Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach: ,

Dyskryminacja czy marginalizacja społeczeństwa ze względu na wyznawaną religię czy kolor skóry to problem, który ciągnie się od wielu lat i trwa do dziś. Rasizm, antysemityzm czy homofobia to nadal tematy tabu podczas rozmów towarzyskich, nawet w obecnych czasach, kiedy to świat ogłasza wszem i wobec, że istnieje równouprawnienie i tolerancja. Pomimo wielu „walk” z nietolerancją, ludzie ciągle wyrządzają krzywdę innym, nie mogąc zaakceptować faktu, iż każdy z nas jest człowiekiem, niezależnie od miejsca gdzie się urodził czy kultury, w której się wychował. Właśnie tą trudną tematykę poruszyła w swojej powieści Danielle Steel.

Książka „W słusznej sprawie” z opisu wydawać mogłaby się infantylna, jednakże przedstawia bardzo głęboką i ogólnoświatową kwestię uprzedzeń wobec innych ludzi z powodu odmiennej kultury czy religii. Jednak nie tylko o nietolerancji była mowa w tej pozycji. Autorka zagłębiła się dość mocno w tematykę wywozu Żydów do obozów koncentracyjnych podczas II Wojny Światowej, ale używając lekkiego „pióra”, z łatwością możemy zobrazować sobie panujący tam klimat. Czytając powieść odczuwamy pełną gamę emocji, od złości do współczucia, ale nie popadając tym samym w depresję. Osobiście nigdy nie lubiłam historii, zawsze mnie nużyła, jednak w ciekawością pochłaniałam kolejne strony, gdyż pomimo tych wszystkich tragedii wyczuwało się odrobinę nadziei na lepsze jutro.

Powieść zaczyna się w czasach II wojny światowej, kiedy to rodzina McKenzie wyjeżdża ze swojego spokojnego amerykańskiego miasta do targanego wojną Berlina, walczyć w sądzie o sprawiedliwość niewinnych mieszkańców. Kilku letnia córka, Meredith McKenzi, szybko zadomowiła się w Niemczech i kiedy nadszedł czas powrotu do Nowego Yorku, boleśnie to odczuła. Już nie potrafiła się odnaleźć w kraju, gdzie wszyscy wiedli z pozoru szczęśliwe i beztroskie życie. Postanowiła, że w przyszłości będzie walczyć o tych, którzy sami tego robić nie mogą. Rzuciła się w wir nauki, następnie poszła na studia prawnicze, pomimo sprzeciwu rodziny, całkowicie poświęcając się pomocy innym.

Czytając o losach McKenzich, poznajemy także historię ewolucji, które miały miejsce w Ameryce. Wybór Kennedy’ego na prezydenta Stanów Zjednoczonych, bojkoty Murzynów, ciągła walka Martina Luther Kinga przeciwko dyskryminacji czy sytuację żołnierzy amerykańskich wspierających Wietnam. Nie ukrywam, że więcej dowiedziałam się z tej książki, niż przez kilka lat w szkole. Danielle Steel poruszyła tak wiele ważnych kwestii, tematów niecodziennych i omijanych na co dzień, dzięki czemu książka ze zwykłej powieści obyczajowej stała się naprawdę godną polecenia wartościową pozycją.

Nie będę zdradzać wszystkich wątków książki, gdyż jest ich o wiele więcej. Jednakże zapewniam Was, że nie pożałujecie wyboru i zapewne zachwycicie się tą pozycją, tak samo jak ja. Co prawda nie wszystkie pozycje tej autorki są tak genialne, ale tematyka i przesłanie danej powieści jest tak mocne, że warto po nią sięgnąć. Będą momenty, które wywołają u Was łzy i rozpacz, jak również salwy śmiechu. Tak więc szybko lećcie do księgarni czy biblioteki po najnowszą powieść Danielle Steel.

Dyskryminacja czy marginalizacja społeczeństwa ze względu na wyznawaną religię czy kolor skóry to problem, który ciągnie się od wielu lat i trwa do dziś. Rasizm, antysemityzm czy homofobia to nadal tematy tabu podczas rozmów towarzyskich, nawet w obecnych czasach, kiedy to świat ogłasza wszem i wobec, że istnieje równouprawnienie i tolerancja. Pomimo wielu „walk” z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Naznaczeni po raz kolejny tropią seryjnego mordercę, tym razem mając pełny dostęp do miejsca zbrodni czy potencjalnych ofiar. Profilowanie, liczenie, przewidywanie to robią najlepiej, ale czy wystarczy im wiedzy i doświadczenia w tak trudnej sprawie? Czy powstrzymają mordercę na czas?

„Jesteś przyzwyczajony do tego, że ludzie, którymi się otaczasz, są uzbrojeni.
Świat, w którym się wychowałeś, jest niebezpiecznym, choć pełnym blichtru miejscem.”

Czekałam cały okrąglutki rok na kolejną premierę Naznaczonych. To już trzeci tom, ale nie ostatni. Tym razem zagłębimy się w tajemnicze zaginięcie matki Cassie, poznamy trochę rodziny Sloan czy kilka mrocznych prawd z życia Lii. Ale bez obaw, nadal wiele faktów pozostanie w ukryciu i choćbyście chcieli, nie domyślicie się finału historii. Fabuła skupi się jednak przede wszystkim na poszukiwaniu seryjnego mordercy działającego w kasynach w Las Vegas, dlatego też nasi ulubieni bohaterzy przeprowadzą się na kilka dni do luksusowego apartamentu, gdzie dzieje się cała akcja.

„Potrzebujesz dziewięciu, bo tak to zawsze wygląda. Takie są zasady.
Przestrzegasz z góry ustalonego porządku.”

Morderca zabija ludzi różnymi metodami, w różnych odstępach czasu, znacząc swoje ofiary czterema cyframi. Młodzi agenci muszą szybko rozgryźć modus operandi zabójcy, by móc przewidzieć jego kolejny ruch. Ale czy podołają zadaniu? I co z tym wszystkim ma wspólnego śmierć córki Judda sprzed kilku lat? I czy matka Cassie ma jakiś związek z obecnymi morderstwami?

„Wszystko dzieje się zgodnie z planem. Wieść o twoich poczynaniach szybko się niesie. Wiesz, że obserwują innych z podobnymi skłonnościami. Szukają talentów. Szukają zagrożeń.”

Nie powiem, ta część ma bardzo wysoki poziom, jednak czytałam ją dość długo. Brakowało mi emocji w relacjach Michael, Dean i Cassie, które zawsze powodowały u mnie przyspieszone bicie serca. Fabuła skupia się mocno na życiu pozostałych uczestników programu, których aż tak bardzo nie podziwiam. Nie mniej książka jest bardzo ciekawa i wnosi wiele faktów, które w następnym tomie będą miały spore znaczenie.

„Piramida strachu” zaskakuje prawie na każdym kroku, jednak nie powoduje palpitacji serca jak niegdyś. A szkoda, bo nie ukrywam, iż spodziewałam się prawdziwej petardy. Być może przesilenie jesienne spowodowało też, że ostatnio książki jakoś do mnie nie przemawiają. Nie mniej, polecam książkę, każdemu kto przeczytał poprzednie tomy, gwarantując pewien poziom zadowolenia.

Naznaczeni po raz kolejny tropią seryjnego mordercę, tym razem mając pełny dostęp do miejsca zbrodni czy potencjalnych ofiar. Profilowanie, liczenie, przewidywanie to robią najlepiej, ale czy wystarczy im wiedzy i doświadczenia w tak trudnej sprawie? Czy powstrzymają mordercę na czas?

„Jesteś przyzwyczajony do tego, że ludzie, którymi się otaczasz, są uzbrojeni.
Świat, w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Co czuje hrabia mając niemal wszystko? Czy posiadanie czterech żon może dać człowiekowi szczęście? Czy intrygi z przeszłości wpłyną na przyszłość? Tego wszystkiego dowiecie się z Sagi Rodu Candendorfów Krystyny Mirek. Gwarantuję mocniejsze bicie serca, ataki strachu, czy łzy.

Na zamku Cantendorf w tajemniczych okolicznościach umiera czwarta żona przystojnego i cholernie bogatego hrabiego Aleksandra, co rodzi miliony plotek pośród mieszkańców miasteczka jak i personelu posiadłości. Trzy niezamężne ciotki hrabiego, jak i on sam pragną dziedzica, który przejmie cały majątek i będzie kolejnym, godnym szacunku potomkiem rodziny. Hrabia jest załamany przebiegiem jego małżeństw, wątpiąc czy kiedykolwiek się szczerze zakocha i założy szczęśliwą rodzinę. Do tej pory wybierał najlepsze partie z okolicy, piękne i z dobrych rodzin, urocze oraz bardzo błyskotliwe, jednak kobiety te nie pozwalały mu na utworzenie związku, o którym zawsze marzył. Chciałby przestać udawać i w końcu pobyć sobą, a nie tylko hrabią. Nadal nie wiedział co zrobił źle, ani czym zawinił.

Rodzina Miltonów stojąca na granicy bankructwa, opracowuje niecny plan zeswatania Aleksandra, jednak ich status w społeczeństwie jest zbyt niski, co jest pewnym problemem. Zaczynają robić „podchody” w stronę hrabiego, by przedstawić mu swoją córkę Amelię, co być może spowoduje anulowanie ogromnego długu. Przypadkowo jednak Aleksander poznaje w lesie, co jest w tamtych czasach bardzo niestosowne, rudowłosą, bardzo żywiołową dziewczynę, która zadziwia go od pierwszej chwili. Ale czy ta niespodziewana znajomość ma prawo bytu w świecie ograniczonym zasadami i konwenansami? Czy Państwo Miltonowie będą z tego powodu szczęśliwi?

Sporą rolę ogrywa w fabule także tajemnicza Alicja, zwana także Wiedźmą, ze względu na posiadaną wiedzę o zielarstwie, co wręcz irytuje okoliczne społeczeństwo. Dziewczyna za młodu zostaje porzucona i wychowana przez starą Wiedźmę w małej chałupce na skraju lasu. Nikt tak naprawdę nie zna jego pochodzenia. Przerażeni mieszkańcy omijają kobietę szerokim łukiem, nie wspominając już o próbach zaprzyjaźnienia się z Alicją.

Poznajemy też, choć w dość nieznacznym stopniu, gosposię hrabiego, która ma znacznie większy wpływ na Aleksandra niż jego ciotki. Jest osobą szanowaną, pracowitą i bardzo oddaną. Jednak kobieta coś ukrywa. Czy wydarzenia sprzed lat miały wpływ na rozwój młodego hrabiego? I jaki związek z tym wszystkim miała gospodyni?

Jakby tego było mało, wszystkie okoliczne panny ubiegają się o miejsce piątej żony Aleksandra, pomimo obawy o swoje życie. Również Lady Izabella Adler, oficjalna kochanka hrabiego mieszkająca od dłuższego czasu na zamku, robi wszystko co w jej mocy, by usidlić swojego adoratora. Pomimo swojego wieku, nikomu nieznanego, jest przepiękną, doświadczoną i inteligentną postacią, co trochę utrudnia wybór Aleksandrowi. Jednak Lady Adler jest mężatką i nic nie rokuje na zmianę jej stanu cywilnego. Czy to jednak stanowi problem dla Izabelli?

Kompletnie nie spodziewałam się tak cudownej historii. Niby jest to romans i to na dodatek historyczny, jednak intryga goni intrygę, a tajemnice ma dosłownie każdy. Powieść jest lekka, zabawna, złożona i przewrotna. Może początkowo zbyt długo się rozkręca, a każdy rozdział buduje coraz większą ciekawość, nie dając nic w zamian, jednak jak się czyta wszystkie trzy tomy sagi za jednym machnięciem, wszystko szybko się rozjaśnia. Już pierwsze strony wciągały, a każda kolejna strona pochłaniała coraz mocniej, nie pozwalając oderwać się choćby przez chwilę. Nawet po dobrnięciu do ostatniej strony tomu, od razu zabrałam się rozdział kolejnego, o czym napiszę w kolejnej recenzji :)

Znałam twórczość Krystyny Mirek z jednej z jej poprzednich powieści, jednak poziom „Sagi Cantwendorfów” dosłownie powalił mnie na kolana. Całość jest bardzo dobrze przemyślana, jak również przedstawiona w najdrobniejszym szczególe. Może chwilowo miałam dość opisów z życia Lady Adler czy gospodyni domy, jednak potem dowiedziałam się, że tu wszystko ma jakieś znaczenie. Jednym słowem mistrzostwo.

„Tajemnica zamku” to genialna powieść, którą mogę z czystym sumieniem polecić każdej kobiecie. Nie ukrywam też, że dobrze przeczytać całą trylogię od razu, bo przerwa po każdym tomie może wywołać panicznego kaca spowodowanego niewiedzą, co dalej. Fabuła jest tak ciekawa i obrazowa, że idealnie nadawałaby się na ekranizację, w szczególności w postaci serialu. Z przyjemnością oglądałabym grę aktorów grających Aleksandra, Kate czy Izabellę, o ile dobór byłby trafny.

Co czuje hrabia mając niemal wszystko? Czy posiadanie czterech żon może dać człowiekowi szczęście? Czy intrygi z przeszłości wpłyną na przyszłość? Tego wszystkiego dowiecie się z Sagi Rodu Candendorfów Krystyny Mirek. Gwarantuję mocniejsze bicie serca, ataki strachu, czy łzy.

Na zamku Cantendorf w tajemniczych okolicznościach umiera czwarta żona przystojnego i cholernie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Słyszę ten krzyk wszędzie. Zupełnie jakbym to ja krzyczała. (…) To dym. To ja się dymię. Znów się śmieję, ale raczej w duchu, bo z mojego gardła nie wydobywa się żaden dźwięk.”

Życie Dominiki zmienia się niespodziewanie, piękne i szczęśliwe życie przechodzi w niepamięć, a nastaje czas pełen bólu i smutków. Długotrwałe leczenie, aresztowanie ukochanego ojca, zdrada matki, dwulicowi przyjaciele czy odejście chłopaka, to dopiero początek losów dziewczyny. Augusta Docher wykreowała wstrząsającą historię, obok której nie da przejść się obojętnie. Ale czy pokonała wysoko postawioną poprzeczkę?

Domi budzi się w szpitalu. Pamięta wydarzenia sprzed kilka dni, jednak nie może uwierzyć, w to co się stało. Jej ojciec nie mógłby jej spalić. On ją kocha. To na pewno był wypadek. Dziewczyna podejrzewa, że za wszystkim stoi jej matka i to wszystko jest jej wina, ten cały wypadek. I to właśnie ona musi ponieść konsekwencje tego czynu.

Poznajemy historię Domi na dwóch płaszczyznach. Jedna to długie miesiące pobytu w szpitalu, czasochłonna rehabilitacja oraz niepozorny, młody lekarz piszący książkę o jej przypadku. A druga to wydarzenia obecne, czyli dwa lata po wypadku. Poznanie Marcela, wyjaśnia relacje pomiędzy jej eks chłopakiem i przyjaciółką, czy skomplikowane emocje związane z ojcem i matką. Nie wiem czy taki zabieg, skakania pomiędzy przeszłość a teraźniejszością, przypada mi do gustu. Momentami się gubiłam, co było kiedyś a co jest teraz. Nie wiedziałam też, kto jest narratorem obecnie czytanego rozdziału. Czy poznaje właśnie punkt widzenia Domi, Marcela, a może Tomka? Co prawda dostałam wersję, przed finalną korektą, mam jednak nadzieję, że to zostanie poprawione i rozdziały będą podpisane, o kim w danej chwili będzie mowa.

Na początku kompletnie nie spodziewałam się przewrotnego obrotu bohaterów, sądziłam że główne skrzypce zagra Tomek, ułożony i ambitny młody doktor. Autorka zrobiła psikusa, wprowadzając po pewnym czasie do akcji jego młodszego brata Marcela, czarną owcę rodziny. To okazał się strzał w dziesiątkę, jednak miałam wrażenie, że dialogi Marcela zbyt często były pisane slangiem, w stylu „młodych i gniewnych”, które nie przystoją chłopakowi, o tak dobrym sercu i w takim wieku. Trochę to mnie raziło.

Jednak najbardziej irytował mnie styl całego tekstu, który był wręcz nijaki. Krótkie zdania, często nic nie wnosząc do fabuły, były zbędne lub nie dokończone. Na nadmiar emocji też nie mogę narzekać. Chyba tylko w jednym momencie wstrzymałam oddech i czytałam z niecierpliwością, ciekawa jak skończy się ten epizod. A szkoda, bo fabuła zapowiadała się rewelacyjnie, jednak wielokrotnie odczułam, że autorka pisze powieści młodzieżowe i ma trudności w pisaniu powieści ambitniej, ze złożonymi wypowiedziami, czy obrazowymi opisami. Może właśnie dlatego miałam wrażenie, że cały tekst jest „suchy” i nie wzbudza we mnie większych emocji i wrażeń.

"Najlepszy powód, by żyć" czyta się wyjątkowo szybko, bo człowiek jest ciekawy zakończenia, które bądź co bądź było dość przewidywalne, a jednocześnie jest nieskończone i daje możliwość napisania drugiej części. Choć nie wydaje mi się, żebym się za nią zabrała. Wiem jednakże, że powieść ta spodoba się młodzieży, ale może nie spodobać się kobietom po trzydziestce.

Ogromnym plusem jest przepiękna szata graficzna zdobiąca książkę, która wręcz zachęca do zakupu. Więc to od Was będzie zależało, czy zechcecie poznać tą powieść dla fabuły, nie zwracając uwagi na styl pióra, czy jednak odpuścicie sobie tą pozycję i poczekacie na trzeci tom „Konkursu na żonę”.

„Słyszę ten krzyk wszędzie. Zupełnie jakbym to ja krzyczała. (…) To dym. To ja się dymię. Znów się śmieję, ale raczej w duchu, bo z mojego gardła nie wydobywa się żaden dźwięk.”

Życie Dominiki zmienia się niespodziewanie, piękne i szczęśliwe życie przechodzi w niepamięć, a nastaje czas pełen bólu i smutków. Długotrwałe leczenie, aresztowanie ukochanego ojca, zdrada matki,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„-Co słychać?
-To co widać, Weńka, jestem na dnie. Miałem żonę i dziecko, i pracę też, i nagle przestałem mieć, tylko takie życie mi zostało…”

Jak to jest wszystko stracić? Wszystko co w życiu wydaje się najważniejsze… Rodzinę, dom, pracę… Czy po takim upadku można jeszcze powrócić na szczyt? No dobra, może tylko się podnieść, ale mimo wszystko, czy człowiek ma na tyle silną wolę, by wybić się od dna? Piotr Trzebuchowski uchyla rąbka tajemnicy bezdomnych ludzi.

„Detektyw Kris. Wzlot” to nie jest co prawda powieść oparta na faktach czy dokumentalna, ale ukazuje kilka szczegółów których można doświadczyć w sytuacjach, kiedy nie stać człowieka na jedzenie, czy lokal mieszkalny. W tej historii też nie do końca o to chodzi. W pierwszym tomie serii o Krisie, poznajemy czterdziestodwu letniego mężczyznę, który stracił wszystko, ale zachowując trzeźwy umysł nie zapomniał o tym, czego nauczył się w przeszłości. (Nie wnikam dlaczego mężczyzna nie znalazł sobie pracy na budowie, czy innej płatnej fuchy, która pozwoliłaby na podstawowe życie. Tym bardziej, że nie pił i nie miał problemów z logicznym myśleniem.) Walka wręcz, obsługa broni palnej czy operacyjne myślenie nie tylko pomogła mu w przetrwaniu, pozwoliła mu na rozpoczęcie nowego etapu swojej egzystencji. Lepszego życia.

„Obok położył siatkę z zebranymi puszkami aluminiowymi, a usiadł, bo powybierał już wszystkie puszki i butelki z koszy na śmieci na tym parkingu, a na dworze padało.”

Krzysztof pewnego dnia otrzymuje dobrze płatne zlecenie od tajemniczego jegomościa, które nie tylko potwierdzi jego zdolności, ale i zapoczątkuje ciąg wydarzeń wpływających na jego przyszłe losy. Od samego początku w książce jest sporo szybkiej akcji, sytuacji z użyciem broni czy opisy spektakularnej walki wręcz w rozpędzonym pociągu niczym z filmów o agencie 007. Wydarzenia przewijają się w takim tempie, że chwilami mamy wrażenie iż coś nam umyka, detale czy opisy miejsc, które mogłaby by pomóc w zobrazowaniu sobie całokształtu. Zdecydowanie zbyt często odczuwałam niedosyt spowodowany brakiem emocji odczuwanych przez mężczyznę. Przeskakiwanie między scenami , miejscami i bohaterami czyli trochę w klimatach komiksowych, dodało smaczku, ale nie zawsze wiedziałam, jakie fakty będą miały dalej znaczenie. Nie mniej, sam pomysł na fabułę był bardzo ciekawy. Choć momentami wydawał się trochę zbyt banalny.

Drażniły mnie jednakże częste, czułe wzmianki o ukochanej Dorotce, kobiecie która jednocześnie wydawała się wrażliwa i troskliwa, a za chwilę naiwna i lekko mdła. Robiła wszystko dokładnie tak, jak Krzysio mówił czy tylko sugerował. Trochę zbyt ckliwe moim zdaniem. Ale wracając do tematu. Całość przypadła mi do gustu, gdyż to historia z gatunku sensacyjnego, czyli dokładnie takie jak lubię, jednak styl pióra nie zawsze mi odpowiadał, a zakończenie, no cóż…. Niby pokręcone i zaskakujące, ale przedstawione zostało trochę za prosto. Rach, ciach i po sprawie.

Właśnie zabieram się za drugi tom, chyba bardziej z czystej ciekawości, co dalej dzieje się z Krisem, jak wygląda jego życie oraz czy autor zmienił swój warsztat pisarski. Pierwsza część, czyli „Detektyw Kris. Wzlot” ma na pewno i bezapelacyjnie jeden ogromny plus, magnetyzującą okładkę, z bardzo przystojnym i tajemniczym mężczyzną, co zapewne skłoni wiele kobiet do sięgnięcia po tą pozycję. A że książka jest dość króciutka, więc poświęcenie jednego wieczoru na sprawdzenie, czy styl Trzebuchowskiego nam podpasuje, nie jest problemem.

„-Co słychać?
-To co widać, Weńka, jestem na dnie. Miałem żonę i dziecko, i pracę też, i nagle przestałem mieć, tylko takie życie mi zostało…”

Jak to jest wszystko stracić? Wszystko co w życiu wydaje się najważniejsze… Rodzinę, dom, pracę… Czy po takim upadku można jeszcze powrócić na szczyt? No dobra, może tylko się podnieść, ale mimo wszystko, czy człowiek ma na tyle...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

„Pamiętaj o tym, co najważniejsze.
Zacznij od nowa.
Twoja przyszłość jest biała jak śnieg.”

Przyszłość może być zaskakująca, nieprzewidywalna i cudowna, ale co zrobić kiedy to przeszłość nie daje o sobie zapomnieć. Mroczne wspomnienia, które blokują całe piękno nowych wyzwań kreujących Twoje spełnienie w życiu. Czy mamy w sobie tyle siły, by wymazać dramatyczne doświadczenia i napisać sobie nowy, lepszy scenariusz?

Długo czekałam na książkę z powodu której z ogromną przyjemnością zarwałabym nockę, a nawet dwie, nie zważając na konsekwencje tego czynu. „Przyszłość ma twoje imię” jest właśnie taką pozycją od której wręcz nie sposób się oderwać, nawet na kilka minut by zaspokoić głód czy położyć się do łóżka. Elżbieta Rodzeń po raz trzeci rozkochała mnie w wykreowanej przez siebie fabule, tak realistycznej i tak magicznej, jak tylko się da. Niewsypanie schodzi na drugi plan, kiedy myślami błądzimy hen daleko w fikcyjnej krainie stworzonej przez pisarkę.

„Nie ma dnia, w którym nie czułabym śladów jego rąk na sobie, jego oddechu na mojej szyi i tego, jak przyciskał mi lufę pistoletu do boku.”

Blanca przeżywa cały czas ten jeden moment. Wspomnienie napadu, które odciska na niej piętno tak mocne, że nie potrafi go wymazać ze swojej pamięci, a tym bardziej zacząć żyć tak, jak powinna młoda kobieta w jej wieku. Żadne wizyty u psychoterapeutki, kontakt z rodziną, a nawet leki nie pomagają się jej z tym uporać. Dziewczyna zamyka się na cały świat. Przemalowuje swój pokój i meble w rodzinnym domu na biało, by móc pozostać tylko ze swoimi myślami, mając nadzieję, że zdoła je chociaż wyciszyć. Jednak i to nie pomaga. W końcu postanawia coś zmienić.

„Byłam tu już. Znam to miejsce. Czuję się tu bezpiecznie.
Powtarzam to sobie bezustannie, kiedy wchodzę do bloku, w którym od dzisiaj będę mieszkać.”

Nadal niepewna siebie i kompletnie przerażona Blanca postanawia mimo wszystko rozpocząć studia, wyprowadzić się od rodziców i zacząć utrzymywać się na własną rękę. Ale co zrobi, jak ktoś ją dotknie w nieodpowiedni sposób? Czy można pracować w kawiarni i nie spowodować kontaktu z ludźmi zachodzącymi ją od tyłu? Co się stanie jak spanikuje? Te wszystkie pytanie kotłują się w głowie Blanki jak tornado. Czy da sobie radę sama?

Nie tylko Blanka bije się ze swoimi myślami. Mateusz także ma sporo „rys” z przeszłości, które utrudniają mu bezpieczną przyszłość. Chłopak jest nieziemsko przystojny, a każda dziewczyna lgnie do niego jak mucha, a mimo to los nie jest dla niego łaskawy. Traumatyczne dzieciństwo, młodszy brat wychowujący się w rodzinie zastępczej i marzenie o tańcu, które jest zagrożone z powodu trudnej sytuacji finansowej nie ułatwia mu startu w dorosłość.

Czy dwie pokaleczone dusze z mrocznymi sekretami mogą zbudować relacje pełne miłości i zaufania?

Już po pierwszych stronach powieści Elżbiety Rodzeń totalnie przepadłam. Dobrze znając poprzednie pozycje autorki spodziewałam się bardzo dobrej historii, która zniewoli mnie i nie pozwoli o sobie zapomnieć, jednak nie oczekiwałam jednocześnie tak pięknej, smutnej, zabawnej i rozbudowanej fabuły, jaką otrzymałam. Autorka wspięła się dosłownie na szczyt pisarski czyniąc historię o dwójce młodych ludzi wręcz nieziemską, o której będę pamiętać jeszcze bardzo długo. Powieść nie jest nawet odrobinę przesłodzona, czy wyolbrzymiona. Wszystkie wydarzenia są przedstawione tak obrazowo, że dosłownie wczuwałam się w rolę bohaterów, przez chwilę zapominając w jakim świcie żyję. Razem z Blanką i Mateuszem przeżywałam każdą chwilę, płakałam podczas dramatycznych przeżyć czy śmiałam się z zabawnych historii. Byli dla mnie tak prawdziwi, że nie sposób było oderwać się od czytania.

Niektórzy uważali, że powieść jest za długa, jednak ja się z tym nie mogę w żadnym stopniu zgodzić. Podczas tych 500 stronic przechodzimy przez wiele szczęśliwych i smutnych etapów życia tej pary. Byłam zachwycona, kiedy doszłam do miejsca, w którym autorka nie skupia się na samym związku, a przedstawia nam wytrwałą walkę w dążeniu do marzeń czy siłę wybaczania. Wszystko razem dało nam cudowną powieść obyczajową, którą powinien przeczytać każdy, kto kocha prawdziwe historie o kreowaniu swojej przyszłości.

„Pamiętaj o tym, co najważniejsze.
Zacznij od nowa.
Twoja przyszłość jest biała jak śnieg.”

Przyszłość może być zaskakująca, nieprzewidywalna i cudowna, ale co zrobić kiedy to przeszłość nie daje o sobie zapomnieć. Mroczne wspomnienia, które blokują całe piękno nowych wyzwań kreujących Twoje spełnienie w życiu. Czy mamy w sobie tyle siły, by wymazać dramatyczne...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Izabella Frączyk po raz kolejny zaskakuje swoich czytelników, najnowszą powieścią o Stajni w Pieńkach, rozkochując w sobie wszystkich już od pierwszych stron. Pozycja „Spalone mosty” to druga część sagi o Magdzie, dzielnej i bardzo ambitnej kobiecie, której los notorycznie rzuca same kłody pod nogi. Na półce z nowościami jest wiele świetnych książek, jednak powieść Pani Frączyk dosłownie powala na kolana. Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej, zapraszam na recenzję.

„Na widok kucyka w samochodzie Zdzichu rozdziwił usta.
- Chwila. Ja marchewek przyniosę – zaproponował. – Jak długo żyję, to jeszcze żem konia w aucie nie widział.”

Autorka wieloma podobnym dialogami udowodniła, że świetnie radzi sobie z poczuciem humoru, rozbawiając wszystkich do łez. Znalazło się także wiele tekstów, które powodowały szybsze bicie serca, a momentami wręcz palpitację, zarówno od sytuacji pięknych i romantycznych, jak i tych bardziej dramatycznych. Każdy moment przeżywałam na równi z bohaterami powieści. Nie sposób też było się oderwać od czytania, bo wartka akcja ciągnęła się dosłownie cały czas. Nie było to jednak męczące i mdłe, wręcz przeciwnie, to właśnie taki zabieg buduje całą atmosferę tej historii. Zaskoczyło mnie wiele momentów, jednak dwa ostatnie były tak szokujące, że o mało nie dostałam zawału. Dlatego też jestem niezmiernie wściekła na autorkę, że zakończyła książkę w tak „złym” momencie. Z przyjemnością czytałabym dalej, aż do poznania całej historii o losach Stajni i jego mieszkańcach.

Nie ukrywam, że drugi tom był znacznie bardziej wciągający niż pierwszy. Magda jest w końcu silną i pewną siebie kobietą, która doskonale wie czego chce. Nie irytuje banalnymi czy głupiutkimi dialogami, a jej zachowanie jest dokładnie takie, jakie powinno być. Ciekawą postacią okazuje się także Zofia, choć tu chętnie poznałabym też jej przemyślenia odnośnie całego jej życia w Pieńkach.

Zauważyłam też, że podoba mi się sposób, w jaki Frączyk wprowadza do akcji nowych bohaterów. Są to najczęściej zwyczajne, realne sytuacje które z łatwością możemy sobie wyobrazić.

Ale chyba odbiegłam zbyt od głównego tematu. W tym tomie poznamy nie tylko więcej faktów związanych z perypetiami mieszkańców domu przy stajni, ale przeczytamy także o kwestiach zarządzania Stadniną. Ile kosztuje utrzymanie takiego przybytku, na co zwracają uwagę klienci i goście, z jakimi problemami trzeba się liczyć oraz że nie wszystko kupuje się za pieniądze.

Fabuła powieści nie tylko rozbawi i zrelaksuje czytelnika, ale nauczy pewnych kwestii z życia codziennego. I za to właśnie cenię tą pozycję. Jest lekka i przyjemna, dzięki czemu kartki pochłania się nieziemsko szybko, ale i na tyle życiowa, iż wyciągniemy z niej wiele przydatnych wniosków.

„Spalone mosty” to genialna i piękna książka o której szybko się nie zapomni, a czekanie na kolejną część będzie istną katorgą. Gorąco polecam tą pozycję każdemu i to nie zależnie od wieku.

Izabella Frączyk po raz kolejny zaskakuje swoich czytelników, najnowszą powieścią o Stajni w Pieńkach, rozkochując w sobie wszystkich już od pierwszych stron. Pozycja „Spalone mosty” to druga część sagi o Magdzie, dzielnej i bardzo ambitnej kobiecie, której los notorycznie rzuca same kłody pod nogi. Na półce z nowościami jest wiele świetnych książek, jednak powieść Pani...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Musiałam cię chronić. Świat niósł tyle zagrożeń. Tyle złego może cię tu spotkać. Na świecie.” Miłość matki do dziecka jest niewyobrażalna, potężna i bezwarunkowa. Każdy rodzic zrobi wszystko, by ochronić swoje dziecko przed nieszczęściami, chorobami, a nawet przed złamaniem serca przez młodzieńczą miłostkę. Niestety, nie każdemu rodzicowi udaje się strzec swojego potomstwa tak, jakby chcieli. Kiedyś młoda ptaszyna wyleci z gniazda, by poznawać świat, nawet jeśli los zechce podciąć jej skrzydełka. Debiutancka powieść „Ponad wszystko” Nicol Yoon, to nie tylko opowiastka o pierwszej, nastoletniej miłości, ale przede wszystkim o matce zawzięcie ochraniającej swoją córkę.

„Wiemy, że jestem chora. Że nie mogę wyjść z domu, bo grozi mi śmierć. Zawsze o tym wiedziałam, to istota mojego życia.”

Osiemnastoletnia Madeline całe życie egzystuje zamknięta w hermetycznej bańce, w której powietrze jest ściśle filtrowane, jedzenie skrupulatnie przygotowywane, a całe otoczenie sterylne, baaa, nawet rośliny są sztuczne. Dziewczyna nigdy nie wyszła poza swój dom, dosłownie. Nawet nie przechadzała się po podwórku, bo świeże powietrze mogłoby ją zabić. Wszystko czego nauczyła się o świecie i o życiu pochodzi z książek, Internetu i opowiadań matki lub zaprzyjaźnionej pielęgniarki, która od siedemnastu lat bacznie sprawuje opiekę nad nastolatką. Kiedy Madeline była malutka stwierdzono u niej niewyleczalną, rzadką chorobę zwaną SCID, w skrócie - dziewczyna jest uczulona dosłownie na wszystko, nawet na pyłki latające w powietrzu. Jednak oddana matka zapewniła córce dom, w którym bez problemu może żyć. Ale co to jest za życie. Mad nigdy nie pójdzie do szkoły, na bal maturalny, nie zakocha się, nie wykąpie się w morzu czy też nie będzie mogła przesiadywać w antykwariacie w otoczeniu ukochanych książek. Dziewczyna mimo całej tej absurdalnej sytuacji w której się znajduje, jest szczęśliwa. Aż do dnia, kiedy do domu naprzeciwko wprowadza się nowa rodzina…

„A potem dostrzegam jego. Jest wysoki, szczupły i cały w czerni: czarna koszulka, czarne jeansy, czarne tenisówki, i czarna czapka z włóczki, która całkowicie zasłania mu włosy. Ma ostre rysy twarzy i opaleniznę w kolorze bladego miodu.”

Postać Olly’iego całkowicie hipnotyzuje Madie. Dziewczyna jest tak zaciekawiona nowym sąsiadem, że przez kolejne kilka dni obserwuje go poprzez okna swojego bezpiecznego schronienia. Nie podejrzewa jednak, iż pojawienie się tego szalonego chłopaka wyzwoli w niej nowe emocje i zmotywuje do działania. To dzięki niemu dziewczyna rozpocznie swoje nowe życie.

„Ponad wszystko” nie jest zwykłą, przewidywalną historyjką o dwójce nastolatków czy pierwszej miłości. To przede wszystkim przepiękne opowiadanie o życiu w zamknięciu, wielkich marzeniach i walce z przeciwnościami losu. Autorka zadebiutowała fabułą na tyle „głęboką”, powodując liczne przemyślenia, ale i na tyle lekką, że nie popadamy w stany depresyjne. Powieść wydająca się dość grubym tomiskiem, okazuje się przyjemną i finezyjną historią, którą „pokonujemy” dosłownie w jeden wieczór. Część książki to liczne rysunki czy szkice bohaterki, w taki lub inny sposób ukazujące jej życie. Wydanie filmowe, które posiadam, zawiera także kilka fotografii z filmu, który powstał na podstawie książki. To wszystko ukierunkowuje nasze wyobrażenia o postaciach, jednocześnie uprzyjemniając czytanie powieści.

Gdyby miała poszukać jakiś wad, to powiedziałabym, że trochę brakowało mi mocniejszych opisów skrajnych sytuacji. Nie zbyt często odczuwałam przyspieszone tętno, bo autorka przedstawiała kryzysowe akcje, bardzo subtelnie. Jednak oprócz tego, do niczego więcej nie mogłam się doczepić. Każde inne potknięcie autorki można wynagrodzić sobie prześliczną okładką, która wręcz magicznie przyciąga do siebie.

Trudno też jednoznacznie umieścić „Ponad wszystko” w jednym gatunku, gdyż wydawać by się mogło, iż to typowa powieść New adult, a po przeczytaniu stwierdzamy, że posiada też wątki typowo obyczajowe. Tak więc każdej kobiecie powinna spodobać się ta historia, bo według mnie jest ponadczasowa i niesamowicie cudowna.

„Musiałam cię chronić. Świat niósł tyle zagrożeń. Tyle złego może cię tu spotkać. Na świecie.” Miłość matki do dziecka jest niewyobrażalna, potężna i bezwarunkowa. Każdy rodzic zrobi wszystko, by ochronić swoje dziecko przed nieszczęściami, chorobami, a nawet przed złamaniem serca przez młodzieńczą miłostkę. Niestety, nie każdemu rodzicowi udaje się strzec swojego potomstwa...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Jego lazurowe oczy… przeszywały mnie tak intensywnie, że poczułam delikatny chłód przemykający w postaci dreszczy po moim ciele, od głowy aż po czubki stóp. Te jasnobłękitne tęczówki przypominały barwą oczy wilka.” Tajemnicze, uwodzące i magnetyczne spojrzenie działa na każdą kobietę, nawet jeśli ktoś nam mówi, że posiadacz drapieżnego wzroku nie jest dobrym wyborem na partnera, to i tak zrobimy wszystko, by sprawdzić to na własnej skórze. By choć przez chwilę poczuć się cudownie. Debiutancka powieść Alicji Sinickiej „Oczy wilka” to niesamowicie wciągająca historia o tym, jak czyjeś spojrzenie może zmienić wszystko.

Taka sytuacja spotkała Lenę Kajzer, świeżo upieczoną studentkę, która pragnie zmienić swoje życie. Z tego powodu przeprowadza się do przyjaciółki, do małej miejscowości o tajemniczej nazwie „Głębia”. Los chciał, by zaraz po przyjeździe do miasteczka, Lena powoduje stłuczkę. Oczywiście, właścicielem poszkodowanego auta jest nikt inny, jak przystojniak o błękitnych oczach, któremu żadna kobieta nie odmówi. Artur Mangano nie jest zwykłym facetem o wyglądzie złotego dziecka, to przede wszystkim cholernie inteligentny, młody biznesman, posiadający sporą część Głębi i znacznego majątku. Jednak mieszkańcy wiedzą o nim bardzo nie wiele, a nieliczni, który znają historię rodziny Mangano, nie chcą pisnąć ani słówka. Ale Lena przyjechała do tej miejscowości, by pracować w fabryce kartonów, a ta, jak się okazuje, także jest w posiadaniu zagadkowej, włoskiej rodziny. Kobieta mimo wszystko odnosi wrażenie, że w Głębi wydarzyło się coś dziwnego, a to wszystko ma jakiś związek z Arturem. Z dnia na dzień spotyka się z coraz dziwniejszymi sytuacjami i zwyczajami panującymi w miasteczku.

Co się wydarzyło w Głębi i jak te wydarzenia mają związek z Leną, zwykłą dziewczyną, która dopiero tu zamieszkała?

Leny nie da się nie lubić. Mądra, zaradna, miła i spokojna. Wychowywana przez ciotkę, znaną pisarkę, która przez chorobę popadła w obłęd. Artur z kolei jest młodym mężczyzną rozchwytywanym przez wszystkie okoliczne kobiety, jednak żadna z nich nie jest tą jedyną. Czytając książkę miałam wrażenie, że Mangano jest połączeniem Edwarda ze „Zmierzchu” z Williamem z powieści „Raven”, choć i on ma swoje wady.

Nie ukrywam, że hipnotyzująca okładka wręcz krzyczała do mnie. Po przeczytaniu trochę enigmatycznego opisu, wiedziałam, że się nie zawiodę. Pomimo ponad 400 stron, pochłonęłam powieść w jeden wieczór, gdyż już od pierwszej strony zostałam porwana w wir iluzji, magicznych wręcz opisów i zabawnych dialogów. Nie ukrywam, że spodziewałam się trochę innego rozwinięcia i zakończenia, nie mniej, książka jest bardzo dobra. Początkowo trudno uwierzyć, iż jest to debiutancka powieść autorki, za co należy się ogromny pokłon Sinickiej, że podołała. Mało tego, powiedziałabym, że przewyższyła poziom wielu autorów, których czytuje. Gdybym miała się czegoś doczepić, to mocniejszych wrażeń, gdyż brakowało mi trochę zapierających dech emocji. Lena przyjmowała wszystkie fakty zbyt spokojnie, a Artur był z kolei za bardzo zamknięty w sobie. Troszkę brakowało mi „magii’, tego czegoś, co wzniosłoby tą historię na sam szczyt. Nie mniej, z przyjemnością zanurzę się w kolejnych książkach autorki, jeśli takowe się pojawią.

„Oczy wilka” to nie jest klasyczna powieść romantyczna o bogatym chłopaczku i zwykłej dziewczynie. Nie brakuje w książce też niewyjaśnionych i mrocznych sekretów, co tylko dodaje uroku fabule. Książka jest wciągająca niczym tornado, wzruszająca, a także bardzo niesztampowa. Gorąco polecam ją czytelniczkom, które lubią powieści obyczajowe z nietypową historią i oryginalnym zakończeniem.

„Jego lazurowe oczy… przeszywały mnie tak intensywnie, że poczułam delikatny chłód przemykający w postaci dreszczy po moim ciele, od głowy aż po czubki stóp. Te jasnobłękitne tęczówki przypominały barwą oczy wilka.” Tajemnicze, uwodzące i magnetyczne spojrzenie działa na każdą kobietę, nawet jeśli ktoś nam mówi, że posiadacz drapieżnego wzroku nie jest dobrym wyborem na...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Historia Pilar, która w zabójczym tempie zostaje księżniczką narkobiznesu, wydaje się być tak niesamowita, niczym fabuła dobrego filmu amerykańskiego. Jednak losy tej kobiety nie są fikcją, to wszystko wydarzyło się naprawdę. „Uwikłana” to wstrząsająca sensacyjna opowieść o uroczej i inteligentnej kobiecie, która przeszła długą drogę od przemytu kokainy, aż do współpracy z DEA. Czytając tą książkę, gwarantuję Ci, że się nie zanudzisz, a z każdą stroną będziesz chciał coraz więcej.

Biorąc do ręki „Uwikłaną” kompletnie nie wiedziałam czego się spodziewać. Niby wiedziałam, że to powieść oparta na faktach, jednak fabuła zapowiadała się tak fascynująco, że trochę się jej obawiałam. Już po kilku rozdziałach miałam pewność, że to był strzał w dziesiątkę i z niecierpliwością pochłaniałam dalsze losy Pilar i Toma. Bo właśnie część rozdziałów była napisana z perspektywy Pilar, a część z punktu widzenia Toma- agenta DEA. Taka mieszanina pobudziła moja wyobraźnię do takiego stopnia, że spodziewałam się romansu tej dwójki. Ale nic z tego, to nie jest przewidywalna bajeczka, jaką można sobie wyobrazić.

Poznajemy Pilar jako nastolatkę, która kończy szkołę, nadal mieszka w domu rodzinnym i notorycznie sprawia problemy. Powoli (w sumie nie powoli, bo z prędkością tornada) brniemy po jej karierze, dokładnie poznając jej charakter, upodobania i zachowania. Nie oceniałam jej, bo wiedziałam, że jest młoda, ale wiedziałam iż jej marzeniem jest zdobycie sporego majątku i życie w dostatku.

Dążąc do upragnionego celu, Pilar zostaje wciągnięta w świat narkotyków, przemytu oraz sprzedaży. Dzięki swojemu sprytowi, urokowi, zdolności manipulacji i niesamowitej urodzie, zdobywa rzesze znajomości ludzi bogatych i wpływowych, a z którymi w większości współpracuje w narkobiznesie.

Pewnego dnia agenci DEA pukają do jej drzwi, oferując jej ofertę nie odrzucenia. Czy kobieta przyjmie niespodziewaną propozycję od ludzi, którzy są jej biznesowymi wrogami?

Nie ukrywam, że to jedna z najlepszych książek o tajemniczym świecie narkotyków. Jak dla mnie było trochę za wiele wstawek opisujących historię przemytu dragów do Ameryki, czy innych historycznych wątków, które osobiście mnie nużyły. Przeszkadzały mi także zbyt szybkie przeskakiwanie w latach. Chętniej przeczytałabym więcej szczegółów o życiu Pilar, jednak autor niekiedy przeskakiwał z akcją o kilka lat później. Mimo wszystko, samą fabułą byłam oczarowana.

Język był również na tyle łatwy, że przyswajanie powieści szło nadzwyczaj szybko, a nie ukrywajmy, że książka do cienkich nie należy. Plusem były też wypowiedzi w formie wspomnień innych postaci, które opisywały co czuły i co robiły podczas danej sytuacji. Cała narracja książki jest przedstawiona w trzeciej osobie, co tylko wzmacnia opisywane fakty.

„Uwikłana” nie jest książką tylko dla kobiet, to wręcz idealna pozycja dla płci przeciwnej, lubiącej mocne sensacje, szybkie zwroty akcji i luksus otaczający bohaterów. Nawet najbardziej wymagający czytelnik powieści sensacyjnych nie będzie zawiedziony.

Historia Pilar, która w zabójczym tempie zostaje księżniczką narkobiznesu, wydaje się być tak niesamowita, niczym fabuła dobrego filmu amerykańskiego. Jednak losy tej kobiety nie są fikcją, to wszystko wydarzyło się naprawdę. „Uwikłana” to wstrząsająca sensacyjna opowieść o uroczej i inteligentnej kobiecie, która przeszła długą drogę od przemytu kokainy, aż do współpracy z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Żyłam życiem kobiety, której nadzieje zostały pogrzebane.
Żyłam pełna strachu przed mężczyznami.
Żyłam, obawiając się złego małżeństwa.
Żyłam świadoma, że moim działaniem
kieruje diabeł w ludzkiej postaci.”

Saudyjska księżniczka Sułtana Al Su’ud po raz kolejny zdradza mroczną stronę życia kobiet w swoim kraju, zarówno tych z biednych rodzin, jak również swoich kuzynek z rodziny królewskiej. Nic nie jest takie jakie się wydaje. Nawet ogromny majątek nie jest w stanie uratować młodych kobiet przed małżeństwem pełnym nienawiści, gwałtów czynionych przez ich „właścicieli”, a nawet maltretowania ze strony najbliższej rodziny. Czy Sułtana odnajdzie w sobie siłę, by sprzeciwić się bestialskim mężczyznom? O tym przeczytacie w najnowszej powieści Jean Sasson „W kręgu księżniczki”.

Wiele z nas zazdrości bajecznie bogatym księżniczkom majątku i możliwości, jakie dają pieniądze. Brak obowiązków, całodobowa obsługa służących i piękny pałac, to tylko powierzchowność, o której marzymy. Tak naprawdę nawet rodzina królewska ma harmonogram spotkań, wydarzeń dobroczynnych czy wyjazdów za granicę. To prawda, że posiadają fortunę, którą lekką ręką wydają na dostatnie życie, ale niekiedy dzielą się nią z innymi, bardziej potrzebującymi ludźmi. Sułtana także należy do takich osób. Wspiera kilka fundacji charytatywnych, wspomaga biedne rodziny czy zatrudnia wiele kobiet, które znalazły się w trudnej sytuacji. Takich osobistości ze świecą szukać.

Jak zapewne wiecie, głośne mówienie czy pisanie o wadach krajów arabskich jest zdradą wobec rodaków. Saudyjczycy bardzo restrykcyjnie przestrzegają ustalonych przez siebie reguł. Kobiety, które chociażby spojrzą się na innego mężczyznę, mogą zostać ukamieniowane. Osoby sprzeciwiające się religii czy rodzinie królewskiej są postawione przed sądem, a karą najczęściej jest stryczek. Księżniczki także mogą być zdrajczyniami. Żaden mieszkaniec, a tym bardziej obywatelka arabska nie ma prawa oczerniać swojego kraju, czy męża. To niedozwolone. Za to mężczyznom wolno zdecydowanie więcej. Gwałty w małżeństwie, są na porządku dziennym. Kupowanie niewolnic seksualnych przez Saudów również. Choćby nie wiadomo jak źle się działo w związku, to nikt z rodziny, ani spoza niej, nie może ingerować w nieszczęśliwe małżeństwo. Mąż ma pełne prawo do nie szanowania żony, rządzenia nią, rozkazywania czy wykorzystywania w każdy możliwy sposób. Niestety tak wyglądają arabskie realia. Co prawda Koran mówi o mężczyznach, jako o najważniejszych i najsilniejszych istotach w rodzinie, ale nakazuje także szanować i wspierać swoją partnerkę. Jednakże Arabowie „rozumieją” Koran na swój sposób. I naprawdę nie wiele da się z tym zrobić.

Sułtana postanowiła mimo wszystko ujawnić smutne fakty, opisując dramatyczną historię Mahy i jej małżeństwa, jak również przedstawia swoje własne słabości, jako człowieka. Nikt nie jest doskonały, ale należy wierzyć, że będzie lepiej, jeśli tylko postanowimy walczyć ze złem i krzywdą.

Poznając poprzedni tom „Sekrety księżniczki”, wiedziałam, że muszę poznać dalszą historię kobiety. I tym razem nie zawiodłam się. Styl pióra Jean Sasson jest taki sam jak w poprzedniej części, lekki i łatwy do zrozumienia. „W kręgu księżniczki” to już trzecia powieść o Sułtanie, jednak wydaje mi się, że nie ostatnia. Rzekłabym, że to raczej pamiętniki wydawane w częściach, a tym samym takie historie nie mają końca. Czy to źle czy dobrze, oceńcie sami. Osobiście uwielbiam tego typu książki i z radością wracam do opowieści o rodzinie królewskiej, nawet jeśli nie jest ona romantyczną historią o księciu z bajki.

„Żyłam życiem kobiety, której nadzieje zostały pogrzebane.
Żyłam pełna strachu przed mężczyznami.
Żyłam, obawiając się złego małżeństwa.
Żyłam świadoma, że moim działaniem
kieruje diabeł w ludzkiej postaci.”

Saudyjska księżniczka Sułtana Al Su’ud po raz kolejny zdradza mroczną stronę życia kobiet w swoim kraju, zarówno tych z biednych rodzin, jak również swoich kuzynek...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: , ,

„Czasami myślę, że Bóg siedzi na chmurce, popija gin z tonikiem i nas olewa. Choroby i katastrofy zsyła na chybił trafił.” Wyobrażaliście sobie kiedyś, co czuje osoba śmiertelnie chora? Której nie zostało więcej niż kilka miesięcy życia? Czy walczy z chorobą? Czy korzysta z życia tak, by umrzeć szczęśliwym człowiekiem? Zazwyczaj nie dopuszczamy do siebie myśli związanych z przedwczesnym opuszczeniem ziemskiego padołu, ale każdego z nas może spotkać takie nieszczęście. Tylko czy bylibyśmy tacy silni, by zakładać się ze Śmiercią o życie? Zapraszam do recenzji ostatniej nowości, czyli "Carpe diem" Diany Rose.

„- OK, a co z jutrem?
-Nie umawiam się na jutro.
-Bo to niedziela?
-Nie! Zadzwoń jutro i zapytaj o to samo.
-Nigdy niczego nie planujesz?
-Nie”

Rosalie Heart jest przepiękną, ambitną i inteligentką studentką prawa. Ma dwoje przyjaciół, z którymi rozumie się praktycznie bez słów, kochanego brata oraz swój kajecik, w którym zapisuje ulubione cytaty o łapaniu chwil. Na pozór to szczęśliwa kobieta, która ma prawie wszystko. Brakuje jej jedynie czasu. Dostała wyrok, sześćset dni. Tyle jej zostało do śmierci… Czy Rose ma jeszcze jakąś szansę na życie do późnej starości?

Dziewczyna egzystuje z dnia na dzień, niczego nie planuje, cieszy się z tego co ma, nie liczy na nic więcej. Nie szuka też miłości, bo wie, że szybko opuściłaby swojego partnera, a nie chce łamać nikomu serca. Jednak pewnego dnia, poznaje w parku przystojnego, kilka lat starszego od niej chłopaka, który zawładnął jej wszystkimi myślami.

„Pomocy! Potrzebowałem psychiatry.
Jak to możliwe, że jedna osoba może zmienić nasze podejście do tylu kwestii?”

Daniel ma zaledwie dwadzieścia siedem lat, ale już wie, czego chce od życia. Praca w wymarzonym zawodzie lekarza oraz piękny apartament spełniają jego wszystkie oczekiwania. Nieudany związek sprzed kilku lat zniechęcił go do dalszego szukania miłości. Tym bardziej, że brak czasu mu to uniemożliwiał. Praca wypełniała każdą jego wolną chwilę. Był szczęśliwy. Ale czy aby na pewno?

„Wydajesz się wyjątkowa.
-Bo jestem. Jest tylko dwa, dwa i pół procenta ludzi takich jak ja.”

Daniel i Rose spędzają ze sobą kilka przepięknych wspólnych chwil. Tylko jak długo jeszcze będzie to trwać? Ile czasu im pozostało?

Nie mogę uwierzyć, jak bardzo wciągnęła mnie ta powieść. Od samego początku dosłownie nie mogłam się od niej oderwać. Im dłużej czytałam, tym więcej chciałam. Każdy moment był wzruszający, nie tylko te dramatyczne sytuacje, ale i te pozytywne. Nie chciałam, żeby ta przygoda się skończyła. Pragnęłam, by Rose przeżyła.

Chcąc usilnie znaleźć jakieś wady w książce, bo takie prawie zawsze są, miałam spory problem. Nie było tam prawie nic, co bym zmieniła. W stylu pióra autorki się wręcz zakochałam, lekki, prawdziwy, emocjonalny. Wszystko było spójne, czytelne i jasne. Nie znalazłam żadnych niedomówień czy zbędnych zdań. Wszystko dopięte zostało na ostatni guzik. Może zbyt dużo razy użyty zostały słowa „carpe diem”, ale to naprawdę drobny szczegół. Zakończenie było niebanalne, za co dziękuję autorce. Brakowało mi tylko bardziej szczegółowego zakończenia, tak jakby miała powstać kolejna część z dalszymi losami bohaterów. A może taka powstanie? Mam cichą nadzieję, że tak, bo bardzo bym się ucieszyła. Wręcz nie mogę uwierzyć, że historia "Carpe diem" została napisana przez młodą blogerkę, której stronę oczywiście uważnie przeglądam, oraz że to jej debiutancka powieść. Gratuluję bardzo udanego sukcesu i czekam na więcej.

„Czasami myślę, że Bóg siedzi na chmurce, popija gin z tonikiem i nas olewa. Choroby i katastrofy zsyła na chybił trafił.” Wyobrażaliście sobie kiedyś, co czuje osoba śmiertelnie chora? Której nie zostało więcej niż kilka miesięcy życia? Czy walczy z chorobą? Czy korzysta z życia tak, by umrzeć szczęśliwym człowiekiem? Zazwyczaj nie dopuszczamy do siebie myśli związanych z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Marzyłaś kiedyś o niezależności? O własnych czterech kątach, uwolnienia się od rodziców i nowym początku? Pełna swoboda jest piękna, ale często też bywa trudna i wymagająca wielu wyrzeczeń. Właśnie o opuszczaniu rodzinnego gniazda pisze w swojej najnowszej powieści Karolina Wilczyńska.

Autorka ma na swoim koncie kilka udanych pozycji książkowych, w tym sagę „Stację Jagodno”, której nie będę ani porównywać, ani oceniać, bo bez bicia się przyznaje, że jej nie znam. Jednak ostatnia powieść z piękną, choć jesienną, okładką i o intrygującym tytule „Wędrowne Ptaki. Rok na Kwiatowej.” przyciągnął mnie na tyle, bym po nią sięgnęła. Ale czy pisarka wywalczyła sobie kawałek miejsca u mnie w sercu?

Opis na tylnej części okładki nie zdradza za wiele, tym samym mocno kusi, jednak tu nie będzie mowy tylko o jednej bohaterce. Będzie ich aż cztery. Każda kompletnie inna, szalona, niezwykła, czasem trochę chaotyczna. Poznajemy kobiety, które w tym samym czasie przeprowadzają się do bloku przy ulicy Kwiatowej, by zacząć spokojniejsze, ciekawsze i zdecydowanie bardziej kolorowe życie. Najpierw jest prolog, choć szczerze mówiąc nie wiem czemu autorka go tak nazwała, bo trwa on aż 65 stron, ale bez obaw, wcale nie jest nudny. Wszystko powoli się rozkręca, a my stopniowo wczuwamy się w panującą w tej historii atmosferę. Potem przechodzimy do pierwszej części, tej chyba najdłuższej.

Malwina -bohaterka pierwszej historii to typowa artystka i to w dosłownym znaczeniu, jak również metaforycznym. Zachowuje się niczym nastolatka, która nie dawno weszła w dorosłość, kompletnie nic nie wiedząc o prawdziwym życiu, kiedy naprawdę ma już trzydziestkę na karku. Nosi się w kolorowych fatałaszkach, nie zwraca uwagi na ład w domu, ani na sytuację finansową. Bo przecież jakoś to będzie. Jednak krótko po przeprowadzce otrzymuje dramatyczną wiadomość, co doprowadza do depresyjnych zachowań, które ciągną się tak długo, że sama zaczynałam czuć się podobnie. Po kilkunastu stronach, czytanie o ciągle negatywnych i nieszczęśliwych rzeczach męczy, miałam już trochę dosyć. Tak jak na początku nawet lubiłam Malwinę, tak potem już nie koniecznie. Dziewczyna okazała się totalną ignorantką, która nie wie czym zajmowała się firma ojca, nie znała nawet imienia swojego chłopaka, a już nie mówiąc o tym, że to wykształcony mężczyzna. Na dodatek ta artystka okazała się leniwą i wredną osobą sądząc, że inni zrobią wszystko za nią, bo ona sama do nauki się nie przykładała. No może oprócz fotografii, bo ta wychodziła jej cudownie.

Drugą kobietą jest Liliana i to chyba ona została moją faworytką. Pewna siebie, porządnicka, ułożona, kulturalna i elegancka, to cechy, które idealnie opisują jej osobę, tym samym tworząc z niej kobietę biznesu, do którego ma niesamowitą smykałkę. Dzięki dobrze prosperującym sklepom odzieżowym była w stanie kupić największy apartament w budynku przy Kwiatowej. Większe doświadczenie życiowe spowodowało, że jest trochę oschła, ale ma też dobroć w swoim sercu. Można powiedzieć, że jest kobietą spełnioną, będąc kompletnym przeciwieństwem Malwiny.

Poznajemy też bardzo wygadaną, trochę nieokrzesaną i odrobinę chaotyczną młodą mamę – Wiolę. To prawdziwa osóbka o dobrym serduszku i chętnie pomagająca bardziej potrzebującym przyjaciołom. Pomimo, że całkiem dobrze radzi sobie w domu gotując, sprzątając czy opiekując się iście diabelskim synkiem, nie nazwałabym jej kurą domową. Wiolka lubi przedłużane pazurki i pstrokate oraz świecące ciuchy. Jednak co najważniejsze, nie jest ani trochę złośliwa czy fałszywa. Jej zabawne opisy potrafią rozśmieszyć czytelnika, a pozytywne nastawienie sprawia, ją uwielbiamy.

I ostatnią postacią jest Róża, osóbka bardzo skromna, małomówna, wręcz bojąca się całego otoczenia. To cud, że ma odwagę pracować w zawodzie nauczycielki, a nawet wychylać swój nos poza granice mieszkania. Staroświeckie maniery, fascynacja książkami i bezwarunkowa miłość do jej dwóch kotów sprawia, że widzimy ją jako starą pannę. Jej nie pewność jest ogromna jest tsunami, co niesamowicie utrudnia jej kontakty z innymi ludźmi. Jednak mimo jej wad lubimy ją i szanujemy, choć osobiście szybko wzięłabym ją w swoje obroty, ucząc ją korzystania z życia.

Jak więc sama domyślasz, losy tych czterech, tak różnych osobowości krzyżują się na Kwiatowej, a konkretnie w widzie, która zatrzaskuje je między piętrami. To wydarzenie powoduje zmiany. Kobiety się zaprzyjaźniają, jak? O tym przeczytasz w książce. Najlepsze był moment założenia sąsiedzkiego klubu kapciowego :P Ale o tym też dowiesz się z powieści.

Zadziwił mnie jednak styl, a raczej dwa style narracji, które zostały użyte przez autorkę. Nie ukrywam, że miałam trochę mieszane uczucia odnośnie takiego połączenia, jednak z czasem przywykłam, choć jako tradycjonalistka wolę bardziej „standardowe” formy. Historie dziewczyn czyta się szybko, ale każdy rozdział widziany jest oczami innej postaci, tym samym przez cztery razy przechodzimy przez te same wydarzenia, tylko poznając odczucia z różnych stron. I dlatego też ta bardziej oklepana narracja (może być sobie pierwszoplanowa) połączyłaby te wszystkie emocje razem, a tak je rozdziela. Mnie to nie przypadło do gustu, ale może Tobie się spodoba.

Podsumowując mój i tak za długi wywód, pomysł na fabułę mnie zaciekawił, tylko wykonanie już nie bardzo. Choć po trudnych przeprawach z Malwiną, potem było dużo lepiej. W końcu zaczęło się coś dziać, ale nie spodziewaj się klasycznej opowieści, to raczej są cztery oddzielne opowiastki, połączone zaledwie motywem sąsiedzkim, nic poza tym. Przeczytanie tej pozycji utwierdziło mnie w przekonaniu, że raczej styl autorki jest bardziej odległy od moich upodobań niż myślałam. Jednak fani Wilczyńskiej pewnie będą pozytywnie zaskoczeni „Wędrownymi Ptakami”.

Marzyłaś kiedyś o niezależności? O własnych czterech kątach, uwolnienia się od rodziców i nowym początku? Pełna swoboda jest piękna, ale często też bywa trudna i wymagająca wielu wyrzeczeń. Właśnie o opuszczaniu rodzinnego gniazda pisze w swojej najnowszej powieści Karolina Wilczyńska.

Autorka ma na swoim koncie kilka udanych pozycji książkowych, w tym sagę „Stację...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Romantyczna historia niczym z filmu amerykańskiego wykreowana przez Beatę Majewską zawładnie sercami wielu polskich dziewczyn. Przystojny i inteligentny adwokat oraz młodziutka i nieobyta w świecie luksusu panna z małej miejscowości. Czy związek tych dwojga może się udać? Tym bardziej, kiedy wszystko zaczyna się od tajemnic i intryg, a dokładnie od misternie ułożonego planu „Żona”?

Hugo Hajdukiewicz musi szybko zmienić stan cywilny, jeśli chce spełnić warunki testamentu po wuju. Dlatego szuka młodej, inteligentnej i oddanej związkowi kobiety, która nie tylko zgodzi się na szybki ożenek i podpisanie intercyzy, ale również nie będzie miała nic przeciwko dzieciom. Ale takową dziewczynę trudno wyłuskać spośród wielu mieszkanek Krakowa. Wraz z kumplem wpada na nietypowy pomysł znalezienia tej jedynej. Zrobią konkurs na żonę. Wystarczy, że studentki, które zgłoszą udział w konkursie napiszą referat na temat różnic w percepcji idealnej żony i idealnego męża na przełomie XX i XXI wieku. Prościzna. Łucja więc bez wahania podejmuje wyzwanie, tym bardziej, że główną nagrodą jest aż tysiąc złotych, co bardzo ulepszyłoby stan finansowy biednej studentki. Początkowo wszystko idzie zgodnie z planem Hugona. Ale „los” i „przeznaczenie” często mają swój własny plan wobec ludzi, co tylko komplikuje niecny plan mężczyzny. Czy Łucja spełni jego oczekiwania? I czy dziewczyna z biednego domu odnajdzie się w świecie pełnym luksusów i intryg?

Gdy tylko zobaczyłam informację o tej książce, z miejsca się w niej zakochałam. Ta okładka jest powalająca. Wymyślna historia o skromnej dziewczynie i starszym od niej prawniku także mnie zaintrygowała. Wiedziałam, że muszę szybko się zabrać za czytanie „Konkursu na żonę”. Ale czy książka spełniła moje oczekiwania i czy postawiona przeze mnie poprzeczka nie była zbyt wysoko?

Nie ukrywam, że początek książki mocno mnie rozczarował. Zachowanie Huga było prostackie i próżne, a traktowanie kobiet przedmiotowo wcale nie ułatwiało mi polubienie jego osoby. Postać Łucji także nie była moim faworytem. Dziewczyna była głupiutka, naiwna, zbyt infantylna oraz dziecinna. Natomiast dialogi były na niskim poziomie, jakbym czytała wypowiedzi nastolatków. Dużo potocznego i hipsterskiego slangu, który momentami był mi nawet trudny do zrozumienia, tym bardziej sprzeczny z charakterami osób, które je wypowiadały.

„- E… laska, skąd taki żałobny look? Na pogrzeb idziesz czy na randkę?
-Ona chyba nie chce nigdzie iść. -Marta wzruszyła ramionami.
-Łuki, no powiedz coś zombiaku.
- Co mam zrobić? Iść?
- No rejczel? Przecież nie zje cię na kolacji. -Ola ryknęła śmiechem.”

Jednak historia była ciekawa, więc mimo wszystko przemogłam się i następnego dnia, ze świeżym umysłem wróciłam do powieści. A tu pełne zaskoczenie. Od połowy książki coś zaczęło się zmieniać. Bohaterzy pokazywali „pazurki”, a pensjonarski i bezosobowy styl powoli odchodził w zapomnienie. W końcu zaczęłam odczuwać emocje związane z wydarzeniami z książki. Dopiero na samym końcu stwierdziłam, że prosty język i łatwowierność Łucji już mi tak nie przeszkadza, a mało tego, nawet zaczęłam lubić tą dwójkę.

Trudno mi jest ocenić styl i poziom pióra pisarki, gdyż nie czytałam żadnych jej wcześniejszych powieści, jedynie co mogę powiedzieć, że ta historia ma potencjał, który nie do końca został wykorzystany. A szkoda, bo to naprawdę mógł być wielki hit. Nie mniej końcowe wydarzenia trochę mnie zadziwiły i zaintrygowały na tyle, że chętnie będę wyczekiwać kolejnej części losów Łucji i Hugona. Mam nadzieję, że autorka dobrze wykorzysta zawiłe wydarzenia z końcówki książki.

„Konkurs na żonę” jest bardzo lekką powieścią i moim zdaniem bardziej skierowana do młodych kobiet, nadal marzących o idealnym księciu z bajki, który zapewni im niesamowite życie i szczęśliwą przyszłość. Historia zaczyna się dość banalnie, jednak wcale taka nie jest. I może właśnie dlatego, mimo wielu wad, dobrze ją oceniam.

Romantyczna historia niczym z filmu amerykańskiego wykreowana przez Beatę Majewską zawładnie sercami wielu polskich dziewczyn. Przystojny i inteligentny adwokat oraz młodziutka i nieobyta w świecie luksusu panna z małej miejscowości. Czy związek tych dwojga może się udać? Tym bardziej, kiedy wszystko zaczyna się od tajemnic i intryg, a dokładnie od misternie ułożonego planu...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Zawsze miałam jedno marzenie, by choć raz w życiu pobyć z FBI i doświadczyć tych wszystkich emocji na własnej skórze. Ale czy zwykła kobieta jak ja, na dodatek mieszkająca w Polsce, ma szanse współpracować z tak elitarną agencją rządową? Przekonajcie się sami.

„Niebezpieczne podobieństwo” magnetyzuje nie tylko swoją przepiękną i tajemniczą okładką, ale także intryguje frapującym opisem na tylnej części okładki. Burzliwy romans połączony z książką sensacyjną, hmm….. Czy to może się udać? Oczywiście, że tak. Dla mnie powieści o bliżej niesprecyzowanym gatunku, to coś, co uwielbiam. Małgorzata Natchman-Dzikowska w spektakularny, a nawet powiedziałabym, że w zaskakujący sposób, wykreowała bohaterów, których lubimy już od pierwszej strony.

Paulina jest młodą i piękną polką, tłumaczką popularnonaukowych książek inżynieryjnych, ale wykonującą zlecenia także dla amerykańskiej firmy. Chcąc dogadać szczegóły swojego kontraktu, zostaje zaproszona do Nowego Jorku, czym niesamowicie się ekscytuje, bo uwielbia to miasto, jego kulturę i atrakcje jakie oferuje. Jednak już na lotnisku amerykańskim kobieta zostaje zatrzymana przez ochronę i z nie znanych jej powodów, przesłuchana przez agenta FBI. Irytująca sytuacja zostaje wytłumaczona jako jedno wielkie nieporozumienie, po czym Paulina wychodzi wolno. Kobieta nie bardzo rozumie, co się wydarzyło, ale po krótkich przemyśleniach postanawia odpuścić temat. Następnego dnia otrzymuje zaskakujący telefon od tego samego agenta, z którym rozmawiała wczoraj, z zaproszeniem na kolację oraz niespodziewaną propozycję, która zmieni jej charakter pobytu w Stanach. Czy Paulina zgodzi się na nietypową ofertę? Czy ściągnie na siebie niebezpieczeństwo?

"Życie to ludzie wokół ciebie. Życie to chwile.
To nieopisane rzeczy, które możesz ofiarować innym, i to,
czego możesz zaznać, dopóki masz ochotę przeżyć przygodę."

Od początku wiedziałam, że fabuła, gdzie w roli głównej będzie zamieszane FBI i piękna kobieta, powali mnie na kolana. Moje przypuszczenia się potwierdziły. Zarwałam kolejną nockę, by przeczytać całą powieść za jednym machnięciem, bo nie mogłam nawet na chwilę przestać. Ta historia wręcz uzależnia! Szybkie akcje, nagłe zwroty wydarzeń, wystawny świat nowojorskiej elity oraz naburmuszony mężczyzna spowodowały szybsze bicie serca.

Nie będę zdradzać nic więcej, ani za co pokochałam bohaterów książki, ani żadnych innych szczegółów fabuły. Powiem tylko, że fabuła jest na tyle lekka, że nie nabawicie się depresji, ale wystarczająco intrygująca, by pochłonąć Was bez reszty. Sami będziecie musieli wziąć do ręki egzemplarz „Niebezpiecznego podobieństwa”, przeczytać ją i ocenić. Mogę jeszcze tylko dopowiedzieć, że nie jest to ani klasyczna sensacja, ani przesłodzony romansik, bo zarówno bohaterowie są wykreowani w fantastyczny sposób, jak i cała historia wydaje się być całkiem realna. Tak więc myszki w ruch i czym prędzej zamawiajcie tą pozycję, bo gwarantuje że niejedna kobieta zakocha się w niej tak samo jak ja.

Zawsze miałam jedno marzenie, by choć raz w życiu pobyć z FBI i doświadczyć tych wszystkich emocji na własnej skórze. Ale czy zwykła kobieta jak ja, na dodatek mieszkająca w Polsce, ma szanse współpracować z tak elitarną agencją rządową? Przekonajcie się sami.

„Niebezpieczne podobieństwo” magnetyzuje nie tylko swoją przepiękną i tajemniczą okładką, ale także intryguje...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Budowa wymarzonego domu może wydawać się pięknym doświadczeniem. Przecież wystarczy kupić projekt domu, ogarnąć trochę dokumentacji, znaleźć ekipę budowlaną, a potem wybrać kolory ścian i kupić meble. Nic prostszego! Ale czy aby na pewno? Hanna Fleszar nie przypuszczała, że będzie musiała zapłacić tak wysoką cenę za to marzenie.

Temat budowy domu nie jest mi obcy, gdyż sama od kilku lat toczę nieustającą walkę o własne gniazdko. Dokładnie takie jak wykreowało mi się w głowie pewien czas temu. Od momentu powstawania projektu do czasu obecnego naniosłam sporo zmian we wnętrzu, a że większość prac wykończeniowych wykonuję własnymi rękami, to nie komplikuję życia ekipom budowlanym, choć nie ukrywam, że ukończenie budowy przeciąga się w czasie. Jednak teraz efekt we wnętrzach jest dokładnie taki, jaki zamierzyłam.

Autorka książki „Prezent” wraz z Mężem miała podobny plan, a nawet jeszcze bardziej ambitny, gdyż postanowili cały budynek postawić sami, własnymi siłami. A to nie lada test, ponieważ nie jest to dom murowany klasycznym technikami, tylko o konstrukcji szkieletowej, ekologiczny i energooszczędny. Dom tak zwany pasywny. Mimo, że mieszkamy w czasach, gdzie wszystko jest możliwe, nadal powstaje mało domów w tej technologii, więc małżeństwo miało spore wyzwanie.

Początki budowy były piękne. Mąż informatyk, biegły w rysunkach technicznych, cyferkach i komputerach wyrysował cały budynek, co do milimetra. Plany powędrowały do firmy architektonicznej na przerysowanie i zatwierdzenie. „Wystarczyło” ogarnąć biurokrację i można było zacząć inwestycję, która w ciągu dwóch lat miała być ukończona. Żona (w książce nie występują żadne imiona tylko postacie jak żona, mąż, córka, mama itp.) podekscytowana początkiem budowy zaczęła nawet uprawiać ogródek z kwiatami i warzywami, by po przeprowadzce mieć własne plony. Jednak nic nie jest takie piękne, jak się wydaje. Z czasem wszystko zaczęło się komplikować co sprawiło nieoczekiwane splot wydarzeń. Pewnych dramatów nie można przewidzieć, jednak te mogą mocno namieszać w życiu, wcale nie zmieniając go na lepsze. Autorka musiała jednak walczyć o własne marzenia. Nawet jeśli poświęciła dosłownie wszystko, co w życiu miała najlepsze.

„- A wiesz, straciłam wiarę. Tyle się modliłam i nic. Zero pomocy.
To znaczy wiem, że Bóg jest, ale go nie obchodzę.
Albo jest sadystą, patrz tylko, jak cierpię, i nie chce pomóc,
bo przecież może - jest wszechmogący.”

„Prezent” nie jest zwykłą powieścią o marzeniach, to dziennik budowy połączony z wydarzeniami z życia autorki, których doświadczyła podczas tego czasu. Można by rzec, że to raczej pamiętnik z krótkimi wspomnieniami z danego dnia, gdzie głównym tematem jest budowa. Książka nie należy do grubych, a „działy” są króciutkie i łatwo przyswajalne. Nie możemy tu za bardzo pisać o stylu, bo to pierwsza książki Fleszar, a treść jest raczej prosta i treściwa. Jednak bez trudu odczuwamy wszystkie emocje, które targają kobietą, radość, nadzieje, smutek, żal, złość czy bezsilność.

Ciekawa okładka, choć mogłaby być bardziej odwzorująca fabułę, i intrygujący opis od razu skłoniły mnie do sięgnięcia po książkę, a tym bardziej, że tematyka budowlana jest mi bliska. Jednak nie spodziewałam się takiego obrotu spraw. Fabuła mnie zaskoczyła i jednocześnie utwierdziła w przekonaniu, że osoby chcące się budować, muszą mieć silną wolę i wiele cierpliwości. Bo rzadko kiedy wszystko idzie zgodnie z planem. Pozycję tą polecam przede wszystkim czytelnikom, którzy są w trakcie takiej inwestycji lub dopiero będą stawać przed podobnym zadaniem. Ta książka trochę przygotuje potencjalnych właścicieli nowego lokalu do tego, wymagającego zaangażowania, marzenia.

Budowa wymarzonego domu może wydawać się pięknym doświadczeniem. Przecież wystarczy kupić projekt domu, ogarnąć trochę dokumentacji, znaleźć ekipę budowlaną, a potem wybrać kolory ścian i kupić meble. Nic prostszego! Ale czy aby na pewno? Hanna Fleszar nie przypuszczała, że będzie musiała zapłacić tak wysoką cenę za to marzenie.

Temat budowy domu nie jest mi obcy, gdyż...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„ …przecież nie potrzebuję nieskończenie wielu drogich strojów,
a biżuteria już mnie nie pociąga…”

Nawet wysoko urodzone i bajecznie bogate saudyjskie księżniczki posiadają dobre serca i z ogromnym zaangażowaniem pomagają ubogim, cierpiącym oraz niesprawiedliwie skazanym ludziom w krajach arabskich. Nie tylko przeznaczając na to spore fundusze, które dla nich są niewielkimi kwotami, ale również osobiście niosąc pomoc z pełnym oddaniem i współczuciem. Księżniczka Sułtana Al. Su’ud po raz kolejny zdradza światu strząsające sekrety swojego kraju.

”Zdaję sobie sprawę, że żyję w świecie wielkiej obfitości, ale prawdę mówiąc, prócz jedzenia i schronienia potrzebuję tylko tyle, by zapewnić dzieciom i wnukom bezpieczeństwo…”

Uwielbiam tematykę związaną z kulturą krajów Bliskiego Wschodu, a tym bardziej jeśli takowe pozycje mają mocny przekaz. „Sekrety księżniczki” to powieść właśnie z tej grupy. Nie spodziewajcie się zwykłej historyjki o bogatej i rozpieszczonej księżniczce, wydającej krocie na ciuchy i zabiegi upiększające, czy pomiatającej służącymi. To przede wszystkim przepiękne, wzruszające i prawdziwe wyznania kobiety, która jest oddaną matką, babką i żoną, a także mocno wspierającą różne cele charytatywne i fundacje humanitarne. Aż ciężko uwierzyć, że na świecie istnieją jeszcze osoby rodzin królewskich, które bezinteresownie i aktywnie działają na rzecz pokrzywdzonych ludzi. Takie persony należy podziwiać i brać z nich przykład, bo nadal spora część społeczeństwa (często dobrze nam znanego) nie odda nawet złamanego grosza na ubogie dzieci czy chore kobiety.

Niektórym może się wydawać, że opisana historia Sułtany jest na pokaz, tylko pod publiczkę, a w realnym świecie jest wredną i zachłanną osobą. Jednak moim zdaniem wcale tak nie jest. Księżniczka bardzo dużo ryzykuje ukazując wady swojej ojczyzny, za które mogłaby nie tylko stracić swój status, ale zostać skazana na więzienie, potępienie i chłostę. Nasza bohaterka praktycznie od samego początku książki przedstawia historię dwóch dzielnych kobiet, które niosą dramatyczny bagaż doświadczeń z młodych lat, a obecnie walczą o równouprawnienie i sprawiedliwość.

„Italia jest kobietą takiego rodzaju, że potrafiłaby złapać bombę w zęby i odrzucić ją pilotowi.”

Poznajemy też losy jej dwóch córek księżniczki Sułtany, które wspierają obóz dla uchodźców oraz biorąc czynny udział w akcji pomocy kobietom oblanych kwasem. Te wszystkie historie są wstrząsające, a nawet szokujące, co tylko jeszcze bardziej wzmacnia odbiór czytanej książki.

Strona po stronie poznajemy coraz to więcej bulwersujących losów zgwałconych kilkuletnich dziewczynek oddanych w ręce bestialnych mężów lub maltretowanych kobiet, które oddały się zdrady poprzez rozmowę z innym mężczyzną. Takie sytuacje u nas w kraju i sąsiednich państwach Europy wydają się być zdarzeniami wręcz nierealnymi, kiedy to na wschodzie krzywdzenie, przez męskich członków rodziny, kobiet i dziewczynek jest na porządku dziennym.

„Dziewczynki wychowuje się w taki sposób, że są zbyt przestraszone, by otwarcie się wypowiadać niezależnie od tego, jakiego cielesnego bestialstwa dopuszczają się mężczyźni.”

W Arabii Saudyjskiej nawet takie proste codzienne czynności jak rozpoczęcie edukacji, wyjście z koleżankami czy zrobienie zakupów wymaga zgody mężczyzny. Prowadzenie samochodu przez przedstawicielkę płci pięknej nawet nie przeszłoby nikomu przez myśl, a spotkanie przy kawie ze znajomym mężczyzną może przynieść kobiecie nawet śmierć. Jednak nie tylko panie mogą okryć się hańbą, niezależne osobniki płci „brzydszej” wyrażając swoje opinie (często bardzo trafne), tym bardziej przedstawiając je w Internecie, mogą „zagrażać” krajowi, a tym samym siebie skazując automatycznie na srogie kary cielesne czy więzienie. Wolność słowa w krajach arabskich to zdrada dla ojczyzny. Jednak jeśli jakieś informacje i tak przeciekną chociażby do prasy zachodniej, to rząd zrobi wszystko by daną sytuację naprawić, a czasami nawet zmieniając prawo. Rządzący Saudyjczycy bardzo indywidualnie podchodzą do marginalnych spraw, tłumacząc się zasadami Koranu, mimo to czasami naginają swoje przepisy, a nawet je zmieniając, by wyjść na kraj bardziej tolerancyjny i rozwojowy. Nie mniej od ponad 50 lat w prawie arabskim nie wiele zaszło zmian. Na szczęście dzięki odważnym ludziom możemy mieć nadzieję na poprawę sytuacji względem traktowania kobiet i ich córek przez męskich członków rodziny, a także na ulepszenie poziomu edukacji czy zmniejszenie ubóstwa w krajach arabskich.

Jean Sasson ma niesamowity dar przedstawiania emocji i zachowań rodziny królewskiej. Używa wyrafinowanych dialogów, jednocześnie łatwych do zrozumienia i przyswojenia. Pierwsze strony wydają się być nużące, tym bardziej jeśli nie zna się stylu pisarskiego autorki, jednak każda kolejna kartka wciąga czytelnika jeszcze mocniej, aż trudno się oderwać od pochłaniania całej książki na raz. Wiem, że sięgnę niebawem po poprzednią części przygód Sułtany („Łzy księżniczki”), jak również po najnowszy tom sekretnego życia tej dzielnej kobiety ( „W kręgu księżniczki”).

„ …przecież nie potrzebuję nieskończenie wielu drogich strojów,
a biżuteria już mnie nie pociąga…”

Nawet wysoko urodzone i bajecznie bogate saudyjskie księżniczki posiadają dobre serca i z ogromnym zaangażowaniem pomagają ubogim, cierpiącym oraz niesprawiedliwie skazanym ludziom w krajach arabskich. Nie tylko przeznaczając na to spore fundusze, które dla nich są...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Bała się tak bardzo, że wolała nie żyć, niż przeżywać to, co przeżywała…”

Co może czuć porwana kobieta? Paniczny strach, lęk przed śmiercią, ogromny poczucie winy? Tysiące myśli krążyło jej po głowie, ale najsilniejszym pytaniem było, dlaczego akurat ja? Jeśli uważacie, że to będzie klasyczny kryminał o porwanej dziewczynie z warszawskiej korporacji, to jesteście w gruuuubym błędzie… Ta książka was zaskoczy tak bardzo, że nawet na chwilę nie oderwiecie się od czytania.

Widząc ten tytuł, jak również mroczną okładkę, myślałam o tysiącu podobnych powieści o porwaniach dla okupu i niezłomnych walkach z bandziorami, by się wydostać z opresji. Jednak mocno się przeliczyłam. Było o wiele, wiele lepiej, mocniej. Niesamowite wrażenia jakie odczułam podczas czytania zaskoczyły mnie. I to bardzo pozytywnie. Fabuła wykreowana przez Różę Lewanowicz dosłownie powaliła mnie na łopatki. Skomplikowana intryga, ogrom postaci pierwszo, drugo i trzecioplanowych spowodowały, że autorka swoją debiutancką powieść wzniosła na wyżyny sztuki pisarskiej. Za co kłaniam się nisko i szalenie podziwiam.

Historia zaczyna się dość zwyczajnie. Mamy bohaterkę, zwykłą kobietę pracującą w korporacji inwestycyjnej w centrum stolicy, która dosłownie nie cierpi swojej roboty. Na dodatek jej współpracownicy to tępe kołki i idioci, którzy boją się swojego cienia. Jedynym jej „normalnym” kolegą jest Mirek Lubicki, z którym da się pogadać przy kawie. Justyna jednak trzyma się nudnej roboty, bo dzięki niej jest w stanie opłacić rachunki za mieszkanie. Jednak kobieta odczuwa pewien niepokój, słysząc o pewnym facecie, który zaczyna ją nachodzić w pracy. Niby nic, ale Justynka obawia się o swoje bezpieczeństwo.

Ze swoimi spostrzeżeniami dzieli się z mężem Łukaszem, który pracuje dla CBŚ, jednak ten nie podchodzi do tych obaw zbyt poważnie. Co prawda nie jest typem mężczyzny co ignoruje potrzeby żony, ale nie widzi zbytnio podstaw do zwrócenia większej uwagi na zaistniałą sytuację.

Wszystko się zmienia, kiedy jednego spokojnego dnia, Justyna zostaje zwabiona pod blok, w którym mieszka i na oczach Łukasza zostaje porwana przez nieznanych sprawców. Łukasz wpada w nieokiełznany szał, rozpacz i strach przed utratą żony. Prosi o pomoc wszystkie ważne persony z CBŚ, by tylko odnaleźć swoją ślubną żywą.

Kobieta zostaje wywieziona w nieznane jej miejsce, które przeraża ją niezmiernie, jednak Justyna wierzy we własne możliwości i knuje niecny plan ucieczki. Czy ta drobna kobieta zdoła czmychnąć trzem karkom, który wiedzą co robią?

W tym samym czasie czytamy o szybkiej akcji rozpracowania jej porwania przez Łukasza i jego znajomych z biura i policji. Towarzystwo to jest tak zróżnicowane, że trudno na początku się połapać kto jest i kim oraz co potrafi, jednak wszyscy mają ciekawe charaktery, więc najpierw się śmiejemy z głupich sytuacji, by zaraz potem płakać razem z nimi. Śledczy szybko odkrywają pewne tajemnice związane ze starym życiem Justyny, które mogły ścignąć na nią niebezpieczeństwo. I zapewniam Was, że to nie jest spoiler i to dopiero początek całej akcji, którą poznacie w książce.

Lewanowicz w niesamowity sposób stworzyła bardzo skomplikowaną fabułę kryminalno-sensacyjną, którą poznajemy stopniowo, kartka po kartce. Totalnie nie spodziewałam się intryg na taką skalę. Mało tego, styl pióra autorki jest jasny i przejrzysty, przez co bardzo szybko się ją czyta, a nawet ogrom informacji łatwo się przyswaja. Plusem jest także ogromne poczucie humoru, które im dalej czytamy, jest jeszcze bardziej swawolne.

„-Ponieważ od dziś Odrowąż będzie się podcierał lewą ręką,
to czy nie będzie problemu, że mu prawą rękę wysłałam w kosmos?
-Co mu zrobiłaś?
- Strzeliła sobie z SAKO.”

Bardzo się cieszę, że mimo zwykłej okładki wzięłam powieść w swoje łapki, bo nie wyobrażam sobie, że mogłabym nie znać tej historii. Jest dokładnie w moim guście. A jakby tego było mało, losy Justyny i Łukasza ciągną się przez trzy dość grube tomy, co tylko dodaje smaczku. Gwarantuję, że każdy fanatyk teorii spiskowych odnajdzie tam coś dla siebie.

„Bała się tak bardzo, że wolała nie żyć, niż przeżywać to, co przeżywała…”

Co może czuć porwana kobieta? Paniczny strach, lęk przed śmiercią, ogromny poczucie winy? Tysiące myśli krążyło jej po głowie, ale najsilniejszym pytaniem było, dlaczego akurat ja? Jeśli uważacie, że to będzie klasyczny kryminał o porwanej dziewczynie z warszawskiej korporacji, to jesteście w...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

„Nie bój się płynąć na fali życia.
Bądź jak żaglowiec, który chwyta wiatr
i zmierza do właściwego brzegi.”

Powieści Doroty Gąsiorowskiej zaskakują czytelnika za każdym razem, gdyż jej historie owiane są tajemnicą, którą odkrywamy powoli, strona po stronie. Najnowsza książka, czyli „Antykwariat spełnionych marzeń” jest wzruszająca, pełna nadziei i szczęścia, jednocześnie przepełniona bólem, bagażem trudnych doświadczeń oraz pewną dozą tragedii bohaterów. Powiedziałabym, że fabuła jest raczej z gatunku obyczaju klasycznego i właśnie dlatego musisz ją przeczytać.

Z początku nie dzieje się nic nadzwyczajnego. Poznajemy mądrą i skromną, młodą kobietę Emilię, pracującą z Panem Franciszkiem w antykwariacie ze starymi książkami, gdzieś w centrum Krakowa. Dziewczyna jest tak dobra i uczynna, że zdobywa nasze serca już od pierwszej strony. Nie irytuje nas naiwnymi czy płytkimi dialogami, a wręcz zadziwia ogromnymi pokładami cierpliwości względem zwariowanej matki. Emilka prowadzi proste życie, które jednak szybko ulega zmianie.

W czasie odwiedzin u swojego ojca i jego żony w Gdańsku, poznaje tajemniczego Szymona, który jest jej spełnieniem marzeń. Jednak to by było zbyt piękne, by było prawdziwe. Po powrocie do Krakowa Emilka traci jednak nadzieję na udany związek. W krótkim czasie poznaje dwóch przystojnych i interesujących mężczyzn oraz bardzo tajemniczą starszą kobietę Sarę, która skrywa mroczne sekrety z dawnych lat. Jednak czy te wszystkie wydarzenia ostatniego czasu, będą miały wpływ na jej dalsze życie?

„Antykwariat…” nie jest typem książki, gdzie akcja toczy się w zawrotnym tempie. Jest dokładnie na odwrót, ale to nie oznacza, że fabuła jest nużąca. Czytając te wszystkie historie bohaterów, stykamy się z motywem przemijania czasu, wątkami związanymi z życiem podczas panowania gestapo w Polsce i wywózką do Oświęcimia czy trudną miłością i przyjaźnią. Ta książka otwiera oczy na ulotne momenty codziennej egzystencji oraz zapomnianą już moc wybaczania.

Dorota Gąsiorowska ma bardzo lekkie pióro, dzięki któremu z przyjemnością pochłaniamy opasłe tomiska jej autorstwa, a każde z nich zmusza nas do dalszych i głębszych przemyśleń. Piękne opisy scenerii, czy szczegółowa charakterystyka każdej poznanej osoby sprawia, że dosłownie odczuwamy to wszystko zmysłami własnego ciała. Wyobraźnia szaleje, kreując w głowie obrazy miejsc, w których bohaterowie się aktualnie znajdują. Pani Dorota ma niezwykłą umiejętność pisania swoich powieści w taki sposób, by były one bardzo realistyczne i ani trochę nie przesłodzone, za co ją bardzo cenię, gdyż współcześni autorzy książek obyczajowych mają tendencję do „cukierkowych” opisów i dialogów.

Jestem pewna, że ta pozycja szybko zyska swoich fanów, zadowalając przy tym nawet najbardziej wymagających czytelników. Tym samym zachęcam także do przeczytania poprzedniej książki autorki „Primabalerina”, która jest napisana na tym samym, wysokim poziomie, porywając każdego mola książkowego.

„Nie bój się płynąć na fali życia.
Bądź jak żaglowiec, który chwyta wiatr
i zmierza do właściwego brzegi.”

Powieści Doroty Gąsiorowskiej zaskakują czytelnika za każdym razem, gdyż jej historie owiane są tajemnicą, którą odkrywamy powoli, strona po stronie. Najnowsza książka, czyli „Antykwariat spełnionych marzeń” jest wzruszająca, pełna nadziei i szczęścia, jednocześnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Mały domek ukryty w leśnym zaciszu, trzy kobiety po przejściach, trzech przystojnych i zamożnych braci, przerażająca przemoc domowa, mrożące krew w żyłach opisy tortur stosowanych przez agentów UB, i niespełniona pierwsza miłość. Katarzyna Michalak w niesamowity sposób potrafi połączyć kilka złożonych i skomplikowanych historii w jedno piękne opowiadanie. Jej trylogie są rozchwytywane w całej Polsce z prędkością światła. Czy i tym razem autorka wykazała się kunsztem pisarskim?


W piórze Pani Michalak zakochałam się przeczytaniu trylogii kwiatowej, która do tej pory (a to już trochę minęło) zaprząta mi myśli. Tak więc postanowiłam się zapuścić jeszcze dalej i sięgnęłam po jej najnowsze dzieło, czyli „Leśną Polanę”. Jest to nowość na rynku wydawniczym, więc i opinii nie było jeszcze za wiele. Mimo to zaryzykowałam. I cieszę się z tego powodu, bo pierwsza powieść cyklu okazała się być bardzo dobra. Trudno mi powiedzieć, czy rewelacyjna, bo uważam że autorka jeszcze nie wszystko pokazała, zachowując zaskakujące szczegóły na kolejne tomy.

Już pierwsze stronice powieści pozwalają nam poznać trzy bardzo różne od siebie kobiety: Julię, Gabrysię i Majkę, połączone przyjaźnią od czasów przebywania w szpitalu psychiatrycznym, do którego trafiły po dramatycznych przeżyciach z przeszłości kilka lat wcześniej. Tak wiem, zaczyna się dość dziwnie. Ale bez obaw, nie są wariatkami, tylko osobami ze sporym bagażem doświadczeń, które doprowadziły je do stanów depresyjnych.

Niedługo potem poznajemy inną historię, a mianowicie trojga braci, obecnie bardzo zamożnych i cholernie przystojnych kawalerów, prowadzących własną firmę związaną z nabywaniem i sprzedażą nieruchomości. Jednak nie są oni zwykłymi, bogatymi i próżnymi mężczyznami, za jakich można by ich posądzać. Trudne dzieciństwo, bieda i okrutny ojczym Adolt Kuchty „Hitlerek” motywuje chłopców do walki o lepsze życie. Wiktor, Patryk i Marcin przechodzą niewyobrażalne piekło. Czytając ich historię wylewamy morze łez, a emocje nami szargają w niewyobrażalny sposób. Jak można komuś wyrządzić tale krzywdy?

Wspólnym mianownikiem okazuje się ojciec Gabrysi, Antoniego Leszeńskiego, który w swoich nastoletnich latach był brutalnie torturowany przez „Hitlerka”, podobnie jak młody Wiktor, który w dzieciństwie doznał ze strony ojczyma wiele bólu i cierpienia.

Wracając jednak do czasów współczesnych, Gabrysia zakochuje się w małym domku w lesie, który miała otrzymać w prezencie od swojej pierwszej miłości Wiktora. Jednak w drogę wchodzą inni nabywcy, z którymi nie wygra. Do gry włącza się Majka i wraz z drugimi kupującymi szykują spisek dotyczący zakupu leśnej chatki. Kim okażą nowi kupujący? Czy Gabrysia spełni swoje marzenie?

W powieści „Leśna Polana” zetkniemy się z wieloma wątkami, niekiedy zabawnymi i lekkimi, a wielokrotnie z okrutnymi i bolesnymi. Nie zabraknie też motywu historycznego, zapewne ciekawego dla wielu czytelników, który urozmaica fabułę książki. Zgóry wiadomo, że przez powieść przebrniemy w zastraszającym tempie. Jednak trochę chaotyczny styl pisarski, bardzo długie rozdziały i przeskoki „ w czasie” utrudniały niekiedy połapanie się w wydarzeniach.

Nie ukrywam, że pierwszy tom leśnej trylogii nie powalił mnie tak na kolana jak książka „Ogród Kamilii”, jednak mogę z czystym sercem powiedzieć, że była ciekawa i wciągająca. Trochę długo się rozkręcała, a samo zakończenie nadal nie wiele wyjaśniało. Nie mniej, z przyjemnością sięgnę po drugi tom, chociażby po to by poznać dalsze losy bohaterów. Mam też cichą nadzieję, na zaskakujące wydarzenia. Tak więc polecam książkę każdej fance Katarzyny Michalak, bo jestem pewna, że się spodoba nie jednej czytelniczce.

Mały domek ukryty w leśnym zaciszu, trzy kobiety po przejściach, trzech przystojnych i zamożnych braci, przerażająca przemoc domowa, mrożące krew w żyłach opisy tortur stosowanych przez agentów UB, i niespełniona pierwsza miłość. Katarzyna Michalak w niesamowity sposób potrafi połączyć kilka złożonych i skomplikowanych historii w jedno piękne opowiadanie. Jej trylogie są...

więcej Pokaż mimo to