Podróże po Azji Środkowej 1885-1890

Okładka książki Podróże po Azji Środkowej 1885-1890 Bronisław Grąbczewski
Okładka książki Podróże po Azji Środkowej 1885-1890
Bronisław Grąbczewski Wydawnictwo: Wydawnictwo Naukowe PWN literatura podróżnicza
711 str. 11 godz. 51 min.
Kategoria:
literatura podróżnicza
Wydawnictwo:
Wydawnictwo Naukowe PWN
Data wydania:
2010-01-01
Data 1. wyd. pol.:
2010-01-01
Liczba stron:
711
Czas czytania
11 godz. 51 min.
Język:
polski
ISBN:
978-83-01-16445-4
Tagi:
podróże Azja Środkowa historia
Średnia ocen

7,6 7,6 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
7,6 / 10
16 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
239
225

Na półkach: , , , ,

Samemu podróżując po Azji Środkowej czytałem wpisy na blogach i oglądałem relacje z podróży z krajów kończących się na -stan. W wielu miejscach napotykałem się na mityczne relacje z chanatów, prywatnych wąwozów z kilkusetletnimi dynastiami na tronie, odizolowanych pasterzy, zbójców i przedstawicieli ludów jeszcze niedawno nieznanych, mimo, ze żyjących na odwiecznym Jedwabnym Szlaku. Możliwość udania się w podróż Azji Środkowej z czasów carskiej Rosji i cesarstwa w Chinach była niesamowitą podróżą nie tylko w czasie, ale też okazją do poznania "oryginalnej" kultury regionu, nie zsowietyzowanej, nie zsinizowanej. I choć Grąbczewski, jako szef ekspedycji, często zasypuje nas odczytami z położenia geograficznego, których laik nie zrozumie, to jest to miły dodatek, aby "odnaleźć się" w tej magicznej krainie chanów, koczowników i handlarzy. Warto tę książkę pochłonąć i przenieść się do tej magicznej krainy, która już dziś wygląda inaczej.

Samemu podróżując po Azji Środkowej czytałem wpisy na blogach i oglądałem relacje z podróży z krajów kończących się na -stan. W wielu miejscach napotykałem się na mityczne relacje z chanatów, prywatnych wąwozów z kilkusetletnimi dynastiami na tronie, odizolowanych pasterzy, zbójców i przedstawicieli ludów jeszcze niedawno nieznanych, mimo, ze żyjących na odwiecznym...

więcejOznaczone jako spoiler Pokaż mimo to

avatar
1757
1756

Na półkach:

Gdzież ja nie byłam! Czegóż nie widziałam! A najważniejsze z kim to wszystko przeżyłam! Panie i Panowie… oto Bronisław Grąbczewski!
Że kto to taki? Też nie wiedziałam i również zadałam sobie to pytanie patrząc na okładkę książki, a którego wstydzić się będę do dni mych ostatnich. Odkąd jednak czytam serię "Odkrywanie Świata", niezwykłe osobowości z minionych stuleci, a zwłaszcza ich dokonania, stają mi się nie tyle bliskie, co ważne dla wiedzy o dokonaniach Polaków.
Bronisław Grąbczewski, jak pisze we wstępie Andrzej Grzeszczuk, to osobowość, która "ze wszech miar zasługuje na miano postaci niezwykłej. Generał rosyjski, gubernator Astrachania, hetman kozacki, wielki podróżnik, zarazem polski szlachcic, syn powstańca styczniowego". Być może dlatego spotkałam się również z określeniem zdrajca i szpieg.
A co sam mówi o sobie?
Pomny przysięgi na wierność ojczyźnie złożonej ojcu i "w obawie by nie użyto przeciwko mym rodakom, natychmiast wszcząłem starania o translokację na Wschód. W Turkiestanie, na Dalekim Wschodzie i w Astrachaniu spędziłem 35 lat i wróciłem do Warszawy dopiero w roku 1910, jako emerytowany generał dywizji i były hetman kozacki". To umiłowanie do wędrówek myśliwskich, żądza nowych wrażeń i odkryć, a przede wszystkim miłość własna, którą błędnie umysłem współczesnego człowieka skojarzyłam z egoizmem, a która w ówczesnych czasach przybierała postać dumy, honoru lub ambicji w zależności od okoliczności wydarzeń, pchały go w liczne trasy wypraw naukowych. W tej książce opisał tylko 5 lat ze swojego długoletniego pobytu na Wschodzie, w tym przypadku spędzonego w Azji Środkowej dzisiejszych terenów Zachodnich Chin, Afganistanu i Tadżykistanu.
To właśnie tam zabrał mnie na trzy wyprawy do Kaszgarii, Pamiru, Hindukuszu, do źródeł rzeki Indus oraz w pustynie Raskemu i Tybetu. A każdą inną, z mapą geograficzną usianą białymi plamami, uzupełnianymi na bieżąco w trakcie wędrówki przez autora wspomnień. Bo dla niego, obeznanego już z obyczajami i kulturą tych stron, najważniejsze były badania naukowe – mierzenie położenia i wysokości n.p.m. napotykanych gór, szczytów, przełęczy, kotlin, wyżyn, dolin, rzek, nadawanie bezimiennym nazw, sporządzanie kilka razy dziennie notatek z danymi meteorologicznymi, zbieranie minerałów i owadów, łowienie drobnych zwierząt, polowanie na duże ssaki, zdejmowanie zdjęć, jak to zapożyczając z rosyjskiego mawiał o fotografowaniu okolic i miejscowej ludności. Jego cenne materiały naukowe służyły potem Polskiemu oraz Rosyjskiemu Towarzystwu Geograficznemu do naukowych opracowań. Doczekał się nawet nazw zwierząt swojego imienia lub nazwiska, nie wspominając już o reszcie splendorów.
Dla mnie natomiast była to przede wszystkim magiczna przygoda. Wyprawa niemal baśniowa do świata, z którego do czasów obecnych niewiele zostało. Do miast rządzonych karą chłosty lub śmierci, w których funkcjonowała izba tortur rodem ze średniowiecza, a zakuci w szale (rodzaj dybów) snujący się po ulicach, byli częstym widokiem na jego ulicach. Krain, w których można było kupić, posiadać lub sprzedać człowieka w niewolę. Ludzi, dla których widok rozpuszczającej się sody w szklance wody był wystarczającym powodem do podejrzeń o magię i sprowadzaniem złej pogody. Czczących grób praojca Adama i tolerujących wyznawców sekty Kalender, mieszkających na cmentarzach. Zatkniętych głów, ściętych wrogom, na żerdziach wrót i murach miasta. Żebraków i bogaczy liczących majątek tylko w tysiącach koni i bydła, ale ubiorem i sposobem życia nieróżniących się niczym. Władców zabijających własnych ojców, by samemu objąć tron. Wystawnych przyjęć towarzyszących wizytom i rewizytom najznamienitszym członkom wspólnoty, na których obfitość, różnorodność jak i sposób przyrządzania dań wprawiała w zdumienie, a pijawki smażone w cukrze czy kołduny z psiego mięsa były poważnym wyzwaniem dla polskiego podniebienia. Świat emirów, wezyrów, chanów, wędrownych bardów, książąt, ale niestety bez księżniczek. Kontakt z kobietami był bardzo utrudniony, a przez to sporadyczny i tylko przypadkowy. Ich rola była ściśle wyznaczona przez patriarchalne normy społeczne, dając podróżnikowi podstawę do takiego wniosku: "Były one mniej lub więcej powabnemi samicami, zupełnie pogodzonemi ze swem poddańczem położeniem." Ten cytat to również próbka języka jakim posługiwał się autor, o którego pozostawienie w oryginalnej pisowni postarał się wydawca. Od siebie dodam – na szczęście!
A każda z tych wypraw bardzo niebezpieczna. W rejonie, w których ścierały się wpływy trzech ówczesnych mocarstw: Rosji, Chin i Anglii, walczących o dominację na tych dziewiczych terenach, z narodami oddającymi się pod opiekę jednego bądź drugiego państwa, w zależności od prowadzonej polityki wobec ludności, wszczynającymi wojny o tereny, w których zwyciężonych mordowano do ostatniego człowieka, trzeba było kunsztownej dyplomacji, którą posługiwał się podróżnik, by nie stracić cennych zbiorów, koni, przyrządów naukowych, a nawet życia przechodząc przez takie mosty lub wąskie ścieżki u podnóża gór, o ile w ogóle istniały.
By nie poddać się skrajnie trudnym warunkom wysokich gór, znieść bardzo niskie lub bardzo wysokie temperatury, przetrzymać nawałnice śniegu, deszczu (nieznane mi wcześniej zjawisko silu) i ataki dzikich zwierząt, nie umrzeć z pragnienia, wychłodzenia lub z powodu chorób. O rozmiarze wypraw świadczy dołączona do książki mapka, na której grubszymi liniami zaznaczono szlak karawany, a która była mi bardzo pomocna, wręcz niezbędna w śledzeniu kolejnych etapów wędrówki.
I jeszcze jedno wrażenie, a właściwie obraz, jaki pozostał w mojej pamięci. Portret nieprzeciętnego człowieka, który niewiele opowiedział o sobie, ale to o czym pisał i jak to napisał, pozwoliło mi na ujrzenie osobowości nietuzinkowej. Człowieka honoru, subtelnego dyplomaty, potrafiącego pozyskać sympatię cara i jego syna, a tym samym fundusze na badania, miłość i wierność poddanych mu kozaków, podziw i przyjaźń herszta bandy. Dla którego szacunek wobec drugiego człowieka cenił sobie bardzo wysoko. Sprawiedliwy w traktowaniu współtowarzyszy podróży. Odważny w podejmowaniu trudnych decyzji w sytuacjach zaskoczenia. Mogłabym tak wymieniać w nieskończoność, więc westchnę tylko mówiąc – gdzie ci mężczyźni z tamtych lat? Z takim obeszłabym świat dookoła kilkakrotnie, ufając bezgranicznie, że moje życie przedkładałby nad swoje. I tylko siwka żal… Wiernego konia, który uratował życie swemu panu. Musiałam mocno zżyć się z karawaną, skoro żal mi konia nieżyjącego od ponad 120 lat!
Tak to jest, jak się człowiek zatopi w siedmiuset stronach innego świata z taaaakim Mężczyzną…
http://naostrzuksiazki.pl/

Gdzież ja nie byłam! Czegóż nie widziałam! A najważniejsze z kim to wszystko przeżyłam! Panie i Panowie… oto Bronisław Grąbczewski!
Że kto to taki? Też nie wiedziałam i również zadałam sobie to pytanie patrząc na okładkę książki, a którego wstydzić się będę do dni mych ostatnich. Odkąd jednak czytam serię "Odkrywanie Świata", niezwykłe osobowości z minionych stuleci, a...

więcej Pokaż mimo to

avatar
1
1

Na półkach:

Niesamowita, pełna przygód relacja z podróży po Azji Środkowej. Nie mogłem się nadziwić w jakich warunkach Bronisław Grąbczewski eksplorował nieznane wówczas rejony. Prosty, ale barwny język, ciekawe opisy, dużo ciekawostek na temat przyrody oraz kultury. Jako osoba, która miała okazję być w Azji Środkowej zdecydowanie polecam tę książkę, tym bardziej, że opatrzona jest zdjęciami "z epoki".

Niesamowita, pełna przygód relacja z podróży po Azji Środkowej. Nie mogłem się nadziwić w jakich warunkach Bronisław Grąbczewski eksplorował nieznane wówczas rejony. Prosty, ale barwny język, ciekawe opisy, dużo ciekawostek na temat przyrody oraz kultury. Jako osoba, która miała okazję być w Azji Środkowej zdecydowanie polecam tę książkę, tym bardziej, że opatrzona jest...

więcej Pokaż mimo to

avatar
62
51

Na półkach:

Trafiłem na postać Bronisława Grąbczewskiego nieco przypadkiem, w ręce wpadł mi II tom jego podróży (Przez Pamir i Hindukusz do źródeł rzeki Indus) wydany przze Gebethnera i Wolffa jeszcze przed II WŚ. Sama biografia autora nadaje się na osobną książkę (kartograf, szpieg, wojskowy, urzędnik carski). Jego opis podróży po Azji Centralnej po prawie 150 latach robi kolosalne wrażenie. Sprzęt, nawigacja, opis trudów podróży i język z epoki - nieprawdopodobna podróż literacka, którą warto podjąć.

Trafiłem na postać Bronisława Grąbczewskiego nieco przypadkiem, w ręce wpadł mi II tom jego podróży (Przez Pamir i Hindukusz do źródeł rzeki Indus) wydany przze Gebethnera i Wolffa jeszcze przed II WŚ. Sama biografia autora nadaje się na osobną książkę (kartograf, szpieg, wojskowy, urzędnik carski). Jego opis podróży po Azji Centralnej po prawie 150 latach robi kolosalne...

więcej Pokaż mimo to

avatar
368
253

Na półkach: ,

Trafia w moją potrzebę konkretu.
„W Girinie osiedlili się misjonarze angielscy, z doktorem Grey’em na czele. Doktora tego niesforni żołnierze lanzy osobistej Dzian- Dziunia schwytali w bramie miejskiej, zaciągnęli do kordegardy i z zachowaniem ceremoniału chińskiego wsypali mu 300 kijów, pod pozorem że późno wracał z miasta”. I tak dalej w tym duchu. Podoba mi się rytm opowiadania. Prosty język, konkretne komunikaty: kirgiska jurta wyglądała tak i tak, małżeństwo, pogrzeb, majątek, wyścigi, ciuchy, imprezy, menu.

Jednak co szpieg to szpieg- nie mazgai się. Ważne są zasoby poszczególnych regionów, organizacja transportu, poczty, administracji i armii. Woda to pierwsza rzecz. Pustynnienie i zmiana biegu rzek zmuszają całe miasta przeprowadzek. Przy budowie kanałów nawadniających trzeba uwzględnić wahania poziomu wód w rzekach, a ma to związek nie tylko z porą roku i temperaturą, ale też z zachmurzeniem, bo w pochmurne dni słońce nie roztapia lodowców. Kanały ciągną się całymi kilometrami, przechodzą pod drogami znikając na chwilę pod ziemią. Wytyczający kanał kładzie się na ziemi nogami w stronę rzeki i patrzy na horyzont za sobą. Jeśli niebo i ziemia są w odpowiedniej proporcji- wyznacza przebieg kanału. Dwa kroki dalej powtarza procedurę.
Dlaczego zdjęcia nie płyną równo z tekstem? Zachowują kolejność, ale wyprzedzają opowieść. A w niej są przecież wyraźne odwołania do konkretnych fotografii. Patrząc, można wyobraźnią wyostrzyć kontury targu w Kaszgarze, sklepu obuwniczego w Chotanie, pomalować zdjęcia przełęczy i dziewczyn, a można po prostu oglądać twarze ludzi z końca mapy. Przyglądam się im i czuję, jakby mnie przyłapali na podglądaniu- te uśmiechnięte, i ci nadęci własną powagą lub owcami, i ci
przykucnięci na dywanikach ludzie w wieku moich prapradziadków. Zdjęcia podpisane są „Typy bogatych Kirgizów z Pamiru” albo „ Typ ubogiego Kirgiza na Pamirach”; faceci stoją w podobnych chałatach, jednakowo niewyrośnięci, tylko po tym, jak patrzą można odróżnić jednych od drugich. Czarno- białe zdjęcia z książki porównuję z tymi z wypraw do Pakistanu z Internetu. Zdjęcia zrobione przez himalaistów z liofilizowanym, kosmicznym jedzeniem w plecakach, pokazują te same domy, kozy, twarze, czapki, mosty, drogi. Tylko buty i ciuchy ciut nowocześniejsze. Przynajmniej nie muszą się już sami obszywać.
Lokalne konflikty, brak wody, dróg, psia pogoda, trzęsienie ziemi, słowem wycieczka all inclusive.
Wszystko to, i inne rzeczy też, sprawiają że Sprawa Jest Poważna. To normalne, że poważnie traktowane są wielkie góry i przeprawy przez rwące rzeki. Ale jednakowo poważnie traktowani są ludzie, którzy tam mieszkają- nie tylko przewodnicy, co wisząc nad przepaścią potrafią na linie przeprowadzić całą karawanę, ale nabzdyczony chiński urzędnik, albo chan co po imprezie trzeźwiał w ogrodzie, aż się przeziębił i krzyczy otrułeś mnie, otrułeś! Bardziej akcentowana jest obcość Anglików, obowiązuje zasada miejscowe jest święte. To gniazdo paradoksów. Pierwszy z brzegu: angielski sposób kolonizacji jest niecywilizowany, a rosyjski owszem jest. Drugi niech wyłuszczy cytat: „W cztery lata później Rosja zajęła Pamiry. Stojąc na wzgórku, widzieliśmy (…) działa górskie zaprzężone w sześć koni. Turdy –Kuł- bek wskazując armaty rzekł „oto są owe czarne owady które pan cztery lata temu zbierał. Jakże pięknie urosły! Ja już wtedy podejrzewałem że do tego dążycie, ale nie mogłem się zorientować, do czego wam jest potrzebny ten kraj biedny i zapomniany tak przez Boga.” Przeczytałam całą książkę i też nie mogę się zorientować.

Trafia w moją potrzebę konkretu.
„W Girinie osiedlili się misjonarze angielscy, z doktorem Grey’em na czele. Doktora tego niesforni żołnierze lanzy osobistej Dzian- Dziunia schwytali w bramie miejskiej, zaciągnęli do kordegardy i z zachowaniem ceremoniału chińskiego wsypali mu 300 kijów, pod pozorem że późno wracał z miasta”. I tak dalej w tym duchu. Podoba mi się rytm...

więcej Pokaż mimo to

avatar
66
50

Na półkach: ,

Drugą nadzwyczajnie kosztowną rzeczą u Kirgizów jest ożenek, bo za żonę trzeba zapłacić kałym (wykup),który, zależnie od znakomitości i bogactwa rodu żony, dochodzi do takich sum, że nowożeniec nieraz rujnuje się zupełnie.

Drugą nadzwyczajnie kosztowną rzeczą u Kirgizów jest ożenek, bo za żonę trzeba zapłacić kałym (wykup),który, zależnie od znakomitości i bogactwa rodu żony, dochodzi do takich sum, że nowożeniec nieraz rujnuje się zupełnie.

Pokaż mimo to

avatar
837
109

Na półkach: , , ,

Ojciec Bronisława Grąbczewskiego był powstańcem biorącym udział w powstaniu styczniowym, a sam Bronisław rósł w domu o patriotycznych korzeniach. Jednak, gdy dorósł był na rozdrożu: podążać za głosem patriotyzmu, czy głosem pasji? Bo był z niego pasjonat podróży, odkrywania nieznanego, miał żyłkę awanturnika. To wszystko spowodowało, że zaciągnął się do armii rosyjskiej, jednak jednocześnie - by uniknąć "zaszkodzenia rodakom" wnioskował o skierowanie do Azji. I tak zaczęło się jego niesamowite życie podróżnika i odkrywcy.

"Podróże po Azji Środkowej. 1985-1890" to zbiór trzech samodzielnie wydanych książek, które po wielu latach Wydawnictwo PWN zdecydowało się wydać w jednej księdze, by dać nam szansę poznania dokonań naszego znamienitego rodaka. Bo jest o czym pisać, o czym mówić! Brał onudział w wielu ekspedycjach politycznych i poznawczych. W ich trakcie skrupulatnie notował swoje spostrzeżenia, robił pomiary meteorologiczne i geograficzne, zbierał kolekcje przyrodnicze, robił zdjęcia. Innymi słowy - odkrywca doskonały :) A miał okazje zbadać tereny albo w ogóle jeszcze dla ludzi "ucywilizowanych" nieznane, albo znane w bardzo niewielkim stopniu.

W tomie wydanym przez PWN mamy okazję poznać zapiski z jego trzech wypraw: "Kaszgarja", "Przez Pamiry i Hindukusz do źródeł rzeki Indus" oraz "W pustyniach Raskemu i Tybetu". Mi osobiście obszary praktycznie w ogóle nieznane. Bronisław Grąbczewski jest świetnym narratorem, wciągnął mnie w swoje przygody bez trudu. A są to przecież podróże w XIX wieku, kiedy tamte tereny były niekoniecznie przyjazne dla podróżujących ;) No i nie mieli oni helikopterów, samolotów, telefonów satelitarnych oraz zaplecza TVN czy TVP2 ;) Po przeczytaniu tej książki jestem pełna podziwu dla osób, które przez rok czy dwa błądziły po bezdrożach, narażając się na wszelakie niebezpieczeństwa, a to wszystko po to, by zbadać nieznany obszar, nawiązać kontakty z różnymi społecznościami, czy zbudować relacje polityczne. Mam dla nich wielki szacunek, aż szkoda, że tak niewiele o nich wiem, może teraz będę się uważniej rozglądała dookoła, by poczytać coś jeszcze na ten temat.

A na dodatek Grąbczewski jest bystrym obserwatorem, który z tych wypraw wyciągnął masę wiadomości, a dzięki temu my mamy okazję je teraz poznać. Wiadomości dotyczące geografii, fauny i flory, dróg, przepraw, sytuacji politycznej, militarnej, kultur, tradycji, języków, wyżywienia, pogody, zasobów naturalnych, agrokultury i masy innych rzeczy. I nie jest to nudne! Autor podaje nam wszystkie te informacje w ciekawy sposób, czułam się wręcz tak, jakbym jechała na koniu obok niego :) A dodatkowo wciągała mnie akcja - te wszystkie intrygi polityczne, szarady między władzami, zależności, napady na ich wyprawę, przeszkody naturalne, choroby, brak pieniędzy, rywalizacja Rosji i Anglii na tych obszarach. No mówię Wam - tysiące kilometrów, bogactwo przeszkód i wyzwań do pokonania. A on - wraz z grupką lojalnych kozaków i współpracowników - dał radę :)

Przyznam, że czytając o warunkach podróży i życia w trakcie wyprawy czasami jeżyły mi się włosy na głowie. Po pierwsze - zeszłabym z tego świata przy pokonywaniu pierwszych ścieżek (bo dróg w większości przecież nie było) na wysokości kilku tysięcy metrów. A jeżeli nie tam, to przy podróżowaniu "balkonami". Najdalej już przy przeprawianiu się przez rzeki. A do tego jeszcze milion innych przerażających momentów! Jakby się czytało przygody Tomka ;)

Dzięki tej książce miałam okazję poznać masę, naprawdę masę nowych informacji, dla mnie niezmiernie interesujących. Oto przykład ciekawych zwyczajów, które panowały w tamtych rejonach:
"Przysięga na ziemię wśród Kirgizów odbywa się w ten sposób: Po szczegółowem omówieniu sprawy, przysięgający klękają twarzą do siebie, wyjmują z zapasa noże i, mówiąc: Alhamdu-Lilło, Rachman i Rachim (w imię Boga Wszechmogącego i Sprawiedliwego) uderzają razem nożami w ziemię. Okruchy ziemi, które przylepiły się do mego noża, zjada mój towarzysz, a ja z jego noża, mówiąc: Hu do ursyn (niech skarze Bóg) - i ceremonja skończona." [1]

Przerażające były opisy chorób panujących wśród ludności:
"Po pewnym przeciągu czasu gdzieś na ciele zjawia się bolesny pryszczyk, który bardzo swędzi. Oczywiście człek drapie, pryszczyk się zaognia, powstaje jątrząca się ranka, z ktorej wygląda czarna główka glisty, wielkości główki do szpilki.
Są specjaliści krajowcy, którzy umieją tę główkę uchwycić i, wyciągając glistę z nadzwyczajną ostrożnością, nawijają główkę na patyczek drzewa, cieńszy od zapałki (...)" [2]

A stosunek do zwierząt bywał czasami makabryczny! Tutaj przykład uzyskiwania futra z karakuł:
"Nie jestem pewien, czy im (paniom - dopisek własny auroki recenzji) wiadomo, w jaki barbarzyński sposób otrzymuje się te ładne futerka! Otóż owcę, która ma urodzić za parę dni, przywiązują do pala i szeroką pałką biją po bokach i krzyżu, póki nieszczęśliwe stworzenie nie poroni małych. Naturalnie, wiele owiec nie przenosi takiej operacji; wtedy je dorzynają." [3]

Jednakże wiele więcej jest informacji ciekawych, fascynujących, zabawnych, więc całość zdecydowanie warto jest poznać!

Książka - jak już wspomniałam - pełna jest informacji, wymaga więc od nas skupienia przy czytaniu. Szczególnie, że nazwy własne są dla nas mocno egzotyczne i łatwo się w nich zgubić. Wydawnictwo zafundowało nam gratkę i nie zaadaptowało tekstu do aktualnej polszczyzny, czytamy więc autentyczny tekst pisany przez Grąbczewskiego. Moim zdaniem jest to świetny zabieg potęgujący przyjemność lektury. Bo nie jest to niezrozumiała polszczyzna sprzed wielu wieków, ale urocza polszczyzna XIX wieku, którą czytało mi się wybornie.

Dodatkowym plusem jest wydanie - solidna twarda oprawa, skromna, a jednocześnie przyciągająca wzrok okładka, dobrej jakości papier, a by ulepszyć jej trwałość książka jest szyta. Dodatkowym rarytasem są zdjęcia robione przez autora, oczywiście niewielkie, czarno-białe, ale to przecież zrozumiałe.

Są też minusy, chociaż mi one bardzo nie przeszkadzały, to jednak niestety były zauważalne. Mapa początkowa to mapa aktualna, nijak mająca się do mapy z czasów autora. Niestety nie możemy sobie dzięki niej "pozwiedzać palcem na mapie". Kolejnym minusem jest to, że zdjęcia nie są ułożone stosownie do tekstu. Autor pisze, że miejsce to uwiecznił na zdjęciu, chce się spojrzeć, a tu fotografia nie tego, co trzeba, a właściwa jest 100 stron dalej. Ja wiem, że wymaga to dodatkowej pracy, ale gwarantowałoby o wiele wyższą jakość czytania. No i tyle, więcej wad niż te dwie nie widzę :)

Ciekawa pozycja dla wszystkich osób ciekawych świata, lubiących poznawać inne kraje i kultury oraz tych, którzy lubią historię "żywą" (czyli niekoniecznie informacje o traktatach i bitwach, a bardziej strawny przekaz kogoś, kto żył w dawnych czasach). Polecam!

[1] Bronisław Grąbczewski, "Podróże po Azji Środkowej", PWN, 2010, str. 185.
[2] Tamże, str. 220.
[3] Tamże, str. 283.

[Recenzja została wcześniej opublikowana na moim blogu - http://ksiazkowo.wordpress.com]

Ojciec Bronisława Grąbczewskiego był powstańcem biorącym udział w powstaniu styczniowym, a sam Bronisław rósł w domu o patriotycznych korzeniach. Jednak, gdy dorósł był na rozdrożu: podążać za głosem patriotyzmu, czy głosem pasji? Bo był z niego pasjonat podróży, odkrywania nieznanego, miał żyłkę awanturnika. To wszystko spowodowało, że zaciągnął się do armii rosyjskiej,...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    74
  • Przeczytane
    21
  • Posiadam
    14
  • Teraz czytam
    3
  • Historia
    3
  • XIX wiek
    2
  • Azja
    2
  • Własne
    1
  • Podróżnicze
    1
  • Wspomnienia/pamiętniki
    1

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki Podróże po Azji Środkowej 1885-1890


Podobne książki

Przeczytaj także