Wyspa niebieskich lisów. Legendarna wyprawa Beringa Stephen R. Bown 7,6
ocenił(a) na 814 tyg. temu Wiek XVIII, to na lądzie epoka nie tak od nas odległa (kulturalnie: w nauce, sztuce czy literaturze),choć bez TV i smartfonów rzecz jasna; na morzu to zaś epoka wielkich żaglowców i wielkich odkryć geograficznych - niemal o lata świetlne odległa od obecnego naszego pojęcia o świecie.
Pierwsza i Druga Wyprawa Kamczacka to pogrobowce, albo realizacja politycznego testamentu Piotra Wielkiego, a realizowanego już przez jego następczynię i wdowę po nim - carycę Katarzynę i dalszych sukcesorów carskiego tronu. Opisywane tu - i będące w nimi w istocie - jako największe odkrywcze wyprawy lądowo-morskie wszech czasów, a jakoś w moim przekonaniu umykające opowieściom o Magellanie, Coocku, Da Gamie, Cortazarze czy rejsie “Mayflower”. A opisywane tu przedsięwzięcia są iście gargantuiczne! I dzieją się w czasach, gdy ludzie mają spory problem z oceną długości geograficznej (ocena szerokości - przy dobrej pogodzie - idzie jako-tako).
Książka rysuje we wstępie niezbyt rozbudowane, ale pozwalające wejść w sytuację i doskonale wyważone w proporcji tło epoki Piotra I z wojnami toczonymi przez niego (głównie ze Szwecją),jak i jego słynnego Wielkiego Poselstwa (gdy przez półtora roku bawił w kilku krajach Europy i uczył się europejskiej nowoczesności przełomu XVII i XVIII wieku).
Z jakąś fascynacją i małą perwersją oglądam postać właśnie Piotra I w roli robotnika portowego przyglądającego się Zjednoczonym Prowincjom Niderlandów w okresie ich Złotego Wieku. A w świcie władcy jeszcze średniowieczne dziady brodate w niewygodnych kaftanach! A to zaledwie początek książki, bo już za chwilę zacznie się opowieść o zasadniczej części wyprawy.
Wyprawa Beringa, to realizacja nie mająca precedensu w historii. Opisy wędrówki lądowej (3 letniej!) z Pierwszej Wyprawy robi wielkie wrażenie, choć tak są lakoniczne w treść. Już choćby przyjrzenie się na mapach pokonywanej trasie i jej drogom wodnym wiodącym kolejnymi syberyjskimi rzekami wprawia o zawrót głowy. A do tego te przestrzenie, te niezamieszkane równiny, te pojedyncze miasta-warownie służące głównie jako miejsca handlu skórami, te obce syberyjskie narody, z którymi nie sposób się porozumieć! A gdzież tu jeszcze do rozmachu Wyprawy Drugiej: azjatyckiej przeprawy trzytysięcznej szarańczy ludzkiej, przeprawy przez Północny Pacyfik, eksploracji wybrzeży Ameryki Północnej, drogi powrotnej z utknięciem na zimowanie na jednej z pacyficznych wysp?
Staram się jak Kapuściński odczytywał Herodota, tak ja tu widzieć w opisie konkretne obrazy. Co na przykład oznacza, że jeden z syberyjskich gubernatorów dostarcza na potrzeby wyprawy siedemdziesiątkę ludzi i dziesięć razy więcej koni? To przecież siedemdziesiąt postaci oderwanych - przeważnie już na zawsze - od swych rodzin, swych dotychczasowych zajęć. Jak zwykle: bohaterskie czyny zdobywców i epokowe marzenia monarchów pisane są krwią i cierpieniem setek bezimiennych… A szkorbut (skąd on? nikt jeszcze wówczas nie wiedział) na morzach zebrał w epoce żniwo większe, niż wszelkie bitwy morskie, wypadki i inne katastrofy razem wzięte… A w niektórych głowach - jak na przykład doskonale tu sportretowanego biologa wyprawy Stellera - już zaczynają świtać pomysły, jak z nim walczyć... Postać ta zresztą wybija się na kartach książki, a nie do końca chcę zdradzać jej treść.
Myślę też i o tym, jak wielki potrafił być człowiek. Przebudować na pacyficznej wyspie wielki okręt pełnomorski, zniszczony zimowaniem na mieliźnie, w statek o połowę mniejszy właściwie de novo i to przez kilkudziesięciu po-szkorbutowych zdechlaków (chwała Sawie Starodupcewowi, ostatniemu żywemu szkutnikowi wyprawy!),to rzecz niewyobrażalna dla człowieka współczesnego, zdolnego ledwie do wymiany koła w aucie! A i wyobrażenie zimowych przeżyć w wyspiarskim zimowisku jest czymś niewyobrażalnym, gdy słuchać o nim nawet podczas współczesnych zimowych przebieżek (w odpowiedniej odzieży i z odpowiednim zaopatrzeniem kalorycznym).
Zapisuję sobie na przyszłość przyjrzeć się postaci Piotra Wielkiego… Tej jego walce o europeizację Rosji, anegdotycznemu ścinaniu bojarskich bród, czy walce z zabobonem w postaci Cerkwi (a ta - jak zawsze każdy porządny kościół - na czele walki przeciw oświeceniu narodu).
“Oby nigdy nie dopadł was szkorbut.”