego nurtu. I chociaż powieść napisana została ponad 50 lat temu, to nie da się zauważyć wiele podobieństw do świata współczesnego.Bradbury swoje niepokojące obserwacje przelał na papier. Wyraźnie obawiał się przyszłości i zmian świata, który idzie naprzód. Nowinki technologiczne tj. telewizory, komputery zajęły dużą przestrzeń człowieka. Ale najgorsze jest w tym wszystkim brak porozumienia międzyludzkiego, brak poszanowania w stosunku do drugiej osoby. Z przykrością stwierdzam, że obawy Bradbury'ego absolutnie okazały się słuszne. Przez dominację technologii ludzie przestają umieć zwyczajnie rozmawiać. Bo i po co? Skoro można wysłać smsa, poklikać na gadu gadu, czy na skypie. Ale czy taka rozmowa zastąpi zwyczajną rozmowę w cztery oczy? Według mnie nie, ale wielu uważa inaczej. Spada również zainteresowanie literaturą. W tej dziedzinie również mamy coraz więcej nowinek technologicznych, ale czy to nie doprowadzi za kilkanaście do zaniku zwykłej, papierowej książki? Teraz wyjdzie, że jestem jakąś przeciwniczką technologii, ale wcale tak nie jest. Uważam, jednak, że te wszystkie cudeńka, nowinki itp. nie powinny stanowić dominacji nad ludzkim życiem, a jedynie je ułatwić. Ale każdy wie co jest dla niego dobre :)
Reasumując "451° Fahrenheita" to powieść napisana na wysokim poziomie, ale również otwierająca oczy czytelnikowi. Książka wywołuje wiele emocji, mimo, że jest z gatunku science-fiction, co dowodzi, że takie książki mogą być również wartościowe. Jestem przekonana, że każdy wyniesie z niej inne przemyślenia i inne emocje. Nie wyobrażam sobie, żeby pasjonat science-fiction nie znał tej pozycji. Ale myślę, że spodoba się również czytelnikom, którzy nie lubują się w tymże gatunku. Można dyskutować i pisać o tej powieści długo, jednak myślę, że co najważniejsze to ujęłam z grubsza. Polecam.
Recenzja pochodzi z mojego bloga:
http://ksiazkowa-fantazja.blogspot.com/2013/03/451-fahrenheita.html
Czy ktoś z Was wyobraża sobie życie bez książki? Albo świat, w którym posiadanie książek grozi spaleniem całego domu? Wydaje się być nieprawdopodobne, a jednak książka z gatunku klasyki science-fiction napisana przed pięćdziesięciu laty pokazuje, że jednak ma coś wspólnego ze światem współczesnym.
więcej Pokaż mimo toRaymond Bradbury ur. 22 sierpnia 1920 w Waukegan. Amerykański pisarz...