Trzeci tom Pajączka nadal czyta się dobrze. Niestety historia zatytułowana „Grzechy dawne” mocno mnie zirytowała. Nie chcę o niej pamiętać i zamierzam udawać, że w ogóle się nie wydarzyła. Zamiast niej wolę przeczytać ponownie „Niebieski”, która stanowi piękne podsumowanie relacji Gwen i Petera. Smuci mnie też odejście Romity Jr. Jego prace bardzo mi się podobały. Deodato mocniej stawia na realizm i brakowało mi tej kanciastej kreski jego poprzednika. Generalnie poza nieszczęsnymi „Grzechami” komiks czytało mi się bardzo przyjemnie i dzięki niemu spędziłem miłe majówkowe popołudnie.
Overall, 7/10 w swojej klasie. Po tylu latach od pierwszego wydania przez Fun Media mam nareszcie szansę na przeczytanie kompletnego runu Straczynskiego w klasycznych komiksach o Spider-Manie. Na jego temat krążą różne, sprzeczne opinie, ale trzeba przyznać, że początek, który jest chyba wydawany w Polsce po raz 4, to konkretne uderzenie. Scenarzysta wprowadza nowe postaci, nowych wrogów i pozornie nowy origin postaci, a przynajmniej nowe światło na ten origin. Oczywiście to nadal komiksy w duchu Spider-Mana, ale czyta się to przyjemnie. Historia z Morlunem i Ezekielem jest najdłuższa i najciekawsza z całego tomu (ciekawe, czy Ezekiel kiedykolwiek się jeszcze pojawił?). Bardzo fajnie wyglądają równiez perypetie małżeńskie MJ i Petera, chociaż generyczne "muszę odnaleźć siebie, spróbować żyć" wypowiadane przez MJ nie budzą absolutnie żadnych pozytywnych skojarzeń i można przestać lubić tę bohaterkę. Wiadomo, kto i kiedy tak mówi, lmao. Jedyny minus pierwszego tomu to historia o WTC, której nie dałem radę przeczytać do końca. Skręcało mnie z cringe'u. A teksty narratora brzmiały, jakby żywcem wyciągnięte z przemówienia Justine'a Trudeau.