rozwiń zwiń
kokosanki

Profil użytkownika: kokosanki

Poznań Kobieta
Status Czytelniczka
Aktywność 1 rok temu
249
Przeczytanych
książek
979
Książek
w biblioteczce
12
Opinii
60
Polubień
opinii
Poznań Kobieta
/Książek nie czyta się po to, aby je pamiętać. Książki czyta się po to, aby je zapominać, zapomina się je zaś po to, by móc znów je czytać./

Opinie


Na półkach:

Do lektury podeszłam z ciekawością i chęcią skonfrontowania swojej niewiedzy. Niestety wnioski nie są pozytywne i mogłabym je podzielać z kimś, do kogo światopoglądowo mi daleko, a kto by stwierdził tak samo: to jest ideologiczna tuba propagandowa i tyle.

Książka zaczyna się od krytyki innych, ówcześnie bardziej uprzywilejowanych feministek, które z perspektywy autorki nie dają jej dojść do głosu, reprezentując postawy rasistowskie i klasistowskie. Tego rodzaju „pojazd” po reprezentantkach własnej ideologii będzie toczył się przez resztę książki. Nieważne ile racji by w tym nie miała, przez ciągnięcie tego ataku tak rozwlekle, autorka buduje żałosny obraz samej siebie jako aktywistki. Z kolei czytelnik czuje się jakby uczestniczył w przepychankach na forum.
Znamienne jest to, że już ikona feminizmu wspierała podziały wewnątrz swojej grupy, co dzisiaj obserwujemy na masową skalę.

Dlaczego nazwałam to tubą propagandową? W książce znajdziemy mnóstwo powtórzeń zdań i postulatów, które siłą formy przekazu (a nie mocą argumentacji) ugniatają dla siebie miejsce w naszej głowie. Jesteśmy jak na manifeście, w którym ktoś rzuca mnóstwo mocnych haseł, ale nigdy ich nie tłumaczy - bo przecież manifest to nie miejsce na takie rzeczy.
Próżno więc szukać argumentacji jakichkolwiek postulatów albo zjawisk, których nazwami autorka rzuca na prawo i lewo, ale ich nie wyjaśnia. Kiedy pojawi się już jakaś świeża myśl, zostawia nas z jednozdaniowym wnioskiem i wraca do swojego głównego przesłania. A każdy rozdział nawołuje do walki - ze źle skalibrowanym wrogiem.

Jeżeli to ma być klasyka literatury feministycznej, to ja dziękuję. Naprawdę - przeczytanie opisu ”Teorii feministycznej” wystarczy, żeby zaznajomić się z poglądami autorki, bo książka nie oferuje wiele więcej.

Do lektury podeszłam z ciekawością i chęcią skonfrontowania swojej niewiedzy. Niestety wnioski nie są pozytywne i mogłabym je podzielać z kimś, do kogo światopoglądowo mi daleko, a kto by stwierdził tak samo: to jest ideologiczna tuba propagandowa i tyle.

Książka zaczyna się od krytyki innych, ówcześnie bardziej uprzywilejowanych feministek, które z perspektywy autorki nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Dziwi mnie brak krytycznych ocen tej książki - widzę właściwie tylko jedną negatywną ocenę.
Mój zarzut jest taki, że jest przydługa i przeintelektualizowana.

Książka to jedna wielka oda do emocji i ich roli w naszym życiu, która od czasu do czasu przypomina sobie, że miała też prawić o seksualności. Ale skoro na początku daje się tak szeroką definicję jak to, że seksualność to wszystko powiązane z płcią - to można zejść właściwie na dowolny temat. I to się właśnie dzieje.

Widać, że autorka miała górnolotną wizję i chęć zawarcia wszystkiego od zupełnych podstaw, jak gdyby mówiła do ludzi, którzy nie są zaznajomieni z żadnymi konceptami.
Jednak zastanawiam się kto w zasadzie ma być docelowym odbiorcą. Bo gdyby dać ten poradnik „przeciętnemu” rodzicowi, który nie podziela takiego rozmieniania się na drobne i nigdy nie słyszał o różnych „woke” ideologiach, pod których wyraźnym wpływem jest autorka, to odpadłby po 50 stronach. A dodatkowo stwierdził, że jest dziwaczna i za dużo w niej „filozofowania”. Zaś osoby, które czytają tego typu poradniki od deski do deski, to osoby które przeważnie są już wystarczająco świadome, aby być wcześniej obeznanymi z przytaczaną wiedzą psychologiczną. Zatem takie osoby z kolei nie wyciągają z lektury nic nowego, poza oczywiście złudzeniem, że „przeczytałem kolejną grubą książkę, więc jestem z samego tego faktu mądrzejszy”.

Tak więc książka - poza jednym trzecim rozdziałem - generalnie nie daje konkretnych odpowiedzi na pytania z okresu dojrzewania. W skrócie jej przekaz jest taki: „to zależy” i „po prostu kochaj swoje dziecko i uwzględniaj jego potrzeby.” I o ile oczywiście dobrze jest wiedzieć, że to co nazywamy normami to nie prawdy objawione i że „nie ma tak, że dobrze, albo że niedobrze” (pomijając kwestie zdrowotne), o tyle pojawia się pytanie o zasadność (potrzebę) czytania takich poradników.

Dziwi mnie brak krytycznych ocen tej książki - widzę właściwie tylko jedną negatywną ocenę.
Mój zarzut jest taki, że jest przydługa i przeintelektualizowana.

Książka to jedna wielka oda do emocji i ich roli w naszym życiu, która od czasu do czasu przypomina sobie, że miała też prawić o seksualności. Ale skoro na początku daje się tak szeroką definicję jak to, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czytanie tej książki jest jak jej pisanie - niby można, ale po co?

Jestem rozczarowana i zgadzam się z większością rzeczy, które przewijają się w negatywnych opiniach. Przede wszystkim ze smutnym faktem, że znając wcześniej autorkę, można stracić do niej sympatię po przeczytaniu tej książki.

Dlaczego?
- Forma pisania po prostu nie nadaje się na książkę. Teksty powinny pozostać tym czym były - postami. Jeszcze lepiej, gdyby były w formie filmików, bo tylko w ten sposób tak naprawdę wszystkie te „no”, „ej”, „he he”, „wiecie”, „to jest tak, że”, nadmiarowe wykrzykniki i wszelkie tego typu językowe nadużycia, których nie chce mi się przytaczać z powodu zażenowania - przeszłyby bardziej naturalnie. Wierzę, że książka przed wydaniem nie przechodziła tylko przez ręce autorki, więc fakt, że nie uczyniono tekstu bardziej strawnym, to wina wydawnictwa i tyle. (Może jestem nudna, ale screeny tweetów naprawdę nie wyglądają dobrze w książce, nawet tej elektronicznej).

- [Nawiasem] Problematyczna kwestia rozdziałów - autorka w typowo amerykański sposób przypomina nam, ile jeszcze ich przed nami. Tak abyśmy mieli poczucie, że wszystko zostało misternie zaplanowane, by dobrze przeprowadzić nas przez zagadnienia. To oczywiście pewna ułuda, rozdziały nie mają nawet przypisanych numerów - nie wiemy nawet, w którym z kolei obecnie się znajdujemy, więc nie wiemy kiedy czeka nas ten rozdział, który jest zapowiadany w trakcie innego. To jeden z czynników, który czyni książkę chaotyczną. (Tu znowu wina nie tyle po stronie autorki co wydawnictwa)

- Można się zgubić w labiryncie anegdot, skojarzeń ze strumienia świadomości, złożonego ze zdań, które powinny mieć po drodze co najmniej jedną kropkę. Wielokrotne tracenie wątku to bynajmniej nie los wyłącznie autorki, ale (w konsekwencji) chyba każdego czytelnika.

- Nadmiar wspomnianych anegdot i luźnych skojarzeń sprawia, że nie spełniają one roli, którą - jak zakładam - miały mieć pierwotnie, czyli pomóc skojarzyć trudne pojęcia z czymś zabawnym, absurdalnie niespodziewanym, a przy tym łączącym się w jakiś sposób z rzeczywistością. Taka mnemotechnika. Super, ale co w przypadku, kiedy wszystko jest napisane w ten sposób, a więc to co ważne ostatecznie nie wyróżnia się?

- Trudno określić dla kogo i po co właściwie powstała:
1. Dla studentów, którzy szukają przystępnej wiedzy naukowej? Nie bardzo, jak na ilość stron za wiele jej nie znajdziemy. Jeśli jesteś studentem, który dopiero styka się z tym przedmiotem, po prostu przeczytaj bloga Janiny, na przykład ten post o skalach pomiarowych (ten sam tekst znajduje się w książce). Z lektury książki wyniesiesz co najwyżej żal, że nie trafiłeś na wykładowcę co najmniej w połowie tak lotnego i zaangażowanego w kierunku studentów, jaką autorka rysuje siebie.
2. To może do starszych osób typu nasi rodzice, którzy kierują się tzw. zdrowym rozsądkiem, mylą przyczynowość z korelacją, albo dają się oszukiwać wykresom z fb? No może, ale styl pisania mimo wszystko zbyt nowatorski i niepoważny. Nagminne żarty o rzeczach charakterystycznie lub stereotypowo polskich mogą, ujmując sprawę delikatnie, nie przypaść takim osobom do gustu. A jeśli do tego nie znają angielskiego (angielskie wstawki często nie są tłumaczone), tym bardziej mogą poczuć się wykluczone. Plus fakt, że niechęć może też wywoływać ton w rodzaju: „ja ci zaraz przedstawię prawdę, no wiesz, naukową, taką co ty jej nie znasz, ale ja jak najbardziej, bo mam wyższe wykształcenie. Mimo tej wyższości, co jakiś czas będę próbowała pokazać ci, że jestem tobie równa - bo wiesz, he, he, też robię głupie rzeczy (jak ty) i na przykład nie umiem dodać dwa do dwóch, popełniam błędy, albo skrycie objadam słodyczami bez skrępowania.”
3. …To może przeciwnie, lepiej sprawdzi się dla, powiedzmy, młodszych nastolatków? Wiecie, popularyzacja nauki wśród młodych ludzi. W końcu są śmieszne porównania, czekolada, rysunki zwierzątek, a nawet infantylnie wspomniane narządy płciowe! No ale z drugiej strony książka gruba, dużo cytowań i informacji, jak dla osób, które nie umieją jeszcze selektywnie do nich podchodzić i analizować. Dodając do tego chaotyczną formę, brak prostych podsumowań i przekazu - nastolatki czułyby się jak ich własna polonistka, odkodowująca sens z ich wypracowań.
4. Tym sposobem dochodzę do wniosku, że grupą docelową chyba po prostu są osoby 20-30 lat, które chcą mieć poczucie, że oto zanurzają się w naukę, ale tak naprawdę nie wykonują intelektualnego wysiłku, nie uczą się - czytają po prostu zbiór ciekawostek. (Z których nie zrobią użytku, a przecież książka miała być praktyczna).

- Jakiekolwiek wyobrażenie na temat docelowego odbiorcy autorka miała - nie jest ono pozytywne. Trudno oprzeć się wrażeniu, że ma czytelnika za średnio rozgarniętą osobę, w dodatku z deficytem uwagi, o którą to uwagę trzeba bez ustanku walczyć. Widzę to trochę tak, jakby czytelnik w oczach Janiny miał jedno żądanie: „zabawiaj mnie”. W końcu gdy tylko wejdziemy trochę w te POWAŻNE TEMATY i zostaniemy w nich o dwie linijki za długo, istnieje ryzyko, że coś będzie dla nas nudne, co jest niedopuszczalne - rzucimy wtedy zniecierpliwieni książką o ścianę i nigdy więcej po nią nie sięgniemy. Co będzie stanowiło ultymatywną potwarz dla autorki i dowód, że nie udało jej się osiągnąć celu, który przyświecał jej przy tworzeniu: czyli ekscytacji z powodu statystyki

- Kiedy książka dochodzi w końcu do jakichś merytorycznych konkretów - zawraca. Naprawdę. Autorka, nie wiem, chyba ma w tym momencie być bohaterem, który zaledwie wskazuje na istnienie ciemnej uliczki i wyzwala nas od konieczności zawędrowania w jej kierunku. O tym, że przyjmuje taką rolę świadczy ton, w jakim informuje nas, że nie będziemy danej rzeczy głębiej analizować.
Momentami wyraża się to bardziej bezpośrednio, na przykład w tym fragmencie:

>>To jest taki błąd, który polega na nieuzasadnionym przenoszeniu wniosków z korelacji lub obserwacji grupowych na jednostki wchodzące w skład tej grupy, i ja wiem, że tutaj większość z was usłyszała „bla, bla, bla”, chyba że akurat jesteście labradorem, to z tego wszystkiego zrozumieliście tylko tyle, że „jednostki” wspaniale rymuje się z „kostki”, i już jesteście przy misce.<<

Naprawdę - czy użycie humorystycznego tonu tłumaczy traktowanie czytelnika jak idioty ("ja wiem, że tutaj większość z was usłyszała bla, bla, bla")? Ale spokojnie, może to tylko hiperbola, a mi brakuje dystansu?
Mogłabym w to uwierzyć, ale tak się składa, że definicja we wspomnianym cytacie jest czytelnikowi przedstawiona już po raz kolejny. Bo pierwszy raz pojawiła się we wcześniejszym rozdziale - gdzie wątek nagle urwano i zapewniono, że jeszcze do niego wrócimy w kolejnym rozdziale. A więc autorka wraca do porzuconego w ten sposób tematu, po to aby następnie powtórzyć wnioski, które przedstawiła nam już poprzednio. Przy czym zakłada, że jesteśmy na tyle nieuważni, żeby nie tylko nie zauważyć, że to zrobiła - ale nawet na tyle nieuważni, że nie dotrze do nas sens zwykłego zdania, jeśli poprzednio zasugeruje, że to NAUKOWE info.

Więc jak na ironię, sama hipnotyzuje czytelników do myślenia o nauce jako o czymś skomplikowanym i niedostępnym, przez właśnie tego typu zabiegi. Człowiek zostawiony jest z poczuciem, że bez tej mądrej głowy, która tłumaczy to na język, którego symbolami są pieski i torty, sam by niczego nie ogarnął. Moim zdaniem to złe podejście ze strony popularyzatorki nauki - czynić odbiorcę tak od siebie zależnym.

Czytanie tej książki jest jak jej pisanie - niby można, ale po co?

Jestem rozczarowana i zgadzam się z większością rzeczy, które przewijają się w negatywnych opiniach. Przede wszystkim ze smutnym faktem, że znając wcześniej autorkę, można stracić do niej sympatię po przeczytaniu tej książki.

Dlaczego?
- Forma pisania po prostu nie nadaje się na książkę. Teksty powinny...

więcej Pokaż mimo to

Więcej opinii

Aktywność użytkownika kokosanki

z ostatnich 3 m-cy

Tu pojawią się powiadomienia związane z aktywnością użytkownika w serwisie


ulubieni autorzy [5]

Hermann Hesse
Ocena książek:
7,5 / 10
38 książek
2 cykle
Pisze książki z:
805 fanów
Bohumil Hrabal
Ocena książek:
7,1 / 10
49 książek
3 cykle
Pisze książki z:
658 fanów
Jean-Paul Sartre
Ocena książek:
7,2 / 10
37 książek
3 cykle
Pisze książki z:
259 fanów

Ulubione

Carlos Ruiz Zafón Cień wiatru Zobacz więcej
C.S. Lewis Cztery miłości Zobacz więcej
William Wharton Tato Zobacz więcej
Oscar Wilde Portret Doriana Graya Zobacz więcej
William Shakespeare - Zobacz więcej
Henry David Thoreau Walden, czyli życie w lesie Zobacz więcej
Chuck Palahniuk Fight Club. Podziemny krąg Zobacz więcej
Fiodor Dostojewski Zbrodnia i kara Zobacz więcej
Chuck Palahniuk Fight Club. Podziemny krąg Zobacz więcej

Dodane przez użytkownika

Hermann Hesse Wilk stepowy Zobacz więcej
Milan Kundera Nieznośna lekkość bytu Zobacz więcej
Hermann Hesse Wilk stepowy Zobacz więcej
Hermann Hesse Wilk stepowy Zobacz więcej
Milan Kundera Niewiedza Zobacz więcej
Milan Kundera Śmieszne miłości Zobacz więcej
Françoise Sagan Pewien uśmiech Zobacz więcej
Hermann Hesse Wilk stepowy Zobacz więcej
Françoise Sagan Pewien uśmiech Zobacz więcej

statystyki

W sumie
przeczytano
249
książek
Średnio w roku
przeczytane
19
książek
Opinie były
pomocne
60
razy
W sumie
wystawione
128
ocen ze średnią 6,2

Spędzone
na czytaniu
1 062
godziny
Dziennie poświęcane
na czytanie
14
minut
W sumie
dodane
35
cytatów
W sumie
dodane
6
książek [+ Dodaj]