Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , , ,

Dalej nie mogę uwierzyć, że debiutant był w stanie napisać tak genialną książkę. Gdybym mogła spełnić jedno swoje życzenie to cofnęłabym się w czasie do czwartkowego popołudnia, kiedy zaczęłam przygodę z tą niezwykłą powieścią i znów weszłabym w świat szachowego arcymistrza z historią upadającego imperium w tle.

Dalej nie mogę uwierzyć, że debiutant był w stanie napisać tak genialną książkę. Gdybym mogła spełnić jedno swoje życzenie to cofnęłabym się w czasie do czwartkowego popołudnia, kiedy zaczęłam przygodę z tą niezwykłą powieścią i znów weszłabym w świat szachowego arcymistrza z historią upadającego imperium w tle.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Czuję się oszukana. Mam wrażenie, że w drukarni postanowili zażartować sobie ze mnie i pod tytułem "Ukraiński kochanek" wydrukowali nie porywającą powieść a wynurzenia egzaltowanej nastolatki. Przed lekturą przejrzałam recenzję, kilka razy przeczytałam opis książki na okładce i szykowałam się na powieść na miarę "Nadberezyńców". Miałam nadzieję, że autor stworzył bohaterów z krwi i kości i pokazał trudną historię Kresów z wrażliwością godną pisarza. A teraz czuję się, jakby ktoś ze mnie, czytelnika, zadrwił.

Patrzę jeszcze raz na opis książki z okładki. "Wielka i tragiczna miłość polskiej dziewczyny i ukraińskiego chłopca ujawnia sens ludzkiej egzystencji w poszukiwaniu prawdy w podzielonym świecie". Właściwie to już ten bełkot powinien mnie ostrzec. A jednak założyłam, że ktoś z redakcji ma po prostu zbyt egzaltowany sposób wyrażania się i te słowa mogą jednak pokrywać się choć trochę z treścią książki.

Może zacznę od tej miłości górnej i chmurnej. Sama postać Mitii i to "namiętne uczucie" przypominało mi jakieś tragiczne fan fiction nastolatki, która po obejrzeniu "Ogniem i mieczem" śni po nocach o ukraińskich kochankach. Watażka (a jakże!), do tego człowiek inteligenty, zdolny, z prawdziwą ułańską fantazją, kochający do obłędu, nieco szalony. Wypisz, wymaluj Bohun na swym czarnym ogierze, patrzący w dal ukraińskich stepów. A żeby było jeszcze piękniej to odpowiedzialny gospodarz, kochający mąż, ojciec i zięć. Namiętne uczucie? Miłość Kasi i Mitii była opisana w tak nieporadny sposób, że czytając opisy ich buszowania po okolicznych chaszczach pokładałam się ze śmiechu.

Dalej w opisie książki pojawia się wzmianka o sensie ludzkiej egzystencji, poszukiwaniu prawdy i czymś równie wzniosłym. Może coś przeoczyłam, a może autor zapomniał dodać paru akapitów zawierających głębsze prawdy i sensy. Cały ten podniosły bełkot, którym czytelnik był raczony co parę stron, streszczał się w tym, że w życiu najważniejsza jest miłość, ale w miłości nie można się zatracić (jeden z ostatnich rozdziałów - rozmowa głupiego Lolka z duchem) czy jakoś tak. A może to, że miłość ci wszystko wybaczy albo "amor vincit omnia"?

Co my tam jeszcze mamy na tej okładce... A! "(...)klarowny i piękny język, a przede wszystkim głębia psychologiczna nadają koloryt i smak autentycznym wydarzeniom". Jeśli chodzi o język to da się zauważyć, że autor żywi głęboką niechęć do zdań złożonych i całkowicie lekceważy szyk zdań. I tutaj warto chyba przytoczyć jakiś przykład tego pięknego języka - "To co, że nawiedziły nas kłopoty. Wkrótce miną. Bo wszystko mija. Zbyt długo czekałam na szczęście, by się teraz zagryzać i rezygnować z niego. Chcę żyć. Chcę kochać. Czuję, jak wzbiera we mnie pragnienie. Jak wracają soki młodości. (...) mój oddech na znak miłości przyspiesza.". W moim odczuciu niewiele się to różni od wycinka z bloga przypadkowej nastolatki.

Dodam jeszcze trochę o głębi psychologicznej postaci, bo tego tematu nie sposób pominąć. Pomijając Mitię i Kasię, to moją uwagę zwróciły postaci rodziców głównej bohaterki. Egzaltowana matka, jakiś podły archetyp humanisty, która zupełnie lekceważy to, co się dzieje wokół niej i żyje jedynie "sprawami ducha". Obok niej ojciec inżynier, który dla kontrastu nie rozumie sztuki, uczuć i nic wznioślejszego niż polityka i gospodarka.

Chyba jeszcze dość długo mogłabym wymieniać powody, dla których lektura "Ukraińskiego kochanka" była istną katorgą, ale wydaje mi się, że to, co do tej pory napisałam jest wystarczającą przestrogą dla wszystkich czytelników.

Czuję się oszukana. Mam wrażenie, że w drukarni postanowili zażartować sobie ze mnie i pod tytułem "Ukraiński kochanek" wydrukowali nie porywającą powieść a wynurzenia egzaltowanej nastolatki. Przed lekturą przejrzałam recenzję, kilka razy przeczytałam opis książki na okładce i szykowałam się na powieść na miarę "Nadberezyńców". Miałam nadzieję, że autor stworzył bohaterów...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Oj Felek, Felek... mam ja przez ciebie zamęt w duszy!

Urodziłam się już po upadku komunizmu w Polsce, ba! nawet Związek Radziecki już się zdążył zwinąć. Ale pamięć o Dzierżyńskim jako o czerwonym kacie Rosji jest jednak wiecznie żywa wśród Polaków. O Dzierżyńskim wiedziałam od dzieciństwa tyle, że to był zły człowiek - tak samo jak Stalin, jak Lenin, jak Hitler. Koniec - krwawy Feliks mówiło samo za siebie.

I właśnie z takim nastawieniem podchodziłam do książki pani Frołow. Na usta cisnęły mi się słowa utworu Kaczmarskiego "Rehabilitacja komunistów". Od pierwszych stron spodziewałam się niezgrabnych prób ukazania Dzierżyńskiego jako wielkiego człowieka, który zboczył z dobrej ścieżki, przyrównywania go do całego szeregu nieszczęśliwych kochanków, którzy przewijali się przez literaturę. Do tego jeszcze tytuł, zdjęcie autorki - już od pierwszych stron formułowałam w myślach krytyczną opinię.

W połowie książki miałam już poważne problemy z oceną Feliksa - no jak to może być, polubiłam tego krwawego kata. Zaczęłam odczuwać to tak jak autorka, Feliks jawił mi się jak postać z Dostojewskiego. Skomplikowana, wrażliwa natura, zawirowania w duszy. Pod koniec książki już nie zżymałam się na to, że autorka nie używała strasznego a okrutnego "Dzierżyński", a tytułowała bohatera po prostu Feliksem. Bo i dla mnie Felek stał się kimś w jakiś sposób bliskim, przeżywałam razem z nim te boje, współczułam mu. I pojawiały się przerażające myśli - Feliks nie był złym człowiekiem. Feliksa można podziwiać. Ale Feliks był odpowiedzialny za śmierć tylu ludzi, tworzył zbrodniczy system. Co w końcu było dobre, a co nie?

Pani Frołow wykonała według mnie wspaniałą pracę - nie napisała swojej książki, aby wywołać skandal, wzbudzić sensację. Ona przez postać Feliksa pokazała czytelnikom, że historia nie jest czarno-biała. Że nie sposób wskazać palcem i powiedzieć - ten był nieskazitelnym wzorem do naśladowania, temu pomniki. A ten kat, zło wcielone.

Oj Felek, Felek... mam ja przez ciebie zamęt w duszy!

Urodziłam się już po upadku komunizmu w Polsce, ba! nawet Związek Radziecki już się zdążył zwinąć. Ale pamięć o Dzierżyńskim jako o czerwonym kacie Rosji jest jednak wiecznie żywa wśród Polaków. O Dzierżyńskim wiedziałam od dzieciństwa tyle, że to był zły człowiek - tak samo jak Stalin, jak Lenin, jak Hitler. Koniec -...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Pozycja jest niezwykle interesująca. Przedstawia sto lat epoki romantyzmu, świętej i szalonej wiary w wolność, równość i braterstwo. Ponadto przedstawia nam pełną plejadę rozentuzjazmowanych bojowników Sprawy i niezauważalnie wciąga czytelnika w nurt wydarzeń.
Zamoyski w swoim monumentalnym dziele o epoce romantycznych rewolucji nie uniknął niestety kilku, moim zdaniem, poważnych błędów, które popełniają historycy przy pisaniu książek. Przy opisach zdarzeń autor nie wyrzuca z siebie potoku dat, ale za zalewa czytelnika potokiem nazwisk, które nic mu nie mówią i które niewiele wnoszą do całości. Do tego krótka biografia nowej postaci i nagle trzeba zaglądać parę stron wcześniej, żeby wiedzieć, na jakim etapie jest kolejna rewolucja.
Jeśli chodzi o pozostałe składowe książki historycznej to jestem pod wrażeniem zachowanej równowagi. Autor znalazł złoty środek pomiędzy relacjonowaniem faktów, a ich komentowaniem. Dzięki temu czytelnik dostał realną szansę zrozumienia fenomenu rewolucyjnych zrywów i tego, jakimi ludźmi byli sami bojownicy o wolność.
Spodobał mi się również obiektywizm autora w kwestii przedstawienia postaci. Nie gloryfikował rewolucjonistów, ale też nie obdzierał ich z wszelkiej świętości. Opisywał ich wiarę w Sprawę, ale także ich megalomanie, niekiedy okrucieństwo i brak racjonalnego myślenia.

Zamoyski napisał naprawdę dobrą książkę, prezentując się zarówno jako dobry historyk, jak i człowiek, który umie wynieść z historii pewną lekcję i dostrzec korzenie nowoczesności w przeszłości.

Pozycja jest niezwykle interesująca. Przedstawia sto lat epoki romantyzmu, świętej i szalonej wiary w wolność, równość i braterstwo. Ponadto przedstawia nam pełną plejadę rozentuzjazmowanych bojowników Sprawy i niezauważalnie wciąga czytelnika w nurt wydarzeń.
Zamoyski w swoim monumentalnym dziele o epoce romantycznych rewolucji nie uniknął niestety kilku, moim zdaniem,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Nie zgadzam się z większością opinii nt. tej książki. Nie studiuję historii, ani niczego z nią związanego, nie mam ogromnej wiedzy historycznej, a po prostu ciekawi mnie to i w wolnej chwili z przyjemnością poszerzam swoją skromną wiedzę. I myślę, że dla takich ludzi, którzy nie sypią datami jak z rękawa, a jedynie mają w miarę solidną wiedzę wyniesioną ze szkoły, pozycja pana Kisielewskiego jest idealna. Porządkuje wiele faktów, wyjaśnia w przystępny sposób trudne kwestie i na dodatek nie zalewa potokiem dat i nazwisk, które zazwyczaj wprowadzają zamęt i zniechęcają potencjalnego czytelnika. Chętnie umieściłabym tę pozycję na mojej domowej półeczce, żeby móc co jakiś czas przypomnieć sobie, jak to z tą Polską było.

Nie zgadzam się z większością opinii nt. tej książki. Nie studiuję historii, ani niczego z nią związanego, nie mam ogromnej wiedzy historycznej, a po prostu ciekawi mnie to i w wolnej chwili z przyjemnością poszerzam swoją skromną wiedzę. I myślę, że dla takich ludzi, którzy nie sypią datami jak z rękawa, a jedynie mają w miarę solidną wiedzę wyniesioną ze szkoły, pozycja...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Huxley niczym Wergiliusz w "Boskiem Komedii" prowadzi czytelnika przez zakamarki piekła duszy ludzkiej. Majstersztyk.

Huxley niczym Wergiliusz w "Boskiem Komedii" prowadzi czytelnika przez zakamarki piekła duszy ludzkiej. Majstersztyk.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Kiedyś mi się wydawało, że jestem już za stara na czytanie przygód muszkieterów. Bo to takie nierealistyczne, naiwne, dobre dla dorosłych dzieci. I nagle się okazało, że sama jestem takim dorosłym dzieckiem, złaknionym historii o odwadze, poświęceniu i prawdziwej przyjaźni.
Dumas z pełną premedytacją stworzył postacie i ich otoczenie na wskroś nierealistyczne. Ludzie, którzy chcą umrzeć za swojego pana, za idee. Honorowi, szlachetni, wierni swoim zasadom. I to chyba właśnie największym magnesem, który ciągnie mnie do tych książek. To, co pozwala na trochę zapomnieć o otaczającym świecie i znaleźć się wśród ludzi takich jak Atos, Portos, Aramis i D'Artagnan - francuskich półbogów.

Kiedyś mi się wydawało, że jestem już za stara na czytanie przygód muszkieterów. Bo to takie nierealistyczne, naiwne, dobre dla dorosłych dzieci. I nagle się okazało, że sama jestem takim dorosłym dzieckiem, złaknionym historii o odwadze, poświęceniu i prawdziwej przyjaźni.
Dumas z pełną premedytacją stworzył postacie i ich otoczenie na wskroś nierealistyczne. Ludzie,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Dużo oczekiwałam po tej książce. Spodziewałam się czegoś naprawdę "napisanego z rozmachem", czegoś, co zwali mnie z nóg i wciągnie w świat plemiennych sporów i żądnych krwi bogów. I co? I kolejny raz dostałam nauczkę, żeby nie oczekiwać zbyt wiele.
Przyznam, że czytało się wcale przyjemnie i przynajmniej teraz, w czasie sesji, jest to dobra lektura. Ot taka, że w autobusie się poczyta od niechcenia, że przed snem jeszcze parę stron z klejącymi się oczami. Ale jak ma zachwycać, jak nie zachwyca?
Momentami miałam wrażenie, że czytam bajkę dla dzieci, do której ktoś dołożył stosy trupów, krew lejącą się strumieniami i parę gwałtów, po czym z dumą przedstawił swoje dzieło jako fantasy najwyższych lotów. A problem polega na tym, że starszy czytelnik wymaga nie tylko sieczki, ale także złożonej fabuły, zdumiewających zwrotów akcji, trójwymiarowych bohaterów i tego, co przede wszystkim odróżnia literaturę dziecięcą od tej dla dorosłych (choć w sumie literaturę dobrą od złej też odróżnia) - skala szarości, zamiast oczywistego kontrastu dobre-złe. Niestety, w "Żelaznym kosturze" ten kontrast był aż nazbyt wyraźny.
Żałuję, że do tej pory nie spotkałam fantastyki osadzonej w realiach Państwa Kijowskiego, w czasach pierwszych Rurykowiczów i w czasach, gdy Ruś była prawdziwym tyglem kulturowym. A szkoda, bo zafascynowała mnie ta historia, nawet podana w formie bajki dla dzieci.

Dużo oczekiwałam po tej książce. Spodziewałam się czegoś naprawdę "napisanego z rozmachem", czegoś, co zwali mnie z nóg i wciągnie w świat plemiennych sporów i żądnych krwi bogów. I co? I kolejny raz dostałam nauczkę, żeby nie oczekiwać zbyt wiele.
Przyznam, że czytało się wcale przyjemnie i przynajmniej teraz, w czasie sesji, jest to dobra lektura. Ot taka, że w autobusie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Dawno nie spotkałam takiej książki, która ma przekazać wiedzę, ale mimo to potrafi jednocześnie wciągnąć jak najlepsza powieść.

Autorowi udało się przedstawić temat w sposób przejrzysty, bez zamęczania czytelnika głębszym wnikaniem w niektóre kwestie. Z pewnością niektórych zainteresują bardziej poszczególne aspekty religii Słowian, ale i to pragnienie czytelnika jest zaspokojone interesującą bibliografią (mało kto by w ogóle pomyślał, że bibliografia może być interesująca, a już na pewno nie inspirująca przy natłoku obcojęzycznych tytułów o długich, odpychających nazwach).

Jednak pomimo traktowania niektórych kwestii dość pobieżnie książka jest napisana w sposób zwięzły, konkretny, przejrzysty i przede wszystkim intrygujący. Czytając opisy demonów Słowian miałam wrażenie, że trzymam w rękach wciągającą powieść fantasy.

Ogromną zaletą książki jest również odwoływanie się do badań znanych religioznawców. Pomaga to zrozumieć, że religia Słowian nie jest na tyle znana, by móc niektóre kwestie obiektywnie rozsądzić. Do tej pory poznawanie wierzeń przodków było lawirowaniem w natłoku nijak nie powiązanych ze sobą imion, często sprzecznych faktów i niepewnych informacji. Dzięki Szyjewskiemu udało mi się nieco uporządkować ten słowiański bałagan w głowie.

Pozycja na pewno godna polecenia każdemu, kto niezbyt rozeznaje się w temacie, a ma ogromny głód wiedzy.

Dawno nie spotkałam takiej książki, która ma przekazać wiedzę, ale mimo to potrafi jednocześnie wciągnąć jak najlepsza powieść.

Autorowi udało się przedstawić temat w sposób przejrzysty, bez zamęczania czytelnika głębszym wnikaniem w niektóre kwestie. Z pewnością niektórych zainteresują bardziej poszczególne aspekty religii Słowian, ale i to pragnienie czytelnika jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie mogę się nadziwić, że historyk napisał taką wciągającą książkę, której nie powstydziłby się mistrz pióra. Ludzie nauki niestety dość często mają zwyczaj przeładowywania swoich prac nadmiarem informacji, które zamiast zainteresować zaczynają przytłaczać czytelnika. Tym razem jednak czekało mnie niezwykle miłe zaskoczenie.

Książka jest napisana w sposób przemyślany - najpierw autor wprowadza nas w świat rosyjskich sztuk plastycznych, zwięźle opisuje okoliczności, w jakich doszło do powstania Pieriedwiżników. Nie bombarduje datami i faktami, ale wyłuskuje z historii to co najważniejsze i pozwala zrozumieć, na czym polegał fenomen tej grupy. Także krótkie charakterystyki poszczególnych malarzy są niezwykle wciągające - dzięki kilku stronom możemy zrozumieć, kim byli ci ludzie i co chcieli pokazać światu swoją sztuką.

Pipes napisał książkę dla wszystkich - dla tych, którzy nie znają się na sztuce, a mimo to chcieliby nieco "liznąć" temat. Dla tych, którzy zafascynowani są Rosją w całości i chcieliby lepiej zrozumieć ten kraj. I dla wszystkich innych, którzy po prostu są ciekawi świata.

Nie mogę się nadziwić, że historyk napisał taką wciągającą książkę, której nie powstydziłby się mistrz pióra. Ludzie nauki niestety dość często mają zwyczaj przeładowywania swoich prac nadmiarem informacji, które zamiast zainteresować zaczynają przytłaczać czytelnika. Tym razem jednak czekało mnie niezwykle miłe zaskoczenie.

Książka jest napisana w sposób przemyślany -...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Właściwie to nie wiem dokładnie, czego się spodziewałam po tej książce. Na pewno czegoś oszałamiającego, wszak to dzieło noblistki! I stąd płynie nauka, żeby za wiele nie oczekiwać po lekturze, nie podchodzić z nastawieniem "To arcydzieło!", lub też przeciwnie "To chłam!".

"Krystyna" jest naprawdę dobrą książką. Może akcja mało wartka, ale nie o to chodzi. Fabuła umiejętnie posklejana, historia wciągająca, choć wydaje mi się, że oryginalności w tym niewiele (choć może w ówczesnej Norwegii ta książka była przełomem). Opisy nie męczyły, postacie zaciekawiły... No właśnie. Wszystko piękne i gdyby nie oczekiwanie na powieść-monument byłabym w pełni szczęśliwa.

Właściwie to nie wiem dokładnie, czego się spodziewałam po tej książce. Na pewno czegoś oszałamiającego, wszak to dzieło noblistki! I stąd płynie nauka, żeby za wiele nie oczekiwać po lekturze, nie podchodzić z nastawieniem "To arcydzieło!", lub też przeciwnie "To chłam!".

"Krystyna" jest naprawdę dobrą książką. Może akcja mało wartka, ale nie o to chodzi. Fabuła...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Długo zastanawiałam się nad oceną książki Odojewskiego. Na niekorzyść przemawiał styl pisania, który nijak nie pozwalał wczuć się w klimat powieści i oddzielał czytelnika od życia bohaterów nieprzebytym murem. Na początku chciałam nawet dać sobie spokój, nie męczyć tej książki, ale jak to ma wiele moli książkowych w zwyczaju - musiałam przeczytać do końca.

Chciałabym się tutaj też w pewien sposób usprawiedliwić. Bardzo dobrze rozumiem zamysł twórczy autora. Rozumiem, że pisał tak w pewnym celu. Cel w pewien sposób nawet osiągnięty, bo przez te dziwacznie konstruowane zdania dało się lepiej zrozumieć chaos i zamęt tamtych lat. Również doceniam zastosowanie techniki strumienia świadomości, który pozwalał w dość ciekawy sposób zrozumieć bohaterów.

Ale jeszcze raz powtarzam: zrozumieć, a nie wczuć się. Ciągle nasuwał mi się na myśl "Cichy Don", gdzie zdarzenia opisywane były w diametralnie inny sposób. Tam z kolei nie było możliwe dokładne prześledzenie myśli bohaterów (przez co były one jednak odrobinę bardziej "płaskie"), ale można było się w nich wczuć i przez samo to wczucie lepiej się ich rozumiało.

Tym, co przemawia na korzyść "Zasypie wszystko, zawieje..." jest bez wątpienia podejście Odojewskiego do kwestii pogromów. Zdumiało mnie to, że wszystko było do pewnego stopnia względne. Nikt nie był ukazany jako postać jednoznacznie zła, lub dobra. Potęgowało to również ten niepowtarzalny nastrój chaosu, zagubienia jednostki w zawierusze dziejów i przez to beznadziejności.

Nie, na pewno nie żałuję czasu spędzonego nad tą książką. Myślę, że jest niezwykle wartościowa i unikalna, bo daje pełny obraz sytuacji, dając czytelnikowi bodziec do przemyśleń nad historią i nad naturą człowieka.

Długo zastanawiałam się nad oceną książki Odojewskiego. Na niekorzyść przemawiał styl pisania, który nijak nie pozwalał wczuć się w klimat powieści i oddzielał czytelnika od życia bohaterów nieprzebytym murem. Na początku chciałam nawet dać sobie spokój, nie męczyć tej książki, ale jak to ma wiele moli książkowych w zwyczaju - musiałam przeczytać do końca.

Chciałabym się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Łódź - miasto moloch, miasto maszyn, fabryk. Ogromna siła, dziki pęd, "wielka sarabanda przed ołtarzem złotego cielca". Wywołuje wstręt, przerażenie, a jednocześnie przyciąga jakąś siłą nieodpartą, wciąga i nie chce wypuścić ze swych potężnych objęć.

Mogę śmiało stwierdzić, że jestem Łodzianką. Tam się urodziłam i choć mieszkam w pewnym oddaleniu to cały czas jestem związana z tą Łodzią. Wiele razy przyciągały mój wzrok te stare kamienice, rozsypujące się fabryki, ta przygnębiająca atmosfera i szare bruki. Łódź ma swój specyficzny klimat, jest niepodobna do innych polskich miast. Także historia Łodzi intryguje. Rozwój w szalonym tempie, wielkie nadzieje, wielkie szanse, wielkie przegrane i sromotny upadek wszelkich wartości i jakiegokolwiek człowieczeństwa.

Reymont idealnie odmalował ten obraz Łodzi, ukazując warstwy społeczne, jakie tworzyły miasto. Przez karty powieści przewija się niezliczona ilość postaci, a mimo tego pozornego zamętu czytelnik doskonale się w tym odnajduje. Reymont odmalowuje wielki obraz fabrycznej Łodzi, tworząc charaktery realistyczne w najwyższym stopniu.

Po przeczytaniu "Chłopów" nie byłam skłonna uznać Reymonta za geniusza słowa. Teraz zmieniłam zdanie. To jest wręcz nieprawdopodobne, aby na 500 stronach pokazać całe wielkie miasto, wszystkie jego nadzieje, pragnienia, zawody. Chylę czoło przed geniuszem.

Łódź - miasto moloch, miasto maszyn, fabryk. Ogromna siła, dziki pęd, "wielka sarabanda przed ołtarzem złotego cielca". Wywołuje wstręt, przerażenie, a jednocześnie przyciąga jakąś siłą nieodpartą, wciąga i nie chce wypuścić ze swych potężnych objęć.

Mogę śmiało stwierdzić, że jestem Łodzianką. Tam się urodziłam i choć mieszkam w pewnym oddaleniu to cały czas jestem...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Książka jest pełna wiadomości, które rzeczywiście interesują. Tak jak zapowiedziane w tytule, tak w środku roi się od celtyckich mitów. Problem polega na tym, że są napisane okropnym językiem, a do tego poukładane w zgoła nielogiczny sposób. Co się tyczy języka to zastanawia mnie, gdzie był korektor, bądź gdzie uczą tego nowego polskiego. Co do logiki to autor ma podły zwyczaj zaczynać jedną historię i wprowadzać kilkustronicowe dygresje. Bywało też, że nagle wycofuje się w połowie opowieści, bo to w sumie powinno być chyba gdzieś później. Pomieszanie z poplątaniem. Ogólnie rzecz biorąc to nie polecam. Książka momentami bardziej męczy, niż ciekawi.

Książka jest pełna wiadomości, które rzeczywiście interesują. Tak jak zapowiedziane w tytule, tak w środku roi się od celtyckich mitów. Problem polega na tym, że są napisane okropnym językiem, a do tego poukładane w zgoła nielogiczny sposób. Co się tyczy języka to zastanawia mnie, gdzie był korektor, bądź gdzie uczą tego nowego polskiego. Co do logiki to autor ma podły...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

To, co najbardziej lubię w czytaniu książek to odnajdywanie w nich części siebie. Pewnie i innym czytelnikom często wydawało się, że postacie fikcyjne są im bliższe, niż prawdziwi ludzie. I nie ma w tym chyba nic niezwykłego.
Pokochałam "Idiotę" właśnie za postać księcia Myszkina. Bo chyba każdy z nas (takich całkiem sztampowych i przeciętnych ludzi) ma w sobie coś z Lwa Nikołajewicza. Właściwie to nasunęła mi się w pewnym momencie myśl, że każdy z bohaterów miał w sobie jakąś dobroć - potrafiła się ona przebić przez ich "zaczadzoną" duszę w nawet najmniej spodziewanym momencie. Tylko książę był skończenie dobry i w swojej prostocie ducha umykał wszelkim konwenansom i prawom tego świata. Potrafił szczerze otworzyć swoje wnętrze przed innymi ludźmi. I to jedna z wielkich tragedii tej powieści - nagle okazuje się, że człowiek taki, jakim jest głębi duszy, jest po prostu śmieszny. Przynajmniej ja to odczułam. Jeśli chcemy być tak po prostu, bez złości, bez dąsów i bez zawiłości - stajemy się śmieszni.
I z tego zaraz kolejna myśl - samotność człowieka. Utkwił mi w pamięci monolog Myszkina, kiedy siedział na ławce, czekając na Agłaję. O górze i o dalekich tęsknotach i o obcości wobec świata.
Właściwie to świadomie nie zaczęłam od najważniejszego przesłania utworu, ale chciałam sobie zostawić to na koniec, żeby w napływie myśli nie przeoczyć i innych spostrzeżeń.
Bo jak można być człowiekiem wśród niegodziwców? Każdy przejaw dobroci jest odbierany jako głupota i słabość, wszystkie dobre uczynki są podejrzliwe, a sama osoba jest odbierana jako idiota. Świat nie może żyć bez ułudy, bez gierek, bez oszustw i kłamstw. I nie można być po prostu, bez udawania.

Powieści Dostojewskiego są najprościej mówiąc niezwykłe. Nagle odsłania się przed czytelnikiem cała straszna prawda o świecie, ludziach i wszystkich okropieństwach, które czają się w naszych duszach.

To, co najbardziej lubię w czytaniu książek to odnajdywanie w nich części siebie. Pewnie i innym czytelnikom często wydawało się, że postacie fikcyjne są im bliższe, niż prawdziwi ludzie. I nie ma w tym chyba nic niezwykłego.
Pokochałam "Idiotę" właśnie za postać księcia Myszkina. Bo chyba każdy z nas (takich całkiem sztampowych i przeciętnych ludzi) ma w sobie coś z Lwa...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jakbym miała powiedzieć, o czym jest "Lot nad kukułczym gniazdem" to po chwili namysłu stwierdziłabym, że o odwadze bycia sobą. No właśnie. Tylko takie 3 krótkie słowa. Można oczywiście powiedzieć coś więcej, rozwinąć, albo po prostu odczytać te nic nie znaczące słowa z tyłu książki. Ale powiedzieć po prostu, że to o szpitalu psychiatrycznym z wredną siostrą Ratched i rudym Irlandczykiem McMurphym to zdecydowanie niedopowiedzenie.

To może króciutko się rozwinę o tej odwadze. Bo w pewnym momencie czytelnik musi zadać sobie pytanie, jak to jest z tymi "wariatami". Czy oni są naprawdę chorzy? Czemu siedzą w psychiatryku? I nagle zdziwienie - oni są w sumie całkiem normalni. Nie są bardziej odchyleni niż każdy przeciętny człowiek. Ale nie mają odwagi bronić swojej odmienności. Chcą ukryć się we mgle i pozwolić innym objąć stery swojego życia. I w tym momencie spotyka ich McMurphy - bezwolne króliki napotykają wilka.

I nie mogę zapomnieć o Wodzu Bromdenie. Pokochałam tę postać, jego spostrzeżenia i "wizje". Czy on był szalony? Nadwrażliwy, to na pewno. Ale czy to już jest szaleństwem? Gdzie właściwie jest ta granica? Też nie wiem. Nieważne. Liczy się to, że Kombinat jest wszechpotężny, jest wielki i nieogarnięty. Wódz widział jak działa Ameryka. Ogarniał swoimi oczami szeregi takich samych domków, takich samych ludzi i maszyny wbudowane w ich głowy i schematy, w które byli wpychani. Widział cały system, który zbudowano na ziemi jego przodków. I przeraziło go to do tego stopnia, że postanowił ukryć się we mgle. Milczeć i nie słuchać, schować się przed całym światem. Wydaję mi się, że w postaci Wodza każdy może odnaleźć cząstkę siebie. Ja na pewno odnalazłam cieniutki drucik łączący nasze serca i oczy. Miedziany, prawie niewidoczny, który pozwala nam się zrozumieć. Bo nikt nie potrafi być zawsze odważny. Każdy chce się czasami ukryć we mgle i skryć przed siłami wielkiego Kombinatu.

Chciałabym teraz jakoś ładnie zakończyć, rzucić jakąś efektowną puentę, lecz jak na złość nic nie przychodzi mi do głowy. Pozostaje mi scalić to tym, co chyba najważniejsze w całej książce: dystans i śmiech.

"Trzeba się śmiać z wszystkiego, co boli, aby zachować równowagę i nie dać się zwariować."

Jakbym miała powiedzieć, o czym jest "Lot nad kukułczym gniazdem" to po chwili namysłu stwierdziłabym, że o odwadze bycia sobą. No właśnie. Tylko takie 3 krótkie słowa. Można oczywiście powiedzieć coś więcej, rozwinąć, albo po prostu odczytać te nic nie znaczące słowa z tyłu książki. Ale powiedzieć po prostu, że to o szpitalu psychiatrycznym z wredną siostrą Ratched i rudym...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Podróż wraz z Wiktorem Hugo w średniowiecze to piękna, niekończąca się baśń. Cóż mnie obchodzi, że postaciom brakuje głębi psychologicznej, że są niekiedy skończenie zepsute, lub skończenie dobre? Autor cudownie odmalował klimat XV wieku, charakter ówczesnego tłumu, osobliwości i wspaniałości Paryża.
A tak swoją drogą to podziwiam ogromny talent literacki Hugo, któremu udało się tak pięknie odmalować obłęd Klaudiusza. Serce się rwało, gdy czytałam jego wyznania.
I do tego tak wszystko było tak pięknie zrównoważone. Brak przeładowania dygresjami jak w "Nędznikach". Brak zadęcia jak w "Nędznikach". Brak wszechogarniającego patosu. Sceny dramatyczne zostały zgrabnie zrównoważone opisami miasta i ówczesnych zwyczajów, a postacie tragiczne uzupełnił Gringoire, który doprowadzał mnie do dzikiego śmiechu swoim specyficznym zachowaniem i miłością do Dżali.
Po stokroć ukochana i uwielbiona historia. Panie Hugo, chylę czoła przed jednym z największych geniuszów literatury romantycznej.

Podróż wraz z Wiktorem Hugo w średniowiecze to piękna, niekończąca się baśń. Cóż mnie obchodzi, że postaciom brakuje głębi psychologicznej, że są niekiedy skończenie zepsute, lub skończenie dobre? Autor cudownie odmalował klimat XV wieku, charakter ówczesnego tłumu, osobliwości i wspaniałości Paryża.
A tak swoją drogą to podziwiam ogromny talent literacki Hugo, któremu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Bez wahania daję 10 punktów, a gdyby dało się więcej to i bym więcej dała. Spróbuję jakoś krótko i treściwie, bez zbędnego rozwlekania się napisać, co mnie tak zachwyciło.
Gruzja. Ale mógłby być to inny kraj. W opowieści pani Kasi wszystko jest w idealnych proporcjach. Zabytki, historia, współczesność, a przede wszystkim ludzie. Książka w żadnym momencie nie staje się nudna. Właściwie to jest zwykle największy problem tego typu publikacji. Kraj piękny, zdjęcia urzekające, ale najczęściej nawał informacji przytłacza i ostatnie strony czyta się, jakby ruski sołdat ci kałacha do głowy przystawił. Zmuszasz się, chcesz skończyć, dawno zginąłeś w plątaninie faktów i dat. Nie zapamiętujesz prawie nic. Początkowy zachwyt zastępuje uczucie ulgi, że wreszcie koniec. I żal, że z takiej ilości informacji nic nie zapamiętałaś.
A książka pani Kasi? Idealna! Mnóstwo ciekawych anegdot, które przybliżają historię i kulturę Gruzji. Dzięki "Georgialikom" odkryłam, jak wspaniałym i intrygującym krajem jest Gruzja! Dziękuje z całego serca!
Gdyby wszystkie książki podróżnicze, reportaże i publikacje popularnonaukowe były pisane w taki sposób, do dziś zwiedziłabym połowę świata, nie ruszając się ze swojego ulubionego fotela.

Bez wahania daję 10 punktów, a gdyby dało się więcej to i bym więcej dała. Spróbuję jakoś krótko i treściwie, bez zbędnego rozwlekania się napisać, co mnie tak zachwyciło.
Gruzja. Ale mógłby być to inny kraj. W opowieści pani Kasi wszystko jest w idealnych proporcjach. Zabytki, historia, współczesność, a przede wszystkim ludzie. Książka w żadnym momencie nie staje się...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nikt, absolutnie nikt nie ma prawa odmówić Lovecraftowi geniuszu. Ktoś mający tak niesamowitą wyobraźnię, żeby stworzyć Cthulhu musi być dobrym pisarzem.

Nikt, absolutnie nikt nie ma prawa odmówić Lovecraftowi geniuszu. Ktoś mający tak niesamowitą wyobraźnię, żeby stworzyć Cthulhu musi być dobrym pisarzem.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Gąszcz informacji, w których można się łatwo zagubić. Dobrze mieć już odpowiednią wiedzę historyczną (szczególnie jeśli chodzi o okres II wojny światowej, akcję "Wisła" i działalność polskiego podziemia), bo inaczej trudno cokolwiek zrozumieć. Niemniej jednak bardzo dobra pozycja. Dobra dla wszystkich zafascynowanych historią Kresów.

Gąszcz informacji, w których można się łatwo zagubić. Dobrze mieć już odpowiednią wiedzę historyczną (szczególnie jeśli chodzi o okres II wojny światowej, akcję "Wisła" i działalność polskiego podziemia), bo inaczej trudno cokolwiek zrozumieć. Niemniej jednak bardzo dobra pozycja. Dobra dla wszystkich zafascynowanych historią Kresów.

Pokaż mimo to