-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik230
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant13
Porównanie z Twoją biblioteczką
Wróć do biblioteczki użytkownika2014-03
Wczoraj oglądałam film Olivera Stone'a, a później "pokłóciłam się" trochę na temat głównego bohatera.:) Przyznaję, że po obejrzeniu filmu, byłam w szoku. Nadal nie rozumiem dlaczego - z historycznego Aleksandra - żołnierza, taktyka, dowódcy, mężczyzny odważnego do szaleństwa, charyzmatycznego, silnego, zdecydowanego, czasami okrutnego i inteligentnego - zrobiono w filmie słabe, głupie, bezbronne cielę!??
Zachęcam wszystkich, by przeczytali biografię Aleksandra, napisaną przez Petera Greena, bo powieść jest znakomita, wciągająca i bardzo obiektywna. Obiektywizm historyka to sztuka. Tak tu, autor nie pomija żadnych plam na życiorysie Aleksandra, a jednocześnie podaje wszystkie racjonalne i rozumne powody konkretnych decyzji bohatera.
Do szewskiej pasji doprowadza mnie filmowe widzenie Aleksandra, jako wyzwoliciela uciśnionych narodów Azji, który niósł myśl hellenistyczną przez świat! Wystarczy trochę poczytać o Aleksandrze, by zrozumieć, że był mordercą, najeźdźcą i tyranem. Nie da zmierzyć się cierpienia, jakie przyniósł mieszkańcom Teb, czy Tyru czy Persepolis. Wiem, że wszystko to można uzasadniać decyzjami politycznymi. Ale nic nie zmienia faktu, że Aleksander nie miał skrupułów, litości, mordował bardzo skutecznie. Błyskawicznie rozprawiał się też ze swoimi przeciwnikami, od ojca zaczynając (autor wspaniale podaje argumenty za i przeciw, czy Aleksander zabił ojca – ja nie mam żadnych wątpliwości), a na przyjaciołach kończąc. Nie miał też żadnej litości dla własnej armii, która odmówiła walki i którą z zemsty poprowadził na pustynię i śmierć.
Jednak - mimo tych wszystkich zbrodni, Aleksandra otacza nimb chwały niezwyciężonego wodza i urok niezwykłego awanturnika. Dlatego, kiedy czytałam o jego podbojach, czułam się tak, jakbym mu towarzyszyła w jego podróży do kresu światów!
Wracając jeszcze do filmu - nie rozumiem, jak można w całym, trzygodzinnym, filmie o człowieku, którego jedynym celem była wojna - pokazać zaledwie dwie bitwy - i to wcale nie najważniejsze, a skupić się na dziwnych miłostkach bohatera!!!
Kiedy czyta się powieść Petera Greena - od początku widzi się chłopaka opętanego żądzą wojny i podbojów, który za nic miał miłostki do osób obojga płci! Opisy bitew w powieści są cudowne, zwłaszcza bitwy nad Granikiem, pod Issos, pod Gaugamelą, nad Hydaspes, czy oblężenie Tyru i miasta Malli. Autor wspaniale ukazał momenty geniuszu Aleksandra i szybkość jego decyzji, kiedy ważyły się losy bitwy.
Trzeba przyznać Aleksandrowi, że jego odwaga nie znała granic. Niemal zawsze walczył w pierwszej linii, a w każdej bitwie jego życie wisiało na włosku. Nad Granikiem - Aleksander w ogóle przeszedł samego siebie. Ogromne wrażenie robiła też na mnie wytrzymałość Aleksandra. Wędrował ze swoim wojskiem tysiące mil, nigdy nie miał dość, nigdy nie był zmęczony.
Wreszcie rozumiem, że jest coś w Aleksandrze, co w pewien sposób odróżnia go od innych tyranów, bo jego zamiary były nieskończone, jego plany nie miały ostatecznego celu, a jego żądza chwały i sławy nie miała granic. Ta ogromna pasja Aleksandra i jego świadome dążenie do bycia najlepszym, największym, nieśmiertelnym, zasługuje na uwagę, bo nie znam innego, który by mu dorównywał w konsekwencji i wytrwałości. I nie mogę go potępiać za pragnienia osiągnięcia czegoś, o czym czytał tylko w mitach. Skutki, tych pragnień były w konsekwencji katastrofalne, ale nie samo pragnienie osiągnięcia czegoś, co wydaje się nieosiągalne.
Autor wspaniale przedstawił nam charakter Aleksandra, świetnie opisał jego ewentualne motywy by zabić ojca, pokazał stopniową degrengoladę bohatera jako władcy orientalnego i jego ogromny konflikt między rozsądkiem, a przekonaniem o własnej wyjątkowości i niemal boskości. A pomiędzy tym wszystkim, widać żywego człowieka, który był próżny, trochę „narcyzowaty”, który nie przebaczał i był bardzo zawzięty, ale jednocześnie potrafił kochać, przynajmniej Hefajstiona na pewno, może także Roksanę i matkę.
Znowu, wracając do filmu - co reżyser chciał osiągnąć ukazując drętwe, "miłosne" dialogi Aleksandra i Hefajstiona? Hefajstion był najlepszym przyjacielem, to fakt, Aleksander go kochał - to też fakt. Ale ich stosunki mogły być całkowicie przyjacielskie. A nawet jeśli łączyła ich miłość - nie można zapomnieć, że Aleksander i Hefajstion byli żołnierzami i że razem wojowali. Powinni w filmie dyskutować o taktyce, strategii, armii i broni, a nie patrzeć na siebie maślanymi oczkami. Zresztą, w życiu Aleksandra były przynajmniej trzy kochanki z Barsine na czele i żona! I nie rozumiem, dlaczego reżyser uwziął się, by z Aleksandra robić homoseksualistę. A nawet jeśli Aleksander rzeczywiście był biseksualny - to czy nie lepiej było w filmie pozostawić jego stosunki z Hefajstionem - trochę niedookreślone???
W powieści na samym początku świetnie opisano nam też sylwetkę ojca Aleksandra, po tym opisie, ja przynajmniej, nie mam żadnych wątpliwości co do jego ojcostwa wobec Aleksandra. Byli jak dwie krople wody.
Ponadto bardzo urzekło mnie w powieści, że autor idealnie dostrzegał słabości demokracji i wspaniale opisał wszelkie słabości tego ustroju, zwłaszcza w sytuacji, kiedy demokracja musi zmierzyć się z ustrojem dyktatury i tyranii.
Powieść jest napisana świetnym językiem, jest zrozumiała i przejrzysta. Nie trzeba kochać historii czy też nie trzeba znać dokładnie historii starożytnej, aby przeczytać o życiu Aleksandra z wielką ciekawością. Osobiście uważam, że tyrana aż takiego formatu nigdy później już nie było i chyba już nigdy nie będzie. Obym się tylko nie myliła!!
A autora tej powieści, po prostu, uwielbiam, oby więcej takich historyków potrafiło przybliżać dzieje ludzkości.
Wczoraj oglądałam film Olivera Stone'a, a później "pokłóciłam się" trochę na temat głównego bohatera.:) Przyznaję, że po obejrzeniu filmu, byłam w szoku. Nadal nie rozumiem dlaczego - z historycznego Aleksandra - żołnierza, taktyka, dowódcy, mężczyzny odważnego do szaleństwa, charyzmatycznego, silnego, zdecydowanego, czasami okrutnego i inteligentnego - zrobiono w filmie...
więcej mniej Pokaż mimo to
..."A ja jednak nie chciałabym być nikim innym, tylko sobą (...)".
Pierwsza, najlepsza, najwspanialsza książka mojego dzieciństwa. Moje pierwsze drgnienie serca nad powieścią - przez to niezapomniane. Mam na półce - lekko zniszczone od ciągłego czytania, wszystkie tomy o Ani - chociaż tylko tom I uważam za arcydzieło literatury. I też tom pierwszy jest najbardziej zniszczony.
Zostałam nazwana na cześć głównej bohaterki - bo moja mama także uwielbia "Anię z Zielonego Wzgórza" - i w młodości, mówiła, że kiedy będzie miała córkę to nazwie ją Ania:) I jestem:)
Główna bohaterka zawsze była dla mnie wzorem do naśladowania. Czasami mam wrażenie - że byłabym inną osobą - gdyby nie postać Ani Shirley i gdyby nie Lucy Maud Montgomery:).
Kiedy jest mi smutno lub kiedy nie wiem co zrobić, wystarczy, że otworzę tę powieść i zacznę czytać, a rozwiązanie samo się pojawia lub też mój smutek zamienia się w pewność, że sobie poradzę. Powieść ta niesie ze sobą wielką dobroć i wiele uczuć.
PS. Uważajcie na przekłady tej książki. Moim zdaniem najlepszy i najpiękniejszy to ten Rozalii Bernsteinowej z 1985 r. - kiedyś w sklepie prawie padłam, kiedy zobaczyłam inne tłumaczenie:)
..."A ja jednak nie chciałabym być nikim innym, tylko sobą (...)".
Pierwsza, najlepsza, najwspanialsza książka mojego dzieciństwa. Moje pierwsze drgnienie serca nad powieścią - przez to niezapomniane. Mam na półce - lekko zniszczone od ciągłego czytania, wszystkie tomy o Ani - chociaż tylko tom I uważam za arcydzieło literatury. I też tom pierwszy jest najbardziej...
Z uśmiechem czytam wszystkie opinie o "Antygonie", bo ciekawe jest, że nikt, nie uważa za spoiler, napisanie, jakiego to ostatecznie wyboru dokonała bohaterka i co się z nią stało.
Nigdy nie zachwycałam się charakterem Antygony. Widzę dużą sprzeczność w takiej postawie, że z jednej strony, dziewczyna sprzeciwia się woli władcy i idzie dopełnić rytuału religijnego, a z drugiej strony, poddaje się jednocześnie tym samym rozkazom, tego samego władcy, w zakresie konsekwencji swego czynu.
O wiele bardziej rozumiem i cenię Ismenę. Ona przynajmniej od razu, na samym początku mówi, że: "Posłuszna będę władcom tego świata". Ale lubię ją bardzo, kiedy stanęła przed Kreonem i chciała wziąć połowę winy na siebie. I nie zgadzam się ze słowami Antygony, kiedy wzgardliwie mówi do siostry: "Słowami świadczyć miłość — to nie miłość". Miałam wtedy ochotę krzyknąć: "Ismena Ciebie kochała Antygono, a nie waszego głupiego, zdradzieckiego brata, którego nie chciała pochować! I to z Tobą chciała umrzeć!" Ale Antygona nawet nie zauważyła, jak bardzo Ismena ją kochała - tak była przejęta bliskością swojej śmierci! Wzrusza mnie Ismena, kiedy mówi do Kreona: "Bo cóż mi życie warte bez mej siostry?" I tylko Ismena zauważyła, że śmierć Antygony, będzie także zgubą Hajmona.
Lubię Sofoklesa i jego udramatyzowanie mitu greckiego:)
PS. Moja opinia jest całkowicie sprzeczna z naukami do matury:) - na maturze - Antygoną trzeba się zachwycać i podziwiać - że bohaterka nie zrezygnowała ze swoich ideałów, że poświęciła życie dla nakazów religijnych, uznając prawa boskie nad prawa ludzie! To nic, że była zimna jak głaz i zrezygnowała z miłości - trzeba docenić fakt, że straciła życie dla religii! Moja opinia naraża każdego na niezaliczenie matury:)
Z uśmiechem czytam wszystkie opinie o "Antygonie", bo ciekawe jest, że nikt, nie uważa za spoiler, napisanie, jakiego to ostatecznie wyboru dokonała bohaterka i co się z nią stało.
Nigdy nie zachwycałam się charakterem Antygony. Widzę dużą sprzeczność w takiej postawie, że z jednej strony, dziewczyna sprzeciwia się woli władcy i idzie dopełnić rytuału religijnego, a z...
2015-09
„Świat, którego pragnęłaś, jest do zdobycia, istnieje, jest prawdziwy, jest możliwy, jest twój.”
Powieść niesamowicie wciąga, przywiązuje do siebie i zniewala. W równym stopniu porusza i uczucia, i umysł, i przekonuje do swojej filozofii. Jest jakby ostrogą dla umysłu i jakby uderzeniem w serce. Wobec takich książek nie można pozostać obojętnym.
Już w trakcie czytania miałam wrażenie, że czytam coś nowego, albo że czytam o czymś, o czym zawsze wiedziałam, ale wcześniej sobie tego nie uświadamiałam. Powieść bardzo mnie poruszyła – nie tylko swoją filozofią(manifestem), ale przede wszystkim interpretacjami, nawiązaniami, losem bohaterów, światem przedstawionym.
Powieść opisywała świat realny, świat rzeczywisty, jaki może powstać na Ziemi – a wizja przyszłości miała w sobie dużą siłę. To genialna antyutopia – jedna z najlepszych jakie znam. Przerażające było stopniowe pogrążanie się świata w chaosie, przerażające było zrównywanie ludzi. Polubiłam też wszystkich bohaterów. Szczerze martwiłam się o Dagny. Uważam, że przyjaźń Francisca i Reardena miała w sobie jakąś iskrę. Ale moim ulubionym bohaterem był Ragnar!:)
Genialne i wyjątkowe było spojrzenie autorki na kwestię grzechu pierworodnego – w całości podzielam zdanie, że kimkolwiek była istota żyjąca w raju, przed zjedzeniem owocu z drzewa poznania dobra i zła – na pewno nie była człowiekiem. Rozprawienie się z autorki z mitem o Robin Hoodzie to majstersztyk! Wspaniałe były nawiązania do mitologii i postaci tytanów: Atlasa, Prometeusza, a także legendy o Atlantydzie.
Najbardziej ujął mnie hołd złożony humanizmowi i człowiekowi, jako jednostce, która ma prawo do wolności, do dbania o własne szczęście i dobrobyt, do nieskrępowanego rozwoju, do dążenia do doskonałości. Cenię też nawiązanie do filozofii Arystotelesa czyli afirmacji rozumu, wywyższenia logiki, wreszcie nakazu, by zawsze sprawdzić przesłanki, na których opieramy wnioskowanie.
I nie wiem jak autorce się to udało, ale połączyła hołd złożony umysłowi i rozumowi z charakterem typowo romantycznym. Główny bohater ( o którym nie będę pisać za dużo, by nie spoilerować:) to przecież typowy romantyk: buntownik, idealista, jednostka wybitna, utalentowana, skupiona na własnych uczuciach, zdająca sobie sprawę z własnych uczuć, możliwości, talentu i siły. To romantycy, jako pierwsi, dostrzegli jednostkę w tłumie ludzi, w społeczeństwie, i jako pierwsi pomyśleli o tym, że marzenia i uczucia jednego człowieka są najważniejsze, ważniejsze niż wszystko inne. Dlatego tak ich lubię:)
Prawdą objawioną było dla mnie potępienie altruizmu, pojmowanego zarówno jako zachowania objawiające się poświęcaniem się dla innych, kosztem własnego dobra i kosztem własnych praw i uczuć jak i żądaniem takiego właśnie poświęcenia dla siebie od innych, bez żadnych racjonalnych przyczyn. Świetna była także kpina z pojęć tak nieostrych i niezrozumiałych jak: „dobro publiczne”, „dobro społeczne” – chyba zawsze, gdy państwu brakuje rozsądnych i logicznych powodów dla konkretnych decyzji, te słowa padają!
Wydaje mi się, że ta powieść coś we mnie zmieniła. Bardzo chciałabym poznać autorkę.
PS. Jest to powieść filozoficzna, manifest literacki – a zatem trzeba pogodzić się ze specyficzną konstrukcją bohaterów, stworzonych pod konkretne idee, z jasnym podziałem na bohaterów pozytywnych i negatywnych, co nawet zostało podkreślone w opisach ich wyglądu, wreszcie z monologami wewnętrznymi bohaterów czy ich przemowami.
PS.2 Ktokolwiek w życiu nazwie mnie egoistką, po tym jak uczynię coś dla siebie i własnego dobra, spojrzę na niego i nazwę go "kanibalem emocjonalnym".:)
„Świat, którego pragnęłaś, jest do zdobycia, istnieje, jest prawdziwy, jest możliwy, jest twój.”
Powieść niesamowicie wciąga, przywiązuje do siebie i zniewala. W równym stopniu porusza i uczucia, i umysł, i przekonuje do swojej filozofii. Jest jakby ostrogą dla umysłu i jakby uderzeniem w serce. Wobec takich książek nie można pozostać obojętnym.
Już w trakcie czytania...
2013
Najbardziej wstrząsające, zdumiewające i nieoczekiwane zakończenie kryminału, ze wszystkich jakie dotychczas przeczytałam.
Główny bohater - Erast Fandorin - to mężczyzna uroczy i czarujący, a do tego inteligentny:) Powieść jest bardzo interesująca, zagadka kryminalna wciągająca.
Z przyjemnością przeczytam wszystkie powieści Borisa Akunina.
Najbardziej wstrząsające, zdumiewające i nieoczekiwane zakończenie kryminału, ze wszystkich jakie dotychczas przeczytałam.
Główny bohater - Erast Fandorin - to mężczyzna uroczy i czarujący, a do tego inteligentny:) Powieść jest bardzo interesująca, zagadka kryminalna wciągająca.
Z przyjemnością przeczytam wszystkie powieści Borisa Akunina.
..."Ale czy jesteś odważna i wytrzymała? Morze jest miększe od twoich delikatnych rąk, a jednak kształtuje twarde kamienie, ale nie czuje bólu, jaki będą czuły twoje palce, bo nie ma serca, nie lęka się, nie cierpi, tak jak ty będziesz cierpiała" - z baśni "Dzikie łabędzie".
Mam w domu gruby tom baśni H. Ch. Andersena ze wstępem i tłumaczeniem Jarosława Iwaszkiewicza i Stefanii Beylin. Jest to tom I i liczy 42 baśnie, w tym te najsłynniejsze, czyli: "Calineczkę", "Królową Śniegu", "Dziewczynkę z zapałkami", "Małą syrenę", "Brzydkie kaczątko" czy "Słowika".
Moją ukochaną baśnią są "Dzikie łabędzie". Baśń ta mnie porusza:) - jest bardzo piękna, a Eliza to wspaniała postać.
Na drugim miejscu jest baśń "Towarzysz podróży" - to cudowna opowieść z dreszczykiem grozy i świetnym zakończeniem.
Na trzecim miejscu jest "Mała syrena" - jeśli ktoś nie ma ochoty psuć sobie wizji Disney'a - niech nigdy nie czyta tej baśni. Ta baśń wprost mówi o tym, jaka jest cena marzeń. Zawsze, najwyższa!
Nie trzeba długo czytać baśni Andersena, by zauważyć, że pod płaszczem fantastyki, pod cudownymi opisami czarów i magii, ukryto wszystkie, żywe i realne uczucia ludzkie. Dorosły inaczej czyta te baśnie, niż dziecko, inaczej je zrozumie.
..."Ale czy jesteś odważna i wytrzymała? Morze jest miększe od twoich delikatnych rąk, a jednak kształtuje twarde kamienie, ale nie czuje bólu, jaki będą czuły twoje palce, bo nie ma serca, nie lęka się, nie cierpi, tak jak ty będziesz cierpiała" - z baśni "Dzikie łabędzie".
Mam w domu gruby tom baśni H. Ch. Andersena ze wstępem i tłumaczeniem Jarosława Iwaszkiewicza i...
Czytałam "Burzę" wiele razy. I za każdym razem - klimat tego utworu - mnie uwodzi. Zupełnie tak - jakby zaczynały działać czary!
Nigdy nie określiłabym tego dramatu jako komedię. Nie ma też w nim wiele z romansu (choć wątek Mirandy i Ferdynanda ma duży urok:).
"Burza" to dramat magiczny. Dosłownie! Fantastyka tego dramatu oddziałuje z taką siłą - że cały czas zastanawiam się nad tym, czy rzeczywiście byłam świadkiem burzy, rozbicia statku, czy rzeczywiście słyszałam rozmowy Prospera, Ariela, Kalibana, Mirandy, Ferdynanda, Gonzala? Czy to wszystko - cały zamysł Prospera, cała jego intryga - rzeczywiście miała miejsce?
Uwielbiam wszystkie rozmowy Ariela i Prospera. Zwłaszcza pierwszą - gdy Ariel wprost domaga się wolności. Ariel to jedna z najwspanialszych postaci szekspirowskich. A w kontekście całego dramatu - pragnienie wolności Ariela jest tym bardziej czarujące i zastanawiające - że on, w gruncie rzeczy był wolny. Od początku, widzimy jak bardzo przywiązany jest do Prospera, jak bardzo go chroni, jak zaangażowany jest w całą intrygę i zemstę - od rozpętania burzy zaczynając! Ariel nigdy nie wypełniałby rozkazów Prospera - gdyby tego nie chciał. Wolał przecież niewolę z rąk czarownicy Sykoraks i wieloletnie cierpienie - zaklęty w sosnę - niż wypełniać jej rozkazy. I roześmiałam się na koniec, kiedy Prospero zaprasza wszystkich do swojej jaskini, i kiedy wprost - osobno! - zwraca się do Ariela: "Racz wejść do mojej celi":). Nie ma to jak ostatni rozkaz - przed pełną wolnością:). I tak sobie myślę, że Ariel pewnie nigdy nie opuści Prospera.
Zastanawiające są też więzi Prospera i Kalibana. To trochę relacja pana i niewolnika, trochę mistrza i nauczyciela, trochę ojca i syna. Kaliban to, w gruncie rzeczy, postać tragiczna.
"Burza" to jedno z najwspanialszych dzieł Szekspira. Mogę o tym dramacie dyskutować bez końca. Myślę, że interpretacji tego utworu, związków i uczuć bohaterów - jest więcej. Ten dramat to także wielka inspiracja dla innych powieści i innych autorów.
Czytałam ten dramat w przekładach Stanisława Barańczaka i Leona Urlicha. Nieznacznie różnią się od siebie - ale oba tłumaczenia są doskonałe.
Czytałam "Burzę" wiele razy. I za każdym razem - klimat tego utworu - mnie uwodzi. Zupełnie tak - jakby zaczynały działać czary!
Nigdy nie określiłabym tego dramatu jako komedię. Nie ma też w nim wiele z romansu (choć wątek Mirandy i Ferdynanda ma duży urok:).
"Burza" to dramat magiczny. Dosłownie! Fantastyka tego dramatu oddziałuje z taką siłą - że cały czas zastanawiam...
2015-10
To mądra powieść, która nie wstydzi się swojego uwielbienia dla nauki, logiki i racjonalnego myślenia. Bezpośrednio składa hołd biologii z Darwinem na czele, filozofii, historii, humanizmowi, wiedzy o kulturze. Zachwyca się Karolem Darwinem, Bertrandem Russelem, Thomasem Jeffersonem, Einsteinem. Wszystko to czyni w sposób piękny, za pomocą języka inteligentnego, rozsądnego, czasami ironicznego, a czasami pełnego pasji.
Bez wątpienia, autor jest wielkim humanistą - tj. miłośnikiem człowieka i ludzkich uczuć, ale i spogląda na wszystko, co nas otacza, z ciekawością, z pytaniami, z chęcią znalezienia odpowiedzi, z pasją poszukiwacza i naukowca, który dąży, by odkryć, to, co jeszcze jest ukryte przed naszymi oczami.
Było coś pięknego w zdaniu autora, że powinniśmy być wdzięczni za to, że żyjemy na Ziemi, bo już to samo w sobie jest wspaniałe, że z miliardów możliwości życia, z miliardów sekwencji DNA, istniejemy właśnie my! Ale jeszcze bardziej orzeźwiające było, kiedy autor, z taką samą bezpośredniością zauważył, że nie powinniśmy jęczeć z tego powodu, że nasze życie kiedyś się zakończy.
Od bardzo dawna uważam, że każda religia oferuje w zamian wyłącznie ułudę życia wiecznego - i to jest jedyny punkt wspólny wszystkich religii. Kiedy oddzieli się marzenie człowieka o nieśmiertelności od zwyczajowych i kulturowych dogmatów wiary - zupełnie nagle można uświadomić sobie bezsens wszystkich religii. Dopóki nauka i doświadczenie, nie przekona mnie, że można zahamować starzenie się komórek - dopóty nie uwierzę w nieśmiertelność.:)
PS. Muszę w końcu przeczytać Biblię - a zacznę chyba od Księgi Jozuego lub Księgi Sędziów - z fragmentów tych dzieł wyłania się wyjątkowo niebezpieczny obraz świata:)!
To mądra powieść, która nie wstydzi się swojego uwielbienia dla nauki, logiki i racjonalnego myślenia. Bezpośrednio składa hołd biologii z Darwinem na czele, filozofii, historii, humanizmowi, wiedzy o kulturze. Zachwyca się Karolem Darwinem, Bertrandem Russelem, Thomasem Jeffersonem, Einsteinem. Wszystko to czyni w sposób piękny, za pomocą języka inteligentnego, rozsądnego,...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-10
Przeczytałam powieść, w której dwie płaszczyzny czasu – dwa światy tej historii – połączyły się w oszałamiający, dramatyczny spektakl. Tajemnica tej powieści, tj. odkrywanie prawdy o Julianie Caraxie to był czysty thriller. Czytałam oczarowana, i niespokojna, i nadal przeraża mnie prostota rozwiązania!
Przeczytałam powieść, której klimat ociera się o harmonijny spokój, niemal magię – by za chwilę wstrząsnąć okrucieństwem i realizmem. Jak to się stało – że nie zauważałam, kiedy magia tej powieści rozwiała się jak mgła pod wpływem wiatru? Kiedy, z przeszłości, zupełnie nagle, pojawiły się echa wojny domowej i okrucieństwa, które przeszły nad Hiszpanią i nad ulicami Barcelony, znacząc je na zawsze?
Przeczytałam powieść o wielkich wyborach, o roztrzaskanych marzeniach, o słowach wypowiedzianych i niewypowiedzianych, o tłumionych uczuciach i chwilach milczenia, które obracają serce w kamień. I jak to jest – że początkiem każdej wielkiej nienawiści – jest pełna słodyczy, idealna miłość? Tak jakby nienawiść zawsze powstawała z przeobrażonej miłości, jakby z niej brała swój początek. Im większa, jaśniejsza i piękniejsza była miłość – tym nienawiść, z niej wyrosła, jest ciemniejsza i straszliwsza.
Przeczytałam powieść, która składa hołd wszystkim powieściom, jakie istnieją, która jest ich duszą, ich częścią i ich przypomnieniem. Zwłaszcza przypominała mi Dickensa i jego naiwnych, wspaniałych głównych bohaterów.
Autor nie miał litości dla moich zszarganych nerwów. Po trzech dniach czytania i po dwóch, w połowie zarwanych nocach, po wzruszeniu i po śmiechu, po łzach, które czasami ciurkiem płynęły mi po twarzy – i po zakończeniu, kiedy zaciskałam usta z bezsilnej rozpaczy:)– może powrócę do mojego spokojnego świata:)
„Cień wiatru” to arcydzieło!
Przeczytałam powieść, w której dwie płaszczyzny czasu – dwa światy tej historii – połączyły się w oszałamiający, dramatyczny spektakl. Tajemnica tej powieści, tj. odkrywanie prawdy o Julianie Caraxie to był czysty thriller. Czytałam oczarowana, i niespokojna, i nadal przeraża mnie prostota rozwiązania!
Przeczytałam powieść, której klimat ociera się o harmonijny spokój,...
2015-10
„To sprawa między mną a moim cieniem”
Uznaję tę powieść za arcydzieło literatury fantastycznej.
Uwiódł mnie już świat przedstawiony tj. Archipelagi Światomorza, i z zachwytem towarzyszyłam Gedowi w jego podróży. Ale sam początek powieści, nie przygotował mnie na to, czego stałam się świadkiem – bo nagle pojawił się CIEŃ! I od tego momentu zaczęła się zupełnie inna powieść.
Moment przywołania CIENIA – to majstersztyk! Cała tajemnica CIENIA – to majstersztyk! W ogóle, CIEŃ i wszystko, co się z nim wiązało – to majstersztyk! Choć smoki i wszystkie przemiany Geda też były świetne:)! Cała MAGIA tej powieści – zachwycała, ale przede wszystkim wzbudzała przerażenie!
Ta powieść jest fenomenalna – bo to nie tylko fantastyka, ale mistrzowska alegoria życia i świata. Czy nie jest tak, że błędy, jakie popełniamy w życiu, ciągną się za nami jak cienie? Czy nie jest tak, że czasami błąd jest tak duży, że jego konsekwencje łamią życie? Czy nie jest tak, że człowiek ucieka od skutków swoich błędów, tak długo jak jest w stanie? I czy nie jest tak, że cały problem naszego życia polega na tym, aby zapanować nad cieniami naszych błędów, by znaleźć w sobie odwagę i przyjąć na siebie wszystkie konsekwencje naszych czynów?
Po przeczytaniu tej powieści - z wrażenia – natychmiast spojrzałam, kiedy Ursula K. Le Guin napisała swoją powieść. Okazało się, że powieść wydała w ROKU 1968(!!!) Czyli uważam, że przeczytałam powieść, która jest „matką” i źródłem wszystkich innych książek fantastycznych (z wyjątkiem Tolkiena – bo to jeszcze inny kaliber powieści fantastycznej). Czyli, innymi słowy – myślę, że wszystko - od Harry’ego Pottera przez „Miecz prawdy”, aż po przeciętniaki pani Canavan – to inny poziom! Wszyscy ci autorzy beztrosko zapożyczali motywy lub nawet konkretne charaktery bohaterów. Od pani Le Guin i Tolkiena za wiele nowego nie wymyślono!
Przeczytajcie tę powieść. Jest krótka, napisana zwięzłym, pięknym, treściwym językiem, czyta się ją z wypiekami na twarzy, a zarwanie nocy jest gwarantowane!
„To sprawa między mną a moim cieniem”
Uznaję tę powieść za arcydzieło literatury fantastycznej.
Uwiódł mnie już świat przedstawiony tj. Archipelagi Światomorza, i z zachwytem towarzyszyłam Gedowi w jego podróży. Ale sam początek powieści, nie przygotował mnie na to, czego stałam się świadkiem – bo nagle pojawił się CIEŃ! I od tego momentu zaczęła się zupełnie inna...
2015-06
..."jeden całym światem drugiego".
To powieść tak poruszająca, że po jej zakończeniu - inaczej patrzy się na otaczający świat i dostrzega się jego piękno.
Od ostatniego tygodnia, zdążyłam przeczytać tę powieść kilka razy. Przy każdym czytaniu, widziałam tę powieść inaczej - bo spojrzenie na świat post-apokaliptyczny, to tylko pierwsze wrażenie.
Wydaje mi się, że powieść ta jest silnie inspirowana "Małym Księciem". Tylko, że zamiast złocistego Małego Księcia, przemierzającego rozkwitłą Ziemię, pełną róż i zwierząt, w "Drodze" mamy złocistego, wychudzonego Małego Chłopca - który szedł po popiołach tej samej Ziemi, i który widział już tylko okrucieństwo, zniszczenie i śmierć.
Ale ostatecznie i jeden, i drugi - potrafili dostrzec dobro, w świecie, który ich otaczał. Obaj byli sercem i sumieniem - jeden dla Pilota, drugi dla ojca. Czyli - nieważne, czy w raju, czy w piekle - obaj nieśli w sobie wartości, nadzieję i pamięć.
I tak sobie jeszcze myślę - skąd człowiek bierze w sobie siłę, by iść naprzód? Z pamięci o przeszłości?, z uporu do granic wytrzymałości?, z nadziei, choć nadziei już nie ma? Mężczyzna - to bohater, o którym można pisać bez końca!
Powieści tak wartościowe i złożone - zasługują na miano arcydzieł. Styl i język są mistrzowskie - proste, ale pełne artyzmu i piękna.
Łzy, czasami, przysłaniały mi kartki tej powieści.
..."jeden całym światem drugiego".
To powieść tak poruszająca, że po jej zakończeniu - inaczej patrzy się na otaczający świat i dostrzega się jego piękno.
Od ostatniego tygodnia, zdążyłam przeczytać tę powieść kilka razy. Przy każdym czytaniu, widziałam tę powieść inaczej - bo spojrzenie na świat post-apokaliptyczny, to tylko pierwsze wrażenie.
Wydaje mi się, że powieść...
Istnieje wiele powieści, które czytałam kilkakrotnie. Ale nie zliczę, ile razy czytałam "Dumę i uprzedzenie". Za każdym razem czuję ten sam zachwyt. Bo jest to jednocześnie:
1. wielka powieść o miłości,
2. imponujące studium charakterów ludzkich,
3. czarujące spojrzenie na stosunki społeczno-obyczajowe ziemiaństwa XIX-wiecznej Anglii,
4. wreszcie to idealna powieść o odwiecznej grze damsko-męskiej, grze pozorów, złudzeń oraz nadziei.
Sam tytuł i zawarte w nim dwa słowa, wspaniale charakteryzują nie tylko dwójkę głównych bohaterów, ale charakteryzują nas wszystkich.
To wielka, ponadczasowa, genialna powieść.:)
Istnieje wiele powieści, które czytałam kilkakrotnie. Ale nie zliczę, ile razy czytałam "Dumę i uprzedzenie". Za każdym razem czuję ten sam zachwyt. Bo jest to jednocześnie:
1. wielka powieść o miłości,
2. imponujące studium charakterów ludzkich,
3. czarujące spojrzenie na stosunki społeczno-obyczajowe ziemiaństwa XIX-wiecznej Anglii,
4. wreszcie to idealna powieść o...
Uważam, że "Dziady" - zwłaszcza część III - to bardzo trudne dramaty.
Pamiętam, że w liceum wkuwałam formułki o Gustawie vel Konradzie i wydawało mi się, że Mickiewicz oszalał, kiedy pisał "Wielką improwizację", czy "Widzenie księdza Piotra". Wierzyłam w każdą legendę, że był wówczas pod wpływem "ziółek" - bo te wszystkie wyobrażenia walki z Bogiem, prometeizm, mesjanizm - wydawały mi się przesadzone.
Obecnie, wydaje mi się, że czym innym były "Dziady" dla czytelnika polskiego XIX wieku i czym innym są "Dziady" dla czytelnika współczesnego. Myślę, że w "Dziadach", zwłaszcza części III, tkwi duch Narodu, w momencie swojego najczarniejszego upadku, bezsilności, braku nadziei, braku wiary, braku niepodległości. Myślę, że poeta zdołał przenieść poszarpaną duszę Narodu, z całym jego smutkiem, całą niejednoznacznością, całą tragedią i zachował ją dla czytelnika współczesnego. I, my, obecnie, na kartach tego dramatu, widzimy tego ducha, widzimy mętną przeszłość i możemy ją odczuć. Inną sprawą jest natomiast czy chcemy spojrzeć w tragiczną przeszłość.
Przyznaję, że czuję dreszcze, kiedy czytam "Dziady" - i to już jest wystarczający powód, by uznać je za arcydzieło:)
Uważam, że "Dziady" - zwłaszcza część III - to bardzo trudne dramaty.
Pamiętam, że w liceum wkuwałam formułki o Gustawie vel Konradzie i wydawało mi się, że Mickiewicz oszalał, kiedy pisał "Wielką improwizację", czy "Widzenie księdza Piotra". Wierzyłam w każdą legendę, że był wówczas pod wpływem "ziółek" - bo te wszystkie wyobrażenia walki z Bogiem, prometeizm, mesjanizm...
2016-01
"...a wniknąwszy w regiony nieznane, bez trudu odnalazłem właściwe gwiazdy..."
Najwspanialsze były te momenty, kiedy śmiałam się głośno i z uznaniem dla wyobraźni autora – gdy za chwilę, śmiech grzązł mi w gardle, i gdy ogarniała mnie zaduma nad istotą człowieczeństwa i życia, nad zagadnieniem śmiertelności i nieśmiertelności, nad sensem i potęgą nauki i nad pułapkami rozumu.
Opowiadania wymagają skupienia i zastanowienia. Czasami przytłaczały mnie ogromem przekazywanej wiedzy, rozmachem, problematyką. Czasami bezlitośnie punktowały braki w mojej wiedzy i niedostatki wyobraźni. A zarazem, razem z Ijonem, podróżowałam przez gwiazdy i widziałam światy przedstawione, które nie mają sobie równych i które są niepowtarzalne.
Bohaterowie są zachwycający, zwłaszcza Ijon – oczytany, inteligentny, ciekawy świata, obserwator, przy tym odważny, zdecydowany, czasami gwałtowny, nieco samotnik (choć przyjaźni się z profesorem Tarantogą). Moimi ulubieńcami pozostali jednak Bann i Pugg – jako rozbójnicy w Kosmosie! I uwielbiam także adwokata Mattrassa z "Tragedii pralniczej"!
Uważam, że autor jest wielkim humanistą! Pewnie, jednym z największych, jakich dotychczas poznałam. Wiara w naukę i w rozum – nie oznacza bezkrytycznego zachwytu nad człowiekiem. Najwięksi humaniści, oprócz wszystkich zalet człowieka, dostrzegają wszystkie jego wady, a oprócz potęgi, widzą małość. Humanizm nie zakłada antropocentryzmu!
Ujmowało mnie, kiedy autor spoglądał na człowieka z ironią i łagodnością zarazem. Jakby przeskakiwał – od momentu zachwytu nad rozumem człowieka, który potrafi budować statki kosmiczne i roboty, podróżować w kosmos, ujarzmiać energię atomową, uczyć się i rozwijać – do ponurego zrozumienia, że ten sam człowiek, z tym samym rozumem, jest w stanie wszystko zniszczyć i skazać się na samozagładę. Pytanie o granice Nauki i o to, czy Nauka, w ogóle, powinna mieć granice – to jeden z najważniejszych tematów opowiadań.
W każdym opowiadaniu – mamy odniesienia do historii, filozofii, fizyki, astrofizyki – a im się jest bardziej wykształconym, tym łatwiej rozumie się wszystkie aluzje literackie i szybciej dostrzega się krytykę totalitaryzmów, kpiny z religii czy prawników. Myślałam, że jestem uodporniona na wizje antyutopii, a jednak tzw. Proteza Wieczności, mnie przeraziła. Przy czym, spojrzenie autora na śmiertelność człowieka – to jedno z najpiękniejszych zdań, jakie czytałam. Myślę także, że opowiadanie o profesorze Concoranie i te mózgi żyjące we własnych światach – to pierwowzór Matrixa, co w filmie powinno być jasno zaznaczone, a nie jest!
Trudno jest określić mi te opowiadania jako fantastykę – bo opowiadania są przeraźliwie realne!, a raczej opowiadają o tym, co może stać się rzeczywistym udziałem człowieka w przyszłości.
PS. Stworzoną przez autora klasyfikację Homo sapiens, przepisałam do mojego notatnika. Uważam, że autor przeszedł samego siebie, wymyślając tę klasyfikację!
"...a wniknąwszy w regiony nieznane, bez trudu odnalazłem właściwe gwiazdy..."
Najwspanialsze były te momenty, kiedy śmiałam się głośno i z uznaniem dla wyobraźni autora – gdy za chwilę, śmiech grzązł mi w gardle, i gdy ogarniała mnie zaduma nad istotą człowieczeństwa i życia, nad zagadnieniem śmiertelności i nieśmiertelności, nad sensem i potęgą nauki i nad pułapkami...
Przeraża mnie, kiedy po przeczytaniu tego dramatu - niemal każdy, na pytanie: "Czy ZAWSZE należy mówić PRAWDĘ? - odpowiada, że NIE, NIE zawsze!
Ja uważam, że ZAWSZE należy mówić prawdę. A ten dramat w rzeczywistości to potwierdza. Gdyby Gina - na początku, powiedziała prawdę mężowi - nie doszłoby do tragedii. Gdyby stary Werle - powiedział prawdę - Ekdal nie trafiłby do więzienia i nie zrujnował syna! Gdyby Hialmar od początku znał prawdę - jego losy potoczyłyby się zupełnie inaczej. Może by się ożenił, może nie, ale jego więzi z Jadwigą byłyby zupełnie inne. Gdyby Jadwiga, od początku, znała prawdę o swoim urodzeniu - nie straciłaby ojca, a zyskała brata i inną rodzinę!
Grzegorz Werle powiedział prawdę. On jeden. A wszyscy inni, omotani kłamstwem, lub zezwalający na istnienie kłamstwa, zobaczyli z przerażeniem, że życie, jakie wybrali, jakie toczyli, okazało się nic niewarte, zbudowane na iluzjach, nie posiadające żadnej trwałej wartości.
Kłamstwa zawsze dają cudowne złudzenia. Złudzenia, na których ludzie czasami budują wartości np. więzi rodzinne. Ale to nie jest prawdziwe. Nigdy nie było. Jak bardzo jest to ułudą - okazuje się, gdy pojawia się ktoś taki jak Grzegorz. Wszyscy nienawidzą takich jak on, bo on odziera złudzenia. I nagle okazuje się, że za iluzją i złudzeniem - pozostaje tylko brudne kłamstwo. Tak brudne i złe, że ludzie w nim umaczani - już nie pamiętają, co było prawdą i już jej nawet nie chcą pamiętać!
Przeraża mnie, kiedy po przeczytaniu tego dramatu - niemal każdy, na pytanie: "Czy ZAWSZE należy mówić PRAWDĘ? - odpowiada, że NIE, NIE zawsze!
Ja uważam, że ZAWSZE należy mówić prawdę. A ten dramat w rzeczywistości to potwierdza. Gdyby Gina - na początku, powiedziała prawdę mężowi - nie doszłoby do tragedii. Gdyby stary Werle - powiedział prawdę - Ekdal nie trafiłby do...
Nienawidzę Edwarda Rochestera!:) mimo tego, że rozumiem jego tragedię, rozumiem motywy i uczucia.
Wszyscy żyjemy według pewnych zasad i norm społecznych. Z jednymi prawami zgadzamy się, inne nam ciążą, inne łamiemy lub też uważamy za błędne. Jednak wszystkie zasady moralne, także społeczne np. związane z małżeństwem, rozwodem, posiadaniem dzieci, w gruncie rzeczy bardziej chronią ludzi, niż im szkodzą. Oczywiste jest też, że czasy się zmieniają. Ale to, co chciał zrobić Edward – uważam za okrutne – nawet w dzisiejszych czasach. A w XIX wieku było to zachowanie, które równało się wykluczeniu ze społeczeństwa – dla Jane oczywiście, nie dla niego!
Po wyrażeniu mojego oburzenia – zdałam sobie sprawę z fenomenu tej powieści i autorki, która stworzyła bohaterów, którzy ożyli w mojej wyobraźni. Głównego bohatera oceniłam jak żywego człowieka! – bo był tak strasznie prawdziwy, a jego zachowanie było tak grzeszne, tak złe, tak bardzo ludzkie!
Mało jest powieści, które tak bardzo poigrały z moimi uczuciami. Przyznaję, że nie odgadłam tajemnicy Rochestera, nawet nie pomyślałam o czymś podobnym:) Dlatego prawie spadłam z fotela, kiedy tajemnica się wydała i tak sobie tylko przez chwilę siedziałam oniemiała:) A później rzuciłam się dalej na tę książkę i aż do końca siedziałam jak na szpilkach! I współczułam Jane, bo jej rozpacz została mistrzowsko opisana.
Siła tej powieści jest bardzo wielka, a uczucia w niej zawarte dosłownie wrą i parzą!
Nienawidzę Edwarda Rochestera!:) mimo tego, że rozumiem jego tragedię, rozumiem motywy i uczucia.
Wszyscy żyjemy według pewnych zasad i norm społecznych. Z jednymi prawami zgadzamy się, inne nam ciążą, inne łamiemy lub też uważamy za błędne. Jednak wszystkie zasady moralne, także społeczne np. związane z małżeństwem, rozwodem, posiadaniem dzieci, w gruncie rzeczy bardziej...
Nie znam wystarczająco wielkich i pięknych słów, aby wyrazić swój zachwyt nad tą powieścią.
Abstrahując od wszystkich motywów parabolicznych, które dżumę utożsamiają z wojną, systemem totalitarnym lub złem i od tych wszystkich uniwersalnych postaw ludzkich - dla mnie to zawsze będzie wielka powieść o wielkiej przyjaźni - doktora Rieux i Tarrou.
Lubię ich obu tak samo, bo postawieni wobec strasznych okoliczności epidemii, bez wahania i namysłu zaczęli z nią walczyć, a co więcej wspierali się wzajemnie. I chyba w ogóle, nie zdawali sobie sprawy z piękna ich przyjaźni, ale traktowali swoją znajomość jako coś zwykłego i normalnego, co zdarza się codziennie między dwójką obcych sobie ludzi.
Uwielbiam moment w książce, kiedy wychodzą, aby popływać w nocy i oderwać się, choć na chwilę, od rzeczywistości - choć było to zakazane.
Rzadko zdarza się, że płaczę nad książkami czy filmami, ale tu, po prostu, nie mogłam wytrzymać! Bo Rieux odczuł, z całą mocą, swoją bezsilność, a łzy które popłynęły, były "łzami niemocy". Straszna to scena i bardzo mroczna.
Cała książka jest parabolą - ale przyjaźń tych dwóch, i ta tragedia, po prostu jest, i zawsze mnie szczerze zasmuca, za każdym razem, kiedy czytam "Dżumę"!
Nie znam wystarczająco wielkich i pięknych słów, aby wyrazić swój zachwyt nad tą powieścią.
Abstrahując od wszystkich motywów parabolicznych, które dżumę utożsamiają z wojną, systemem totalitarnym lub złem i od tych wszystkich uniwersalnych postaw ludzkich - dla mnie to zawsze będzie wielka powieść o wielkiej przyjaźni - doktora Rieux i Tarrou.
Lubię ich obu tak samo, bo...
2015-08
(...) człowiek nie zna swojego własnego serca."
Istnieją takie powieści – przy których drga serce.
Z każdą stroną, tonie się w nich coraz bardziej.
Widzi się zachwyconymi oczami wyobraźni, to co opisują.
Widziałam historię, która stała się teraźniejszością.
Odczuwałam, to co przeżywali bohaterowie.
Dzieliłam ich samotność, słabość, pożądanie, miłość.
Nie liczyłam błysków łez, czy nagłych uśmiechów.
O takich powieściach nigdy się nie zapomina.
Zupełnie tak, jakby książka, na chwilę, oplatała duszę.
Mój opis nie jest w stanie oddać magii i wartości tej książki.
To genialna powieść historyczna, zabierająca czytelnika do starożytnego Egiptu, czasów panowania XVIII dynastii i faraona Echnatona.
Genialnie opisany jest świat przedstawiony – nie tylko bohaterowie, czy czas i miejsce akcji, ale przede wszystkich zdarzenia i ilość motywów, poruszonych przez autora – wymieszanie postaci historycznych i fikcyjnych, uchwycenie zależności, charakterów, związków przyczynowych – wszystko to zachwycało mnie i pozostawiało w zadumie.
Genialny jest główny bohater – wzbudza skrajne uczucia, od niechęci i pogardy, po współczucie i zachwyt. Decyzje Sinhue poruszały moje serce – a łzy poleciały kilka razy – podczas wydarzeń na Krecie, i gdy Sinhue dowiaduje się kim był Tot.
Genialne są postaci kobiece – moją faworytką jest chyba Nefernefernefer – (za to jak poradziła sobie w Domu Śmierci:), ale niezwykłe też były Minea i Merit i Muti.
Genialni są bohaterowie drugoplanowi – a Kaptah to postać gigant - idealne było połączenie w nim uczciwości i szachrajstwa, rozsądku i tchórzostwa.
Opisy są tak piękne, że czuje się zapachy Teb, ciepło słońca i pustyni, brzęczenie owadów, a przede wszystkim widzi się Nil i czuje się czar tej Wielkiej Rzeki.
To wielka powieść o samotności, o wyborach i przeznaczeniu człowieka, o miłości i o utracie, o odwadze i o zdradzie – wszystkie te uczucia wymieszano i poplątano i nigdy nie wiedziałam, co się zaraz wydarzy, choć zakończenie powieści, znamy od samego początku.
To bardzo ostre spojrzenie na problematykę wojen religijnych, w ogóle to powieść o bogach, kapłanach i o ateizmie.
To wielka powieść o żądzy władzy – postacie Horemheba i Teje są genialne.
Język powieści jest obrazowy, styl zdumiewa bogactwem i inteligencją autora.
PS. Nie umiem pogodzić się z tym, kim był Tot, i co się z nim stało!!
PS 2. Istnieją w powieści minimalne nieścisłości historyczne np. Tutanchamon był synem Echnatona, nie jego zięciem, a Horemheb był ostatnim faraonem z XVIII dynastii, jego następca Ramzes nie był jego synem i założył XIX dynastię - dla samej fabuły nie mają znaczenia, i myślę, że autor nie mógł wiedzieć tego, kiedy pisał tę książkę ( badania DNA mumii przeprowadzono chyba w 2010 roku)
(...) człowiek nie zna swojego własnego serca."
Istnieją takie powieści – przy których drga serce.
Z każdą stroną, tonie się w nich coraz bardziej.
Widzi się zachwyconymi oczami wyobraźni, to co opisują.
Widziałam historię, która stała się teraźniejszością.
Odczuwałam, to co przeżywali bohaterowie.
Dzieliłam ich samotność, słabość, pożądanie, miłość.
Nie liczyłam...
Niektóre powieści wywołują drżenie serca. Bo chociaż wydają się fantastyką i chociaż opowiadają o bliżej nieokreślonej przyszłości – to obrazują świat rzeczywisty – świat, jaki może kiedyś powstać na Ziemi.
Ta powieść NIE JEST FANTASTYKĄ, nie jest science-fiction – jest przeraźliwie realna.
Opowiada o zwykłej cywilizacji ludzi. Ludzi, którzy przestali czytać, przestali filozofować, przestali uczyć historii. Uprościli swoje życie, aby nie odczuwać wątpliwości czy zamętu uczuć. Zagłębili się w świat tanich, prostych broszurek i magazynów, zagłębili się w świat reality-show, stworzyli wirtualny świat - jako wzorzec, który można było oglądać na ścianach w domach! Wreszcie - zaczęli palić książki – aby zapomnieć o przeszłości. Powołali nawet do tego Oddział Straży Pożarnej (moim zdaniem to wspaniała ironia autora:). Uderzyło mnie zwłaszcza zdanie, że to nie władza zakazała ludziom czytania, ale że ludzie sami, z własnej woli, przestali czytać! Czy ta cywilizacja, jest tak bardzo różna od naszej? A raczej, czy nasza cywilizacja nie zmierza w podobnym kierunku?
Jest to wspaniała powieść, która opowiada o potędze słowa pisanego i o wartościach, jakie niesie czytanie książek. Uwielbiam kilka momentów w powieści. Po pierwsze - myśli Montaga o książkach, zwłaszcza kiedy, po raz pierwszy, zaczął się zastanawiać, że coś musi być w książkach!, skoro niektórzy za cenę życia, nie chcieli ich zostawiać! Albo, kiedy uświadomił sobie, że za każdą książką stoi jakiś człowiek, że jakiś człowiek musiał ją wymyślić, że może całe życie zajęło mu spisanie myśli, obserwowanie świata i ludzi – a zniszczenie książki, spalenie jej, to zaledwie chwila. Duże wrażenie zrobiła też na mnie przemowa kapitana Beatty, kiedy stwierdził sucho: „książki nie mówią nic! Nic, czego byś mógł uczyć innych czy w to wierzyć. Mówią one o nieistniejących ludziach, tworach wyobraźni…” O tak kapitan Beaty był strasznym przeciwnikiem! Niezmiernie trudno było przeciwstawić się jego wywodom – bo przecież powieści to naprawdę tylko twory wyobraźni ludzkiej, opisujące światy, ludzi i wydarzenia.
Wreszcie jednak Faber w rozmowie z Montagiem powiedział cudowne słowa: „Książki były kiedyś tylko jednym ze skarbczyków, gdzie gromadziliśmy mnóstwo rzeczy, których baliśmy się zapomnieć. Nie było w nich w ogóle nic magicznego. Magia tkwiła jedynie w tym, co książki mówiły, jak zszywały razem skrawki wszechświata w jedną szatę dla nas.” Nie umiem wyobrazić sobie piękniejszej definicji. Bo przecież, nie chodzi tylko o to, co dana powieść zawiera i o czym opowiada – ale przede wszystkim o to, jak jej treść działa na czytającego, czy go porusza, czy też nie, czy wyzwala w nim uczucia czy też nie. To jest potęga książek, to jest magia:).
Główny bohater był cudowny! Jeśli szuka się bohatera, który przechodzi wewnętrzną przemianę, który odnajduje w sobie odwagę, aby przeciwstawić się systemowi, który postanowił przeciwstawić się wewnętrznej pustce – po prostu wystarczy przeczytać. Czasami w życiu ważne jest, aby zadać sobie tylko jedno pytanie, które w powieści wypowiada Klarysa: „Czy jest Pan/Pani szczęśliwy/a?”. Szczera odpowiedź na to pytanie, może obudzić duszę.
Ogólnie powieść – mimo niepokojącego i bardzo realnego świata przedstawionego – niesie w sobie wielki optymizm. Skoro Montag potrafił obudzić się z marazmu, znaczy, że każdy człowiek może. Zawsze też znajdą się ludzie, którzy będą próbowali walczyć i którzy nie stracą nadziei.
Uwielbiam też autora za jego porównanie człowieka do feniksa odradzającego się z popiołów - to majstersztyk – arcydzieło połączenia ironii i wiary w człowieka!
Niektóre powieści wywołują drżenie serca. Bo chociaż wydają się fantastyką i chociaż opowiadają o bliżej nieokreślonej przyszłości – to obrazują świat rzeczywisty – świat, jaki może kiedyś powstać na Ziemi.
więcej Pokaż mimo toTa powieść NIE JEST FANTASTYKĄ, nie jest science-fiction – jest przeraźliwie realna.
Opowiada o zwykłej cywilizacji ludzi. Ludzi, którzy przestali czytać, przestali...