Wybrzeże Snów
- Kategoria:
- fantasy, science fiction
- Cykl:
- Krucze serce (tom 3)
- Wydawnictwo:
- Inanna
- Data wydania:
- 2020-08-30
- Data 1. wyd. pol.:
- 2020-08-30
- Liczba stron:
- 428
- Czas czytania
- 7 godz. 8 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788379955138
- Tagi:
- krucze serce maria zdybska wybrzeże snów mag kobieca strona literatury
FINAŁ TRYLOGII KRUCZE SERCE
Jeśli spadasz wystarczająco długo, zaczynasz się czuć, jakbyś latał.
Lirr straciła wszystko, poza obietnicą zemsty na siedmiu magach Kręgu. Jedynie wątła nadzieja na odzyskanie Raidena powstrzymuje ją przed poddaniem się rozpaczy. Stając do nierównej walki, musi zaufać swojemu kruczemu przeznaczeniu i zawrzeć nieoczekiwane sojusze.
Rozpoczyna się walka, która może zburzyć równowagę świata.
Magowie rzucają ostateczne wyzwanie bogom.
Sny zmieniają się w koszmary.
Zbliża się czas Przebudzenia.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Wyróżniona opinia
Wybrzeże Snów
Wiele razy czytałam, że autorka tej niezwykłej trylogii porównywana jest do Sarah J. Maas. Pewnie, że to miłe słowa i swego rodzaju nobilitacja, ale ja uważam, że Maria Zdybska to Maria Zdybska i należy to podkreślać wielokrotnie. Mamy dobrą autorkę powieści fantasy, więc należy się nią chwalić. Fanom gatunku, autorki przedstawiać nie trzeba. Należy jednak wspomnieć, że ostatni tom serii Krucze serce zakończono z przytupem. Wymarzonym, wyśnionym i bardzo satysfakcjonującym. Lirr cierpi po utracie Reidena i choć sama nie chce się przed sobą przyznać, wie, że darzy go gorącym uczuciem i zrobi wszystko, by go odzyskać. Jest jeden sposób, by to uczynić. Musi zamienić się w kruka i w tej postaci przebyć długą drogę w poszukiwaniu miłości. Nie chcę zdradzać zbyt wielu informacji, żeby nie psuć Wam radości z czytania, dlatego opowiem jedynie o tym, że jak w przypadku poprzednich części, czytało się ją wyjątkowo szybko. Ta część nie jest tak zabawna jak pozostałe, nie tak przewrotna, ale za to pełna uczuć (choć głęboko skrywanych), czasami mroczna i niebezpieczna, spowita tajemnicą. Ta część pięknie dopełnia pozostałe dwie części, dając poczucie zadowolenia i sytości literackiej. Historia się kończy. Zamyka bezpowrotnie pewne drzwi i otwiera nowe, przez które od tej pory bohaterowie będą przechodzić we dwoje. Razem. W otoczeniu przyjaciół, którzy nie zawiedli ich w trudnych chwilach. Powiedzieć muszę, że uwielbiam Lirr i Reidena. Dwoje najbardziej pyskatych bohaterów z jakimi przyszło mi się spotkać, do tego niezwykła, krnąbrna i nieprzewidywalna Milda i tajemniczy, gburowaty Niedźwiedź. To były najlepiej zbudowane postaci w tej trylogii. Nieidealne, często pełne sprzeczności, butne, honorowe i popełniające błędy. Nawet Maeve nie była tak oryginalna jak ta banda przypadkowych ludzi. Czytanie tej trylogii to była przyjemność. Bezkresna i radosna, z idealnym zakończeniem (choć może przydałby się jakiś malutki epilog, żeby zaspokoić stęsknione dalszego ciągu czytelnicze serce). Ładny, zrozumiały język, bez przerostu formy nad treścią. Taki w punkt. Idealny. Wszystko to sprawia, że całość komponuje się nad wyraz pysznie. I jeszcze jedno. Tu są przekleństwa. Mnóstwo przekleństw. Ale wypowiadane z wielką klasą i elegancko. Bo nikt tak kwieciście i oryginalnie nie przeklina jak Maria Zdybska... to znaczy, Lirr. Łajno wieloryba! I tym optymistycznym akcentem, kończę pisać i polecam z serca mojego całego, nieco kruczego.
Oceny
Książka na półkach
- 220
- 169
- 50
- 14
- 12
- 11
- 9
- 7
- 6
- 6
Opinia
Błędy przeszłości nigdy nie sypiają. Przycupując na ramieniu, oplatając je szczelnie, przymykają jedynie powieki, symulując, czekają na właściwy moment, aby sączyć truciznę; aby szeptać przykre słowa, czerpiąc satysfakcję z rozpaczy ogarniającej człowieka, który pragnie zaznać spokoju i wyciszyć się, izolując od złego.
Błędy przeszłości można łatwo wykorzystać. Złowrogie słowa, osiadające na dnie serca i umysłu, posłużą za broń, kiedy nie pozwolimy sobie na udrękę. Nieodłączne urywki tego, co stało się skutkiem źle podjętych działań są w stanie posłużyć jako materiał do naprawienia poczynionego zła. Choć łatanie dziur nie przywróci poprzedniego wyglądu, ale zdoła zapobiec ich powiększaniu. Tylko od nas zależy, czy zapragniemy podjąć się tego wyzwania…
PÓKI TLI SIĘ NADZIEJA, SERCE KRZYCZY „WALCZ!”, A UMYSŁ SIĘ TEMU PODDAJE, NIE MOŻNA REZYGNOWAĆ.
Po wstrząsającym, dosłownie łamiącym nawet najtwardsze serca zakończeniu „Jeziora Cieni”, oczekiwanie na ten tom przychodziło z trudem. Dlatego wraz z chwyceniem książki w ręce rozpoczęła się upragniona przygoda, za którą tak tęsknie wyglądałam; przygoda, w której strach, poczucie winy, miłość, nienawiść, niepewność oraz nadzieja znacznie się wybijały ponad przeciętną, zarażając przy tym czytelnika. Podróżowanie po tej mistycznej krainie, chłonięcie tamtejszych widoków i dosłownie czucie na skórze wibrującego od nadmiaru emocji klimatu sprawiało, że pamiętanie o dostarczaniu tlenu do płuc nieraz bywało dla mnie priorytetem. Podążanie za Lirr, akceptowanie ze spokojem – lub wykrzykiwanie sprzeciwów – podejmowanych przez nią decyzji, jej wewnętrzne dylematy i próby odzyskania tego, który sprawił, iż wreszcie dostrzegła szansę dla siebie, uzależniało i nie wypuszczało ze swych kruczych skrzydeł. Nawet chłodne powiewy, wysysające nieraz nadzieję na pochwycenie promieni słonecznych i dojrzenie nadziei na lepsze jutro nie stanowiły żadnych przeszkód. Co więcej, z wysoko uniesioną głową podążałam w stronę nadchodzącego sztormu. Wiedziałam, że walka z czytelniczym żywiołem może przynieść zgubę, ale podskórnie czułam, iż jeśli to przetrwam, zyskam nie tylko kolejne doświadczenie, ale też sowite wynagrodzenie za wyglądanie za tym, co pozornie umykało z rąk. Spektakularne zakończenie, wywołujące nieposkromioną radość – a zarazem parszywy smutek – to coś, na co czekałam! Nie powiem, znajdą się elementy, do których zdołałabym przyczepić metkę „czuję niedosyt”, ale Maria Zdybska tak przepięknie manewrowała słowami, tak wybitnie stworzyła klimat, iż ten kulminacyjny moment… ach, z trudem powstrzymywałam się przed przerzucaniem spojrzenia nie tylko o parę linijek niżej, ale też o parę stron, byle tylko stanąć naprzeciw wybuchu. Eksplozji zmiatającej z nóg!
„Wybrzeże Snów” to przede wszystkim przesiąknięte magią pejzaże oraz zaskakujące zwroty akcji, gdzie nieraz mrugałam jak szalona, nie dowierzając temu, co właśnie przeczytałam. Wyjaśnione wątki, odnalezione zamknięcia napoczętych wcześniej fragmentów – to jest coś, co pozwala zaspokoić, ale. Właśnie – ale. Słynna metka „czuję niedosyt” może też otrzymać siostrę w postaci „czegoś mi nie powiedziałaś, autorko”. Krucze serce to trylogia, dlatego też jestem zaskoczona, że Maria Zdybska pozostawiła niektóre wątki otwarte. Wiem, że to pozwala dopowiedzieć czytelnikowi, co wydarzy się później i trzymać tej wersji zdarzeń, aczkolwiek… czy to nie jest brutalne? Bo jednak narasta nadzieja; nadzieja na to, że być może, niczym w przypadku sagi Zmierzch, nastanie kontynuacja, a wraz z nią odpowiedzi na przepełniające umysł pytania. Czy tak nastanie? Czas pokaże…
UWOLNIJ SWOJE WEWNĘTRZNE ZWIERZĘ I DAJ MU SIĘ POKIEROWAĆ, O ILE ONO NIE SPRAWI, ŻE SIĘ ZAGUBISZ.
Pozwolę sobie zacytować jedno ze zdań samej Lirr: „Jestem idiotką”. I szczerze? Przez grzeczność nie zaprzeczę. Nie zdołam zliczyć, ile to razy działała pod wpływem impulsu, kompletnie ignorując możliwe konsekwencje. Wybuchowa przybrana córka piratów, do której nieraz nie docierały dobrze sformułowane argumenty, nawarzyła piwa, gdzie wreszcie przyszło jej je wypić. Błędy przeszłości przytłaczały ją, czuła się przez nie stłamszona, ale kiedy ponownie zatliła się w dziewczynie iskra – wtedy nie było zmiłuj. Nadal potykała się o własne nogi, jednak tym razem było w tym odrobinkę rozwagi. Zaczęła też bardziej współpracować, chwytając pomocną dłoń. Kierowana silnym uczuciem oraz chęcią odzyskania Raidena z determinacją brnęła w ogień, nie zważając na to, iż ten jest w stanie zamienić ją w proch. Posiniaczona, rozbita, a zarazem odważna i zadziorna. Natomiast nasz mag… Przyznam, że niekiedy brakowało mi jego słynnego pazura. Owszem, bywał sarkastyczny i jego uwagi doprowadzały mnie do wielu parsknięć, ale i tak nie czułam tego dawnego Raidena. Ale cóż się dziwić – pewne zdarzenia kształtują człowieka na nowo. Odbierają jakąś cząstkę, uzupełniając ją czymś innym lub pozostawiając pustkę. Nasz król ciętych ripost przeszedł swoje, to odbiło na nim piętno, tym samym poznaliśmy jego nowe oblicze. No i też inny czynnik odsłonił jego drugą twarz, ale o tym wolę tymczasowo nie opowiadać, coby za dużo nie powiedzieć…
Cael. Ślepo zapatrzony w swoją upiorną mamusię książę, który nauczony tego, że Lirr mu się nie przeciwstawia, pokazuje pazurki i – niczym kapryśna nastolatka – próbuje udowodnić swoją rację. Nieznoszący sprzeciwu, pozwalający na to, by nim manipulowano chłopiec (bo mężczyzną bym go nie nazwała), a zarazem największy wrzód, z jakim nasza rozczochrana bohaterka (gęste, bujne włosy, pamiętacie?) miała do czynienia. Od pierwszego tomu go nie cierpiałam, a każda kolejna część wzmagała to uczucie, gdzie tutaj moja nienawiść do niego niemal zalewała ulice Jastrzębia. A kiedy jeszcze pojawiała się wzmianka o Maeve, to już w ogóle obawiałam się, że to uczucie przekroczy granice miasta i zaatakuje sąsiedztwo. Owładnięta szaleństwem, spragniona boskiej władzy kobieta traciła kontakt z rzeczywistością, a jej postępki – wprowadzane z zimną krwią – wywoływały gęsią skórkę. Nie ma co, diabelska natura władczyni Ysborga wygrywała demoniczne melodie, pragnące przejąć stery. Ale wiecie co? Poniekąd jej współczułam. Nienawidziłam babsztyla, jednak czuło się, że za tym wszystkim musi stać ogromna krzywda, aczkolwiek to jej w żaden sposób nie tłumaczy. Gdyby tylko… No właśnie – co? Tę myśl pozostawię dla siebie.
Stara, poczciwa Milda. Niekiedy nieco przesadzało ze swoim matkowaniem, to fakt, ale udowodniła, że możesz być mitycznym potworem, jednak to ty decydujesz, czy pozostaniesz wiernym pierwowzorowi, czy wsiądziesz na statek i popłyniesz we własny rejs. Jej troska o Lirr rozczulała, ukazywała właśnie, że nie zawsze to, co jasne, jest dobre, a to, co ciemne, złe. I to nie tylko ona jest tego dobrym przykładem. Praktycznie każdy tutaj może to udowodnić. Cenna lekcja, którą dobrze zapamiętać.
Podsumowując. „Wybrzeże Snów” to długo wyczekiwane przeze mnie zamknięcie trylogii. To książka, która – moim zdaniem – jest najlepszą w dorobku Marii Zdybskiej. Kunszt pisarski autorki został udoskonalony, co wyraźnie odczułam. Jeszcze więcej emocjonalnych przeżyć, jeszcze więcej porywów serca. To tytuł, który pochłonęłam w zaledwie parę godzin, niemalże rozkoszując się przesiąkniętym solą morską, trzepotaniem kruczych skrzydeł oraz odwiecznymi bataliami z własnymi słabościami przygodami krnąbrnej, a zarazem nieco dojrzalszej Lirr. Na taki finał warto było czekać!
Błędy przeszłości nigdy nie sypiają. Przycupując na ramieniu, oplatając je szczelnie, przymykają jedynie powieki, symulując, czekają na właściwy moment, aby sączyć truciznę; aby szeptać przykre słowa, czerpiąc satysfakcję z rozpaczy ogarniającej człowieka, który pragnie zaznać spokoju i wyciszyć się, izolując od złego.
więcej Pokaż mimo toBłędy przeszłości można łatwo wykorzystać. Złowrogie...