-
ArtykułyDzień Bibliotekarza i Bibliotek – poznajcie 5 bibliotecznych ciekawostekAnna Sierant11
-
Artykuły„Kuchnia książek” to list, który wysyłam do trzydziestoletniej siebie – wywiad z Kim Jee HyeAnna Sierant1
-
ArtykułyLiteracki klejnot, czyli „Rozbite lustro” Mercè Rodoredy. Rozmawiamy z tłumaczką Anną SawickąEwa Cieślik2
-
ArtykułyMatura 2024 z języka polskiego. Jakie były lektury?Konrad Wrzesiński8
Biblioteczka
2016-01-15
2015-12-16
2015-08-11
"Zabawna rzecz to dorastanie. Przez całe życie jesteś przekonany, że świat jest jakiś tam, a tu raptem, nie wiadomo skąd, wszystko się zmienia. Zaczynasz zdawać sobie sprawę, że być może rodzice nie są wszechwiedzący, że władza jest skorumpowana, że twoi przodkowie to mordercy. Pewnego dnia odkrywasz, że umrzesz - a potem, któż to wie. Początkowo dociera do ciebie stopniowo dostrzegasz, że świat wcale nie jest taki, jak mówili. Kiedy zacierają się ślady prania mózgu, możesz tylko chcieć, żeby powstał w nim jakiś nowy zapis"
Drew Lerman
"Magiczne miasto"
7 str.
Moje spotkanie z tą książka należy chyba do najbardziej dziwnych i skomplikowanych spotkań jakie kiedykolwiek miałam. Nie chodzi tu o fabułę książki, ale o okoliczności jakie zmusiły mnie do jej przeczytania. Otóż mój starszy brat dostał kiedyś tą książkę na urodziny od swojej chrzestnej, która zna się na literaturze tak samo jak ja na piłce nożnej. Mój brat stwierdził, że nie będzie czytał książki napisanej przez jakiegoś nastolatka, więc ją odstawił. W sumie to ja też tak stwierdziłam i z pewnością to właśnie on miał wpływ na takie a nie inne podejście do tej pozycji. Jednak niedawno robił porządki w swoich zbiorach i postanowił podarować mi tą książkę. A było to na początku wakacji.. Nie miałam wtedy na nic ochoty ogarnęło mnie totalne lenistwo i postawiłam na spontaniczny wybór jakieś pozycji dla relaksu. Wtedy to właśnie spojrzałam na "Magiczne miasto" i coś mnie tchnęło. Pomyślałam, że czemu nie.. Nie miałam nic do stracenia. I tak oto natrafiłam na bardzo dojrzałą książkę napisana przez mojego rówieśnika, który zadaje światu takie pytania, która u mnie samej siedzą w głowie...
" (...) Pociesz się tym, że jesteś kolejną daną statystyczną. Jest jeszcze milion takich jak ty, a po twojej śmierci przybędzie kolejny milion"
-tamże-
18 str
Głównym bohaterem a zarazem narratorem powieści jest 16-letni Henry, który cierpi z powodu stresu, jaki przeżył podczas huraganu, który zdarzył się, gdy był sam w domu. Obecna przy tym była jego koleżanka Rachel, której Henry początkowo się zwierza i dzieli z nią przeżyty strach, żeby potem zerwać z nią całkowicie kontakt. Wtedy poznaje Beke, która ubiera się tak jakby nie mógł zaskoczyć jej żaden pogrzeb. Oboje posiadają problemy z którymi nie potrafią sobie poradzić i pytania, na które wciąż nie znają odpowiedzi. Henry musi wiele przemyśleć, zanim zrozumie, że nie można koncentrować się tylko na swoich problemach i uciekać w tony pigułek antydepresyjnych.
Ważną również i ciekawa postacią jest 17-letni Charlie, nowy przyjaciel Henrego z którym w wolnym czasie włóczy się po Miami i poznają smaki młodości. Tylko czy ta przyjaźń jak i wszystko inne jest prawdziwe?
"Zdumiewająco dojrzała, mądra i głęboka, dobra literacko"
dr. Grzegorz Leszczyński
" Pod warstwą błazenady, wygłupu, wulgarności, pod łatwymi do pomylenia z prawdą pozorami kryje się duża wrażliwość na świat, pragnienie mądrości, poszukiwanie prawdy - przede wszystkim o sobie. W tym właśnie sensie jest to książka uczciwa, bez kokieterii, bez ucieczki w łatwe rozwiązania fabularne, bez uproszczeń psychologicznych przedstawia postawy współczesnej młodzieży, postawy dalekie od deklaratorstwa czy cynizmu, niekiedy prowokacyjne, niekiedy jawnie destrukcyjne."
Mogłoby się wydawać, że książka napisana przez szesnastolatka nie może być dobra ani mądra życiowo. Bo co taki gówniarz wie o otaczającym nas świecie? Mnie się wydaje, że wie o wiele więcej niż potencjalny dorosły, ponieważ nie posiada klapek nałożonych na oczy. Ma młody otwarty umysł, a w nim pełno pytań, których nie boi się zadać. "Magiczne Miasto" nie spodoba się każdemu i mówię to wprost, otwarcie już teraz. Jest to pozycja dla wybranej grupy ludzi, dla młodych wrażliwych dusz, które chcą aby świat był lepszy, choć pod niewielkim, najmniejszym względem. Co prawda cała ta historia nie daje nam odpowiedzi na te najważniejsze pytania, które powinny siedzieć w głowie każdego młodego człowieka, ale daje nadzieję, że nie jesteśmy z tymi pytaniami sami i że warto szukać na nie odpowiedzi.
"Cały świat jawi się w małych stu-miligramowych tabletkach. Kiedy wreszcie pokonają depresję i pokonają bezsenność, daję słowo, poradzą sobie z całym światem"
-tamże-
52 str
Styl pisania Drew Lermana jest bardzo prosty i przejrzysty dodatkowo posiadający wiele wad, których nie da się niestety ukryć. Dialogi wielokrotnie nie zostały przemyślane, jednakże to mi nie przeszkadzało, ponieważ przesłanie tej książki zdecydowanie wynagrodziło mi warsztatowe braki. Pomysł na fabułę od początku do końca nie jest uwarunkowany. Wydawać się może, że jest to takie błądzenie od jednego wątku do drugiego, ale w tym całym błądzeniu jest jakiś sens. Poznajemy sposób postrzegania świata przez nastoletnich bohaterów, a przez to poznajemy ciemne strony bycia dorosłym. Jest to pozycja bardzo refleksyjna, potrzebująca czasu i cierpliwości.
"Najsmutniejszą rzeczą na świecie jest to, że pewnego dnia wszyscy będziemy martwi i wszystko, co jest, równie dobrze mogłoby się nigdy nie wydarzyć. Najsmutniejszą rzeczą jest to, że mamy te swoje piękne, krótkie chwile- kiedy siadamy, wiążemy się jak dwoje ludzi, scalamy, milczymy- możemy je zachować przy sobie przez kilkadziesiąt lat, a potem odchodzą, na zawsze. To jest najsmutniejszą rzeczą na świecie"
-tamże-
362 str.
Ciekawym aspektem tej pozycji jest zespól stresu pourazowego, który posiada Henry. Osoby, które biorą tabletki antydepresyjne mogą zdobyć dzięki tej postaci przyjaciela, który ich rozumie, gdyż nie jest łatwo żyć ze świadomością, że jest z Tobą coś nie tak, że być może jesteś postrzegany przez innych jako psychol. Z pewnością dlatego bardzo polubiłam Henre'go jak zarówno Beke, która niezwykle dotkliwie przypominała mnie samą. Z ciekawością śledziłam losy moich rówieśników, a w ich zachowaniu odnajdywałam podobieństwo do realnego życia. Ich problemy stały się moimi problemami. Ta pozycja zdecydowanie należy do moich ulubionych książek ze względu na perypetie bohaterów. Jednakże nie mogę powiedzieć, że dała mi nadzieję na lepsze życie w przyszłości. Szczerze powiedziawszy to jeszcze bardziej mnie zdołowała i uświadomiła, że dorosłe życie jest o wiele gorsze niż to, które mam teraz.
" Ale nic nie zmierza w kierunku wieczności. Wszystko po prostu przychodzi i odchodzi. I wkrótce olbrzymie machiny przeszyją wraz z nami niebo i powiozą do nowego życia. Wkrótce zapomnimy"
-tamże-
377 str.
Myślę, że wiele o tej pozycji pisać nie trzeba. Nie jest ona zdecydowanie arcydziełem, ale posiada bardzo mądre prawdy życiowe z którymi powinien zmierzyć się każdy wrażliwy nastolatek. Być może coś zmieni w jego życiu, być może da mu nadzieję, albo być może jeszcze bardziej pogrąży w ciemnej stronie jego młodego życia. Dlatego tez nie mogę z czystym sumieniem napisać, że musisz ją przeczytać. Każdy z nas posiada inny stopień wrażliwości i to od nas zależy jaki ma ona wpływ na nasze życie.
MOJA OCENA: 8/10
(bardzo dobra)
"Możesz się śmiać, albo możesz płakać, jak to mówią, albo możesz wyłupić sobie oczy sekatorem ogrodowym i zataczać się na oslep na znak buntu"
-tamże-
371 str.
Oficjalna recenzja dos"Zabawna rzecz to dorastanie. Przez całe życie jesteś przekonany, że świat jest jakiś tam, a tu raptem, nie wiadomo skąd, wszystko się zmienia. Zaczynasz zdawać sobie sprawę, że być może rodzice nie są wszechwiedzący, że władza jest skorumpowana, że twoi przodkowie to mordercy. Pewnego dnia odkrywasz, że umrzesz - a potem, któż to wie. Początkowo dociera do ciebie stopniowo dostrzegasz, że świat wcale nie jest taki, jak mówili. Kiedy zacierają się ślady prania mózgu, możesz tylko chcieć, żeby powstał w nim jakiś nowy zapis"
Drew Lerman
"Magiczne miasto"
7 str.
Moje spotkanie z tą książka należy chyba do najbardziej dziwnych i skomplikowanych spotkań jakie kiedykolwiek miałam. Nie chodzi tu o fabułę książki, ale o okoliczności jakie zmusiły mnie do jej przeczytania. Otóż mój starszy brat dostał kiedyś tą książkę na urodziny od swojej chrzestnej, która zna się na literaturze tak samo jak ja na piłce nożnej. Mój brat stwierdził, że nie będzie czytał książki napisanej przez jakiegoś nastolatka, więc ją odstawił. W sumie to ja też tak stwierdziłam i z pewnością to właśnie on miał wpływ na takie a nie inne podejście do tej pozycji. Jednak niedawno robił porządki w swoich zbiorach i postanowił podarować mi tą książkę. A było to na początku wakacji.. Nie miałam wtedy na nic ochoty ogarnęło mnie totalne lenistwo i postawiłam na spontaniczny wybór jakieś pozycji dla relaksu. Wtedy to właśnie spojrzałam na "Magiczne miasto" i coś mnie tchnęło. Pomyślałam, że czemu nie.. Nie miałam nic do stracenia. I tak oto natrafiłam na bardzo dojrzałą książkę napisana przez mojego rówieśnika, który zadaje światu takie pytania, która u mnie samej siedzą w głowie...
" (...) Pociesz się tym, że jesteś kolejną daną statystyczną. Jest jeszcze milion takich jak ty, a po twojej śmierci przybędzie kolejny milion"
-tamże-
18 str
Głównym bohaterem a zarazem narratorem powieści jest 16-letni Henry, który cierpi z powodu stresu, jaki przeżył podczas huraganu, który zdarzył się, gdy był sam w domu. Obecna przy tym była jego koleżanka Rachel, której Henry początkowo się zwierza i dzieli z nią przeżyty strach, żeby potem zerwać z nią całkowicie kontakt. Wtedy poznaje Beke, która ubiera się tak jakby nie mógł zaskoczyć jej żaden pogrzeb. Oboje posiadają problemy z którymi nie potrafią sobie poradzić i pytania, na które wciąż nie znają odpowiedzi. Henry musi wiele przemyśleć, zanim zrozumie, że nie można koncentrować się tylko na swoich problemach i uciekać w tony pigułek antydepresyjnych.
Ważną również i ciekawa postacią jest 17-letni Charlie, nowy przyjaciel Henrego z którym w wolnym czasie włóczy się po Miami i poznają smaki młodości. Tylko czy ta przyjaźń jak i wszystko inne jest prawdziwe?
"Zdumiewająco dojrzała, mądra i głęboka, dobra literacko"
dr. Grzegorz Leszczyński
" Pod warstwą błazenady, wygłupu, wulgarności, pod łatwymi do pomylenia z prawdą pozorami kryje się duża wrażliwość na świat, pragnienie mądrości, poszukiwanie prawdy - przede wszystkim o sobie. W tym właśnie sensie jest to książka uczciwa, bez kokieterii, bez ucieczki w łatwe rozwiązania fabularne, bez uproszczeń psychologicznych przedstawia postawy współczesnej młodzieży, postawy dalekie od deklaratorstwa czy cynizmu, niekiedy prowokacyjne, niekiedy jawnie destrukcyjne."
Mogłoby się wydawać, że książka napisana przez szesnastolatka nie może być dobra ani mądra życiowo. Bo co taki gówniarz wie o otaczającym nas świecie? Mnie się wydaje, że wie o wiele więcej niż potencjalny dorosły, ponieważ nie posiada klapek nałożonych na oczy. Ma młody otwarty umysł, a w nim pełno pytań, których nie boi się zadać. "Magiczne Miasto" nie spodoba się każdemu i mówię to wprost, otwarcie już teraz. Jest to pozycja dla wybranej grupy ludzi, dla młodych wrażliwych dusz, które chcą aby świat był lepszy, choć pod niewielkim, najmniejszym względem. Co prawda cała ta historia nie daje nam odpowiedzi na te najważniejsze pytania, które powinny siedzieć w głowie każdego młodego człowieka, ale daje nadzieję, że nie jesteśmy z tymi pytaniami sami i że warto szukać na nie odpowiedzi.
"Cały świat jawi się w małych stu-miligramowych tabletkach. Kiedy wreszcie pokonają depresję i pokonają bezsenność, daję słowo, poradzą sobie z całym światem"
-tamże-
52 str
Styl pisania Drew Lermana jest bardzo prosty i przejrzysty dodatkowo posiadający wiele wad, których nie da się niestety ukryć. Dialogi wielokrotnie nie zostały przemyślane, jednakże to mi nie przeszkadzało, ponieważ przesłanie tej książki zdecydowanie wynagrodziło mi warsztatowe braki. Pomysł na fabułę od początku do końca nie jest uwarunkowany. Wydawać się może, że jest to takie błądzenie od jednego wątku do drugiego, ale w tym całym błądzeniu jest jakiś sens. Poznajemy sposób postrzegania świata przez nastoletnich bohaterów, a przez to poznajemy ciemne strony bycia dorosłym. Jest to pozycja bardzo refleksyjna, potrzebująca czasu i cierpliwości.
"Najsmutniejszą rzeczą na świecie jest to, że pewnego dnia wszyscy będziemy martwi i wszystko, co jest, równie dobrze mogłoby się nigdy nie wydarzyć. Najsmutniejszą rzeczą jest to, że mamy te swoje piękne, krótkie chwile- kiedy siadamy, wiążemy się jak dwoje ludzi, scalamy, milczymy- możemy je zachować przy sobie przez kilkadziesiąt lat, a potem odchodzą, na zawsze. To jest najsmutniejszą rzeczą na świecie"
-tamże-
362 str.
Ciekawym aspektem tej pozycji jest zespól stresu pourazowego, który posiada Henry. Osoby, które biorą tabletki antydepresyjne mogą zdobyć dzięki tej postaci przyjaciela, który ich rozumie, gdyż nie jest łatwo żyć ze świadomością, że jest z Tobą coś nie tak, że być może jesteś postrzegany przez innych jako psychol. Z pewnością dlatego bardzo polubiłam Henre'go jak zarówno Beke, która niezwykle dotkliwie przypominała mnie samą. Z ciekawością śledziłam losy moich rówieśników, a w ich zachowaniu odnajdywałam podobieństwo do realnego życia. Ich problemy stały się moimi problemami. Ta pozycja zdecydowanie należy do moich ulubionych książek ze względu na perypetie bohaterów. Jednakże nie mogę powiedzieć, że dała mi nadzieję na lepsze życie w przyszłości. Szczerze powiedziawszy to jeszcze bardziej mnie zdołowała i uświadomiła, że dorosłe życie jest o wiele gorsze niż to, które mam teraz.
" Ale nic nie zmierza w kierunku wieczności. Wszystko po prostu przychodzi i odchodzi. I wkrótce olbrzymie machiny przeszyją wraz z nami niebo i powiozą do nowego życia. Wkrótce zapomnimy"
-tamże-
377 str.
Myślę, że wiele o tej pozycji pisać nie trzeba. Nie jest ona zdecydowanie arcydziełem, ale posiada bardzo mądre prawdy życiowe z którymi powinien zmierzyć się każdy wrażliwy nastolatek. Być może coś zmieni w jego życiu, być może da mu nadzieję, albo być może jeszcze bardziej pogrąży w ciemnej stronie jego młodego życia. Dlatego tez nie mogę z czystym sumieniem napisać, że musisz ją przeczytać. Każdy z nas posiada inny stopień wrażliwości i to od nas zależy jaki ma ona wpływ na nasze życie.
MOJA OCENA: 8/10
(bardzo dobra)
"Możesz się śmiać, albo możesz płakać, jak to mówią, albo możesz wyłupić sobie oczy sekatorem ogrodowym i zataczać się na oslep na znak buntu"
-tamże-
371 str.
Oficjalna recenzja dostępna na blogu: http://kruczegniazdo94.blogspot.com
"Zabawna rzecz to dorastanie. Przez całe życie jesteś przekonany, że świat jest jakiś tam, a tu raptem, nie wiadomo skąd, wszystko się zmienia. Zaczynasz zdawać sobie sprawę, że być może rodzice nie są wszechwiedzący, że władza jest skorumpowana, że twoi przodkowie to mordercy. Pewnego dnia odkrywasz, że umrzesz - a potem, któż to wie. Początkowo dociera do ciebie stopniowo...
więcej mniej Pokaż mimo to2015-06-29
"My, dzieci z dworca ZOO" to książka, której celem jest pokazanie w jak dużym stopniu narkotyki opanowały życie młodzieży w latach 70/80 -siątych. Jak wielu młodych ludzi, dzieci w tych właśnie czasach przedawkowało. Narkomania zwykle zaczyna się od miękkich narkotyków czyli popalanie haszyszu czasami wciągnięcie heroiny. Problem zaczyna się robić wtedy, gdy już ta pierwsza odmiana narkotyków nie wystarcza, a do akcji wchodzi prawdziwa heroina stosowana dożylnie. Tak było w przypadku Christine F. która w wieku 13 lat po raz pierwszy sięgnęła po heroinę i całkowicie zanurzyła się w objęcia narkomanii.
"My dzieci z dworca ZOO" stanowią zapiski 15-letniej wówczas Christine, która opisuje w nich swoja przygodę z narkotykami. Poznajemy ją jako nie tylko narkomankę, ale przede wszystkim młodą, wrażliwą i zagubioną dziewczynkę, która ucieczkę znalazłam właśnie w najgorszy z istniejących sposobów. Musiała patrzeć jak jej przyjaciele staczają się, ale pomimo tego nadal brała. Opowieść Christine to historia napisana przez życie w wielu momentach tragiczna, a przede wszystkim budząca wiele emocji wśród czytelników na całym świecie. Książka swego czasu poruszyła miliony ludzi. Była to pierwsza tak odważna relacja narkomanki na temat ciemnej strony nałogu jakim jest narkomania. Historia Christine stała się na tyle popularna, że postanowiono na podstawie jej wspomnień nakręcić równie głośny film, którego celem miała być wizualizacja życia młodych narkomanów.
"My, dzieci z dworca ZOO" nie jest pierwszą książką o narkomanach jaką przeczytałam w moim życiu. Natomiast z czystym sumieniem mogę stwierdzić, ze jest to pierwsza książka o narkomanii do której podeszłam poważnie, bardzo emocjonalnie i która wyryła trwały ślad w mojej psychice. Dużą rolę odgrywa tutaj sam fakt, że wszystkie postacie, które występują w książce to przecież ludzi z krwi i kości. Zrozumieć narkomanów jest niezwykle trudno. Ludzie, którzy nigdy nie odczuli smutku ani bólu istnienia nigdy tego nie zrozumieją. Wyobraź sobie, że za wszelką cenę chcesz zniknąć z tego świata. Że rzeczywistość tak bardzo boli, a przecież nikt z nas nie zna leku ani choćby placebo na tego typu ból. Dlatego jednym jedynym wyjściem wydaja się być narkotyki, które powodują, że choć przez te kilka godzin jest się w innym lepszym świecie. Niestety powrót do rzeczywistości po ich zażyciu jest jeszcze trudniejszy i za każdym razem ta trudność zdaje się rosnąć. Wtedy dopiero pojawia się problem..
Nie pragnę tutaj usprawiedliwiać narkomanów, jednak chciałabym aby zniknęło przekonanie o tym, że narkomanii to jedynie istnienia, które są zbyt słabe aby zmierzyć się z rzeczywistością i z problemami, które dla wielu z Was wydaja się być do przeskoczenia. Gdzieś kiedyś spotkałam się ze stwierdzeniem, że narkomanii to bardzo wrażliwi ludzie, których boli rzeczywistość. I wydaje mi się, że to stwierdzenie jest jak najbardziej trafne, zwłaszcza po przeczytaniu wspomnień Christine F., a w szczególności ostatniego akapitu, który kończy całe jej dzieło. Muszę Wam się przyznać do tego, że po jego przeczytaniu rozpłakałam się jak małe dziecko, ponieważ zrozumiałam prawdziwą przyczynę narkomanii, która wydaje się być niewyleczalna, nie do pokonania.
Odeszłam nieco od tematu samej książki od jej treści i formy, ale na swoje usprawiedliwienie napisze, że od jakiegoś czasu bardzo interesuję się narkomanią i narkomanami. I to pewnie stanowi główny powód mojego emocjonalnego podejścia do tej pozycji, oraz do trudności ze sklejeniem sensownych słów, które miałyby się znaleźć w tej recenzji. Dlatego proszę Was o wybaczenie mi, ponieważ mam mętlik w głowie, nie wiem co mam Wam napisać. Ta historia jest tak porażająco smuta, tak przygnębiająca, ze na samo jej wspomnienie chciałabym się zapaść pod ziemie i nigdy nie wiedzieć o tym, że istniał kiedyś taki problem z którym ani rodzice, ani policja ani ktokolwiek inny nie mógł sobie poradzić. Możemy zrzucać winę na każdego, ale w tej historii nie ma winnego. Winny jest świat i rzeczywistość w jakiej każdy młody człowiek musi żyć.
Wracając już do samej książki, styl pisania w jakim utrzymana jest książka jest prosty, bowiem jest to opowieść 15-letniej dziewczyny. Dzięki temu całość czyta się w bardzo szybkim tempie tym bardziej jeżeli kogoś interesuje ta tematyka. Książkę wzbogacają ilustracje, a właściwie to zdjęcia pochodzące z prywatnych zbiorów i przedstawiające ówczesnych młodych narkomanów. To wszystko sprawia, że "My, dzieci z dworca ZOO" stanowi książkę jedyną w swoim rodzaju, oraz jest jednym z najbardziej wstrząsających dokumentów o narkomanii jakie możecie spotkać na rynku.
Cieszę się, że to właśnie w liceum poznałam tą pozycję. Próbowałam w trzeciej klasie gimnazjum, ale coś mi nie szło i odłożyłam ją na potem. Teraz tego nie żałuję. Byłam dojrzalsza, miałam więcej empatii, której tutaj potrzeba. Nie bałam się współczuć i płakać nad tymi wszystkimi młodymi ludźmi, choć było to stosunkowo dawno temu. To co teraz napiszę, może wzbudzić kontrowersję, ale chciałabym umrzeć z przedawkowania. Od dawna bardzo ciągnie mnie do używek, do narkotyków i czytając o historii Christine bardzo zazdrościłam jej życia i doświadczeń jakie ona zdążyła posiąść pomimo tak młodego wieku. Czasami żałuję, że nie jestem nią. Mam tendencje do wielbienia tragicznych postaci i nie ukrywam, ze chciałabym zostać zapamiętana jako właśnie taka osoba. Dlatego też, "My dzieci z dworca ZOO", pomimo swojego pesymistycznego wydźwięku stanowiło dla mnie zachęta do spróbowania w przyszłości twardych narkotyków. Czy książka miała sama w sobie taki właśnie cel, a może to zależy od osoby, która ją czyta? Wydaje mi się, że drugie z twierdzeń jest o wiele bardziej trafne.
Oficjalna recenzja dostępna na moim blogu:
kruczegniazdo94.blogspot.com/
"My, dzieci z dworca ZOO" to książka, której celem jest pokazanie w jak dużym stopniu narkotyki opanowały życie młodzieży w latach 70/80 -siątych. Jak wielu młodych ludzi, dzieci w tych właśnie czasach przedawkowało. Narkomania zwykle zaczyna się od miękkich narkotyków czyli popalanie haszyszu czasami wciągnięcie heroiny. Problem zaczyna się robić wtedy, gdy już ta pierwsza...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-12-07
Richard Bachman to pseudonim Stephena Kinga, zanim ten stał się sławny. Po wielkim sukcesie takich książek jak "Carrie" czy "Miasteczko Salem" King zdecydował się wydać jeszcze dwie kolejne książki, jednak wydanie czterech dzieł pod rząd nie było korzystne, dlatego też zdecydował się wydać "Rage" i "Wielki Marsz" jako Richard Bachman. Ujawnienie faktu, że King i Bachman to ta sama osoba nastąpiło w 1985 roku.
Jak wiecie lub może jeszcze nie jestem wielką i oddaną fanką Stephena Kinga. Swoją przygodę z jego twórczością zaczęłam jakieś dwa lata temu mając 13/14 lat. Pierwszymi książkami tego autora, jakie udało mi się poznać była m.in. "Cujo". Pokochałam styl pisania Stephena Kinga za nieprzespane noce i koszmary, które nie pozwalały mi normalnie funkcjonować. Jako jeden z niewielu pisarzy potrafi wywołać moje demony na światło dzienne. King nie tylko straszy, ale również też uczy co chyba najbardziej szanuje w jego twórczości. Nie muszę tu chyba wspominać o "Zielonej Mili", którzy chyba wszyscy znają i kochają, dzięki nie tylko pierwowzorowi, ale również wspaniałej ekranizacji. Styl Stephena Kinga łączy grozę z morałem i nauką, a także z prześwietleniem ludzkiej psychiki.
Dzisiaj przychodzę do Was z nieco innym tematycznie dziełem tego wspaniałego autora. "Ostatni bastion Barta Dawesa" nie jest powieścią grozy czego przeważnie spodziewamy się widzą to nazwisko. Jest to raczej studium ludzkiej psychiki i tego co człowiek potrafi zrobić, kiedy ktoś chcę zabrać mu wszystko co kochał. A o czym dokładnie jest ta książka? Zapraszam do przeczytania zarysu fabuły.
Bart Dawes uważa, że przegrał swoje życie. Dochodzi do wniosku, że jego los zawsze zależał od splotu nieszczęśliwych zbiegów okoliczności i złych wyborów. Najważniejsze sprawy: miłość, narodziny dziecka, praca - działy się jakby obok niego. Teraz widzi, jak znika dawny świat, w którym honor i uczciwość nie były pustymi słowami. Codziennie musi znosić głupotę i obłudę szefa. Każdy nowy dzień dowodzi, że w małżeństwie również poniósł klęskę. Dlatego gdy bezduszna decyzja urzędników odbiera mu ostatnie rzeczy dla których warto było żyć - małą pralnie i dom, decyduje, że się nie podda. Kupuje broń i rozpoczyna walkę o to, co najważniejsze ...
[ opis z okładki]
Książka porusza bardzo trudne tematy takie jak utrata bliskiej Ci osoby, która stanowiła sens Twojego życia. Po tej stracie musisz udawać, że jesteś silny, ale w głębi duszy krwawi Ci serce. Wtedy oddajesz się sprawą codziennym takim jak praca, chociaż wiesz, że to wszystko nie ma większego znaczenia. Funkcjonujesz jak robot, jak ustawiona pozytywka. Aż w końcu coś w Tobie pęka. Dowiadujesz się, że wszystko to co stwarzało iluzje normalności zostaje zniszczone, przez nieznane Ci osoby. Więc postanawiasz tak jak Bart walczyć.
Stephen King bardzo dużo miejsca poświecił w książce na rozmyślaniom głównego bohatera, które dotyczyły sensu życia, walki z samym z sobą, a w końcu rozmyślaniom czy istnieje granica między szaleństwem, a normalnością. Bart wiele czasu spędza w samotności i stąd te dziwne rozmyślania i wnioski. Nie dostajemy bezpośrednich odpowiedzi. Wszystko musimy analizować na swój własny sposób. Akcja książki wolno się rozkręca. Nie ma tu niespodziewanych zwrotów akcji. Tak naprawdę to na samym końcu coś zaczyna się dziać, a czytelnik obserwuje wydarzenia, jak gdyby był ich światkiem. King zbudował w finale niesamowite napięcie. i do samego końca nie wiedziałam co też uczyni główny bohater. Czy stchórzy? Czy zniszczy to co tak bardzo kochał?
Z każdą stroną wraz z autorem czytelnik analizuje psychikę ludzką i patrzy na to jak wiele można znieść i do jakich decyzji doprowadza nie tylko samotność, ale również poczucie rozczarowania i beznadziei. Ta historia przedstawia również naszą znieczulicę na czyjeś krzywdy i to, że tak naprawdę o dawien dawna człowiek interesował się tylko i wyłącznie samym sobą, czyli wszyscy jesteśmy egoistami. Najgorsze jest chyba to, że z tym nie walczymy. Po przeczytaniu tej pozycji wiem jedno - trzeba pomagać ludziom, nie tylko swoim bliskim, ale wszystkim osobom, które widzimy, że cierpią. Wiem jak większość myśli. Że każdego dnia umiera tysiące ludzi i nikt z tym nic nie robi. Ale to, że ludzie umierają nie wynika tylko i wyłącznie z chorób, czy też wypadków. Moi drodzy, samotność także zabija.
Czytając książkę sami przekonacie się o tym, że Bart szukał pomocy, ale bezskutecznie. Jakoś nikt nie chciał się przejąć 40 - kilku letnim facetem. Była jedna osoba, która pojawiła się nagle w jego życiu i równie szybko zniknęła. Gdybym mogła najchętniej wkroczyłabym do świata wykreowanego w książce i sama wyciągnęła Barta z bagna, w którym się znajdował. Bardzo poważnie potraktowałam całą tą historię, ponieważ dobrze wiem, czym jest strata bliskiej osoby, czym jest samotność, bezradność i beznadzieja. Sama wiem, jak to jest nie potrafić wyrazić swoich uczuć. Potrafiłam wcielić się w postać Dawesa, a King zbudował mi do tego świetne podstawy.
"Ostatni bastion Barta Dawesa" pokazuje naszą szarą rzeczywistość i to jakie życie potrafi być okrutne pod wieloma względami. Najlepsze jest to, że nie ma tu potworów, paranormalnych zjawisk, zjaw i wszystkiego tego co uważamy za przerażające. Są ludzie. I po raz kolejny uważam, że wszystkie potwory są ludźmi. Książka idealnie pokazuje ku temu argumenty.
Bardzo ponura powieść, która nie daje nadzieji na lepsze jutro. Myślę, że nie jest to książka dla osób o słabych nerwach. Również raczej nie polecałabym czytelnikom, którzy nie mieli jeszcze okazji zapoznać się z twórczością Stephena Kinga. Natomiast polecam tym, którzy znają już pióro tego autora, są dojrzali i dla których taka tematyka nie jest obca. Prawda jest taka, że podczas czytania nie zdajemy sobie sprawy z tego jaką naukę niesie ze sobą ta książka. Przemyślenia, refleksje przychodzą później, gdy szykując się do spania rozmyślasz nad życiem i nagle przychodzi Ci do głowy Bart Dawes, który stracił wszystko, nawet samego siebie.
CZARNY KRUK POLECA!
9/10
" (...) a my jeszcze raz bezpiecznie wracamy do świata ludzkich spraw."
- 288 str.
Richard Bachman to pseudonim Stephena Kinga, zanim ten stał się sławny. Po wielkim sukcesie takich książek jak "Carrie" czy "Miasteczko Salem" King zdecydował się wydać jeszcze dwie kolejne książki, jednak wydanie czterech dzieł pod rząd nie było korzystne, dlatego też zdecydował się wydać "Rage" i "Wielki Marsz" jako Richard Bachman. Ujawnienie faktu, że King i Bachman to...
więcej mniej Pokaż mimo to2014-07-06
Nigdy nie wiemy co się za chwile wydarzy. Nigdy wychodząc z domu nie mamy pewności, że do niego wrócimy. Patrząc na bliskich nie możemy mieć pewności, że będziemy mogli im jeszcze kiedyś powiedzieć jak bardzo ich kochamy...
Bohaterowi ksiażki pt. "Monument 14" na własnej skórze przekonali się, że te słowa są prawdziwe. Rano wyszli z domu w pośpiechu, bo nie chcieli się spóźnic do szkoły. Nie pożegnali się z rodzicami, no bo po co, jezeli przecież po kilku godzinach wrócą do domu.Wsiadają do autobusu, bez świadomości tego co dalej ma się wydarzyć. Nagle coś się dzieje, z nieba spada potęzny grad. Większosc uczniów ginie, reszta walczy o przetrwanie. Pani Wooly nakazuje wsiadać licealista do autobusu dla młodszych dzieci i wiezie ich do supermarketu, który wydawać sie moze jedynym bezpiecznym miejscem. Później zostają sami. Sześcioro licealistów, dwójka gimnazjalistów i szóstka mniejszych dzieci muszą radzić sobie sami, bez jakiejkolwiek pomocy, majac do dyspozycji cały supermarket. Zaczynają tworzyć swoją mała społeczność, organizują sobie życie, dzielą obowiązki. Starsi opiekują się młodszymy zastępując im jak tylko mogą rodziców. Ujawniają się także szkolne sympatie, antypatie i skrywane dotąd uczucia, wyłaniają się przywódcy i ci, którzy pragną skorzystać z okazji i nieco się zabawić..
"Monument 14" to interesujące połączenie Władcy much z filmem Pojutrze.
Już od bardzo dawana chciałam przeczytać ksiażkę postapokaliptyczną. Dlatego bardzo sie ucieszyłam, gdy dostałam propozycje zrecenzowania "Monumentu 14". To był mój skok na głęboką wodę. Niczego specialnego się nie spodziewałam, ponieważ nie miałam jakichkolwiek oczekiwań. Sama byłam ciekawa czy takie historie są w moim guście. Po przeczytaniu "Monumentu 14" śmiało mogę powiedzieć, że jak najbardziej.
Na samo wyróżnienie zasługuje początek, a raczej dwa pierwsze akapity, które naprawdę dają do myślenia, każdemu kto zaczyna czytać tą ksiażkę. Te słowa są takie prawdziwe i każą nam się zatrzymać i pomyśleć co jest w życiu ważne. Czy ten ciągły bieg nie wiadomo za czym? A może najblizsi? Potem autorka przedstawiła nam bardzo szybkie wprowadzenie do tego, co naprawde chciała nam przedstawić. Nie znajdziecie tu opisu życia bohaterów przed katastrofą. Od razu autorka przechodzi do kluczowego tematu, co mi bardzo odpowiadało. Akcja po prostu biegła na przód nie zatrzymując się nawet na chwilę przez całą książkę. Nie będziecie mogli narzekać na nudę. Historia wielokrotnie mnie zaskoczyła, co bardzo sobie cenię. Wydawać się może, że niespodziewane zwroty akcji to podstawa tej książki.
Narracja prowadzona jest z perspektywy Deana. Jest jedynym z szóstki licealistów. Myślę, że było to dobrym posunieciem. Dean jest postacią, która niczym specialnym się nie wyróżnia. Nie jest ani przystojny, ani zbyt mądry. Jest po prostu zwykłym nieśmiałym i troche samotnym nastolatkiem z marzeniami i swoimi pragnieniami. Dzięki temu możemy obiektywnie popatrzeć na inne postacie. W wielu opiniach naczytałam się, że irytujące było ciagle myślenie Deana o Astrid, w której oczywiście skrycie się podkochiwał. To prawda może to wadzić podczas czytania, ale osobiście nie czułam w związku z tym żadnego dyskonfortu. Ponadto nie jest to głównym celem tej ksiazki, lecz takim pobocznym wątkiem. Myślę, że to normalne zachowanie wśród nastolatków i jak dla mnie Dean stał się przez to bardziej ludzki.
Chciałabym napisac krótko o każdej postaci. Jest ich bardzo wiele, ale każda jest inay. Zacznę od najstarszych. Deana już poznaliście dodam tylko, że jest chudziutki, ma zielone oczy i okulary na nosie przez co jeszcze bardziej go polubiłam. Astrid wydawała mi się dziewczyną z mocnym charakterem, ale wydarzenia, które miały miejsce w supermarkecie i poza nim zmieniły nie tylko ją. Niko bardzo dobrze sprawdzał się jako przywódca, chociaż czasami przesadzał na co nie godzili się pozostali, przez to wybuchały kłotnie, które śledziłam z zapartym tchem. Josie najbardziej polubiłam. Wydawała mi się najbardziej rozsądna. Jake i Brayden to twardziele, a przynajmniej początkowo takich udają. Jednak każdy z nich się zmienia i ci co wydają sie najgorsi później stają się całkiem znośni. Sahalia i Alex mają 13 lat. Sahalia wydawała mi sie bardzo zagubiona, sama nie wiedziała czego chcę. Co do Alexa to jest on bratem Deana, ale niestety ich relacje w ksiażce nie były za dobrze przedstawione. Wydawało mi się, ze autorka zapomniała nad nimi bardziej porpacować. Do Alexa należały najbardziej odpowiedzialne zadania, ponieważ był bardzo inteligenty.
Bardzo zżyłam sie z najmłodszymi dziećmi. Byłam pełna podziwu jak autorka ich przedstawiła. Wspaniale wnikła w ich psychike. Myślę, że postacie zostały świetnie wykreowane, martwiłam się ich losem i jako czytelnik chciałam dla nich jak najlepiej. Wielokrotnie nie godziłam sie z ich wyborami i czasami tak sobie myślałam, co by było gdyby zrobili inaczej.
Autorka pisząc tą książkę skupiła się głownie na wydarzeniach w supermarkecie, a także na postaciach. W sumie kompletnie nic nie wiemy co dzieje się na zewnątrz. Gdy sobie wyobrazimy, że zostaliśmy zamknięci w supermarkecie, pewnie początkowo byśmy się cieszyli. Wszystko do naszej dyspozycji. Jednak co potem? Monotonia, nuda. Nie tym razem. Autorka miała bardzo dużo dobrych pomysłów, które w pełni wykorzystała. Sprawiła, że życie grupki dzieci w supermarkecie nie było nijakie, ale pełne nadziei, napięcia, uczuć i walki. Abyście się nie zgubili, w książce została umieszczona mapka, gdzie wszystko zostało sprytnie wyrysowane.
Akcja osadzona jest w niedalekiej przyszłości, bo w 2024 roku. Niewiele się co prawda zmieniło, oprócz kilku szczegółów. Sprawiło to, że pomyślałam sobie co by było gdyby to naprawdę się wydarzyło. Co by było gdyby podobna tragedia spotkała nas za kilka lat. Myślę, że kazdy, kto czyta takie książki choć raz zadał sobie takie pytania.
"Monument 14" to ksiazka pełna nadzieji i napięcia. Autorka wspaniale zakończyła pierwszy tom. Byłam w szoku gdy przeczytałam zakończenie, prawde powiedziawszy nie spodziewałam się takiego finału pierwszej cześci. Jestem ciekawa co będzie dalej, jak sobie poradzą bohaterowie z tym co się do tej pory wydarzyło. Zakończenie ksiażki sprawiło, że mam niedosyt i chce wiecej! Chce wiedziec co będzie dalej, dlatego z niecierpliwoscia wyczekuje kontynuacji i jak najpredzej chce ją przeczytac. Mam nadzieje, że będzie nieco bardziej mroczniejsza i przerażająca, a także, że zatrzyma tą dynamiczność akcji. No i oczywiście mam ogromną nadzieje, że mnie nie rozczaruje.
Czytając nie mogłam oderwać się od tej książki, już bardzo dawno nie miałam w rękach równie wciągającej pozycji. Polecam szczególnie miłośnikom takich historii, a także wszystkim tym, którzy są ciekawi jak młodzież radzi sobie w ekstremalnych warunkach. Czy tak odmienne osobowości są w stanie działać w grupie? Czy są w stanie zatrzymać trzeźwość umysłu? Musicie się o tym przekonać!
Zapraszam do lektury.
MOJA OCENA: 9/10
Nigdy nie wiemy co się za chwile wydarzy. Nigdy wychodząc z domu nie mamy pewności, że do niego wrócimy. Patrząc na bliskich nie możemy mieć pewności, że będziemy mogli im jeszcze kiedyś powiedzieć jak bardzo ich kochamy...
Bohaterowi ksiażki pt. "Monument 14" na własnej skórze przekonali się, że te słowa są prawdziwe. Rano wyszli z domu w pośpiechu, bo nie chcieli się...
2013-02-23
Historii, opowiadających o amatorskich detektywach, którzy na własną rękę podejmują śledztwo jest sporo, lecz 'Artysta zbrodni' to z pewnością jedna z najlepszych tego typu książek, wyróżniającym sie ciekawym pomysłem i oryginalną fabułą.
Pozostawiona w pustym domu misternie wycięta figurka orgiami i zaplamiona krwią koszula, to jedyne ślady, jakie pozostały po siedmioletnich bliźniakach, Seanie i Kevinie, synach reportera telewizyjnego Alexa Callahana. Rodzinna wyprawa na Jarmark Renesansowy zamienia się w koszmar - chłopcy znikają w biały dzień, na oczach dziesiątków ludzi
John Case to para dziennikarzy, którzy debiutowali książką pt. 'Kod Genesis', która trafiła na listę bestsellerów New York Times.
Zaskoczyło mnie to, że książkę napisali dziennikarze. Rzadko widuje taką współprace. Jestem ciekawa jak ona wygląda, ile jest kłótni i nieporozumień. Pomimo tego autorzy napisali naprawdę świetna książkę i z pewności będę poszukiwała dalszych ich dziel.
Tak jak juz wspomniałam autorzy mieli oryginalny pomysł na książkę i miedzy innymi to sprawiło, ze jest ona wyjątkowa.
Lubię filmy o magii i iluzji. Gdybym miała taką okazje to chętnie wybrałabym sie na takie przedstawienie. Na razie musze zadowolić sie książkami i filmami.
Bardzo podobała mi sie narracja, prowadzona z perspektywy głównego bohatera Alexa Callahana w czasie teraźniejszym. Nie ukrywam jest to oryginalne, bo w niewielu książkach możemy taka narracje spotkać. Jest to trudne do zrobienia, ale efekt zdumiewający. Dzięki temu wcielamy sie w role zdesperowanego rodzica.
Co do postaci drugoplanowych to nie są one specjalnie przedstawione, ale zaliczam to do plusów, bo gdyby autorzy opisywali każdego z osobna szczegółowo, to książka momentami mogłaby być nudna.
Co do minusów w książce to prawie ich nie ma. Dostrzegłam tylko brak literki w zdaniu (zamiast jak-ja) co mi za bardzo nie przeszkadzało.
Podsumowując, oryginalny pomysł, a także prowadzenie narracji w inny sposób niż możemy spotkać w większości książkach. Na tle innych lektur z tego gatunku, książka wypada genialne.
Polecam każdemu, uważam, ze jest to obowiązkowa pozycja dla tych co lubią zagadki i niepewność do samego końca lektury.
Historii, opowiadających o amatorskich detektywach, którzy na własną rękę podejmują śledztwo jest sporo, lecz 'Artysta zbrodni' to z pewnością jedna z najlepszych tego typu książek, wyróżniającym sie ciekawym pomysłem i oryginalną fabułą.
Pozostawiona w pustym domu misternie wycięta figurka orgiami i zaplamiona krwią koszula, to jedyne ślady, jakie pozostały po...
"O! Jakże trudno na tym świecie człowiekowi zrozumieć drugiego człowieka"
J.W. Goethe
"Cierpienia młodego Wertera"
Od zawsze zastanawiałam się jak wygląda prawdziwa miłość. Nigdy nie miałam okazji jej doświadczyć i z pewnością to właśnie stąd wzięły się moje rozmyślania na ten temat. Myślę, że we współczesnych czasach niezwykle trudno jest zdefiniować miłość. Czasy, w których żyjemy są bardzo chaotyczne i coraz mniej w nich miłości, szacunku, a w końcu samego człowieka w ludzkości. Po lekturze "Cierpienia młodego Wertera", która była dla mnie wprowadzeniem w świat literatury romantycznej dostrzegam różnice jakie zostały wykreowane od czasów stworzenia tego działa przez Goethego do naszej dekady. Według mnie Werter jest doskonałym przykładem bohatera, który obdarzył kogoś miłością fanatyczną, chorobliwą. Można by rzec, że swoje ogromne uczucia obsadził w nie właściwej osobie. Co było tego skutkiem? O tym moi drodzy musicie przekonać się sami sięgając po książkę, którą w dniu dzisiejszym zaprezentuje.
"Nie wiem, doprawdy, całkiem, po co się budzę, po co idę spać"
j.w
49 str.
"Cierpienia młodego Wertera" jest powieścią obowiązkową w klasie drugiej licealnej. Stanowi wprowadzenie do epoki romantyzmu, która charakteryzowała się występowaniem takich motywów jak nieszczęśliwa miłość, śmierć, cierpienie, samobójstwo, nostalgia, smutek, tęsknota, poszukiwanie sensu życia, duchowa walka, indywidualizm, tajemniczość, bunt oraz nadwrażliwość głównego bohatera. Wszystkie cechy, które przed chwilą wymieniłam posiada Werter i nie ukrywam, że w ich posiadanie wraz ze swoimi narodzinami weszła także i ja. Literatura romantyczna jest dla mnie pewnością, oraz pociechą, że tacy ludzie jak ja, którzy inaczej widzą świat i więcej czują istnieli. Dlatego z uporem maniaka poszukuje kolejnych wybitnych książek z tejże epoki, gdyż mam nadzieję, że pozwolą mi one odnaleźć spokój ducha.
"Sto razy chwytałem nóż, by ulżyć zbolałemu sercu. Podobne konie szlachetnej rasy, gdy są zdenerwowane biegiem i prze drażnione, instynktownie nagryzają sobie żyłę, by upuścić krwi i przyjść do siebie. I ja też, często, rady bym sonie otworzyć żyłę, by uzyskać wolność wieczysta"
j.w
52 str
Dzieło Goethego jest powieścią epistolarną co oznacza, że narracja prowadzona jest z perspektywy głównego bohatera, który przelewa swoje myśli na papier, tworząc formę listu adresowanego do swojego przyjaciela Wilhelma. Dzięki takiemu zabiegowi, autor pozwolił czytelnikowi spojrzeć na dane wydarzenia z perspektywy młodego Wertera. Początkowo główny bohater wydaje się być zwyczajnym młodym mężczyzną, który cieszy się życiem, uwielbia przebywać na łonie natury i fascynuje się literaturą. Sytuacja ulega diametralnej zmianie po poznaniu przez niego Lotty, która od tej pory staje się obiektem jego westchnień. Miłość, którą darzy swoją sympatie młodzieniec jest na tyle mocna, że tak młody i wręcz nadwrażliwy Werter nie potrafi sobie z nią poradzić. Okazuje się, że Lotta posiada już swojego ukochanego, który zwie się Albert. Tytułowy bohater zdaje sobie sprawę z tego, że nie może być z Lottą, że ta miłość jest niedozwolona, zakazana, gdyż jej serce należy do kogoś innego. Z tego powodu traci sens życia i nawet uwielbiana przez niego przyroda przypomina mu o ukochanej. Staje przed wyzwaniem: cóż w takiej sytuacji ma uczynić? Czy poświęcić całe swoje życie na bezcelowym wielbieniu Lotty, jednocześnie umierając z miłości? A być może jedynym wyjściem jest (jak to sam Werter określa) "uwolnienie się z więzienia duszy"?
" Bóg świadkiem, że kładę się często z pragnieniem, a nawet czasem nadzieją niezbudzenia się wcale. A rano otwieram oczy, spostrzegam słońce i czuję się nieszczęśliwy. Szkoda, ze nie jestem kapryśny, że nie mogę złożyć winy na pogodę, na kogoś innego, czy na nieudane przedsięwzięcie.Wówczas owo straszne brzemię zniechęcenia gniotłoby mnie jeno przez połowę. Tymczasem...czuję wyraźnie, że winien jestem tylko ja sam. Nawet nie jest to wina, ale we mnie bierze początek cała obecna niedola, jak ongiś ja sam byłem źródłem własnego szczęścia"
j.w
62 str
"Cierpienia młodego Wertera" jest powieścią bardzo osobistą dla samego autora, gdyż opiera się na jego biografii. Bardziej pozytywna część odnosi się do przyjazdu Goethego do pewnego miasta, gdzie poznał miłość swojego życia. Natomiast pesymizm wziął się stąd, iż przyjaciel pisarza o imieniu Wilhelm Jeruzalema nieszczęśliwie zakochał się w pewnej damie, ale nie mógł z nią być z powodu swojego niskiego pochodzenia. Zarówno Wilhelm, który jest postacią prawdziwą jak i Werter podzielili taki sam tragiczny finał swojego życia...
Sam Werter jest postacią niezwykle zagadkową, wrażliwą, subtelną. Jeżeli kocha robi to całym swoim sercem, całą swoją duszą. Przez to tak silne uczucie jakim jest miłość wypala go zewnętrznie. Żyje marzeniami, które prowadzą go do idealizacji rzeczywistości, która okazuje się dla młodzieńca niezwykle brutalna i niesprawiedliwa, stąd bierze się jego bunt wobec świata, nie zgoda z prawami jakie obowiązują na ziemi. Poetyzuje świat pod wpływem wielu lektur, a obiekt swoich westchnień idealizuje, pozbawia jakichkolwiek wad. Przez cały czas towarzyszy mu przerażająca samotność, która doprowadza go do poczucia izolacji od reszty ludzkości, do osamotnienia duchowego i poczucia braku jakiegokolwiek wsparcia. Werter przyznaje się do tego, że odczuwa "ból świata". Traci sens życia, czuje się odrzucony, zbędny. Tak oto przedstawia się postać młodego Wertera.
Johan Wolfgang Goethe pisząc "Cierpienia młodego Wertera" nie zdawał sobie sprawy, że jego dzieło odbije się tak głośnym echem wśród ówczesnych młodych ludzi. Zapanowała moda na tzw. werteryzm. Terminem tym określa się postawę romantyczna, charakteryzującą się pesymizmem, melancholia poczuciem wyjątkowego osamotnienia, wyobcowania i nie zrozumienia prze otoczenie oraz wielka, tragiczną miłość. Ponadto obowiązywała wtedy moda na strój werterowski. na który składał się niebieski frak i żółta kamizelka w przypadku panów. Natomiast panie podobnie jak Lotta ubierały sukienki z różowymi kokardami. Opisane przeze mnie powyżej zjawiska być może nie okazują swojej toksycznej natury. Jednak pod wpływem werteryzmu wielu młodych ludzi na przełomie XIII i XIX wieku podobnie jak Werter popełniało samobójstwo, głównie z powodu nieszczęśliwej miłości.
"Cierpienia młodego Wertera" często jest określana "powieścią duszy", charakteryzującą się miłosnymi wyzwaniami bohatera, przepełnionymi niezwykle mocnymi emocjami i uczucia. W dziele napotkacie się także na liczne refleksję i zadumę nad życiem. Dzieło Goethego spotkało się z liczną krytyką za równo ze strony specjalistów, jak i zwykłych czytelników. Po dziś dzień dramat ten zbiera pozytywne i negatywne emocje, jednakże faktem jest iż opowieść o Werterze to książka, która spotkała się z bardzo dużym niezrozumieniem ze strony odbiorców, dlatego uważam, że jest to książka jedynie dla tych, którzy czuja się podobni do tytułowego bohatera, a także odnajdują się w epoce romantyzmu. Mnie osobiście książka przypadła do gustu i ogłaszam ją arcydziełem, który będę wielbić do końca moich dni. Takich historii nie spotyka się na odzień. Tak szczerych.. refleksyjnych.. po protu pięknych. Sam Werter jest postacią nietuzinkową, oznaczającą się przeogromnym tragizmem. Dla pesymistów książka idealna.
" (...) smutne koleje jego życia wycisnąć muszą łzę z oczu. Zacna duszo, odczuwająca te same co on tęsknoty, niechże ci z cierpień jego spłynie w duszę pociecha i jeśli los zawistny lub wina własna nie pozwoliły ci pozyskać przyjaciela bliższego, niechże ci książka ta przyjacielem się stanie"
j.w
zw wstępu do książki
"O! Jakże trudno na tym świecie człowiekowi zrozumieć drugiego człowieka"
więcej Pokaż mimo toJ.W. Goethe
"Cierpienia młodego Wertera"
Od zawsze zastanawiałam się jak wygląda prawdziwa miłość. Nigdy nie miałam okazji jej doświadczyć i z pewnością to właśnie stąd wzięły się moje rozmyślania na ten temat. Myślę, że we współczesnych czasach niezwykle trudno jest zdefiniować miłość. Czasy, w...