Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , , ,

Byłam wyschniętą ziemią pełną cierni. Teraz na moim polu rosa zdobi trawę i koi niczym łzy tęsknoty o przeczytaniu „Ciernia” T.Kingfisher.

Nie zdawałam sobie sprawy, że będę potrzebować tej historii. Jednak już od pierwszych słów narracji Ropuszki, jej obawie i ciekawości, wiedziałam, że jestem w dobrym miejscu. Kiedy doszedł do tego Halim, troskliwy, miły i uparty rycerz, którego motto mogłoby brzmieć: „Cholera!...Przepraszam” – sprawiał, że tonęłam jeszcze szybciej. Tak szybko, że z przerażeniem patrzyłam na to jak mało historii mi zostało do poznania. Chciałabym więcej rozmów przy ognisku i odkrywania przeszłości. Chciałabym więcej. Po prostu więcej. Nie sądziłam, że bohaterowie retellingu baśni będą tacy ludzcy. I tacy życzliwi.

Trochę więcej niż sto stron opowieści, a tyle różnych wątków – piękno w potworze i potwór w pięknie, poświęcenia, zrozumienia, rodziny, i tych cudownych, jak i smutnych relacji – że mam pragnienie omówienia ich. I powstrzymuj się z całych sił, może nawet Ropuszka pomaga mi swoją magią, abym tego nie zrobiła. Dlatego zachęcam do zapoznania z tą baśnią, abyście sami mogli odkryć te wątki i ciepło płynące z opowieści.

Jedyne czego żałuję po przeczytaniu „Ciernia”, to fakt, że zarobiłam to tak szybko.

Byłam wyschniętą ziemią pełną cierni. Teraz na moim polu rosa zdobi trawę i koi niczym łzy tęsknoty o przeczytaniu „Ciernia” T.Kingfisher.

Nie zdawałam sobie sprawy, że będę potrzebować tej historii. Jednak już od pierwszych słów narracji Ropuszki, jej obawie i ciekawości, wiedziałam, że jestem w dobrym miejscu. Kiedy doszedł do tego Halim, troskliwy, miły i uparty...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Podtytuł "Opowieści o naszych babkach" dobrze oddaje o czym jest ta książka, chociaż kusi mnie sugestia małej zmiany, czyli "Opowieść naszych babek".

Czytając masę różnych historii, które zostały zebrane w jeden tom widzę parę rzeczy. Jedną z pierwszych jest to, że streszczająca forma reportażu nie jest dla mnie. Było to, krótko mówiąc, nudne, gdy dostaje się bardzo zbliżona ale w szczegółach inną opowieść. Nie przywiązujesz się emocjonalnie, jesteś obok i śledzisz historie, ale nie opowieść a ten przedmiot w szkole, gdzie narrator jest twoim subiektywnym nauczycielem.

Znam te historie od mojej babki i ta książka tylko podkreśla, jak tamto życie wyglądało. I tutaj też wita nuda, co jest przykre, bo zamieszczone opowieści nie powinny jej wzbudzać, ale co poradzę jak słyszałam te opowieści w dużo bardziej emocjonalnej i angażującej formie?

W dodatku książka jest nastawiona na pokazanie tych smutnych i najgorszych historii - w końcu je pamiętamy najlepiej. Jednak pojawia się parę, które niosą ociepleniem pod tym ciężar. Tak, ta opowieść jest bardzo ciężka i kolejne słuchanie o złych mężach i sprzedaży siebie za morgi sprawiało, że miało się dosyć.

Sądzę, że jest tam dobrze zrobiona robota źródłowa. Sądzę też, że ta książka będzie cenna, gdy nasze babki przestaną opowiadać te historie. Sądzę, że za 50 lat inne pokolenie będzie miało do czego wrócić, a póki co, to nie jest jej czas.

Podtytuł "Opowieści o naszych babkach" dobrze oddaje o czym jest ta książka, chociaż kusi mnie sugestia małej zmiany, czyli "Opowieść naszych babek".

Czytając masę różnych historii, które zostały zebrane w jeden tom widzę parę rzeczy. Jedną z pierwszych jest to, że streszczająca forma reportażu nie jest dla mnie. Było to, krótko mówiąc, nudne, gdy dostaje się bardzo...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Chciałabym nie pamiętać tej książki, aby móc zacząć ją poznawać na nowo. Zakochałam się ✨

Chciałabym nie pamiętać tej książki, aby móc zacząć ją poznawać na nowo. Zakochałam się ✨

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Mam mieszane uczucia, bo nie ukrywając, gdyby ta książka byłaby z trzy razy krótsza, ale dużo bardziej merytoryczna - byłaby lepsza.

2/3 książki jest o podaniach i legendach, streszcza i analizując je (tak do XIX wieku), brzmi to w porządku, nie? Tylko szkoda, że większość tekstu to po prostu streszczenie ustroju danego państwa, albo że region słynie z ładnych widoków, albo dany władca był taki albo taki iii... Jest to tak bardzo "wikipedia, kopiuj, wklej" w dodatku nie na temat - gdyż wprowadzenie do mitu i tak obejmuje nowe szybkie streszczenie i późnej omówienie dlaczego tak wyglądał - nie ma to sensu. I tylko szarga nerwy.

Ostania 1/3 książki - XIX i XX wiek jest w końcu dobrze zrobiona. Serio, przyjemnie mi się czytało analiz i nawet jak pojawiła się "wikipedia moment" to był tak mały i nie istoty, że nawet nie drażnił. W dodatku wtedy czuć wiedzę autora i jego obycie w temacie. Dla tych ostatnich kilku stron nie żałuję, że udało mi się to przeczytać.

I tylko dla nich oraz pięknych ilustracji ta książka z krytycznego dna urosła do miana znośnej ✨

Mam mieszane uczucia, bo nie ukrywając, gdyby ta książka byłaby z trzy razy krótsza, ale dużo bardziej merytoryczna - byłaby lepsza.

2/3 książki jest o podaniach i legendach, streszcza i analizując je (tak do XIX wieku), brzmi to w porządku, nie? Tylko szkoda, że większość tekstu to po prostu streszczenie ustroju danego państwa, albo że region słynie z ładnych widoków,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

„Kto ma prawo pisać o cierpieniu?”

Jeżeli chcecie książkę, z której będą płynąć negatywne emocje, to właśnie ona. Nie zostawia po sobie nic oprócz cierpkiego smaku na języku i skrzywionych brwi. O tej książce nie można powiedzieć nic pozytywnego i może dlatego, jest cholernie dobra. Albo raczej na tyle dobra, na ile tyle wylanej żółci i żalu może być.

Przyjaźń, zazdrość, rynek wydawniczy w Ameryce, tworzenie swojej osobowości w Internecie, marketing, kłamstwa i wręcz uderzająco boleśnie obłudna postawa bohaterki. W dodatku fakt, że z jednej strony można potraktować to jako dziennik, kolejną książkę, thriller (acz średnio udany w tym wypadku), esej, czy po prostu pełną złości wypowiedź o otaczających autorkę realiach, bo całość jest mocno autobiograficzna. Nie jest to przyjemna książka i nie da czytelnikowi ani jednej pozytywnej emocji i… z jakiegoś powodu kupuję to, jak zostało to napisane.

Jestem przyzwyczajona, że nie lubię bohaterów Kuang, więc to nie robi na mnie wrażenia. Szczególnie, że był to ciekawy obraz zapadania w stopniowy obłęd bohaterki, który śledziłam z zainteresowaniem. I wyczekiwaniem na to, jak skończy się ta zakłamana historia.

Książka dała mi parę przemyśleń i o pisaniu i książkach, i ludziach, i życiu. Póki co jest to dla mnie druga książka autorki, ale klasyfikuje ją wyżej niż „Wojnę makową”.

Nie było to dzieło wybitne, ale jest po prostu dobre.

„Kto ma prawo pisać o cierpieniu?”

Jeżeli chcecie książkę, z której będą płynąć negatywne emocje, to właśnie ona. Nie zostawia po sobie nic oprócz cierpkiego smaku na języku i skrzywionych brwi. O tej książce nie można powiedzieć nic pozytywnego i może dlatego, jest cholernie dobra. Albo raczej na tyle dobra, na ile tyle wylanej żółci i żalu może być.

Przyjaźń, zazdrość,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Śniły mi się mrówki, co zjadały ludzi, a oni nie mogli wydać żadnego dźwięku podczas swojej samotnej śmierci. Mogłabym ten obraz pociągnąć w jednym zdaniu przez całą recenzję, z przerywaniem na świeć Panie ich duszy, jednak ten talent ciągnącej się żałości pozostawię Márquezowi.

Gdy zaczynałam „Sto lat samotności” byłam podekscytowana tą książką. W końcu nie dość, że wpadłam w nurt czytelniczy jakiego od lat nie miałam, to jeszcze jest to książka, o której co jakiś czas wspominał mój przyjaciel. Zapoznanie się z takim dziełem wybitnym przecież brzmi jak czyta magia. Tylko już po początku można było odkryć, że tak naprawdę to czarna magia, a po równych stu stronach zarzuciłam czytanie na miesiąc, bo byłam zmęczona. Zmęczona i fabułą, i sposobem jej podania, dlatego omówmy wszystko na spokojnie.

Zacznijmy od prostszej rzeczy, czyli jak z punktu technicznego, jest napisana ta historia. Pozwolę sobie nawet zacytować mój zarzut: dlaczego ta książka jest takim blokiem tekstu? Otóż nie wiem. Natomiast wiem, że ciężko się czyta strona po stronie prawie bez żadnego akapitu czy dialogu. Całe, ponad, 450 stron.

Dodatkowo jest to napisane tak, że przypomina podręcznik do historii, marnie napisana biografie rodziny, która rekonstruuje powierzchownie opowieści czy wydarzenia, co jakiś czas wspominając, że „tak oto zmagali się ze swoją samotnością”. I jakby tutaj kolejny rozczar, bo… 450 stron ‘stu lat samotności’ bez ani jednego rozważania o samotności…po prostu jest. A może w tym była magia, bo czym jest samotność jak nie pominięciem i ciszą?

W temacie magii należy wspomnieć o gatunku, który najbliższy będzie realizmowi magicznemu. I o ja cie! Od niepamiętnych czasów liceum, gdy po raz pierwszy świadomie natknęła się na ten gatunek – mam z nim problem. Książka jest pisana jak skrót epopei rodzinnej, ale w nim będzie szaleństwo, duchy i wniebowstąpienie, a to wszystko jest przecież naturalnym biegiem rzeczy. I o ile cenie sobie absurd, to tutaj został podany w takiej formie, że miało się ochotę krzyknąć „za jakie grzechy?!”. Co do religii, ta książka ma tyle odwołani do wydarzeń biblijnych i ważnych wydarzeń pod drzewami, że teolodzy i ekokrytycy mogli by mieć niezłą zabawę nad tym tekstem. Nie jestem żadnym z nich.

Jednak do samej fabuły – trudno mi wyjaśnić o czym jest „Sto lat samotność”. Im dłużej o nim myślę, tym więcej wątków i interpretacji nakłada mi się na siebie. Są to jak wznoszące się stosy (pogrzebowe), które tylko czekają na podpalenie (bo każda interpretacja będzie jak zapałka rzucona na chrust – namiętny pożar, po którym nie zostanie nic, a z popiołów zostanie wyczytane wszystko). Dlatego podpalmy kilka z nich. ✨

Przekleństwo. A może raczej fatum ciążące, dosłownie, nad każdym ruchem bohaterów rodziny Buendía. Dawno zapisana przepowiednia, o której jest przypomnienie co pokolenie, czy potomka. Ale też w małym formacie relacji, które się tworzą w ich społeczności, które już dawno przeszły moment bycia niezdrowymi.

Zazdrość. Och, ten podpunkt niesamowicie mnie intryguje i tak bardzo przedstawia postać Amaranty i jej wręcz obsesyjnej zawiści. Jednak rozwijanie tego prowadziłoby do szpalerowego omówienia i analizy, więc tak to pozostawię.

Wojna. Mam wrażenie, że ten wątek, mimo iż cenny i poruszany wielokrotnie, gdzieś mi umknął. Bo przecież jest to książka bardzo krwawa i opowiadająca o dość długiem konflikcie zbrojnym, gdzie umierali ludzie, a na przegranych wykonywano egzekucje. Jednak ważnym jest jak bardzo ona odbywa się w tle, jak jej echo, co jakiś czas, zawita do Macondo oraz jak ją łatwo zacząć, a trudno skończyć.

Rodzina. Buendía, czyli Dzień Dobry – po przeczytaniu całości jakże ironiczne. W końcu cała książka to skrót opowieści o jednej familii. O jej losie oraz wielkich wydarzeniach dookoła niej. O relacjach, a może braku nich, wśród bohaterów.

Dom. I tutaj w ramach wyjaśnienia użyje cytatu, który odda to lepiej niż gdybym ja miała ująć to w słowa. „Ukrywała przed nimi smutek domu, który pomimo begonii w słońcu, pomimo dusznego upału o drugiej popołudniu, pomimo odgłosów wesołości dochodzących z ulicy coraz bardziej stawał się podobny do kolonialnego pałacu jej rodziców. […] krążyła po nim sama, wśród trojga żywych duchów…”. Dom okazuje się najważniejszym bohaterem książki i właśnie jego los najbardziej mnie poruszał. Może właśnie ten dom miał najwięcej do zaoferowania w tej opowieści.

I wiele innych większych i mniejszych wątków można byłoby poruszyć. W końcu Macondo okazuje się studnią bez dna, jeżeli o nie chodzi.

Kończąc ten wywód. Gdyby nie fakt, że chciałam przeczytać tę książkę przed moją przyjaciółką, to do dziś bym się z nią męczyła. Jednak przeczytanie połowy na raz nie było zdrowym posunięciem… Czytajcie to powoli, albo słuchajcie w audiobooku, wtedy powinno być to dużo przyjemniejszym (albo mniej bolesnym) doświadczeniem.

Na koniec nie mogę powiedzieć, że ta książka mi się podobała, ale nie mogę też powiedzieć, że jej nie doceniam. Jednym słowem jest, co najmniej, kłopotliwa.

Śniły mi się mrówki, co zjadały ludzi, a oni nie mogli wydać żadnego dźwięku podczas swojej samotnej śmierci. Mogłabym ten obraz pociągnąć w jednym zdaniu przez całą recenzję, z przerywaniem na świeć Panie ich duszy, jednak ten talent ciągnącej się żałości pozostawię Márquezowi.

Gdy zaczynałam „Sto lat samotności” byłam podekscytowana tą książką. W końcu nie dość, że...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Spierzchnięte usta, próba zwilżenia ich. Piach na twarzy, zbliżająca się ściana z wiatru, pyłu i brudu. Teksas początek Wielkiego Kryzysu opisany tak, że czujesz dokładnie każde uderzenie gorąca, jak i łzy bezsilność mieszkających tam ludzi. Przynajmniej dopóki nie staną się błotem.

Szukałam coś związanego z amerykańskim snem po przeczytaniu "Wielkiego Gatsbyego" i tak oto trafiłam na zupełnie niepozorna historie w otoczce marzenia o lepszym życiu. Nie spodziewałam się, że również zostanę przez nie porwana. Że tak bardzo będę kibicować bohaterom, wściekać się na nich i za nich oraz często rozumieć bardziej niż chciałabym przyznać.

Tak na prawdę jest wiele do powiedzenia o tej książce, bo fakt, że opowiada o trudnych relacjach rodzinnych, to jak na nas one wpływają, nieśmiałościach, miłości i w późniejszym etapie niesamowitej więzi matki z córką jest tylko krótkim i ubogim streszczeniem.

Kocham tą książkę za każdego dupka i każdą dobrą dusze - bo na świecie spotyka się obu i cieszę się, że nie jest to spłycone.

Kocham tą książkę za gniew i jego namiętny acz spokojny obraz.

Kocham ją, bo byłam wzruszona do łez i parskałam śmiechem.

Nienawidzę jej za nie dokończenie wątków XD ale tak totalnie, tak się robić nie powinno (duża fala oburzenia).

Spierzchnięte usta, próba zwilżenia ich. Piach na twarzy, zbliżająca się ściana z wiatru, pyłu i brudu. Teksas początek Wielkiego Kryzysu opisany tak, że czujesz dokładnie każde uderzenie gorąca, jak i łzy bezsilność mieszkających tam ludzi. Przynajmniej dopóki nie staną się błotem.

Szukałam coś związanego z amerykańskim snem po przeczytaniu "Wielkiego Gatsbyego" i tak oto...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Minęło pewne milenium (tak na prawdę 10 miesięcy) odkąd zaczęłam czytać Percego Jacksona, a przynajmniej tak się czuje. W każdym razie jesteśmy tutaj, parę dni po wielkim finale, a ja mam parę przemyśleń.

Najważniejszym jest to, że finał dowiózł, chociaż mam parę wątpliwości. Bo hej, ta książka tak na prawdę to jedna wielka bitwa, epicka bitwa, ale jest to dość monotonnie. Kocham ten motyw, nie zrozummy się źle, ale gdy trwa on cały tom to trochę staje się męczący. Właśnie chyba to, że z jednej strony nosiło mnie po pokoju (bardziej z faktu końca całej historii niż samej bitwy) a z drugiej gdy czytałam miałam "idźmy z tym dalej" - jest moim głównym zarzutem. Jednak wszystkie wątki zostały zamknięte, czy w inny sposób epicko poprowadzone, a to jest cenne i Riordan dobrze sobie z tym poradził. Tylko... Brakowało mi tego czegoś, sama nawet nie wiem czego.

Albo raczej nie wiedziałam, bo teraz jestem całkiem mocno świadoma, co mi umykało... Ale to chyba już rzecz w samej Hesti, że ona umyka, nawet jeżeli budzi tyle pokładów ciepła i przemyśleń o więziach i rodzinie. Damn...Rodzina w tym tomie była mocno ważnym wątkiem, który przebijał się pod krwią potworów i herosów... Tylko mi to zdanie wydaje się symboliczne?

W każdym razie "Ostatni olimpijczyk" jest godnym końcem serii, a ja w przeciwieństwie do Percego mam wrażenie, że obrócę się jeszcze kiedyś za siebie, aby przypomnieć sobie niektóre wątki czy historie bohaterów, bo... Mocno wkradły się w moje serce ✨

Minęło pewne milenium (tak na prawdę 10 miesięcy) odkąd zaczęłam czytać Percego Jacksona, a przynajmniej tak się czuje. W każdym razie jesteśmy tutaj, parę dni po wielkim finale, a ja mam parę przemyśleń.

Najważniejszym jest to, że finał dowiózł, chociaż mam parę wątpliwości. Bo hej, ta książka tak na prawdę to jedna wielka bitwa, epicka bitwa, ale jest to dość monotonnie....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Tak na prawdę jest to ostatni tom głównej serii (reszta to dodatki) i mam mieszane uczucia. Bo to nie tak, że odstaje od reszty, po prostu czytałam go chyba w złym momencie. W dodatku podsuwnie i rozwiązanie akcji jest ciężkie do zrobienia i mimo że krytycznie dobre, to jakoś bez fajerwerków? Zapamiętałam je inaczej...

Z całą pewnością warto mieć takich przyjaciół jakich przedstawia ta manga. Warto też móc na nich polegać i im ufać, bo prawdziwi przyjaciele nie wyśmieją twoich problemów (uwielbiam tych bohaterów!).

Były momenty, gdzie płakałam na niej bez łez i z nimi, bo na smutno nie powinno czytać się niektórych rzeczy. Dalej uważam, że była to piękna i warta odświeżenia przygoda ✨

Tak na prawdę jest to ostatni tom głównej serii (reszta to dodatki) i mam mieszane uczucia. Bo to nie tak, że odstaje od reszty, po prostu czytałam go chyba w złym momencie. W dodatku podsuwnie i rozwiązanie akcji jest ciężkie do zrobienia i mimo że krytycznie dobre, to jakoś bez fajerwerków? Zapamiętałam je inaczej...

Z całą pewnością warto mieć takich przyjaciół jakich...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Dobra, ta książka musiała we mnie dojrzeć, abym uświadomiła sobie jak zła była. Jakby... Tyle zmarnowanych rzeczy i potencjału, że szkoda słów.

Jest to książka nastawiona na relacje między bohaterami i w następnym tomie, jak nic, będzie trójkąt miłosny, którego ja mam dość nim się zaczął, więc... Zostawmy to i skupmy się po prostu na głównej bohaterce.

Dora Wilk jest silną niezależna kobietą, wiedźmą i policjantką, która nie potrzebuje partnera, ale na każde zadanie ciągnie ze sobą swojego seksy przyjaciela demona. Czy ja musze mówić więcej?

W dodatku mam wrażenie, że jest to gorsze niż "Księżycowe miasto"... A za razem podobne jeżeli chodzi o świat (tylko zamiast wymyślonego, mamy Polskę) i występujące w nadnaturalne rasy... Ja nie wiedziałam tylko, że będzie to tak źle i kiepsko wykonane... Nie mogę wybaczyć tak stereotypowego wątku wilkołaków, który po prostu mnie zlał na pół.

Nawet humor, który u Jadowskiej pokochałam w serii Koźlaczek, tutaj jest tak drętwo napisany. I taki wulgarny. Czuję i rozumiem, że jest to pierwsza książka tej autorki, ale to i tak boli.

Jedyne co, a raczej kto, ratuje mi tą książkę jest postać Witkacego, który faktycznie tutaj coś wnosi i jest ciekawy i jeżeli będę czytać dalej, to dla jego wątku, bo cóż... Jestem zaintrygowana jego rozwojem ✨

Dobra, ta książka musiała we mnie dojrzeć, abym uświadomiła sobie jak zła była. Jakby... Tyle zmarnowanych rzeczy i potencjału, że szkoda słów.

Jest to książka nastawiona na relacje między bohaterami i w następnym tomie, jak nic, będzie trójkąt miłosny, którego ja mam dość nim się zaczął, więc... Zostawmy to i skupmy się po prostu na głównej bohaterce.

Dora Wilk jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Ani więcej, ani mniej. "Fotograf utraconych wspomnień" to na prawdę dobra książka, przy której wzruszyłam się wielokrotnie i która znajduje się na skraju myśli, jak wytarte zdjęcie, na którym szukamy szczegółów.

W książce znajdują się trzy krótkie połączone ze sobą opowiadania i z ręką na sercu - to drugie było najlepsze. Postać Szczura dosłownie w kupiła się w moje łaski, nie tylko tym jak jest przedstawiona, ale również jakie przemyślenia o życiu pojawiły się w ramach tej postaci.

Bo na dobrą sprawę, o czym jest ta książka?

O śmierci i ostatnim pożegnaniu się z życiem.

O dobroci i życzliwości ludzkiej.

O wytrwałości i wspomnieniach, do których warto wracać.

Była to historia, która w pewien sposób zatacza koło i było to w niej piękne.

Ani więcej, ani mniej. "Fotograf utraconych wspomnień" to na prawdę dobra książka, przy której wzruszyłam się wielokrotnie i która znajduje się na skraju myśli, jak wytarte zdjęcie, na którym szukamy szczegółów.

W książce znajdują się trzy krótkie połączone ze sobą opowiadania i z ręką na sercu - to drugie było najlepsze. Postać Szczura dosłownie w kupiła się w moje łaski,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Mogłabym skrócić tą recenzje do: zaczęłam ją czytać w 2020, a skończyłam teraz, była do dupy. No, ale błagam... tyle zmarnowanego czasu, że ja chce krwi.

Po pierwsze - było to w luj nudne. I żebyśmy się zrozumieli, co znaczy nudne. Przewlekle ciągnąca się opowieść, bo akcja nie można tego nazwać, o niewidomo czym, aż do w sumie ostatnich 100 stron.

Po drugie - jak to jest źle napisane. Jak to jest pocięte, ola boga bój się panie... Jak czytam rozdział to jest "pocięty" - tak jakby nie dokończony, albo zaczęty z dupy, bo nagle po drodze wydarzyły się z 3 rzeczy, ale po cię czytelniku o nich informować? Czytam zdania i TEŻ wydają się pocięte (urwane, toporne, suche, złe). Ja nie wiem, co tu poszło nie tak oprócz tego, że wszystko.

Oraz kto stwierdził, że dobrym pomysłem będzie zostawiać wtręty po angielsku czy szwedzku? Znaczy... Czytasz sobie i nagle klasyczne powiedzonko w jednym z tych dwóch języków, bo czemu nie? I to jeszcze wplecione i wyróżnione tak, abyś na pewno wiedział że tam jest... Bruh... Ja wiem, że to dlatego, bo w Szwecji mówi się płynie w obu językach, ale jak robisz tłumaczenie to weź to zrób tak, aby miało sens w języku, w którym akurat czytasz... Bo jak 2-3 lata temu o Szwecji wiedziałam, że istnieje to trochę słabo dla realizacji i zrozumienia tego.

Po trzecie - zmarnowany potencjał do tego stopnia jak ja marnuje twój czas gdy czytasz tę recenzję. Serio lepiej by było gdybyś skończył na wstępie. W każdym razie ta książka ma tyle ciekawych na wiązań do popkultury i wyciąga je znikąd jakby chciało wytrzeć się znajomością dobrych książek. Bo to dobra książka nie była. Ale nawiązywał do dobrych książek... Ja na miejscu "Stu lat samotności" bym się chyba obraziła. W dodatku było to tak wyjęte z kontekstu i chyba mające na celu podkreślenie tego, jak bardzo nasza główna bohaterka jest inteligenta i ile ona przeczytała i ile ona to wie... I to boli najbardziej, bo sama bohaterka i historia są dobre, ale tak beznadziejne zrealizowane, że ręce opadają.

Tak... To była zła książka i cieszę się, że była na tyle zła, że jak mnie zapytasz o czym była ja odpowiem "zła", bo przestaje pamiętać fabułę, a skończyłam ją przecież przed chwilą.

Nie polecam ✨

Mogłabym skrócić tą recenzje do: zaczęłam ją czytać w 2020, a skończyłam teraz, była do dupy. No, ale błagam... tyle zmarnowanego czasu, że ja chce krwi.

Po pierwsze - było to w luj nudne. I żebyśmy się zrozumieli, co znaczy nudne. Przewlekle ciągnąca się opowieść, bo akcja nie można tego nazwać, o niewidomo czym, aż do w sumie ostatnich 100 stron.

Po drugie - jak to jest...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Kocham to i wiem, że się w tym powtarzam.

Kocham to jak manga pokazuje to jak można być dla innych i to, że czasem będzie cię to boleć.

Nikt nie będzie za ciebie szczęśliwy Kareku, ale dobrze, że nie jesteś w tym wszystkim sam 💛

Kocham to i wiem, że się w tym powtarzam.

Kocham to jak manga pokazuje to jak można być dla innych i to, że czasem będzie cię to boleć.

Nikt nie będzie za ciebie szczęśliwy Kareku, ale dobrze, że nie jesteś w tym wszystkim sam 💛

Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Po pierwsze - Suwa ty dobry człowieku, jak twój wątek łamie serce...

Po drugie, ten tomik pokazuje jak cenni są przyjaciele

Po pierwsze - Suwa ty dobry człowieku, jak twój wątek łamie serce...

Po drugie, ten tomik pokazuje jak cenni są przyjaciele

Pokaż mimo to


Na półkach: , , , ,

Kocham tą mage, co tu więcej mówić?
Na razie tylko wstęp do historii, ale i tak... Za każdym razem jak do niej wracam znajduje nowe nawiązania i spostrzeżenia... Topie się

I ta ilość płakania to potwierdza ;-;

Kocham tą mage, co tu więcej mówić?
Na razie tylko wstęp do historii, ale i tak... Za każdym razem jak do niej wracam znajduje nowe nawiązania i spostrzeżenia... Topie się

I ta ilość płakania to potwierdza ;-;

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ta książka jest chyba najbardziej nie równą książka jaką przeczytałam. Jakby... Jeżeli po ponad stu stronach jest do dupy to dalej też będzie, nie? O dziwo - nie.

W każdym razie... Pierwsze 100 stron - nie lubiłam Nica, znielubiłam Annabeth i nudziłam się tak strasznie, że wyrwałam włosy z głowy.

Jednak późnej? Damn to jest plot... Nico okazuje się ziomeczkiem, Annabeth znów jest fajna, a reszta historii pochłonęła mnie w prędkości światła.

Tylko mam wrażenie, że to nie przygoda mnie zachwyciła, a to o czym wydaje mi się ten tom. Bo jest o wielu ważny i trudnych rzeczach.

Jest o żałobie. Jest o stracie. Jest o presji i strachu. Jest o wybaczaniu i nowych urazach. Jest o staniu w prawdzie, rodzinie i...

Jest o samotności.

Właśnie dlatego ta książka zdobyła mój Szacunek.

Ta książka jest chyba najbardziej nie równą książka jaką przeczytałam. Jakby... Jeżeli po ponad stu stronach jest do dupy to dalej też będzie, nie? O dziwo - nie.

W każdym razie... Pierwsze 100 stron - nie lubiłam Nica, znielubiłam Annabeth i nudziłam się tak strasznie, że wyrwałam włosy z głowy.

Jednak późnej? Damn to jest plot... Nico okazuje się ziomeczkiem, Annabeth...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ta książka okazała się dziś miodem na moje serce i po prostu tonę.

Relacje głównych bohaterów, ich podróż, konflikt oraz mój autentyczny śmiech i wzruszenie w niektórych momentach... Mogłabym kupić swój własny egzemplarz i zaznaczać.

Boję się, że ocenie za wysoko
Boję się, że ocenie za nisko

Czas zweryfikuje, a póki co - petarda ✨

Ta książka okazała się dziś miodem na moje serce i po prostu tonę.

Relacje głównych bohaterów, ich podróż, konflikt oraz mój autentyczny śmiech i wzruszenie w niektórych momentach... Mogłabym kupić swój własny egzemplarz i zaznaczać.

Boję się, że ocenie za wysoko
Boję się, że ocenie za nisko

Czas zweryfikuje, a póki co - petarda ✨

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Urocze, czasem lekko przeciągne, pełne wojny i rozlewu krwi. Stawka staje się coraz większa, a ja nie rozumiem o co w niej chodzi... Słabsze niż pierwszy tom, trochę wręcz rozczarowujące.

I dlaczego spodziewałam się 4 na 5 wydarzeń z końcówki?

Urocze, czasem lekko przeciągne, pełne wojny i rozlewu krwi. Stawka staje się coraz większa, a ja nie rozumiem o co w niej chodzi... Słabsze niż pierwszy tom, trochę wręcz rozczarowujące.

I dlaczego spodziewałam się 4 na 5 wydarzeń z końcówki?

Pokaż mimo to


Na półkach: , , ,

Połowę tej książki przepłakałam, a drugą śledziłam pustym wzrokiem - byle iść na przód.

Czuje się uszkodzona i zdiagnozowana.

Nienawidzę tej książki za to, że była tak dobra. I tak osobista.

Połowę tej książki przepłakałam, a drugą śledziłam pustym wzrokiem - byle iść na przód.

Czuje się uszkodzona i zdiagnozowana.

Nienawidzę tej książki za to, że była tak dobra. I tak osobista.

Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

Gdyby ta książka była opisana i promowania jako czysta fantastyka - byłbym zła. Jednak jako romantazy? Totalnie spełnia wszystkie warunki i jakościowo jest lepsze od wielu, z którymi miałam możliwość się spotkać.

Czytało się szybko i przyjemnie, sama fabuła, mimo swoich luk, była przyjemna do odkrywania. Obserwowanie postępów głównej bohaterki również i o jeny! Cieszę się, że była to książka z serio bohaterka kobiecą, gdzie jej często kruchość oraz wytrwałość z niej płynąca uzupełniały się, a nie były swoim zaprzeczeniem.

Bohaterowie męscy... Cóż jak ktoś czytał Dwory od Mass to będzie mógł się uśmiechnąć jak pod wieloma względami są podobni. Jednak też mam wrażenie, że również dużo mniej boscy... Więc przymykam na nich oko i kupuje konwencje (acz czekam na coś co nie będzie odgrzewany obiadem...).

Świat i fabuła ma dziury, jednak sporo będzie zależało od tego, czy tłumaczenie - dlaczego coś tak, a nie inaczej działa - wybroni się w kolejnych tomach. Dlatego przymykam oko, a na osądy jeszcze przyjdzie czas...

Czy autorka mogła sobie odpuścić niektóre sceny? Tak, totalnie tak xd ale znów przynajmniej (oprócz jednej!) mają sens i nie są wpychanie czytelnikowi przemocowo.

Podsumowując - spodziewałam się, że będą krwawić mi oczy, a bawiłam się zadziwiająco dobrze. Czy książka marnuje swój potencjał? W wielu aspektach tak. Czy to ją całkowicie zabija? Na ten moment nie

Gdyby ta książka była opisana i promowania jako czysta fantastyka - byłbym zła. Jednak jako romantazy? Totalnie spełnia wszystkie warunki i jakościowo jest lepsze od wielu, z którymi miałam możliwość się spotkać.

Czytało się szybko i przyjemnie, sama fabuła, mimo swoich luk, była przyjemna do odkrywania. Obserwowanie postępów głównej bohaterki również i o jeny! Cieszę...

więcej Pokaż mimo to