-
ArtykułyKsiążka na Dzień Matki. Sprawdź propozycje wydawnictwa Czwarta StronaLubimyCzytać1
-
ArtykułyBabcie z fińskiej dzielnicy nadchodzą. Przeczytaj najnowszą książkę Marty Kisiel!LubimyCzytać1
-
ArtykułyPortret toksycznego związku w ostatnich dniach NRD. Międzynarodowy Booker dla niemieckiej pisarkiKonrad Wrzesiński10
-
ArtykułyKsiążka: najlepszy prezent na Dzień Matki. Przegląd ofertLubimyCzytać8
Biblioteczka
Bobby Jones, wybierając się na popołudniową grę w golfa wraz z doktorem Thomasem nawet nie przeczuwał, że wydarzy się coś niezwykłego. Zdziwieniem więc obydwu mężczyzn było ujrzenie na brzegu urwiska umierającego człowieka, którego ostatnimi słowami przed śmiercią było tytułowe pytanie: Dlaczego nie Evans? W czasie, kiedy doktor Thomas miał iść i poszukać pomocy, nasz główny bohater- Bobby został zobligowany do pilnowania ciała. Umówiony wcześniej z ojcem chłopak zaczyna się denerwować, kiedy doktor wciąż się nie pojawia. W pewnym momencie dostrzega wysuniętą z jednej z kieszeni fotografię najpiękniejszej kobiety, jaką kiedykolwiek widział. Tymczasem na horyzoncie pojawia się postać nieznajomego mężczyzny, przedstawiającego się jako Bassington- ffrench, który przyrzeka młodzieńcowi dopilnować, aby ciałem zajęły się odpowiednie osoby.
Wkrótce wiadomo, kim jest nieżyjący mężczyzna. To Alex Pitchard. Zidentyfikowanie go umożliwiła fotografia, znajdująca się w jego kieszeni i przedstawiająca panią Leonową Cayman- siostrę zmarłego. Na rozprawie u koronera Bobby ma przyjemność poznać państwa Caymanów, lecz jest zaskoczony wyglądem Leonowy, bowiem zapamiętał piękność z fotografii zupełnie inaczej. Ten drobny szczegół zrzuca jednak na winę czasu, odpowiedzialnego za zniekształcanie ludzi. Wkrótce potem dostaje propozycję pracy za granicą, którą odrzuca, ponieważ obiecał pomóc przyjacielowi w warsztacie. Przed swoim wyjazdem do Londynu zostaje otruty śmiertelną dawką morfiny, jednak ku zdumieniu wszystkich - przeżywa. Wtedy zaczyna się zastanawiać wraz ze swoją przyjaciółką- Frankie Derewent- czy śmierć w Marchbolt rzeczywiście była nieszczęśliwym wypadkiem, czy też posiada drugie dno. Czy nieżyjący mężczyzna był naprawdę Alexem Pitchardem? I kim do diabła jest tajemnicza kobieta z fotografii? Tyle pytań kłębi się w ich głowach, że w końcu zapominają o najważniejszym: dlaczego nie Evans?
To już trzeci kryminał Agaty Christie, jaki miałam przyjemność czytać i powiem, że jestem mile zaskoczona i zaczynam coraz bardziej przekonywać się do tej autorki. Pierwszy, jaki przeczytałam, czyli "Zerwane zaręczyny" uznałam za beznadziejny. Potem na urodziny dostałam "Noc i ciemność" , a zakończenie tej książki mnie szczerze zaskoczyło, ponieważ się go nawet nie spodziewałam. W przypadku "Dlaczego nie Evans?" było podobnie. Christie tak namąciła mi w głowie nowymi tropami, że nie potrafiłam się w końcu połapać, kto jest winny. Mój wewnętrzny Sherlock został sprytnie przez nią uśpiony, czego jej winszuję, bo jak dotąd udawało się to tylko Doyle'owi.
Przyznam, że czytałam tę książkę kilka miesięcy, ponieważ cały czas mi coś przerywało i nie potrafiłam się zebrać ponownie do czytania. Jednak kiedy już to zrobiłam, to nie potrafiłam się od niej oderwać. Cały czas w mojej głowie krążyło pytanie: "Kim jest tajemniczy Evans?" Chciałam uzyskać odpowiedź jak najszybciej, ale zanim to nastąpiło, śledziłam z największą przyjemnością przebieg śledztwa Frankie i Bobby'ego. Do czynienia z intrygami miałam na każdym kroku, a każdy nowy trop sprawiał, że byłam jeszcze bardziej podekscytowana, chociaż prawie na nic on mnie nie naprowadzał. Nie potrafiłam nadążyć za tokiem myślenia panny Derewent i panicza Jonesa, co tylko spotęgowało zaskoczenie zakończeniem powieści.
"Dlaczego nie Evans?" zawiera w sobie wszystkie elementy powieści kryminalnej, o jakich może marzyć każdy ich miłośnik: romans, intrygi, niespodziewane zwroty akcji. To wszystko sprawiło, że zostałam wkręcona w wir fabuły, z którego nie potrafiłam i nie chciałam wychodzić (pomijam początkowe rozdziały; powód podany wcześniej). Christie idealnie wykreowała postacie i ich historie, dzięki czemu nie mdliło mnie od przesłodzenia ani zgorszenia. Zaczynam powoli rozumieć, czemu jest przez wielu uwielbiana i określana mianem "Królowej Kryminałów". Sądzę, że niedługo i ja zacznę ją tak nazywać. Ale wracając do meritum... Czy polecam książkę? Polecam gorąco! Już sam tytuł sprawia, że czytelnik jest zaintrygowany, ale dopiero kiedy pozna on odpowiedź na tytułowe pytanie, zaczyna rozumieć zabawną ironię losu, którą jest ona niewątpliwie.
Bobby Jones, wybierając się na popołudniową grę w golfa wraz z doktorem Thomasem nawet nie przeczuwał, że wydarzy się coś niezwykłego. Zdziwieniem więc obydwu mężczyzn było ujrzenie na brzegu urwiska umierającego człowieka, którego ostatnimi słowami przed śmiercią było tytułowe pytanie: Dlaczego nie Evans? W czasie, kiedy doktor Thomas miał iść i poszukać pomocy, nasz...
więcej mniej Pokaż mimo to
Harry Potter - chłopiec, który przeżył. Od niemowlęcia wiedzie żywot u swojego niezbyt sympatycznego wujostwa i ich rozpieszczonego syna Dudleya, a jego pochodzenie było owiane od początku tajemnicą. Jedyną pamiątką z przeszłości jest blizna na czole, która wzięła się, jeśli wierzyć Dudleyom, z wypadku samochodowego. Jednak jak wyjaśnić dziwne zjawiska, towarzyszące chłopcu praktycznie na każdym kroku? W jedenaste urodziny Harrego na Privet Drive 4 przylatują sowy, co jest sytuacją anormalną, ponieważ nie powinny tu nawet występować, i to w dodatku w dzień. List, który przynoszą chłopcu, będzie zarazem biletem do całkiem innego świata, świata magii. Od tego momentu życie Harrego ulega całkowitym zmianom. Harry Potter i Kamień Filozoficznyautorstwa Joanne Kathleen Rowling to książka przeznaczono typowo dla dzieci, lecz czytają ją wszyscy, zarówno młodzież, jak i dorośli. A dlaczego? Bo strasznie wciąga. Przeczytasz rozdział i chcesz zacząć już kolejny, ponieważ nie będziesz mógł się skupić, jeśli nie dowiesz się, co wydarzyło się dalej. Historia Harrego, to historia o przyjaźni, poświęceniu i walce dobra ze złem. W trakcie czytania tej powieści możemy się przenieść
do książkowego Hogwartu i podążać jego korytarzami wraz z tytułowym bohaterem, Ronem i Hermioną, a co za tym idzie: przeżywać ich przygody. Rodzice pociech, które nie czytają, będą zdziwieni, kiedy usłyszą prośby o kupienie kolejnych części tego przepełnionego magią cyklu. Wiele straciłam, ponieważ zaczęłam czytać Harrego Pottera stosunkowo niedawno, gdyż nie spotkałam się z nim w dzieciństwie, jak większość osób. Jednak ta książka kompletnie mnie oczarowała i wciągnęła w świat Hogwartu, magii i nietypowych (w naszym świecie) problemów głównych postaci. Była dla mnie odskocznią podczas kapryśnych pogód lutego i potrafiła miejscami rozbawić. Autorka posiada niezwykły talent pisarski, sprawiający, że jej historie, niby całkiem zwyczajne, są w rzeczywistości czymś cudownym. J.K. Rowling stworzyła coś niesamowitego
w dobie określanej jako upadek książek przeznaczonych dla dzieci i młodzieży.
Harry Potter - chłopiec, który przeżył. Od niemowlęcia wiedzie żywot u swojego niezbyt sympatycznego wujostwa i ich rozpieszczonego syna Dudleya, a jego pochodzenie było owiane od początku tajemnicą. Jedyną pamiątką z przeszłości jest blizna na czole, która wzięła się, jeśli wierzyć Dudleyom, z wypadku samochodowego. Jednak jak wyjaśnić dziwne zjawiska, towarzyszące chłopcu...
więcej mniej Pokaż mimo to
Celaena Sardothien jest siedemnastoletnią zabójczynią. Najlepszą w całym Adarlanie. Jednak popełniła w przeszłości błąd, który zaważył na całym jej życiu. W wyniku spisku została złapana i zesłana na dożywocie do katorżniczej pracy w kopalni soli Endovier, gdzie, jak liczył król, miała umrzeć. Zdziwieniem więc był dla niej pewien dzień, w którym wyprowadzono ją z ciemnych korytarzy i przedstawiono księciu Dorianowi. Następca tronu zaproponował jej pewien układ, w którym stawką jest jej odzyskanie wolności po umówionym czasie, który miałaby poświęcić na usługiwanie rodzinie królewskiej. Jedynym haczykiem w umowie jest turniej, mający drogą eliminacji wyłonić prawdziwego Królewskiego Obrońcę.
Celaena po przybyciu do zamku jest ściśle chroniona, albo raczej to ludzie są chronieni przed nią. Kapitan gwardii - Chaol- zna jej występki z Endovier i nie dopuści do tego, aby zabójczyni podstępem poderżnęła komukolwiek gardło we śnie. Jednak po pewnym czasie podświadomie zaczyna jej ufać. Tymczasem w zamku zaczynają się dziać dziwne rzeczy, a uczestnicy turnieju zostają mordowani po kolei w brutalny sposób. Celaena składa obietnice nie tylko rodzinie królewskiej, ale także pierwszej królowie Adarlanu- Elenie, która każe jej powstrzymać mroczne siły, czające się w zamku.
"Szklany tron" jest niewątpliwie książką bardzo kontrowersyjną wśród książkoholików, a jej fabuła wiele razy była komentowana w niepochlebny sposób. Moim zdaniem pomysł na nią był bardzo dobry, ale autorka - Sarah J. Maas - gdzieś w środku się pogubiła i nie wykorzystała potencjału w pełni. Często miałam wrażenie, że obierając jeden kierunek nagle się rozmyślała i tworzyła coś zupełnie innego, coś, co nijak się miało do pierworodnej wersji. Przykładem tego są bohaterowie, którzy mnie strasznie irytowali. Celaena na początku została wykreowana na największą zabójczynię Adarlanu, a w następstwie poznajemy jej słabą stronę, jaka posiada kobieta mieszkająca cały czas w pałacu: zamiłowanie do pięknych sukni, rozkapryszenie, ulotność uczuć itp. Nie sądzę, aby jej mistrz Arobynn Hamel z niej tego nie wykorzenił, skoro na treningach potrafił być brutalny. Dorian to książątko wiecznie stłamszane przez swego ojca, które okazuje się nie być aroganckim dupkiem (zdziwienie?), ale posiada na zamku opinię kobieciarza, a kiedy poznaje pannę Sardothien zakochuje się w niej na zabój (tyle tu sprzeczności, że sama zaczynam się gubić, jaki on jest ;-;). Jedyną postacią, jaką polubiłam był Chaol, ale i on potrafił niekiedy działać na nerwy.
Sprzeczności i nielogiczności- tak mogę podsumować "Szklany tron". Wiele słyszałam o tej książce i liczyłam na nieprzewidywalną fabułą, ciekawie wykreowane postacie i... To "coś", co sprawia, że czytelnik potrafi się zakochać w bohaterach i śledzić z zapartym tchem ich losy. Rozczarowałam się. Przeczytałam książkę, która wniosła do mojego życia jedynie powiew świeżości pomysłu, którego potencjału nie potrafiła wykorzystać sama autorka, a szkoda.
Nie mogę jednak oceniać książki tylko pod względem błędów, ponieważ nie sprawiła mi ona przykrości. Czyta się ją lekko i szybko, co jest zaletą, kiedy jesteś Julią, na półkach zalegają ci kolejne kilkusetstronicowe tomy, a w drodze masz kolejne książki. Roztrząsałam wcześniej płytkość postaci, sprzeczność i nielogiczność ich charakterów, co do moralności się nie wypowiadam, bo można jej tam ze świecą szukać, a prawdopodobnie się jej nie znajdzie. Historia Celaeny mnie jednak wciągnęła (mimo, że sama bohaterka irytowała; ciężko to pojąć, wiem) i zamierzam ją kontynuować, a aktualnie czekam na moment, kiedy będę mogła kupić IV tom. Nie potrafiłam doczekać się wątków związanych z Eleną, a kiedy już się zdarzały, to były bardzo krótkie i czułam niedosyt. Mogę mieć jedynie nadzieję, że na samym końcu tej serii doczekam się postaci Eleny z nawiązką.
Celaena Sardothien jest siedemnastoletnią zabójczynią. Najlepszą w całym Adarlanie. Jednak popełniła w przeszłości błąd, który zaważył na całym jej życiu. W wyniku spisku została złapana i zesłana na dożywocie do katorżniczej pracy w kopalni soli Endovier, gdzie, jak liczył król, miała umrzeć. Zdziwieniem więc był dla niej pewien dzień, w którym wyprowadzono ją z ciemnych...
więcej mniej Pokaż mimo to
Cecile de Troyes jest niezwykle utalentowaną wokalnie dziewczyną, mieszkającą na wsi. W przeddzień jej wyjazdu do Trianon, do matki, zostaje porwana przez swojego znajomego i uprowadzona do zapomnianego, skalnego miasta Trollus, zamieszkanego przez trolle. Od tego momentu jej życie diametralnie się zmienia. Zostaje poślubiona księciu Trollus, który od początku ich znajomości traktuje ją obojętnie, jak przedmiot, którym są ludzie dla trolli. Cecile pragnie uciec jednak powstrzymuje ją przed tym przywiązanie do własnego życia, a po pewnym czasie także... Uczucie, jakim zaczyna darzyć księcia Tristana. Wraz z poznawaniem jego osobowości, odkrywa, że jest on zupełnie inny a pod przykrywką gburowatego młodzieńca skrywa się uczuciowy chłopak, pragnący zmiany na lepsze. Dziewczyna powoli zdaje sobie sprawę, że jej obecność tutaj jest nie tylko wymysłem starej ciotki chłopaka, ale nadzieją wolności, zapowiedzianej w przepowiedni, której trolle pragną od samego początku rzucenia przez czarownicę na ich miasto klątwy.
Cecile w miarę przebywania wśród trolli zaczyna rozumieć politykę ich miasta i intrygi z nią związane. Jej charakter zostaje poddany próbie, a ona sama przestaje być jedynie córką rolnika, marzącą o karierze pieśniarki w Trianon. Staje się księżniczką Trollus, będącą równocześnie kruchym człowiekiem, marnym robakiem w oczach króla. Dla mieszkańców miasta, zwłaszcza mieszańców, jest kimś więcej. Jest nadzieją. Odkrywa w sobie także potężną moc, o jakiej nie miała pojęcia. Wkrótce każdy będzie szeptał: to czarownica.
"Porwana pieśniarka" autorstwa Danielle L. Jensen, to książka, w której się bezwarunkowo zakochałam, a losy Tristana i Cecile śledziłam, nie mogąc się oderwać, chociaż tuż obok niemo przypominały o sobie obowiązki szkolne (ugh, czekam na wakacje). Akcja toczyła się szybko, dzięki czemu nie usypiałam podczas lektury. Osoby, które się lękają takiego tempa, uspokajam: otrzymujemy krótki wstęp, po którym Cecile przenosi się do Trollus, a wraz z tą zmianą miejsca autorka zaczyna stopniowo wprowadzać napięcie, dzięki czemu wciągamy się, tracąc poczucie z rzeczywistością.
Danielle L. Jensen stworzyła bezsprzecznie wspaniałe, podziemne miasto trolli, pozostające na długo w pamięci. Język, jakim się posłużyła, jest przyjemny i łatwy, a mimo to potrafi wprowadzić czytelnika w baśniowy, niemal legendarny świat, utworzony w jej własnej głowie. Podziwiam pisarzy, uznających prostotę pisania, bez żadnych zawiłych skrótów myślowych, ponieważ sztuka tworzenia czegoś uniwersalnego, będącego jednocześnie kluczem do naszej wyobraźni, jest trudna i zaledwie garstce się ona udaje.
Odkąd przeczytałam "Rywalki" Kiery Cass ciężko mi było znaleźć coś równie wciągającego, coś, co by mnie pochłonęło bez reszty i z wyczekiwaniem chciałabym do tego wrócić. "Porwana pieśniarka" na pewno jest książką, której szukałam od tamtej chwili. Danielle L. Jensen udało się w perfekcyjny sposób omamić czytelnika geniuszem swej książki: językiem, baśniową historią i niedokończonym wątkiem, którego ciąg dalszy mamy poznać w "Ukrytej łowczyni". Zabrakło mi tam jedynie odrobinę bardziej wykreowanych postaci głównych. Odniosłam wrażenie, że były one marionetkami, stworzonymi z atramentu pani Jensen, lecz bez przeszłości i wyraźnie zarysowanych cech charakteru. poza tym nie mam do czego się przyczepić i z niecierpliwością czekam na lipiec i moment, w którym wyjdzie druga część trylogii "Klątwy".
Cecile de Troyes jest niezwykle utalentowaną wokalnie dziewczyną, mieszkającą na wsi. W przeddzień jej wyjazdu do Trianon, do matki, zostaje porwana przez swojego znajomego i uprowadzona do zapomnianego, skalnego miasta Trollus, zamieszkanego przez trolle. Od tego momentu jej życie diametralnie się zmienia. Zostaje poślubiona księciu Trollus, który od początku ich...
więcej mniej Pokaż mimo to
http://uliczkatajemnic.blogspot.com/2016/05/w-ramionach-gwiazd.html
Ikar jest największym i najwspanialszym galaktycznym statkiem, jaki kiedykolwiek w niej istniał. Podróżuje na nim Lilac LaRoux- księżniczka, a zarazem córka najbogatszego człowieka, i Traver Merendsen- niedawno awansowany na wysokie stanowisko wojskowe młody bohater wojenny. Poznają się podczas zbiegu okoliczności, lecz już na następny dzień, z powodu uprzedzeń, dziewczyna musi przerwać tę znajomość. Wkrótce potem dochodzi do awarii. Pasażerowie muszą przenieść się do kapsuł, mających ich uchronić przed śmiercią. W momencie, kiedy wszyscy tam zmierzają, Lilac zostaje porwana przez tłum i odłączona od swych ochroniarzy. Ratuje ją nie kto inny, jak sam major Merendsen. Niestety, jest już zbyt mało czasu, aby sam mógł przenieść się do własnej kapsuły. W ostatniej chwili udaje się im opuścić likwidujący się samoistnie statek i udać się w hiperprzestrzeń. Jednak szczęście nie trwa wiecznie. Orientują się, że coś jest nie tak z lotem kapsuły i lądują na nieznanej im dotąd planecie. Major podejrzewa, że jest to jedna z planet terreformacyjnych. Dziwi go jedynie, że planeta nie jest dostosowana do bezpiecznego przebywania na niej. Już wkrótce mają się przekonać, że nie każda iluzja jest fałszywa i nie wszystkim powinno się ufać, zwłaszcza najbliższym.
Amie Kaufman i Megan Spooner stworzyły książkę o niespotykanej dotąd przeze mnie fabule. "W ramionach gwiazd" jest bezsprzecznie czymś zachwycającym. Widząc promocję tej książki, myślałam w duchu, że będzie to kolejna schematyczna powieść młodzieżowa z usypiającym wątkiem głównym. Dlatego kiedy przymierzałam się do jej zakupu, stwierdzałam w końcu: nie, to nie dla mnie. Ostatecznie książka znalazła się na mojej półce "chcę przeczytać" i otrzymałam ją w prezencie urodzinowym.
Moje pierwsze wrażenia? Dziwny styl pisania, którego na początku nie potrafiłam zrozumieć. Dopiero później zorientowałam się, że Merendsen jest przesłuchiwany, a ja poznaję retrospekcję kolidującą z jego zeznaniami. Rozumiem, że to taki urok tej książki, jednak według mnie autorki wprowadziły przez to zbędne zamieszanie.
Zakochałam się w okładce książki. Na tle galaktyki znajduje się para, próbująca chwycić się za dłonie... I jak tu nie być sroką książkową? Zwłaszcza, kiedy tę scenę po skończeniu czytania można porównać do jednego z fragmentów powieści.
Amie Kaufman i Megan Spooner udało się stworzyć ciekawe postacie, które są zbudowane na podstawie pewnego kontrastu: ona wywodzi się z elity, on ma dostęp do wyższej sfery tylko dzięki otrzymanym tytułom na wojnie; ona jest rozkapryszoną i uparta córką bogacza, on jest synem pisarki i nauczyciela... Można by tak wybierać i przebierać bez końca w porównaniach i doszlibyśmy do tego samego pytania, które często jest powtarzane po przeczytaniu tego typu książek: Co ich zatem połączyło? Odpowiedzieć nie da się na to jednoznacznie, trzeba to przeczytać, aby uzyskać satysfakcjonującą odpowiedź.
"W ramionach gwiazd" polecam serdecznie osobom, które lubią powieści w nietypowym stylu i z niespotykaną dotąd fabułą. Nie jest to typowa fantastyka (bo nazwałabym to bardziej połączeniem sience fiction z młodzieżówką), jednak jej elementy towarzyszą czytelnikowi przez cały czas, gdzieś w tle. Jeśli spodobała Wam się okładka, ale nie jesteście pewni, czy sięgnąć po tę powieść, to zapewniam Was, że niczego na tym nie stracicie, a jeśli Wam się spodoba, to nawet zyskacie. "W ramionach gwiazd" jest czymś zachwycającym na chwilę, ponieważ przeczytałam ją jakiś miesiąc temu i nie zagościła w moim sercu, jak np. "Niezbędnik obserwatorów gwiazd".
Kiedy zdecydujecie się na tę lekturę pamiętajcie o jednym.
"Szepty istnieją, wszyscy o tym wiedzą. Nawet jeśli nikt nigdy niczego nie udowodnił, ludzie zawsze opowiadali historie o tym, co leży poza skrajem zbadanego wszechświata".
http://uliczkatajemnic.blogspot.com/2016/05/w-ramionach-gwiazd.html
Ikar jest największym i najwspanialszym galaktycznym statkiem, jaki kiedykolwiek w niej istniał. Podróżuje na nim Lilac LaRoux- księżniczka, a zarazem córka najbogatszego człowieka, i Traver Merendsen- niedawno awansowany na wysokie stanowisko wojskowe młody bohater wojenny. Poznają się podczas zbiegu...
Często zdarza się tak, że te najprostsze historie są tymi najtrudniejszymi i trafiają wprost do serca czytelnika. "Dziewczyna z Pomarańczami" z pewnością do takich powieści się zalicza.
"Przed chwilą podszedłeś do mnie i spytałeś, co piszę na komputerze. Odpowiedziałem Ci, że list do mojego najlepszego przyjaciela. Może zadziwił Cię smutek w moim głosie, gdy Ci to wyjaśniałem, bo spytałeś: - To do mamy?
Chyba pokręciłem głową. - Mama to moja ukochana - odparłem. - A to jest coś zupełnie innego.
- A kim ja jestem?- spytałeś wtedy.
Złapałeś mnie w pułapkę. Ale wziąłem Cię tylko na kolana, nie odchodząc od komputera, mocno przytuliłem i powiedziałem, że jesteś moim najlepszym przyjacielem".
Pewnego dnia Georg przychodzi do domu po zajęciach w szkole muzycznej i zastaje w domu niespodziewanych gości: dziadków. Wkrótce powód się wyjaśnia. Babcia wręcza chłopakowi list od jego zmarłego przed jedenastoma latami ojca - Jana Olava. Pamięta on go jedynie z opowiadań matki, zdjęć i filmów. List przeleżał w dziecięcym wózku, pod podszewką. Wszyscy są zaciekawieni i zaintrygowani, ale chłopak ucieka z nim do pokoju i zamyka się tam na kilka godzin. W ten sposób poznaje on historię o tajemniczej Dziewczynie z Pomarańczami. Ojciec w trakcie opowiadania o niej zadaje Georgowi masę pytań na temat życia, śmierci, czasu: jednym słowem - istnienia. Inspirowany przeżyciami swojego ojca młodzieniec usiłuje sprostać jego oczekiwaniom i odnaleźć odpowiedzi na nurtujące go pytania, postawiwszy się w jego sytuacji.
Jostein Gaarder swoją książką pt. "Dziewczyna z Pomarańczami" podbił moje serce. List ojca Georga porusza w niezwykły sposób struny uczuć człowieka i problematykę życia. Wszelkie porównania i przemyślenia trafiają w samo sedno i sprawiają, że czytelnik zaczyna patrzeć na najbłahsze sprawy z zupełnie innej perspektywy. Z perspektywy kogoś, kto otrzymawszy największe szczęście od losu, umiera jednocześnie na prawie nieuleczalną chorobę.
"To dobre choroby każą pacjentowi położyć się do łóżka natychmiast. Zła choroba z reguły potrzebuje długiego czasu zanim w końcu każe Ci fiknąć kozła i obali na ziemię na dobre".
Ciężko pisać o książkach, które głęboko poruszają serce czytelnika i sprawiają, że w jego oczach pojawiają się łzy wzruszenia. Takie oto uczucia wywołała u mnie "Dziewczyna z Pomarańczami". Urzekła mnie ona swoją prostotą, historiami wyjętymi jakby wprost z baśni, nieodłącznym przemijaniem, o którym tak często zapominamy. Myślę, że każdy, choć na chwilę, może zostać Georgiem, postawić się w jego sytuacji i odpowiedzieć indywidualnie na pytania zadane przez jego ojca, które niosą jasny przekaz: żyj najlepiej, jak potrafisz i podążaj za marzeniami, choćby tymi nieosiągalnymi.
"Dziewczyna z Pomarańczami" została napisana lekkim i przyjemnym dla czytelnika językiem, więc nie powinien się on męczyć, czytając ją. Przyznam, że sądziłam, iż historia ojca Georga, mająca podłoże filozoficzne, odepchnie mnie na samym początku, że zostanę przygnieciona ciężkimi sformułowaniami. Natomiast było przeciwnie: z każdym kolejnym zdaniem wciągałam się coraz bardziej i nie potrafiłam się doczekać odpowiedzi na pytanie: "kim jest Dziewczyna z Pomarańczami?". Tajemniczy klimat, w jakim jest napisana ta powieść, dodał jej uroku. Jostein Gaarder wie, jak sprawić, aby czytelnik wzruszał się i po chwili śmiał, czego idealnym przykładem jestem ja w trakcie czytania jego książki.
To przykre, że historie, przekazujące najwięcej, są tak często pomijane i spychane w cień przez większość banalnych, a wręcz głupich opowieści. Nie są zauważane, a szkoda. Ja również nigdy bym nie poznała "Dziewczyny z Pomarańczami", gdyby nie Jessie z bloga lifting- pages. Dzięki mojej skrytej w głębi duszy sroce okładkowej, postanowiłam za wszelką cenę zakupić w niedługim czasie tę książkę, nawet nie licząc na to, że tak ona mną wstrząśnie. Niekiedy żałuję wydanych pieniędzy na jakąś pozycję, ale w tym wypadku nigdy nie wypowiem takiego zdania. "Dziewczyna z Pomarańczami" w pełni zasługuje na docenienie i zyskanie po latach swego debiutu miana bestseleru. Myślę, że będę ją co roku czytała, przez co stanie się dla mnie taką samą tradycją, jak oglądanie "Kevina" w Boże Narodzenie. Mam nadzieję, że zawsze, kiedy ją odłożę, będę tęskniła do tego stopnia, aby przeczytać jeszcze raz tę historię. Ale obawiam się, że jeśli złamię utworzone przez siebie reguły, to czar baśni pryśnie. Więc chyba zastosuję się do rady pewnej mądrej osoby: Czasami w życiu trzeba umieć trochę potęsknić. I Wy, moi Drodzy, również o tym pamiętajcie:)
Często zdarza się tak, że te najprostsze historie są tymi najtrudniejszymi i trafiają wprost do serca czytelnika. "Dziewczyna z Pomarańczami" z pewnością do takich powieści się zalicza.
więcej Pokaż mimo to"Przed chwilą podszedłeś do mnie i spytałeś, co piszę na komputerze. Odpowiedziałem Ci, że list do mojego najlepszego przyjaciela. Może zadziwił Cię smutek w moim głosie, gdy Ci to...