-
ArtykułyJames Joyce na Bloomsday, czyli 7 faktów na temat pisarza, który odmienił literaturęKonrad Wrzesiński7
-
ArtykułyŚladami autorów, czyli książki o miejscach, które odwiedzali i opisywali twórcyAnna Sierant8
-
ArtykułyCzytamy w weekend. 14 czerwca 2024LubimyCzytać455
-
ArtykułyZnamy laureatki Women’s Prize for Fiction i wręczonej po raz pierwszy Women’s Prize for Non-FictionAnna Sierant15
Biblioteczka
2020-03-28
2019-09-28
Sensacyjna konfekcja. Kilka opowieści udanych, rzeczywiście budzących jakiś tajemny lęczyk, niestety doprawione zostały relacjami ewidentnych wariatów.
Sensacyjna konfekcja. Kilka opowieści udanych, rzeczywiście budzących jakiś tajemny lęczyk, niestety doprawione zostały relacjami ewidentnych wariatów.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-09-30
Wielka historia Ameryki, z jednej strona świetnie znana jako amerykańska klasyka, a z drugiej - opisująca taką Amerykę, która zupełnie nie tkwi w naszej świadomości. Amerykę nędzarzy, ludzi walczących o przeżycie, o kilka centów zarobku, o pieniądze na jedzenie, benzynę, podstawowe narzędzia. To nie jest "American Dream", to nie jest historia świetnej kariery, awansu, wielkiego miasta. To nie jest historia amerykańskiej dumy.
Powieść zadziwiająco antykapitalistyczna, do tego stopnia, że Steinbecka nazywano pisarzem antyamerykańskim. Gdyby powstała w bloku wschodnim w latach 50., nie budziłaby żadnego zdziwienia. Choć trochę drażni wyraźny schemat myślowy - banki, korporacje, policja, państwo reprezentują Zło, a prości ludzie to jednoznaczne Dobro. Świat nie jest jednak taki czarno-biały.
Galeria postaci, świetnie zarysowanych charakterologicznie, a to cecha pisarzy dobrych. Świetna "czytelność" - książka po prostu wciąga w akcję, a to rzadka cecha klasyki literackiej, która zostawia dopiero znakomity posmak, ale przy czytaniu potrafi nużyć.
Wielka historia Ameryki, z jednej strona świetnie znana jako amerykańska klasyka, a z drugiej - opisująca taką Amerykę, która zupełnie nie tkwi w naszej świadomości. Amerykę nędzarzy, ludzi walczących o przeżycie, o kilka centów zarobku, o pieniądze na jedzenie, benzynę, podstawowe narzędzia. To nie jest "American Dream", to nie jest historia świetnej kariery, awansu,...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2019-07-22
"Lampart" to klasyczna w formie powieść XIX-wieczna, co tym dziwniejsze, że autor był człowiekiem mniej więcej o sto lat późniejszym niż jej akcja. Zresztą wydaje się, że to powieść na poły autobiograficzna. Autor to don Fabrizio, co przebija z najgłębszego zrozumienia, jakim narrator darzy tę postać.
Akcja, jak to w tego typu powieściach, może momentami nużyć, za to jasne momenty to lapidarne, sentencjonalne wypowiedzi i podsumowania w wykonaniu bohaterów, począwszy od arcysłynnego już "Wszystko musi się zmienić..." itd.
Temat (przemijanie starego świata) dość banalny, w takiej "Lalce" zrealizowany ciekawiej, bo z innego punktu widzenia i z realnymi konfliktami. Natomiast magiczną stroną konstrukcji są przeskoki czasowe na końcu.
"Lampart" to klasyczna w formie powieść XIX-wieczna, co tym dziwniejsze, że autor był człowiekiem mniej więcej o sto lat późniejszym niż jej akcja. Zresztą wydaje się, że to powieść na poły autobiograficzna. Autor to don Fabrizio, co przebija z najgłębszego zrozumienia, jakim narrator darzy tę postać.
Akcja, jak to w tego typu powieściach, może momentami nużyć, za to...
2019-02-24
Stiller jak to Stiller - typowa dlań histeria, rozżalenie na cały świat, kompleksy, awanturnicze napady na różnych ludzi, co chwilę stek wyzwisk i ego o rozmiarach Godzilli.
Nieścisłości i niekonsekwencje celnie wytknął Ebenezer Rojt. Można dorzucić do tego nacjonalizm, otwarcie wartościujący żydowskość opisywanych postaci. Analogiczne podejście, tylko ze zmienionym znakiem, wywołałoby skandal i zarzuty o antysemityzm.
Ale poprzestanie na tych konkluzjach krzywdziłoby ten tomik. Cenię ludzi posiadających własne zdanie i umiejących je wyrażać. Lubię źródła tego typu - nie encyklopedyczne, a subiektywne. Można się zgadzać lub nie, ale przynajmniej jest punkt wyjścia. To właśnie Stillerowskie awanturnictwo sprawia, że rzecz w gruncie rzeczy nudnawą, jak kompendium biograficzne, czyta się w poszumie przewracanych kartek.
Stiller jak to Stiller - typowa dlań histeria, rozżalenie na cały świat, kompleksy, awanturnicze napady na różnych ludzi, co chwilę stek wyzwisk i ego o rozmiarach Godzilli.
Nieścisłości i niekonsekwencje celnie wytknął Ebenezer Rojt. Można dorzucić do tego nacjonalizm, otwarcie wartościujący żydowskość opisywanych postaci. Analogiczne podejście, tylko ze zmienionym...
2019-01-19
Doskonałe. Racjonalne, wyważone, a mimo to nie pozbawione emocji. To jest wzór kultury debaty, jakiej nam brakuje. To też wzór pisania o sprawach społecznych i politycznych. Taka książka jeszcze w Polsce nie mogłaby powstać, sądzę.
Doskonałe. Racjonalne, wyważone, a mimo to nie pozbawione emocji. To jest wzór kultury debaty, jakiej nam brakuje. To też wzór pisania o sprawach społecznych i politycznych. Taka książka jeszcze w Polsce nie mogłaby powstać, sądzę.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2018-11-10
Głupiutkie, staromodne, żałośnie naiwne. Nie bardzo wiem, komu coś takiego w dzisiejszych mogłoby przypaść do gustu - ani młodym, ani dojrzałym. Może ewentualnie tym, którzy się z tym dziełkiem zetknęli za młodu i odczuwają swego rodzaju nostalgię...?
Nic dziwnego, że książczyna przez lata wzbudzała zachwyt całego zastępu poczciwych nudziarzy: socjalistycznych, faszystowskich, islamskich, syjonistycznych, patriotycznych oraz Marii Konopnickiej.
I nie chodzi tu o jakieś rzekomo niemodne propagowanie dobra, ale o straszliwie naiwny sposób konstruowania tych historyjek. Od tego nadmiaru nachalnej i głupawej dobroci aż zęby bolą.
Głupiutkie, staromodne, żałośnie naiwne. Nie bardzo wiem, komu coś takiego w dzisiejszych mogłoby przypaść do gustu - ani młodym, ani dojrzałym. Może ewentualnie tym, którzy się z tym dziełkiem zetknęli za młodu i odczuwają swego rodzaju nostalgię...?
Nic dziwnego, że książczyna przez lata wzbudzała zachwyt całego zastępu poczciwych nudziarzy: socjalistycznych,...
2018-07-14
Płytkie i tanie. Autor miota się między różnymi konwencjami SF, żadnej właściwie satysfakcjonująco nie realizując.
Bo tak, z jednej strony mamy postapokaliptyczną dystopię. W historiach tego typu interesujące bywa pogłębienie opisu społeczeństwa – jak się przeorganizowało po katastrofie, jak działa, jakie ma cechy. Tu społeczeństwo nie jest przedmiotem zainteresowania – no jakoś sobie działa, i tyle, domyśl się reszty. Skąd bierze żywność poza świniami i grzybami, jak broni się przed awitaminozą? Skąd bierze prąd? Opał? Naboje? Inne zasoby?
Autor próbuje projektować rozwój ideologiczny społeczeństwa, ale wychodzi mu z tego albo romantyczny, cheguevarowski komunizm, albo małpujący hitlerowców nazizm, albo pragmatyczna ideologia handlowa Hanzy. Do tego jakiś idiotyczny kult religijny. To karykatura, nie mapa ideologii.
Z drugiej strony mamy opowieść typu thrillera – w korytarzach czają się tajemnicze, groźne byty, a może same korytarze są źródłem bezosobowej grozy. Ten nastrój się czytelnikowi udziela, ale nie znajduje odpowiedzi poza taką, że tajemniczy „czarni” wcale nie są źli, mimo że przez cały tekst byli.
Na dokładkę kolejny motyw, osnuty na mitologicznym toposie Prometeusza-Jezusa-Neo, czyli człowieka wybranego do zbawienia świata. Znowu nie pogłębiony, wprowadzony jakby od czapy późno w tekście, niespecjalnie uzasadniony szerzej. Porażką bohatera jest w zasadzie to, że za późno się kapnął, o co w tym wszystkim chodzi i było już za późno. Trochę za mało jak na moralitet.
Płytkie i tanie. Autor miota się między różnymi konwencjami SF, żadnej właściwie satysfakcjonująco nie realizując.
Bo tak, z jednej strony mamy postapokaliptyczną dystopię. W historiach tego typu interesujące bywa pogłębienie opisu społeczeństwa – jak się przeorganizowało po katastrofie, jak działa, jakie ma cechy. Tu społeczeństwo nie jest przedmiotem zainteresowania –...
2018-05-02
Ja w tej noweli widzę interpretację chyba rzadko zauważaną przez czytelników, a według mnie jest to motyw silnie obecny u Manna również w innych tekstach.
Mianowicie, "Śmierć w Wenecji" to - poza wszystkim - wielka metafora XIX wieku.
Wszak rzecz się dzieje u samego jego schyłku (w kulturowym, a nie astronomicznym sensie, rzecz jasna, jako że tekst wyszedł w roku 1912).
Oto staromodny dżentelmen, pełen taktu, intelektualnej klasy, zamożny oraz z niemałymi sukcesami zawodowymi na koncie, ale pozbawiony już sił twórczo-witalnych, ulega homoerotycznej fascynacji młodością, pięknem i witalizmem. Wpojone zasady nie pozwalają mu nie tylko na zbliżenie, ale wręcz na uzewnętrznienie swojej obsesji.
Zachowawcza, apollińska wstrzemięźliwość bierze górę nad niespodziewaną (dla samego bohatera), dionizyjską pasją. W końcu umiera spokojnie, w błogości platonicznych doznań, klimatu i scenerii, tak jak skazany jest na spokojną śmierć syty, uporządkowany i konserwatywny XIX wiek. Co Tomasz Mann genialnie przewidział na kilka lat przed faktem.
Nie przypadkiem zresztą bohater jest Austriakiem - Austro-Węgry to bodaj najbardziej typowy przykład XIX-wiecznych ustrojów. I najbardziej, jak się po kilku latach okaże, skazany przez bezlitosną historię na całkowitą zagładę. Nie przypadkiem również witalność symbolizuje młodziutki Polak - to dynamiczne narody Europy Środkowej zajmą miejsce starych, zmurszałych ustrojów.
Stary świat po kryjomu zafascynowany jest młodością i dynamizmem tego, co nieuchronnie go zastąpi, ale nie przyzna się do tego głośno. A świat nowy nawet się o tym nie dowie.
Ja w tej noweli widzę interpretację chyba rzadko zauważaną przez czytelników, a według mnie jest to motyw silnie obecny u Manna również w innych tekstach.
Mianowicie, "Śmierć w Wenecji" to - poza wszystkim - wielka metafora XIX wieku.
Wszak rzecz się dzieje u samego jego schyłku (w kulturowym, a nie astronomicznym sensie, rzecz jasna, jako że tekst wyszedł w roku 1912)....
2017-12-19
Dla mnie ta opowieść to studium starości. Narrator patrzy na świat okiem starego człowieka, odtwarzając sposób myślenia starca, kładąc nacisk na to, co interesuje człowieka w takim wieku i na to, jak stary człowiek do świata podchodzi. A więc główną rolę odgrywają wspomnienia: o miejscach, ludziach, latach młodości, pierwszym mistrzu, ulubionej knajpie. Drobiazgowe roztrząsanie relacji z córkami, swatów, pogwarki z wnuczkiem. Niezbyt to, szczerze mówiąc, ciekawe, bo niczego szczególnego w tych relacjach nie ma. Ot, zwykłe życie zwykłego człowieka, któremu nie zostało już wiele spotkań i przeżyć w świecie teraźniejszym.
Ale pojawia się też najciekawszy wątek: rozliczeń z wojenną przeszłością. I znów stary malarz podchodzi z typową dla starszych wyrozumiałością do siebie i swoich działań w czasie wojny. Trudno niekiedy uniknąć wrażenia, że tekst nosi znamiona myślenia człowieka Zachodu (jakim jest Ishiguro, wychowany i wykształcony w Anglii), ponieważ sami Japończycy mają do swojego brzemienia winy za IIWŚ stosunek zgoła inny, oparty raczej na przemilczaniu i usilnym zapominaniu wszystkiego, co się tylko da. Choć może i tu jest ukryta aluzja co do zdumiewającej łagodności, z jaką sami Japończycy potraktowali swe wojenne zbrodnie? Podobnie jak Ono, który (jak delikatnie sugeruje tekst) miał w latach japońskiej imperialnej gorączki niejedno na sumieniu, dziś z pogodą starca przechodzi nad tym do porządku dziennego: właściwie to nie ma o czym mówić, i najlepiej zapomnieć. On w zasadzie już zapomniał.
Dla mnie ta opowieść to studium starości. Narrator patrzy na świat okiem starego człowieka, odtwarzając sposób myślenia starca, kładąc nacisk na to, co interesuje człowieka w takim wieku i na to, jak stary człowiek do świata podchodzi. A więc główną rolę odgrywają wspomnienia: o miejscach, ludziach, latach młodości, pierwszym mistrzu, ulubionej knajpie. Drobiazgowe...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-12-10
Kupiona ongiś za grosze w taniej książce jako lekturowa konfekcja do pociągu relacji Kraków-Warszawa, kolejny produkt znanego wydawnictwa specjalizującego się w ezoterycznych sensacjach, ukrytych tajemnicach pradziejów, Atlantach, Nibiru, chupacabrach, piramidach i w ogóle czarach-marach, praca panów Jamesa i Thorpe'a okazała się zaskakująco trzeźwa naukowo, broniąca racjonalnej oceny obserwacji, hipotez naukowych i paranaukowych, pokazując, jak uczciwie dopuszczać do debaty merytorycznej najdziksze nawet pomysły, ale też trzeźwo je analizować i nie emocjonować się nimi bardziej niż zasługuje na to ich wartość polegająca na połączeniu obserwacji faktów oraz poprawnego logicznie wnioskowania. To tak jednym zdaniem.
Kupiona ongiś za grosze w taniej książce jako lekturowa konfekcja do pociągu relacji Kraków-Warszawa, kolejny produkt znanego wydawnictwa specjalizującego się w ezoterycznych sensacjach, ukrytych tajemnicach pradziejów, Atlantach, Nibiru, chupacabrach, piramidach i w ogóle czarach-marach, praca panów Jamesa i Thorpe'a okazała się zaskakująco trzeźwa naukowo, broniąca...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-12-07
Jak na książkę tak ongiś fetowaną, jest zaskakująco dobra. Strukturę fabularną autor przyjął nieliniową, co wymaga sporych umiejętności narracyjnych, ale z tego autor wybrnął z powodzeniem. Powieść jest fabułą widzianą przez pryzmat galerii postaci, w które autor wchodzi głęboko i obszernie. Wielkim jej walorem jest świeżość - udało się powiedzieć o okupacji i Holokauście coś niesztampowego, w dodatku wycieniowanego i w sposób interesujący psychologicznie.
Swoją drogą nie przestaje mnie zdumiewać nagłe zniknięcie Andrzeja Szczypiorskiego. W latach 90. było go wszędzie pełno, uchodził za jednego z najwybitniejszych pisarzy i autorytet intelektualny. Księgarnie aż ociekały nowymi wydaniami jego książek. A po śmierci w 2000 roku nagle zniknął zewsząd. Jak kamień w wodę. Dla porównania, Miłosz czy Lem nie zniknęli, moment ich fizycznej śmierci nie odegrał przecież większej roli w obecności ich dziedzictwa w obiegu kulturalnym.
Szczypiorski? Jakby nigdy nie żył. Nie wiem, dlaczego tak się stało.
Jak na książkę tak ongiś fetowaną, jest zaskakująco dobra. Strukturę fabularną autor przyjął nieliniową, co wymaga sporych umiejętności narracyjnych, ale z tego autor wybrnął z powodzeniem. Powieść jest fabułą widzianą przez pryzmat galerii postaci, w które autor wchodzi głęboko i obszernie. Wielkim jej walorem jest świeżość - udało się powiedzieć o okupacji i Holokauście...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-09-20
Książka zawierająca tego rodzaju wiedzę, którą swego czasu Jarosław Kaczyński zwykł był określać mianem "porażającej". Po jej lekturze rodzą się pytania, na które jak dotąd nie ma odpowiedzi, a pozycja pana z tytułu w dzisiejszym reżimie politycznym najprawdopodobniej nie wynika z jego zasług czy oceny jego kompetencji, tylko z innych, znacznie mroczniejszych powodów, które tę pozycję czynią nienaruszalną w obecnym układzie. Nie sposób uniknąć wrażenia, że to, co zawarto w tej książce, to zaledwie wierzchołek góry lodowej wiedzy o bagnie, które dorwało się do władzy w roku 2015.
Wydaje się, że po latach ocena rządów pisowskich będzie dokonywana w dużej mierze przez pryzmat tej właśnie osoby i jej całkowitej bezkarności.
Sporą ciekawostką jest tu Tomasz Piątek, dotychczas autor książek zupełnie różnych w charakterze, tematyce i stylu. Jak sądzę, sprawdził się jednak również jako dziennikarz śledczy.
Książka zawierająca tego rodzaju wiedzę, którą swego czasu Jarosław Kaczyński zwykł był określać mianem "porażającej". Po jej lekturze rodzą się pytania, na które jak dotąd nie ma odpowiedzi, a pozycja pana z tytułu w dzisiejszym reżimie politycznym najprawdopodobniej nie wynika z jego zasług czy oceny jego kompetencji, tylko z innych, znacznie mroczniejszych powodów, które...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-08-10
Książka jak czipsy - chwila smaku, do szybkiego zapomnienia, bez żadnej wartości odżywczej. Pomysły na opowiadania niekiedy ciekawe, ale pozostaje wrażenie niedosytu, jakby autora kręciło konstruowanie fabuły, a nie kończenie opowiadań, które rozwiązuje w sposób trywialny, nieledwie irytujący.
Książka jak czipsy - chwila smaku, do szybkiego zapomnienia, bez żadnej wartości odżywczej. Pomysły na opowiadania niekiedy ciekawe, ale pozostaje wrażenie niedosytu, jakby autora kręciło konstruowanie fabuły, a nie kończenie opowiadań, które rozwiązuje w sposób trywialny, nieledwie irytujący.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-06-22
To jest Ziemkiewicz, jakiego cenię. Publicystyka historyczno-polityczna na niezwykle wysokim poziomie, zachowująca odpowiedni balans między stroną racjonalną a emotywną - z jednej strony bogato uargumentowana, a z drugiej bynajmniej nie zdystansowana, a właśnie pełna polemicznej pasji.
Pomijając fakt, że główna teza tej książki dokładnie pokrywa się z moimi poglądami na temat 20-lecia i Ziuka, jest to pozycja pilnie Polakom potrzebna jako odtrutka na jedno z bardziej szkodliwych i bolesnych dziedzictw po okresie komuny - wszechobecny kult 20-lecia, sanacji i Marszałka personalnie. Kult utkany z mitów, otwartych kłamstw i iluzji, oparty na przekonaniu, że dokładnie wszystko, co komunistyczna propaganda i historiografia sączyła nam do uszu, to łgarstwa. Akurat tu było inaczej, jak się okazuje. Zdumiewające skądinąd, że Polacy dość gładko odrzucili propagandę komunistyczną, przyjmując jednocześnie bez oporów propagandę sanacyjną. Przyczyn można się domyślić, ale to temat na osobne opracowanie.
Jak napisałem w jednej z poprzednich recenzji - Ziemkiewiczów jest dwóch. Jeden jest propagandystą pisowskim, zawsze usłużnie gotowym bronić wszelkich poczynań tego obozu. Ta postać jest dość odstręczająca. Drugi Ziemkiewicz jest publicystą historycznym, którego tez trudno nie przyjąć – rozważny, rozsądny i zabójczo przekonujący. Nieodparcie nasuwa się refleksja, że obaj panowie mają momentami sprzeczne poglądy – wiele myśli z „Samobójstwa” czy „Cienia” stoi w wyrazistej sprzeczności z bieżącą bluzganiną propagandową autora o tym samym nazwisku. Cóż, umiejmy cenić rozsądek jednego z nich, wielkodusznie wybaczając hultajstwa drugiego.
To jest Ziemkiewicz, jakiego cenię. Publicystyka historyczno-polityczna na niezwykle wysokim poziomie, zachowująca odpowiedni balans między stroną racjonalną a emotywną - z jednej strony bogato uargumentowana, a z drugiej bynajmniej nie zdystansowana, a właśnie pełna polemicznej pasji.
Pomijając fakt, że główna teza tej książki dokładnie pokrywa się z moimi poglądami na...
2017-02-23
Łzawa historyjka o fanatyzmie. Egzaltowany młodzian, zaczadzony ideologią, dowiaduje się w bolesny sposób, że nie jest ona dla niego tak wartościowa, by postawić ją ponad własną wytrzymałość na tortury. Mimo że jego wiara jest na tyle duża, by innych (wieśniaków) na te tortury i bolesną śmierć bez kłopotu (jedynie przy niewielkiej dozie hamletyzowania) wystawiać. Młodzian dowiaduje się też, że jego zaangażowanie w wyznawaną ideologię jednak nie jest tak duże, jak u swego mitologicznego herosa.
Cóż, motywacje tych ludzi były zapewne w głębi duszy pozytywne, ale faktem jest, że służyli złej sprawie. Ich religia w momencie przejęcia większości populacji niejednokrotnie w historii pokazywała straszliwe zęby. Scenariusz jest podobny: zaczynają się brutalne wojny religijne, a potem prześladowania innowierców, bezwzględne niszczenie odmiennych kultur i wszelkich przejawów życia arbitralnie uznanych za niezgodne z doktryną. Misjonarze zawsze byli forpocztą kolonizatorów. Gdyby władze Japonii w porę tego nie zastopowały, Japonia nie byłaby dziś tym, czym jest, ze swoją unikalną kulturą, panoramą religijną i pozareligijną. Że zrobiono to brutalnie - to prawda. Ale po pierwsze chrześcijanie w stosunku do innowierców zachowywali się bynajmniej nie mniej brutalnie ("zabijać wszystkich, Bóg swoich rozpozna"), a po drugie takie postępowanie było w tamtych czasach niestety normą, i to nie tylko w Japonii.
Łzawa historyjka o fanatyzmie. Egzaltowany młodzian, zaczadzony ideologią, dowiaduje się w bolesny sposób, że nie jest ona dla niego tak wartościowa, by postawić ją ponad własną wytrzymałość na tortury. Mimo że jego wiara jest na tyle duża, by innych (wieśniaków) na te tortury i bolesną śmierć bez kłopotu (jedynie przy niewielkiej dozie hamletyzowania) wystawiać. Młodzian...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-02-04
Bardzo ładnie wydana, tłumaczenie nie razi, jest kilka żartów, których jeszcze nie znałem, a to rzadkość. Sformułowanie dowcipów raczej udane, choć nie zawsze najlepsze. Drażnią przypisy dotyczące rzeczy oczywistych.
Bardzo ładnie wydana, tłumaczenie nie razi, jest kilka żartów, których jeszcze nie znałem, a to rzadkość. Sformułowanie dowcipów raczej udane, choć nie zawsze najlepsze. Drażnią przypisy dotyczące rzeczy oczywistych.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to2017-01-12
Rzeczywiście skrawki. Tu i ówdzie ogienek dowcipu, przebłysk inteligencji, iskra błyskotliwości. W przeważającej większości ich brak sztukowany wulgaryzmami. Widać fascynację Woodym Allenem, ale niestety Carlinowi brak chyba żydowskich genów, co się bezpośrednio przekłada na poczucie humoru, przeważnie prostackie. Do tego jeszcze iście amerykańska cecha, dla Europejczyka niestety niestrawna: żartowanie z wydalania i wszystkiego, co się z tym wiąże. Nope, tu jest granica. To nie jest śmieszne i koniec.
Rzeczywiście skrawki. Tu i ówdzie ogienek dowcipu, przebłysk inteligencji, iskra błyskotliwości. W przeważającej większości ich brak sztukowany wulgaryzmami. Widać fascynację Woodym Allenem, ale niestety Carlinowi brak chyba żydowskich genów, co się bezpośrednio przekłada na poczucie humoru, przeważnie prostackie. Do tego jeszcze iście amerykańska cecha, dla Europejczyka...
więcej mniej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to
Szczerze mówiąc typowe Houellebecqowskie motywy, jakoś bez wartości dodanej, jak w "Uległości" chociażby.
Szczerze mówiąc typowe Houellebecqowskie motywy, jakoś bez wartości dodanej, jak w "Uległości" chociażby.
Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to