Wilczyca i Córka Ziemi Henri Loevenbruck 6,1
ocenił(a) na 27 lata temu Nie będę streszczać fabuły książki, bo wiele osób świetnie zrobiło to przede mną. To co mam do powiedzenia na temat tej pozycji zawiera się w jednym słowie „masakra” i bynajmniej nie teksańską piłą mechaniczną (a szkoda). Czytam z tyłu na okładce, że mam niebywały zaszczyt trzymać w ręce niesamowity francuski bestseller, przetłumaczony na 12 języków i zastanawiam się kto popełnił takiego gniota. Z góry przepraszam osoby, którym książka się podobała, no ale niestety, ja jej przełknąć nie mogę. Zawsze staram się doczytać książki do końca, choćby z ciekawości zakończenia historii, a tą męczę i zmęczyć nie potrafię. I nie wiem czy to książka jest tak zła, czy tylko ja rozpuszczona dużo lepszymi piórami. Jednakże żeby ktoś mi nie zarzucił, że poniewieram swoją opinią powieść, której nie przeczytałam to informuję, że utknęłam na drugim tomie.
Co mnie tak irytuje w tej pozycji? Dużo by wymieniać. Zacznijmy od okładki i streszczenia z tyłu książki. Sama okładka jak i streszczenie sugeruje, że główną bohaterką jest młoda kobieta, ale raczej dorosła lub bliska dorosłości. A co dostaję? Otóż 13-letnie dziecko. Tak, dziecko. Nie kobietę, ledwo nastolatkę. I nie raziłoby mnie to tak bardzo, bo w końcu żyjemy w erze np. Harrego Pottera i innych bohaterów literatury dla dzieci/młodzieży, jednakże cykl Mojra raczej nie jest dedykowany dla tej grupy wiekowej. Główna bohaterka zachowuje się czasem jak rozwydrzone dziecię, czasem jak dorosła kobieta. Taka stara malutka. Raz, z nie wiadomo jakiego kaprysu postanawia odwiedzić przyjaciółkę z dzieciństwa, która ma zostać królową, innym razem zakochuje się w synu wojownika, z którym spędziła kilka dni i jak sugeruje to autor książki jest to raczej wielka miłość (nie, nie zauroczenie 13letniego dziecka do równolatka, ale od razu wielka, dorosła miłość). Nasza bohaterka po kilku treningach walki mieczem jest już w tym naprawdę dobra (serio, ani słowa o tym, że sztuki walki trenuje się latami, że miecz za ciężki itp…). To samo jeśli chodzi o jej umiejętności magiczne, które rozwijają się z dnia na dzień. To wszystko i jeszcze więcej przykładów, których już nie chcę wymieniać, sprawia, że kompletnie nie kupuję głównej bohaterki. Jej zachowanie jest dla mnie nielogiczne, nierzeczywiste, nieprzekonywujące, często infantylne i takie trochę jakby autor sam nie wiedział na kogo chce wykreować główną bohaterkę – czy ma ona być dzieckiem, nastolatką czy jednak dorosłą kobietą. Ta niespójność bardzo mnie irytuje.
Sam świat wykreowany przez HL jest mało rzeczywisty i również niespójny. Może to kwestia pióra autora, może słabo wyjaśnionych niektórych kwestii w powieści, lub czarno-białych, słabo zarysowanych postaci. Do moich zarzutów dołączę jeszcze drętwe dialogi, oraz wodolejstwo i dłużyzny w samej akcji. Kolejna sprawa, to jak już ktoś również wspomniał w swojej recenzji, zabijanie niewinnych osób. Tak jakby autor uważał, że jak kogoś uśmierci w książce, to ta pozycja od razu skoczy o kilka oczek do góry. Tyle tylko, że te śmierci nie wywoływały u mnie żadnych emocji. No przyszedł zły bohater i zabił. Chce się rzec - bywa.
Plusy. A tak, jakieś ma. Sam pomysł na historię jest nienajgorszy, tylko to wykonanie… Rzadko zdarza mi się czytać cokolwiek o druidach i naprawdę po streszczeniu na okładce oczekiwałam czegoś znacznie lepszego. Początek również nie był najgorszy, tylko im dalej tym … no właśnie. Podoba mi się pomysł opisywania świata z punktu widzenia wilczycy. Widać, że autorowi coś chodziło po głowie, miał jakąś ideę, tylko momentami tak jakby nie umiał spoić tego wszystkiego w jedną całość, ożywiając ten świat.
Z ciekawości przeczytałam na okładce, że Henri Loevenbruck popełnia również powieści przygodowe, fantasy, thrillery, scenariusze telewizyjne, pisze teksty piosenek, no i jest muzykiem rockowym. Serio. Wydaje mi się, że w tym przypadku doskonale sprawdza się powiedzenie, że jak ktoś jest od wszystkiego to jest od niczego.
Trylogia ta znalazła się na mojej półce niejako przypadkiem i mam nadzieję, że niedługo na niej zabawi trafiając do osób, którym być może bardziej przypadnie do gustu. A ja tylko żałuję, że to moja pierwsza pozycja, której nie dam rady przeczytać do końca.