-
ArtykułyTeatr Telewizji powraca. „Cudzoziemka” Kuncewiczowej już wkrótce w TVPKonrad Wrzesiński4
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 17 maja 2024LubimyCzytać348
-
Artykuły„Nieobliczalna” – widzieliśmy film na podstawie książki Magdy Stachuli. Gwiazdy w obsadzieEwa Cieślik3
-
Artykuły„Historia sztuki bez mężczyzn”, czyli mikrokosmos świata. Katy Hessel kwestionuje kanonEwa Cieślik15
Biblioteczka
2019-05-01
2018-08-24
2014-08-07
2015-12-04
"Zaprzyjaźniła się ze słabościami, sprzecznościami i brzydotą Japonii, na równi z unikatowym pięknem i bezkresnym bogactwem, które można tu znaleźć, i jednocześnie uczę się to robić sama ze sobą. W ten właśnie sposób odkrywam swoja tożsamość. Wygląda na to, ze jest praca na cale życie."
Kultura japońska cieszy się dużym zainteresowaniem, ale, żeby poczuć w pełni jej smak, trzeba osiedlić się w kraju Kwitnącej Wiśni. Tak właśnie postąpiła Amerykanka, wychowywana w Australii, która stała się Japonką.
"W Japonii, czyli w domu" to zapis życia autorki, która wyjechała do Japonii, jako studentka. Tam też poznała swojego męża, którego rodzinne korzenie sięgają ponad 350 lat. Rebecca Otowa w 7 rozdziałach opowiada o codzienności, prowadzeniu domu, rodzinnych tradycjach, relacjach rodzinnych i sąsiedzkich oraz o duchach. Amerykanka skupia się na rzeczach, które są niedostrzegalne dla zwykłego turysty.
Książka napisana jest prostym językiem i można zaliczyć ją do pamiętnika. Otowa przekazuje wiele ciekawych informacji, których z pewnością nie znajdziecie w przewodnikach, ani odwrotnie. Polecam szczególnie osobom, które fascynują się tą niezwykłą kulturą.
Rebecca Otowa to amerykanka, która przeprowdziłą sie do Australii. Następnie wyjechała na studia do Japonii, gdzie poznała swoje przyszłego męża. W Japoni mieszka ponad już ponad 30 lat, prowadzi dom, który się cieszy wielopokoleniową tradycją. Udziela lekcji angielskiego, pisze, poza tym lubi uprawiać warzywa, hodować róże, czytać szyć, gotować i oglądać anglojęzyczne filmy. Udziela się w organizacjach dobroczynnych, teatrze amatorskim, zespole muzycznym.
Opinia pochodzi z mojego bloga:
http://ksiazkowa-fantazja.blogspot.com/2016/02/w-japonii-czyli-w-domu-rebecca-otowa.html
"Zaprzyjaźniła się ze słabościami, sprzecznościami i brzydotą Japonii, na równi z unikatowym pięknem i bezkresnym bogactwem, które można tu znaleźć, i jednocześnie uczę się to robić sama ze sobą. W ten właśnie sposób odkrywam swoja tożsamość. Wygląda na to, ze jest praca na cale życie."
Kultura japońska cieszy się dużym zainteresowaniem, ale, żeby poczuć w pełni jej smak,...
2013-10-12
Wielu ludzi marzy o dalekich podróżach i niezwykłej przygodzie. Jednak takie czynniki jak: praca, rodzina, inne obowiązki, a także sytuacja materialna skutecznie uniemożliwiają takie przedsięwzięcie. Jerzy Opoka udowadnia powyższą publikacją, a także zdobytym doświadczeniem podczas wojaży , iż zwykły, szary człowiek, może spełnić swoje marzenia i odbyć niezwykłą podróż. Podstawą sukcesu jest planowanie, analizowanie, ale trzeba pamiętać, że są sytuacje, których nie da się przewidzieć. Wówczas pozostaje jedno zachować zimną krew i wyjść obronną ręką.
Jerzy Opoka ur. w 1971 roku w Tomaszowie Mazowieckim. Mieszka w Warszawie jest pracownikiem agencji reklamowej, a jego pasją są podróże oraz fotografia.
Publikacja składa się z trzech części:
1. Chęć poznania
2. Miasta aniołów
3. Podsumowanie
Jerzy Opoka od samego początku opowiada o planowaniu tak dalekiej podróży. Dogłębnie analizuje koszty, w końcu dla podróżnika, amatora to nie lada wyzwanie. Małymi kroczkami przenosi czytelnika w świat Tajlandii i Birmy. Wiadomo nie od dziś, że Tajlandia to bardzo kolorowy kraj, ale rządzi tutaj seksturystyka. Zauważył to nawet Nesbo, który wykorzystał uroki Bangkoku w "Karaluchach". Wracając jednak ściśle do tematu to oczywiście znajdziemy tutaj mnóstwo zabytków, ale głównie na bardzo licznych fotografiach. Nie jestem w stanie tutaj wymienić tych wszystkich świątyń, których jest multum.
W powyższej publikacji zabrakło mi wątku historycznego, zabytki potraktowane zostały po macoszemu. Kolejnym wątkiem, któremu autor poświęcił wiele miejsca są ostatnio na topie kulinaria. Pozytywnym aspektem jest również "próbka" zarówna języka tajskiego, jak i birmańskiego. Autor także nie zapomniał o umieszczeniu informacji na temat bazy noclegowej.
Podróż do dalekich zakątków świata wymaga odpowiedniego przygotowania. Wcześniej przed planowanym wyjazdem ważne jest, aby zapoznać się w literaturze, czy też w internecie o tamtejszych chorobach, wymaganych szczepionkach, lekarstwach, które trzeba ze sobą zabrać. Koniecznie trzeba zadbać o wizę i paszport. Nieodzownym elementem jest znajomość języka, jak jedziemy już tak daleko, miło by było porozmawiać z tubylcami i zapytać o rzeczy, których nie znajdziecie w przewodnikach.
Skoro mamy już plan, kosztorys i wszystkie potrzebne informacje, wystarczy się spakować i wyruszyć w drogę :)
"Białe słonie" nie zachwyciły mnie specjalnie, ponieważ zabrakło mi dziennikarskiego zacięcia, więcej życia tubylców. Według mnie to ludzie tworzą kraj, kulturę, obyczaje, które przekazywane są z pokolenia na pokolenie, a zabytki to dla mnie sprawa drugorzędna, jednak równie istotna. Cała publikacja przypomina mi bardziej notatki z podróży i jej planowania, które zostały uporządkowane, niż typową książkę podróżniczą. Autor nie opanował dobrze języka obcego i być może w tym tkwi przyczyna. Publikacja bardzo dużo zyskała poprzez fantastyczne, przepiękne, wyraźne, barwne fotografie, które oddają chociaż po części ten wielobarwny świat. Chociaż w rzeczywistość jest na pewno jeszcze piękniejsza.
Reasumując w "Białych słoniach" czytelnik odnajdzie analizy, kalkulacje, porady autora, jednak brakuje tu emocji, ciekawości, zachwytu. Rzetelnym wynagrodzeniem jest porcja fotografii i chociażby dlatego, warto wziąć powyższą publikację w swoje dłonie i delektować się widokami. Do poziomu Cejrowskiego, czy Wojciechowskiej sporo zabrakło, ale trzeba pamiętać, że autorem jest amator, czyli zwykły człowiek, który podróżuje w niezwykłe miejsca. Czytając powyższą publikację zyskujemy coś bezcennego, mianowicie doświadczenie, którego pan Opoka wówczas nie miał. Mimo przeciętnej części merytorycznej, liczne, bogate fotografie w pełni rekompensują braki. Polecam osobom, które planują podróż w tamte zakątki, a także miłośnikom podróży.
Recenzja pochodzi z mojego bloga:
http://ksiazkowa-fantazja.blogspot.com/2014/01/biae-sonie-jerzy-opoka.html
Wielu ludzi marzy o dalekich podróżach i niezwykłej przygodzie. Jednak takie czynniki jak: praca, rodzina, inne obowiązki, a także sytuacja materialna skutecznie uniemożliwiają takie przedsięwzięcie. Jerzy Opoka udowadnia powyższą publikacją, a także zdobytym doświadczeniem podczas wojaży , iż zwykły, szary człowiek, może spełnić swoje marzenia i odbyć niezwykłą podróż....
więcej mniej Pokaż mimo to2014-04-18
"Spieszę się, bo w naszej rzeczywistości już nie ma miejsca dla podróżników, zostało tylko miejsce dla turystów. Podróżnika przyjmuje się pod swój dach z wielu powodów: z ciekawości, z gościnności, z życzliwości; turystę tylko z jednego: ze względu na jego pieniądze. Turysta zwiedza świat z przewodnikiem w ręce i w przewodniku szuka odpowiedzi na nurtujące go pytania: jak tam dojechać? co zobaczyć? Podróż jest trudniejsza i bardziej nieprzewidywalna niż zwiedzanie. Jest chodzeniem po ścieżkach w poszukiwaniu własnej drogi. Nie czuję się podróżnikiem, ale nie jestem też turystą".
Żyjemy w takich czasach, że mając gotówkę możemy dotrzeć wszędzie. Wystarczą czyste chęci, następnie trzeba udać się do biura podróży, zapoznać się z dostępnymi, gotowymi ofertami, wybrać tę właściwą, która nas interesuje. Następnie należy wybrać dogodny termin, dokonać rezerwacji, pozostaje tylko się spakować i wyruszyć ku przygodzie. Ale właśnie, czy z katalogową ofertą można przeżyć przygodę, można odkryć nieznane drogi, góry, mentalność ludzi, kulturę? Chyba nie do końca , można co najwyżej wszystkiego po trochu liznąć. Dlatego autor powyższej publikacji udowadnia, iż marzenia można spełnić , niekoniecznie posiadając worek z pieniędzmi, czy siedząc wygodnie w samolocie, ale pokazuje jak przejechać Azję Centralną chociażby motocyklem, który przeżył tyle co i sam właściciel.
Krzysztof Samborski to dziennikarz, jak sam mówi "już nie turysta", ale "jeszcze nie podróżnik". Od lat pała miłością do Azji Centralnej. Latem prędzej można go spotkać w Biszkeku niż Warszawie. Najczęściej można go spotkać na motocyklu, ale również w samochodzie. Niespokojny duch: ma za sobą pracę w radiu, telewizji. Preferuje boczne drogi, a główne zostawia turystom. Lubi przystanąć przy jurcie, próbując kumysu, czy ajranu. Od lat organizator wyjazdów motocyklowych do Kirgizji, Tadżykistanu, Afganistanu i Chin.
"Zjadłem Marco Polo" to publikacja, która podzielona jest na cztery części. Każda z osobna poświęcona jest danemu krajowi, który zwiedza autor, czyli czytelnik może przenieść się do Kirgistanu, Tadżykistanu, Chin i Afganistanu. W przypadku dwóch pierwszych nie wiele można o nich powiedzieć. Na pewno są to kraje zacofane, gdzie cywilizacja wciąż pozostaje daleko, nie ma prądu, dominuje ubóstwo, nie ma czegoś takiego jak wyścig szczurów, a czas tu płynie z wolna. Nie można powiedzieć, że dla mieszkańców turyści to chleb powszedni, bo zwyczajnie tak nie jest, raczej taka osoba budzi zainteresowanie. Mało tego ludność tych krajów jest niezwykle gościnna, chociaż sami żyją w niebywałym ubóstwie, potrafią podzielić się ostatnią kromką chleba. Dla mieszkańców jedyną rozrywką jest siedzenie bez celu i obserwowanie. Posiadają dwie główne cechy, wcześniej wspomniana to gościnność, a druga cecha to bardzo pogodne uosobienie - uśmiechają się praktycznie cały czas, są szczęśliwi, chociaż biedni. Ale żeby wędrować sobie po Kirgistanie i Tadżykistanie trzeba przejść mnóstwo kontroli granicznych i zaliczyć kilkanaście posterunków, Azjaci się nie spieszą, do tego są formalistami, dlatego wszystko potrafi trwać strasznie długo. Ale turystów brak, to i kolejek brak.
Kolejnym etapem podróży Samborskiego są Chiny. Od razu muszę wspomnieć o pewnym paradoksie. Mianowicie Polacy narzekają na niskie emerytury, a w Chinach nie ma czegoś takiego. Źródłem utrzymania (wcześniej inwestycją) są dzieci, a właściwie jedno. Bowiem przyjęło się, iż kto ma więcej musi zapłacić karę. Ostatni etap, (najbardziej ryzykowny i niebezpieczny) podróży mieści się Afganistanie. Z wiadomych względów turyści nie walą tu drzwiami i oknami. Tutaj ponownie trzeba odbyć mnóstwo wizyt na posterunkach i trzeba być ostrożnym, bo o nieporozumienia bardzo łatwo, o czym przekonał się sam autor.
"Zjadłem Marco Polo" to ciekawa publikacja nurtu czysto podróżniczego. Autor bardzo rzetelnie przygotowywał się do wypraw, analizując dokładnie mapy czy zdjęcia satelitarne, a także czytając Grąbczewskiego, do którego wiele razy się odnosi, porównując kiedyś i dziś. Samborski także wyraża swoje obawy, ponieważ opisywane miejsca są jakby zatrzymane w czasie. Jednak świat idzie do przodu, gdzie w tamtejszych miastach można spotkać już internet, a co będzie, gdy powstaną fabryki, restauracje, McDonaldy? No cóż na pewno wszystko straci swój urok.
Publikacja autorstwa Krzysztofa Samborskiego jest dowodem na to, że istnieją wciąż miejsca, o których nikt nie słyszał, nie widział na mapach (mimo XXI wieku). Ponadto dziennikarz nie przepada za jeżdżeniem po tych samych drogach, dlatego bardzo chętnie korzysta z tych bocznych, gdzie nic nie jest wiadome, a przygoda czyha na każdym kilometrze. Autor nie zapomniał o najważniejszym, czyli ludziach, którzy trwają w swojej kulturze od lat, gdzieś na końcu świata. Poświęcił czas tubylcom , jak i przejezdnym, co jest dla mnie bardzo ważne. Ale Samborski porusza jeszcze jeden istotny temat - mianowicie śmierci, która czyha w każdym zakątku świata. Podczas z jednej eskapady motocyklowej, stracił przyjaciela - prosta droga, mała prędkość, a tragedia gotowa.
Książka napisana jest prostym językiem, aczkolwiek gawędziarskim. Miałam wrażenie, że ktoś opowiada mi różne perypetie podróżnicze. Środek transportu jakim podczas wojaży poruszał się autor to motor. Autor owszem opisuje gdzie trudno było przejechać, jakich kombinacji dokonać, aby dotrzeć do celu, bądź co psuło się najczęściej i z jakich przyczyn. Cieszy mnie fakt, że autor jednak skupił się na opisie wyprawy, spotykanych ludzi, unikał jednak wywodów na temat motocykli. Jednym słowem skupił się na tym co niezbędne i istotne.
"Zjadłem Marco Polo" to książka godna uwagi. Doświadczenie wniknięcia w inny świat, czy kulturę azjatycką, chociażby tylko przez kartki papieru, jest dla mnie bezcenne. Potwierdzeniem słów autora są liczne, barwne fotografie, których w tego typu publikacji po prostu nie mogło zabraknąć.
"Marzenia same się nie spełniają. trzeba marzyć, pragnienia zamieniać w plany i je realizować. Każdego dnia".
Ocena końcowa: 7.5/10 (bardzo dobra plus)
Recenzja pochodzi z mojego bloga:
http://ksiazkowa-fantazja.blogspot.com/2014/07/zjadem-marco-polo-krzysztof-samborski.html
"Spieszę się, bo w naszej rzeczywistości już nie ma miejsca dla podróżników, zostało tylko miejsce dla turystów. Podróżnika przyjmuje się pod swój dach z wielu powodów: z ciekawości, z gościnności, z życzliwości; turystę tylko z jednego: ze względu na jego pieniądze. Turysta zwiedza świat z przewodnikiem w ręce i w przewodniku szuka odpowiedzi na nurtujące go pytania: jak...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-04-08
"[...] pamiętam tę niespotykaną grę kolorów, ale Afryka przemawia do podróżnika wyraziściej, bardziej namacalnie. Festiwal barw na tle spalonej ziemi, wyczekany spektakl. Symfonia kolorów, z chórami jak w dziewiątce Beethovena".*
Zawsze podziwiałam ludzi, którzy dążą do swoich celów i spełniają swoje marzenia, nawet te najskrytsze. Mimo otoczenia, które próbuje wybić ryzykowny pomysł z głowy, osoba się nie zraża, wręcz przeciwnie. Czyta różne publikacje, pozyskuje informacje i przygotowuje się do... samego serca Afryki, gdzie istnieje spore ryzyko pozostania tam na zawsze, a być może nawet samych szczątków owego śmiałka. Jednak Wiesław Olszewski, bo o nim mowa, wrócił do naszego kraju i napisał z wielką pasją, charyzmą i poczuciem humoru (chociaż chwilami nie było do śmiechu) książkę o samym "jądrze ciemności" Afryki, gdzie cywilizacja wciąż daleko, a niektóre gatunki zwierząt są na wyginięciu, gdzie bieda i ubóstwo trwają, gdzie choroby mnożą się jak grzyby po deszczu, gdzie Jezioro Czad się z roku na rok pomniejsza i gdzie czas po prostu stoi w miejscu.
Wiesław Olszewski to urodzony w 1956 roku, prof. zw. dr. hab., historyk, pracownik naukowy Instytutu Wschodniego im. Adama Mickiewicza, podróżnik i globtroter. Autor znanych publikacji naukowych, a także książek podróżniczych. Kierował wyprawami badawczymi, m.in. "Szlakiem Marco Polo" do chińskiego Turkiestanu, Indochin oraz w Cieśninę Torresa. Odwiedził 5 kontynentów i ponad 90 krajów. Jego nieprzeciętna osobowość, poczucie humoru i pasjonujące opowieści sprawiły, iż był wielokrotnie gościem programu "Podróże z żartem" w TVP 2.
"[...] Czasami Afryka zamyka wszystko. Czarna otchłań. Nicość nieporównywalna z niczym. Ale czasami otwiera na wszystko. I rozlewa się po całym ciele jak stara, dobra whisky".**
"Przez Afrykę Środkową" to publikacja, która skupia się na trzech miejscach: Angoli, Republice Środkowafrykańskiej i Czadzie. Turystów co tu tyle co kot napłakał, a jednak Olszewskiego ciągnie w rejony mało znane, o których wie się nie wiele i które być może za kilkanaście zaginą. Mimo sprzeciwu znajomych, którzy pukali się w głowę, autor postawił na swoim i ruszył ku przygodzie. Z uznanego profesora przerodził się w typowego globtrotera, a chwilami jak sam określił w hulakę. Autor zarysowuje tło historyczne, polityczne, kulturowe, nie zapomina również o grupach etnicznych. Afryka to kontynent pełen nieoczekiwanych przygód, a autor popełnia gafy, które wspomina z uśmiechem na ustach, udziela porad "łapówkarskich", które dominują na każdym kroku, jeśli nie zapłacisz możesz trafić do więzienia. Im zapuszcza się dalej tym bardziej panuje dzikość nie tylko rejonu, ale i ludzi, którzy czekają by zwędzić plecak z cennymi rzeczami. Ale im dalej także robi się ciekawie, bowiem zobaczyć goryle, które królują w swoim naturalnym środowisku, a nie w Zoo, to prawdziwa gratka. Podobnie rzecz się ma ze słoniami leśnymi. Można spotkać także bagienne bestie, o których krążą różne legendy. Na chwilę Olszewski spróbuje też rybołówstwa, gdzie spróbuje złowić rybę - potwora. W Afryce Środkowej ogólnie ilość zwierząt wbrew pozorom jest znikoma, dlatego kilka gatunków walczy o przetrwanie, roślinność dawno została zjedzona, nowej jak na lekarstwo. To niestety smutny afrykański obraz.
W książce zawarte są informacje o plemionach chociażby Owimbundu, Ambundu, Bakongo, Czokwe, ludu Pigmeje, czy także można przeczytać o kobietach Mwila, które mają dosyć oryginalne fryzury - coś na styl dredów, tylko robione z czerwonej pasty wyrabianej z gliny, dodaje się także oliwkę, korę drzewną i ... krowie łajno. Olszewski korzysta z "misi", czyli kierowców do wynajęcia, no cóż tani to oni nie są, ale w tych rejonach niewielki jest wybór jeśli chodzi o środki transportu, nie wspominając o drogach, których nie ma. W publikacji nie zbrakło akcentu polskiego, bowiem się okazuje, że na misjach przebywa spora ilość Polaków ciekawe, że głównie z Tarnowa.
Można powiedzieć, że drugą fabułę stanowią liczne, piękne fotografie, które zostały dobrane wybornie, do tego zawierają ciekawe komentarze. Styl autora opiewa w humor, erudycję, czy gawędę, nie zabraknie tu także dygresji, swady, a język momentami swojski połączony jest z naukowym dyskursem. Olszewski wyważył proporcję idealnie, nie ma tu przegięcia, jest za to wyczuwalna pasja, emocje, ciekawość innego jakże dalece od Europy, świata. Na końcu publikacji autor zawarł tak zwane Afrykańskie silva rerum Olszewskiego, czyli przykazania, które mogą być pomocne dla osób, które planują zapuścić się w sam środek Afryki. Od razu powiem, że najważniejszym są buciory, także drogie panie o szpileczkach zapomnijcie ;) Z wodą też bywa różnie, dlatego najbezpieczniej jest pić piwo.
"Przez Afrykę Środkową" to publikacja zawierająca garść informacji, których nie znajdziecie w "suchych" przewodnikach. Ale to także publikacja, która przedstawia zupełnie inny świat, inną kulturę, obyczaje, ale przede wszystkich pokazuje innych ludzi. Innych wcale nie znaczy gorszych. Po prostu każdy dzień jest dla nich walką o przeżycie. Jak będzie wyglądać sytuacja chociażby za 20 lat? Gdzie postęp cywilizacyjny w Europie mknie ja burza? No cóż prawdopodobnie w Afryce niewiele się zmieni, tam naprawdę czas się zatrzymał w miejscu.
"Przez Afrykę Środkową" to przykład publikacji jak pisać z pasją i charyzmą. Książka wciąga błyskawicznie, polecam ją osobom zainteresowanym rejonem afrykańskim, osobom kochającym literaturę podróżniczą i wszystkim , którzy kochają przygodę. Wrażenia gwarantowane!
"Afryka za każdym razem mnie olśniewa. Trudny kontynent. Ale zawsze rzuci perłę. Nawet jeśli będzie to jedyna perła, to warto było".***
* "Przez Afrykę Środkową" - str. 102
** Tamże - str. 81
*** Tamże - str. 87-88
Recenzja pochodzi z mojego bloga:
http://ksiazkowa-fantazja.blogspot.com/2014/04/przez-srodkowa-afryke-wiesaw-olszewski.html
"[...] pamiętam tę niespotykaną grę kolorów, ale Afryka przemawia do podróżnika wyraziściej, bardziej namacalnie. Festiwal barw na tle spalonej ziemi, wyczekany spektakl. Symfonia kolorów, z chórami jak w dziewiątce Beethovena".*
Zawsze podziwiałam ludzi, którzy dążą do swoich celów i spełniają swoje marzenia, nawet te najskrytsze. Mimo otoczenia, które próbuje wybić...
2013-01-01
Literaturę podróżniczą uwielbiam i tym razem wybrałam się w podróż do Australii z Markiem Tomalikiem. Dodam, że autor mi bliżej nieznany i pierwszy raz sięgnęłam po jego pozycję.
Autor bardzo dogłębnie przedstawia nam kulturę i historię aborygenów.
W książce jest tez bardzo dobrze przedstawiona szata roślinna, możemy tu spotkać m.in. banksje, akacja złota, kangurza łapa, eukaliptus.
Wśród zwierząt wielokrotnie spotykamy się z m.in. kangurami, których jest kilka gatunków, strusiami emu, psami dingo, kojotami.
Książka jest bogata ilustrowana, co jest niewątpliwym atutem.
Opisane są bezludne plaże, pustynie, liczne Parki Narodowe (Kalbarri), a także warto wspomnieć o Eyre, które jest najbardziej słonym Jeziorem Świata. Oczywiście autor nie zapomniał o Górze Kościuszki i Szlaku Strzeleckiego.
Książka zawiera poradnik buszmena, który zawiera wszystkie praktyczne rady dla kogoś, kto chce się wybrać w takową podróż.
Na końcu znajdziemy mały słowniczek (wyrażenia slangowe). Angielski brytyjski znacznie różni się od angielskiego austrialijskiego.
Jeżeli chcecie odbyć niezapomnianą podróż po zakątkach Australii, czy to palcem po mapie, czy w rzeczywistości i poczuć żar słońca w środku zimy, to gorąco Was zachęcam po sięgnięcie tej pozycji.
Recenzja została opublikowana również na moim blogu:
http://ksiazkowa-fantazja.blogspot.com/2013/01/australia-gdzie-kwiaty-rodza-sie-z-ognia.html#links
Literaturę podróżniczą uwielbiam i tym razem wybrałam się w podróż do Australii z Markiem Tomalikiem. Dodam, że autor mi bliżej nieznany i pierwszy raz sięgnęłam po jego pozycję.
Autor bardzo dogłębnie przedstawia nam kulturę i historię aborygenów.
W książce jest tez bardzo dobrze przedstawiona szata roślinna, możemy tu spotkać m.in. banksje, akacja złota, kangurza łapa,...
2012-12-13
Za oknem sypie śnieg, a ja zatęskniłam za dużą dawką słońca, dlatego razem z Beatą Pawlikowską przeniosłam się w egzotyczne klimaty Bali.
Kuta to tutaj się zatrzymujemy, w otaczającej nas przestrzeni widzimy ciągnąca się plażę. Znakiem rozpoznawczym tego miejsca są również ciasne, wąskie ulice, po których przeciskają się samochody i motocykle. Piesi są tam ignorowani. Jeśli chodzi o kuchnię jest bardzo pikantna, wręcz paląca.
Kolejnym miejscem jest Ubud, stamtąd motocyklem udajemy się dalej. Dojeżdżamy do raju na Ziemi. Balijskie domy i hotele są niezwykłe, gdyż nie posiadają ścian. Wszędzie otwarta przestrzeń.
Następnym gwoździem programu jest odwiedzenie szamana, który wystąpił w książce i filmie "Jedz, módl się i kochaj". I tak odwiedzamy słynnego Ketuta, który liczy sobie 100 lat!!! Pobieramy numerek i cierpliwie czekamy na swoją kolej.
Poznałyśmy cywetę, czyli łaskuna muzanga, który lubi owoce dojrzałej kawy. I tak z jego odchodów, które są oczyszczane powstaje najdroższa kawa na świecie!!!Wokół również rozprzestrzeniają się pola ryżowe, które mają słoneczny, zielony kolor. Widzimy też goździki, cynamon, pieprz, kawę, kakaowce. Na koniec spotkała nas ulewa, która nie chciała dać za wygraną, ale dzięki plastikowym płaszczom przeciwdeszczowym dałyśmy sobie radę.
Recenzja została również opublikowana na moim blogu: http://ksiazkowa-fantazja.blogspot.com/2012/12/beata-pawlikowska-tytu-podrozuj-modl.html#links
Za oknem sypie śnieg, a ja zatęskniłam za dużą dawką słońca, dlatego razem z Beatą Pawlikowską przeniosłam się w egzotyczne klimaty Bali.
Kuta to tutaj się zatrzymujemy, w otaczającej nas przestrzeni widzimy ciągnąca się plażę. Znakiem rozpoznawczym tego miejsca są również ciasne, wąskie ulice, po których przeciskają się samochody i motocykle. Piesi są tam ignorowani. Jeśli...
2013-03-17
Co byście powiedzieli na daleką podróż w poszukiwaniu być może ostatniego, nieodkrytego plemienia? Podróż takowa nie będzie łatwa, bowiem trzeba zapuścić się w głąb dżungli, zmierzyć się ze strachem, który może całkowicie sparaliżować w najmniej odpowiednim momencie, gdzie stawka jest bardzo wysoka, bowiem chodzi o własne życie. Nie wiem jak Wy, ale ja podejmuje wezwanie i wyruszam z Cejrowskim w puszczę, aby przeżyć i odkryć coś zupełnie nowego, innego, niesamowitego.
Wojciech Cejrowski ur. w 1964 roku w Elblągu. Mówią o nim ekscentryk z fantazją i niezwykłym poczuciem humoru. Podróżnik, poszukiwacz ginących plemion w Amazonii, fotograf, pisarz i publicysta, dziennikarz, krytyk telewizyjny. Od 20 lat organizuje wyprawy w najdziksze zakątki kuli ziemskiej. Został przyjęty do Royal Geographical Society (Królewskie Towarzystwo Geograficzne) - jak dotąd jest trzecim Polakiem, któremu ta sztuka się udała.
"Rio Anaconda" zabiera Nas w podróż do Amazonii. Konkretnym celem tejże podróży jest odnalezienie dzikich plemion, które bronią się przed cywilizacją, jednak ta ściga ich coraz większymi krokami. Autor w książce trochę pozmieniał, aby zmylić trop i przedłużyć byt Dzikim.
Książka składa się z ośmiu Ksiąg, które autor opatrzył odpowiednimi, tajemniczymi, intrygującymi nazwami.
"Księga Słońca" rozpoczyna się w Los Llanos, gdzie północna część należy do Wenezueli, a południowa do Kolumbii. Los Llanos charakteryzuje dzika zwierzyna, a dominującymi królami na tych terenach są kajmany i kapibary oraz chmary owadów. Co jeszcze charakteryzuje to miejsce? " Żar słoneczny. Żar rozgrzanej ziemi. Żar rozżarzonego powietrza. Żar dnia. Żar nocy. Żar tropików. Nieustanny. Nieznośny. Przerażający. Żar. Żar. Żar." Kolejnym krokiem jest targowanie z urzędnikiem, którego trzeba przekupić, aby podbił wizę. Ludzie rzadko pojawiają się w tamtych rejonach, więc dla urzędasa ro prawdziwa frajda, a właśnie dodatkową rozrywką jest targowanie się. Później jeszcze lot rosyjskim wrakiem, który jakimś cudem udało się im złożyć. Ale uwaga nasz autor siedzi na trumnie, co za zbyt wygodne nie uchodzi, ale nie było wyjścia. Lot był dość ciężki ze względu na "turbulencje", gdzie każdemu żołądki poprzewracały się do góry nogami. Ale po wielu trudach i znojach wreszcie jesteśmy w Mitu.
"Księga Błota" wprowadza Nas małymi kroczkami do dżungli.Od tej pory Wojciech staje się Antonio ze względu na łatwiejszą wymowę i które przybrał po zmarłym dziadku. Ale w dalszej części będzie musiał przejść rytuał zdjęcia imienia zmarłego, nadania pustego. Wszystkim zajmie się szaman. Czym trudni się miasto? Hodowlą koki, która w listkach, nieprzetwarzana na proszek okazuje się mieć zalety. Proszę nie mylić z kokainą. Kokaina jest przetwarzana na biały proszek, a koka to liście, których używają sami Indianie.
"Księga Mgły" Antonio płynie ze swoimi towarzyszami po rzece łódką tzw. pirogą. Jeżeli do takiej łodzi dołączymy jakąś moc czyt. silnik, motorek wówczas powstaje nam peke - peke. A żeby sobie urozmaicić rejs to na pokładzie jest świnia, która w czasie wywrotki ma zostać zjedzona przez inne głodne żyjątka amazońskie. W ten sposób można ocalić sobie tyłek. Tak więc świnia jest rodzajem zabezpieczenia. W tym miejscu poznajemy również kuchnię indiańską. No cóż szału tutaj nie ma, bo zazwyczaj je się to co się upoluje, albo gotuje zupkę tzw. kina pira. Uwaga! w skład zupki wchodzi woda, garść wściekle ostrych papryczek, trochę upieczonych mrówek, kawalątek juki i żywe rybki!!! Smacznego! ;) Skoro jesteśmy przy pożywieniu to Indianie pieką chleb z tartego manioku tzw. kassawa. W tejże księdze poznajemy także lepiej szamana zwany czarownikiem, którego imię brzmi tak: mmghszx. W celu uproszczenia będzie nazywany Angelino ;)
" Księga Dymu" tutaj poznajemy tradycje Indian. No właśnie Dzicy nie znają kalendarza, więc skąd wiedzą kiedy jest święto? Tutaj kluczową rolę odgrywa szaman, który właśnie ogłasza święto, kieruje się wyczuciem tzw. szóstym zmysłem. Kluczowym znaczeniem dla Dzikich jest taniec, który nie jest zabawą,a pewnego rodzaju wybaczeniem zła. Także bardzo ważnym elementem jest Dym, który jest dobry i zły. Tutaj właśnie ma miejsce rytuał o którym wspomniałam wcześnie, chodzi o zdjęcie imienia, które było zmarłym, a nadano puste i wolne imię. W Księdze Dymu poznajemy także życie seksualne Dzikich i jeszcze kogoś wyjątkowego mianowicie kota szamana.
" Księga Strachu" coraz bardziej zapuszczamy się w głąb puszczy. Znajdujemy się już za trzecią kataraktą. Antonio wybiera się na dalsze podboje dzikiej puszczy, w której czyha coraz więcej niebezpieczeństw. Z autorem jest dwóch przewodników, jednak oni gdzieś poddają, paraliżuje ich strach i się wycofują. Tym sposobem autor zostaje sam. Ale zanim to nastąpi to ma miejsce wyrywanie kleszczy, a także mocne wkurzenie szamana. Autor miał poważne kłopoty, bo zepsuł psa szamanowi. Pewnie zastanawiacie się jak jest to możliwe, a jednak pies zaczął merdać ogonem wobec czego stracił szacunek. Antonio musiał solidnie się tłumaczyć. Jak z tego wybrnął? Pozostawię dla zainteresowanych. Tutaj autor także trafnie spostrzega, iż Dzicy mimo braku wykształcenia nie są gorsi intelektualnie od człowieka cywilizowanego. A co jest najciekawsze Dzicy leczą szeptem, słowami. Tak mi też było trudno w ton uwierzyć,. ale właśnie tak jest. Czary? Magia? Oceńcie sami ;)
"Księga Magii" niewielu mieszkańcom Mitu udało się na swej drodze Dzikich, to jak ma to się udać człowieku z Polski? A jednak wszystko jest możliwe. Czego bali się tubylcy, nie bał się Antonio. Chociaż czytając jego opowiadanie trudno uwierzyć, że wrócił. Magia? Z zaskoczenia udaje się odnaleźć Dzikich, ba nawet to Dzicy znajdują Antonia. No właśnie jak się zachowa Dziki lud, gdzie cywilizacja jest jeszcze bardzo daleko, a zarazem zbliża się nieustronnie? Być może autor spotkał ostatnich Dzikich, ale zrobił wszystko, aby ich nieb wydać i ukryć. Dzicy z pewnością zapuścili się jeszcze dalej w busz, ale z pewnością, ktoś podąża za ich tropem...Niech ta Księga pozostanie magiczną...
" Księga Szeptów" to już przedostatnia z Ksiąg. Tutaj szaman pokazuje swoją Wielką Moc. Bowiem potrafi wnikać w umysł i czytać twoje myśli. Niesamowite, a jednak prawdziwe. Ale także Antonio wykorzystuje sztuczkę z wapnem i każdy jest nią zachwycony.
"Wielu chciałoby przepowiadać przyszłość. Wielu podejmuje próby - bawi się w czary, eksperymentuje z dawna zapomnianą wiedzą... Najwyraźniej nie znają ceny. Powtórzcie im słowa szamana: Ten dar jest moim przekleństwem."
"Księga Powrotu" to już niestety ostania Księga. W końcu z wyprawy trzeba kiedyś powrócić, opowiedzieć, napisać książkę, wywołać film z aparatu i modlić się, aby plemię dzikich nie dogoniła cywilizacja, aby przetrwało po wieki i byli nadal zagadką dla innych. Póki co z czwartej katarakty autor powraca do drugiej, odnajduje swoich tchórzliwych przewodników. A zwieńczeniem książki jest Testament autora, bo nigdy nie wiadomo, czy z tak dzikich terenów i od tak dzikich Indian się powróci żywym.
"Rio Anaconda" to bardzo dobra pozycja, pełnych trafnych obserwacji i spostrzeżeń, czasami tak ckliwych, a zarazem śmiesznych, że nie można było przestać się śmiać. Ale to co najbardziej porusza to to, że Cejrowskiemu udało się zajść tak daleko, do tego trzeba przyznać, że umie opowiadać i czyta się go z wielką przyjemnością. Jednak pozycja ta wymaga uwagi i skupienia, co jest bardzo trudne ze względu na poczucie humoru autora, gdyż autor troszkę zrobił miszmasz i pomieszał troszkę opowieści, a także pozmieniał nazwy i zatarł ślady Indian. Przedłużył im życie, ich plemienia życie, na jak długo nie wiadomo. Niebanalny styl, dialogi z samym z sobą, humor, dzika przygoda to wszystko skrywa w sobie "Rio Anaconda". Taką wisienką na torcie są bogate ilustracje, wyraźne, barwne. No cóż ja przeniosłam się razem z Cejrowskim w dziką puszczę Amazonii w poszukiwaniu ostatniego szamana plemienia Carapana. Czułam, że tam byłam. Magia? Czary szamana? Spróbujcie sami ;)
Recenzja pochodzi z mojego bloga:
http://ksiazkowa-fantazja.blogspot.com/2013/04/rio-anaconda.html
Co byście powiedzieli na daleką podróż w poszukiwaniu być może ostatniego, nieodkrytego plemienia? Podróż takowa nie będzie łatwa, bowiem trzeba zapuścić się w głąb dżungli, zmierzyć się ze strachem, który może całkowicie sparaliżować w najmniej odpowiednim momencie, gdzie stawka jest bardzo wysoka, bowiem chodzi o własne życie. Nie wiem jak Wy, ale ja podejmuje wezwanie i...
więcej mniej Pokaż mimo to2012-09-29
Turystyczna Encyklopedia Polski jest bardzo przydatną ściągawką zarówno z miejsc dobrze znanych jak i mało znanych,choć bardzo ciekawych. Książkę urozmaicają ciekawostki historyczne i obyczajowe, geograficzne oraz dane statystyczne. Wartość poznawczą podnosi bogata zawartość fotografii. Encyklopedia jest przejrzysta, a czytelna szata graficzna niewątpliwie ułatwia odnalezienie szukanej miejscowości. Jestem przekonana, że doświadczeni turyści będą w stanie odkryć zupełnie nowe i nieznane miejsca.
Turystyczna Encyklopedia Polski jest bardzo przydatną ściągawką zarówno z miejsc dobrze znanych jak i mało znanych,choć bardzo ciekawych. Książkę urozmaicają ciekawostki historyczne i obyczajowe, geograficzne oraz dane statystyczne. Wartość poznawczą podnosi bogata zawartość fotografii. Encyklopedia jest przejrzysta, a czytelna szata graficzna niewątpliwie ułatwia...
więcej mniej Pokaż mimo to
Recenzja pochodzi z mojego bloga:
http://ksiazkowa-fantazja.blogspot.com/2014/10/podroz-ktora-zmienia-swiat-alan.html
"Prowadził ezoteryczne doświadczenia: kazał żabom chodzić po szybach, karmił muchówki surowym mięsem, uważnie przyglądał się sprężystości fosforyzującego żuka, znalazł motyla, który biegał po ziemi. W ciągu jednego tylko dnia, 23 czerwca, złapał sześćdziesiąt osiem gatunków wyjątkowo małych chrząszczy".
Teoria ewolucji opiera się na selekcji naturalnej, a jej głównym założeniem jest to, iż przeżywa gatunek, który najlepiej się przystosuje do panujących warunków, czyli przeżywa silniejszy. Twórcą tejże teorii był nie kto inny jak Karol Darwin.
Autorem, który podjął się opisać losy Darwina jest Alan Moorehead australijski pisarz, dziennikarz i korespondent. W wieku 26 lat przeniósł się do Anglii, gdzie podjął pracę w "Daily Express". Podczas II wojny światowej był korespondentem wojennym na Bliskim i Dalekim Wschodzie oraz w kilkunastu krajach europejskich. Został kawalerem Orderu Brytyjskiego.
"Podróż, która zmieniła świat. Darwin na pokładzie Beagle'a" to rzetelna i świetnie przedstawiona w porządku chronologicznym relacja z rejsu. Ale to także dokładne i ciekawe przedstawienie sylwetki osoby samego Karola Darwina, którego losy śledzimy od lat młodości do starości. Darwin w początkowym założeniu miał zostać księdzem. Był zatem osobą uduchowioną i religijną, jednak jego wiara nie przyćmiła mu obrazu na to co się dzieje wokół niego. Teoria, którą postawił była sprzeczna z religią i wywołała lawinę spięć.
Życie Darwina zmieniło się diametralnie w wieku 22 lat, kiedy to w 1831 roku po raz pierwszy wszedł na pokład Beagle'a i mimo nękającej go choroby morskiej pozostał na nim, aż 5 lat. Na pokładzie pełnił funkcję przyrodnika. Chyba nikt nie przypuszczał, że młody, niedoświadczony, a do tego niedoszły ksiądz, zaangażuje się tak bardzo w powierzoną mu pracę. Przemierzając głębię Ameryki Południowej, Wyspy Galapagos, czy Wyspy Pacyfiku zebrał ogromną kolekcję roślin i zwierząt. Z upływem czasu coraz bardziej utwierdzał się w przekonaniu o słuszności postanowionej własnej teorii, obalając przy tym Księgę Rodzaju, co dla kapitana statku - Roberta FitzRoya, było nie do przyjęcia. Okres rejsu obfitował zarówno w chwile radosne, jak i smutne. Do porażek można by zaliczyć plan chrystianizacji mieszkańców Ziemi Ognistej, śmierć niektórych członków załogi - chociażby Rowletta, niekończący się trud pomiarów, a także konflikty na linii Darwin - FitzRoy.
"Podróż, która zmieniła świat" to publikacja, która opisuje losy Darwina, ale także zawiera liczne opisy dotyczące odwiedzanych krajów, ludności, przyrody i zwierząt. Książka ta, to także zapis przygód, problemów z jakimi borykała się załoga, ale i chorób, które ich nękały. Alan Moorehead pisze w sposób ciekawy, językiem barwnym tym samym oddając magię całej wyprawy. Publikacja opatrzona jest w wiele ciekawostek, które dotychczas nie były mi znane. Również na uwagę zasługuje samo wydanie książki, która wydana jest na śliskim papierze. Ponadto treść uzupełniają liczne ilustracje, które tworzą niezwykły i realny obraz opisywanych czasów.
Książka ta uświadamia jak wiele się zmieniło od opisywanych czasów, ale przede wszystkim pokazuje, iż 5 lat spędzonych na statku przez Darwina nie poszło na marne. Chociaż Darwin nie wsiadł już nigdy na pokład żadnego statku ze względu na chorobę jakiej się nabawił, która towarzyszyła mu do śmierci, to jednak jego praca nie zakończyła się wraz z końcem rejsu, wręcz przeciwnie. Późniejsza praca polegała na badaniu i opisywaniu zebranych zbiorów i trwała niemal do samej jego śmierci.
"Podróż, która zmieniła świat" przerosła moje oczekiwania. Przede wszystkim nie sądziłam, że postać Darwina, o którym uczymy się na lekcjach biologii, może być tak interesująca. Urzekł mnie również styl autora, który barwnie i ciekawie opisuje przebieg rejsu, jak i innych wydarzeń, czy ciekawostek. W książce pojawiły się drobne "niuanse" językowe, co bym przypisała tłumaczowi, jednak w żaden sposób nie wpłynęło to na odbiór lektury. Zapraszam zatem na pokład Beagle'a przeżyjcie to sami. Ahoj przygodo :)
Recenzja pochodzi z mojego bloga:
więcej Pokaż mimo tohttp://ksiazkowa-fantazja.blogspot.com/2014/10/podroz-ktora-zmienia-swiat-alan.html
"Prowadził ezoteryczne doświadczenia: kazał żabom chodzić po szybach, karmił muchówki surowym mięsem, uważnie przyglądał się sprężystości fosforyzującego żuka, znalazł motyla, który biegał po ziemi. W ciągu jednego tylko dnia, 23 czerwca, złapał...