Z pewnością mogę przyznać, że "Intruz" S. Meyer jest najlepszą książką, jaką dotychczas przeczytałam. Pomimo przerażającej mnie na początku ilości kartek oraz drobnego pisma, nie zraziłam się, bo warto było poddać się uważnej lekturze. Kiedyś przeczytałam początek opinii nt. tej książki i nie mogę się z nią zgodzić. Otóż napisano tutaj, że na starcie książki czytelnik się nudził A to właśnie dzięki początkowi "Intruza" pogłębiłam się z zaciekawieniem rozwoju akcji. Melanie, Wagabunda, James, Jared, Ian, Jeb są dla mnie szczególnymi postaciami i trudno było mi się z nimi rozstać. Dzięki temu, że utożsamiłam się z główną (a raczej głównymi) bohaterką, jeszcze trudniej było mi kończyć lekturę. Nieraz chciało się płakać, raz ze śmiechu, a raz ze smutku. Wzruszający moment? Złamanie obietnicy Doktora o uśmierceniu Wandy. Bałam się, że pozwoli i przyczyni się do śmierci tak wspaniałej kobiety. Kiedyś na pewno wrócę do Wandy, aby rozpocząć na nowo jej historię. Bo warto.

Z pewnością mogę przyznać, że "Intruz" S. Meyer jest najlepszą książką, jaką dotychczas przeczytałam. Pomimo przerażającej mnie na początku ilości kartek oraz drobnego pisma, nie zraziłam się, bo warto było poddać się uważnej lekturze. Kiedyś przeczytałam początek opinii nt. tej książki i nie mogę się z nią zgodzić. Otóż napisano tutaj, że na starcie książki czytelnik się...