Ostatnia podróż Sindbada Żeglarza

Okładka książki Ostatnia podróż Sindbada Żeglarza John Barth
Okładka książki Ostatnia podróż Sindbada Żeglarza
John Barth Wydawnictwo: Zysk i S-ka Seria: Kameleon literatura piękna
646 str. 10 godz. 46 min.
Kategoria:
literatura piękna
Seria:
Kameleon
Tytuł oryginału:
The Last Voyage of Somebody the Sailor
Wydawnictwo:
Zysk i S-ka
Data wydania:
1999-01-01
Data 1. wyd. pol.:
1999-01-01
Liczba stron:
646
Czas czytania
10 godz. 46 min.
Język:
polski
ISBN:
8371504780
Tłumacz:
Wiesław Marcysiak
Tagi:
powieść
Średnia ocen

6,5 6,5 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
6,5 / 10
12 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
520
346

Na półkach:

Tytułową podróż po angielsku obywa kto inny, Somebody The Sailor - Ktoś- Simon Behler - Sindbad Ciągle w Tarapatach- żebrak z Baśni tysiąca i jednej nocy -imiennik wpuszczony przez Sindbada Żeglarza na ucztę -zagubiony topielec z innego świata. Ta rozbieżność tytułów pokazuje jak trudnym zadaniem jest tłumaczenie Johna Bartha, intelektualisty grającego na słowach własną melodię - Somebody i Sindbad to onomatopeja, jak tu nie pasuje nasz dosłowny, lecz miękki, krótki Ktoś (i nie jest to w żadnym razie narzekanie na pracę Wiesława Marcysiaka, tłumacza książki).

Wybór polskiego tłumacza wprowadza nas od razu w świat Szeherezady. Na kolejnych ucztach będziemy słuchać opowieści o sześciu podróżach Sindbada i sześciu podróżach Simona i śledzić przygotowywania do podróży siódmej. Podobnie jak Baśnie Tysiąca i Jednej Nocy jest to opowieść o opowiadaniu opowieści. Narratorzy zmieniają się często ( w opowieściach Simona przeplata się ja, my, on -czasem w jednym akapicie),głos zabierają postacie drugoplanowe (gdyż mylimy się wszyscy jest to opowieść o Jaydzie Kairce). Przydatne słowa to postmodernizm, autotematyzm i metafikcja.

Podróże Sindbada to wyspy będące śpiącymi wielorybami, jaja gigantycznych ptaków, olbrzym ludożerca albo makabryczny Morski Starzec. Atrybutami podróżnika są Ostatnia Balia Ratunku i Turban Przetrwania. Podróże Ktosia to opowieści obyczajowe, kawałki życia, gdzie ocean może być tylko tłem, w którym tonie amerykański żołnierz. Zaczarowany przedmiot to zegarek.
Ale słuchacze wiedzą swoje. W tym świecie to Sindbad mówi zwięźle i przekonująco, a jego Gość w Tarapatach wymyśla niestworzone historie i nie umie wyciągnąć z nich konkretnej nauki. Bo każdej podróży Sindbada towarzyszą cztery lekcje - jak najważniejsza z tej pierwszej - każda wyspa może się okazać śpiącym wielorybem.

Sformułowanie "ostatnia podróż" to metafora oczywista, zresztą Niszczący Rozkosze, Znajomy Nieznajomy otwierają opowieść - Szeherezada i Simon Behler opowiadają swe historie samej śmierci.

Na początku podział miedzy dwoma czasami jest wyraźny, Sindbad przypomina swego baśniowego odpowiednika, Simon Behler opowiada o chłopcu, którym kiedyś był. Ale już drugie podróże niosą pęknięcie. W końcu pochłonie ono obydwu opowiadających.

Trzeba przeczytać Bartha, żeby się przekonać w jak przerażającą postać można przekształcić Sindbada, albo jak złowieszczo może brzmieć morał z podróży czwartej -żeby ludzie byli zawsze dla siebie ludźmi. I jaka to fenomenalna metafora, te podróże co zawsze zaczynają się w Basrze, w których zawsze trzeba się zgubić, żeby coś znaleźć, te przestrogi -nauki , wyciągane z kolejnych morskich wypraw, tak przydatne, tak absurdalne, tak doskonale stosowane choć kompletnie pozbawione sensu. I choć pozostajemy w świecie baśni, Sindbadowi przydarza się to, co opowiadała Szeherezada, nam jeży się włos na głowie.

W podróżach Simona jest zwyczajniej (choć literacko równie fascynująco). Ta pierwsza to historia inicjacji seksualnej. Opisanej bardzo pięknie, z ogromną dawką nostalgii i czułości. Przyznam, że wzruszyła mnie erotyka tego fragmentu. Oczywiście Barth lubi zgrzyty, jego czytelnik zawsze czymś oberwie.

Potem jednak podróże Simona mówią nam wyraźnie to, co szereg literackich metafikcji uczynił już w pewien sposób prawdą pospolitą: życie jest tylko opowieścią, przeszłość ma kształt słów, sam sobie nadajesz imiona, przyszłość i teraźniejszość nie istnieją przecież, nie wpłyniesz na Nic, a w teraz zawsze dryfujesz, nawet gdy wiosłujesz zawzięcie. "Historia twojego życia to nie twoje życie, to twoja historia" (choć to cytat z innej powieści Bartha).

Jest to książka jednocześnie chaotyczna i misterna, to szaleństwo z metodą. Myślę, że ta precyzja jest pochodną wyraźnej filozofii pisarskiej, to opowieść, czasem nawet słowo (to widać w Ostatniej podróży, ale jeszcze silniej w Zagubionym w labiryncie śmiechu) są tu najważniejsze. Rządzą się prawami wewnętrznymi i narzucają pisarzowi swoje warunki - nie zostawiają odrobiny miejsca na kokieterię wobec czytelnika czy ustępstwa wobec praw rynku. (Tu przypomina mi się anegdota opowiedziana przez Milana Kunderę: Dostojewski pisząc Biesy wiedział, że opowieść wymaga by Stawrogina ożenić, ale nie wiedział z kim, więc próbował, pisał kilka razy żeniąc naszego bohatera z kolejnymi kobietami; gdyby przyznawał sobie -autorowi prawo wyboru w tej kwestii, nie musiałby się do tej pisaniny uciekać, tymczasem tak naprawdę postawił się w pozycji posłańca, musiał sprawdzić, co opowieść chce opowiedzieć.) Barth przypisuje opowieści wartość bezwzględną.

Silnie przemawia w Ostatniej podróży tendencja Bartha do radykalnego naturalizmu. Żadne wydzieliny ludzkiego organizmu nie zostaną w opowieściach pominięte: ekskrementy, plwociny, wymioty czy w końcu i może najbardziej szokująca w tym zestawie, (bo w literaturze najrzadsza) miesiączka. Ale to wcale nie naturalizm fizjologiczny najsilniej testuje tu odporność czytelnika. Już wspominałam, że to "niewinne" okrucieństwo opowieści Sindbada jeży włosy, drugi takim elementem, który każe nam się zmierzyć z własnym przekonaniem o tym co moralne i uzurpowaniem sobie praw do sądów, są motywy kazirodcze.

I w końcu, choć może żeby namówić przyszłych czytelników od tego powinnam była zacząć, Ostatnia podróż Sindbada Żeglarza to powieść przepełniona erotyką (proszę się nie bać, nie kazirodczą). To oczywiście prosta pochodna Baśni z tysiąca i jednej nocy, które również erotyką stoją (znaczący dobór słów). Przy czym przyznam, że ja niedoczytane Baśnie i ich erotyzm wspominam jako nudne, natomiast Barth, cóż... zbyt jest sugestywny, żeby nużyć. Jest to znakomity miszmasz baśniowo- naturalistycznej estetyki (te wszystkie zabby i wahaty!). Dosłowności i poezji, melancholii i pożądania. Zresztą ujmując to z odpowiedniej strony, cała książka jest poszukiwaniem odpowiedzi na pytanie: jest czy nie jest Jasmin - córka Sindbada, dziewicą? ( I doprawdy ujęło mnie stwierdzenie, że jedyną niezainteresowaną -wręcz znudzoną - i pytaniem i odpowiedzią, jest sama Jasmin).

Ostatnia podróż Sindbada (choć naprawdę Ktosia) Żeglarza to trudna książka. Po pierwsze ze względu na "zgrzyty" - te momenty kiedy trzeba przystanąć i się zastanowić nad tym co się czyta, ułożyć sobie w głowie pozornie niepasujące obrazy. Tu bohater, który budzi największe współczucie może być jednocześnie najgorszym draniem, dobra i wrażliwa dziewica, pragmatyczną egoistką. Bohaterski czyn popisem okrucieństwa, a okrucieństwo sposobem pocieszenia. Do tego bardzo silnie wpływa na czytelnika nastrój przemijania i pożegnania. Jest też trudna ze względu na język, wspominałam o zmieniających sie narratorach, do tego mamy kontrasty ze słów rodem z baśni i potocznych współczesnych i , dość często, bardzo długie, bardzo skomplikowanie złożone zdania. To nie są przypadkowe eksperymenty literackie, ten język służy wyraźnemu celowi, tworzy dodatkową warstwę miedzy czytelnikiem a opowieścią, usamodzielnia opowieść jako niezależny byt, bo to przecież metafikcja, literatura autotematyczna, klasyczny postmodernizm (przydatne słowa).

Jest też cechą geniuszu Bartha umiejętność wkładania w jedną i tę samą rzecz nieokiełznanej metaforyczności i uziemionego konkretu (Pewnego razu, w sobotę, we wtorek) - to świetnie widać na przykładzie Simona Behlera starszego pisarza ze stanu Meryland -jak nie dopatrywać się w nim samego Bartha (Johna Simmonsa),nie zastanawiać ile ze swego życia podarował Behlerowi?, a jednocześnie tytułowe imię Simona to Ktoś, do tego nie ma on wyraźnego charakteru (któż by chciał tak przedstawić siebie?),wiecznie szukający, zawsze pozostaje trochę obok, to czemu oddaje się w książce to permanentne opowiadanie. Człowiek transparentny. Ktoś opowiada historię, każdy może być Ktosiem.

Wspaniałą klamrą spina też Barth wszystkie te podróże, zakończenie, które przynosi odpowiedzi jakich się spodziewaliśmy i tak jest kompletnie zaskakujące. Ostatnie sto pięćdziesiąt stron opowieści, w pełnej baśniowej aurze, z całym baśniowym okrucieństwem, i charakterystycznym barthowym naturalizmem, jest jednocześnie niewiarygodnie romantyczne. A my ponownie odkrywamy to, co podejrzewaliśmy na początku: ta książka to pożegnanie.
A ja po tej długiej recenzji (czytałam trzy tygodnie, myślałam przy tym całkiem sporo, więc proszę mi wierzyć, streszczałam się!) pożegnam się cytatem (odrobinę sparafrazowanym)

"Cały świat istnieje, gdy my jesteśmy tutaj: tygrysy w dżungli, Chińczycy w Chinach, wieloryby w oceanach globu"

Całość na statekglupcow.wordpress.com

Tytułową podróż po angielsku obywa kto inny, Somebody The Sailor - Ktoś- Simon Behler - Sindbad Ciągle w Tarapatach- żebrak z Baśni tysiąca i jednej nocy -imiennik wpuszczony przez Sindbada Żeglarza na ucztę -zagubiony topielec z innego świata. Ta rozbieżność tytułów pokazuje jak trudnym zadaniem jest tłumaczenie Johna Bartha, intelektualisty grającego na słowach własną...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    43
  • Przeczytane
    20
  • Posiadam
    7
  • Literatura amerykańska
    2
  • Chcę w prezencie
    1
  • Wpadki
    1
  • Wishlist - USA
    1
  • 27 Literatura amerykańska
    1
  • Wymienię/sprzedam
    1
  • Literatura piękna (nieazjatycka)
    1

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Ostatnia podróż Sindbada Żeglarza


Podobne książki

Przeczytaj także