Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: , ,

"To nie było nasze pokolenie, które o byle błahostce trąbi na fejsie".


Biała skrywa wiele sekretów, o czym zdążyliśmy się już przekonać czytając dwie poprzednie części tego cyklu. Sekretów dotykających głównych bohaterek, które walczą o swoje szczęście oraz sekretów dotyczących mało znanej historii. Te, które autorka zaserwowała czytelnikom w "Chacie" potrafią znowu mocno zaskoczyć.

Agnieszka Panasiuk pochodzi z Białej Podlaskiej, jest z wykształcenia nauczycielką historii, ale zawodowo pracuje w administracji. Ze swoim miastem związała całe swoje życie, pasjonuje się ogrodnictwem i dobrym filmem. Wolny czas spędza w otoczeniu rodziny, jest laureatką konkursów literackich. Zadebiutowała w 2020 r. powieścią pt. "Podróże serc".

Zuzanna świadomie wybrała codzienność singielki w Warszawie i jako wzięta architektka spełnia się w życiu zawodowym. Nieplanowany i przymusowy urlop od pracy pozwala jej podjąć decyzję o wyjeździe do Białej Podlaskiej. Będąc na miejscu postanawia zająć się przeniesieniem chaty swojej babci skrywającej echo dawnych pokoleń. Kobieta musi także zmierzyć się ze swoją przeszłością oraz z rozwijającym się w jej sercu uczuciem.

"Sekrety Białej" to cykl powieściowy, który uwielbiam za serwowane mi w fabule każdej części, mało znane wydarzenia historyczne, o jakich nigdy wcześniej nie miałam okazji czytać. I na tym właśnie polu "Chata" trzyma poziom swoich poprzedniczek, gdyż z treści książki po raz trzeci dowiaduję się czegoś nowego, co pogłębia moją wiedzę i pokazuje, jak wiele jeszcze przed nami do odkrycia. Sam pomysł połączenia teraźniejszości z przeszłością w skomplikowaną spiralę ludzkich losów uważam za niezwykle wartościowy tworzący wraz z gawędziarskim stylem autorki, unikatową literacką mozaikę.

Agnieszka Panasiuk w epickim stylu, za pomocą historycznych retrospekcji, tym razem pozwoliła mi poznać znaczenie słowa "bieżeństwo". Słowa, za którym kryje się wędrówka w przeszłość, do czasów I wojny światowej na Południowym Podlasiu, kiedy przymusowa ewakuacja głównie ludności prawosławnej w głąb Rosji naznaczyła losy tych ludzi już na zawsze. Autorka z niezwykłym wyczuciem i wrażliwością połączyła tytułową Chatę z owym wątkiem, dodając do tego wszystkiego zupełnie niespodziewanej metafizyczności, która wielu czytelników może zaskoczyć. To też dość znamienne, że to właśnie w przypadku Zuzanny, bohaterki twardo stąpającej po ziemi, postanowiła zastosować taki zabieg.

Trzecia przyjaciółka z Białej będąca główną bohaterką "Chaty" to chyba najmniej lubiana przeze mnie postać, dlatego też byłam bardzo ciekawa, jak Agnieszka Panasiuk pokieruje jej losami. I o ile w temacie samego zakończenia trudno spodziewać się innego, finalnego scenariusza, o tyle w płaszczyźnie psychologicznej, autorka potrafiła pokazać złożoność postawy Zuzanny, którą w końcu udało mi się zrozumieć. Tematyka traumy ukazana w powieści wyzwala bowiem sporo emocji, a o nie przecież w tego typu literaturze głównie chodzi.

Agnieszka Panasiuk, podobnie jak główna bohaterka "Chaty" wie, że dla laika detale nie stanowią żadnej różnicy, ale dla pisarza będącego architektem fikcyjnej rzeczywistości, znaczą bardzo wiele. W trzecim tomie cyklu "Sekrety Białej" odkrywanie owych detali staje się pouczającą lekturą, zarówno w kontekście historycznym, jak i obyczajowym.

https://www.subiektywnieoksiazkach.pl/

"To nie było nasze pokolenie, które o byle błahostce trąbi na fejsie".


Biała skrywa wiele sekretów, o czym zdążyliśmy się już przekonać czytając dwie poprzednie części tego cyklu. Sekretów dotykających głównych bohaterek, które walczą o swoje szczęście oraz sekretów dotyczących mało znanej historii. Te, które autorka zaserwowała czytelnikom w "Chacie" potrafią znowu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"My, pisarze, jesteśmy dowodem na to, że życie jest książką i że się pisze".


Czy twórczość pisarska jest jak monstrum? Czy każdy pisarz karmi swojego potwora? Czy wszyscy jesteśmy zanurzeni w ogromnej narracji? Na te i wiele innych pytań próbuje odpowiedzieć "Mona". Książka przesiąknięta pisarskim credo. Książka nieco przewrotna i jednocześnie bezkompromisowa w portretowaniu środowiska literatów.

Pola Oloixarac to urodzona w 1977 r. argentyńska pisarka, która studiowała filozofię na Uniwersytecie w Buenos Aires. Powieści autorki przetłumaczono na dziewięć języków. W 2010 r. czasopismo "Granta" uznało ją za jedną z najlepszych pisarek tworzących w języku hiszpańskim. Jej artykuły były publikowane w "The New York Times" i BBC. Oloixarac prowadzi cotygodniową kolumnę w dzienniku "Perfil" pisząc na tematy kultury.

Mona Tarrile-Byrne to Latynoska, której udany debiut pod postacią powieści nazwanej radykalnym zjawiskiem, zapewnił rozgłos i rozpoznawalność. Otrzymana nominacja do prestiżowej Nagrody Basske-Wortza skłania ją do udania się w podróż do Szwecji, by tam razem z dwunastoma innymi pisarzami wziąć udział w Meetingu. Kobieta na miejscu wraz z innymi finalistami, prowadzi intelektualne dysputy, poznając środowisko oceniających się wzajemnie ludzi słowa pisanego.

Jeśli spojrzycie na okładkę "Mony" to zauważycie na niej komunikat, że książka otrzymała Nagrodę Basske-Wortza, która przecież została wymyślona specjalnie na potrzeby tej powieści. Ta forma swoistej zabawy z czytelnikiem, okazuje się przysłowiową wisienką na torcie, zgrabnie podsumowującą cały groteskowy i satyryczny wymiar tego dzieła. Pola Oloixarac łączy bowiem swoiste sacrum z profanum, czyli etos literata intelektualisty, któremu przyświecają szczytne cele z tak prozaiczną rzeczą, jaką jest dwieście tysięcy euro głównej nagrody. Autorka grając stereotypami, dodaje do tego wszystkiego wyczuwalną ironię, pokazując w ten sposób, że każdy dba o pozory, tak jak robi to Mona, która regularnie pije i zażywa narkotyki.

Czytelnik wraz z Moną wchodzi w elitarny świat. W świat pisarzy przybyłych z różnych zakątków globu, którzy z jednej strony są sobie bliscy, bo przecież parają się profesją daną nielicznym, a z drugiej, walczący między sobą o nagrodę i o rację w intelektualnych dyskusjach dotykających tematyki mocy języka oraz siły narracji. Pomimo tego, że książka liczy sobie niecałe sto pięćdziesiąt stron to w jej fabule można znaleźć sporo intrygujących rozmów pomiędzy uczestnikami Meetingu, jakie skłaniają do refleksji na kilku polach. Owe myśli i przemowy wygłaszane przez literatów, jak chociażby ta mówiąca, że "Google to antypowieść dla ludzkiej powieści" to najciekawsza warstwa całej tej dość nieoczywistej historii.

Pola Oloixarac bawi się nie tylko utrwalonymi stereotypami. Autorka gra także kliszami, wyciskając z nich najbardziej surową i ciężkostrawną materię. Argentyńska pisarka poprzez swój wyrazisty styl, nacechowany pisaniem ze swadą, nie boi się gry z konwencją literacką, o czym z pewnością świadczy dość surrealistyczne zakończenie ocierające się o dystopijne klimaty, a mające przecież wyczuwalne, symboliczne znaczenie.

"Mona" to w pewnej części cyniczna, a w pewnej zaskakująca obecnością pewnych motywów, historia intelektualnego ego, które musi odnaleźć się w rzeczywistości XXI wieku. To również opowieść o kobiecości, o seksie, o obsesji indywidualności i o kryzysie tożsamości. Książka będąca przenikliwym i surowym komentarzem do zastanej rzeczywistości, z jakim warto się zmierzyć.

https://www.subiektywnieoksiazkach.pl/

"My, pisarze, jesteśmy dowodem na to, że życie jest książką i że się pisze".


Czy twórczość pisarska jest jak monstrum? Czy każdy pisarz karmi swojego potwora? Czy wszyscy jesteśmy zanurzeni w ogromnej narracji? Na te i wiele innych pytań próbuje odpowiedzieć "Mona". Książka przesiąknięta pisarskim credo. Książka nieco przewrotna i jednocześnie bezkompromisowa w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Marzyciele często mają rację. I to właśnie oni zmieniają świat, a nie ci, co chowają głowę w piasek".


Dom rodziny Bille to nie tylko tytułowe sekrety, które zbudowały cały klimat tej historii. To puste pokoje symbolizujące zmiany zachodzące w naszym życiu. To drugie szanse, które nie każdy ma odwagę odpowiednio wykorzystać. To także skomplikowane ludzkie relacje, których kwintesencję tak treściwie umie wyrazić słowem Agnieszka Janiszewska.

Agnieszka Janiszewska ukończyła historię na Uniwersytecie Warszawskim. Obecnie autorka pracuje jako nauczycielka tego przedmiotu w liceum ogólnokształcącym. Zgodnie z nabytym wykształceniem, pasjonuje ją historia, lubi także podróże, w trakcie których zwiedza różnorodne zabytki. Mieszka w jednej z podwarszawskich miejscowości.

Mecenas Julian Bille oświadcza swoim dwóm dorosłym już córkom, że żeni się z Zuzanną, młodszą od siebie gosposią pracującą w jego domu, która od wielu lat uczestniczy w życiu rodziny. Róża i Urszula nie akceptują decyzji ojca, nie mogąc zrozumieć, dlaczego tata popełnia taki mezalians. Próbując dociec prawdy, kobiety krok po kroku odkrywają rodzinne sekrety, które rzucają nowe światło na chorobę ich zmarłej matki.

Już dwa pierwsze człony tytułu nowej dylogii Agnieszki Janiszewskiej zapowiadają nie lada gratkę dla miłośników powieści obyczajowych lubiących odkrywać rodzinne tajemnice zamaskowane w domach pozornie wyglądających na idealne. "Sekrety domu Bille" to bowiem dwutomowa opowieść o rodzinie ze wszelkimi jej dobrymi i złymi stronami, mająca w wielu aspektach uniwersalny charakter. Agnieszka Janiszewska kreśli portret członków familii Bille, kładąc głównie nacisk na emocje targające poszczególnymi bohaterami. Nie ucieka też od przeszłości mającej kolosalny wpływ na to, kim obecnie są oraz uwypukla często trudną relację matka-córka. Pomimo tego, że to powieść fabularnie dość kameralna to jednak w perspektywie psychologicznej i socjologicznej, niezwykle treściwa, co niewątpliwie stanowi jej atut.

Agnieszka Janiszewska snuje historię rodziny Bille, umiejętnie dozując czytelnikowi wiedzę, która może w końcu wyjaśnić wszelakie sekrety domu. Podczas lektury tej powieści towarzyszy więc intensywnie odczuwalne napięcie i swoisty apetyt na jak najszybsze poznanie wszystkich faktów. Warto przy tym dodać, że po zakończeniu pierwszego tomu wiadomo już coś niecoś na temat zmarłej Eweliny, wiadomo kim była Teresa Chęcińska, ale tak naprawdę, dopiero druga część przynosi odpowiedzi na najważniejsze pytania. I jak się okazuje fabuła dość mocno zaskakuje, bo tajemnic jest więcej, niż można się spodziewać.

"Sekrety domu Bille" to niewątpliwie życiowa opowieść o pokręconych ludzkich losach, która wywołuje sporo przemyśleń, a to cenimy najbardziej w wartościowej literaturze obyczajowej. Jedną z takowych refleksji, która zostanie ze mną na dłużej jest pytanie, która pada pod koniec pierwszego tomu dylogii, a mianowicie: "co my właściwie możemy wiedzieć o własnych rodzicach?". Ważnym punktem do rozważań staje się także siostrzana relacja, która na przykładzie dwóch zupełnie różnych bohaterek, jakimi są Róża i Urszula, pokazuje jak trudno czasami jest się porozumieć.

Od lektury nowej dylogii Agnieszki Janiszewskiej nie sposób się oderwać, nie poznając wszystkich tytułowych sekretów, a gwarantuję, że jest ich naprawdę sporo. Autorka zabierając czytelnika do domu rodziny Bille pokazuje, że każdy z nas posiada swoje tajemnice, a przeszłość zawsze wraca niczym bumerang. Poznając losy Juliana, jego córek, Zuzanny i Eweliny, miałam przeświadczenie, że rodzina Bille istnieje w rzeczywistości, a to chyba najlepsza rekomendacja, jaką mogą napisać o tej powieści.

https://www.subiektywnieoksiazkach.pl/

"Marzyciele często mają rację. I to właśnie oni zmieniają świat, a nie ci, co chowają głowę w piasek".


Dom rodziny Bille to nie tylko tytułowe sekrety, które zbudowały cały klimat tej historii. To puste pokoje symbolizujące zmiany zachodzące w naszym życiu. To drugie szanse, które nie każdy ma odwagę odpowiednio wykorzystać. To także skomplikowane ludzkie relacje, których...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Marzyciele często mają rację. I to właśnie oni zmieniają świat, a nie ci, co chowają głowę w piasek".


Dom rodziny Bille to nie tylko tytułowe sekrety, które zbudowały cały klimat tej historii. To puste pokoje symbolizujące zmiany zachodzące w naszym życiu. To drugie szanse, które nie każdy ma odwagę odpowiednio wykorzystać. To także skomplikowane ludzkie relacje, których kwintesencję tak treściwie umie wyrazić słowem Agnieszka Janiszewska.

Agnieszka Janiszewska ukończyła historię na Uniwersytecie Warszawskim. Obecnie autorka pracuje jako nauczycielka tego przedmiotu w liceum ogólnokształcącym. Zgodnie z nabytym wykształceniem, pasjonuje ją historia, lubi także podróże, w trakcie których zwiedza różnorodne zabytki. Mieszka w jednej z podwarszawskich miejscowości.

Mecenas Julian Bille oświadcza swoim dwóm dorosłym już córkom, że żeni się z Zuzanną, młodszą od siebie gosposią pracującą w jego domu, która od wielu lat uczestniczy w życiu rodziny. Róża i Urszula nie akceptują decyzji ojca, nie mogąc zrozumieć, dlaczego tata popełnia taki mezalians. Próbując dociec prawdy, kobiety krok po kroku odkrywają rodzinne sekrety, które rzucają nowe światło na chorobę ich zmarłej matki.

Już dwa pierwsze człony tytułu nowej dylogii Agnieszki Janiszewskiej zapowiadają nie lada gratkę dla miłośników powieści obyczajowych lubiących odkrywać rodzinne tajemnice zamaskowane w domach pozornie wyglądających na idealne. "Sekrety domu Bille" to bowiem dwutomowa opowieść o rodzinie ze wszelkimi jej dobrymi i złymi stronami, mająca w wielu aspektach uniwersalny charakter. Agnieszka Janiszewska kreśli portret członków familii Bille, kładąc głównie nacisk na emocje targające poszczególnymi bohaterami. Nie ucieka też od przeszłości mającej kolosalny wpływ na to, kim obecnie są oraz uwypukla często trudną relację matka-córka. Pomimo tego, że to powieść fabularnie dość kameralna to jednak w perspektywie psychologicznej i socjologicznej, niezwykle treściwa, co niewątpliwie stanowi jej atut.

Agnieszka Janiszewska snuje historię rodziny Bille, umiejętnie dozując czytelnikowi wiedzę, która może w końcu wyjaśnić wszelakie sekrety domu. Podczas lektury tej powieści towarzyszy więc intensywnie odczuwalne napięcie i swoisty apetyt na jak najszybsze poznanie wszystkich faktów. Warto przy tym dodać, że po zakończeniu pierwszego tomu wiadomo już coś niecoś na temat zmarłej Eweliny, wiadomo kim była Teresa Chęcińska, ale tak naprawdę, dopiero druga część przynosi odpowiedzi na najważniejsze pytania. I jak się okazuje fabuła dość mocno zaskakuje, bo tajemnic jest więcej, niż można się spodziewać.

"Sekrety domu Bille" to niewątpliwie życiowa opowieść o pokręconych ludzkich losach, która wywołuje sporo przemyśleń, a to cenimy najbardziej w wartościowej literaturze obyczajowej. Jedną z takowych refleksji, która zostanie ze mną na dłużej jest pytanie, która pada pod koniec pierwszego tomu dylogii, a mianowicie: "co my właściwie możemy wiedzieć o własnych rodzicach?". Ważnym punktem do rozważań staje się także siostrzana relacja, która na przykładzie dwóch zupełnie różnych bohaterek, jakimi są Róża i Urszula, pokazuje jak trudno czasami jest się porozumieć.

Od lektury nowej dylogii Agnieszki Janiszewskiej nie sposób się oderwać, nie poznając wszystkich tytułowych sekretów, a gwarantuję, że jest ich naprawdę sporo. Autorka zabierając czytelnika do domu rodziny Bille pokazuje, że każdy z nas posiada swoje tajemnice, a przeszłość zawsze wraca niczym bumerang. Poznając losy Juliana, jego córek, Zuzanny i Eweliny, miałam przeświadczenie, że rodzina Bille istnieje w rzeczywistości, a to chyba najlepsza rekomendacja, jaką mogą napisać o tej powieści.

https://www.subiektywnieoksiazkach.pl/

"Marzyciele często mają rację. I to właśnie oni zmieniają świat, a nie ci, co chowają głowę w piasek".


Dom rodziny Bille to nie tylko tytułowe sekrety, które zbudowały cały klimat tej historii. To puste pokoje symbolizujące zmiany zachodzące w naszym życiu. To drugie szanse, które nie każdy ma odwagę odpowiednio wykorzystać. To także skomplikowane ludzkie relacje, których...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Nie da się iść przez życie, nie ryzykując (…)".


"Artefakt umysłu" i "Niezabliźniona nić" to tytuły dwóch wcześniejszych części trylogii "Seton". Każdy z nich składa się z dwóch słów, które ściśle korelują z treścią książki. Podobnie rzecz ma się z "Zatokową dewiacją", której znaczenie tytułu dość długo stanowi zagadkę dla czytelnika. Warto jednak czekać na jej rozwiązanie, podobnie jak warto było czekać aż cztery lata na zakończenie tej serii.

Marian Andrzej Nocoń zadebiutował w 2010 r. powieścią pt. "Wszystko się zmienia", która stała się swoistą inspiracją do jego dalszych działań twórczych. W 2016 r. została wydana jego druga książka pt. "Czarna biel. Wspomnienia", oparta na prawdziwych wydarzeniach. Autor jest prozaikiem z zamiłowania do pisania, fotografem uwieczniającym ciekawe miejsca, a także miłośnikiem górskiej turystyki. Trylogię "Seton" zaczął pisać w 2017 r.

Victor Moss, były amerykański komandos, niepewny dalszej współpracy z Polakami, podejmuje decyzję o ucieczce. Mężczyzna, mając w posiadaniu stary notes, nadal pragnie poznać zagadkę pewnego tajemniczego miejsca. Jak się jednak okazuje, na każdym kroku musi walczyć z niebezpiecznymi ludźmi, którzy zrobią wszystko by posiąść starożytną wiedzę. Gdy na jego drodze ponownie pojawia się archeolożka Ewa Abramowska, odkrycie tajemnicy staje się bliższe niż kiedykolwiek wcześniej.

Sensacja i przygoda podlana wybornym sosem dreszczowca to w wielkim skrócie "Zatokowa dewiacja". Książka, za której lekturę zabierałam się z wielkimi oczekiwaniami dotyczącymi nie tylko samej fabuły, która winna nie odstawać poziomem od dwóch poprzednich części, ale przede wszystkim dotyczącymi odpowiedzi, które w końcu chciałam poznać. I tak w istocie się stało, bo trzeci tom trylogii "Seton" w swoim finale serwuje czytelnikowi prawdę dotyczącą starożytnej tajemnicy. Co ważne, autor nie robi tego zbyt szybko, umiejętnie dawkując kolejne elementy układanki, co w konsekwencji, buduje napięcie i wywołuje dreszczyk emocji. Starożytna historia zaskakuje, podobnie jak wielki twist na końcu powieści.

Marian A. Nocoń w ostatecznej odsłonie swojej historii o starożytnym artefakcie, nie zwalnia tempa, a wręcz przeciwnie. Niezwykle dynamiczna akcja, pełna pościgów, niespodziewanych śmierci, szczęśliwych przypadków i ręki kapryśnego losu, doskonale wpisuje się w kanon powieści sensacyjnej, od której nie sposób się oderwać. Autor wie, kiedy wstrzymać bieg akcji, aby początkowo wywołać w czytelniku zaciekawienie, a w finale, zaskoczenie. Autor także wie, że nie ma dobrej epickiej historii bez zajmującej kreacji protagonisty. Rys psychologiczny Mossa, tak mocno zaakcentowany w "Zatokowej dewiacji" to bowiem jej istotny element fabularny, pozwalający spojrzeć na tego bohatera z nieco innej perspektywy. Cieszy mnie ta odczuwalna zmiana, bo dzięki licznym emocjom, Victor staje się jeszcze bardziej ludzki.

"Zatokową dewiację" można czytać bez znajomości dwóch poprzednich tomów, ale trzeba przy tym mocno podkreślić, że poznanie wcześniejszych losów Victora Mossa pozwala szerzej spojrzeć na jego decyzje i ich konsekwencje. Z pewnością także trafionym zabiegiem jest umieszczony na początku "Wykaz postaci" występujących w fabule, bo przecież od premiery drugiego tomu trylogii minęły już prawie cztery lata, a ludzka pamięć bywa zawodna.

Tajemnicza cywilizacja Sumerów, archeologia i sekrety przeszłości to główne elementy, na jakich bazuje w swojej najnowszej książce Marian A. Nocoń. Dodając do tego wszystkiego skomplikowaną ludzką naturę i odwieczną potrzebę rywalizacji, autor tworzy opowieść naszpikowaną niewiadomymi, tymi dotyczącymi przeszłości, jak i tymi, jakie drzemią w każdym z nas. Trylogia "Seton" zaskoczyła mnie na kilku polach, ale muszę przyznać, że to właśnie w "Zatokowej dewiacji" to zdumienie osiągnęło najwyższy stopień wraz z zapachem wanilii, który po lekturze nabrał dla mnie nowego, symbolicznego znaczenia.

https://www.subiektywnieoksiazkach.pl/

"Nie da się iść przez życie, nie ryzykując (…)".


"Artefakt umysłu" i "Niezabliźniona nić" to tytuły dwóch wcześniejszych części trylogii "Seton". Każdy z nich składa się z dwóch słów, które ściśle korelują z treścią książki. Podobnie rzecz ma się z "Zatokową dewiacją", której znaczenie tytułu dość długo stanowi zagadkę dla czytelnika. Warto jednak czekać na jej...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Wszyscy jesteśmy zamknięci w niekończącym się cyklu".


Od czasu lektury "Kryształowej Róży" spoglądam czasami ukradkiem na swoje koty i zastanawiam się nad tym, czy one na pewno są tym, na co wyglądają. Myślę sobie także, że we flixowej teorii, z jaką spotkałam się na kartach tej książki, może istnieć jakieś ziarenko prawdy. Na wszelki wypadek więc nie mówię już do moich czworonożnych domowników "kicia". Tak będzie bezpieczniej.

Andrzej Pawlus to ojciec, informatyk, a teraz także pisarz, który wyznaje flixową teorię dziejów. "Kryształowa Róża" to jego debiut literacki.

Piotr, Michał i Radek to trzej bracia, którzy podczas podróży tramwajem do lekarza, zostają przeniesieni do innego świata. Jest nim Aerinn, Drugi Świat, który umiera przez Zimną Śmierć. Bohaterowie przywołani przez Białą Władczynię Magii, wyruszają w podróż, która jest szansą na ocalenie tej krainy. Przed nimi wiele wyzwań, a także dość nietuzinkowych znajomości z magicznymi istotami.

"Kryształowa Róża" to powieść z gatunku fantasy młodzieżowego z szeroko zakrojonym motywem wędrówki do innego świata. I właśnie to swoiste uniwersum stworzone piórem autora okazuje się najbardziej zajmujące dzięki widocznej dbałości o wiele detali owej rzeczywistości. Aerinn to bowiem świat ze swoją tragiczną historią, jaką czytelnik poznaje w trakcie lektury. Świat nadprzyrodzonych istot i zwierząt jak flixy, wiwerna, feniks czy chociażby kultowe elfy. Autor, czerpiąc z różnych bestiariuszy, stworzył nieszablonowy panteon magicznych postaci, dzięki którym wymyślona przez niego kraina jest tak barwna.

Podczas lektury tego debiutu ujęło mnie dopracowanie przez Andrzeja Pawlusa każdego szczegółu wykreowanego przez niego świata, aby ten zaskakiwał i przede wszystkim zabierał czytelnika do zupełnie innej rzeczywistości. Warto przy tym wspomnieć, że autorowi udało się uniknąć zbyt długich opisów, dzięki czemu wraz z bogatą warstwą dialogową, momenty akcji równoważą się ze scenami rozmów. W fabule pojawia się także kilka zaskakujących momentów, a jedyne, do czego można mieć pewne zastrzeżenia to kreacja głównych bohaterów. Autor bowiem zdecydowanie musi jeszcze popracować nad portretami Piotra, Michała i Radka, aby ci bardziej zapadali w pamięci.

Niezwykle intrygującą okazuje się obecna w tej fantastycznej historii, teoria flixów, którą Andrzej Pawlus przemyca do losów chłopców przeniesionych do świata magii. Ów wątek i sama postać pewnego białego kota o imieniu Ys z pewnością wzbudzą wśród właścicieli tych czworonogów sporo uśmiechu na twarzy, a może nawet pewnej refleksji nad kocią naturą. Myślę także, że flixy w swoim symbolicznym wymiarze to potraktowanie z przymrużeniem oka naszych ludzko-kocich więzi.

"Kryształowa Róża" to świetna propozycja dla wielbicieli gatunku young adult fantasy, skierowana w głównej mierze do czytelników w wieku 12-18 lat. Jednak warto przy tym podkreślić, że powieść ta przemyca pewne uniwersalne wartości, dlatego okazuje się interesującą i wciągającą lekturą również dla dorosłego czytelnika. Jej otwarte zakończenie zapowiada kontynuację, a ja chętnie znowu przeniosę się do Aerinn, bo to po prostu znakomita literacka przygoda.

https://www.subiektywnieoksiazkach.pl/

"Wszyscy jesteśmy zamknięci w niekończącym się cyklu".


Od czasu lektury "Kryształowej Róży" spoglądam czasami ukradkiem na swoje koty i zastanawiam się nad tym, czy one na pewno są tym, na co wyglądają. Myślę sobie także, że we flixowej teorii, z jaką spotkałam się na kartach tej książki, może istnieć jakieś ziarenko prawdy. Na wszelki wypadek więc nie mówię już do moich...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Nie wystarczy nosić boskie imię, żeby być bogiem".


Już teraz wiem, że mityczna ambrozja, czyli najlepsze, co ma do zaoferowania Olimp, wygląda jak musli. Wiem już także, z jakich składników składa się boski romans. Otóż to potraktowana z przymrużeniem oka, mieszanka mitologii, erotyki i humoru. A takie romantasy to nie lada gratka dla wszystkich koneserów tego gatunku.

Małgorzata Lisińska od zawsze była uzależniona od czytania, o czym świadczy fakt, że w dzieciństwie, przynajmniej raz w tygodniu, biegała do biblioteki. Autorka ujarzmiła osobisty syndrom Scarlett O'Hara i teraz już wie, że najlepsze na "pomyślę o tym jutro" są książki. Zwłaszcza te lekkie, przyjemne i zabawne, czyli takie, jakie sama serwuje swoim czytelnikom.

Aneta zakochała się w swoim koledze z pracy, który pewnego dnia pokazuje je swoją prawdziwą twarz. Dwudziestopięciolatka przeżywa więc zawód miłosny i za namową przyjaciółki, odpowiada na ofertę pracy w międzynarodowej firmie o nazwie Olimp. Ku swojemu zdumieniu, niemal od ręki dostaje posadę asystentki prezesa. Jej Szef to Zeus, boski przystojniak, który pragnie zrzucić z siebie klątwę.

Tego w naszej rodzimej literaturze romansowo-erotycznej chyba jeszcze nie było. Połączenia boskiego pierwiastka z ludzkim, połączenia mitu i faktu, połączenia dwóch gorących serc z zupełnie inne bajki. Gosia Lisińska, inspirując się bogatą grecką mitologią splotła ze sobą to, co rzeczywiste z tym, co nadnaturalne. Jest więc fantasy z Zeusem, Herą i Posejdonem na czele, ale na pierwszym planie jest oczywiście romans, pełniący swoistą rolę silnika napędowego dla całej warstwy fabularnej tej książki. Romans dość niezwykły, bo uczucie łączące śmiertelniczkę z bogiem już z samej definicji zwiastuje szereg kłopotów, a to oznacza, że w tej historii sporo się dzieje.

Intrygującym okazuje się pomysł autorki na zawiązanie głównego wątku powieści wokół klątwy, z jaką musi zmagać się mityczny Zeus. Dzięki temu motywowi, Gosia Lisińska konstruuje fabułę, w której pierwszoplanową rolę pełnią barwni bohaterowie i relacje, jakie ich łączą. Nie sposób przy tym nie zwrócić uwagi na ukazaną w krzywym zwierciadle, skomplikowaną braterską więź Zeusa i Posejdona. Barwną postacią okazuje się także Hebe, córka Hery, która lubi sobie dosadnie zakląć. W trakcie lektury uśmiech na twarzy wywołują również rozmowy pomiędzy mitycznymi bohaterami oraz dialogi Anety ze swoją mamą.

"Wszystkie noce Zeusa" to pikantna opowieść o pewnej magicznej znajomości, która zapewniła mi kilka godzin dobrej rozrywki. Poznacie w niej nieco inne oblicze znanych wam mitologicznych postaci, wybierzecie się w niepowtarzalną podróż z Pegazem i przede wszystkim zasmakujecie boskiej ambrozji, również tej miłosnej. Gosia Lisińska, bawiąc się mitem, zaprasza do tej zabawy także was.

https://www.subiektywnieoksiazkach.pl/

"Nie wystarczy nosić boskie imię, żeby być bogiem".


Już teraz wiem, że mityczna ambrozja, czyli najlepsze, co ma do zaoferowania Olimp, wygląda jak musli. Wiem już także, z jakich składników składa się boski romans. Otóż to potraktowana z przymrużeniem oka, mieszanka mitologii, erotyki i humoru. A takie romantasy to nie lada gratka dla wszystkich koneserów tego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"A Wy nie bądźcie tacy pewni, że jak czegoś nie widzicie, to tego nie ma".


To książka wielokrotnego użytku. Książka o rzeczach różnych i różnistych, o rzeczach ważnych i ważniejszych, czyli o tym wszystkim, z czego składa się nasze życie. Napisana w nieco gawędziarskim stylu, skłaniająca do pogłębionej refleksji dotyczącej wielu obszarów naszej codziennej egzystencji. Brakuje obecnie na naszym polskim rynku wydawniczym takich właśnie zbiorów.

Jędrzej Fijałkowski to absolwent studiów dziennikarskich z wieloletnią praktyką w tej branży. Autor współpracował z wieloma polskimi czasopismami. Najbardziej znany jest z publikacji w czasopismach zajmujących się psychotroniką. Interesuje go styk tej dziedziny wiedzy z najnowszymi osiągnięciami nauki i psychologii.

"A dookoła nas rzeczy różne" to zbiór ponad stu minifelietonów i miniopowiadań utrzymanych najczęściej w wyczuwalnym, osobistym tonie autora, które dotykają różnorakich tematów społecznych i egzystencjalnych. Warto przy tym zaznaczyć, że zakres rzeczowy tychże tekstów jest niezwykle szeroki, zaczynając od ograniczeń, jakie sami na siebie narzucamy, a kończąc na reinkarnacji i degradacji naszej planety. Jędrzej Fijałkowski swoimi celnymi spostrzeżeniami, niełatwymi pytaniami i trafnymi podsumowaniami, zaprasza czytelnika do polemiki z samym sobą, a także ze zdaniem innych.

Pomimo dość różnorodnej tematyki, czasami ocierającej się o kontrowersję, wszystkie teksty zawarte w zbiorze są napisane w lekkim i błyskotliwym stylu. Ich zwięzła forma oraz odczuwalna w niektórych akapitach ironia, zapraszają czytelnika do świata autora i co ważniejsze, angażują uwagę doborem tematów. Jest w nich bowiem makroświat i mikroświat, a także ludzki umysł dostrzegający to, czego da się zobaczyć i poczuć. Dzięki temu książka ta staje się przystępna dla szerokiego grona odbiorców, zarówno dla tych, dla których silniej mówi "czucie i wiara" i dla tych, dla których ważniejsze jest "mędrca szkiełko i oko".

Spośród tylu minifelietonów trudno wybrać te najbardziej interesujące, ale muszę przyznać, że kilka z nich zwróciło moją szczególną uwagę. "A gdyby tak…" z pięknymi, jednozdaniowymi wizjami codzienności i pytaniem retorycznym na końcu. "Gość w dom…" o pasji w opowieści o nietuzinkowym księdzu, jakiego sama chciałabym kiedyś spotkać. "Bajka o orzeszku" z prawdziwą analizą XXI wieku i trafną konstatacją, czym jest obecnie informacja. "Szczęście", czyli krótka historia o psim losie wywołująca moje wzruszenie. Sporo w tych tekstach także mało optymistycznej wizji przyszłości, jak ta w "Były drzewa…" czy "Era Acera". Najmocniejszym natomiast w swoim przekazie okazuje się uniwersalny i niezwykle intymny tekst pt. "Spowiedź mordercy", którego esencję każdy z nas może przełożyć na własne życie.

Ulotność chwili, piękno morza, powrót do natury, docenienie życia, dobroczynna moc pasji, istota zła, nieuchronność śmierci, symbioza ze zwierzętami, fizyka kwantowa, przepis na szczęście, światło w tunelu to jedynie kilka z tematów, jakie znajdziecie na łamach zbioru Jędrzeja Fijałkowskiego. Zbioru, którego treść pozwala zatrzymać się na chwilę w codziennym biegu. Zbioru, którego teksty należy sobie odpowiednio dozować, by w pełni przeanalizować ich esencję. Zbioru, który dobitnie pokazuje, że tyle światów, ilu ludzi na Ziemi, chociaż cały czas oni "Stoją obok Was…".

https://www.subiektywnieoksiazkach.pl/

"A Wy nie bądźcie tacy pewni, że jak czegoś nie widzicie, to tego nie ma".


To książka wielokrotnego użytku. Książka o rzeczach różnych i różnistych, o rzeczach ważnych i ważniejszych, czyli o tym wszystkim, z czego składa się nasze życie. Napisana w nieco gawędziarskim stylu, skłaniająca do pogłębionej refleksji dotyczącej wielu obszarów naszej codziennej egzystencji....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Wszystko jest tymczasowe, nie do końca moje".



W tej książce obecny jest Bristol, w którym podobno goście jeżdżą kryształową windą. W tej książce można zjeść apetyczne rydze w kryształowej salaterce, a także udać się do słynnej kwiaciarni pani Marii Jarosowej, aby zobaczyć setki róż stojących w kryształowych wazonach. Są także kryształowa karafka z winem, kryształowe zwierciadła i kryształowa czarka z białym proszkiem. Jak więc widać, ludzie zakochują się w kryształowym blasku od pierwszego wejrzenia, a ja zakochałam się w tej książce od jej pierwszych stron.

Maja Jaszewska to dziennikarka, pisarka i poetka, która od ponad dwudziestu lat rozmawia z ludźmi. Jej artykuły i wywiady można znaleźć w prasie i w wielu czasopismach. Prowadzi także warsztaty twórczego pisania. Zakochana rewolucjonistka, dla której pisanie to stwarzanie nowej rzeczywistości. W twórczości autorki ważne są pamięć, tożsamość, rewolucje i przemiany.

Elżbieta to młoda dziewczyna, która musi wraz ze swoim ojcem opuścić ukochany dwór w Marianówce, aby w Warszawie układać na nowo swoje życie. Jan jest idealistą i właśnie dla ideałów jest gotowy poświęcić bardzo wiele. Bohaterów zaczyna łączyć wielka miłość, która w zderzeniu z sytuacją polityczną przełomu wieków, prowadzi ich daleko od ojczyzny. Bietka i Jan w Astrachaniu, mieście będącym tyglem kulturowym, muszą na nowo budować swój świat.

"Miłość w cieniu rewolucji" to powieść, która idealnie trafi w gusta czytelników lubiących popularny obecnie gatunek historical fiction. Warto jednak przy tym wspomnieć, że ta książka nie jest tak do końca jedynie fikcją literacką, gdyż Maja Jaszewska oparła jej kanwę fabularną na rodzinnym przekazie pod postacią wspomnieć swoich pradziadków. W ten sposób całe literackie jądro historii Elżbiety i Jana jest zwyczajnie prawdziwe, a reszta to mieszanka wielu składowych, wśród których wiedzie prym wyobraźnia i przede wszystkim emocje, jakich podczas lektury zdecydowanie nie brakuje. Wszystko to pozwoliło autorce wykreować tak realne kreacje psychologiczne postaci, że wydaje się, iż bohaterowie po prostu istnieją w równoległej rzeczywistości.

Opowieść o miłości Bietki i Jana to prawie pięćset stron lektury pokazującej nie tylko siłę kobiet i uniwersalne prawdy o życiu człowieka, ale także i przede wszystkim, barwne tło historyczne i socjologiczne przełomu XIX i XX wieku. Dzięki sprawnemu piórowi autorki czytelnik przenosi się do świata, którego już nie ma, do świata, który powoli znika. Na łamach powieści jest bowiem obecny Uniwersytet Latający, są sufrażystki, jest bogata warstwa kulinarna z pysznymi blinami z masełkiem na czele i jest Warszawa z tamtych czasów. W tej płaszczyźnie widać świetne przygotowanie autorki w każdym zaserwowanym szczególe kulturowym, historycznym i topograficznym, dzięki czemu ta podróż w przeszłość wydaje się taka namacalna.

Niezwykle ciekawą i przede wszystkim egzotyczną jest warstwa książki ukazująca życie bohaterów w Astrachaniu. Autorka konfrontuje współczesnego czytelnika z miejscem, w którym dosłownie obok siebie żyli ludzie wyznający różne religie i kulturowo tak dalecy od siebie. Poznanie tej społeczności, w której "każdy jest u siebie, a jednocześnie obcy" wraz z takimi smaczkami jak informacja o tym, że dla tatarskich kobiet nie istniały tematy wstydliwe, jeśli dotyczyły płodności i dzieci, wzbudza zaintrygowanie i swoisty głód wiedzy.

Maja Jaszewska przy pomocy pięknego, epickiego języka pokazuje, czym jest rewolucja w dosłownym tego słowa znaczeniu, a także ta, dziejąca się w naszych wnętrzach. "Miłość w cieniu rewolucji" to bowiem powieść uniwersalna w swoim przekazie, wielowymiarowa i przede wszystkim swoim otwartym zakończeniem, zaostrzająca apetyt na więcej takiej czytelniczej uczty.

https://www.subiektywnieoksiazkach.pl/

"Wszystko jest tymczasowe, nie do końca moje".



W tej książce obecny jest Bristol, w którym podobno goście jeżdżą kryształową windą. W tej książce można zjeść apetyczne rydze w kryształowej salaterce, a także udać się do słynnej kwiaciarni pani Marii Jarosowej, aby zobaczyć setki róż stojących w kryształowych wazonach. Są także kryształowa karafka z winem, kryształowe...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Jakiś cel w życiu to jest to, co życie lubi najbardziej (…)".


Gra w brydża wpływa odżywczo na pracę naszego mózgu, a co najważniejsze, nigdy się nie nudzi. Z każdym jej, kolejnym rozdaniem, pojawiają się bowiem nowe intelektualne wyzwania, jakich chcemy się podjąć. Podobnie jest z tą książką, której trzema rozgrywającymi kartami są tworzenie, orgazm i brydż. I jeszcze liczba dwieście, niezwykle istotna w kontekście całej tej opowieści.

Stanisław Kubajek to urodzony w 1951 r. absolwent obecnej Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie, który w 1981 udał się emigrację do Francji. Autor od wielu lat tworzy fraszki, zadebiutował tomem wierszy pt. "Istotki nieogolone". Swoje życie dzieli obecnie na Warszawę i Mentonę, francuski nadmorski kurort. "Piruet Mentony" to jego prozatorski debiut.

Zach potrzebuje zmiany. Z tego też względu podejmuje decyzję o napisaniu swojej pierwszej powieści. Proces tworzenia okazuje się dla niego wielkim wyzwaniem, gdyż bohater pracuje nad każdym słowem i każdym zdaniem swojego dzieła. Sprawy nie ułatwia mu także liczba dwieście, której próbuje się doliczyć.

"Piruet Mentony" to książka, która swoim tajemniczym tytułem, zapowiada iście nietuzinkową treść. Trudno bowiem początkowo zrozumieć korelację pomiędzy słowami "piruet" oraz "Mentona" i jest to jak najbardziej zrozumiałe, gdyż symbolikę tytułu odkrywa się dopiero w trakcie poznawania tej historii. Historii o tym, jak trudno podsumować swoje życie, gdy cały czas walczy się z potrzebą bycia kimś w oczach innych. Historii w głównej mierze o obsesjach, tych mniejszych i tych większych, które siedzą w każdym z nas.

Stanisław Kubajek buduje fabułę swojej powieści bazując na retrospekcjach łącząc je z wyczuwalną surrealistyczną warstwą, a taki zabieg wymaga od czytelnika sporej uważności podczas czytania. Powroty do przeszłości bohatera, do jego dzieciństwa i młodości, do kobiet, które darzył uczuciem, ze strony na stronę budują obraz psychologiczny mężczyzny, także w ujęciu socjologicznym. Warstwa ta w połączeniu z ukazaną teraźniejszością protagonisty, daje jego pogłębiony portret. Czasowość książki zbudowana więc zostaje z kilku światów, na które składa się całe życie Zacha — zarówno jego sfera emocjonalna, materialna, jak i seksualna, niezwykle ważna w kontekście ciągłych poszukiwań bohatera.

Podróż przez życie Zacha z jego strumieniem świadomości, dającemu czytelnikowi pewną przestrzeń do własnych interpretacji, pozwala mi zaryzykować twierdzenie, że protagonista w płaszczyźnie dotyczącej procesu twórczego to alter ego samego autora. Ukazany bowiem nieco ironicznie, mechanizm pisania swojego pierwszego dzieła wydaje się nacechowany jego intymnymi przemyśleniami, a także różnorakimi doświadczeniami. I to chyba, oprócz wątku brydżowego, najbardziej frapująca warstwa tej książki.

Jak wskazuje wszechwiedzący narrator tej powieści "brydżyści nigdy nie mają dosyć". Podobnie rzecz ma się z pisaniem Zacha, który w pewien sposób, w tej właśnie płaszczyźnie swojego życia, cały czas kręci piruety. Czy tylko w tej i czy uda mu się w końcu odnaleźć dwieście zaginionych orgazmów dawnej miłości? Odpowiedzi oczywiście znajdują się w tej książce, która pokazuje, że życie to fraszka z każdej strony.

https://www.subiektywnieoksiazkach.pl/

"Jakiś cel w życiu to jest to, co życie lubi najbardziej (…)".


Gra w brydża wpływa odżywczo na pracę naszego mózgu, a co najważniejsze, nigdy się nie nudzi. Z każdym jej, kolejnym rozdaniem, pojawiają się bowiem nowe intelektualne wyzwania, jakich chcemy się podjąć. Podobnie jest z tą książką, której trzema rozgrywającymi kartami są tworzenie, orgazm i brydż. I jeszcze...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Może człowiek nigdy nic nie rozumie, chyba że w to wierzy".


Jakże wymownym staje się tytuł tej książki docenionej Islandzką Nagrodą Literacką 2020. Książki pokazującej, że coś, co z definicji powinno zapewniać nam ciepło w sensie uczuciowym, w rzeczywistości niesie ze sobą tytułowy chłód. A z nim związany jest smutek i samotność, które wyzierają z kart tej krótkiej, acz dosadnej historii.

Elísabet Jökulsdóttir to urodzona w 1958 r. islandzka prozaiczka, poetka i dramatopisarka, która ukończyła Islandzką Akademię Sztuk Pięknych. W swoim życiu wykonywała sporo różnych zawodów, a debiutowała w 1989 r. zbiorem wierszy pt. "Taniec w zamkniętym pokoju". W 2016 r. wystartowała w wyborach prezydenckich w swoim kraju.

Védís to młoda i samotna matka, której nagle umiera ojciec. Kobieta nie może poradzić sobie z tą stratą. Śmierć bliskiej osoby wyzwala w niej bowiem gniew i tęsknotę, które swoją genezę mają w przeszłości. W czasach trudnego dzieciństwa i braku tych, którzy powinni być zawsze obok niej z ciepłem i miłością w sercu.

Ta książka dobitnie udowadnia, że czasami mniej znaczy więcej. Mniej stron, mniej tekstu, ale za to więcej emocji, więcej ambiwalentnych uczuć i więcej przemyśleń w temacie szeroko rozumianej samotności, na którą wpływ bardzo często ma wiele różnorakich czynników. Historia Védís to bowiem ukazana z wielkim szacunkiem do skomplikowanej ludzkiej natury, opowieść o brakach i substytutach. O przeszłości mającej kolosalny wpływ na przyszłość i o roli rodziny w rozwoju każdej jednostki ludzkiej. Ta książka to swoista soczewka, przez którą możemy dojrzeć świat nieprzepracowanych traum. Świat, który staramy się zrozumieć, a nawet ocenić. Elísabet Jökulsdóttir wyznacza bowiem czytelnikowi taką rolę, a to najbardziej doceniana przeze mnie cecha literatury środka.

"Chłód kwietniowego słońca" nie jest łatwą książką. Ta proza to bowiem wyzwanie nie tylko ze względu na jej wnikliwą warstwę psychologiczną, ale także z powodu jej fabularnej konstrukcji. Ta minipowieść w swojej treści przeplata różnorakie plany czasowe łącząc je z trzecioosobową narracją, która oczywiście pozwala czytelnikowi na większy zakres obserwacji, ale i wyzwala wrażenie, że wszechwiedzący narrator "czuwa" nad protagonistką. Wszystko to natomiast okraszone zostaje zauważalnymi wstawkami narracyjnymi będącymi pewną formą monologu wewnętrznego bohaterki. Taka kompilacja wymaga uważności w czytaniu, co oczywiście procentuje głębszym przeżywaniem życia Védís.

Elísabet Jökulsdóttir swoim dziełem zabiera polskiego czytelnika do Reykjaviku lat 80. XX wieku. Do stolicy Islandii, w której toksyna rozlewa się na ludzkie dusze. Toksyna alkoholu, narkotyków i toksyna samotności, którą w przypadku bohaterki ma w teorii pokonać miłosne uzależnienie. Miłość Védís do Kjartana to smutny obraz niemocy i frustracji, który nie jest jednak najgorszy w jej historii. Pojawia się bowiem jeszcze ona, choroba psychiczna, będąca pokłosiem wszystkich życiowych doświadczeń kobiety. I to właśnie ona potwierdza, że "Życie niszczy tego, kto nie żyje".

"Chłodu kwietniowego słońca" nie da się przeczytać szybko. Nie jest to bowiem "literacki fast food", ale wyborna epicka delicja, zaskakująca paletą smaków i symboliką, którą z pewnością reprezentuje sukienka, jakiej nigdy nie było dane włożyć małej Védís. Mam wrażenie, że Elísabet Jökulsdóttir poprzez tę książkę zastanawia się nad sensem życia i takie wyzwanie stawia również czytelnikowi.

https://www.subiektywnieoksiazkach.pl/

"Może człowiek nigdy nic nie rozumie, chyba że w to wierzy".


Jakże wymownym staje się tytuł tej książki docenionej Islandzką Nagrodą Literacką 2020. Książki pokazującej, że coś, co z definicji powinno zapewniać nam ciepło w sensie uczuciowym, w rzeczywistości niesie ze sobą tytułowy chłód. A z nim związany jest smutek i samotność, które wyzierają z kart tej krótkiej, acz...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

"Nie lubiła swojej pracy, ale była w niej świetna".


Przed rozpoczęciem czytania każdej nowej książki Adriana Bednarka, zawsze zastanawiam się, z jaką zdewastowaną osobowością tym razem przyjdzie mi się zmierzyć. Czy będzie to postać, która zasłuży na miano kultowej? Czy taka, która kusi swoją mroczną naturą? A może ta, przerażająca realizmem psychologicznym, z jakim została wykreowana? Stella niewątpliwie należy do tej trzeciej kategorii.

Adrian Bednarek, nazywany mistrzem psychothrillerów to urodzony w 1984 r., absolwent Akademii Ekonomicznej w Katowicach. Autor od wielu lat fascynuje się tematyką kryminalną, w tym postaciami seryjnych morderców i II wojną światową. Jest także fanem żużlu. Zadebiutował w 2014 r. książką pt. "Pamiętnik diabła". Obecnie mieszka w Częstochowie wraz z żoną i synem.

Stella Skalska będąc dzieckiem przeżywa wielki dramat związany z rodzicami. Od koszmaru pobytu w domu dziecka wyzwala ją wujek, adoptując dziewczynę i zapewniając jej godny byt. Jak się jednak okazuje, troska krewnego bardzo szybko przeradza się w konkretny zamiar uczynienia z nie źródła łatwego zarobku. Stella już jako nastolatka zarabia bowiem własnym ciałem. Pewnego dnia, jedno ze zleceń budzi w niej głęboko uśpione demony, które domagają się rozliczenia z przeszłością.

Chyba już zawsze pewne piosenki kultowego zespołu Maanam będą mi się kojarzyły z dziewczyną, dla której los nie był łaskawy. Dziewczyną, która radziła sobie w życiu na swój własny, popaprany sposób. Skłamałabym, gdybym napisała, że Stella to postać na miarę kultowego Rzeźnika Niewiniątek, ale z pewnością prawdą jest, iż specyficzna profesja bohaterki plus jej traumatyczne doświadczenia to doskonały fundament pod wciągającą, psychodeliczną historię. Protagonistka to dla mnie spora zagadka w sensie psychologicznym, którą mam zamiar rozpracować w zapowiedzianej kontynuacji, gdyż zakończenie tej książki okazuje się dość mocno zaskakujące.

Chylę czoła przed Adrianem Bednarkiem, którego research dotyczący profesji kobiety zarabiającej własnym ciałem musiał być bardzo pracochłonny. Autor serwuje bowiem czytelnikom naturalistyczne opisy płatnego seksu, wśród których kilka może wzbudzić obrzydzenie. Połączenie cielesne nastolatki ze starszymi mężczyznami już z samej definicji wywołuje spory niesmak, ale ze szczyptą bednarkowego stylu, cała ta warstwa wpływa na realizm sytuacyjny budujący klimat powieści. Poza tym, na uwagę zasługuje także wątek więzienny i wyróżniająca się w warstwie językowej, gwara osadzonych. Jak widać, Adrian Bednarek trzyma poziom w kwestii wykonywanej kwerendy i solidnie przygotowuje się do kreacji przedstawionego przez siebie świata.

Najwięcej mrocznej natury człowieka znalazłam nie w Stelli, ale w jednym z klientów dziewczyny, który nazywał ją Panną Okej. Muszę przyznać, że właśnie ten wątek wzbudził we mnie najwięcej emocji i także refleksji nad nieokiełznaną ludzką naturą. Adrian Bednarek po raz kolejny udowodnił, że w poruszanych tematach ludzkich ułomności, nie stawia sobie granic, a zło może przybierać formę człowieka na poziomie, pozornie wzorowego męża i ojca. Aż strach pomyśleć, ilu takich ludzi jest wśród nas, którzy głęboko skrywają swoje chore żądze.

Stella to kolejna psychopatka w zacnym panteonie postaci, jakie na przełomie ostatnich lat stworzył Adrian Bednarek, wzbudzająca ambiwalentne uczucia. Autor jest bowiem nie tylko mistrzem psychothrillerów, ale także mistrzem w kreowaniu takich niejednoznacznych bohaterów, którzy siedzą w naszych głowach i nie mają zamiaru ich szybko opuścić. Jestem więc przekonana, że Panna Okej i jej mordercza chcica zapewni wam kilka godzin mrocznej rozrywki skąpanej w bednarkowym klimacie.

https://www.subiektywnieoksiazkach.pl/

"Nie lubiła swojej pracy, ale była w niej świetna".


Przed rozpoczęciem czytania każdej nowej książki Adriana Bednarka, zawsze zastanawiam się, z jaką zdewastowaną osobowością tym razem przyjdzie mi się zmierzyć. Czy będzie to postać, która zasłuży na miano kultowej? Czy taka, która kusi swoją mroczną naturą? A może ta, przerażająca realizmem psychologicznym, z jakim...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"(…) żaden człowiek, który nie doświadczył mrocznego oblicza czasu, nie będzie w stanie pojąć, że coś, co dopiero miało się wydarzyć, zdążyło się już odbić głośnymi echami w przeszłości".


29 lutego to idealna data na premierę tej książki, która pobudza wyobraźnię czytelnika i jednocześnie wymaga zadania sobie wielu pytań natury egzystencjalnej. Pierwszy tom cyklu "Czasotorium" to bowiem tajemnicza w swojej wymowie, opowieść o fundamentalnym elemencie naszego życia. O czasie, który być może wcale nie jest całością składającą się z przeszłości, teraźniejszości i przyszłości.

Krzysztof Spadło to "łowca wrażeń i kolekcjoner miłych wspomnień, któremu pisanie sprawia frajdę". Jest scenarzystą, reżyserem i producentem materiałów filmowych. Zadebiutował zbiorem opowiadań zatytułowanym "Marzyciele i pokutnicy", a wierne grono czytelników przyniosła mu więzienna epopeja pt. "Skazaniec". Jest jednym z prekursorów polskiego self-publishingu.

Rok 1985. Studenci Uniwersytetu Wrocławskiego postanawiają urządzić imprezę w noc letniego przesilenia. W tym celu udają się na górę Ślężę. Jedno z nich nigdy nie wraca do domu. Rok 2019. Dwójka licealistów tworząca filmowy duet znany w sieci jako "HorrorTeam" postanawia wziąć udział w konkursie i w tym celu w czerwcową Noc Kupały udaje się również na górę Ślężę. Nastolatki nie wracają do domu, a śledztwo w sprawie ich zaginięcia prowadzi komisarz Piotr Jasiński. Śledztwo, które wywraca do góry nogami jego pojmowanie rzeczywistości.

"Jutro będzie wczoraj" to fenomenalna podróż w czasie i w przestrzeni, będąca świetnym przykładem tego, jak ciekawie i oryginalnie przełożyć niezwykle popularny motyw wędrówek w czasie na nasze polskie realia. Krzysztof Spadło połączył bowiem dość mocno wyeksploatowany w różnorakich dziełach popkultury, motyw takowych podróży z naszym polskim folklorem i słowiańskimi wierzeniami. Dzięki temu zabiegowi, masyw góry Ślęża z pewną tajemniczą polaną, intryguje i jednocześnie wywołuje pierwotny strach przed nieznanym. A wszystko to skłania do głębszych przemyśleń, w szczególności, gdy coraz częściej napływają do nas informacje o niedostrzegalnej przez człowieka naturze czasu ze świata nauki kwantowej.

Kolejna książka Krzysztofa Spadło to zupełnie nowy temat przewodni, ale równocześnie stare, dobrze nam znane oblicze pisarskie autora pod postacią wplatania w fabułę różnorakich ciekawostek. Te obecne w "Jutro będzie wczoraj" z obszaru historii i dotyczące Masywu Ślęży okazują się być bardzo interesujące, a w połączeniu z pogańskimi obrzędami, wręcz fascynujące. Z książki dowiecie się także, co wspólnego z imperium kosmetycznym Max Factor ma Maksymilian Faktorowicz, oraz czym jest "syndrom wiedzy ulotnej".

W pierwszym tomie "Czasotorium" autor serwuje czytelnikowi sporą ilość bohaterów, których pomimo wielu różnic dotyczących czasu urodzenia, wieku i poziomu życia, łączy polana i pewna mgła. Krzysztof Spadło wykreował zróżnicowane postacie, od dziedzica szlacheckiego rodu po agenta bezpieki i studenta, i jak mniemam, wszystko to jest częścią większego planu. Losy bohaterów splatają się ze sobą i trzeba podkreślić, że pierwsza część nie wyjaśnia nam zbyt wiele, a samo zakończenie zaostrza apetyt na więcej.

Jestem urzeczona tematem, jakiego tym razem podjął się autor i jednocześnie mocno ciekawa tego, jak dalej rozwinie losy bohaterów swojego nowego cyklu. Równie mocno cieszy mnie fakt, że na kartach powieści pojawia się postać Stanisława Lema, którego geniusz umysłu jak widać nadal intryguje i inspiruje do snucia różnorakich teorii. Nie odkładajcie lektury najnowszej książki Krzysztofa Spadło na jutro, bo właśnie jutro może okazać się wielką niespodzianką. I spójrzcie czasami nocą w niebo, bo jak pokazuje autor, księżyc kryje w sobie wiele tajemnic.

https://www.subiektywnieoksiazkach.pl/

"(…) żaden człowiek, który nie doświadczył mrocznego oblicza czasu, nie będzie w stanie pojąć, że coś, co dopiero miało się wydarzyć, zdążyło się już odbić głośnymi echami w przeszłości".


29 lutego to idealna data na premierę tej książki, która pobudza wyobraźnię czytelnika i jednocześnie wymaga zadania sobie wielu pytań natury egzystencjalnej. Pierwszy tom cyklu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Większość tutaj to tacy Bartoszowie".


Po przeczytaniu tej książki nadal zastanawiam się nad tym, kto jest jej głównym bohaterem. Czy to człowiek reprezentujący życiową postawę, jaka odnajdzie się w każdym ustroju, czy może jednak nasz kraj z jego historyczną spuścizną? Można w tym temacie dyskutować, ale jedno jest pewne, Polskę tworzą ludzie i strach pomyśleć, ilu takich Bartoszów jest wśród nas. Z taką refleksją, jedną z wielu, zostawia czytelnika lektura "Żebraka i mściciela".

Wojciech Tut Chechliński, rocznik 1953 to absolwent socjologii na Uniwersytecie Warszawskim oraz studiów doktoranckich w Instytucie Filozofii i Socjologii PAN. Jest cenionym artystą malarzem, wystawiającym swoje prace w Polsce i za granicą, który od kilkudziesięciu lat buduje własną wizję świata odwołującego się do wyobraźni widza. Autor dwóch utworów dramatycznych, które zostały w 2020 r. wydane pod wspólnym tytułem "Interakcje".

Lata 30. XX wieku. Bartosz Bator wiedzie nędzne życie, żebrząc po wisach o jedzenie. Mężczyzna marzy o polepszeniu bytu swojej rodziny, która także przymiera głodem. Pewnego dnia trafia do wioski Nowy Świat, w której pomocy udziela mu Antoni i jego żona Anna. To spotkanie okazuje się dla Batora darem niebios, gdyż właściciel gospodarstwa oferuje mu pomoc, dzięki której Bartosz może sprowadzić swoją żoną i szóstkę dzieci, i w końcu godnie żyć. Mijają lata, a bohater wyzbywając się uczucia wdzięczności, pragnie dla siebie coraz więcej, nawet kosztem swoich dobroczyńców.

"Żebrak i mściciel" to jedna z moich najdłuższych literackich podróży i chyba dosłownie najcięższa, gdyż ta książka to opasłe, trzykilowe tomisko liczące sobie prawie dziewięćset stron. Na lekturę tej powieści należy więc sobie z góry zarezerwować odpowiednią ilość czasu, ale z pewnością nie jest to żadnym problemem, gdyż wielowymiarowość ukazanej historii, angażuje czytelnika na kilku poziomach poznawczych. Opowieść o Bartoszu Batorze, który z tytułowego Żebraka staje się Panem na włościach to niezwykle wnikliwy, wielowarstwowy obraz ludzkiej natury, która pod wpływem wielu czynników, przedkłada moralność na rzecz zaspokojenia własnych interesów. Trafionym zabiegiem fabularnym jest osadzenie losów protagonisty w latach wojennych i w okresie stalinizmu, które sprzyjały umacnianiu się takich postaw. Ta korelacja dobitnie uwypukla zależność pomiędzy uwarunkowaniami zewnętrznymi a postępującą demoralizacją jednostki, jaką autorowi udało się dość głęboko zarysować.

Wojciech Tut Chechliński stworzył bohatera, który budzi bardzo skrajne emocje, dzięki czemu jego psychologiczny rys zostaje z czytelnikiem jeszcze długo po skończonej lekturze. Postać Bartosza to bowiem symbol pewnej postawy, jaka tworzy się, gdy człowiek pełen kompleksów i pretensji do świata, zyskuje nagle możliwości, o jakich wcześniej mógł tylko pomarzyć. Postać, w której odnaleźć można zarówno wrodzoną inteligencję, jak i prymitywizm oraz prostactwo. Człowiek, którego czyny zasługują na potępienie, ale pewne przemyślenia, skłaniają jednakowoż do refleksji w temacie niesprawiedliwości dziejowej i nierównego dostępu do dóbr. Decyzje mężczyzny nie są zero-jedynkowe, bo cierpienie, jakie doświadczył buduje jego kręgosłup moralny, którego fundamentem jest dostatek i szacunek innych oparty na strachu. Nie sposób przejść obojętnie obok tak misternie wykreowanej postaci pod względem psychologicznym, jak i socjologicznym.

Bartosz, Antoni, Anna i Franciszek żyją w trudnych czasach w historii naszego kraju i dzięki ukazaniu ich losów, autor na łamach swojej książki, roztrząsa także specyfikę polskości. Warto tutaj podkreślić, że fabuła powieści dosłownie naszpikowana jest wartościowymi dialogami, które pokazują wielowymiarowy i niejednoznaczny obraz naszej ojczyzny. Mowa tu, chociażby o tak ważnych tematach, jak patriotyzm i romantyzowanie śmierci za ojczyznę, ocena działania partyzantów po zakończeniu wojny, czy też wartość pracy od podstaw. Owe rozmowy polegające na ścieraniu się ze sobą różnych stanowisk, wywołują sporo przemyśleń, również w kontekście naszej współczesności i aktualnych problemów, z jakimi jako społeczeństwo mamy do czynienia.

"Żebrak i mściciel" to książka, o której warstwach fabularnych można by napisać obszerną pracę naukową. Takową pracę musiał także wykonać autor, kreśląc do niej tak szczegółowe tło historyczne i społeczne, jakie buduje klimat tamtych czasów. Wojciech Tut Chechliński proponuje czytelnikowi lekturę wymagającą, będącą świetnym pretekstem do dyskusji w szerszym gronie. Warto więc poznać tę opowieść o człowieku i jego skomplikowanej naturze, o Polsce, która również naznaczona została skomplikowaną historią i o wizji Nowego Świata.

Historia żebraka, który stał się mścicielem pozostawia po sobie wiele pytań, a jedno zdanie wypowiedziane przez bohatera staje się jej kwintesencją: "Wolę mieć siłę, władzę i pieniądze w zależnym od obcych kraju, niż być żebrakiem w wolnym i niezależnym (…)".

https://www.subiektywnieoksiazkach.pl/

"Większość tutaj to tacy Bartoszowie".


Po przeczytaniu tej książki nadal zastanawiam się nad tym, kto jest jej głównym bohaterem. Czy to człowiek reprezentujący życiową postawę, jaka odnajdzie się w każdym ustroju, czy może jednak nasz kraj z jego historyczną spuścizną? Można w tym temacie dyskutować, ale jedno jest pewne, Polskę tworzą ludzie i strach pomyśleć, ilu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Każde po co ma swoje ponieważ".


Któż by się spodziewał, że ta dość niepozorna książka z tytułem rozpalającym wyobraźnię, okaże się tak wielką niespodzianką i literacką tajemnicą. Książka, którą z pewnością należy czytać powoli i uważnie, zarówno za pierwszym, drugim jak i następnym razem. "Znachodź" was zaskoczy, zaintryguje i pozostawi z uczuciem pewnego niedosytu, dlatego po przeczytaniu jej ostatniej strony, zapragniecie zgłębić tę historię po raz kolejny.

Alan Garner to urodzony w 1934 r. angielski prozaik uznawany za "najważniejszego brytyjskiego pisarza fantasy od czasów Tolkiena". Jest laureatem wielu prestiżowych nagród, a także kawalerem Orderu Imperium Brytyjskiego. "Znachodź" to książka nominowana w 2022 r. do Nagrody Bookera.

Joe Coppock to chłopiec, który ze względu na swoją chorobę, nosi na twarzy opaskę oczną. Pewnego dnia, przed jego domem pojawia się wędrowiec o imieniu Znachodź. Przedziwny osobnik proponuje mu wymianę — w zamian za jagnięcą kość i starą piżamę Joe może wybrać sobie dowolną rzecz z jego kufra. Bohater bierze pewien kamień i puzderko z maścią, dzięki której zobaczy zupełnie inny wymiar otaczającego go świata.

Nie da się chyba jednoznacznie zinterpretować tej krótkiej mini powieści, gdyż to dzieło każdemu czytelnikowi otwiera zupełnie inną perspektywę. W tej noweli świat realny miesza się bowiem z nierzeczywistym, a oniryczny klimat dodaje fabule tajemniczości, którą chce się rozłożyć na czynniki pierwsze. Nie sposób nie wspomnieć również o humorze, który staje się nieodłącznym elementem całości, podobnie jak symbole i metafory poukrywane w tekście. O tej książce można byłoby również napisać obszerną pracę naukową, analizując jej warstwy w korelacji z biografią autora.

"Znachodź" to w mojej opinii opowieść o czasie, który przemija, o tym, że nic nie jest stałe, a filozofia może objaśniać nasz świat. Opowieść, która dzięki lustrom obecnym w fabule przywołuje "Alicję w Krainie Czarów", a dzięki baśniowej konwencji, prowokuje do myślenia. Książka z kameralnym klimatem, której trzech bohaterów, czyli tytułowego Znachodzia, Joe oraz Amrena Chudzieleca nie sposób zaszufladkować i w jednoznaczny sposób sportretować.

Alan Garner bawi się słowem, serwując czytelnikowi nieoczywiste rymowanki i takie perełki słowne, jak: "szmatognaty", "nadprzyroniedokrzesane zdania", czy też "kuku łka". Warstwa ta budzi zdumienie i podziw nie tylko dla autora, ale także dla Katarzyny Byłów, naszej polskiej tłumaczki, która podjęła się przekładu tego nietuzinkowego dzieła. Warto tutaj dodać, że w książce można znaleźć sporo przypisów, które budują kolejne warstwy pomocne w jej głębszym zrozumieniu. Szkoda jedynie, że zostały one ujęte kompleksowo na końcu noweli, a nie na jej poszczególnych stronach.

Przeczytałam historię "Znachodzia" trzy razy i mam poczucie, że to za mało, gdyż z każdym podejściem odnajduję w niej coś nowego, a samo wydanie tej książki budzi mój zachwyt. Czarno-białe ilustracje stworzone kreską Zuzy Wollny doskonale bowiem współgrają z tą opowieścią, wymykającą się wszelkich schematom. Uwielbiam takie literackie szarady!

https://www.subiektywnieoksiazkach.pl/

"Każde po co ma swoje ponieważ".


Któż by się spodziewał, że ta dość niepozorna książka z tytułem rozpalającym wyobraźnię, okaże się tak wielką niespodzianką i literacką tajemnicą. Książka, którą z pewnością należy czytać powoli i uważnie, zarówno za pierwszym, drugim jak i następnym razem. "Znachodź" was zaskoczy, zaintryguje i pozostawi z uczuciem pewnego niedosytu,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Piekło istnieje (…), wszyscy nosimy je ze sobą, dokądkolwiek byśmy nie poszli".


Czasami o pewnym postaciach, jakie poznajemy na łamach przeczytanych książek, nie sposób zapomnieć. Jedną z takowych jest Szeryf, który ze swoją nieodgadnioną naturą, jakiej fundamentem jest czyste zło, trwale zadomowił się w mojej głowie. Co ciekawe, upływający czas wcale nie osłabił jego demonicznego obrazu, a jak pokazuje "Drugie życie Johna Behringera", bohater ten okazał się jeszcze bardziej skomplikowaną osobowością niż początkowo mi się wydawało.

Zuzanna Drzewińska-Wittner to wielbicielka amerykańskiego kina Południa. Autorka gra na gitarze basowej najchętniej bluesa, alternatywnego rocka i metal. Kocha oglądać seriale: "True Detective" i "Miasteczko Twin Peaks". Obecnie pracuje w branży IT. W 2019 r. zadebiutowała powieścią pt. "Droga do Little Star". Jej kontynuacją i zarazem drugą częścią planowanej Trylogii Południowej jest właśnie "Drugie życie Johna Behringera".

John Behringer, osadzony w więzieniu stanowym w Arizonie może spodziewać się tylko jednego gościa. Jest nim Eddie Castillo, uparty ksiądz mający pewną misję. Nie jest nią dostarczanie whisky, za którą tęskni John, ale wyciągnięcia z piekła, jakie w całości ogarnęło umysł więźnia. Piekła, jakie zaczęło kiełkować w życiu mężczyzny od najmłodszych lat, a które spowodowało, że summa summarum stał się Szeryfem. Poznajcie jego historię.

Szeryf z książki "Droga do Little Star" to postać, której psychopatyczna natura nikogo nie pozostawia obojętnym. Doskonale z tego faktu zdawała sobie sprawę Z. D. Wittner, która postanowiła wykorzystać potencjał tego bohatera i uczyniła go protagonistą swojej kolejnej powieści. I szczerze cieszy mnie fakt, że autorka podjęła się tego wyzwania, które z pewnością do łatwych nie należało, gdyż efekt końcowy przyniósł ze sobą pogłębioną refleksję w temacie złożoności ludzkiej natury oraz tego, czy pochodzenie determinuje nasz przyszły los. A to uwielbiam w tego typu historiach silnie nacechowanych psychologią.

"Drugie życie Johna Behringera" to podobnie jak pierwsza część, powieść drogi, ale tym razem to droga przez życie osobowości psychopatycznej. Autorka odsłania bowiem przed czytelnikiem te zakamarki duszy Szeryfa, które ten starał się skrzętnie ukrywać. I robi to w mistrzowskim stylu poprzez wielopoziomową fabułę, w której czas przeszły, teraźniejszy i przyszły mieszają się ze sobą, pokazując pełen obraz umysłu Johna. I co najważniejsze, przy pomocy trzecioosobowej narracji nie ocenia kolejnych etapów egzystencji bohatera, nie usprawiedliwia jego złych uczynków, bo robi to sam Szeryf wraz z pilnie śledzącym jego losy, czytelnikiem.

John Behringer na pewnym etapie swojego życia mówi: "Ja jestem Ameryką". I to po części prawda, gdyż ta książka to także barwna podróż po tym kraju, po miejscach, które nie istnieją na żadnej mapie. Podróż po podrzędnych spelunach i po klubach ze striptizem. To uczucie zimnego powietrza Alaski i wchodzącego wszędzie piasku Arizony. To także aligatory na Florydzie, życie w małym domku na prowincji, traumatyczna codzienność wojennych weteranów i amerykańskie "rite of passage". Cała ta niezwykle klimatyczna warstwa dowodzi pasji autorki do tego miejsca na Ziemi.

Wydawałoby się, że po lekturze "Drogi do Little Star" postać Szeryfa w niewielu aspektach może nas zaskoczyć. A jednak, jak pokazuje najnowsza książka Z. D. Wittner, może i to na kilku polach. Pomijając dość przewidywalny wątek traumatycznego dzieciństwa, które ukształtowało jego młody umysł, John na kilku etapach swojego życia wprawił mnie w zdumienie. Mowa tu, chociażby o jego szorstkiej przyjaźni z psem Dustym, czy też o jego zachowaniu względem własnej córki. Te i kilka innych epizodów ukazanych na łamach tej powieści, zmieniają optykę patrzenia na jego postać. A to budzi wiele ambiwalentnych uczuć i dowodzi tego, że nic w naszym życiu nie jest tylko czarne i białe.

"Drugie życie Johna Behringera" to opowieść o tym, że dla niektórych piekło może być czymś znajomym i bezpiecznym. O złudzeniach, jakimi karmimy nasze dusze i o nadziei, która czasami bywa przywilejem. To wciągająca historia człowieka, który pomimo wielkiego zła, jakie nosi w sobie, może wywołać także nić sympatii i pewnego zrozumienia. To książka zaskoczenie, obowiązkowa dla czytelników zafascynowanych zdewastowanymi osobowościami.

https://www.subiektywnieoksiazkach.pl/

"Piekło istnieje (…), wszyscy nosimy je ze sobą, dokądkolwiek byśmy nie poszli".


Czasami o pewnym postaciach, jakie poznajemy na łamach przeczytanych książek, nie sposób zapomnieć. Jedną z takowych jest Szeryf, który ze swoją nieodgadnioną naturą, jakiej fundamentem jest czyste zło, trwale zadomowił się w mojej głowie. Co ciekawe, upływający czas wcale nie osłabił jego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

"Źródło rzeki czy ujście… To bez znaczenia. Wszystko jest jednocześnie początkiem i końcem".


Po lekturze "Czarnego jedwabiu" nie sposób nie zastanowić się nad tym, czy bycie wyjątkowym to dar, czy może jednak przekleństwo. Taka refleksja towarzyszy bowiem czytelnikowi podczas poznawania tej mini powieści, łączącej w sobie realizm z tym, co dziwne i niezwykłe. Elementy nierzeczywiste w tej książce paradoksalnie pozwalają zrozumieć niezrozumiałe, albo tylko tak nam się wydaje.

Joanna Nałęcz to redaktorka, która wspiera autorów w ich twórczym procesie i prowadzi także warsztaty pisania kreatywnego w ramach Pisarskiej Bandy. Wcześniej przez wiele lata tłumaczyła literaturę. Lubi pisać dla frajdy i dzięki tworzeniu nowych światów dowiaduje się więcej o sobie.

Iza Pyrtok mieszka w Rudzie Śląskiej w przeciętnej rodzinie, nie mając większych perspektyw na przyszłość. Pewnego dnia, odkrywa w sobie dar, który zauważony również przez innych, pozwala jej wyrwać się ze śląskiego miasta w wielki świat. Bohaterka mieszka w Paryżu i jako wschodząca gwiazda francuskiej lingwistyki, wyjeżdża do Pekinu. Każdy sukces ma jednak swoją cenę, o czym Izabela bardzo szybko się przekonuje.

Czarny jedwab jako tkanina, będąca tytułem tej książki i ręka widoczna na jej okładce to dwa elementy, które stają się nieodłącznym elementem fabularnym ukazanej historii, a także stanowią pewien symbol, będący jej esencją. Historii z jednej strony nacechowanej realizmem sytuacyjnym i psychologicznym, a z drugiej strony, zawierającej warstwę fantastyczną, nieco mroczną, ale przede wszystkim dość dziwaczną. Takie połączenie pozwoliło autorce na dość swobodną konwencję gatunkową, ale przede wszystkim, stało się doskonałym narzędziem do ukazania skomplikowanej ludzkiej natury, której przedstawicielką jest protagonistka.

Joanna Nałęcz z prozatorskim wyczuciem zagłębiła się w tworzenie literatury refleksyjnej, bo "Czarny jedwab" takową właśnie jest. Czytelnik, zgłębiając losy przeciętnej Izy Pyrtok, która z czasem staje się Isabelle Pirtoque, zostaje zainspirowany do przemyśleń w temacie skali samotności i sukcesu, wymiaru miłości, istnienia przeznaczenia i prawa do wyboru. Autorka celowo także używa pierwszoosobowej narracji bohaterki, aby każdy odbiorca mógł jeszcze mocniej i intensywniej wejść w jej dość niecodzienną rolę.

Drugoplanowym bohaterem tej mini powieści są Chiny. Kraina, której kulturę autorka nieco przybliża czytelnikowi, zabierając go na łamach swojej książki do zachwycającego pasma wzgórz Badaling, zapoznając z chińską kaligrafią i pozwalając nawet napić się czarki herbaty. To oczywiście jedynie tło fabularne, ale jakże klimatyczne i odnoszące się wprost do tajemniczego daru Izabeli.

Jedwab to chyba jedna z najbardziej pożądanych tkanin na świecie. Symbol luksusu i elegancji, ale także delikatności. Nosząc tę tkaninę, czujemy się wyjątkowo, podobnie jak główna bohaterka tej książki ze swoim niespotykanym darem. Joanna Nałęcz poprzez historię Izabeli, serwuje nam wielowymiarową opowieść, której otwarte zakończenie być może nie będzie satysfakcjonujące dla wszystkich, ale z pewnością pozwoli pobudzić wyobraźnię czytelnika do kreowania własnych alternatywnych scenariuszy.


https://www.subiektywnieoksiazkach.pl/

"Źródło rzeki czy ujście… To bez znaczenia. Wszystko jest jednocześnie początkiem i końcem".


Po lekturze "Czarnego jedwabiu" nie sposób nie zastanowić się nad tym, czy bycie wyjątkowym to dar, czy może jednak przekleństwo. Taka refleksja towarzyszy bowiem czytelnikowi podczas poznawania tej mini powieści, łączącej w sobie realizm z tym, co dziwne i niezwykłe. Elementy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Nie o takich rzeczach się słyszy, człowiek to bestia przecież, szczególnie zdesperowany".


Tytuł nowego cyklu Darii Orlicz to "Piekło za rogiem", bo takowe rzeczywiście istnieje, rodząc się w ludzkiej duszy i powoli wypełzające na zewnątrz. I właśnie prawdziwe piekło znajdziecie na łamach najnowszej powieści autorki. Piekło, które przeraża, bo jest tak blisko, tuż obok, a czasami nawet w samych nas.

Daria Orlicz to pseudonim Katarzyny Misiołek, pisarki o wielu twarzach takich jak Olga Haber, czy Sonia Rosa. Autorka jest absolwentką Wyższej Szkole Pedagogicznej w Krakowie. Kilka lat swojego życia spędziła w Rzymie, który jest jej szczególnie bliski, ale obecnie mieszka w Trójmieście. Interesuje się turystyką, psychologią, medycyną niekonwencjonalną i tarotem.

Ostródą wstrząsa przerażająca zbrodnia dokonana na autostopowiczce, której okaleczone zwłoki zostają znalezione na poligonie. Jakiś czas później, z miasteczka znika Jagoda, młoda dziewczyna, prowadząca popularny instragramowy profil. Starszy aspirant Adrian Rożek próbuje powiązać obydwie sprawy, a sytuacja komplikuje się, gdy do Ostródy przyjeżdża Lena "Osa" Osowska, znana youtuberka opowiadająca o kryminalnych zbrodniach. Atmosfera w miasteczku się zagęszcza, a morderca realizuje swój krwawy plan.

"Jedna z nas musi umrzeć" to mocna książka i chyba mogę zaryzykować stwierdzenie, że jedna z najbrutalniejszych w kryminalnym dorobku Darii Orlicz. Już bowiem jej pierwsze strony, zabierające czytelnika do Afryki, pokazujące makabryczne obrządki rytualne, tworzą bestialski obraz ciemnej natury człowieka. Realistyczne opisy w wykonaniu autorki mogą okazać się nie do przejścia dla osób wysoko wrażliwych, które w literaturze nigdy nie spotkały się z tego typu praktykami. Afryka staje się także niejako drugoplanowym bohaterem tej powieści, gdyż Daria Orlicz zabierając nas na Czarny Ląd, wspomina o pladze bezdomności wśród małoletnich, pokazując przy tym jak pełny kontrastów jest ten kontynent. Wszystko to zmusza do głębszej refleksji, ale przede wszystkim wywołuje ogromne poczucie strachu i trwogi w temacie tego, co dzieje się na naszym świecie.

Daria Orlicz, pokazując mroczną, głęboką skrywaną naturę człowieka, stosuje trafiony zabieg narracyjny, który wzmacnia odczuwalne bezpieczne zło, jakie czytelnik poznaje w zaciszu swojego domu. To rozdziały, w których do głosu dochodzi morderca, pokazując swoją perspektywę. Wejście w głowę tej postaci, poznanie jej myśli, w tym usprawiedliwienie dokonanych czynów, mrożą krew w żyłach. Warstwa ta także w przykuwający uwagę sposób, unaocznia, że właśnie piekło czai się tuż za rogiem, a sadystycznym psychopatą może być każdy, kogo znamy.

"Jedna z nas musi umrzeć" to po mistrzowsku skrojona intryga kryminalna, gdyż fabuła serwuje nam kilku podejrzanych i praktycznie do samego końca, ciężko zgadnąć, kto jest bestią w ludzkiej skórze. Autorka umiejętnie myli tropy, nakierowuje podejrzenia w stosunku do niewinnych, a w końcu, eksponuje dość nieprzewidywalne zakończenie. A to przecież cenimy w tego typu mrocznych thrillerach, budzących dreszcze na naszym ciele.

Daria Orlicz wspomina w fabule swojej książki, że całkiem niedawno szwedzcy naukowcy wyodrębnili pewien gen, którego obniżona aktywność może zwiększać w człowieku agresję. Wszystko więc wskazuje na to, że Lena "Osa" Osowska będzie miała co robić w kolejnych częściach tego dobrze zapowiadającego się cyklu. I to mnie bardzo cieszy!

https://www.subiektywnieoksiazkach.pl/

"Nie o takich rzeczach się słyszy, człowiek to bestia przecież, szczególnie zdesperowany".


Tytuł nowego cyklu Darii Orlicz to "Piekło za rogiem", bo takowe rzeczywiście istnieje, rodząc się w ludzkiej duszy i powoli wypełzające na zewnątrz. I właśnie prawdziwe piekło znajdziecie na łamach najnowszej powieści autorki. Piekło, które przeraża, bo jest tak blisko, tuż obok, a...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"To wszystko jest jakoś podejrzane".

Jedną z epizodycznych bohaterek tej książki jest paraponera clavata, czyli mrówka występująca w Ameryce Południowej. Przez tubylców nazywana "mrówką pociskową", gdyż to owad, który za sprawą swojego użądlenia potrafi zadać najbardziej nieznośny ból, jaki występuje w świecie przyrody. Ból utrzymujący się nawet przez 24 godziny. I za takie smaczki wplatane w fabułę, uwielbiam twórczość Wojciecha Kulawskiego, który w swojej najnowszej powieści pokazał czytelnikom nieco inne oblicze.

Wojciech Kulawski to mieszkaniec Rzeszowa, który pisanie traktuje jak przygodę życia. Pracuje w korporacji w branży IT, tańczy Tango Argentyńskie, Bachatę i Kizombę. Autor zadebiutował dwoma opowiadaniami w antologii "Przedświt". Jest laureatem licznych nagród i wyróżnień w konkursach literackich. Lubi różnorodność, dlatego eksperymentuje z wieloma gatunkami.

Policjantka Marzena Gibała wraz ze swoją koleżanką Jadwigą Zając wyjeżdża na urlop na egzotyczne Baleary. Na miejscu, zupełnie niespodziewanie spotyka swoją dawną znajomą, Iwoną Strychalską i jej czarującego narzeczonego Benito Carrillo. Cała czwórka dobrze bawi się na egzotycznych wakacjach do czasu aż w trakcie rejsu jachtem na popularną imprezę w pianie, wyławiają z wody dwójkę rozbitków. Uwikłani w niebezpieczną grę, stają w obliczu nieprzewidywalnych wydarzeń.

Lubię poznawać nieco inne oblicze pisarskie znanych mi autorów. A "Humbug" to właśnie książka, która w pełnej krasie pokazuje, że Wojciech Kulawski potrafi czerpać pełnymi garściami z masy popkulturowych obrazów różnych dziedzin sztuki i inspirację tę przekuć na poprawną w formie i przede wszystkim mającą wymiar rozrywkowy, kryminalną historię. Przy tym wszystkim, umiejętnie zachowuje cząstkę tego, co w jego twórczości lubimy najbardziej, bo w fabułę wplata ciekawostki, jakie wpływają na jej atrakcyjność. Z tego też względu powieść ta zdecydowanie będzie mi się kojarzyła z pewnym ślimakiem mieszkającym w ciepłych morzach i oceanach raf koralowych oraz wspomnianą wcześniej jadowitą mrówką.

Wojciech Kulawski pod płaszczem kryminalnej intrygi, wciąga czytelnika w przerysowany świat przestępców, zbrodni i… zaskakujących romansów. Tym samym, ze sporą dawką humoru, nawiązuje do popularnych w ostatnich latach mafijnych klimatów. Tę hybrydę, będącą w pewnej części parodią znanych nam schematów stosowanych przez literatów i ludzi filmu, czyta się trochę z przymrużeniem oka. Nie zmienia to jednak faktu, że jej akcja pędzi z zawrotną prędkością, a zakończenie potrafi zaskoczyć swoim nieprzewidywalnym akcentem.

Najbardziej barwną i osobliwą bohaterką tej książki jest Jadwiga, której potencjał umysłowy i cielesny rozwija się ze strony na stronę. Wojciech Kulawski tworząc tę postać, zręcznie połączył absurd, groteskę i prześmiewcze wzorce, jakie w ostatnich latach spotykamy na łamach różnorakich książek.

"Humbug" to słowo, które w ostatnim czasie znowu staje się modne w naszym literackim świecie. Słowo świetnie wpisujące się w całą nieszablonową konwencję tego kryminału, który pokazuje, że Wojciech Kulawski posiada naprawdę spory dystans do własnej twórczości, wplatając w fabułę tej książki samego siebie. Z tego też względu, skończyłam czytać tę powieść z uśmiechem na twarzy i z pytaniem, czy grzyby psathyrelle speciale istnieją w rzeczywistości?

https://www.subiektywnieoksiazkach.pl/

"To wszystko jest jakoś podejrzane".

Jedną z epizodycznych bohaterek tej książki jest paraponera clavata, czyli mrówka występująca w Ameryce Południowej. Przez tubylców nazywana "mrówką pociskową", gdyż to owad, który za sprawą swojego użądlenia potrafi zadać najbardziej nieznośny ból, jaki występuje w świecie przyrody. Ból utrzymujący się nawet przez 24 godziny. I za...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

"Hazard. Emocje i pieniądze… Odwieczna ludzka pasja".


Nocą wszystko nabiera zupełnie innego wymiaru. Podobnie jest z tym zbiorem reportaży, po lekturze którego, Rio de Janeiro, miejsce najbardziej znanego karnawału na świecie, zmienia swoje oblicze. W informacji turystycznej i folderach reklamowych z pewnością nie znajdziecie ukazanego w tej książce, niebezpiecznego kolorytu tego wielomilionowego miasta. I tylko jedno was nie zdziwi – potwierdzenie, że życie nie jest wyłącznie czarne ani białe.

Łukasz Czeszumski od wielu lat jako reporter, spotyka się z ludźmi i opowiada ich historie. Zadebiutował w 2015 r. książką pt. "Biały szlak. Reportaże ze świata wojny kokainowej". Mieszkał w wielu miejscach obu Ameryk, swoje teksty publikował w "Polityce", "Angorze" oraz magazynie "Focus". Najbardziej fascynuje go Rio de Janeiro.

"Rio, noc" to zbiór czternastu reportaży, do jakich materiały autor zbierał w listopadzie i grudniu 2022 roku. Teksty pokazują życie mieszkańców Rio de Janeiro, począwszy od dilera dostarczającego narkotyki różnej maści odbiorcom, a skończywszy na byłym oficerze BOPU, który stał się płatnym zabójcą. Nie brakuje także przekroczenia granic faweli, w której zginąć można na wiele sposobów i z najróżniejszych powodów.

Rio de Janeiro to pierwszoplanowy bohater najnowszej książki Łukasza Czeszumskiego, ale to właśnie ludzie ukazani na jej łamach, tworzą niepodrabialny klimat tego miejsca. Ludzie, z którymi reporter osobiście rozmawiał, o których słyszał i którzy stali się już legendami tego miasta. A trzeba przyznać, że poczet tych postaci jest niezwykle ciekawy i gdyby nie Łukasz Czeszumski, chyba nikt z nas nie miałby okazji poznania ich osobliwych losów. Jest Valmir, były policjant, który prowadził największe śledztwa i nigdy nie dał się skorumpować. Jest Luan, którego muzyka o zabijaniu policjantów zaprowadziła do więzienia. Jest Vanessa, dla której randka z pewnym profesorem stała się początkiem koszmaru. Jest jeszcze kilku innych bohaterów i perspektywa każdego z nich uczy polskiego czytelnika czegoś nowego, nie tylko o Rio, ale także o sobie, o wielowymiarowej ludzkiej naturze.

Cały zbiór "Rio, noc" to kopalnia mało znanych informacji o tej części świata, ale kilka reportaży zasługuje na szczególną uwagę. Dzięki "Zakazanym rytmom" dowiecie się, że w fawelach zwalcza się zakazaną muzykę, bo brazylijskie prawo zabrania rozpowszechniania utworów gloryfikujących zbrodnie. "Niezłomny" to historia kariery byłego policjanta, która przedstawia dość zatrważający wniosek mówiący o tym, że wśród przestępców jest o wiele więcej etyki, niż w wymiarze sprawiedliwości. "Ostatnia noc w Chapadao" wprowadza natomiast pewien dreszczyk zagrożenia, zabierając czytelnika do świata narkotykowych interesów i strzelanin z policją.

"Rio jest wspaniałe, ale potrafi też być piekłem". To zdanie jest idealnym podsumowaniem tego unikalnego zbioru reportaży, gdyż historie opisane na łamach tej książki pokazują polskiemu czytelnikowi dwoistą naturę miasta. Łukasz Czeszumski swoim najnowszym dziełem serwuje nam podróż na drugi kontynent, do świata i ludzi, którzy budzą wiele ambiwalentnych emocji. Warto skusić się na tę wycieczkę i zrozumieć dzięki niej, że "Życie pełne jest absurdów i okrucieństw, lecz wypełnia je przede wszystkim radość".

https://www.subiektywnieoksiazkach.pl/

"Hazard. Emocje i pieniądze… Odwieczna ludzka pasja".


Nocą wszystko nabiera zupełnie innego wymiaru. Podobnie jest z tym zbiorem reportaży, po lekturze którego, Rio de Janeiro, miejsce najbardziej znanego karnawału na świecie, zmienia swoje oblicze. W informacji turystycznej i folderach reklamowych z pewnością nie znajdziecie ukazanego w tej książce, niebezpiecznego...

więcej Pokaż mimo to