Pierwsze co nasuwa mi się na usta podczas recenzowania tej książki to: "co takiego się stało?". Czy ta książka tak słabo (w porównaniu do innych części) wypadła, bo była po prostu gorsza, czy może już trochę z niej wyrosłam? Nie mam pojęcia. A jednak mimo wszytko książka wcale nie była tragedią, a ja poważnie się zastanawiałam, czy nie wystawić książce wyższej oceny, a jednak w końcu doszłam do wniosku, że 6,5 będzie wprost idealne.

Co działo się z 6 części Domu Nocy? Myślę, że jednak wiele z tym, ze w większości nie były to momenty zaskoczenia, lecz ciągnące się przez pół książki elementy akcji. Na przykład skojarzenie Stevie Rae no i jeszcze oczywiście niezwykle zasmucająca śmierć Heatha ;(( Jednak wszytko wskazuje na to, że Heath, chociaż martwy pozostanie nadal bohaterem książki, a jak wyczytałam akcja Spalonej będzie się rozgrywała w zaświatach, co mnie szczerze mówiąc bardzo pocieszyło, bo darzyłam Heatha dużą sympatią mniej więcej od 2 części Domu Nocy.

Co mi się nie podobało? Hmm... przede wszystkim Eric. To zadziwiające jak bohaterzy Domu Nocy zmieniają się w naszych oczach. Z początku Eric, był po prostu strasznie fajnym chłopakiem, a zamienił się w jakiegoś totalnego chama. Stark też zmienił się w jakiś zły sposób. Zaczął zachowywać się tak jak Darius zachowuje się w stosunku do Zoey, co jest bardzo wnerwiające, a przecież jeszcze niedawno było zupełnie inaczej. Tak samo z Stevie Rae. W porównaniu do 1 części naprawdę baaaardzo się zmieniła i wydaje mi eis, że na gorsze. To jest bardzo duży minus tej serii. Że postacie ciągle zmieniają swoje charaktery. Na początku każdy z nich był niepowtarzalny, a teraz... Myślę, że Dom Nocy po woli się psuje...

Co by tu jeszcze powiedzieć? Chyba powiedziałam wszystko co trzeba. Dodam jeszcze, że książka była mniej wciągająca od jej poprzedniczek i nie trzymała tak w napięciu. Miałam wrażenie, że czytam ją po to by mieć ją po prostu za sobą.

Podsumowując. Postacie niekorzystnie się zmieniają, powieść staje się nużąca. Kilka fajnych wydarzeń jednak zmartwiła mnie śmierć Heatha, a Eric i Neferet (która jest tak strasznie żałosna, ze aż mi mowę odbiera) zachowywali się wyjątkowo żałośnie i zdecydowanie nie dodawali książce uroku (rozumiem, z Eric, mógł być zazdrosny, ale to, ze ok. 2 godz. po zerwaniu zaczął się umawiać z Venus to już lekka przesada). No i to by było na tyle.

PS. Postanowiłam wprowadzić 2 nowe dodatki do recenzji (na razie mamy tylko muzykę). Będzie to "ciekawy przepis" i "pytanie do was". Zaczynamy od zaraz :)

Pierwsze co nasuwa mi się na usta podczas recenzowania tej książki to: "co takiego się stało?". Czy ta książka tak słabo (w porównaniu do innych części) wypadła, bo była po prostu gorsza, czy może już trochę z niej wyrosłam? Nie mam pojęcia. A jednak mimo wszytko książka wcale nie była tragedią, a ja poważnie się zastanawiałam, czy nie wystawić książce wyższej oceny, a...