rozwińzwiń

O stawaniu się osobą

Okładka książki O stawaniu się osobą Carl Ransom Rogers
Okładka książki O stawaniu się osobą
Carl Ransom Rogers Wydawnictwo: Rebis Seria: Psychologia nauki społeczne (psychologia, socjologia, itd.)
504 str. 8 godz. 24 min.
Kategoria:
nauki społeczne (psychologia, socjologia, itd.)
Seria:
Psychologia
Tytuł oryginału:
On Becoming a Person
Wydawnictwo:
Rebis
Data wydania:
2023-05-09
Data 1. wyd. pol.:
2002-01-01
Liczba stron:
504
Czas czytania
8 godz. 24 min.
Język:
polski
ISBN:
9788383387338
Tłumacz:
Maciej Karpiński
Średnia ocen

7,2 7,2 / 10

Oceń książkę
i
Dodaj do biblioteczki

Porównaj ceny

i
Porównywarka z zawsze aktualnymi cenami
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Ładowanie Szukamy ofert...

Patronaty LC

Książki autora

Mogą Cię zainteresować

Oceny

Średnia ocen
7,2 / 10
65 ocen
Twoja ocena
0 / 10

OPINIE i DYSKUSJE

Sortuj:
avatar
71
18

Na półkach: ,

Być może nie tak błyskotliwy i złożony jak Freud czy Jung. Pozbawiony też ich mrocznej, irracjonalne aury ale myślę, że wniósł równie wielki wkład w rozwój wiedzy terapeutycznej i psychologicznej. Człowiek pełen wrażliwości i otwartości , a przy tym bardzo racjonalny i trzeźwy. Przede wszystkim jednak był optymistą jeśli chodzi o naturę człowieka, nie uważał że kierują nami jakieś niepohamowane , destrukcyjne instynkty, które trzeba okiełznać, a jeśli czasem tak wygląda to są po prostu wyparte niezasymilowane emocje, których nie należy demonizować lecz oswoić. Z takiego podejścia wypływała też metoda terapeutyczna polegająca jakby na akceptującym przeżywaniu wspólnie z klientem całego procesu.

Autor bardzo klarownie wyjaśnia jakie są etapy terapii, jakie są jej oczekiwane efekty oraz jak klienci ja przeżywają.

Być może nie tak błyskotliwy i złożony jak Freud czy Jung. Pozbawiony też ich mrocznej, irracjonalne aury ale myślę, że wniósł równie wielki wkład w rozwój wiedzy terapeutycznej i psychologicznej. Człowiek pełen wrażliwości i otwartości , a przy tym bardzo racjonalny i trzeźwy. Przede wszystkim jednak był optymistą jeśli chodzi o naturę człowieka, nie uważał że kierują...

więcej Pokaż mimo to

avatar
370
194

Na półkach: , ,

Dla mnie MENTOR jednym słowem i w pełnym tego słowa znaczeniu. Cieszę się, że za Rogersa wziąłem się już po przejściu przez Freuda, Horney, Fromma oraz Perlsa, a nie jakoś odwrotnie.
Bardzo się cieszę, że poznałem ścieżkę Freuda ze wszystkimi tymi wyżej wymienionymi rozgałęzieniami (unowocześnieniami) - wiele jeszcze zapewne przede mną, lecz już teraz jedno wydaje się być dla mnie oczywiste, - nie doceniłbym Rogersa tak bardzo, gdybym nie zaznajomił się wcześniej dość szeroko z tematyką psychoanalizy.
Książka jest zbiorem esejów i każdy powinien tutaj (co najmniej) – znaleźć coś dla siebie.
Bogactwo jest tak ogromne, że nawet nie ma sensu w tym miejscu czegoś specjalnie zajawiać. Wspomnę tylko, że sam konstrukt RELACJI TERAPEUTYCZNEJ został przeniesiony później przez wielu lepszych i gorszych autorów do najróżniejszej maści - "konkretnych książek" - poradników psychologii, sprzedaży, zarządzania, osiągania sukcesu itd (jeżeli ktoś chce bardziej konkrety, bo tutaj znajdziecie raczej pytania i wyłaniającą się wizję). a co za tym idzie konstrukt Rogersa został wydany w tysiącach a może milionach różnych tytułów, a następnie sprzedany w dziesiątkach, a może setkach milionów egzemplarzy na całym świecie.

Dla mnie MENTOR jednym słowem i w pełnym tego słowa znaczeniu. Cieszę się, że za Rogersa wziąłem się już po przejściu przez Freuda, Horney, Fromma oraz Perlsa, a nie jakoś odwrotnie.
Bardzo się cieszę, że poznałem ścieżkę Freuda ze wszystkimi tymi wyżej wymienionymi rozgałęzieniami (unowocześnieniami) - wiele jeszcze zapewne przede mną, lecz już teraz jedno wydaje się być...

więcej Pokaż mimo to

avatar
37
18

Na półkach:

Książka stanowi zbiór esejów, które koncentrują się wokół jednostki i procesu jej „stawania się”. Zasadnicza treść dotyczy terapii. Mam bardzo mieszane uczucia wobec tej książki.

Atrakcyjna wydała mi się koncepcja konstruowania relacji pomiędzy pacjentem a terapeutą na zasadzie „równy z równym”. Przychodzą mi tu na myśl wspomnienia ze szkoły, gdzie nastawienie niektórych nauczycieli do uczniów było bardzo apodyktyczne, autorytarne, ze stale występującymi elementami agresywnego sarkazmu. Wobec tych doświadczeń koncepcja wyrozumiałości i empatii prezentowana przez Rogersa wydaje mi się wręcz kojąca. Jestem głęboko przekonany o wartości empatycznego podejścia w relacjach, więc postulowane przez autora empatia, wyrozumiałość i nastawienie na zrozumienie przypadły mi do gustu. Książka jest napisana bardzo przystępnym językiem, co umożliwia udostępnienie doświadczeń Rogersa dla niespecjalistów. Duży plus za cytowania i za przykłady, w szczególności za opisy sesji terapeutycznych.

Niestety lista minusów jest zdecydowanie dłuższa. Bardzo nie podobał mi się relatywizm. Zdecydowanie doceniam umiejętność dostrzeżenia w człowieku dobra, jednak przekonanie, że człowiek jest dobry z natury i ku dobremu dąży, jest moim zdaniem daleko przesadzone. Zupełnie nie podzielam optymizmu autora, jego nadmiernej wiary w człowieka. Rogers pisze, że człowiek może być „lenistwem” czy „wrogością”, a świat się nie zawali. Kategorycznie nie zgadzam się z tym stwierdzeniem. Dowodem na poparcie mojego przekonania jest właśnie to, że ludzie — nawet często — bywają leniwi czy wrodzy i świat niejednego człowieka się już od tego zawalił. Potężne konflikty zaczynają się od małych nieporozumień lub niewielkich zaniedbań. Dla mnie nastawienie Rogersa jest zdecydowanie zbyt egocentryczne. Odkrycie swojego „ja” moim zdaniem wymaga wysiłku, pracy nad sobą i trzymania się w ryzach, trzymania w ryzach tego, co nie jest mną, albo co nie chcę, żeby było mną (np. lenistwa). Rogers tymczasem postuluje koncentrację na „ja”, niemalże jego czołobitne ubóstwienie np. poprzez bezwarunkową akceptację.

Ocena i osąd to dwie zasadniczo różne sprawy. W pełni się zgadzam, że od osądu należy się powstrzymywać (a tendencji do niego wyzbyć). Mam świadomość, że na przeszkodzie ocenianiu stoi brak znajomości okoliczności, ale jestem zwolennikiem poglądu, że do oceny mam prawo, a czasami nawet obowiązek. Stwierdzenie, że „ocena dokonana przez innych nie jest mnie wskazówką”, budzi mój głęboki sprzeciw. Tym bardziej teza, że najwyższym autorytetem jest doświadczenie. Wg mnie to bardzo egotystyczne podejście. Osobiście uważam, że zewnętrzna norma, która koreluje z dążeniami wnętrza, jest jednak wykładnią postępowania.

Przytoczone w książce przykłady sesji terapeutycznych wzbudziły we mnie niesmak. Rola terapeuty sprowadzała się tam w większości do parafrazowania i klaryfikowania treści wypowiadanych przez pacjenta. Okazjonalnie do (zbyt) odważnych, żeby nie powiedzieć zuchwałych, sugestii. Pierwsza postawa być może ma walor terapeutyczny (choć gdybym sam był pacjentem pewnie oczekiwałbym czegoś więcej niż przeformułowywania moich wypowiedzi),natomiast druga niesie ze sobą ryzyko narzucania pacjentowi nietrafionych domniemań.

Próbując z szacunkiem traktować doświadczenie terapeutyczne autora, nie potrafię jednak zaakceptować stwierdzenia, że podejście oparte na treningu i na wiedzy jest bezużyteczne. Również poglądy Rogersa na to, jak powinna wyglądać edukacja jakoś mnie nie zachwyciły.

Jeśli chodzi o formę, to książka jest przesadnie rozdęta i przegadana. Wiele treści jest powtórzonych po kilka(naście) razy. Niektórych rozdziałów właściwie mogłoby nie być i książka nic by na tym nie straciła. Dałoby się z niej zrobić esencję na 150 stron. Właściwie to spokojnie można odłożyć tę książkę po 100-150 stronach, a zaoszczędzony czas spożytkować na inne lektury. Trzeba jednak przyznać, że treść da się przefiltrować i wydobyć z niej wartościowe informacje. Podsumowując, książkę uważam jednak za bardziej szkodliwą niż pożyteczną.

Książka stanowi zbiór esejów, które koncentrują się wokół jednostki i procesu jej „stawania się”. Zasadnicza treść dotyczy terapii. Mam bardzo mieszane uczucia wobec tej książki.

Atrakcyjna wydała mi się koncepcja konstruowania relacji pomiędzy pacjentem a terapeutą na zasadzie „równy z równym”. Przychodzą mi tu na myśl wspomnienia ze szkoły, gdzie nastawienie niektórych...

więcej Pokaż mimo to

avatar
378
55

Na półkach: ,

Rogers daje się odczytać jako wrażliwy optymista z dużą dozą naukowej pokory. Treści są uniwersalne i przekazane prostym językiem. Na moje (filozoficzno-psychologiczne) oko zawierają wiele prawdy, nie mniej zniechęciły mnie do psychoterapii humanistycznej - wydaje mi się ona powierzchowna (nie jest to terapia głębi, tylko bardziej takie refleksyjne pitu pitu). Na pewno uczy czytelnika, że ważna jest autentyczność, akceptacja i autentyczność i jeszcze raz akceptacja. Widać, że z Rogersa korzystał Rosenberg - twórca Porozumienia bez przemocy. Fanom PbP na bank książka przypadnie do gustu.
Jest kilka rozdziałów wartych szczególnej uwagi: o tym jak być prawdziwie kreatywnym; co oznacza spójność świadomości, zachowań, emocji; dlaczemu warto zinterioryzować to, że własne życie to proces.

Rogers daje się odczytać jako wrażliwy optymista z dużą dozą naukowej pokory. Treści są uniwersalne i przekazane prostym językiem. Na moje (filozoficzno-psychologiczne) oko zawierają wiele prawdy, nie mniej zniechęciły mnie do psychoterapii humanistycznej - wydaje mi się ona powierzchowna (nie jest to terapia głębi, tylko bardziej takie refleksyjne pitu pitu). Na pewno uczy...

więcej Pokaż mimo to

avatar
40
39

Na półkach:

Jest to przede wszystkim spotkanie z pełnym empatii człowiekiem, którego wrażliwe spojrzenie na rzeczywistość pozwala odświeżyć światopogląd i spojrzeć na ludzkość z nieco bardziej przychylnego punktu widzenia.

Przedstawiona teoria stawania się pełniejszą osobą również jest bardzo ciekawa - i przynajmniej odnosząc się do mojego życia także trafna. Tak rzeczywiście dzieje się na terapii!

Jednocześnie wiele jest też rozważań dość mocno naukowej natury. Przeglądy badań, dokładne opisy metodologii... potrafią zmęczyć. Zawsze można te rozdziały jednak pominąć i skupić się na tym, co nas interesuje najbardziej. A w tej książce na pewno coś takiego się znajdzie!

Jest to przede wszystkim spotkanie z pełnym empatii człowiekiem, którego wrażliwe spojrzenie na rzeczywistość pozwala odświeżyć światopogląd i spojrzeć na ludzkość z nieco bardziej przychylnego punktu widzenia.

Przedstawiona teoria stawania się pełniejszą osobą również jest bardzo ciekawa - i przynajmniej odnosząc się do mojego życia także trafna. Tak rzeczywiście dzieje...

więcej Pokaż mimo to

avatar
421
25

Na półkach:

Zbyt często o tym co "jest", zamiast tłumaczyć "dlaczego i jak".

Zbyt często o tym co "jest", zamiast tłumaczyć "dlaczego i jak".

Pokaż mimo to

avatar
45
5

Na półkach:

Na pewno warto przeczytać. Dzięki książce można poznać sposób myślenia Carla Rogersa i jego proces tworzenia terapii nastawionej na klienta. Jest to opis nurtu humanistycznego w pigułce. Niestety zbyt długa książka, zbyt wiele powielanych tych samych treści. Czytelnik co prawda może wryć sobie na zawsze takie słowa jak akceptacja, autentyczność, szczerość, ale ile można. Niemniej jednak cała książka to przekaz pozytywnych wartości, rewolucyjnego w tamtych czasach patrzenie na terapie i jego rozwój. Ciekawe wskazówki i przemyślenia na tematy pozaterapeutyczne takiej jak: edukacja.

Na pewno warto przeczytać. Dzięki książce można poznać sposób myślenia Carla Rogersa i jego proces tworzenia terapii nastawionej na klienta. Jest to opis nurtu humanistycznego w pigułce. Niestety zbyt długa książka, zbyt wiele powielanych tych samych treści. Czytelnik co prawda może wryć sobie na zawsze takie słowa jak akceptacja, autentyczność, szczerość, ale ile można....

więcej Pokaż mimo to

avatar
646
574

Na półkach: ,

Jestem na 150 stronie i mam już dość. Być może doczytam do końca, ale już teraz wystawię opinię, żeby nie była za długa.

Właściwe tytuły: „O sposobie zdobywania zaufania niezrównoważonych emocjonalnie ludzi”, „O stawaniu się lewakiem”, „O zarabianiu na frajerach”.

Już wiem skąd się wziął ten dowcip:
Psychoterapeuta spotyka psychoanalityka. Po krótkim powitaniu wymieniają się ostatnimi doświadczeniami z pracy.
- Przyszedł do mnie dorosły facet, który moczy łóżko.
- I co, znalazłeś przyczynę i przestał się moczyć?
- Nie, nadal się moczy, ale teraz jest z tego dumny.

Relatywizm, postmodernizm, solipsyzm. Nie ma prawdy – są tylko MOJE doświadczenia. Człowiek jest dobry z natury, więc jeśli dopuszcza się przestępstwa, to wina środowiska które blokuje jego pragnienie „czynienia dobra” :) (Wolniewicz zwolenników tego poglądu słusznie nazywał naiwnymi głupkami – co oczywiście nie znaczy, że człowiek jest z natury zły, bo z natury jest skłonny do jednego i drugiego, tak trudno to zrozumieć?) „Psychologia pozytywna” w pełnej krasie. Co mnie podkusiło do zakupu tych zabobonnych wynaturzeń?!

Z jednej strony wielokrotnie podkreśla, że terapeuta powinien być autentyczny i komunikować swoje uczucia klientowi. Z drugiej, że nie wolno „oceniać” (czyli trzeba udawać, że jest się ślepym i głuchym, że prawda jest subiektywnym wymysłem i każdy ma swoją, równowartościową). Co gdy negatywne uczucia terapeuty wynikają z odrazy wzbudzonej przez postawę czy poglądy klienta? Przez jego zdemoralizowanie? Komunikować czy udawać? Być autentycznym czy „nie oceniać”?

Zwracam uwagę, że Rogers nie ma pacjentów, a klientów. Pacjentów się leczy, klientów się zadowala. Nic dziwnego, że psycholodzy i psychiatrzy obwoływali go szarlatanem.

Zupełna jednostronność. „Psychologia nastawiona na klienta”, to psychologia nastawiona na egotyzm i nie uwzględniająca społeczeństwa – o czym możemy się dzisiaj, po dziesiątkach lat stosowania tej metody, naocznie przekonać. Lawinowo postępująca atomizacja, „indywidualizm zabijający indywidualność” (Bierdiajew),brak komunikacji, spowodowany brakiem wspólnego gruntu wartości, ba!, brakiem wspólnego języka z ogólnie przyjętymi definicjami pojęć. Wolność to swoboda, „wolność to niewola, wojna to pokój” (Orwell). Rogers może sobie zaklinać rzeczywistość, że niby jego klienci są bardziej „otwarci na doświadczenia” – współczesne badania pokazują, że lewacy (antykulturowi marksiści) są najbardziej oderwaną od rzeczywistości grupą społeczną, a przy tym trwają w bańce przekonania o swojej „nadludzkości”, podczas gdy cały świat, który myśli i czuje inaczej, według nich jest do chrzanu i trzeba go zniszczyć.

S 71 (moja metoda działa, bo tak mi się wydaje)
„Chociaż autorzy tego badania wyraźnie podkreślają, że spostrzeżenia te odnoszą się tylko do leczenia schizofreników, jestem skłonny się z tym nie zgodzić. Podejrzewam, że podobnych spostrzeżeń dokonano by w badaniach nad prawie wszystkimi innymi typami relacji wspomagających.
Inne interesujące badanie skupia się na sposobie postrzegania relacji przez osobę poddawaną terapii. Heine badał osoby, które zgłosiły się po pomoc psychoterapeutyczną do psychoanalityków, terapeutów stosujących terapię nastawioną na klienta oraz terapeutów praktykujących zgodnie ze szkołą Adlera. Niezależnie od typu terapii, klienci relacjonowali zajście u siebie podobnych zmian”. [Dalej wskazuje, że dla niego NIE JEST istotna skuteczność, tylko czy pacjentowi się podobało]
s 73 „Nie próbując nawet w pełni łączyć wyników wspomaganych badań, można odnotować przynajmniej kilka przekonujących faktów. Jednym z nich jest to, że ważna jest postawa i uczucia terapeuty, a nie jego orientacja teoretyczna. Stosowane przez niego procedury i techniki są mniej ważne niż jego postawa. Warto także zauważyć, że dla klienta zasadnicze znaczenie ma to, jak sam postrzega postawę i działania terapeuty”. (abstrahując od tego, na ile w tym rzetelności i prawdy, przypominam, że z przesłanki, że nie ma różnicy, Roger wnioskuje, że jest różnica) Czyli uśmiech i wyrozumiałość ważniejsze niż kompetencje, wiedza i doświadczenie.

s 82 Czwarty zestaw pytań, na które „dobry terapeuta” powinien odpowiedzieć twierdząco wg Rogersa:
„Czy potrafię być, jako osoba, wystarczająco silny, aby pozostać odrębnym od innych ludzi? Czy potrafię wytrwale respektować uczucia i potrzeby moje oraz drugiego człowieka? Czy potrafię przeżywać i – jeśli zachodzi potrzeba – wyrażać moje uczucia jako coś, co należy do mnie, kogoś odrębnego od owej drugiej osoby? Czy jestem w swojej odrębności od partnera interakcji dostatecznie silny, bym nie popadł w jego depresję, nie odczuwał lęku, żeby nie pochłonęło mnie jego uzależnienie? Czy moje „ja” jest na tyle odporne, że nie zniszczy go jego złość, nie zniewoli jego potrzeba zależności czy miłości, a ja sam będę istniał niezależnie od niego, zgodnie z własnymi uczuciami i zasadami? Kiedy swobodnie odczuwam siłę bycia odrębną osobą, dostrzegam, że mogę się posunąć znacznie głębiej w zrozumieniu i zaakceptowaniu drugiego człowieka, ponieważ nie boję się zagubić siebie”.
Pytania jak najbardziej zasadne… ale zastanówcie się nad nimi głębiej. Jeśli przychodzi do nas życiowa niedorajda, czy ktoś z depresją, oczywiście, że gdy jesteśmy rozwinięci, w ogóle nie poczujemy się zagrożeni, wchodząc w ciemny świat takiej delikatnej osoby. Co jednak, gdy do naszego gabinetu przyjdzie notoryczny gwałciciel? Potwór pedofil? Masowy morderca? Psychopata czy socjopata, znający się na psychologii, bawiący się nami, naszymi uczuciami i wyobrażeniami? Hannibal Lecter? Joker? Co jeśli na te pytania odpowiemy twierdząco zbyt szybko? Zbyt pochopnie? Zbyt ślepo i arogancko? Nawet nie zauważymy, że ktoś nas pożera, że stajemy się stereotypową Harley Quinn.
Właśnie dlatego uważam, że ta cała „metoda Rogersa” to dziecinada, dobra w przypadkach, które nie wymagają szczególnego leczenia, a zaledwie przegadania. „Pozytywny terapeuta” Rogersa to nie psycholog, nie lekarz, a zwykły „przyjaciel do wynajęcia”.

(W trakcie czytania rodziałów 3 i 4 pomyślałem, że Rogers, bardziej niż terapeutę, jawi się jako „przyjaciel” do wynajęcia i oto jak zakończył rozdział IV:)

s 102 „Opisany powyżej proces nie przebiega szybko. Może zając całe lata. Może również, z nieznanych nam jeszcze powodów, nie zdarzyć się w ogóle [sic!]. Jednak to, co próbowałem przedstawić, daje pewne wyobrażenie, jak proces psychoterapii wygląda z punktu widzenia terapeuty i klienta”.

Freud znalazł sobie stałe źródło dochodów wmawiając ludziom zaburzenia i choroby, których nie mieli. Rogers odwrotnie, wmawia ludziom, że nie mają zaburzeń, żeby nieustannie przychodzili na rozmowy, w trakcie których magicznie sami rozwiążą swoje problemy, bo terapeuta ich „rozumie i czuje to samo”, ładnie przytakuje i zapewnia, że wszystko jest wporządalu, przy tym nie manipulując oczywiście, nu nu, nie wolno nic klientowi sugerować… no może delikatnie.
Czyżbym wykazał się arogancją? Rogers zachęca do szczerego wyrażania tego co się czuję :)

Jak wyżej wspomniałem, można się pokusić o twierdzenie, że zamiast takiego „pozytywnego terapeuty” wystarczy ogarnięty przyjaciel.
Metoda Rogersa może sprawdzić się w lekkich albo delikatnych przypadkach, w sensie naprawdę very easy, ale mam wątpliwości co do tych poważniejszych. Ostatecznie można jego metodę zwyczajnie brać tylko pod rozwagę, ale z pewnością nie można jej stosować wyłącznie i jednostronnie. Z resztą mało który terapeuta w ogóle będzie w stanie ją zastosować i mało który pacjent będzie jej potrzebował (obiektywnie).

Swoją drogą, jak dla mnie, sposób prowadzenia rozmowy przez tych „pozytywnych terapeutów” jest okropny, potwornie sztuczny. Ograniczają się do powtarzania wszystkiego po kliencie, ale własnymi słowami, w sposób bardziej uporządkowany i sensowny, jak bardziej rozumne echo. Czułbym się na takiej sesji, jakbym gadał sam do siebie… co mogę robić w rzeczywistości, zachowując pieniądze w portfelu. Brrrr, flaki mi się wywracają jak czytam te „dialogi”. Jeżeli ci terapeuci są w tym autentyczni, z daleka ode mnie z takimi ciapciakami bez wyrazu, bez kształtu, bez konturów i szczegółów.

Pierwsze 100 stron jest o zdobywaniu zaufania klienta. Później Rogers przechodzi do mętnego nakreślenia czym jest dla niego „proces stawania się osobą”. No więc czym? Jak się okazuje, nietzscheańskim nadczłowiekiem, który sam wszystko ustala. Do chrzanu z cywilizacją, do pieca z kulturą, liczę się tylko JA, moje uczucia i doświadczenia!; a przy tym w jakiś magiczny sposób, osoba taka ma rzekomo być skłonna do zaakceptowania tego, że ktoś inny ma swoje, „jedynie prawdziwe”: uczucia, doświadczenia i „wartości” do których dąży. Jak wygląda to w praktyce możemy się przekonać przyglądając się skrajnej lewicy: „róbta co chceta, dopóki robita po naszemu!” Możesz robić co chcesz, dopóki zachowujesz się jak bezmyślne zwierzę, podążające za swoimi instynktami i niskimi potrzebami – a spróbuj tylko gadać coś o Bogu, religii, obiektywnej prawdzie i wyższych wartościach! (s 133 dialog kobiety, która nienawidzi kultury w której żyje – kit z tym, że zupełnie jej nie rozumie – przyznajmy jej rację, Klient nasz Pan!)

s 138
"Wyczuwam już niektórych czytelników: „Czy to oznacza, że w wyniku terapii człowiek staje się niczym więcej jak tylko ludzkim organizmem czy po prostu ludzkim zwierzęciem? Kto będzie go kontrolował? Kto będzie go socjalizował? Czy odrzuci on wówczas wszelkie zahamowania? Może po prostu uwalniasz w ten sposób w człowieku bestię, jego id?” Najstosowniejsza wydaje się następująca odpowiedź: „Pod wpływem tej terapii jednostka właśnie staje się ludzkim organizmem, zyskując całe wynikające z tego faktu bogactwo. Potrafi ona teraz faktycznie kontrolować siebie, jej pragnienia zaś są niezmiennie socjalizowane. W człowieku nie ma bestii. W człowieku jest tylko człowiek, i właśnie jego potrafimy w ten sposób uwolnić”.
Jak widzicie, uleganie instynktom i popędom nazywa się tu „kontrolowaniem się”, gdzie klasyczna, starożytna definicja wolności mówiła o wyzbywaniu się pragnień i iluzji niezbędności wielu potrzeb. Z resztą, jeśli znacie brutalnie zgwałconą osobę, zapytajcie ją, czy zbrodni dokonał człowiek, czy raczej coś na kształt bestii. Zapytajcie ocalonych z rzezi wołyńskiej, czy te potworne mordy dokonywali ludzie, czy bestie w ludzkiej skórze (że już nie wspomnę o obozach zagłady i gułagach).
„Nie zmieniaj się, nie pracuj nad sobą – zaakceptuj się takim, jakim jesteś”. Totalne zaprzeczenie Rozwoju Osobowego, ale relatywiści maja to do siebie, że podmieniają definicje i nagle być Osobą, znaczy być Samoświadomym Zwierzęciem.

S 140
„W poprzednim podrozdziale posłużyłem się najdobitniejszymi sformułowaniami, na jakie mnie było stać, ponieważ reprezentuje on moje głębokie, wyrosłe z lat doświadczeń przekonania. Jestem jednak w pełni świadomy różnicy między przekonaniem a prawdą [sic!]. Nie proszę nikogo, aby zgodził się z moim doświadczeniem, lecz jedynie, aby rozważył, czy poglądy, które tutaj wyraziłem, pozostają w zgodzie z jego własnym doświadczeniem.
Nie przepraszam jednak za spekulatywny charakter tego tekstu. Jest czas na spekulacje i czas na gromadzenie dowodów. Należy żywić nadzieję, że stopniowo niektóre ze spekulacji, opinii i spostrzeżeń klinicznych zawartych w tym tekście będzie można poddać operacyjnej i ostatecznej weryfikacji”.
Rozważyłem i Twoje doświadczenia kompletnie odbiegają od moich. Podejrzewam, że powodują Tobą urazy z dzieciństwa, spowodowane konserwatywnym i religijnym sposobem wychowywania Ciebie przez rodziców. W czasie gdy chciałeś sobie pofolgować, nie dało rady, bo ten wredny ojciec zechciał się przeprowadzić na farmę, z dala od zdemoralizowanego miasta, ale kiedy w końcu dorosłeś i poszedłeś na studia, postanowiłeś pokazać rodzicom wała, niczym Miley Cyrus.

Później wyciera sobie gębę Kierkegaardem, ale wyciąga z niego tylko zmagania, a zapomina wspomnieć, że dla duńskiego filozofa ideałem życia jest prowadzenie go w sposób religijny (a najgorszym podążanie za przyjemnościami, instynktami i zachciankami)

Podejrzewam, że ta książka może przypaść do gustu przede wszystkim mocno introwertycznym, ale też ogólnie uczuciowym i zmysłowym typom psychologicznym. Podkreślmy jednak pytanie, na które trzeba sobie uczciwie odpowiedzieć: czy ważniejsza jest dla mnie MOJA prawda, która mi się podoba, czy po prostu Prawda, która może mi się nie spodobać, a z którą powinna się zmierzyć Rozwinięta Osobowość? „Prawda nas wyzwoli” (ale też czasem „Prawda nas zaboli” i trzeba to wziąć na klatę, a nie szukać poklepania po pleckach).

Powątpiewam trochę w historyczną wartość teorii Rogersa. Jak sam twierdzi, walczył on wtedy z "zimnym racjonalizmem" ówczesnych lekarzy, ale to co zaproponował, jest tylko kolejną skrajnością, którą, jak pisałem wyżej, absolutnie nie powinno się stosować jednostronnie. Ale czy wszyscy lekarze byli wtedy zimni i pozbawieni wyrozumiałości? Czy raczej było tak jak dziś (i tak jak zawsze),że są różni, i zimni, i ciepli, i zdystansowani, i zaangażowani. Przecież sam Hipokrates nawoływał do wyrozumiałości! (przy okazji przypominam, że empatia to nie to samo co wyrozumiałość).

A tutaj przykład zupełnie innego podejścia terapeutycznego:
Przychodzi kobieta do Carla Gustava Junga:
Chciałam żeby mi powiedział, co mam zrobić, czy mam napisać książkę, czy mam się rozwieść, czy mam…, i on mi nie chciał nic powiedzieć, więc się na niego wściekłam i zapytałam – Dlaczego wszyscy są dla mnie tacy wredni?! A on zapytał: Dlaczego to ty jesteś wredna dla wszystkich? I wtedy wybiegłam! Ale on jeszcze w drzwiach wskazał na mnie palcem i powiedział: „Doskonale wiesz o czym mówię”. Mijały lata, w czasie których pisałam do niego listy, jakim podłym skurczybykiem i szarlatanem jest, od których chciałam żeby padł trupem… I pewnego ranka, budzę się, i zaczynam się śmiać… bo zrozumiałam, że wtedy, od samego początku miał absolutną rację.
Więc zadzwoniłam do pani Schmidt z prośbą o umówienie spotkania, a ona na to: Tak, pan Karol wspominał, że może pani dzwonić i kazał zarezerwować trochę czasu na wszelki wypadek.
https://www.youtube.com/watch?v=bJFxvBsX6Es


Więc teraz zastanów się drogi czytelniku, który z tych dwóch terapeutów rzeczywiście chciał skutecznie pomagać swoim pacjentom, a który chciał głównie zarabiać na klientach.

Jestem na 150 stronie i mam już dość. Być może doczytam do końca, ale już teraz wystawię opinię, żeby nie była za długa.

Właściwe tytuły: „O sposobie zdobywania zaufania niezrównoważonych emocjonalnie ludzi”, „O stawaniu się lewakiem”, „O zarabianiu na frajerach”.

Już wiem skąd się wziął ten dowcip:
Psychoterapeuta spotyka psychoanalityka. Po krótkim powitaniu wymieniają...

więcej Pokaż mimo to

avatar
77
22

Na półkach:

Badania to jedyna część nużąca w tej książce. Rogers był artystą w dziedzinie psychologii co jest widoczne przy prowadzących przez niego terapiach. Niesamowicie ludzki i autentyczny człowiek.

Badania to jedyna część nużąca w tej książce. Rogers był artystą w dziedzinie psychologii co jest widoczne przy prowadzących przez niego terapiach. Niesamowicie ludzki i autentyczny człowiek.

Pokaż mimo to

avatar
891
764

Na półkach:

Kilka lat temu (sprawdziłem mniej więcej kiedy -- osiem) obejrzałem pierwszą serię serialu "Bez Tajemnic". W roli głównej zagrał wspaniały Aktor Jerzy Radziwiłowicz. Jedną z głównych ról zagrała również Krystyna Janda. Oprócz świetnej obsady, tematycznie serial bardzo przypadło mi do gustu. Każdy odcinek to sesja psychoterapeutyczna. Właśnie oglądając ten serial dowiedziałem się o psychologii Carla Rogersa. Jego teorie dotyczące psychoterapii oraz spojrzenia na świat zostają w pewnym momencie wspomniane podczas jednej z rozmów. Postać psychoterapeuty którą gra Jerzy Radziwiłowicz jest właśnie zwolennikiem teorii Carla Rogersa. Bardzo mnie zaintrygowała wtedy ta informacja, poczytałem wtedy trochę na temat teorii Carla Rogersa oraz dodałem jego książki na półkę "chcę przeczytać". Przez tyle lat książka "O stawaniu się osobą" przeleżała na tej wirtualnej półce. Niedawno temu udało mi się zakupić anglojęzyczny audiobook tej książki.
Książka to zbiór artykułów, prelekecji Carla Rogersa. Stopniowo poznajemy w niej postać Carla Rogersa, jego przekonania, biografię ale również teorie z dziedziny psychologii.
Biografia Carla Rogersa bardzo mnie zainteresowała. Jako młody chłopiec z miasta przeprowadził się na wieś gdzie pomagał rodzicom prowadzić gospodarstwo. Nabył przy tym wiele rolniczej wiedzy oraz przybliżył sobie metodę naukową. Wraz z ojcem wykorzystywał najnowsze metody prowadzenia gospodarstwa rolnego jakie był wtedy znane. Po wielu latach Carl Rogers przyznał, że doświadczenia z prowadzenia gospodarstwa rolnego miały silny wpływ na jego pracę w dziedzinie psychologii. Jako młody chłopiec nauczył się szybko eksperymentować, testować hipotezy, odrzucać niesprawdzone drogą emipiryczną metody oraz sposoby pracy. Tak później pracował jako pedagog, pscyholog, psychoterapeuta, naukowiec.
Metody psychoterapii w czasach kiedy Carl Rogers pracował był mało zbadane. Jeszcze głównie polegano na dość przestarzałych, niesprawdzonych, zniebzdanych teoriach Feuda. Carl Rogers na podstawie własnych doświadczeń wynikających z jego pracy zaczął po prostu wysuwać hipotezy i na zasadzie obserwacji, doświadczeń z pracy wysuwał włąsne teorie, które popierał empirią.
Jedną z głównych tez Carla Rogersa jest wiara w pozytywną naturę człowieka, naturalną potrzebę budowania przez człowieka pozytywnych relacji międzyludzkich oraz chęć samorealizacji.
Wymiar niniejszej książki jest bardziej uniwersalny moim zdaniem. Zresztą w niektórych rozdziałach autor udowadnia iż jego wiedza, teorie mogą mieć zastosowanie w pedagogice czy też nawet w zarządzaniu.
Teorie Carla Rogersa przypomniały mi o Januszu Korczaku. W pewnym sensie mają pewne cechy wspólne. Myślę, że w przyszłości sięgnę po dalsze książki Carla Rogersa. Dodam również że w internecie można znaleźć sesje terapeutyczne nagrane w latach 60tych które były prowadzone przez samego Carla Rogersa. To ciekawy dokument.

Kilka lat temu (sprawdziłem mniej więcej kiedy -- osiem) obejrzałem pierwszą serię serialu "Bez Tajemnic". W roli głównej zagrał wspaniały Aktor Jerzy Radziwiłowicz. Jedną z głównych ról zagrała również Krystyna Janda. Oprócz świetnej obsady, tematycznie serial bardzo przypadło mi do gustu. Każdy odcinek to sesja psychoterapeutyczna. Właśnie oglądając ten serial...

więcej Pokaż mimo to

Książka na półkach

  • Chcę przeczytać
    491
  • Przeczytane
    84
  • Psychologia
    25
  • Posiadam
    20
  • Teraz czytam
    16
  • Psychoterapia
    4
  • Chcę w prezencie
    3
  • 2021
    3
  • Ulubione
    2
  • Psychologia
    2

Cytaty

Bądź pierwszy

Dodaj cytat z książki O stawaniu się osobą


Podobne książki

Przeczytaj także