W pogoni za smokiem Anne McCaffrey 6,9
ocenił(a) na 62 lata temu Anne McCaffrey stworzyła fascynujący świat, wyszła poza fantastykę w skali mikro skupiającą się na pojedynczym kraju albo kontynencie i zamiast tego przedstawiła planetę o bogatej historii i kulturze, borykającą się ze specyficznymi problemami. Podziwiam pracę Autorki nad stworzeniem Pernu, a także pomysł na przedstawienie smoków jako sojuszników, a nawet współpracowników ludzi, jednakże mam mieszane uczucia co do drugiej części cyklu.
Część pierwszą uznałam za zbyt skrótową, więc widzę poprawę - Autorka nie pędzi tak z akcją, rozbudowuje charakterystykę postaci innych niż dwoje głównych bohaterów, przedstawia osoby pełniące różne funkcje, a także (czego najbardziej uprzednio mi brakowało) opisuje bardziej emocjonalnie relacje smoków i ich ludzi. Niektóre postacie budzą sympatię np. młodociany lord Jaxom i kowal Fandarel, jednak nie wszystko poszło po myśli Autorki.
Co najbardziej negatywnie mnie zaskoczyło, to zestawienie dwóch bohaterek, władczyń i towarzyszek złotych smoczyc, Kylary i Brekke. Kylary nikt nie lubi, wszyscy nią gardzą, jej partner, choć pokazywany jako bohater pozytywny, jest (kolejnym!) przemocowcem, a inny mężczyzna, w którym się zakochała, ją zdradza. Uderzające są podwójne standardy - Kylara coś robi - źle, inni jeźdźcy robią dokładnie to samo - dobrze. Kylara dostarcza jaja jaszczurek ognistych do twierdzy - źle, inni jeźdźcy dostarczają jaja jaszczurek do twierdzy - dobrze. Kylara flirtuje - źle, Lessa flirtuje - dobrze. Kylara ma kochanka - źle, Brekke ma kochanka - dobrze. To było tak karykaturalne, że mam wrażenie, że Autorka opisała jakąś nielubianą znajomą w formie życzeniowej, jak powinna być odbierana i traktowana, co nie miało nic wspólnego z rzeczywistością. Ja uważam Kylarę za najbardziej skrzywdzoną postać w książce, ale wrócę jeszcze do porównywania jej z Brekke. Zazwyczaj osoby takie jak Kylara, uwodzicielskie lekkoduchy, fascynują mężczyzn i irytują kobiety, natomiast osoby takie jak Brekke - nijakie, ale solidne i pracowite - mogą budzić sympatię kobiet, ale mężczyźni ich nie zauważają. Autorka opisała to zupełnie inaczej. Kylara jest znienawidzona przez absolutnie wszystkich, a Brekke uwielbiana. Kiedy spotyka je to samo nieszczęście, wszyscy współczują Brekke, a Kylarę obwiniają, mimo że rzeczywistą winą należałoby obarczyć jeźdźców z przeszłości. Jako czytelniczka współczuję Kylarze, a Brekke jest tak papierowa, że z powodu jej tragedii nie czuję nic.
Jeźdźcy z przeszłości to następna kwestia, której nie rozumiem. W poprzedniej książce Autorka przedstawia ich jako ludzi rozsądnych i pozytywnych bohaterów. Dlaczego teraz tak ich zmienia? W nowych dla nich czasach minęło siedem lat. Wciąż trwają opady Nici, a przecież po to właśnie jeźdźcy przybyli z przeszłości, aby z nimi walczyć. Po co takie fochy? I dlaczego podobno dorośli i dojrzali ludzie zachowują się jak dogryzające sobie kipiące hormonami nastolatki? Po co te wewnętrzne walki, które nic nie wnoszą? Tylko po to, by ukazać na właściwym tle F'lara jako jedynego kompetentnego władcę? Zresztą dziecinne zachowanie dotyczy właściwie wszystkich bohaterów.
Ostatnie zastrzeżenia mam do utraconej wiedzy Pernu. Najwyraźniej jeźdźcy z przeszłości nie podzielili się ze współczesnymi zapomnianą wiedzą i wszystko musi być odkrywane na nowo. Podobał mi się wątek z teleskopem i pędrakami, ale nagle tak dużo prawd, w które wierzyli bohaterowie, okazuje się fałszem, że nie wiem, po co Autorka wprowadzała różne tezy. Przez to "obalanie mitów" robi się chaos, a jako czytelnik nie ufam niczemu, co czytam, bo po paru stronach może okazać się kolejną pomyłką.
Podsumowując, jest lepiej, ale jeszcze nie świetnie. Książka wciągnęła mnie na tyle, że sięgnę po część trzecią, ale polecam tylko niezbyt wymagającym fanom fantastyki (nie science fiction: mimo że seria opisywana jest jako SF, nie dajcie się nabrać).