Kobieta na schodach
- Kategoria:
- literatura piękna
- Tytuł oryginału:
- Die Frau auf der Treppe
- Wydawnictwo:
- Rebis
- Data wydania:
- 2017-05-23
- Data 1. wyd. pol.:
- 2017-05-23
- Liczba stron:
- 272
- Czas czytania
- 4 godz. 32 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788380620247
- Tłumacz:
- Ryszard Wojnakowski
- Tagi:
- Ryszard Wojnakowski
Znakomita powieść autora bestsellerowego "Lektora".
Uporządkowane życie niemieckiego prawnika odmienia się w mgnieniu oka, gdy w muzeum w Sydney natyka się on na obraz od lat uznawany za zaginiony. To wizerunek Irene, kobiety, dla której był gotów zaryzykować wszystko, a ona bez słowa zniknęła z jego życia. Wiadomość o odnalezieniu obrazu jest zaskoczeniem także dla dwóch innych mężczyzn, którzy kiedyś ją kochali – i nadal czują się przez nią oszukani. Wszyscy czworo spotkają się po latach nad odludną australijską zatoką: każdy z mężczyzn chce odzyskać to, co mu się rzekomo należy. Tylko jeden z nich wykorzystuje szansę, żeby odnowić swoje uczucie do Irene, choć nie zostaje im już dużo czasu…
Przejmujący w ascetycznym ujęciu Schlinka obraz gry pozorów, bliskości w obliczu nieodwołalnego, odchodzenia, utraty. Kobieta na schodach zaczyna się jak kryminał, a kończy jak historia życia i miłości.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Upadek z wysokości
Jedną z moich ulubionych dewiz jest „spodziewaj się niespodziewanego”. Oczywiście nie wyklucza ona zaskoczeń, ale organizm zdaje się do nich lepiej przygotowany. Gotowy, by stawić czoło najdziwniejszym nawet zmiennym. Jednak jak wspomniałem, zdarzają się wyjątki, gdy element wywrotowy przekroczy wszelakie przygotowane wyobrażenia. Idealnie taką sytuację obrazuje spotkanie z „Kobietą na schodach”.
Po lekturze „Lektora” zapoznawanie się z najnowszą pozycją Bernharda Schlinka przypomina rozdwojenie jaźni. Trudno uwierzyć, że autor, który napisał coś tak wspaniałego, złożonego i niejednoznacznego jak „Lektor”, tym razem wyskoczył z czymś tak naiwnym. Na początku można jeszcze żywić nadzieje, że dojdzie tu do jakiejś wolty, zmiany, która sprawi, że wszystko nabierze sensu. Niestety nic takiego nie ma miejsca.
Nie mam pojęcia, co tu się wydarzyło. Domyślam się, że autor chciał napisać coś bliskiego zwykłemu człowiekowi. Tymczasem jego proza przypomina spotkanie z debiutantem. Nieopierzonym, mającym pewien pomysł, ale niekoniecznie wiedzącym jak go zrealizować. Młodzieńcze ekstazy w wydaniu dwudziestoparoletniego prawnika z ogromną wiedzą? Już punkt wyjściowy nie nastraja dobrze przed lekturą. Rozumiem siłę porywu serca, ale litości. Przypomina to disnejowskie uproszczenie, nie zaś ludzkie i prawdziwe zatracenie się w drugiej osobie.
Wciąż nie mogę się z tego rozczarowania otrząsnąć.
Niby Schlink próbuje żonglować konwencjami, jakby czegoś szukał. W pierwszej części dostarcza prawniczego szczypiorka rodem z powieści Grishama, ale pozbawionego uroku. W drugiej uderza w teatr absurdu, trzecia zaś to sentymentalny i ckliwy melodramat. Problem w tym, że każda z tych części jest z kompletnie innej książki. Koncepcje te zupełnie się nie łączą, ani nie zawiązują. Pierwsza irytuje wylewającą się z niej amatorszczyzną, potencjał drugiej zabija oczywista puenta. Trzecia, choć najlepsza, wydaje się wzięta z niczego i sztucznie doczepiona do ram całości.
Ni to kryminał z obrazem w tle, ni groteska na tematy damsko-męskie. Nie nazwałbym też tego opowieścią inicjacyjną. To prościutka historyjka o chwiejnych fundamentach, która bardzo chce być czymś więcej. Zamiast tego popada w przesadę i budzi różne uczucia, wzmaga irytację oraz zmęczenie. Zadziwia mnie jak bardzo jest naiwna, płaska i pozbawiona jakiegokolwiek punktu odniesienia.
Po „Lektorze” podchodziłem do „Kobiety na schodach” z radością i zaciekawieniem. Odkładając ją na półkę, nie mogłem uwierzyć, że te dwie pozycje mają tego samego autora. Odnoszę wrażenie, jakby Schlink desperacko próbował wyrwać się z cienia swojego największego dokonania i zatracał się w tym uczuciu. Opowiada czerstwą przypowieść pozbawioną ciężaru emocjonalnego, która zamiast fascynować, zdaje się brać w nawias inteligencję czytelnika i pozostawia po sobie niesmak.
Patryk Rzemyszkiewicz
Oceny
Książka na półkach
- 252
- 208
- 38
- 10
- 9
- 4
- 4
- 4
- 3
- 3
Opinia
Opowieść o sprawach ważnych, o tym jak przeżyliśmy życie, czy bez sensu czy z sensem, o śmierci i o miłości. A rzecz się dzieje w kwartecie, mamy trzech mężczyzn i kobietę. Mężczyźni, jak to chłopy rywalizują ze sobą, m.in. o kobietę. Mamy też dwa plany czasowe, dawno temu, jeszcze w RFN i (prawie) obecnie w Australii. Dobra, dojrzała, filozoficzna proza.
Najnowszą książkę autora pamiętnego „Lektora” można by zatytułować „Kobieta, jej kochanek, jej mąż i adwokat”, bo rzecz cała ma czworo głównych bohaterów. Kobieta ma na imię Irena, jej kochanek, Karl Schwind, to wzięty malarz zaś jej mąż, Peter Gundlach, jest obrzydliwie bogatym biznesmenem. Obaj panowie rywalizują o obraz namalowany przez Schwinda a przedstawiający Irenę, ale też walka toczy się o samą kobietę. Zaś adwokat, który jest jednocześnie narratorem, zamieszany jest w to wszystko jako prawnik Schwinda. Rzecz dzieje się w dwóch planach czasowych, dawno temu w RFN, chodzi pewnie o lata 80., i prawie współcześnie w Australii. Pod powłoką dosyć atrakcyjnej fabuły autor stawia ważne pytania: czym jest miłość? Jak godnie życ? Jakimi wartościami winniśmy się kierować w życiu?
Książka świetnie przedstawia sylwetki mężczyzn goniących za sukcesem, którzy swoje dzieła, zarobione pieniądze, kobiety, dzieci, właściwie wszystko co posiadają, traktują jako symbole statusu. Są to dla nich kolejne eksponaty na wystawie życia, gadżety pokazujące jak wielki sukces osiągnęli. Wcale niemało takich facetów dookoła. A w gruncie rzeczy to ludzie smutni, nieciekawi i samotni.
Sam narrator książki, wzięty prawnik, też trochę taki jest, wychowany przez dziadków przeżył chłodne emocjonalnie dzieciństwo, i pozostał osobą chłodną. Życie ma poukładane do ostatniego szczegółu, nie lubi okazywać czy doświadczać uczuć: żonie zabronił płakać, dzieciom zresztą też. Dopiero pod koniec życia przeżywając magiczne tygodnie ze swoją prawdziwą miłością odkrywa ile stracił, odkrywa że ma serce, i daje sobie wreszcie pozwolenie żeby się rozpłakać.
To też przejmująca książka o umieraniu, o tym jak ważne jest być z osobą, która odchodzi. A przede wszystkim autor stawia ważne pytania, o tym co ważne w życiu, o naszym bilansie istnienia na tym padole który sporządzamy na łożu śmierci. Zaś (prawie) cała fabuła toczy się w otoczeniu wspaniałej i dzikiej przyrody australijskiej, co też ma znaczenie: pokazuje, że jesteśmy niczym wobec potęgi natury.
To dobra, dojrzała proza, stawiająca ważne egzystencjalne pytania.
Opowieść o sprawach ważnych, o tym jak przeżyliśmy życie, czy bez sensu czy z sensem, o śmierci i o miłości. A rzecz się dzieje w kwartecie, mamy trzech mężczyzn i kobietę. Mężczyźni, jak to chłopy rywalizują ze sobą, m.in. o kobietę. Mamy też dwa plany czasowe, dawno temu, jeszcze w RFN i (prawie) obecnie w Australii. Dobra, dojrzała, filozoficzna proza.
więcej Pokaż mimo toNajnowszą...