-
Artykuły„Dobry kryminał musi koncentrować się albo na przestępstwie, albo na ludziach”: mówi Anna SokalskaSonia Miniewicz1
-
ArtykułyDzień Dziecka już wkrótce – podaruj małemu czytelnikowi książkę! Przegląd promocjiLubimyCzytać1
-
ArtykułyKulisy fuzji i strategii biznesowych wielkich wydawców z USAIza Sadowska5
-
ArtykułyTysiące audiobooków w jednym miejscu. Skorzystaj z oferty StorytelLubimyCzytać1
Biblioteczka
2023-10-30
2023-10-18
2023-11-17
2023-12-25
2023-12-10
2023-12-09
2023-12-08
2023-11-27
2023-11-25
2023-11-24
2023-11-23
2023-11-19
2023-11-08
2023-11-08
Czytałam tę książkę rok, ale nie poddawałam się, bo chciałam zostać oczarowana powieścią ocenianą średnio na ponad 8/10 (nawet będąc na 90% dalej wierzyłam). I z góry mówię – rozumiem, że może się ona podobać, nie uważam jej za złą, a sam styl autorki mimo wszystko jest przyjemny w odbiorze. Po prostu ta historia nie wywołała we mnie żadnych emocji, a była przy tym wyjątkowo rozwleczona. Od „fast burn” gorsze jest tylko zastosowanie nagłego uczucia w książce reklamowanej jako „slow burn”. Nie kupiłam relacji Calli z Jonah.
Chciałam początkowo napisać, że książka nie zestarzała się dobrze, ale trudno mówić o starości skoro została wydana w 2018 roku. Mam wrażenie, że dużo pojawiło się tu kwestii w stylu „jesteś ładniejsza bez makijażu, nie noś go – zabiorę Ci kosmetyki”, „twoje ciuchy nie pasują do otoczenia, schowajmy ci walizki” czy też wykazywania, że ludzie z miast prowadzą puste życie (w drugą stronę nie lepiej, bo samo decydowanie o zaroście Johan też nie jest ok). Calla jawnie dopasowuje się do Alaski, nie dostając za dużo w zamian. Jeszcze jest tu zaburzona odpowiedzialność w relacji ona – ojciec, bo nie wiedziałam, że gdy jesteś dobry dla lokalnej społeczności, to możesz jawnie odrzucać swoją córkę
Mogę powiedzieć z pewnością, że drugi tom sobie odpuszczę, bo wiem co by mnie tam czekało.
Czytałam tę książkę rok, ale nie poddawałam się, bo chciałam zostać oczarowana powieścią ocenianą średnio na ponad 8/10 (nawet będąc na 90% dalej wierzyłam). I z góry mówię – rozumiem, że może się ona podobać, nie uważam jej za złą, a sam styl autorki mimo wszystko jest przyjemny w odbiorze. Po prostu ta historia nie wywołała we mnie żadnych emocji, a była przy tym...
więcej mniej Pokaż mimo to2023-10-29
Poczułam się trochę głupsza po zakończeniu tej książki.
Autorka w „Pięknym i martwym” stosuje powtarzający się schemat. Główna bohaterka Jagoda nie ufa Martinowi, stąd stale chce go skonfrontować i spytać kim jest (Bella w „Zmierzchu” powinna dostać medal za skuteczność). Następnie dochodzi do spotkania, ona zestresowana, ale znikąd albo się całują, albo wyczuwane jest napięcie pomiędzy nimi, więc dziewczyna zapomina o swoich rozterkach i zaczyna mieć sprośne myśli. Nagle ktoś lub coś im przerywa. Jagoda fantazjuje o swoim współlokatorze, żeby w następnej scenie ponownie bać się Martina i chcieć go skonfrontować.
Czuję frustrację, bo styl autorki jest lekki i przyjemny, więc po początku myślałam, że będę się świetnie bawić. Dodatkowy minus za przeciwieństwo girl power: Jagoda by trochę broniła swojej przyjaciółki, jak Martin narzeka, że tamta dużo gada, chyba tam były jakieś fundamenty przyjaźni, na których jej zależało.
Poczułam się trochę głupsza po zakończeniu tej książki.
Autorka w „Pięknym i martwym” stosuje powtarzający się schemat. Główna bohaterka Jagoda nie ufa Martinowi, stąd stale chce go skonfrontować i spytać kim jest (Bella w „Zmierzchu” powinna dostać medal za skuteczność). Następnie dochodzi do spotkania, ona zestresowana, ale znikąd albo się całują, albo wyczuwane jest...
2023-10-17
Książki Emily Henry zyskały za sprawą social mediów niezwykłą sławę, więc mimo dwóch mniej lub bardziej nieudanych spotkań z autorką, postanowiłam dać jej twórczości ostatnią szansę za sprawą „Happy Place”. Mogę się wytłumaczyć tylko tym, że naprawdę miałam nadzieję na dobrze spędzony czas.
Po pierwsze, autorka – ponownie - stworzyła wybitnie egocentryczną bohaterkę, czyli Harriet. Znowu mamy do czynienia z osobą skupioną całkowicie na swoich myślach, uczuciach, nie umiejąca się komunikować oraz przypisująca sobie centralną rolę we wszystkich sytuacjach. Dla kontekstu, Harriet poznajemy w momencie, kiedy jedzie na wyjazd z grupą niby najbliższych przyjaciół w tytułowe „szczęśliwe miejsce” (tu jestem cyniczna, ponieważ tytuł nie został przetłumaczony, co nie przeszkadza używać tego określenia wielokrotnie w książce, ale przy tym jest to również metafora). Na miejscu niespodziewanie znajduje się też jej były narzeczony Wyn. Para rozstała się 5 miesięcy wcześniej, o czym nikt z ich grupy przyjaciół nie wie (o samej toksyczności tej przyjaźni napiszę później). Od razu możemy zauważyć z kim mamy do czynienia – w chwili, kiedy dwójka z grupy, Sabrina i Parth ogłaszają, że chcą podczas wyjazdu wziąć ślub, Harriet pierwsze co myśli o tym, że gdyby z Wynem ogłosili rozstanie, zepsuliby młodej parze szczęśliwy dzień (ogólnie wydaje mi się, że wątek ożenku jest potraktowany po macoszemu, jako widzimisię, a znajomi spóźniają się i olewają przygotowania). Patrząc też na retrospekcje, Harriet jest bohaterką, która kiedy komuś z jej otoczenia źle się dzieje, albo wręcz przeciwnie, będzie koncentrowała się tylko albo na swoim bólu albo na sposobie w jaki dane wydarzenie na nią wpłynie. Mogłam tylko wywracać oczami na to nadmierne poczucie wyższości. W związku też ciągle Harriet musiała być zapewniona o miłości o tym, że Wyn jej nie zostawi. Kurcze, ona ma sporo nie przepracowanych problemów i jej decyzje na końcu książki mnie w tym utwierdzają.
Po drugie - i tutaj warto zaznaczyć, że Harriet dostaje tyle krytyki, bo książka oparta jest w dużej mierze na jej monologach wewnętrznych - autorka rozwodzi się nad tym, jak nasze dorastanie wpływa na dorosłe życie i jak często robimy rzeczy by zadowolić innych, po czym sprawia, że główna bohaterka podejmuje decyzje życiowe i zawodowe, które są dziecinne, a wręcz absurdalne. Harriet jest postacią tragiczną, dosłownym popychadłem, za co w pełni wini swoich rodziców, do których ma pejoratywny stosunek i zazdrości Wynowi jego rodziny. W ogóle nie kupuję historii, że prawie 30-letnia kobieta ma myśli nastolatki, jak to jest uciemiężona poprzez oczekiwania innych, nie potrafiąc im tego powiedzieć w twarz i bazując wszystko na przypuszczeniach. Nie czuję też, żeby w trakcie powieści przeżyła przemianę wewnętrzną, dzięki której bym uwierzyła, że dając sobie drugą szansę z Wynem, mieliby szansę na zdrową oraz równą relację. Tak samo, nie mamy tutaj prób wytłumaczenia sobie wcześniejszych problemów, braku komunikacji, zamiast tego autorka serwuje nam ciągłe napięcie seksualne między bohaterami, stąd bardzo wątpię w tę relację. W przypadku decyzji zawodowych w książce, warto dać perspektywę studiowania medycyny w USA. Aby zostać neurochirurgiem, Harriet musiała mieć najlepsze wyniki na kierunkach takich jak biologia/ chemia, żeby po 4 latach zacząć medycynę, a potem mieć na nich najlepsze wyniki, aby dostać się na jedną z najcięższych specjalizacji – w sumie 10 lat ciężkiej nauki i pewnie ćwierć miliona dolarów długów. To w jaki sposób podejmuje decyzje o swojej przyszłości jest alarmujący i ubliżający wcześniejszym osiągnięciom. Normalizujmy posiadanie i rozwijanie hobby, nie normalizujmy trzydziestoletnich dzieci rezygnujących z całego swojego życia bez planu awaryjnego i nie mających szacunku do swojej ciężkiej pracy (nie chcąc spoilerować, ale czy perspektywa życiowa „w realu” się zmienia, jak wybranek sprzeda dwa drogie stoły? Można wtedy rzucić wszystko celem odnalezienie siebie, udając, że pieniądze przynosi nam chyba jakaś dobra wróżka? Muszę przemyśleć swoje życie)! Nie mówię, że bycie zagubionym jest złe, robienie z siebie męczennika będąc biernym od lat jest złe.
Wracając do tematu pobocznego, czyli przyjaźni w grupie znajomych, do której od początku studiów należała Harriet z Wynem, w perspektywie dorastania, mieszkania w różnych częściach USA. Pomijając, że jako czytelnik czujemy się piątym kołem u wozu, gdzie czasami trudno śmiać się z żartów, których kontekstu nie znamy (albo po prostu oni gadają o niczym), ale o ludzie – co za banda nie znoszących się, ale też nie mających do siebie nawzajem szacunku ludzi! Każdy skoncentrowany jedynie na sobie, bez umiejętności komunikacji, utrzymujący sekrety, przekonani o tym, jak ich zdradzenie zmieni losy całej grupy. Z jednej strony autorka chciała pokazać nam dorastanie pary głównych bohaterów, a z drugiej nie pozwalała tej toksycznej grupie się rozwiązać. Normalizujmy, że niektóre przyjaźnie muszą się skończyć! Pod koniec bawiło mnie już stwierdzenie Harriet, że nie wiedziała o istotnych rzeczach, które działy w życiu przyjaciół. Skąd miała wiedzieć, kiedy nigdy jej to nie interesowało?
Dodatkowo, tłumaczenie polskie – za co oceny nie obniżam, żeby nie było, że się pastwię – jest okropne i aż nie chce się wierzyć, że nad wydaniem powieści w Polsce działał cały sztab w wydawnictwie. Musiałam kilka razy odnosić się do oryginału, żeby zrozumieć niektóre akapity tekstu (w 2 przypadkach sens wypowiedzi bohaterów był zmieniony), dużo było koślawych zdań i nienaturalnych dialogów.
Z plusów, osobiście lubię skakanie w czasie i poznawanie losów bohaterów, przede wszystkim scen, gdzie możemy obserwować jak się w sobie zakochiwali. Drugi – ta książka się szczęśliwie kiedyś kończy (ponowny cynizm, ale akurat ta pozycja i nadmierny hype wokół niej bardzo na to zasługują). Ogólnie powinnam dać sobie spokój z motywem drugiej szansy, ponieważ wśród popularnych pozycji nadużywany jest wątek problemów psychicznych / terapii po pierwszym zakończeniu relacji, o czym mało kto mówi. Uważam, że to temat bardzo wrażliwy, a autorzy traktują go bardzo pobłażliwie i bez rozwoju bohaterów i przepracowaniu problemów, ponownie pakują ich do tej samej rzeki.
Na koniec – mogę oficjalnie oznajmić, że do autorki już nie wrócę, a „Happy Place” to jedna z najgorszych pozycji przeczytanych w tym roku oraz trafiła do tej grupy z „Beach Read”. Nauka z książki: znajdź faceta, który robi stoły, a wtedy Twoje umiejętności i długi przestaną mieć znaczenie 😉
Książki Emily Henry zyskały za sprawą social mediów niezwykłą sławę, więc mimo dwóch mniej lub bardziej nieudanych spotkań z autorką, postanowiłam dać jej twórczości ostatnią szansę za sprawą „Happy Place”. Mogę się wytłumaczyć tylko tym, że naprawdę miałam nadzieję na dobrze spędzony czas.
Po pierwsze, autorka – ponownie - stworzyła wybitnie egocentryczną bohaterkę, czyli...
2023-10-11
2023-09-28
2023-09-28
2023-09-26
Czy prawie zrobiłam DNF „Practice Girl” autorstwa Estelle Laure na 20%? Tak. Czy bym teraz tego żałowała? Tak!
Pamiętam jaka byłam rozczarowana na początkowych rozdziałach tej książki i nie mogłam zrozumieć zachwytów w internecie. Przecież Jo Beckett była irytującą bohaterką, która nie miała żadnych refleksji do swoich samolubnych działań, którymi paradoksalnie także krzywdziła siebie. Nie ma co jednak rezygnować z frustracji z poznawania losów nastolatki, ponieważ powieść Estelle Laure to uniwersalna książka o dorastaniu, którą mogą czytać osoby młode, ale też takie, które czas liceum mają już dawno za sobą (do czego nie lubię się przyznawać nawet sama przed sobą).
Jestem zachwycona jak autorce udało się pokazać rozwój bohaterki, na tyle, że w pewnym momencie zrozumiałam, że kibicuję Jo – i w jej licealnej karierze w zapasach i w życiu – a przecież na początku jej nie lubiłam. Źle postępowała? Była tak dobrze wykreowaną narratorką, że mimo wszystko wiedziałam z wcześniejszych opisów, dlaczego tak postępuje i wierzyłam, że finalnie zrozumie jak mogłaby lepiej. I tego właśnie oczekuję od książek dla młodzieży, żeby nie lukrowały i nie tworzyły wyidealizowanych nastolatków, którzy dojrzałością mogliby onieśmielić nie jednego z dorosłych.
Dodatkowo nawet jeżeli bohaterowie drugoplanowi dostają tylko trochę miejsca na stronach powieści, miałam wrażenie, że każdy z nich jest mocno zarysowany, rozumiemy ich charakter, akceptujemy za wady i to, że postępują czasami niewłaściwie. Amber to już w ogóle moja ulubiona bohaterka drugoplanowa. Wątek miłosny bardzo na plus, cieszę się w jaką stronę postanowiła pójść autorka (niestety ostatnio czytałam za dużo powieści, gdzie romantyzowane były toksyczne relacje, stąd chwała jej za rozsądek).
Miałam problem jedynie z tym, że książka przypomina mi scenariusz amerykańskich filmów dla młodzieży z początku XX wieku, w samej fabule nie ma nic odkrywczego. Właśnie chodzi tu o tematy społeczne, rodzinne, które często są źle, pobieżnie opisywane. Dodatkową gwiazdkę dodaję za to, że mamy tu krytykę pewnej grupy dziewczyn, którym wydaje się, że „nie są jak inne dziewczyny” i nacisk na tzw. „girl power”.
Czy prawie zrobiłam DNF „Practice Girl” autorstwa Estelle Laure na 20%? Tak. Czy bym teraz tego żałowała? Tak!
więcej Pokaż mimo toPamiętam jaka byłam rozczarowana na początkowych rozdziałach tej książki i nie mogłam zrozumieć zachwytów w internecie. Przecież Jo Beckett była irytującą bohaterką, która nie miała żadnych refleksji do swoich samolubnych działań, którymi paradoksalnie także...