Green Lanterns: Rage Planet Geoff Johns 4,8
Grasz w zielone? Nie, tym razem wolę mielone...
Pierwszy tom nowych Latarni wynudził mnie niepomiernie, choć ma swoje momenty. Fajnie jest znów zobaczyć Czerwone Latarnie, którym tym razem poskąpiono własnej serii. Ziemia, jako planeta pełna gniewnych ludzi wydaje się idealnym miejscem do odtworzenia swoich zasobów, ale na przeszkodzie stoją dwie "świeże" Zielone Latarnie.
Jessica Cruz i Simon Baz muszą sobie poradzić z własnymi słabościami, zaufaniem drugiej osobie na tyle, aby móc polegać na drugiej osobie i z szeregiem ludzi, którzy zarażają się szałem. No i dochodzi kilku gości, którzy wymiotują czerwienią. Niestety postaci mi tutaj nie siadły. Baz śmieszkuje, a Cruz co chwila stara się przerwać swoją niemoc i stworzyć nawet małą konstrukcję z woli. Nie wychodzi. To co wyszło, to na pewno humor. Są tu momenty świetne, co jest zasługą "rozmów" z pierścieniem. Szkoda, że tak mało.
Fajnie, że mamy Hala Jordana na moment, co też było zabawne samo w sobie. Przyleciał, połączył ich latarnie i odleciał, bo musi zająć się własną serią...
Ethan Van Sciver daje radę, choć mi wiele okienek nie podpasywało. Fajne efekty, czasami dziwne sylwetki i twarze. Nic odkrywczego. Szkoda, bo poprzednia seria o Zielonych Latarniach, mimo że miejscami dosyć nie równa, według mnie jednak była dobra. Tutaj początek nie napawa optymizmem. Ale może też to tylko wypadek przy pracy. Się zobaczy.