Brothersong
- Kategoria:
- fantasy, science fiction
- Cykl:
- Green Creek (tom 4)
- Tytuł oryginału:
- Brothersong
- Wydawnictwo:
- BOATK Books
- Data wydania:
- 2020-08-18
- Data 1. wydania:
- 2020-08-18
- Liczba stron:
- 576
- Czas czytania
- 9 godz. 36 min.
- Język:
- angielski
- ISBN:
- 9781641081887
In the ruins of Caswell, Maine, Carter Bennett learned the truth of what had been right in front of him the entire time. And then it—he—was gone.
Desperate for answers, Carter takes to the road, leaving family and the safety of his pack behind, all in the name of a man he only knows as a feral wolf. But therein lies the danger: wolves are pack animals, and the longer Carter is on his own, the more his mind slips toward the endless void of Omega insanity.
But he pushes on, following the trail left by Gavin.
Gavin, the son of Robert Livingstone. The half-brother of Gordo Livingstone.
What Carter finds will change the course of the wolves forever. Because Gavin’s history with the Bennett pack goes back further than anyone knows, a secret kept hidden by Carter’s father, Thomas Bennett.
And with this knowledge comes a price: the sins of the fathers now rest upon the shoulders of their sons.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Książka na półkach
- 21
- 16
- 4
- 3
- 2
- 2
- 1
- 1
- 1
- 1
OPINIE i DYSKUSJE
Ostatnia część wydaje mi się tylko przeciągnięciem końca na dalsze strony z dodatkiem powielonego wątku przed nim.
Byłoby 6/10 ale końcówka mnie rozwaliła więc się należy.
Gdzieś w środku tak wiało nudą, że odpływałam myślami gdzieś indziej. Niestety...
Ostatnia część wydaje mi się tylko przeciągnięciem końca na dalsze strony z dodatkiem powielonego wątku przed nim.
Pokaż mimo toByłoby 6/10 ale końcówka mnie rozwaliła więc się należy.
Gdzieś w środku tak wiało nudą, że odpływałam myślami gdzieś indziej. Niestety...
packpackpack❤️ mystical moon magic❤️ AlphaJesus❤️ wyjątkowa, queerowa wilcza wataha🌈
reread 2024: bez zmian :)
packpackpack❤️ mystical moon magic❤️ AlphaJesus❤️ wyjątkowa, queerowa wilcza wataha🌈
Pokaż mimo toreread 2024: bez zmian :)
Po pochłonięciu czterech tomów bardzo się cieszę, że miałam okazję poznać tę historię. To było coś wyjątkowego. Emocjonalny rollercoaster- tak mogę określić tę serię. Jest tutaj tak wiele uczuć. Miłość, strata, więzi, czy też odkrywanie siebie, to jedne z licznych tematów podejmowanych w tych książkach. Pobudzające wyobraźnie opisy akcji, dopasowana narracja, a przede wszystkim wspaniali bohaterowie, te elementy sprawiły, że nie mogłam oderwać się od lektury. Co do bohaterów, moje serce skradł Kelly, dlatego „Heartsong” jest najbliższą mi częścią. Kelly zasługuje na wszystko co najlepsze.
Podoba mi się styl autora i z chęcią sięgnę po inne jego dzieła. Ciężko mi z myślą, że to już koniec, przeczytałabym jeszcze klika tomów. Polecam serię czytelnikom, którzy stawiają na silne emocje podczas czytania.
Na zawsze pack pack pack.
Po pochłonięciu czterech tomów bardzo się cieszę, że miałam okazję poznać tę historię. To było coś wyjątkowego. Emocjonalny rollercoaster- tak mogę określić tę serię. Jest tutaj tak wiele uczuć. Miłość, strata, więzi, czy też odkrywanie siebie, to jedne z licznych tematów podejmowanych w tych książkach. Pobudzające wyobraźnie opisy akcji, dopasowana narracja, a przede...
więcej Pokaż mimo toSkończyłam wczoraj czytać “Brothersong”, czyli ostatni tom serii „Green Creek” Tj Klune – męczyłam się z ostatnimi rozdziałami, miałam z nimi ciężki czas. Z jednej strony nie chciałam końca mojej ulubionej serii, a z drugiej trochę mnie już nudziła fabuła, przygotowywanie do ostatecznej konfrontacji z Robertem Livingstonem.
"When we were done, we'd all come back to the house. There'd be no Omegas. There'd be no Alphas of all. We would just... be. All of us together. The furniture would be pushed back, and there'd be blankets and pillows and everything would be soft. Everything would be warm. I'd get to be in the middle."
Pokochałam urocze sceny między Gavinem a Cartertem, różowe ubrania, podobieństwo między Gordo a Gavinem, jedzenie bez widelców, sztućców, zwrot „Stupid Carter”, team humans, czyli Ci wszyscy ludzie - ich lojalność, odwagę, zaangażowanie w obronę miasteczka, Jessie, która przerywała mowę złych charakterów strzałem z broni, to, że czas Królów i Królowych przeminął oraz pokazanie, że rodzina jest najważniejsza.
"Remember something for me, okay? When the moon is full and bright and you're singing for all the world to hear, I'll be looking up at the same moon, and I'll be singing right back to you. For you. Always you."
W swojej podróży Carter spotkał Madam Penelope – zaskoczyła mnie jej tożsamość – lubię tajemnice, mistycyzm. Podobał mi się też początek książki, to jak Carter powoli się gubił, stawał Omegą, nie wiedział co jest realne.
„I thought I was dreaming most days. Kelly was there more and more and everything has a hazy edge to it. It was getting harder to wake up.”
To były główne rzeczy, które pokochałam, teraz czas na negatywy. Przykro mi to mówić, ale nie polubiłam spokojnego, Zen Ox’a, który był dla mnie postacią odległą w tym tomie. Zdecydowanie wolę go jako zagubionego chłopca, który wreszcie znalazł swoją rodzinę (packpackpack). Myślę też, że wątek Chris – Tanner był o jednym za dużo. Spodziewałam się też czegoś więcej po zakończeniu, takiego uczucia spełnienia, że to jest ‘koniec’ mojej ulubionej serii, a mam taki niedosyt. Smutno mi z tego powodu, bo jednak poprzednie tomy bardziej zapisały się w moim sercu. Mimo to, list Thomasa na samym końcu jest czymś pięknym, wzruszającym, dającym nadzieję na lepsze dni.
„I don’t know what the future holds, what sacrifices we must make, but I believe with all my heart and soul that my dream of joy is within our grasp, as long as we are brave enough to reach for it.”
Skończyłam wczoraj czytać “Brothersong”, czyli ostatni tom serii „Green Creek” Tj Klune – męczyłam się z ostatnimi rozdziałami, miałam z nimi ciężki czas. Z jednej strony nie chciałam końca mojej ulubionej serii, a z drugiej trochę mnie już nudziła fabuła, przygotowywanie do ostatecznej konfrontacji z Robertem Livingstonem.
więcej Pokaż mimo to"When we were done, we'd all come back to the...
Thump, thump, thump.
Nie wiem, jak powinien czuć się człowiek, który właśnie skończył czytać swoją ulubioną książkową serię. Miesiące oczekiwania na finałowy tom, potem tygodnie czekania na paczkę, kilka dni spędzonych na czytaniu, wiele łez wylanych nad książką, ale równie wiele uśmiechów podczas lektury. Nie chce mi się wierzyć, że nie będzie mi już dane wrócić do Green Creek. Mam mętlik w głowie, radość miesza się ze smutkiem, a satysfakcja z zawodem, że to już koniec. Ale do wybuchowej mieszanki uczuć TJ Klune zdążył mnie już przyzwyczaić.
"Stop following me. Go home asshole". Długo trzeba było czekać na to, by usłyszeć Gavina, ale cieszy mnie niezmiernie, że jego charakter po przemianie zbytnio się nie zmienił.
Czy finałowy tom serii sprostał moim oczekiwaniom? Ciężko mi powiedzieć, bo chyba takowych nie miałam. Doskonale wiedziałam, czego się spodziewać po tej książce. Znam konstrukcję tej serii, znam jej bohaterów, znam styl, w którym jest napisana. Niewiele mnie tu mogło zaskoczyć, a i tak przy czytaniu odczuwałam niepokój, zastanawiając się nad tym, co Klune zaplanował na końcówkę i jak emocjonujący okaże się sam finał. Cóż, nie zawiodłam się, ryczałam jak bóbr. Ale to normalka. Mało który pisarz nadaje na moich uczuciowych falach w równym stopniu, co Klune. Mam wrażenie, że rozumiemy się doskonale. I uwielbiam to, że jego książki są tak mocno naszpikowane całą gamą emocji, bo rzadko kiedy zdarza mi się aż tyle odczuwać przy czytaniu. A u niego wystarcza kilka słów, jedno zdanie, by w oku zakręciła się łza, bym głośno się śmiała, bym złościła się na bohaterów i zgrzytała zębami. To dla mnie totalny ewenement. Może również za tą sprawą tak bardzo tę serię pokochałam. Cieszę się niezmiernie, że ma on na koncie tyle książek, po które teraz mogę sobie po kolei sięgać. "Brothersong" nie jest książką idealną, ma sporo mankamentów, ale myślę, że to godne zakończenie serii.
Czego mi zabrakło? Głównych bohaterów. Tak długo na nich czekałam, to prawdopodobnie moja ulubiona para z całej serii. (Prawdopodobnie, bo wciąż myślę niezwykle ciepło o Marku i Gordo i ich historia wciąż mnie fascynuje i rozdziera mi serducho.) Ale ta dwójka miała niezwykły potencjał. Spodziewałam się wspaniałej historii z nimi w roli głównej, zwłaszcza po niesamowitej końcówce tomu trzeciego. Mam nieodparte wrażenie, że dostaliśmy ich trochę zbyt mało. Za bardzo zginęli w tłumie pozostałych bohaterów, niekiedy schodząc zbyt mocno na drugi plan. Wiem, że wynika to ze specyfiki ostatniego tomu i zamykania wszystkich wątków, które strasznie się na przestrzeni wszystkich części rozrosły, podobnie jak rozrosła się wataha, ale odrobinę mnie bolało, że w wyniku tego Carter i Gavin nie dostali tyle miejsca, na ile by zasługiwali. Ten sam zarzut miałam wobec poprzedniej części, już wtedy główna para nie dostała dość uwagi, bo seria zaczynała biec w wielu różnych kierunkach. Szkoda, bo myślę, że najstarszy z Bennettów i jego mate mieli dużo więcej do zaoferowania. Carter był dla mnie najciekawszym z braci, najstarszy, a nie alpha, najstarszy, a zaledwie książę, najstarszy, a zawsze stojący gdzieś w cieniu. No i Gavin, który podbił moje serce już jako timber wolf, teraz znów błyszczał, choć pewnie nie w takim stopniu, w jakim by mógł. Jego tekstu to absolutne mistrzostwo i zasłużył sobie nimi na wszystkie różowe ciuchy, jakie można znaleźć w sklepach. Szkoda, że nie dowiedzieliśmy się więcej o jego przeszłości, która nadal pozostaje właściwie białą kartą i nie poznaliśmy go lepiej. Choć muszę przyznać, że bardzo podobało mi się jego powolne wracanie do "człowieczeństwa", nauka prostych czynności, powolne oswajanie się z watahą, czytanie. I nawiązywanie więzi. Kocham to, że Gordo nie był wobec niego dupkiem, choć przecież mógłby. Rico, Chris i Tanner to złoto, kocham ich za wycieczkę na zakupy i zrozumienie w stosunku do Gavina. Zabrakło mi odrobinę rozwinięcia relacji Cartera i Gavina, która jest przecież tak cholernie ciekawa. Pomijając już nawet fakt, że to pierwszy mężczyzna w życiu Cartera, ich związek jest przecież niesamowity! Ale może nie jestem obiektywna, bo ze mnie typ czytelnika, który chętnie czytałby pięćset stron o tym, jak jedzą kanapki i trzymają się za ręce.
Niektórzy zarzucają tej książce, że dotyka zbyt wielu spraw. Klune wcisnął tu wszystko - wątek romantyczny, relację między braćmi, rozliczenie z przeszłością, rozrastająca się wataha i wszyscy jej członkowie, ludzie z Green Creek, Caswell, Livingstone. Dużo tego, owszem. I rozumiem, że dla niektórych to mankament. Mnie akurat cieszy to, że wszystkie wątki zostają w tym finałowym tomie zamknięte. Choć szkoda, że kosztem głównych bohaterów. Czy zakończenie jest satysfakcjonujące? Tak, bo kocham szczęśliwe zakończenia. Zwłaszcza te, które są "zasłużone", które bohaterowie sobie wyszarpali, na które musieli zapracować. Cierpieli przez cztery tomy, zasłużyli w końcu na trochę szczęścia. Podobało mi się zamknięcie wątku Oxa i Livingstone'a, końcówka, jaką Klune wymyślił dla Joe też mi odpowiada. W ogóle, dzięki temu, że mieliśmy tak duży nacisk na relację braci Bennett, w końcu zapałałam jakimiś cieplejszymi uczuciami do najmłodszego z nich, który do tej pory właściwie niespecjalnie mnie interesował. To finał z rodzaju tych, które naprawdę lubię. Happy end, ale nie bezsensowny, nie przez przypadek, nie bez uzasadnienia. Mi to odpowiadało. Nawet jeśli zaczynały mnie już męczyć przemowy Oxa o tym, co "his daddy told him" i wielokrotne podkreślanie tego, jak wiele wataha utraciła i poświęciła. Ale to już cecha stylu, którym Klune pisał całą serię - przyzwyczaiłam się do tych powtórzeń i chyba nawet je polubiłam. A przynajmniej przymykałam na nie oko.
Kocham atmosferę pierwszej części tej książki! Śnieg, zima, pustka, samotność, bestia. Chatka w lesie i samotny wilk. I cudowne jest to, że pisząc te słowa mogę mieć na myśli zarówno Cartera, jak i Gavina. Wspaniale mi się czytało początkowe rozdziały, z tą gęstą, mroźną atmosferą, tajemniczą, oniryczną. Mnóstwo tu przeskoków czasowych, retrospekcji, omamów, snów, duchów. Cudo. To było coś, czego u Klune jeszcze nie widziałam i niesamowicie mi się podobały te bardzo kameralne sceny, skupione zaledwie na dwóch postaciach i czającej się w lesie bestii. Druga część książki, ta domowa, Bennettowa, też była cudna - reszta watahy, przekomarzanki słowne, powrót do normalności, czy też nauka nowej normalności, słowa "our room" w odniesieniu do pokoju Cartera (płakłam, serio),wszystko takie urocze, a w tle jednak czai się przecież myśl o końcu, o zbliżającym się starciu i z każdej strony wyziera niepokój. Klune jest mistrzem w uczucia, ale staje się dla mnie też mistrzem budowania atmosfery.
Ciężko mi skończyć pisanie tego komentarza, choć przez własną nieuwagę wklepuję go do komputera już drugi raz. Nie chcę opuszczać Green Creek. Z pewnością więc będę do niego wracać, jak do domu, jak do rodziny.
packpackpack
Thump, thump, thump.
więcej Pokaż mimo toNie wiem, jak powinien czuć się człowiek, który właśnie skończył czytać swoją ulubioną książkową serię. Miesiące oczekiwania na finałowy tom, potem tygodnie czekania na paczkę, kilka dni spędzonych na czytaniu, wiele łez wylanych nad książką, ale równie wiele uśmiechów podczas lektury. Nie chce mi się wierzyć, że nie będzie mi już dane wrócić do Green...