Bouvard i Pécuchet
- Kategoria:
- klasyka
- Tytuł oryginału:
- Bouvard et Pécuchet
- Wydawnictwo:
- Sic!
- Data wydania:
- 2012-01-01
- Data 1. wyd. pol.:
- 1950-01-01
- Liczba stron:
- 360
- Czas czytania
- 6 godz. 0 min.
- Język:
- polski
- ISBN:
- 9788361967316
- Tłumacz:
- Wacław Rogowicz
- Tagi:
- powieść francuska
Wznowienie legendarnej ostatniej powieści Flauberta, wydanej w Polsce po raz ostatni w roku 1955, w przekładzie Wacława Rogowicza. Powieści towarzyszy znakomity, obszerny szkic portretowy Antoniego Sygietyńskiego pt. "Gustaw Flaubert", opublikowany po raz pierwszy w związku ze śmiercią Flauberta w roku 1880.
Porównaj ceny
W naszej porównywarce znajdziesz książki, audiobooki i e-booki, ze wszystkich najpopularniejszych księgarni internetowych i stacjonarnych, zawsze w najlepszej cenie. Wszystkie pozycje zawierają aktualne ceny sprzedaży. Nasze księgarnie partnerskie oferują wygodne formy dostawy takie jak: dostawę do paczkomatu, przesyłkę kurierską lub odebranie przesyłki w wybranym punkcie odbioru. Darmowa dostawa jest możliwa po przekroczeniu odpowiedniej kwoty za zamówienie lub dla stałych klientów i beneficjentów usług premium zgodnie z regulaminem wybranej księgarni.
Za zamówienie u naszych partnerów zapłacisz w najwygodniejszej dla Ciebie formie:
• online
• przelewem
• kartą płatniczą
• Blikiem
• podczas odbioru
W zależności od wybranej księgarni możliwa jest także wysyłka za granicę. Ceny widoczne na liście uwzględniają rabaty i promocje dotyczące danego tytułu, dzięki czemu zawsze możesz szybko porównać najkorzystniejszą ofertę.
Mogą Cię zainteresować
Oficjalne recenzje
Flaubert, Bouvard i Pécuchet
Książka, która wykończyła Flauberta, rozpoczyna się wspaniałą lustrzaną sceną. W tle zamknięty dwiema śluzami leży kanał Saint-Martin, przy brzegu dwa rzędy beczułek, a na pierwszym planie w samym centrum kadru stoi ławka; nagle z przeciwnych stron, powiedzmy, że ten mniejszy z lewej, a wysoki postawny z prawej, wychodzą dwaj mężczyźni i jednocześnie na niej siadają. Gdyby na tym poprzestać, scena wydaje się całkiem zwykła, ale właśnie teraz Flaubert pozwala rozkwitnąć swojemu geniuszowi. Żeby otrzeć pot z czoła, zdjęli nakrycia głowy i każdy położył swoje obok siebie; wtedy mały człowieczek dostrzegł napisane w kapeluszu sąsiada: „Bouvard”; a ten z łatwością wyczytał w kaszkiecie jegomościa w surducie słowo: „Pécuchet”. Wspaniały pomysł na wprowadzenie i związanie ze sobą bohaterów. Aby dopełnić symetrię, autor dodaje Bouvardowi i Pécuchetowi po jednym przyjacielu i nudnym zawodzie; obaj panowie są kopistami.
W życiu każdego mężczyzny przychodzi taki czas, gdy pragnie on jeszcze raz (albo chociaż raz) przeżyć wielką przygodę i odcisnąć piętno na rzeczywistości, niezależnie od tego, jak bolesne to by się dla niej okazało. Naszych bohaterów owa potrzeba dopada, kiedy mają po 47 lat. Wkrótce po spotkaniu nad kanałem zostają dobrymi przyjaciółmi. Łączy ich rozczarowanie światem, napędza potrzeba szydzenia z ludzkiej głupoty, a zwyczajne życie zaczyna mierzić. Na szczęście Bouvard dziedziczy pokaźny spadek, Pécuchet ma trochę oszczędności, do tego obaj obfitują w tak wielkie pokłady radośnie beztroskiej ignorancji, że pozazdrościłby im niejeden polityk. Postanawiają więc rzucić wszystko, kupić kawałek ziemi, wyjechać z miasta i poświęcić się wielkim sprawom.
Wstawać będą przy śpiewie skowronków, żeby chodzić za pługiem, pójdą z koszykiem zbierać jabłka, będą patrzyli, jak robi się masło, młóci, strzyże owce, chodzi koło pasieki i będą się delektowali rykiem krów, zapachem siana. Upajają się własnymi wizjami o prawdziwym życiu na prawdziwej wsi. I przyspieszają wyjazd z mieszczańskiego Paryża.
Jako nowi właściciele ziemscy szybko zabierają się do roboty. Przez znajomych zamawiają książki, studiują ogrodnictwo, planują, sadzą, sieją, znęcają się nad roślinami, które nie chcą rosnąć, tak jak powinny; jakby za nic miały ambicje spoconych neofitów. Znudzeni jednym pisarzem sięgają po innego, wierzą każdemu, wyśmiewają wszystkich. Czytając dzieła naukowe trafiają na przepaściste spory ideologiczne między autorami, jednak jako życiowi optymiści zbywają je krótkimi parsknięciami, głośno zatrzaskując zbędne tomiska. Matka natura sporo się nacierpi, zanim chłopcy zdadzą sobie sprawę z poniesionej klęski. Mimo to nie poddają się i skaczą od jednej dziedziny nauki do drugiej, z każdej wybierając tylko te fragmenty, które ich interesują. Błyskawicznie ferują wyroki, marząc o przyszłych sukcesach i sławie. Z politowaniem kręcą głowami nad niewiedzą otaczających ich ludzi. Każdemu są
w stanie udowodnić, że się myli. I to na dobre 150 lat przed wynalezieniem Facebooka.
Nieustający entuzjazm tylko na moment powstrzymuje Bouvarda i Pécucheta po ogrodniczym fiasku. Z rozpędem rzucają się w chemię, potem obcują z anatomią, zostają zwolennikami zdrowego żywienia, z bystrością jastrzębi spoglądają w gwiazdy, grzebią w biologii, pasjonuje ich geologia, ale irytuje nieznośna nomenklatura; przecież ziemie z okresu dewońskiego nie znajdują się tylko w Devonshire. Niezrażeni szczegółami brną dalej. Zostają archeologami, przyglądają się kołom historii, badają literaturę, szybkim krokiem wchodzą w politykę, ale odbijają się od sporu lewicy z prawicą i wpadają w chwilowy kryzys. Wdają się w romanse, uprawiają gimnastykę, wywołują duchy, zabierają się za medycynę powodując wiatry u krowy. Następnie przychodzi czas na filozofię. Niestety gubią się w Spinozie i ściągają z Paryża poręczne opracowanie tematu. Przytłoczeni nadmiarem wiedzy tracą wiarę w ludzkość; rozważają samobójstwo. Ratuje ich religia. Są urzeczeni ewangelią i czystością duszy. Przed końcem książki zdążą jeszcze zaadoptować dwie sieroty, a także zaprojektować przebudowę Chavignolles, miasta w pobliżu którego mają farmę.
W strukturę „Bouvarda i Pécucheta” ugodziły nieco założenia przyjęte przez Flauberta podczas pisania powieści, której daleko do misterności „Pani Bovary”. Oczywiście autor nie postradał na stare lata poczucia smaku. Satyra znakomicie odgrywa swoją rolę; książka jest prześmieszna, chociaż gna na złamanie karku; krótkie warczące zdania wypluwają w stronę czytelnika rój nazwisk i pojęć dawno już zapomnianych. W naturalny dla siebie sposób pan Gustaw pluje jadem na mieszczański sposób bycia i coś, co jego stryjeczny kuzyn, Nabokov, nazywał poszłost’. Wyżywa się okrutnie na swoich Don Kiszotach nauki, ale dopiero łącząc ten sadyzm z poczuciem humoru i współczuciem dla niefortunnych kopistów, wyrabia kunsztowniejszą formę.
W końcu i tak zalała go krew. Podczas sporządzania notatek do ostatniego rozdziału Flaubert padł trupem. Kiedy umierał, musiał być wściekły, że coś tak prozaicznego jak życie ingeruje w tworzenie sztuki.
Rafał Łukasik
Książka na półkach
- 182
- 64
- 27
- 8
- 4
- 4
- 3
- 3
- 2
- 1
Cytaty
Ostatecznie śmierć nie istnieje. Odchodzi się ze świata w rosę, w wietrzyk, w gwiazdy, stajemy się jakąś cząstką soku drzew, blasku drogich ...
RozwińBouvard dał się prowadzić na majowe nabożeństwa. Dzieci śpiewające litanię, pęki bzu, girlandy zieleni dały mu uczucie jakby niezniszczalnej...
Rozwiń
OPINIE i DYSKUSJE
Zabawna przypowieść filozoficzna o dwóch poczciwcach i ich nieposkromionym głodzie wiedzy, tworzenia i odkrywania nowego. Groteskowo przerysowane, skrzące się dowcipem, ironiczne, gorzkie i mądre.
Zabawna przypowieść filozoficzna o dwóch poczciwcach i ich nieposkromionym głodzie wiedzy, tworzenia i odkrywania nowego. Groteskowo przerysowane, skrzące się dowcipem, ironiczne, gorzkie i mądre.
Pokaż mimo toWielokrotnie obarczany naukowym ładunkiem Gustave'a Flauberta, bezustannie uginałem się pod jego zasobami erudycji. Zastanawiając się nad tym, czy mam do czynienia z powieścią, czy też z dziełem krytyki naukowej, codziennie obserwowałem spadek moich sił, potrzebnych na dokończenie tej książki. Moja cierpliwość opłaciła się. Z pełną odpowiedzialnością mogę stwierdzić, że gdybym chciał poszerzyć swoją wiedzę na tematy medycyny lub hodowli zwierząt, to z pewnością zakupiłbym encyklopedię a nie studiował przez kilka dni "Bouvarda i Pécucheta". To, co miało się stać intelektualną rozrywką, zamieniło się w szczegółowy poradnik przetrwania mieszczuchów na wsi. Zamiast wciągającej historii o inteligentnych i nowatorskich paryżanach, z niechęcią przeglądałem instruktaż sadzenia roślin. Na nic się zdała dociekliwość dwóch głównych bohaterów i ich walka z zaściankowością. Z chęcią odsyłam Bouvarda i Pécucheta do paryskich biur, w których najlepiej im wychodziło zajęcie kopisty.
Flaubert mocno stoi na ziemi pomimo tego, że nie przyjdzie mu już dokończyć swojego ostatniego dzieła. Nie tracąc gruntu pod nogami i postępując zupełnie odmiennie, niż przy tworzeniu "Kuszenia św. Antoniego", pozwala mi mieć nadzieję, że ilość nagromadzonych szczegółów nie zamieni lektury w katorgę. Jednak pomny doświadczeń z opowieści o pełnym mistycyzmu pustelniku, mam odwagę spodziewać się wypełnionych dramatyzmem uniesień. Chcę czuć głębię przenikliwej myśli pisarza. Muszę chociaż raz dotknąć patetycznych scen, tak przeze mnie ulubionych. Nie dostaję tego. Więc odchodzę. Nie zbliżę się ani na krok do twórcy, którego bohaterowie prowadzą swoje życiowe studia w rytmie nic nie wnoszących pogadanek.
Zawirowało mi w głowie od setek nazwisk uczonych ludzi i jeszcze większej ilości porad, serwowanych XIX-wiecznym gospodyniom domowym. Bohaterowie Flauberta, będąc wyśmienitymi odkrywcami moralnych problemów, nie potrafią przełożyć swoich umiejętności na język bardziej filozoficzny niż praktyczny. Praktyka góruje nad refleksją. Pobieżne zapatrywania przeważają nad głęboką ideologią. Francuskiego pisarza stać na wiele więcej, niż śmieszne analizy prowincjonalnych kłopotów dwójki przyjaciół. Wymagam od niego zaangażowania w rozwiązywaniu wielu dylematów, trapiących ludzkość w pierwszych fazach rewolucji przemysłowej a nie tylko zajmowania się mizerią normandzkiej wsi.
Podczas lektury zainteresowałem się zapomnianą teorią mesmeryzmu. Tak jak Franz Anton Mesmer potrafił przyciągnąć swym magnetyzmem wielu zwolenników do jego niczym nie potwierdzonych tez, tak samo Bouvard i Pécuchet drastycznie powiększyli moją skłonność do ziewania. Ich wątłe produkty metafizycznej medytacji, mogłyby co prawda podkopać fundamenty ładu społecznego, lecz brakuje im siły zdolnej przenosić literackie góry. Zdolność do wywrotowości to żadna, a to właśnie ujrzeć bym chciał najbardziej. Nie pozostaje mi nic innego, jak tylko podziękować dwóm sympatycznym natrętom i przestrzec tych z Was, którzy nie są świadomi zbyt dużych pokładów erudycji w ostatnim dziele Gustave'a Flauberta.
Wielokrotnie obarczany naukowym ładunkiem Gustave'a Flauberta, bezustannie uginałem się pod jego zasobami erudycji. Zastanawiając się nad tym, czy mam do czynienia z powieścią, czy też z dziełem krytyki naukowej, codziennie obserwowałem spadek moich sił, potrzebnych na dokończenie tej książki. Moja cierpliwość opłaciła się. Z pełną odpowiedzialnością mogę stwierdzić, że...
więcej Pokaż mimo toWprost nie do uwierzenia, że Flaubert napisał ten tekst pod koniec XIX wieku. Na myśl przywodzi "Historie maniaków" Jaworskiego (wydane jednak 30 lat później!). Kompletne odpsychologizowanie postaci i ujawnienie groteskowości świata udowadniają wizjonerstwo, a także geniusz Flauberta - jednego z największych pisarzy XIX wieku (o ile nie największego).
P.S. Wielu ta lektura wyda się trudna i nudna. Ale uwierzcie mi, napisać coś takiego w tamtych czasach, to było coś.
Wprost nie do uwierzenia, że Flaubert napisał ten tekst pod koniec XIX wieku. Na myśl przywodzi "Historie maniaków" Jaworskiego (wydane jednak 30 lat później!). Kompletne odpsychologizowanie postaci i ujawnienie groteskowości świata udowadniają wizjonerstwo, a także geniusz Flauberta - jednego z największych pisarzy XIX wieku (o ile nie największego).
więcej Pokaż mimo toP.S. Wielu ta lektura...
Zgodnie ze swoimi upodobaniami, dysponuję starszym wydaniem tej powieści, w którym wstęp, choć niezły, jest niestety ideologicznie zabarwiony na wiadomy kolor. Rychło zostałem jednak wprowadzony w świat Bouvarda i Pecucheta, dwóch świeżej daty, a przecież dobrych przyjaciół, którzy postanawiają osiedlić się na prowincji, by w sielskiej atmosferze niestrudzenie zgłębiać wiedzę. Na przeszkodzie stają im rozmaite ograniczenia natury zarówno zewnętrznej, jak i wewnętrznej, co jednak podnieca jeszcze tylko ich zapał. Mozolnie przedzierają się przez labirynt sprzeczności szumnie nazywany dorobkiem myśli ludzkiej, niezdolni odróżnić jego momenty szczytowe od raczej sromotnych, bo nieco zbywa im na mądrości, a bardziej nawet na tak zwanej mądrości życiowej.
Flaubert zjadliwie kpi tu z kołtuństwa, wyszydza dowolność, powierzchowność, wreszcie idiotyzm ludzkich sądów. Drwi z braku aspiracji i drwi z aspiracji zbyt wysokich. Obrywa się tu zresztą wszystkim i jeśli Bouvard oraz Pecuchet raz po raz się błaźnią, to pozostali bohaterowie dzielnie im sekundują w wychodzeniu na durniów.
Nie na każdym poziomie działa ta powieść tak, jak powinna, co wynika bez wątpienia z faktu, iż Flaubert nie zdołał jej ukończyć. Narracja, nieco okrojona i przyspieszona, daje ledwie pozór fabuły. Elementy bezpośredniej, slapstickowej wręcz chwilami satyry, przynoszą umiarkowaną satysfakcję, by po pewnym czasie już jawnie nużyć. Legendarny wysiłek Flauberta poniesiony przy pisaniu tej powieści ewidentnie skoncentrował się na jej warstwie intelektualnej, zaskakującej subtelnością w ujęciu zagadnień bardzo złożonych i dowcipem przewrotnym, dopracowanym, wysublimowanym, niemal nieuchwytnym. Jest to jednak warstwa bardzo wobec czytelnika wymagająca i nie twierdzę bynajmniej, że tym wymaganiom w pełni sprostałem.
Na koniec pokuszę się zaś o drobną refleksję, że ambicja ówczesnego mieszczaństwa, by wiedzieć wszystko, jakkolwiek naiwna, bardziej jest godna pochwały niż ambicja jego współczesnej odmiany, by nie wiedzieć nic.
Zgodnie ze swoimi upodobaniami, dysponuję starszym wydaniem tej powieści, w którym wstęp, choć niezły, jest niestety ideologicznie zabarwiony na wiadomy kolor. Rychło zostałem jednak wprowadzony w świat Bouvarda i Pecucheta, dwóch świeżej daty, a przecież dobrych przyjaciół, którzy postanawiają osiedlić się na prowincji, by w sielskiej atmosferze niestrudzenie zgłębiać...
więcej Pokaż mimo toSzkoda, że nie udało się Flaubertowi jej ukończyć, niby w kółko to samo, niby powtarzalne, a taki nośnik treści do interpretowania, że głowa mała. Nowoczesna i momentami przezabawna powieść, choć czasem też męcząca.
Szkoda, że nie udało się Flaubertowi jej ukończyć, niby w kółko to samo, niby powtarzalne, a taki nośnik treści do interpretowania, że głowa mała. Nowoczesna i momentami przezabawna powieść, choć czasem też męcząca.
Pokaż mimo toNie ukrywam zawodu związanego z brakiem zakończenia!
W momencie, kiedy już już trochę zaczęły mnie nudzić szalone pomysłu nietuzinkowych jegomosciów okazało się, że ... nie ma dalszego ciągu.
Ale z pewnością swietnie było zaczynać i chociażby z tej przyczyny koniecznie polecam.
Nie ukrywam zawodu związanego z brakiem zakończenia!
Pokaż mimo toW momencie, kiedy już już trochę zaczęły mnie nudzić szalone pomysłu nietuzinkowych jegomosciów okazało się, że ... nie ma dalszego ciągu.
Ale z pewnością swietnie było zaczynać i chociażby z tej przyczyny koniecznie polecam.
Uwielbiam Flauberta. Jego "Salammbo" uważam za szczytowy pokaz jego kunsztu literackiego, podobnie jest z "Trzema opowieściami". Do "Szkoły uczuć" muszę powrócić, gdyż czytałam ją dość dawno i nie miałam wtedy zbytnio wyrobionego smaku literackiego. Niedawno przyszła kolej na "Bouvarda i Pecucheta".
Mamy tu opowieść o dwóch jegomościach, których nudzi nieciekawe, urzędnicze życie w wielkim mieście. Postanawiają je opuścić i tam kształcić się w wielu dziedzinach. Kupują dworek na wsi i tam realizują swoje zamierzenie. Kształcą się w dziedzinach literatury, religii, pedagogiki, medycyny, biologii, ekonomii, polityki i innych. Zaczynają nawet wcielać swoja wiedzę w życie. Dochodzi do tego, że adoptują dwójkę zdemoralizowanych dzieci skazańca, które z miernym skutkiem wychowują w duchu wielkich dzieł z zakresu pedagogiki!
Właściwie każde ich zachowanie, przez które realizują zdobytą wiedzę na nieciekawy skutek. Wpadają w konflikty z notablami wiejskiej społeczności, w tym z lekarzem, proboszczem i sędzią. Są pośmiewiskiem, wychodzą na nieudaczników.
Mimo wszystko, książka jest godna polecenia! Ciekawym faktem jest, że ostatnie parę stron książki to notatki Flauberta na jej temat(pisarz zmarł w trakcie jej pisania). Kończy się właściwie na tym, że nasi bohaterowie wpadają w konflikt z prawem. Dalszych losów nie znamy.
Książkę można rozmaicie interpretować. Dla mnie była zabawna. Perypetie bohaterów-nieudaczników były dobrze i śmiesznie opisane, przynajmniej w mojej interpretacji. Ale ktoś inny może twierdzić, że to dzieło o smutnym ludzkim losie, o bezsensie zdobywania wiedzy i ludzkiej egzystencji w ogóle. W końcu i tak staniemy się pośmiewiskiem, mimo naszych dobrych chęci. Albo przeładowani wiedzą zagubimy się w świecie prostaków. Warto przeczytać i zinterpretować ją samemu.
Uwielbiam Flauberta. Jego "Salammbo" uważam za szczytowy pokaz jego kunsztu literackiego, podobnie jest z "Trzema opowieściami". Do "Szkoły uczuć" muszę powrócić, gdyż czytałam ją dość dawno i nie miałam wtedy zbytnio wyrobionego smaku literackiego. Niedawno przyszła kolej na "Bouvarda i Pecucheta".
więcej Pokaż mimo toMamy tu opowieść o dwóch jegomościach, których nudzi nieciekawe,...
Książkę można przeczytać ale nie jest to najlepsza powieść Flauberta.
Książkę można przeczytać ale nie jest to najlepsza powieść Flauberta.
Pokaż mimo toBouvard i Pécuchet to opowieść o dwóch przyjaciołach błądzących po ścieżkach wszelkich dziedzin nauki. Pewnego dnia, ten barwny paryski tandem, który doświadcza przyjaźni od pierwszego wejrzenia postanawia całkowicie odmienić swoje życie. Porzucając swe zakurzone nieświeżym powietrzem francuskiej stolicy mieszkania i po uprzednim zainwestowaniu prawie wszystkich funduszy jakimi dysponują, wyruszają na podbój... wsi. Barwne opisy zachwytów nad każdą napotkaną marchewką i biedronką prowokują uśmiech na mej twarzy, co za wariactwo, myśli każdy normalny człowiek, trzeba to zatem przyznać już teraz, Ci dwaj, z normalnością mają niewiele wspólnego. Postanawiają zostać wybitnymi ogrodnikami w swym pięknym ogrodzie posiadającymi wszelkie możliwe gatunki roślin. Natura jednak nie chce współgrać z laikami, rozmaite próby i wysiłki pełzną na suchych, zgnitych lub niewyrośniętych ,,niczych”. Panowie nie zniechęcają się, skoro z ogrodnictwem się nie udało, oddajmy się rolnictwu! W trybie natychmiastowym wyrzucają swego dzierżawcę po czym ochoczo zabierają się do uprawiania krzyżówek melonów i innych ogórków. Nic z tego. Mimo przeczytanej ogromnej ilości pozycji dotyczącej uprawy, los im nie sprzyja, a finalnie pali im się suszone na sposób holenderski siano. Tych nieprzeciętnych dwoje parało się również chemią i anatomią, cieszmy się że nikogo nie uśmiercili, choć należy wspomnieć o jednym przypadku, kiedy było blisko. Astronomia była zbyt trudna i nie można z nią było współpracować. Archeologia za to, była dziedziną owocną, odnajdywali tysiące starych, nic niewartych przedmiotów z różnych zakątków kraju zagracając tym samym ogromną część swojego mieszkania. Skończyło się kradzieżą zabytkowej cmentarnej chrzcielnicy, która ,,przecież nie była nikomu potrzebna, a w dodatku wcale nie była chrzcielnicą!” i kłopotami z prawem. Historia porwała ich bez reszty, na literaturze znali się lepiej niż niejeden wybitny twórca, polityka była ryzykowna, higiena wszechogarniająca, czary niebezpieczne, a filozofia tak abstrakcyjna, że ciężko było się w niej połapać. Uff tyle tego, złego i dobrego.
Gustave Flaubert w swojej ostatniej książce, która to niedokończona, według niektórych wpędziła go do grobu, ukazuje nam pogoń ludzkości za postępem, chęcią zgłębiania wiedzy, która w rzeczywistości jest pełna sprzeczności, a prawa niepodważalne, łatwe do obalenia.
Z subiektywnego punktu widzenia, popartego odczuciami opinii publicznej i Antoniego Stygietyńskiego, którego to esej dołączony jest do najnowszego wydania Bouvarda i Pécuchet’a, należy stwierdzić, iż to najmniej udana książka genialnego realisty i psychologa mieszczańskich dusz jakim niewątpliwie był Gustave Flaubert. Dłużąca się, nudnawa, bez wyraźnych konkluzji, pełna filozoficznego bełkotu jest schyłkiem kariery i życia autora. Nie umniejsza ona jednak wyjątkowości i umiejętności twórcy, wszak nie pojawił się jeszcze taki, co by Bouvard’a i Pécuchet’a napisał lepiej, a no tak, nic nie dzieje się dwa razy. Może i dobrze...
Bouvard i Pécuchet to opowieść o dwóch przyjaciołach błądzących po ścieżkach wszelkich dziedzin nauki. Pewnego dnia, ten barwny paryski tandem, który doświadcza przyjaźni od pierwszego wejrzenia postanawia całkowicie odmienić swoje życie. Porzucając swe zakurzone nieświeżym powietrzem francuskiej stolicy mieszkania i po uprzednim zainwestowaniu prawie wszystkich funduszy...
więcej Pokaż mimo to