Irlandzki pisarz, poeta i scenarzysta. Urodził się w Dublinie. Zaczął swoją karierę pisarską od tworzenia wierszy, dopiero później przechodząc do powieści i dramatów. Jest znany ze swojego gęstego stylu i jest uznawany za jednego z najlepszych irlandzkich twórców. Wielokrotnie nominowano go do najbardziej prestiżowych nagród, w tym Bookera.
89-letnia Lily mieszka w Stanach Zjednoczonych i właśnie straciła swojego wnuka. Narratorka wie jednak, że to, co wydarzyło się przed chwilą jest konsekwencją wydarzeń i decyzji podjętych w ciągu ostatnich 70-80 lat. Dlatego, aby zrozumieć całą historię, musimy wrócić na Wyspy Brytyjskie z czasów I wojny światowej i razem z naszą bohaterką przejść przez całe jej życie.
Narracja “Po stronie Kanaanu” jest skonstruowana w ten sposób, że każde istotne wydarzenie przypisane jest do wielkiego konfliktu zbrojnego, w którym udział wzięły Stany Zjednoczone. Z jednej strony taki sposób przyczynia się w dużym stopniu do utrzymania chronologii zdarzeń, ale z drugiej strony wzmacnia przesłanie płynące z tej książki. Biblijna Kanaan, to obszar obecnej Palestyny, wymieniana jako ziemia obiecana Izraelitom przez Boga. W powieści natomiast symbolizuje ona XX-wieczny raj na ziemi, czyli Stany Zjednoczone.
Lily w wyniku czynników od niej niezależnych trafia tam w latach 20. minionego wieku i po kres swoich dni walczy z przeciwnościami losu oraz czającą się gdzieś w pobliżu śmiercią. Barry porusza tu takie kwestie jak pamięć, wojna, więzi rodzinne czy miłość oraz strata, ale moim zdaniem najważniejsze jest tu rozprawienie się z mitem Stanów Zjednoczonych jako ziemi obiecanej. Autor pokazuje, w jak wielkim stopniu społeczeństwo tego kraju jest naznaczone wojnami oraz poruszająco przekazuje, że nawet u zwycięzców konflikt zostawia ogromne piętno. A ziemia obiecana tą wyśnioną arkadią jest tylko dla wybranych.
Sebastian Barry jest bardzo sprawnym pisarzem, do konstrukcji powieści i rozwiązań narracyjnych nie sposób się przyczepić, ale nawet jeśli wydaje się Wam, że kiedyś już czytaliście coś podobnego, to autor swoim stylem (wybitnie subtelnym, poetyckim i wrażliwym),rozpoczynając książkę słowami: “Billa nie ma. Jaki odgłos wydaje pękające osiemdziesięciodziewięcioletnie serce? Przypuszczalnie niewiele głośniejszy od ciszy, na pewno słaby ledwie słyszalny” chwyta czytelnika za gardło i trzyma do ostatniego zdania. Może i jest to krótkie, ale gwarantuję, że zostanie w Was na długo.
W poszukiwaniu książki, która zaspokoi nawet najbardziej wysublimowany literacki gust spieszę z informacją, że oto moje odkrycie ostatnich lat - Sebastian Barry. Po stronie Kanaanu jest kwintesencją tego wszystkiego, co literatura piękna jako gatunek ma najlepszego do zaoferowania.
Po jej lekturze czuję zachwyt na każdym poziomie.
Książka ta oferuje czytelnikowi cala gamę doznań, od chwytającej za serce, osadzającej się na dnie historii, po język pełen metafor, pięknych fraz nad którymi nie raz będziemy się pochylali.
Narracja prowadzona w formie wspomnień podzielona jest na rozdziały odmierzające dni od pogrzebu ukochanego wnuka. Lilly Bere u schyłku swego życia powraca pamięcią do przeszłości zapraszając czytelnika w niezwykle krótka, esencjonalną i sentymentalną podróż począwszy od dzieciństwa w Irlandii i przenosząc nas do czasów emigracji w Ameryce. Tytułowy Kanaan był Ziemią obiecaną dla narodu Izraela, tym samym czym dla Irlandczyków była Ameryka, gdzie bohaterka szukała schronienia. Autor misternie i z pietyzmem opisuje dziedziczone traumy, uwypukla jak ważnym aspektem jest bezpieczeństwo, opowiada o szansach na przyszłość.
Obiecuje, że po przeczytaniu Po stronie Kanaanu sięgnięcie po inne książki tego autora.
Pozostaje w całkowitym zachwycie.