W poprzednim tomie usiłowano nawiązać silne więzi między Zielonymi i Żółtymi Latarniami. Częściowo się to udało, ale zostało jeszcze całkiem sporo Żółtych Latarników, którzy dalej działają według prawa Sinestro. Wygląda więc na to, że ten wątek dalej będzie kontynuowany.
Zielone Latarnie rozpoczynają poszukiwanie Żółtych Latarni, które z nimi nie współpracują. Guy Gardner postanawia zająć się samym Arkillo. W tym samym czasie Kyle Rayner usiłuje odtworzyć korpus Niebieskich Latarni.
Trochę już zmęczył mnie wątek nieufności między Żółtymi i Zielonymi Latarniami. Liczyłem, że poprzedni tom już to dosyć jasno wyjaśnił. Na szczęście tutaj doprowadza to do pojedynku pomiędzy Guyem, a Arkillo, również na poziomie psychologicznym. Później ich relacja bardzo ciekawie się rozwija. Dużym plusem był dla mnie też udział tutaj trochę zapomnianej postaci kosmicznego taksiarza.
Dużym rozczarowaniem był za to wątek Kyle’a Raynera. Postać to została cofnięta w rozwoju o kilkanaście lat. Cieszy mnie, że wracają niebieskie latarnie, ale nie takim kosztem.
W drugiej połowie tomu bohaterowie muszą zmierzyć się z przeciwnikiem przybyłym z przyszłości. Łatwo można się tu domyślić przebiegu akcji, a zwrot akcji nie powinien być zaskoczeniem. Dosyć interesująca była za to technologia antagonisty, wobec której trzeba zrezygnować z pierścieni.
Za rysunki odpowiada ta sama trójka artystów, co w poprzednim tomie. Ethan van Sciver i V Ken Marrion są bardzo szczegółowi, Rafa Sandoval już mniej.
Podobnie jak ostatnio, jest bardzo typowa i dosyć przewidywalna nawalanka superbohaterska. Można z nią miło spędzić czas, ale nic ponad to.
Pierwszy tom serii „Hal Jordan i Korpus Zielony Latarni” starał się trochę przywrócić dawny status quo. Korpus Zielonych Latarni powrócił, Sinestro znowu stał się zły, a Hal Jordan musiał po raz kolejny wszystkich ratować. Jednakże został tu też pewien obiecujący wątek, który można ciekawie wykorzystać…
Korpus Zielonych Latarni musi nawiązać współpracę z Żółtymi Latarniami. Jednakże już na pierwszej misji wpadają w pułapkę. W tym samym czasie Kyle Rayner usiłuje przywrócić do życia Hala Jordana.
Początkowo trochę denerwowało mnie zachowanie Zielonych Latarni. Zdecydowanie zbyt łatwo dają się wciągnąć w pułapkę i często zamiast dyskutować wolą się bić. Wprawdzie pewne ich zachowania pozostają później wytłumaczone, ale i tak trochę mnie to zirytowało. Na ich tle o wiele lepiej wypadają dobrze zorganizowane Żółte Latarnie, które udowadniają, że są naprawdę cennymi sprzymierzeńcami.
Przeciwnik, który się tutaj pojawia jest bardzo klasyczny i jego motywacja nie różni się od jego typowego zachowania. Miłą niespodzianką są jego interakcje z postacią o podobnych ambicjach, ale trochę szkoda, że nie położono większego nacisku na ich relacje.
Wątek związany z Halem Jordanem wydaje się bardzo oklepany. Jednakże pojawia się tu pewna nowa lokacja, która jest bardzo ciekawym pomysłem. Szkoda tylko, że jest przedstawiona w zaskakująco smętny sposób.
Tom kończy się historią osadzoną w przyszłości. Jest to podsumowanie dotychczasowych wydarzeń, a także dosyć enigmatyczna zapowiedź kolejnych przygód. Odnoszę wrażenie, że było to przeznaczone bardziej dla nowych czytelników.
Za rysunki odpowiada tu trzech artystów. Ethan van Sciver rysuje bardzo dokładnie i bardzo przyjemnie patrzy się na jego dopracowane rysunki. Trochę gorzej jest z Rafą Sandovalem, którego postacie są trochę ciastowate. Kończący tom V Ken Marion również jest bardzo dokładny, chociaż kontury postaci są zbyt grube.
Jest to bardzo typowe superbohaterskie łubu-dubu. Wykorzystanych jest większość klisz fabularnych, ale przy tym całość czyta się bardzo sprawnie. Nie jest to jednak najlepsze dokonanie jeśli chodzi o komiksy z Zielonymi Latarniami.