Pasażerka Zofia Posmysz 7,4
ocenił(a) na 101 rok temu Gdy wszystkie elementy składające się na czytaną książkę pozostają ze sobą w idealnym związku, żaden nie jest niepotrzebny, a wszystkie tworzą spójną a uniwersalną całość, to wiem, że przeczytałem arcydzieło. Jedno z nielicznych w beletrystyce dotyczącej niemieckich obozów.
Bo przecież z zatrważającym zalewem „oświęcimskiego kiczu” mamy od dłuższego czasu do czynienia (na szczęście – nie ja). „Pasażerka” jest dobrym detoksem, jeśli ktoś się pozwolił zwieść temu historyczno-literackiemu oszustwu. W tej wielkiej narracji Zofii Posmysz jest po prostu wszystko.
Książka wywarła na mnie piorunujące wrażenie – a przecież klasykę literatury obozowej znam dość dobrze. Lekturze towarzyszyły olbrzymie emocje, mimo – a może raczej: dzięki - przemyślnie suchemu stylowi opowieści, mistrzowskiej także pod względem psychologicznym.
Niezwykle odważny, ale i genialny, był pomysł aby w centrum była dawna aufseherin Franz, a nie jej ofiara. Marta w tej powieści milczy– mówi wyłącznie dawna esesmanka. Można wręcz powiedzieć, że ona w ogóle nie ma głosu, wypowiada się jedynie we wspomnieniach Lizy łaskawie przekazywanych Walterowi. Za to Marta ma – i w Auschwitz, i na transatlantyku, coś, o czym tamci oboje nawet nie wiedzą – godność. I w imię tej godności milczy, gdy na statku spotyka Lizę. Mówią za to jej oczy. Mówią wszystko i Liza o tym wie.
Znakomicie fantastycznie opisana jest reakcja męża Lizy, tzw. „dobrego Niemca”, na nieznaną wcześniej przeszłość ukochanej żony (mogąc się jej domyślać, raczej ją wypierał). Jako egoistyczny karierowicz myśli zaś tylko o tym, że skompromituje to jego dobrze zapowiadającą się karierę dyplomaty. A przeżycia bliskiej obłędu kobiety- którymi akurat my mamy prawo zbytnio się nie przejmować – kompletnie go nie obchodzą. To małżeństwo jest skończone.
A przecież Liza, na tle innych zbrodniarzy typu Mengele czy Mandel, była tzw. „ludzką esesmanką” – zwłaszcza gdy miała w tym własny interes. Np. wtedy, gdy w trosce o siebie, nie ujawnia obozowym władzom grypsu, dzięki któremu BBC poda jej nazwisko jako jednej z uczestniczek ”selekcji” na rampie. To zaś skaże ją na wieczną obawę przed spodziewaną kiedyś demaskacją…
” Jest wolnym ten, kto nie ma nic do stracenia. Niewolnikiem czyni człowieka pragnienie życia” - te słowa Marty z Auschwitz do Lizy po 20 latach dają jej przewagę nad esesmanką i jej mężem. Na tym m.in. polega jej zwycięstwo, choć na pewno – jak to mówi Poeta „ ma wypalone wnętrze”. Straciła przecież Tadeusza, który w obozie nie uległ grom Lizy, choć dobrze wiedział o co grał.
Ta książka kompletnie się nie zestarzała (choć of course może dziś razić wątek Ameryki oczekującej udziału Niemiec w – rzekomej – antykomunistycznej krucjacie). Nie tylko jednak dlatego zapisuję ją na swą top listę literatury obozowej, jako jedną z nielicznych pozycji beletrystycznych. A wiec nie tylko Tadeusz Borowski, Primo Levi, Elie Wiesel, Imre Kertesz, Danilo Kiš, Jean Amery, Victor Frankl, Jorge Semprun. Zofia Nałkowska, czy Bohdan Korzeniewski.
Te książki czytajcie, a nie te z kiczowatymi okładkami, które IMHO obrażają pamięć ofiar Zagłady…