Lśnij, morze Edenu
- Kategoria:
- literatura piękna
- Tytuł oryginału:
- Brilla, Mar del Edén
- Wydawnictwo:
- Rebis
- Data wydania:
- 2017-05-09
- Data 1. wyd. pol.:
- 2017-05-09
- Liczba stron:
- 816
- Czas czytania
- 13 godz. 36 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788380621626
- Tłumacz:
- Barbara Jaroszuk
- Tagi:
- katastrofizm literatura hiszpańska przemoc rozbitek strach śmierć tajemnica trauma walka o życie wyspa Barbara Jaroszuk
Lecący z Los Angeles do Singapuru samolot pasażerski rozbija się pośrodku Pacyfiku, a dziewięćdziesięcioro pozostałych przy życiu rozbitków trafia na z pozoru bezludną rajską wyspę, gdzie na pozbawionych kontaktu ze światem zewnętrznym nieszczęśników czyhają najprzeróżniejsze tajemnicze niebezpieczeństwa. Wśród ocalałych są przedstawiciele różnych narodów, zawodów i stanów. Narratorem opowieści jest hiszpański kompozytor Juan Barbarín, zamieszkały w Stanach Zjednoczonych miłośnik muzyki romantycznej i kobiet. Autor w mistrzowski sposób snuje opowieść o świecie pogrążonym w kryzysie i proponuje nową ścieżkę, która rodzi się z muzyki i milczenia.
Książka otrzymała Premio Nacional de la Crítica, a jej autor Anders Ibanez jest uważany za najlepszego pisarza swojego pokolenia w Hiszpanii.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Niepokojące przemieszanie
Rozprawę o „Lśnij, morze Edenu” zacznę od tego, na czym nie znam się zupełnie, a czego w przypadku tej książki pominąć milczeniem nie można: okładki. Ta ilustracja przyciąga wzrok, prawda? Ba, mało tego – widziałem nawet komentarz, który sugerował, że może się ona wiązać z nieprzyzwoitą treścią samej powieści. Cóż, jakiś związek między okładką a zawartością z pewnością istnieje, bo autor tej grafiki zna „Lśnij, morze Edenu” doskonale, wszak to on ją napisał. A ja po przeczytaniu książki muszę się z krzykliwą, barwną i nieco niepokojącą interpretacją Andrésa Ibáñeza zgodzić.
Czego w tej książce (i na jej okładce) nie ma! Pojawia się spora dawka erotyki (w tym rozdział składający się tylko i wyłącznie z nazwisk kochanek głównego bohatera), którą z pewnością symbolizuje naga kobieta z pierwszego planu; pojawia się też machający z oddali Roberto Bolaño, obecny zarówno we własnej osobie, jak i za sprawą swej twórczości; pojawiają się siedzący przy fortepianie Anton Bruckner, patrzący niewidomymi oczami Shōkō Asahara, ukryta w rogu kapibara, a nawet spoglądający z góry Doktor Manhattan, znany wszystkim miłośnikom komiksu z legendarnych „Strażników” Alana Moore'a. Centralną osią zdarzeń jest oczywiście bezludna wyspa, także ukazana na okładce – to ona staje się wybawieniem dla osób poszkodowanych w katastrofie lecącego z Los Angeles do Singapuru samolotu, to ona udowadnia im, jak mało wiedzą o świecie i sobie samych.
Jestem pewien, że wszyscy czytelnicy, nawet ci niezbyt lubiący wnikliwą lekturę, zauważyli w powyższym akapicie coś niepokojącego, delikatnie wyprowadzającego ze stanu równowagi: totalne pomieszanie motywów. Bo co miałoby łączyć popularnego pośmiertnie Bolaño (niech dowodem jego sławy będzie to, że w krótkim odstępie czasu w Polsce ukazują się nawiązujące do niego książki z Bałkanów w postaci „Psów nad jeziorem” oraz „Lśnij, morze Edenu” rodem z Półwyspu Iberyjskiego) z amerykańskim komiksem? A ta bezludna wyspa, żywcem wzięta z „Lost”? Toż ten serial powstał zarówno po śmierci chilijskiego pisarza, jak i prawie dwadzieścia lat po premierze „Strażników”! Okazuje się jednak, że w odpowiednich rękach tak niekoherentny materiał (mimo że nie wspomniałem nawet jednej dziesiątej szerokich inspiracji autora, a przecież liczę tylko te wyraźnie widoczne!) może przeistoczyć się w spójną i, co ważniejsze, doskonałą powieść. Udowodnił to Infante w „Trzech pstrych tygrysach”, udowadnia to Ibáñez w „Lśnij, morze Edenu”.
Hiszpański pisarz postawił sobie zadanie, które wydaje się banalne, a w istocie jest trudne niezwykle: połączyć wciągającą fabułę z literaturą piękną; i to nie w formie kompromisu, który bez wątpienia stanowi literatura środka (bardzo przeze mnie, zaznaczę, szanowana – uważam, że jej tworzenie na wysokim poziomie wymaga talentu co najmniej równie wielkiego, co tak zwana sztuka poważna), a zderzenie elementów narracji czysto przygodowej z niezredukowaną nadbudową problemową. Będzie więc czytelnik brał udział w postmodernistycznych literackich grach, kiedy mechanik stanie się doradcą wielkich pisarzy, będzie miał okazję zajrzeć do głowy tworzącego kompozytora (pierwszy rozdział o Brucknerze jest po prostu genialny!), zostanie świadkiem duchowych rozterek zniewolonego przez sektę Japończyka. Ale to tylko jedna strona medalu; druga składa się z rozwikływania tajemnic bezludnej – do czasu – wyspy, odkrywania liczącego dziesiątki lat spisku, porwań, spotkań z krwiożerczymi dzikusami. A do tego wszystkiego na sam koniec okazuje się, że „Lśnij, morze Edenu” to książka o miłości!
W całym tym zamieszaniu Ibáñez nie pozostaje bezbłędny. Nie zdarzają mu się co prawda fabularne mielizny, co jest godne podziwu, bo często wtrąca w tekst dygresje mocno spowalniające tempo akcji (inna sprawa, że mój czytelniczy gust skłaniał się mocno ku tym wtrąceniom, bo tło i dotychczasowe historie bohaterów interesowały mnie bardziej niż przygodowy wątek wyspy), ale stylistyczne potknięcia – owszem. Najpoważniejsze mają miejsce w samej końcówce, kiedy jego fascynacja mistycyzmem i ezoteryką staje się nie tyle nawet wyraźna (bo taka jest przez cały czas), a irytująca. Nagle przestaje panować nad językiem (co wcześniej zdarza mu się bardzo rzadko – doskonale radzi sobie choćby z bardzo wymagającymi scenami brutalnej operacji czy przemocy wobec jednej z bohaterek) i popada w nieopanowane gadulstwo połączone z wyjątkowo patetycznym tonem. Szkoda, że autor postanowił skupić się w finale akurat na tym elemencie; jest on rozczarowujący szczególnie, bo pewne wątki zostały potraktowane po macoszemu (przede wszystkim wtręt o Ariko, który wydaje się zwykłym ozdobnikiem, podobnie jak kilka scen z Omé i świecącym Christianem), mimo że wyraźnie domagają się rozwinięcia.
„Lśnij, morze Edenu” bez wątpienia jest powieścią monumentalną i fascynującym wynikiem przemian, jakie w ostatnich latach przechodzi światowa kultura. Andrés Ibáñez z taką samą powagą podszedł do rzeczy tak różnych jak „Przypadki Robinsona Crusoe” i „Tajemnicza wyspa”, „Zagubieni”, „Strażnicy”, „Burza” czy w końcu „VIII Symfonia” Antona Brucknera. Obok efektu jego pracy nie można przejść obojętnie – albo się go pokocha, albo znienawidzi.
Bartek Szczyżański
Oceny
Książka na półkach
- 557
- 290
- 135
- 18
- 11
- 6
- 6
- 5
- 5
- 5
Cytaty
Całe twoje pokolenie jest obsceniczne, odparował wesoło Kunze. Nie idzie wcale o ciebie, to nic osobistego. Wasze pokolenie w ogóle nie zna wartości różnych rzeczy, nie zna siły instynktów, nie wie, co znaczy pożądanie, miłość, szacunek, czy odwaga. ....Za mojej młodości mężczyzna był mężczyzną, a kobieta kobietą, teraz zaś nie dostrzegam nigdzie ani mężczyzn, ani kobiet.
Opinia
Dla mnie to wręcz zbyt mało "Zagubionych" w książce Ibaneza, to raczej opinia odosobniona-trudno. Pewnie z 10-lat mija od emisji pierwszego odcinka w TVP1, co to za czasy były, na wideo nagrywałem pamiętam, jak można być surowym dla tej lektury, kilka kapitalnych historii nie mających nic wspólnego z serialem, który zmienił oblicze tego gatunku. Jedno jest niewątpliwe pewne, autorowi książki raczej nie do końca podobało się w którą stronę zmierzał finał serialu.
Dla mnie to wręcz zbyt mało "Zagubionych" w książce Ibaneza, to raczej opinia odosobniona-trudno. Pewnie z 10-lat mija od emisji pierwszego odcinka w TVP1, co to za czasy były, na wideo nagrywałem pamiętam, jak można być surowym dla tej lektury, kilka kapitalnych historii nie mających nic wspólnego z serialem, który zmienił oblicze tego gatunku. Jedno jest niewątpliwe...
więcej Pokaż mimo to