McDevitt to po prostu firma - człowiek bierze do ręki jego książkę i w sumie wie od razu, czego się spodziewać: sprawnej narracji, niejednoznacznych bohaterów, trochę naiwnej wizji wszechświata i garści tajemnic ukrytych pod pyłem i gruzami martwych cywilizacji.

To już zdaje się moja czwarta przygoda z twórczością tego autora i mam mieszane uczucia: z jednej strony jest tu wszystko, co powinno się znaleźć w kosmicznej przygodówce, ale jednak czegoś brakuje. Czasem mam wrażenie, że chodzi o intrygę - no bo bohaterowie w sumie zwiedzają sfabrykowane przez narratora światy i choć nie zawsze zwiedzanie to odbywa się bezproblemowo (w kilku momentach naprawdę robi się ciekawie i dramatycznie!), to jednak nie towarzyszą temu właściwie żadne reperkusje gwałtownie wpływające na zwroty fabularne.

Innym razem sądzę, że zwyczajnie brakuje tu czarnych charakterów - no kurcze, są może chorobliwie ambitne typy, albo jacyś fuszerzy przez których ten i ów ginie albo ma inne kłopoty, ale jednak nawet oni okazują się w końcu całkiem spoko, albo po prostu zagubieni we własnych kompetencjach. Sądzę, że McDevitt celowo tak konstruuje swoje postacie, ale jednak nie zaszkodziłoby jakby od czasu do czasu zapoznał nas z jakimś zwyczajnym draniem.

wspomniałem na początku o naiwności, a przy okazji innej recki o tym, że "hard-sf to to nie jest" - tu bez zmian, ale idzie to przeżyć ;]

W sumie polecam książkę miłośnikom gatunku, przy odpowiednim nastawieniu można się nieźle bawić.

McDevitt to po prostu firma - człowiek bierze do ręki jego książkę i w sumie wie od razu, czego się spodziewać: sprawnej narracji, niejednoznacznych bohaterów, trochę naiwnej wizji wszechświata i garści tajemnic ukrytych pod pyłem i gruzami martwych cywilizacji.

To już zdaje się moja czwarta przygoda z twórczością tego autora i mam mieszane uczucia: z jednej strony jest tu...