Już kiedyś wspominałam, że Cobena mogę brać w ciemno, bo nigdy nie zawodzi. Tym razem niby też, ale albo nieco zmienił się mój gust czytelniczy, albo autor troszkę "osłabł" w swoim stylu.
Czyta się owszem - szybko i jak zawsze z wielkim zapałem chcesz wiedzieć więcej i więcej. Tak było i tym razem, ale coś mi tutaj jednak nie do końca przypasowało a cała historia jest mocno naciągana delikatnie ujmując.

Jake z dnia na dzień traci kobietę, którą kocha nad życie, kiedy Natalii oznajmia iż wychodzi za mąż za byłego chłopaka, świat głównego bohatera sypie się jak domek z kart. W dniu ślubu oczywiście jest obecny w kaplicy, chcąc na własne oczy przekonać się, iż miłość jego życia wychodzi naprawdę za innego. Kobieta prosi, by obiecał, że da im spokój. Jake obiecuje i dotrzymuje obietnicy przez sześć lat, do momentu, gdy czyta nekrolog z którego wynika, że zmarł mąż Natalii.
Jednak już na pogrzebie okazuje się, że wdowa po zmarłym to wcale nie Natalii a z dawnych znajomych nagle nikt nie pamięta, że był ktoś taki jak Jake...
Próbując odnaleźć ukochaną i rozwikłać zagadkę Jake sprowadza niebezpieczeństwo na wielu ludzi a tym samym zadziera z bardzo niebezpiecznymi ludźmi...

Już kiedyś wspominałam, że Cobena mogę brać w ciemno, bo nigdy nie zawodzi. Tym razem niby też, ale albo nieco zmienił się mój gust czytelniczy, albo autor troszkę "osłabł" w swoim stylu.
Czyta się owszem - szybko i jak zawsze z wielkim zapałem chcesz wiedzieć więcej i więcej. Tak było i tym razem, ale coś mi tutaj jednak nie do końca przypasowało a cała historia jest mocno...