Kim, queer i buki. Wokół „Drzewa krwi” Kim de l’Horizon

LubimyCzytać LubimyCzytać
06.03.2024

Literacka sensacja ze Szwajcarii. Powieść, o której mówi cały świat. Pisana przez 10 lat, opublikowana przed trzydziestką, obsypana nagrodami, wystawiana na deskach wielkich teatrów. „Drzewo krwi” Kim de l’Horizon – to trzeba przeczytać.

Kim, queer i buki. Wokół „Drzewa krwi” Kim de l’Horizon

17 października 2022 roku, Frankfurt nad Menem. Doroczna ceremonia ogłoszenia laureata albo laureatki Deutscher Buchpreis, literackiej nagrody określanej potocznie jako niemiecki Booker. Ten dzień otworzy zupełnie nowy rozdział w jej historii. Wyróżnienie po raz pierwszy otrzyma osoba niebinarna, a zachwycająca „językową ekstrawagancją i dramaturgiczną suwerennością” (cytat z oświadczenia jurorów) i proponująca nowe podejście do kwestii płci książka wywoła prawdziwą burzę w mediach, wśród językoznawców, czytelników i zagranicznych wydawców, którzy będą ją sobie wyrywać z rąk. Po wyczytaniu nazwiska osoba autorska pojawia się na scenie w mocnym makijażu i w zielonej kreacji pozszywanej z tiulu, cekinów oraz sztucznych piór. Z trudem powstrzymując wzruszenie, goli głowę w geście solidarności z Irankami (przypomnijmy, w tym czasie w Iranie trwały demonstracje po śmierci młodziutkiej Kurdyjki Mashy Amini, którą  policja ds. moralności aresztowała za „niewłaściwy strój”). Nazywa się Kim de l’Horizon.

Urodzon_ na planecie wymyślonej przez Ursulę le Guin

Nie przygotował_ mowy, ale pełne emocji wystąpienie złożone ze spontanicznie zaśpiewanej piosenki, podziękowań od serca dla matki i najbliższych, a także wspomnianego aktu politycznego protestu zakończyło się owacjami na stojąco. Kim jest osoba, która stworzyła i wykonała ten niespodziewany performance? Na okładce powieści „Blutbuch” (ukazuje się właśnie w polskim – świetnym! – przekładzie Elżbiety Kalinowskiej jako „Drzewo krwi”) można przeczytać, że urodził_ się „w 2666 roku na Goethen” (to planeta z „Lewej ręki ciemności” Ursuli Le Guin), „w sezonie 21/22 tworzył_ dla berneńskich teatrów jako autorze in-house” i „próbował_ zdobyć attention, m.in biorąc udział w konkursie lirycznym Textreich dla nienapisanej poezji, konkursie Treibhaus dla egzotycznych nowotworów pisarskich i konkursie Dramenprozessor”. Jeszcze jeden wdech, a potem będzie kropka: „Dziś jednak ma dosyć „JA”, studiuje czary u Starhawk, transdyscyplinarność w Zuryskiej Wyższej Szkole Sztuki (ZHdK) i pisze kolektywnie dla magazynu DELIRIUM”.

Piszę ci to, patrząc na buk, i znów przypomina mi się czerwony buk, nachodzi mnie bardzo wczesne wspomnienie, leżę w trawie, ty pochylasz się nade mną, a niebo za tobą zrobione jest z liści. Piszę do ciebie, bo chcę pisać przeciw pogardzie, jaką odczuwam do ciała, odkąd pamiętam i która jest być może współodpowiedzialna za to, że mam tak niewiele wspomnień. Jak można zatrzymać coś, co stale się poddaje, rozmywa, rozpada? Piszę ci to, bo chcę pisać przeciw body negativity, którą odziedziczył_m; może nie bezpośrednio po tobie, ale po kulturze chrześcijańsko-środkowoeuropejskiej. Nie chodzi o obarczanie winą, chodzi o rozplątywanie nitek, które nas utkały: nitek, które związały nas w cierpiących na męskość, które każdego i każdą z nas oplotły kokonem milczenia, wstydu i obłudy.

„Kochana Babciu”

„Drzewo krwi” to autofikcja, gatunek nazywany niekiedy ironicznie „nieślubną córką autobiografii”. Granice między osobą autorską a narratorską rozmywają się. Historię opowiada Kim. Ma dwadzieścia sześć lat, jest po coming oucie, mieszka w centrum Zurychu. Uciekł_ z prowincjonalnego przedmieścia, nie identyfikuje się z żadną z binarnych płci, buduje nową tożsamość. Praca w państwowym archiwum, spotkania z przyjaciółmi, randki na ostro umawiane przez apkę Grindr i pełne miłości, gniewu oraz strachu listy pisane do babci Rosmarie, która popadła w demencję – oto nowe wielkomiejskie życie Kim, celebracja wolności i samostanowienia. Aby wyrazić siebie, uparcie szuka nowych form językowych. Z dezynwolturą łamie składnię, wywraca do góry nogami koniugację, zanurza się w etymologii słów, miesza klasyczny niemiecki z berneńskim dialektem i angielszczyzną, wspomagając się przy tym tłumaczeniami ChatGPT. To radosny flow, swobodny przepływ myśli, uczuć i ciał, pisanie pełne witalnych soków. Jak wir wciąga czytelników w opisywany świat, ale dla tłumacza może być pułapką. Autorka polskiego przekładu poradziła sobie świetnie z tą oryginalną materią i kongenialnie oddała wszelkie niuanse eksperymentalnej narracji.

Czarownice

„Moja książka miała być początkowo klasycznym Bildungsroman – opowiada de l’Horizon w wywiadzie dla „Die Zeit”. – W trakcie pracy zdał_m sobie jednak sprawę, że proponowana nam jest tylko jedna narracja o dorastaniu: dzieciństwo, młodość, dorosłość, rodzicielstwo, bycie dziadkiem, babcią, w końcu śmierć. Prawdziwy rozwój rezerwuje się dla okresu dojrzewania i później, tzw. kryzysu wieku średniego. A życie rzadko kiedy toczy się zgodnie z taką logiką. Dlatego proponuję opowieść queerową, w której całe życie naznaczone jest kryzysami, ranami i traumami”.*

Ponieważ pamiętam te rzeczy, wiem, że kiedyś był_m dzieckiem, ale nie wydaje mi się, żeby to dziecko było mną. Nie wiem, czy wspomnienia z dzieciństwa są moimi, czy też ktoś mi je opowiedział i nie wiem kto, a może je przeczytał_m i nie wiem gdzie. Próbuję pisać o czasie, którego we mnie brakuje, który został w dziecku. Może matczyzna to nie jest miejsce, tylko czas?

Najwyraźniejsze wspomnienia mam o babce. I jest tak, jakby moja świadomość nie za bardzo troszczyła się o to, by zachować mnie, lecz ją. Moja babka ma na imię Rosmarie i była potworem.

Gdy Rosmarie z dnia na dzień zaczyna tracić pamięć, Kim uświadamia sobie luki i niejasności we własnych wspomnieniach. Co znaczyły przebieranki w białe i różowe ubranka dla dziewczynek, aranżowane przez babcię i kwitowane przez nią słowami: „Nie mów mamie, dobrze? To nasza mała tajemnica”? Dlaczego chora wciąż wspomina siostrę, która zmarła jeszcze przed jej narodzinami? Co się stało z cioteczną babką Irmą, która zniknęła jako szesnastoletnia dziewczyna? Dlaczego matka także milczy? Od tych pytań rozpoczyna się rodzinne śledztwo Kim. Cofając się głęboko w XIV wiek, poznaje fascynujące biografie swoich przodkiń: krzepkich chłopek, sages femmes, zielarek nawiedzanych wizjami i parających się czarami, prostytutek, buntowniczek, które nie mieściły się w sztywnych społecznych strukturach. To historia kryzysów, ran i traum przenoszonych z pokolenia na pokolenie.

Twoje robienie na drutach mnie fascynowało. „Oplatało”, uwaga!, subtelny alert. Koniecznie chciał_m nauczyć się dziergać. A matka nie chciała mi pomóc, nie mogła, tak przynajmniej mówiła. „To gówniane zajęcie dla dziewczynek. Chłopcy uprawiali sport, a my godzinami ćwiczyłyśmy ściegi. Mężczyźni robili świat, podejmowali decyzje i wszystko co ważne, kobiety musiały siedzieć w domu i cerować ich ubrania. Zapomniałam, jak się robi na drutach od razu po szkole, nie mogę cię nauczyć”. Dlatego to ty, babciu, mnie nauczyłaś. Siedzę ci na kolanach, twoje ramiona mnie podtrzymują, ręce obejmują moje ręce, palce ciągną, wywracają na lewą stronę, łączą nić, wychodzi z lewa i idzie na prawo, czuję, jak przepływa pod opuszkami palców, i kiedy to do ciebie piszę, na komputerze, moje palce przypominają sobie dzierganie, szczelnie otoczone twoimi szorstkimi, twardymi, gruzłowatymi palcami, odnóżami pająka, twoim aparatem gębowym, odwłokiem, głowotułowiem, twoimi częściami, ja jestem twoją częścią, w robieniu na drutach, w pisaniu — bez różnicy — jestem z tobą związan_.

Sekretne życie buków 

W tej historii olbrzymi udział mają też drzewa. Konkretnie buki, przez wielu uważane za magiczne. Pradziadek Kim sadzi je dla każdego ze swoich dzieci, a najważniejszy jest czerwony buk. W pasjonującym botanicznym researchu, jaki robi Kim, ujawniają się zaskakujące powiązania między rodzinną historią, dyskursami nacjonalistycznymi (według niektórych bukologów najstarszy buk czerwony pochodzi ze Szwajcarii), walkami klasowymi, podaniami, kulturą parkową i miłością do lasu.

Wiele można usłyszeć w tej tajemnej mowie drzew. Usłyszeć, wyczytać i zachwycić się jak autorka „Cukrów” i „Pustostanów”: „Odczuwam tę książkę tak, jakby była ona wielką ucztą w ogrodzie, na której wszyscy goście tańczą w maskach przebrani za drzewa. Albo jakby była ona wielkim różowym swetrem zrobionym na drutach. Splot wątków o rodzinnych sekretach, queerach, botanicznym śledztwie i szwajcarskich mniejszościach jest olśniewający, przejmujący i prawdziwy. Układanie się z rzeczywistością, przyswajanie dalekich od naturalności reguł i wrastanie w jej zdrewniałe tkanki nigdy dotąd nie zostały zapisane tak zmysłowo. Czytanie tej książki jest doświadczeniem emocjonalnie intensywnym. To niemożliwe, ale odczułam też głęboki wzrost – pewnie sama stałam się drzewem” – napisała po lekturze „Drzewa krwi” Dorota Kotas.

Barbara nie była najpiękniejsza, ale też nie najbrzydsza, miała w sobie wielką szlachetność. I była dość inteligentna, co zresztą wolała. Nie była jedną z tych kokot, które cieszyły się największym powodzeniem. Niżsi rangą żołnierze korzystali z usług niższych rangą ulicznic i po jakimś czasie Barbara znalazła swoje stałe miejsce. Najwyższe rangą kokoty tak wysoko zadzierały nosy z dumy, że padał im do nich deszcz. Te najpiękniejsze i z największymi piersiami były brane przez najgłośniejszych i najbardziej męskich żołnierzy. Chwała Bogu, że Barbara do nich nie należała. Bo żołnierze pierwszego sortu najczęściej także w łóżku musieli udowadniać swoją męskość i byli strasznie chamscy. Najbardziej bali się blamażu przed kurwą. Problemy z erekcją? Tajemnica bankowa. Jeśli któraś się wygadała, od razu dostawała łomot. Najpiękniejsze koleżanki Barbary często skarżyły się na przemoc żołnierzy i że stale muszą kłamać na temat pewnych części ciała. Nie, Barbara była zadowolona, że nie musi być jedną z najlepszych. Ale nie była też przecież najniższa rangą, jedną z tych, którym dostawali się najgłupsi i najsłabsi żołnierze. Z tego też się cieszyła, bo najniżsi rangą żołnierze też musieli coś sobie udowadniać. Była zadowoloną środkową. Po kilku latach przemierzania kraju, znała większość zielarek między Bałtykiem a Alpami. Ta wiedza w połączeniu z wiedzą Ottilii sprawiła, że Barbara stała się chodzącą biblioteką. Pomagała żołnierzom w leczeniu ran i przy problemach z erekcją, a sobie i innym dziewczynom zapobiegać ciąży i spędzać płody. Z tego początkowego okresu miała tylko jednego syna. Był dobrym dzieckiem, ten Clemens.

Powieść „Drzewo krwi” Kim de l’Horizon ukazała się nakładem Wydawnictwa Literackiego, w przekładzie Elżbiety Kalinowskiej. 20 marca (środa) o godz. 18:00 w Goethe-Institut, ul. Podgórska 34 w Krakowie odbędzie się spotkanie poświęcone książce. Poprowadzi je Justyna Sobolewska, a udział wezmą tłumaczka Elżbieta Kalinowska oraz Dawid Wojtyczka z Federacji Znaki Równości.

* „Was als Krise empfunden wird, ist eigentlich eine Wiederannäherung”. Wywiad Hannes Leitlin z Kim de l’Horizon. Zeit Online, 5.4.2023

Chcesz kupić tę książę w cenie, którą sam/-a wybierzesz? Ustaw dla niej alert LC.

Książka jest już w sprzedaży online

Artykuł sponsorowany, który powstał przy współpracy z wydawnictwem


komentarze [6]

Sortuj:
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
findmc 07.03.2024 10:25
Czytelnik

Przykre, że w dzisiejszym świecie nagrody otrzymują ideologie, nie treści. 

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Jeremy_LK Lk 07.03.2024 12:30
Czytelnik

Widać, że facet jest albo chory psychicznie, bo kto normalny goli se głowe na senie, albo stara się na siłę zrobić szum, żeby gadali.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Niezalogowany
Aby napisać wiadomość zaloguj się
Jeremy_LK Lk 07.03.2024 09:03
Czytelnik

"Nie przygotował_" serio, co to jest? Patrze na te bzdury i wiem jedno. Nasz gatunek jest skazany na zagładę. I nie zabiją nas kosmici. Zniszczymy się sami.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
Moki 07.03.2024 08:07
Czytelniczka

"Aby wyrazić siebie, uparcie szuka nowych form językowych. Z dezynwolturą łamie składnię, wywraca do góry nogami koniugację, zanurza się w etymologii słów, miesza klasyczny niemiecki z berneńskim dialektem i angielszczyzną, wspomagając się przy tym tłumaczeniami ChatGPT". 
Zaintrygowało mnie to zdanie. Zaczęłam się zastanawiać czy to dobrze jest czy niedobrze przejść od...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post więcej
MarWinc 06.03.2024 15:51
Czytelnik

Mocno czekałem na polskie wydanie tej książki. Liczę na to, iż przyniosę ją do domu ze stoiska WL na nadchodzących Targach Książki. A w związku z premierą "Siostry" Maraiego - Wydawnictwo Literackie urasta mi do głównego punktu - prócz "Czytelnika" - który będę chciał na nich odwiedzić...

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post
LubimyCzytać 06.03.2024 10:00
Administrator

Zapraszamy do dyskusji.

Czytelnicy oznaczyli ten post jako spam Zobacz ten post