Pływanie jest jedną z tych dyscyplin sportowych, które szalenie lubię oglądać. Odkąd pamiętam, w domu podczas wszelkich mistrzostw oraz olimpiad telewizor włączony był na okrągło. Nic więc dziwnego, że na Olimpiadzie w Sydney z zapartym tchem obserwowałam zmagania pływaków. I to była moja pierwsza styczność z Michaelem Phelpsem. Nic więc dziwnego, że po wielu latach kibicowania i trzymania kciuków za tego pływaka z Baltimore w swojej biblioteczce chciałam mieć jego autobiografię, chociaż do fanek wszelkiego rodzaju biografii nie należę.

Historia jego życia, począwszy od trudnych prób oswojenia się z wodą, przez pokonywanie licznych przeciwności losu, a przede wszystkim zaś pracę nad samym sobą i walkę z własnymi słabościami, jest na pewno inspirująca. Wypływa z niej jeden wniosek: jeśli czegoś bardzo chcesz, jeśli będzie pracować - osiągniesz sukces, bowiem same predyspozycje do bycia najlepszym w wybranej dziedzinie jeszcze nie robią z Ciebie mistrza. Może to jest oczywiste stwierdzenie, ale historia Phelpsa idealnie je obrazuje. Ponadto, Mike Phelps jest tutaj bardzo szczery. Opowiada nie tylko o swoich sukcesach, ale także o błędnych wyborach i porażkach, bowiem i jedne, i drugie tworzą człowieka.

Na koniec coś o stylu pisania: byłam pełna obaw przed sięgnięciem do książki, ale zaskoczyłam się pozytywnie. Książka napisana ładnym językiem, z humorem, czyta się ją szybko. Mogę ją spokojnie polecić nie tylko fanom Phelpsa, nie tylko fanom pływania, ale po prostu każdemu czytelnikowi.

Pływanie jest jedną z tych dyscyplin sportowych, które szalenie lubię oglądać. Odkąd pamiętam, w domu podczas wszelkich mistrzostw oraz olimpiad telewizor włączony był na okrągło. Nic więc dziwnego, że na Olimpiadzie w Sydney z zapartym tchem obserwowałam zmagania pływaków. I to była moja pierwsza styczność z Michaelem Phelpsem. Nic więc dziwnego, że po wielu latach...