Bouvard i Pécuchet
- Kategoria:
- klasyka
- Tytuł oryginału:
- Bouvard et Pécuchet
- Wydawnictwo:
- Sic!
- Data wydania:
- 2012-01-01
- Data 1. wyd. pol.:
- 1950-01-01
- Liczba stron:
- 360
- Czas czytania
- 6 godz. 0 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788361967316
- Tłumacz:
- Wacław Rogowicz
- Tagi:
- powieść francuska
Wznowienie legendarnej ostatniej powieści Flauberta, wydanej w Polsce po raz ostatni w roku 1955, w przekładzie Wacława Rogowicza. Powieści towarzyszy znakomity, obszerny szkic portretowy Antoniego Sygietyńskiego pt. "Gustaw Flaubert", opublikowany po raz pierwszy w związku ze śmiercią Flauberta w roku 1880.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Flaubert, Bouvard i Pécuchet
Książka, która wykończyła Flauberta, rozpoczyna się wspaniałą lustrzaną sceną. W tle zamknięty dwiema śluzami leży kanał Saint-Martin, przy brzegu dwa rzędy beczułek, a na pierwszym planie w samym centrum kadru stoi ławka; nagle z przeciwnych stron, powiedzmy, że ten mniejszy z lewej, a wysoki postawny z prawej, wychodzą dwaj mężczyźni i jednocześnie na niej siadają. Gdyby na tym poprzestać, scena wydaje się całkiem zwykła, ale właśnie teraz Flaubert pozwala rozkwitnąć swojemu geniuszowi. Żeby otrzeć pot z czoła, zdjęli nakrycia głowy i każdy położył swoje obok siebie; wtedy mały człowieczek dostrzegł napisane w kapeluszu sąsiada: „Bouvard”; a ten z łatwością wyczytał w kaszkiecie jegomościa w surducie słowo: „Pécuchet”. Wspaniały pomysł na wprowadzenie i związanie ze sobą bohaterów. Aby dopełnić symetrię, autor dodaje Bouvardowi i Pécuchetowi po jednym przyjacielu i nudnym zawodzie; obaj panowie są kopistami.
W życiu każdego mężczyzny przychodzi taki czas, gdy pragnie on jeszcze raz (albo chociaż raz) przeżyć wielką przygodę i odcisnąć piętno na rzeczywistości, niezależnie od tego, jak bolesne to by się dla niej okazało. Naszych bohaterów owa potrzeba dopada, kiedy mają po 47 lat. Wkrótce po spotkaniu nad kanałem zostają dobrymi przyjaciółmi. Łączy ich rozczarowanie światem, napędza potrzeba szydzenia z ludzkiej głupoty, a zwyczajne życie zaczyna mierzić. Na szczęście Bouvard dziedziczy pokaźny spadek, Pécuchet ma trochę oszczędności, do tego obaj obfitują w tak wielkie pokłady radośnie beztroskiej ignorancji, że pozazdrościłby im niejeden polityk. Postanawiają więc rzucić wszystko, kupić kawałek ziemi, wyjechać z miasta i poświęcić się wielkim sprawom.
Wstawać będą przy śpiewie skowronków, żeby chodzić za pługiem, pójdą z koszykiem zbierać jabłka, będą patrzyli, jak robi się masło, młóci, strzyże owce, chodzi koło pasieki i będą się delektowali rykiem krów, zapachem siana. Upajają się własnymi wizjami o prawdziwym życiu na prawdziwej wsi. I przyspieszają wyjazd z mieszczańskiego Paryża.
Jako nowi właściciele ziemscy szybko zabierają się do roboty. Przez znajomych zamawiają książki, studiują ogrodnictwo, planują, sadzą, sieją, znęcają się nad roślinami, które nie chcą rosnąć, tak jak powinny; jakby za nic miały ambicje spoconych neofitów. Znudzeni jednym pisarzem sięgają po innego, wierzą każdemu, wyśmiewają wszystkich. Czytając dzieła naukowe trafiają na przepaściste spory ideologiczne między autorami, jednak jako życiowi optymiści zbywają je krótkimi parsknięciami, głośno zatrzaskując zbędne tomiska. Matka natura sporo się nacierpi, zanim chłopcy zdadzą sobie sprawę z poniesionej klęski. Mimo to nie poddają się i skaczą od jednej dziedziny nauki do drugiej, z każdej wybierając tylko te fragmenty, które ich interesują. Błyskawicznie ferują wyroki, marząc o przyszłych sukcesach i sławie. Z politowaniem kręcą głowami nad niewiedzą otaczających ich ludzi. Każdemu są
w stanie udowodnić, że się myli. I to na dobre 150 lat przed wynalezieniem Facebooka.
Nieustający entuzjazm tylko na moment powstrzymuje Bouvarda i Pécucheta po ogrodniczym fiasku. Z rozpędem rzucają się w chemię, potem obcują z anatomią, zostają zwolennikami zdrowego żywienia, z bystrością jastrzębi spoglądają w gwiazdy, grzebią w biologii, pasjonuje ich geologia, ale irytuje nieznośna nomenklatura; przecież ziemie z okresu dewońskiego nie znajdują się tylko w Devonshire. Niezrażeni szczegółami brną dalej. Zostają archeologami, przyglądają się kołom historii, badają literaturę, szybkim krokiem wchodzą w politykę, ale odbijają się od sporu lewicy z prawicą i wpadają w chwilowy kryzys. Wdają się w romanse, uprawiają gimnastykę, wywołują duchy, zabierają się za medycynę powodując wiatry u krowy. Następnie przychodzi czas na filozofię. Niestety gubią się w Spinozie i ściągają z Paryża poręczne opracowanie tematu. Przytłoczeni nadmiarem wiedzy tracą wiarę w ludzkość; rozważają samobójstwo. Ratuje ich religia. Są urzeczeni ewangelią i czystością duszy. Przed końcem książki zdążą jeszcze zaadoptować dwie sieroty, a także zaprojektować przebudowę Chavignolles, miasta w pobliżu którego mają farmę.
W strukturę „Bouvarda i Pécucheta” ugodziły nieco założenia przyjęte przez Flauberta podczas pisania powieści, której daleko do misterności „Pani Bovary”. Oczywiście autor nie postradał na stare lata poczucia smaku. Satyra znakomicie odgrywa swoją rolę; książka jest prześmieszna, chociaż gna na złamanie karku; krótkie warczące zdania wypluwają w stronę czytelnika rój nazwisk i pojęć dawno już zapomnianych. W naturalny dla siebie sposób pan Gustaw pluje jadem na mieszczański sposób bycia i coś, co jego stryjeczny kuzyn, Nabokov, nazywał poszłost’. Wyżywa się okrutnie na swoich Don Kiszotach nauki, ale dopiero łącząc ten sadyzm z poczuciem humoru i współczuciem dla niefortunnych kopistów, wyrabia kunsztowniejszą formę.
W końcu i tak zalała go krew. Podczas sporządzania notatek do ostatniego rozdziału Flaubert padł trupem. Kiedy umierał, musiał być wściekły, że coś tak prozaicznego jak życie ingeruje w tworzenie sztuki.
Rafał Łukasik
Książka na półkach
- 183
- 64
- 27
- 8
- 4
- 4
- 3
- 3
- 2
- 1
Cytaty
Ostatecznie śmierć nie istnieje. Odchodzi się ze świata w rosę, w wietrzyk, w gwiazdy, stajemy się jakąś cząstką soku drzew, blasku drogich ...
RozwińBouvard dał się prowadzić na majowe nabożeństwa. Dzieci śpiewające litanię, pęki bzu, girlandy zieleni dały mu uczucie jakby niezniszczalnej...
Rozwiń
Opinia
Zgodnie ze swoimi upodobaniami, dysponuję starszym wydaniem tej powieści, w którym wstęp, choć niezły, jest niestety ideologicznie zabarwiony na wiadomy kolor. Rychło zostałem jednak wprowadzony w świat Bouvarda i Pecucheta, dwóch świeżej daty, a przecież dobrych przyjaciół, którzy postanawiają osiedlić się na prowincji, by w sielskiej atmosferze niestrudzenie zgłębiać wiedzę. Na przeszkodzie stają im rozmaite ograniczenia natury zarówno zewnętrznej, jak i wewnętrznej, co jednak podnieca jeszcze tylko ich zapał. Mozolnie przedzierają się przez labirynt sprzeczności szumnie nazywany dorobkiem myśli ludzkiej, niezdolni odróżnić jego momenty szczytowe od raczej sromotnych, bo nieco zbywa im na mądrości, a bardziej nawet na tak zwanej mądrości życiowej.
Flaubert zjadliwie kpi tu z kołtuństwa, wyszydza dowolność, powierzchowność, wreszcie idiotyzm ludzkich sądów. Drwi z braku aspiracji i drwi z aspiracji zbyt wysokich. Obrywa się tu zresztą wszystkim i jeśli Bouvard oraz Pecuchet raz po raz się błaźnią, to pozostali bohaterowie dzielnie im sekundują w wychodzeniu na durniów.
Nie na każdym poziomie działa ta powieść tak, jak powinna, co wynika bez wątpienia z faktu, iż Flaubert nie zdołał jej ukończyć. Narracja, nieco okrojona i przyspieszona, daje ledwie pozór fabuły. Elementy bezpośredniej, slapstickowej wręcz chwilami satyry, przynoszą umiarkowaną satysfakcję, by po pewnym czasie już jawnie nużyć. Legendarny wysiłek Flauberta poniesiony przy pisaniu tej powieści ewidentnie skoncentrował się na jej warstwie intelektualnej, zaskakującej subtelnością w ujęciu zagadnień bardzo złożonych i dowcipem przewrotnym, dopracowanym, wysublimowanym, niemal nieuchwytnym. Jest to jednak warstwa bardzo wobec czytelnika wymagająca i nie twierdzę bynajmniej, że tym wymaganiom w pełni sprostałem.
Na koniec pokuszę się zaś o drobną refleksję, że ambicja ówczesnego mieszczaństwa, by wiedzieć wszystko, jakkolwiek naiwna, bardziej jest godna pochwały niż ambicja jego współczesnej odmiany, by nie wiedzieć nic.
Zgodnie ze swoimi upodobaniami, dysponuję starszym wydaniem tej powieści, w którym wstęp, choć niezły, jest niestety ideologicznie zabarwiony na wiadomy kolor. Rychło zostałem jednak wprowadzony w świat Bouvarda i Pecucheta, dwóch świeżej daty, a przecież dobrych przyjaciół, którzy postanawiają osiedlić się na prowincji, by w sielskiej atmosferze niestrudzenie zgłębiać...
więcej Pokaż mimo to