To już moje drugie spotkanie z Karen Rose i ponownie autorka mnie nie zawiodła, bo powieść naprawdę wciąga. Mam tylko jedno zastrzeżenie... czytając cały czas miałam wrażenie, że gdzieś już to czytałam. "Śledzę Cię" nie tylko ma mnóstwo podobieństw z "Należysz do mnie", późniejszą powieścią autorki. Drugi tytuł jest przerobioną wersją pierwszego. To zepsuło mi nieco przyjemność z czytania... ale tylko troszeczkę ;) Muszę jednak przyznać, że "Należysz do mnie" spodobało mi się znacznie bardziej z wielu powodów, ale może lepiej nie będę się w to zagłębiać.
Wątek seryjnego mordercy, który zabija przestępców a swoje zbrodnie dedykuje głównej bohaterce, prokurator Kristen Mayhew, naprawdę przypadł mi do gustu. Chyba po raz pierwszy odczuwałam sympatię do tego mordercy, a nie ofiar, które w tym przypadku to gwałciciele, mordercy, skorumpowani sędziowie i bezlitośni prawnicy. Udało mi się nawet dobrze wytypować, kim jest nasz morderca (choć był to raczej ślepy strzał) ;)
Niektórym może przeszkadzać zbyt przesłodzone zakończenie (w końcu wątek romantyczny jest istotnym elementem tej powieści, ale na szczęście nie jest on nachalny). Autorka mogła to rozegrać to troszkę inaczej, ale, no cóż... ja tam lubię szczęśliwe zakończenia, więc mogę na to przymknąć oko ;)

To już moje drugie spotkanie z Karen Rose i ponownie autorka mnie nie zawiodła, bo powieść naprawdę wciąga. Mam tylko jedno zastrzeżenie... czytając cały czas miałam wrażenie, że gdzieś już to czytałam. "Śledzę Cię" nie tylko ma mnóstwo podobieństw z "Należysz do mnie", późniejszą powieścią autorki. Drugi tytuł jest przerobioną wersją pierwszego. To zepsuło mi nieco...