Profesor Tutka Jerzy Szaniawski 7,3
ocenił(a) na 73 lata temu Profesor Tutka jest w naszej literaturze tym, czym Starsi Panowie w kabarecie. Tak przynajmniej tę postać odbieram. Melancholijny dżentelmen-inteligent w czasach siermiężnego PRL-u, nieśmiało przypominający o istnieniu pewnej formacji, którą w komunizmie skutecznie tępiono. I chyba niestety wytępiono doszczętnie, bo w III RP nikogo takiego wśród tzw. elit już nie spotykamy.
Mówi się czasem „przedwojenny profesor”, mając na myśli klasycznego inteligenta – człowieka odznaczającego się wysoką kulturą osobistą, wszechstronnie wykształconego, przestrzegającego zasad moralnych. Po sokratejsku – mądrego i dobrego (zgodnie z założeniem, że wszelkie zło wynika z ignorancji).
Wykreowany przez Jerzego Szaniawskiego bohater to typ takiego właśnie profesora. Oczywiście ma on swoje słabości (jest przecież tylko człowiekiem),ale nikomu one nie szkodzą i nawet przydają mu uroku. Wszak roztargnienie czy przywiązanie do drobnych przyjemności (także zmysłowych) nie są czymś, na czym mógłby ucierpieć autorytet.
Tutka to bardzo wyrazista postać, choć wydaje się ledwie naszkicowana. Szaniawski w swoich krótkich opowiadaniach jedynie zarysowuje rzeczywistość. Potrafi jednak kilkoma zdaniami (jak malarz kilkoma pociągnięciami pędzla) wyczarować świat, który urzeka. Liryzmem, refleksją, stylem.
Oto w przytulnej kawiarence spotykają się eleganccy panowie – profesor, doktor, sędzia, mecenas i rejent. Toczą rozmowy na rozmaite tematy. Zwykle wychodzą od potocznych doświadczeń, by dojść do jakiejś prawdy natury ogólnej. Spostrzeżenia i uwagi przyjaciół (dotyczące zdarzeń dnia codziennego) inspirują profesora do dłuższych wypowiedzi. Mają one charakter mini-gawędy, opowiastki filozoficznej, anegdoty. Nasz bohater dużo podróżował i niejedno przeżył, dlatego nie sposób z nim się nudzić. Większość historyjek kończy puentą – czasem refleksyjną, niekiedy zabawną.
Szaniawski napisał ok. pięćdziesięciu tekstów o Tutce – początkowo publikował je w „Przekroju”, a potem wydał w formie książkowej (w dwóch tomach, w 1954 i 1962 r.). Niektóre z opowiadań nawet zekranizowano (serial "Klub profesora Tutki" w reżyserii Andrzeja Kondratiuka, z Gustawem Holoubkiem w roli głównej).
Najbardziej lubię opowiadania:
1) o dziwnym spotkaniu na sennej stacyjce kolejowej (z cudzoziemcem, starszą damą i panem w meloniku),2) o sobowtórze profesora (jedyną różnicą między sobowtórami okazał się styl gawędzenia),3) o tym, jak Tutka został sam na sam z wariatem,
4) o wizycie profesora u wiedźmy,
5) o poszukiwaniu ukochanej przyjaciela, które okazało się daremnym trudem.
Dobrze powracać do takich utworów. Subtelnych, inteligentnych, ciepłych. Są antidotum na ordynarność współczesności.