-
ArtykułyDzień Bibliotekarza i Bibliotek – poznajcie 5 bibliotecznych ciekawostekAnna Sierant2
-
Artykuły„Kuchnia książek” to list, który wysyłam do trzydziestoletniej siebie – wywiad z Kim Jee HyeAnna Sierant1
-
ArtykułyLiteracki klejnot, czyli „Rozbite lustro” Mercè Rodoredy. Rozmawiamy z tłumaczką Anną SawickąEwa Cieślik2
-
ArtykułyMatura 2024 z języka polskiego. Jakie były lektury?Konrad Wrzesiński4
Biblioteczka
2015-06-29
2014-12-07
Richard Bachman to pseudonim Stephena Kinga, zanim ten stał się sławny. Po wielkim sukcesie takich książek jak "Carrie" czy "Miasteczko Salem" King zdecydował się wydać jeszcze dwie kolejne książki, jednak wydanie czterech dzieł pod rząd nie było korzystne, dlatego też zdecydował się wydać "Rage" i "Wielki Marsz" jako Richard Bachman. Ujawnienie faktu, że King i Bachman to ta sama osoba nastąpiło w 1985 roku.
Jak wiecie lub może jeszcze nie jestem wielką i oddaną fanką Stephena Kinga. Swoją przygodę z jego twórczością zaczęłam jakieś dwa lata temu mając 13/14 lat. Pierwszymi książkami tego autora, jakie udało mi się poznać była m.in. "Cujo". Pokochałam styl pisania Stephena Kinga za nieprzespane noce i koszmary, które nie pozwalały mi normalnie funkcjonować. Jako jeden z niewielu pisarzy potrafi wywołać moje demony na światło dzienne. King nie tylko straszy, ale również też uczy co chyba najbardziej szanuje w jego twórczości. Nie muszę tu chyba wspominać o "Zielonej Mili", którzy chyba wszyscy znają i kochają, dzięki nie tylko pierwowzorowi, ale również wspaniałej ekranizacji. Styl Stephena Kinga łączy grozę z morałem i nauką, a także z prześwietleniem ludzkiej psychiki.
Dzisiaj przychodzę do Was z nieco innym tematycznie dziełem tego wspaniałego autora. "Ostatni bastion Barta Dawesa" nie jest powieścią grozy czego przeważnie spodziewamy się widzą to nazwisko. Jest to raczej studium ludzkiej psychiki i tego co człowiek potrafi zrobić, kiedy ktoś chcę zabrać mu wszystko co kochał. A o czym dokładnie jest ta książka? Zapraszam do przeczytania zarysu fabuły.
Bart Dawes uważa, że przegrał swoje życie. Dochodzi do wniosku, że jego los zawsze zależał od splotu nieszczęśliwych zbiegów okoliczności i złych wyborów. Najważniejsze sprawy: miłość, narodziny dziecka, praca - działy się jakby obok niego. Teraz widzi, jak znika dawny świat, w którym honor i uczciwość nie były pustymi słowami. Codziennie musi znosić głupotę i obłudę szefa. Każdy nowy dzień dowodzi, że w małżeństwie również poniósł klęskę. Dlatego gdy bezduszna decyzja urzędników odbiera mu ostatnie rzeczy dla których warto było żyć - małą pralnie i dom, decyduje, że się nie podda. Kupuje broń i rozpoczyna walkę o to, co najważniejsze ...
[ opis z okładki]
Książka porusza bardzo trudne tematy takie jak utrata bliskiej Ci osoby, która stanowiła sens Twojego życia. Po tej stracie musisz udawać, że jesteś silny, ale w głębi duszy krwawi Ci serce. Wtedy oddajesz się sprawą codziennym takim jak praca, chociaż wiesz, że to wszystko nie ma większego znaczenia. Funkcjonujesz jak robot, jak ustawiona pozytywka. Aż w końcu coś w Tobie pęka. Dowiadujesz się, że wszystko to co stwarzało iluzje normalności zostaje zniszczone, przez nieznane Ci osoby. Więc postanawiasz tak jak Bart walczyć.
Stephen King bardzo dużo miejsca poświecił w książce na rozmyślaniom głównego bohatera, które dotyczyły sensu życia, walki z samym z sobą, a w końcu rozmyślaniom czy istnieje granica między szaleństwem, a normalnością. Bart wiele czasu spędza w samotności i stąd te dziwne rozmyślania i wnioski. Nie dostajemy bezpośrednich odpowiedzi. Wszystko musimy analizować na swój własny sposób. Akcja książki wolno się rozkręca. Nie ma tu niespodziewanych zwrotów akcji. Tak naprawdę to na samym końcu coś zaczyna się dziać, a czytelnik obserwuje wydarzenia, jak gdyby był ich światkiem. King zbudował w finale niesamowite napięcie. i do samego końca nie wiedziałam co też uczyni główny bohater. Czy stchórzy? Czy zniszczy to co tak bardzo kochał?
Z każdą stroną wraz z autorem czytelnik analizuje psychikę ludzką i patrzy na to jak wiele można znieść i do jakich decyzji doprowadza nie tylko samotność, ale również poczucie rozczarowania i beznadziei. Ta historia przedstawia również naszą znieczulicę na czyjeś krzywdy i to, że tak naprawdę o dawien dawna człowiek interesował się tylko i wyłącznie samym sobą, czyli wszyscy jesteśmy egoistami. Najgorsze jest chyba to, że z tym nie walczymy. Po przeczytaniu tej pozycji wiem jedno - trzeba pomagać ludziom, nie tylko swoim bliskim, ale wszystkim osobom, które widzimy, że cierpią. Wiem jak większość myśli. Że każdego dnia umiera tysiące ludzi i nikt z tym nic nie robi. Ale to, że ludzie umierają nie wynika tylko i wyłącznie z chorób, czy też wypadków. Moi drodzy, samotność także zabija.
Czytając książkę sami przekonacie się o tym, że Bart szukał pomocy, ale bezskutecznie. Jakoś nikt nie chciał się przejąć 40 - kilku letnim facetem. Była jedna osoba, która pojawiła się nagle w jego życiu i równie szybko zniknęła. Gdybym mogła najchętniej wkroczyłabym do świata wykreowanego w książce i sama wyciągnęła Barta z bagna, w którym się znajdował. Bardzo poważnie potraktowałam całą tą historię, ponieważ dobrze wiem, czym jest strata bliskiej osoby, czym jest samotność, bezradność i beznadzieja. Sama wiem, jak to jest nie potrafić wyrazić swoich uczuć. Potrafiłam wcielić się w postać Dawesa, a King zbudował mi do tego świetne podstawy.
"Ostatni bastion Barta Dawesa" pokazuje naszą szarą rzeczywistość i to jakie życie potrafi być okrutne pod wieloma względami. Najlepsze jest to, że nie ma tu potworów, paranormalnych zjawisk, zjaw i wszystkiego tego co uważamy za przerażające. Są ludzie. I po raz kolejny uważam, że wszystkie potwory są ludźmi. Książka idealnie pokazuje ku temu argumenty.
Bardzo ponura powieść, która nie daje nadzieji na lepsze jutro. Myślę, że nie jest to książka dla osób o słabych nerwach. Również raczej nie polecałabym czytelnikom, którzy nie mieli jeszcze okazji zapoznać się z twórczością Stephena Kinga. Natomiast polecam tym, którzy znają już pióro tego autora, są dojrzali i dla których taka tematyka nie jest obca. Prawda jest taka, że podczas czytania nie zdajemy sobie sprawy z tego jaką naukę niesie ze sobą ta książka. Przemyślenia, refleksje przychodzą później, gdy szykując się do spania rozmyślasz nad życiem i nagle przychodzi Ci do głowy Bart Dawes, który stracił wszystko, nawet samego siebie.
CZARNY KRUK POLECA!
9/10
" (...) a my jeszcze raz bezpiecznie wracamy do świata ludzkich spraw."
- 288 str.
Richard Bachman to pseudonim Stephena Kinga, zanim ten stał się sławny. Po wielkim sukcesie takich książek jak "Carrie" czy "Miasteczko Salem" King zdecydował się wydać jeszcze dwie kolejne książki, jednak wydanie czterech dzieł pod rząd nie było korzystne, dlatego też zdecydował się wydać "Rage" i "Wielki Marsz" jako Richard Bachman. Ujawnienie faktu, że King i Bachman to...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-11-09
"Morze Potworów" to kontynuacja przygód Percy'go Jacksona z pierwszej części o tytule "Złodziej Pioruna". Tym razem nasz tytułowy bohater wraz z przyjaciółmi musi ocalić Obóz Herosów. W tym celu udają się w rejs na Morze Potworów, podczas którego przeżyją wiele ciekawych przygód, które często będą zagrażać ich życiu. Jednak najpierw pozna skrywaną rodzinną tajemnicę, która zmusi go do przemyśleń, czy uznanie go przez Posejdona jako syna jest zaszczytem czy okrutnym żartem.
Siódma klasa była dla Percy'go Jacksona wyjątkowo spokojna. Żaden potwór nie przedostał się na teren nowojorskiej szkoły. Ale kiedy niewinna gra zbijanego z kolegami z klasy zmienia się w śmiertelną rozgrywkę z brutalną bandą olbrzymów - ludożerców... sprawy przyjmują paskudny obrót. Niespodziewana wizyta Annabeth, przyjaciółki Percy'ego, oznacza kolejne złe wieści: magiczna granica broniąca Obóz Herosów została zniszczona przez truciznę podrzuconą przez tajemniczego wroga. Jeśli lekarstwo nie znajdzie się na czas, jedyna bezpieczna przystań dla herosów przestanie istnieć.
Rick Riordan podbił moje serce dwa lata temu, gdy przeczytałam pierwszą część z serii o Percym Jacksonie. To prawda, byłam wtedy o wiele młodsza i z pewnością miałam beztroskie życie, ale nie miałam wątpliwości, że magia tej serii bez względu na mój wiek będzie potrafiła zabrać mnie w inny, lepszy świat pełen przygód i niespodziewanych zwrotów akcji. Dlatego, gdy moja nowo poznana koleżanka zaoferowała mi pożyczenie kolejnej części o Percym bez wahania przyjęłam propozycję. Z rumieńcem na policzkach przeczytałam pierwszą stronę. Potem kolejną i tak do końca. Skończywszy kolejną część pomyślałam: Rany! Muszę jakoś zdobyć całą serię!!
Jeżeli czytaliście choć jedną książkę Richa Riordana to z pewnością poznaliście jego niezwykle dobry styl pisania. Jeżeli jeszcze tego nie zrobiliście to żałujcie! Autor pisze w sposób, który zachęca czytelnika. Pomimo wielu akcji, które pojawiają się nagle, potrafi odpowiednio budować napięcie co przyczynia się do tego, że dane wydarzenia wyglądają naprawdę realistycznie. Pobudza wyobraźnie czytelnika i sprawia, że nie może oderwać się od lektury. Nawet po jej skończeniu wciąż żyjemy w tamtym świecie. Jestem po prostu wielką fanką Ricka Riordana, ponieważ zabiera mnie w świat dziecięcych fantazji i sprawia, że naprawdę czuję się jakby opisywane wydarzenia zdarzyły się mnie. Cechą, która odróżnia autora jest również niesamowity humor, którym posługuje się niemal od początku do końca książki. To nie jest tak, że cały czas się śmiejemy podczas czytania tej pozycji. Są oczywiście tez momenty napięcia, czasami też i grozy, a także ludzkich uczuć. Autor sprawnie potrafi łączyć to co ważne z tym co zabawne i chyba za to najbardziej go cenię.
Gdybyście zapytali mnie, która część była dla mnie lepsza odpowiedziałabym, że pierwsza. Pomimo tego, że kontynuacja jest utrzymana na dobrym poziomie to w pierwszej części towarzyszyło mi większe zaciekawienie całą tą historią. To takie moje czysto subiektywne zdanie. Oczywiście nadal chcę przeczytać całą serię, bo takich serii jest naprawdę mało, dlatego warto zwrócić na nią uwagę. Dodatkowo autor świetnie zakończył "Morze Potworów" i zapewnił czytelnika, że w kolejnej części będzie jeszcze więcej przygód i tego wszystkiego co czytelnicy kochają w tej książce.
"Morze Potworów" to kontynuacja przygód Percy'go Jacksona z pierwszej części o tytule "Złodziej Pioruna". Tym razem nasz tytułowy bohater wraz z przyjaciółmi musi ocalić Obóz Herosów. W tym celu udają się w rejs na Morze Potworów, podczas którego przeżyją wiele ciekawych przygód, które często będą zagrażać ich życiu. Jednak najpierw pozna skrywaną rodzinną tajemnicę, która...
więcej mniej Pokaż mimo to2012-01-01
"My, dzieci z dworca ZOO" to książka, której celem jest pokazanie w jak dużym stopniu narkotyki opanowały życie młodzieży w latach 70/80 -siątych. Jak wielu młodych ludzi, dzieci w tych właśnie czasach przedawkowało. Narkomania zwykle zaczyna się od miękkich narkotyków czyli popalanie haszyszu czasami wciągnięcie heroiny. Problem zaczyna się robić wtedy, gdy już ta pierwsza odmiana narkotyków nie wystarcza, a do akcji wchodzi prawdziwa heroina stosowana dożylnie. Tak było w przypadku Christine F. która w wieku 13 lat po raz pierwszy sięgnęła po heroinę i całkowicie zanurzyła się w objęcia narkomanii.
"My dzieci z dworca ZOO" stanowią zapiski 15-letniej wówczas Christine, która opisuje w nich swoja przygodę z narkotykami. Poznajemy ją jako nie tylko narkomankę, ale przede wszystkim młodą, wrażliwą i zagubioną dziewczynkę, która ucieczkę znalazłam właśnie w najgorszy z istniejących sposobów. Musiała patrzeć jak jej przyjaciele staczają się, ale pomimo tego nadal brała. Opowieść Christine to historia napisana przez życie w wielu momentach tragiczna, a przede wszystkim budząca wiele emocji wśród czytelników na całym świecie. Książka swego czasu poruszyła miliony ludzi. Była to pierwsza tak odważna relacja narkomanki na temat ciemnej strony nałogu jakim jest narkomania. Historia Christine stała się na tyle popularna, że postanowiono na podstawie jej wspomnień nakręcić równie głośny film, którego celem miała być wizualizacja życia młodych narkomanów.
"My, dzieci z dworca ZOO" nie jest pierwszą książką o narkomanach jaką przeczytałam w moim życiu. Natomiast z czystym sumieniem mogę stwierdzić, ze jest to pierwsza książka o narkomanii do której podeszłam poważnie, bardzo emocjonalnie i która wyryła trwały ślad w mojej psychice. Dużą rolę odgrywa tutaj sam fakt, że wszystkie postacie, które występują w książce to przecież ludzi z krwi i kości. Zrozumieć narkomanów jest niezwykle trudno. Ludzie, którzy nigdy nie odczuli smutku ani bólu istnienia nigdy tego nie zrozumieją. Wyobraź sobie, że za wszelką cenę chcesz zniknąć z tego świata. Że rzeczywistość tak bardzo boli, a przecież nikt z nas nie zna leku ani choćby placebo na tego typu ból. Dlatego jednym jedynym wyjściem wydaja się być narkotyki, które powodują, że choć przez te kilka godzin jest się w innym lepszym świecie. Niestety powrót do rzeczywistości po ich zażyciu jest jeszcze trudniejszy i za każdym razem ta trudność zdaje się rosnąć. Wtedy dopiero pojawia się problem..
Nie pragnę tutaj usprawiedliwiać narkomanów, jednak chciałabym aby zniknęło przekonanie o tym, że narkomanii to jedynie istnienia, które są zbyt słabe aby zmierzyć się z rzeczywistością i z problemami, które dla wielu z Was wydaja się być do przeskoczenia. Gdzieś kiedyś spotkałam się ze stwierdzeniem, że narkomanii to bardzo wrażliwi ludzie, których boli rzeczywistość. I wydaje mi się, że to stwierdzenie jest jak najbardziej trafne, zwłaszcza po przeczytaniu wspomnień Christine F., a w szczególności ostatniego akapitu, który kończy całe jej dzieło. Muszę Wam się przyznać do tego, że po jego przeczytaniu rozpłakałam się jak małe dziecko, ponieważ zrozumiałam prawdziwą przyczynę narkomanii, która wydaje się być niewyleczalna, nie do pokonania.
Odeszłam nieco od tematu samej książki od jej treści i formy, ale na swoje usprawiedliwienie napisze, że od jakiegoś czasu bardzo interesuję się narkomanią i narkomanami. I to pewnie stanowi główny powód mojego emocjonalnego podejścia do tej pozycji, oraz do trudności ze sklejeniem sensownych słów, które miałyby się znaleźć w tej recenzji. Dlatego proszę Was o wybaczenie mi, ponieważ mam mętlik w głowie, nie wiem co mam Wam napisać. Ta historia jest tak porażająco smuta, tak przygnębiająca, ze na samo jej wspomnienie chciałabym się zapaść pod ziemie i nigdy nie wiedzieć o tym, że istniał kiedyś taki problem z którym ani rodzice, ani policja ani ktokolwiek inny nie mógł sobie poradzić. Możemy zrzucać winę na każdego, ale w tej historii nie ma winnego. Winny jest świat i rzeczywistość w jakiej każdy młody człowiek musi żyć.
Wracając już do samej książki, styl pisania w jakim utrzymana jest książka jest prosty, bowiem jest to opowieść 15-letniej dziewczyny. Dzięki temu całość czyta się w bardzo szybkim tempie tym bardziej jeżeli kogoś interesuje ta tematyka. Książkę wzbogacają ilustracje, a właściwie to zdjęcia pochodzące z prywatnych zbiorów i przedstawiające ówczesnych młodych narkomanów. To wszystko sprawia, że "My, dzieci z dworca ZOO" stanowi książkę jedyną w swoim rodzaju, oraz jest jednym z najbardziej wstrząsających dokumentów o narkomanii jakie możecie spotkać na rynku.
Cieszę się, że to właśnie w liceum poznałam tą pozycję. Próbowałam w trzeciej klasie gimnazjum, ale coś mi nie szło i odłożyłam ją na potem. Teraz tego nie żałuję. Byłam dojrzalsza, miałam więcej empatii, której tutaj potrzeba. Nie bałam się współczuć i płakać nad tymi wszystkimi młodymi ludźmi, choć było to stosunkowo dawno temu. To co teraz napiszę, może wzbudzić kontrowersję, ale chciałabym umrzeć z przedawkowania. Od dawna bardzo ciągnie mnie do używek, do narkotyków i czytając o historii Christine bardzo zazdrościłam jej życia i doświadczeń jakie ona zdążyła posiąść pomimo tak młodego wieku. Czasami żałuję, że nie jestem nią. Mam tendencje do wielbienia tragicznych postaci i nie ukrywam, ze chciałabym zostać zapamiętana jako właśnie taka osoba. Dlatego też, "My dzieci z dworca ZOO", pomimo swojego pesymistycznego wydźwięku stanowiło dla mnie zachęta do spróbowania w przyszłości twardych narkotyków. Czy książka miała sama w sobie taki właśnie cel, a może to zależy od osoby, która ją czyta? Wydaje mi się, że drugie z twierdzeń jest o wiele bardziej trafne.
Oficjalna recenzja dostępna na moim blogu:
kruczegniazdo94.blogspot.com/
"My, dzieci z dworca ZOO" to książka, której celem jest pokazanie w jak dużym stopniu narkotyki opanowały życie młodzieży w latach 70/80 -siątych. Jak wielu młodych ludzi, dzieci w tych właśnie czasach przedawkowało. Narkomania zwykle zaczyna się od miękkich narkotyków czyli popalanie haszyszu czasami wciągnięcie heroiny. Problem zaczyna się robić wtedy, gdy już ta pierwsza...
więcej Pokaż mimo to