Elegia dla bidoków
- Kategoria:
- biografia, autobiografia, pamiętnik
- Tytuł oryginału:
- Hillbilly Elegy
- Wydawnictwo:
- Marginesy
- Data wydania:
- 2018-02-15
- Data 1. wyd. pol.:
- 2018-02-15
- Liczba stron:
- 318
- Czas czytania
- 5 godz. 18 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788365973047
- Tłumacz:
- Tomasz S. Gałązka
- Tagi:
- amerykański sen Appalachy autobiografia biografia literatura faktu nałogi Ohio Pas Rdzy patologia prowincja USA uzależnienie wspomnienia
- Inne
Od ponad 60. tygodni bestseller „New York Timesa”, niemal 2 miliony sprzedanych egzemplarzy. Prawa do tłumaczenia nabyli wydawcy z kilkunastu krajów. W produkcji film w reżyserii Rona Howarda.
Zdaniem recenzentów i czytelników Elegia dla bidoków odpowiada na pytanie: dlaczego Donald Trump wygrał wybory.
Porażająca, choć niepozbawiona humoru opowieść o dorastaniu w biednym miasteczku w „pasie rdzy”. To również napisana z uczuciem i zaangażowaniem analiza kultury pogrążonej w kryzysie – kultury białych Amerykanów z klasy robotniczej. O zmierzchu tej grupy społecznej, od czterdziestu lat ulegającej powolnej degradacji, powiedziano już niejedno. Nigdy dotąd jednak nie opisano jej z takim żarem, a zwłaszcza – od środka.
Historia Vance’ów zaczyna się w pełnych nadziei latach powojennych. Ciężką pracą udało im się awansować do klasy średniej, a ukoronowaniem sukcesu stał się J.D., który jako pierwszy w rodzinie zdobył dyplom wyższej uczelni. Vance pokazuje jednak, że nie da się uciec od spuścizny przemocy, alkoholizmu, biedy i traum, tak typowych dla rejonu, z którego się wywodzili.
Elegia dla bidoków to aktualne i niepokojące rozważania o tym, że znaczna część Stanów Zjednoczonych straciła wiarę w amerykański sen, co znalazło odzwierciedlenie w wyniku ostatnich wyborów prezydenckich. To książka, która pokazała Amerykanom z dużych miast, jak mało wiedzą o swoich rodakach, jak mylne mają o nich wyobrażenie. Ciepła, wyrozumiała narracja Vance’a stała się ważnym głosem w dyskusji o rozwarstwieniu społecznym. W tym sensie jest to rzecz uniwersalna, rzuca nowe światło na podziały społeczne i polityczne również w Polsce.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Od bidoka do bohatera
Rzadko, drodzy Państwo, tworzę notatki – nie spisuję ani list zakupów, ani żadnego rodzaju przypominajek, na studiach nie zapisywałem tego, czym wykładowca chciałby się z gronem słuchaczy podzielić. Jedynym bodaj wyjątkiem jest zapisywanie na bieżąco wrażeń z lektury, z których potem – jeśli chciało mi się sięgać po telefon wystarczająco często – powstaje recenzja. Różnie bywa z przydatnością takich komentarzy, ale przy „Elegii dla bidoków” sprawdziły się wyśmienicie, bo pozwoliły mi przed pisaniem tego tekstu spojrzeć na nią z innej perspektywy niż ta, która sama mi się narzuca – i, tym samym, nie skrytykować jej od góry do dołu za to, że nie jest tym, czego się spodziewałem.
Podchodziłem do bestsellera J.D. Vance’a bardzo pewny swego z dwóch względów: po pierwsze jestem zadeklarowanym miłośnikiem Serii Amerykańskiej, w której Wydawnictwo Czarne prezentuje literaturę non-fiction opisującą historię i realia życia w USA. Po drugie: całkiem niedawno przeczytałem „Obcego we własnym kraju” Arlie Hochschild, rzecz teoretycznie bardzo zbliżoną do „Elegii dla bidoków”. Spodziewałem się jednej różnicy: o ile socjolożka patrzyła na klasę robotniczą (bo o tej w większości pisze w swojej pracy) z zewnątrz, Vance się z niej wywodzi. Lektura jego książki udowadnia, że ten, zdawać się może, szczegół nie tyle zmienia perspektywę, co redefiniuje całość.
W pierwszej notatce, stworzonej po kilkunastu zaledwie stronach, zapisałem, że autor stawia emocje nad intelektem; w którejś z kolejnych zwróciłem uwagę na bardzo szczere wypowiedzi dotyczące siostry i osobistych przemian religijnych. Wydawały mi się one, z braku lepszego słowa, niewłaściwie, co doskonale świadczy o tym, że wciąż pozostawałem pod wpływem „Obcego we własnym kraju” - rzeczy świetnie napisanej i diablo ciekawej, należącej jednak przy tym bezsprzecznie do obiegu akademickiego. Tymczasem „Elegia dla bidoków” nie ma z nim nic wspólnego; to wspomnienia – wspomnienia opatrzone całkiem szerokim komentarzem społecznym i ekonomicznym, zahaczającym niekiedy o politykę, ale wciąż wspomnienia, czyli rzecz skupiona raczej na emocjach niż faktach.
To tłumaczy niemal wszystko: ścisłe trzymanie się przez Vance’a detali biograficznych (które, spodziewałem się, będą stanowiły tylko punkt wyjścia), długie portrety kolejnych członków rodziny autora, rzadkie – szczególnie w pierwszej połowie książki – przechodzenie do uogólnień i podsumowań. „Elegia dla bidoków” reklamowana jest szeroko jako odpowiedź na pytania dotyczące przemian w Ameryce i opis grupy społecznej, której współczesny upadek nabiera coraz większego impetu – nie warto owym hasłom ufać. To wspomnienia J.D. Vance’a, który z owej grupy społecznej się wyrwał; wiele miejsca poświęca swoim współziomkom z Pasa Rdzy, ale jeszcze więcej tytanicznym wysiłkom, jakie podjął, aby nie podzielić ich losu (choć, warto dodać na marginesie, widać wyraźnie, że wciąż się z nimi identyfikuje, a autentyczność stanowi jedną z największych zalet jego książki). Mało w nich chłodnej refleksji, zdecydowanie więcej dramatu, który rozpływa się ostatecznie w kolejnych pep-talkach. Są tytułowi bidocy, ale jest też niosący zbawienie korpus marines i bohater, który nigdy się nie poddaje. Z całą pewnością da się na podstawie tej historii nakręcić pełen otuchy film. Ale czy można wyciągać z niej kluczowe wnioski? Tutaj zachowuję ostrożność.
Warto opisać krótko komentarze Vance'a. Powtórzę: autor zachowuje w nich prawdziwość, która zapewnia „Elegii dla bidoków” mnóstwo energii. Często jednak sprowadza wszystko do szokujących haseł i chwytliwych dygresji: pisze o zębach pożartych przez mountain dew oraz żyjących z zasiłków narkomanach, rzadko jednak mocniej pochyla się nad ogólnymi problemami. W pewnym miejscu określa intelekt swoich towarzyszy ze studenckich czasów w Yale jako głęboki, choć nie przytłaczający, lecz w swojej książce zdecydowanie woli błyszczeć niż podejmować poważne rozważania. Cóż, jako absolwent jednego z najbardziej prestiżowych uniwersytetów na świecie pewnie miałby kompetencje do takiej refleksji, ale to nie ta książka – i o tym warto pamiętać, żeby się nią nie rozczarować.
„Elegia dla bidoków” stała się przebojem w Stanach Zjednoczonych, co nie dziwi mnie w najmniejszym stopniu. To pełne emocji wspomnienia, które nieco wrażliwszych czytelników doprowadzą do łez, bo stanowią klasyczny przykład opowieści o drodze od zera do bohatera. Popularność książki z pewnością wzmocniły wszystkie pytania towarzyszące wyborowi Donalda Trumpa na prezydenta USA, ale, choć często bywa tak reklamowana, ta książka na nie nie odpowiada – zainteresowanym tą tematyką poleciłbym raczej wspomnianego już „Obcego we własnym kraju”.
PS Nie chcę wypowiadać się na temat tłumaczenia, bo nie znam oryginału, wydaje mi się jednak, iż Tomaszowi Gałązce udało się utrzymać nieco zaczepny ton całości. Mam tylko drobną uwagę: szkoda, że niektóre bidockie określenia nie zostały przedstawione w oryginalne (parę „hillbilly”-”bidok” znamy, ale co chociażby z duliną?). No i „matryce” zamiast „macierzy” we fragmencie poświęconym rozszerzonej matematyce – ścisłowcy tego nie wybaczają.
PPS Brawa dla wydawnictwa Marginesy za umieszczenie nazwiska tłumacza w tak wyeksponowanym miejscu! W naszym kraju, niestety, wciąż nie jest to normą.
Bartosz Szczyżański
Oceny
Książka na półkach
- 1 309
- 1 254
- 225
- 106
- 28
- 27
- 26
- 21
- 19
- 19
Opinia
Książka była promowana jako szokujący, obraz amerykańskich obszarów biedy, o której rzekomo świat nic nie wie. Mnie niczym nie zaszokowała. A już na pewno nie zauważyłam w niej biednych Amerykanów. Co najwyżej Amerykanów zdemoralizowanych systemem opieki socjalnej, z całym bagażem patologi społecznych,czyli narkomani, pijaństwa, rozbitych małżeństw. Wystarczy tylko stworzyć system w którym, bez wysiłku, państwo da na życie, a znajdą się setki ludzi,którzy dojdą do logicznego wniosku,że w takim razie nie opłaca się im pracować. Każdy zbyt hojny system opieki robi więcej szkody ludziom niż przynosi im pożytku. Niszczy etos pracy i zabija naturalny w ludziach instynkt troszczenia się o zaspokajanie swoich materialnych potrzeb. A biedni Amerykanie dostają zasiłki, dopłaty do mieszkań i bony na jedzenie,które pozwalają im na zaspokoić te potrzeby na minimalnym poziomie, bez żadnego wysiłku. Nie trudno się domyśleć do czego to prowadzi. Truizmem będzie też zdanie,które teraz napiszę ,że bieda to rzecz względna. Czytając tą książkę wygoglowałam mapę, jak to mam w zwyczaju kiedy czytam o konkretnych miejscach, i pospacerowałam po opisywanym mieście w którym to autor spędził lata szkolne. Te biedne miasto to całkiem schludne amerykańskie domki z werandami , na których stoją ogrodowe huśtawki,wokół domków zielone trawniki, przed każdym domkiem oczywiście samochód. No nigdzie, nawet na peryferiach, nie znalazłam śladów biedy w naszym rozumieniu,czyli rozpadających się ruder,bałaganu czy wręcz brudu. Jasne,że dla Amerykanów mieszkanie w takich barako-domkach, praca w supermarketach,na stacjach benzynowych itp. zajęcia nie jest spełnieniem ich marzeń, ale dostęp do powszechnej edukacji mają nieograniczony i na różnym poziomie,od podstawowego do studiów na uniwersytetach stanowych, i śmiem twierdzić,że przy odrobinie wysiłku,wcale nie jest im aż tak trudno wyrwać się z takich miejsc. A dla tych najzdolniejszych,najpracowitszych,mających najwięcej szczęścia w życiu ( bo jest oczywiste, że ono jest też bardzo potrzebne do osiągnięcia sukcesu) jest cały system stypendiów na najlepszych amerykańskich uczelniach , czego dowodem jest autor tej książki. I tak powinno być. Sukces powinien być nagrodą za wytrwałą naukę, ciężką pracę i to nie tylko taką przy której człowiek się spoci. Tego wszystkiego dowiedziałam się z tej książki
A książka podobała mi w zasadzie tylko w tych miejscach,w których autor opisuje swoje życie, kochanych dziadków,którym dużo zawdzięcza, nieudaną matkę i całą swoją liczną rodzinę, którą przedstawia w bardzo korzystnym świetle.
Niestety były też fragmenty w których odnosiłam wrażenie,że autor w kółko pisze o tym samym, czyli jak to trudno Amerykanom wyrwać się z takich miejsc jak biedne regiony stanów Kentucky czy Ohio. Reasumując, nic szczególnie rewelacyjnego,ale że czyta się lekko i szybko więc można,bez wyrzutów sumienia że się marnuje czas.
Książka była promowana jako szokujący, obraz amerykańskich obszarów biedy, o której rzekomo świat nic nie wie. Mnie niczym nie zaszokowała. A już na pewno nie zauważyłam w niej biednych Amerykanów. Co najwyżej Amerykanów zdemoralizowanych systemem opieki socjalnej, z całym bagażem patologi społecznych,czyli narkomani, pijaństwa, rozbitych małżeństw. Wystarczy tylko stworzyć...
więcej Pokaż mimo to