Dwie wojowniczki Licia Troisi 7,3
ocenił(a) na 628 tyg. temu Dubhe uciekła z gildii zabójców i wraz ze swoim władającym czarami przyjacielem poszukuje Sennara. W tym czasie Ido wyrusza w poszukiwanie syna zmarłej Nihal, który po śmierci matki odciął się od ojca, ścigając się z czasem. Jeśli to gildia dotrze do niego pierwsza, mężczyźnie grozi śmiertelne niebezpieczeństwo.
Przyznam szczerze, że byłam przekonana, że w prozie Lici Troisi nie ma już dla mnie żadnych emocji. Że po drugi tom „Wojen świata wynurzonego”, czyli po „Dwie wojowniczki” sięgam tylko dlatego, że mam tę książkę na półce. W końcu „Kroniki…” czytałam już dawno i wiem, że nie zrobiłyby na mnie tego samego wrażenia, co w szkole podstawowej, dwa tomy „Legend…” wydawały mi się zupełnie niemrawe, a pierwszy tom z tego cyklu też niczego lepszego nie zapowiadał. Ale jednak autorka odrobinę mnie zaskoczyła.
Oczywiście, to nie tak, że drugi tom z cyklu nagle stał się zupełnie wybitną nowatorką lekturą. To w dalszym ciągu dość sztamowe młodzieżowe fantasy w starym stylu: z nieco topornym językiem, z delikatnym romansem bez scen erotycznych oraz z bardzo typowymi schematami. To jedna z tych powieści, które mi czyta się bardzo szybko, bo mimo wszystko nie ma w nich czegoś, czego bym już nie znała. Nie muszę zastanawiać się nad worldbuildingiem, czy pochylać nad kreacją bohatera, bo widziałam już to wielokrotnie.
Miałam jednak poczucie, że w tomie pierwszym autorka ustanowiła to, co do ustanowienia było, więc teraz akcja powoli rusza z kopyta. Bohaterowie ruszają w podróż i przeżywają swoje przygody. Dlatego też po prostu tę część czytało mi się nieco lepiej, niż poprzednią, co już samo w sobie odebrałam jako plus.
To, co jednak mnie w tej książce zaskoczyło to… moja reakcja na Ida. Mimo wszystko do „Kronik świata wynudzonego” mam trochę nostalgii. Relacja Sennara i Nihal była jedną z moich ulubionych przez lata i to chyba trochę dzięki niej odkryłam, że bardzo lubię motyw od przyjaźni do miłości. W tamtym okresie to było dla mnie coś nowego. W związku z czym w momencie, w którym Ido przybywa do miasta, w którym historia Nihal się rozpoczęła, poczułam po prostu ukłucie nostalgii, mając poczucie, że trochę współodczuwam razem z bohaterem. W takich chwilach naprawdę chciałabym wrócić do tamtych czasów, kiedy czytanie było łatwiejsze, bo człowiek mniej znał, mniej wymagał, mniej narzekał i po prostu mógł cieszyć się lekturą.
To też sprawiło, że trochę pożałowałam wyboru Troisi co do doboru bohaterów. Wiem, że autorka po prostu pisze powieści dla młodzieży, ale naprawdę nie miałabym nic przeciwko, gdyby spróbowała napisać coś dla dorosłych, z dojrzalszymi bohaterami, bo mam poczucie, że z tego mogłoby wyniknąć coś sympatycznego.
Mam wrażenie, że przez trudną dostępność książek z tego cyklu, jak i w ogóle powieści Lici Troisi mało kto będzie dziś na siłę tych powieści szukał na półce. Prawdopodobnie słusznie, bo podobnych historii nie brakuje, a często są jednak lepiej dopasowane do obecnych czasów, poruszając bardziej interesujące dla młodzieży tematy. Ale jednak w tym włoskim fantasy coś tkwi, mimo że prawdopodobnie do tych książek raczej prędko nie wrócę. No, chyba że zdobędę ostatnie dwa brakujące mi tomy (trzecie z dwóch cyklów),jednak z tego co widzę, nie będzie to wcale aż tak proste.