Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Bardzo udana powieść. Spodziewałam się prostego czytadełka, a dostałam inteligentną, dobrze napisaną fabułę.

Bardzo udana powieść. Spodziewałam się prostego czytadełka, a dostałam inteligentną, dobrze napisaną fabułę.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Rozpaczliwie słabe nie-wiadomo-co. Ani to powieść, ani to książka historyczna. Można chyba użyć określenia "wariacja teatralna". Autor wrzucił w garnek kilka znanych faktów, kilka niepotwierdzonych teorii i sporo wymysłów, okrasił kiepskimi dialogami, pomieszał na kolanie i wypuścił w świat licząc, że się sprzeda na fali dopisku "zdobywca literackiej Nagrody Nobla". I pewnie się sprzedało. Sama kupiłam, choć akurat informacja o nagrodzie powinna mnie odstraszyć. Szkoda, że tego nie zrobiła. Zaślepiła mnie chęć dowiedzenia się czegoś jeszcze o Borgiach, choć moja wiedza w tym temacie jest już dość spora. Dobrze, że kupiłam z drugiej ręki.

Rozpaczliwie słabe nie-wiadomo-co. Ani to powieść, ani to książka historyczna. Można chyba użyć określenia "wariacja teatralna". Autor wrzucił w garnek kilka znanych faktów, kilka niepotwierdzonych teorii i sporo wymysłów, okrasił kiepskimi dialogami, pomieszał na kolanie i wypuścił w świat licząc, że się sprzeda na fali dopisku "zdobywca literackiej Nagrody Nobla". I...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Geniusz autora wręcz poraża. Taki artyzm językowy w połączeniu z nieograniczoną wyobraźnią nie zdarzył się chyba nigdy - poza tym jednym przypadkiem.

Geniusz autora wręcz poraża. Taki artyzm językowy w połączeniu z nieograniczoną wyobraźnią nie zdarzył się chyba nigdy - poza tym jednym przypadkiem.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Byłoby ciekawie, gdyby całość nie została okraszona współczesnymi wstawkami napisanymi przez nie-wiadomo-kogo.

Byłoby ciekawie, gdyby całość nie została okraszona współczesnymi wstawkami napisanymi przez nie-wiadomo-kogo.

Pokaż mimo to

Okładka książki Łowcy skarbów. Jak ojcowie archeologii rozkradli bogactwa Orientu Jurgen Gottschlich, Dilek Zaptcioglu
Ocena 6,6
Łowcy skarbów.... Jurgen Gottschlich,...

Na półkach:

Niestety, książka okazała się wydmuszką z przepiękna skorupką. Okładka jest doprawdy imponująca i niemal nie chce się jej wypuścić z rąk, tak jest przyjemna w dotyku. Niemniej przydałoby się, żeby także treść książki prezentowała pewien poziom. Dla mnie jest on zdecydowanie za niski. Jest to jedna wielka rozprawka na temat: "udowodnij, że XIX- i XX-wieczni archeolodzy byli złodziejami, a nieszczęsne kraje Orientu nie miały pojęcia co się dzieje, bo wszystko wywożono za ich plecami". Autorzy czepili się tej teorii jak rzep psiego ogona i podciągnęli pod nią wszelkie fakty, plotki i domniemania, na jakie byli w stanie natrafić, jakie byli w stanie wysnuć i jakie sami wymyślili. Pomińmy już milczeniem dość suchy styl i brak żyłki gawędziarskiej autorów, bo choć miała to być książka popularno-naukowa, a powstał niemal "podręcznik", to nie można się przecież czepiać, że komuś wyszło spod pióra coś poważnego, prawda? Mogłabym długo polemizować z interpretacją faktów, którą uraczyli nas autorzy. To oczywiste, że rządy i muzea krajów takich jak Turcja, nie robiąc w XIX wieku nic, nie wszczynając żadnych badań czy poszukiwań, nie wydając ani grosza, pozwalając, by dziedzictwo kulturowe całej Europy - bo nie należy ono tylko do nich - rozpadało się w proch, było przetwarzane na wapno, wykorzystywane do budowy domów i sprzedawane na bazarach, oczekiwały, że cudzoziemcy, którzy angażowali w wykopaliska ogromne środki i wielką wiedzę, po prostu wszystko wykopią, opracują, posklejają, a potem zostawią wszystko miejscowym muzeom, które będą się tworzyć tylko dlatego, że Anglicy czy Niemcy podali im skarby historyczne na tacy. Przez dziesiątki lat nikt w Turcji, Grecji czy w Egipcie nie zwracał uwagi na zabytki, nie organizował wykopalisk, machano ręką na to, co wykopali cudzoziemcy, jedyny wkład polityków to było rzucanie archeologom kłód pod nogi i wymyślanie kolejnych pozwoleń, które trzeba było zdobyć nierzadko za cenę ogromnej łapówki. Powoli zaczął się robić raban, gdy Schliemann wykopał „skarb trojański” - zaświeciło Turkom w oczy złoto, nagle się obudzili i zaczęli się zastanawiać nad tym, co już od wielu lat znajdowało się w Anglii czy we Francji. Nagle się okazało, że oni przecież mają w planach tworzyć muzea, a tu im eksponaty wyciekają z kraju. Eksponaty, znalezione przez ludzi, którzy poświęcali na to często całe życie i ogromne majątki. Miejscowi władcy wykorzystywali naukowców w niezwykle kreatywny sposób, by na koniec żądać pozostawienia im za darmo wszelkich znalezisk. „Przeniesienie ołtarza pergamońskiego do Berlina było (…) stratą kulturową dla Osmanów, a zwłaszcza dla greckiej mniejszości w imperium, którą trudno było przecenić”. Autorzy nie dodają, że gdyby ołtarz został na miejscu, byłaby to nieoceniona strata dla całego świata wywodzącego się z kultury śródziemnomorskiej, bo ołtarza dziś nikt by na oczy nie widział, gdyż w ogóle nie zostałby odkryty, a jeśli nawet, to Turcy nie mieliby środków ani wiedzy, by go odpowiednio zachować. A nawet gdyby jakimś cudem byłby dziś wystawiony w jakimś tureckim muzeum, to miliony ludzi, ci wszyscy, którzy widzieli go w berlińskim muzeum, nie zobaczyłyby go na oczy, bo – nie oszukujmy się – do Berlina jest się wybrać o wiele łatwiej, szybciej, taniej, przyjemniej i bezpieczniej. Podobnie ma się sprawa ze wszystkimi zbiorami prezentowanymi w Luwrze czy w Muzeum Brytyjskim. Większość z nas nigdy by nie zobaczyła tego, co jest na wyciągnięcie ręki w Paryżu czy w Londynie – w cenie taniego biletu lotniczego i krótkiej, jednodniowej wyprawy do miasta zachodniej cywilizacji. Ołtarz pergamoński – ogromne pieniądze, miesiące oczekiwania na każde z dziesiątek pozwoleń, niekończące się opłaty i łapówki – rząd turecki nie oddał eksponatów za nic i dobrze wiedział co robi. Trudno tu winić niemieckich naukowców, że uratowali ołtarz przed przehandlowaniem go komu innemu. Autorów bardzo boli, że odnaleziony przez Schliemanna „skarb Priama” został przez niego „ukradziony” i przekazany do muzeum berlińskiego, mimo że gdyby nie on, to do tej pory świat by nie miał pojęcia o jego istnieniu. Ale nie martwi ich zupełnie to, że w czasie II wojny światowej został on – tym razem naprawdę – ukradziony przez Rosjan i dziś jest najbezczelniej w świecie wystawiany w Muzeum Puszkina w Moskwie. Klasyfikują archeologa i naukowca, który na poszukiwania Troi poświęcił całe życie i cały majątek jako złodzieja, ale tym samym określeniem nie nazywają Rosjan. Tendencyjność niesamowicie bije po oczach, podciąganie wszystkiego pod założoną tezę aż boli przy czytaniu. Teoretycznie jest to książka o niemieckich badaczach, ale nie martwcie się – dostaje się też rykoszetem Anglikom i Francuzom. Polecam tym, którzy mają podobne zdanie do autorów – jest to kawał dobrej rozprawki, misterne wyłuskanie z ogromnej góry prawdy pasujących do ich teorii wątków i wąteczków.

Niestety, książka okazała się wydmuszką z przepiękna skorupką. Okładka jest doprawdy imponująca i niemal nie chce się jej wypuścić z rąk, tak jest przyjemna w dotyku. Niemniej przydałoby się, żeby także treść książki prezentowała pewien poziom. Dla mnie jest on zdecydowanie za niski. Jest to jedna wielka rozprawka na temat: "udowodnij, że XIX- i XX-wieczni archeolodzy byli...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Klasyka. Niedzisiejsza, naiwna. Bohater, mimo zalet, których raczej nie spotykało się w ludziach na co dzień, to typowy mężczyzna swoich czasów. Niezależnie od wszystkiego - czyta się z zachwytem.

Klasyka. Niedzisiejsza, naiwna. Bohater, mimo zalet, których raczej nie spotykało się w ludziach na co dzień, to typowy mężczyzna swoich czasów. Niezależnie od wszystkiego - czyta się z zachwytem.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Niedzisiejszy styl i chaotyczna narracja, ale za to dość ciekawie wykorzystane drobne fakty i większe plotki z życia Shakespeare'a.

Niedzisiejszy styl i chaotyczna narracja, ale za to dość ciekawie wykorzystane drobne fakty i większe plotki z życia Shakespeare'a.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Z początku podchodziłam do tej powieści jak do myszy, bo narracja toczona w czasie teraźniejszym irytuje mnie prawie tak samo, jak pierwszoosobowa. Swoją drogą ciekawe, czy to wymysł tłumacza, czy tak jest w oryginale... Po kilku stronach zapomniałam o tym, jak bardzo mi ten czas teraźniejszy przeszkadza. Wchłonęło mnie piękno opowieści, fantastycznie napisane postaci, niespieszna, a jednak wciągająca akcja. Książka jest znakomita. Można się czepiać dziwnej zmiany imienia żony Szekspira, którą on sam w testamencie nazwał "Anne", ale właściwie jest to jedyna rzecz, którą można autorce zarzucić. Oczywistym jest, że fabuła jest tylko tworem jej wyobraźni, jednak jest tak zgrabnie, z polotem i wyczuciem skonstruowana, że łyka się ją z pocałowaniem ręki i nadzieją na więcej. Historia Szekspira z innej perspektywy, opowieść o XVI-wiecznej angielskiej prowincji, przebłyski londyńskiego życia - warte polecenia, przeczytania i przeżycia.

Z początku podchodziłam do tej powieści jak do myszy, bo narracja toczona w czasie teraźniejszym irytuje mnie prawie tak samo, jak pierwszoosobowa. Swoją drogą ciekawe, czy to wymysł tłumacza, czy tak jest w oryginale... Po kilku stronach zapomniałam o tym, jak bardzo mi ten czas teraźniejszy przeszkadza. Wchłonęło mnie piękno opowieści, fantastycznie napisane postaci,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Po lekturze przereklamowanej "Czarownicy ze wzgórza" i znakomitego "Podrzutka" miałam mieszane uczucia w stosunku do Halls. Jednak na "Panią England" rzuciłam się z błyskiem w oku - przyciągnął mnie tytuł, a opis treści rozkochał w sobie i sprawił, że była to chyba najbardziej przeze mnie oczekiwana nowość 2023 roku.
Czekać przyszło mi długo, bo premiera była w nieskończoność odkładana, ale w końcu dorwałam to śliczne wydanie i mogłam wreszcie zagłębić się w "przesyconą narastającą grozą" wiktoriańską fabułę. I co? I było to największe czytelnicze rozczarowanie od lat.
Powieść jest zlepkiem ogranych, wykorzystywanych do bólu motywów, nie wnosi do nich niczego świeżego. Przez większą jej część nic się nie dzieje, a braku akcji nie rekompensują w żaden sposób płytkie, banalne opisy oraz słabo zarysowane postaci. Kilka żywszych scen nie blokuje ziewania i irytacji nieoryginalnością książki, bo są za krótkie i właściwie spodziewane. Nie wiem, gdzie w tej powieści można dopatrzeć się atmosfery grozy.
"Pani England" jest nudna i nijaka zarówno pod względem stylistycznym, jak i fabularnym.

Po lekturze przereklamowanej "Czarownicy ze wzgórza" i znakomitego "Podrzutka" miałam mieszane uczucia w stosunku do Halls. Jednak na "Panią England" rzuciłam się z błyskiem w oku - przyciągnął mnie tytuł, a opis treści rozkochał w sobie i sprawił, że była to chyba najbardziej przeze mnie oczekiwana nowość 2023 roku.
Czekać przyszło mi długo, bo premiera była w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Od poprzedniego tomu seria o Forście zrobiła się tragiczna. Ta część jest wręcz nieprawdopodobnie idiotyczna. Słaby styl to jej najmniejszy problem.

Od poprzedniego tomu seria o Forście zrobiła się tragiczna. Ta część jest wręcz nieprawdopodobnie idiotyczna. Słaby styl to jej najmniejszy problem.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Solidna, ciekawa fabuła i niezły, choć trochę zbyt "na siłę", styl. Czytało się szybko i bezboleśnie. Irytujący jest dziwaczny pomysł uczynienia narratorem lustra, w dodatku mówiącego o sobie w rodzaju żeńskim. Opowieść księdza jest interesująca, choć tak poszatkowana, że nie daje możliwości wciągnięcia się w nią bez reszty. Najcenniejszy w tej powieści jest obraz XVII-wiecznej Polski, jej problemów i bolączek, jej charakteru. Jak już wspomniałam, styl autorki jest zbyt wymuszony, zbyt poprawny, sprawia wrażenie, jakby każde zdanie, a potem od nowa każdy akapit, były pięć razy poprawiane i za każdym razem nabierały coraz bardziej barokowego charakteru. Brzmi to fałszywie i sztucznie, narracji brakuje artystycznej lekkości. Mimo to warto poznać tę opowieść, bo rujnuje ona dość powszechną opinię, jakoby w Polsce nie było procesów czarownic.

Solidna, ciekawa fabuła i niezły, choć trochę zbyt "na siłę", styl. Czytało się szybko i bezboleśnie. Irytujący jest dziwaczny pomysł uczynienia narratorem lustra, w dodatku mówiącego o sobie w rodzaju żeńskim. Opowieść księdza jest interesująca, choć tak poszatkowana, że nie daje możliwości wciągnięcia się w nią bez reszty. Najcenniejszy w tej powieści jest obraz...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Zawsze, gdy staram się podsumować lekturę książki Dana Simmonsa - brak mi słów. Czytając "Czarne Góry" nie byłam tak zahipnotyzowana, jak przy lekturze "Terroru" czy "Abominacji", bo te dwie powieści to klasa nie do pobicia. Powodem jest zapewne tematyka - Indianie i historia Stanów Zjednoczonych nie wciągają mnie tak bardzo jak podbój Arktyki czy Himalajów. Niemniej jednak przeczytałam "Czarne Góry" z zapartym tchem, zachwycając się poziomem geniuszu autora, jego nieskazitelnym, mistrzowskim stylem, wyobraźnią i niesamowitą wręcz wiedzą. O ile mniej mielibyśmy w bibliotekach makulatury, gdyby każdy początkujący "pisarz" dochodził do wniosku, że skoro nie może pisać jak Dan Simmons, to nie warto nawet zerkać w stronę klawiatury czy zeszytu.

Zawsze, gdy staram się podsumować lekturę książki Dana Simmonsa - brak mi słów. Czytając "Czarne Góry" nie byłam tak zahipnotyzowana, jak przy lekturze "Terroru" czy "Abominacji", bo te dwie powieści to klasa nie do pobicia. Powodem jest zapewne tematyka - Indianie i historia Stanów Zjednoczonych nie wciągają mnie tak bardzo jak podbój Arktyki czy Himalajów. Niemniej jednak...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

To nie jest powieść, tylko książka popularno-naukowa. Piszę to zdanie na samym początku, bo może jeden z drugim natknie się na nie, zanim sięgnie po książkę i nie będzie potem bzdurnie oceniał 4 lub 5/10, "bo to nie jest powieść". Historia jest fascynująca, wciągająca, świetnie napisana i pozostawiająca po sobie wiedzę i pole do przemyśleń. To gawęda, od której nie można się oderwać.

To nie jest powieść, tylko książka popularno-naukowa. Piszę to zdanie na samym początku, bo może jeden z drugim natknie się na nie, zanim sięgnie po książkę i nie będzie potem bzdurnie oceniał 4 lub 5/10, "bo to nie jest powieść". Historia jest fascynująca, wciągająca, świetnie napisana i pozostawiająca po sobie wiedzę i pole do przemyśleń. To gawęda, od której nie można...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Czy można spłodzić blisko 1000-stronicową powieść o niczym? Można. Maas się udało. W tym tomiszczu nic-się-nie-dzieje!! Bohaterowie się snują, rozmyślają w kółko o tym samym, robią w kółko to samo. Przez 80% książki wydarzyły się dwie ciekawsze rzeczy, z tego tylko jedna była w miarę ciekawie napisana. Pozostały czas akcji to jeden wielki bełkot. "Kocham ją - nie kocham-kocham go-nie kocham-mogę ją kochać-nie mogę..." Boszzzz!!! Cała seria, mimo tego, że Maas nie może wyjść poza ramy amatorszczyzny, jest ciekawa, fabuła jest bardzo dobrze wymyślona, szkoda, że styl z tomu na tom niemal się nie poprawia. Wyjątkiem są opowiadania o Celaenie. Ale "Wieża świtu" jest niepotrzebna, do fabuły całości wnosi jeden motyw, który można byłoby rozwinąć w kolejnym tomie na dwóch stronach - i oszczędzono by nam mordęgi z tym. Dla własnego dobra - omińcie tę część, nic nie stracicie! Albo zacznijcie ją czytać mniej więcej po 600 stronie - wtedy zaczyna się coś niecoś dziać, w miarę przydatnego. Choć jestem pewna, że w kolejnym tomie jest tego streszczenie.

Czy można spłodzić blisko 1000-stronicową powieść o niczym? Można. Maas się udało. W tym tomiszczu nic-się-nie-dzieje!! Bohaterowie się snują, rozmyślają w kółko o tym samym, robią w kółko to samo. Przez 80% książki wydarzyły się dwie ciekawsze rzeczy, z tego tylko jedna była w miarę ciekawie napisana. Pozostały czas akcji to jeden wielki bełkot. "Kocham ją - nie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Robi się coraz ciekawiej. Znakomita seria, nie można się oderwać. Kocham książki, które są napisane takim właśnie stylem - niewymuszonym, dojrzałym, płynnym i po prostu pięknym. Bohaterowie robią się coraz ciekawsi. Z jednej strony szkoda, że ma być aż 6 tomów. Trzy bym kupiła, bo chętnie kiedyś wróciłbym do tej serii, ale 6 to przesada ;) Z drugiej - cieszę się, że seria jest tak długa, bo szkoda mi będzie ją kończyć. Dobrze, że są biblioteki :D

Robi się coraz ciekawiej. Znakomita seria, nie można się oderwać. Kocham książki, które są napisane takim właśnie stylem - niewymuszonym, dojrzałym, płynnym i po prostu pięknym. Bohaterowie robią się coraz ciekawsi. Z jednej strony szkoda, że ma być aż 6 tomów. Trzy bym kupiła, bo chętnie kiedyś wróciłbym do tej serii, ale 6 to przesada ;) Z drugiej - cieszę się, że seria...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Znakomita fantastyka, świeża, wciągająca, świetnie napisana. Zdaje się, że praktyka Sullivana polegająca na pisaniu wszystkich tomów od razu, przynosi całkiem spektakularne efekty. Nowym Tolkienem nie jest, w dzisiejszych czasach mamy w tym gatunku zbyt dużą konkurencję, ale warto go czytać, bo jego styl jest obrazowy, a akcja zapiera dech. Postaci są trochę sztampowe, ale dzięki interesującej fabule nie jest to właściwie żadnym problemem.

Znakomita fantastyka, świeża, wciągająca, świetnie napisana. Zdaje się, że praktyka Sullivana polegająca na pisaniu wszystkich tomów od razu, przynosi całkiem spektakularne efekty. Nowym Tolkienem nie jest, w dzisiejszych czasach mamy w tym gatunku zbyt dużą konkurencję, ale warto go czytać, bo jego styl jest obrazowy, a akcja zapiera dech. Postaci są trochę sztampowe, ale...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Powieść napisana pięknym, dojrzałym, inteligentnym stylem. Książki pisane w ten sposób stają się klasyką. Niestety, fabuła jest chaotyczna, niekonsekwentna, pourywana, zamotana, niejasna. Autor nie uniósł tematyki, na którą się porwał, przerosła go o lata świetlne.

Powieść napisana pięknym, dojrzałym, inteligentnym stylem. Książki pisane w ten sposób stają się klasyką. Niestety, fabuła jest chaotyczna, niekonsekwentna, pourywana, zamotana, niejasna. Autor nie uniósł tematyki, na którą się porwał, przerosła go o lata świetlne.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Tytuł tej książki to jeden, wielki, bezczelny klikbajt. Nie ma tu żadnej średniowiecznej Anglii, jest tylko jej kiepska wersja w innym wymiarze, która z prawdziwą nie ma nic wspólnego. Czego jeszcze tu nie ma? Przede wszystkim Brandona Sandersona. Pod żadną postacią. A znam tych postaci już sporo i jak dotychczas, wszystkie mnie zachwycały. Ta mnie zniesmaczyła.

Tytuł tej książki to jeden, wielki, bezczelny klikbajt. Nie ma tu żadnej średniowiecznej Anglii, jest tylko jej kiepska wersja w innym wymiarze, która z prawdziwą nie ma nic wspólnego. Czego jeszcze tu nie ma? Przede wszystkim Brandona Sandersona. Pod żadną postacią. A znam tych postaci już sporo i jak dotychczas, wszystkie mnie zachwycały. Ta mnie zniesmaczyła.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Męcząca, nudna, irytująca. Słabiutkie romansidło, płaskie i wręcz głupie postaci - z głównymi bohaterami na czele. Nie wystarczy wymienić parę słynnych osób z epoki, żeby stworzyć dobrą powieść biograficzną. Jedno trzeba autorce przyznać: rozbawiła mnie do łez co rusz pisząc o Edgarze Allanie Poe "szaleńczo przystojny". O autorze "Kruka" można powiedzieć wiele, ale przystojny to on nie był, nawet troszkę ;)

Męcząca, nudna, irytująca. Słabiutkie romansidło, płaskie i wręcz głupie postaci - z głównymi bohaterami na czele. Nie wystarczy wymienić parę słynnych osób z epoki, żeby stworzyć dobrą powieść biograficzną. Jedno trzeba autorce przyznać: rozbawiła mnie do łez co rusz pisząc o Edgarze Allanie Poe "szaleńczo przystojny". O autorze "Kruka" można powiedzieć wiele, ale...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Przerażający, klimatyczny, inteligentny, genialnie napisany gotycki horror. Majstersztyk.

Przerażający, klimatyczny, inteligentny, genialnie napisany gotycki horror. Majstersztyk.

Pokaż mimo to