3/10 bo dotrwałam do końca.
Pierwsze 50 stron to istny bełkot nastolatki, milion wątków, które jedynie dodają objętości książce. Język próbujący być młodzieżowy, zdecydowanie bardziej wolałabym poważny opis Synodu. Akcja rozwija się powoli i nagle leci na łeb na szyję jakby autorce zabrakło pomysłów na budowanie napięcia.
Karolina, która wie co to jest brzytwa Ockhama, a nie ma pojęcia co to jest altówka czy dewiza. Typowa nastolatka, ale raczej w okolicach 15 lat niż prawie dorosła kobieta.
Opis niemal na 1/3 strony o tym, że kończy się niedziela i jest poniedziałek, a w poniedziałki idzie się do szkoły i główna bohaterka też poszła.
Karolina jak Bella (Zmierzch) pojawia się w nowej szkole, później pojawia się dziwne rodzeństwo.
Karolina niczym Harry Potter jest superInną.
Zupełnie nie przemyślane nazwy dla Innych, medal temu, który pamięta imię nauczyciela Karoliny przed Synodem, albo nazwę "policji" Innych.
Brak przypisów przy obcojęzycznych wypowiedziach.
"Facio, otwarłam".
Gnoti seauton prawidłowa wersja gnothi seauton?
Jutro pewnie prócz tego, że przeczytałam książkę (charakterystyczna okładka),nie będę zupełnie pamiętała treści.
Ogólnie rzecz biorąc po trzech pierwszych rozdziałam trochę się rozczarowałam, ale później zaczęło się jednak coś ciekawszego dziać. Akcja rozwijała się trochę wolno moim zdanie i niektóre rzeczy były po prostu zbędne, bo przyznajmy każdy z nas chodzi do szkoły i wie jak to wygląda i głównie dlatego sięga się po książki, żeby się odciąć. Spodziewałam się w sumie, że z tymi innymi okaże się coś podobnego więc trochę przewidywalna aczkolwiek nawet mi się podobała. Również te wstawki autorki z niektórymi zespołami jakich słuchała gówna bohatera, bo jak się okazało one naprawdę istnieję, bo co mnie zdziwiło często wymyśla się tytuły zespołów a tu one są prawdziwe. No, ale myślę, że można przeczytać nawet dla takiego typowego relaksu aczkolwiek nie jest to petarda.