-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel10
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant10
-
ArtykułyPaul Auster nie żyje. Pisarz miał 77 latAnna Sierant6
Biblioteczka
Bobby Jones, wybierając się na popołudniową grę w golfa wraz z doktorem Thomasem nawet nie przeczuwał, że wydarzy się coś niezwykłego. Zdziwieniem więc obydwu mężczyzn było ujrzenie na brzegu urwiska umierającego człowieka, którego ostatnimi słowami przed śmiercią było tytułowe pytanie: Dlaczego nie Evans? W czasie, kiedy doktor Thomas miał iść i poszukać pomocy, nasz główny bohater- Bobby został zobligowany do pilnowania ciała. Umówiony wcześniej z ojcem chłopak zaczyna się denerwować, kiedy doktor wciąż się nie pojawia. W pewnym momencie dostrzega wysuniętą z jednej z kieszeni fotografię najpiękniejszej kobiety, jaką kiedykolwiek widział. Tymczasem na horyzoncie pojawia się postać nieznajomego mężczyzny, przedstawiającego się jako Bassington- ffrench, który przyrzeka młodzieńcowi dopilnować, aby ciałem zajęły się odpowiednie osoby.
Wkrótce wiadomo, kim jest nieżyjący mężczyzna. To Alex Pitchard. Zidentyfikowanie go umożliwiła fotografia, znajdująca się w jego kieszeni i przedstawiająca panią Leonową Cayman- siostrę zmarłego. Na rozprawie u koronera Bobby ma przyjemność poznać państwa Caymanów, lecz jest zaskoczony wyglądem Leonowy, bowiem zapamiętał piękność z fotografii zupełnie inaczej. Ten drobny szczegół zrzuca jednak na winę czasu, odpowiedzialnego za zniekształcanie ludzi. Wkrótce potem dostaje propozycję pracy za granicą, którą odrzuca, ponieważ obiecał pomóc przyjacielowi w warsztacie. Przed swoim wyjazdem do Londynu zostaje otruty śmiertelną dawką morfiny, jednak ku zdumieniu wszystkich - przeżywa. Wtedy zaczyna się zastanawiać wraz ze swoją przyjaciółką- Frankie Derewent- czy śmierć w Marchbolt rzeczywiście była nieszczęśliwym wypadkiem, czy też posiada drugie dno. Czy nieżyjący mężczyzna był naprawdę Alexem Pitchardem? I kim do diabła jest tajemnicza kobieta z fotografii? Tyle pytań kłębi się w ich głowach, że w końcu zapominają o najważniejszym: dlaczego nie Evans?
To już trzeci kryminał Agaty Christie, jaki miałam przyjemność czytać i powiem, że jestem mile zaskoczona i zaczynam coraz bardziej przekonywać się do tej autorki. Pierwszy, jaki przeczytałam, czyli "Zerwane zaręczyny" uznałam za beznadziejny. Potem na urodziny dostałam "Noc i ciemność" , a zakończenie tej książki mnie szczerze zaskoczyło, ponieważ się go nawet nie spodziewałam. W przypadku "Dlaczego nie Evans?" było podobnie. Christie tak namąciła mi w głowie nowymi tropami, że nie potrafiłam się w końcu połapać, kto jest winny. Mój wewnętrzny Sherlock został sprytnie przez nią uśpiony, czego jej winszuję, bo jak dotąd udawało się to tylko Doyle'owi.
Przyznam, że czytałam tę książkę kilka miesięcy, ponieważ cały czas mi coś przerywało i nie potrafiłam się zebrać ponownie do czytania. Jednak kiedy już to zrobiłam, to nie potrafiłam się od niej oderwać. Cały czas w mojej głowie krążyło pytanie: "Kim jest tajemniczy Evans?" Chciałam uzyskać odpowiedź jak najszybciej, ale zanim to nastąpiło, śledziłam z największą przyjemnością przebieg śledztwa Frankie i Bobby'ego. Do czynienia z intrygami miałam na każdym kroku, a każdy nowy trop sprawiał, że byłam jeszcze bardziej podekscytowana, chociaż prawie na nic on mnie nie naprowadzał. Nie potrafiłam nadążyć za tokiem myślenia panny Derewent i panicza Jonesa, co tylko spotęgowało zaskoczenie zakończeniem powieści.
"Dlaczego nie Evans?" zawiera w sobie wszystkie elementy powieści kryminalnej, o jakich może marzyć każdy ich miłośnik: romans, intrygi, niespodziewane zwroty akcji. To wszystko sprawiło, że zostałam wkręcona w wir fabuły, z którego nie potrafiłam i nie chciałam wychodzić (pomijam początkowe rozdziały; powód podany wcześniej). Christie idealnie wykreowała postacie i ich historie, dzięki czemu nie mdliło mnie od przesłodzenia ani zgorszenia. Zaczynam powoli rozumieć, czemu jest przez wielu uwielbiana i określana mianem "Królowej Kryminałów". Sądzę, że niedługo i ja zacznę ją tak nazywać. Ale wracając do meritum... Czy polecam książkę? Polecam gorąco! Już sam tytuł sprawia, że czytelnik jest zaintrygowany, ale dopiero kiedy pozna on odpowiedź na tytułowe pytanie, zaczyna rozumieć zabawną ironię losu, którą jest ona niewątpliwie.
Bobby Jones, wybierając się na popołudniową grę w golfa wraz z doktorem Thomasem nawet nie przeczuwał, że wydarzy się coś niezwykłego. Zdziwieniem więc obydwu mężczyzn było ujrzenie na brzegu urwiska umierającego człowieka, którego ostatnimi słowami przed śmiercią było tytułowe pytanie: Dlaczego nie Evans? W czasie, kiedy doktor Thomas miał iść i poszukać pomocy, nasz...
więcej mniej Pokaż mimo to
Często zdarza się tak, że te najprostsze historie są tymi najtrudniejszymi i trafiają wprost do serca czytelnika. "Dziewczyna z Pomarańczami" z pewnością do takich powieści się zalicza.
"Przed chwilą podszedłeś do mnie i spytałeś, co piszę na komputerze. Odpowiedziałem Ci, że list do mojego najlepszego przyjaciela. Może zadziwił Cię smutek w moim głosie, gdy Ci to wyjaśniałem, bo spytałeś: - To do mamy?
Chyba pokręciłem głową. - Mama to moja ukochana - odparłem. - A to jest coś zupełnie innego.
- A kim ja jestem?- spytałeś wtedy.
Złapałeś mnie w pułapkę. Ale wziąłem Cię tylko na kolana, nie odchodząc od komputera, mocno przytuliłem i powiedziałem, że jesteś moim najlepszym przyjacielem".
Pewnego dnia Georg przychodzi do domu po zajęciach w szkole muzycznej i zastaje w domu niespodziewanych gości: dziadków. Wkrótce powód się wyjaśnia. Babcia wręcza chłopakowi list od jego zmarłego przed jedenastoma latami ojca - Jana Olava. Pamięta on go jedynie z opowiadań matki, zdjęć i filmów. List przeleżał w dziecięcym wózku, pod podszewką. Wszyscy są zaciekawieni i zaintrygowani, ale chłopak ucieka z nim do pokoju i zamyka się tam na kilka godzin. W ten sposób poznaje on historię o tajemniczej Dziewczynie z Pomarańczami. Ojciec w trakcie opowiadania o niej zadaje Georgowi masę pytań na temat życia, śmierci, czasu: jednym słowem - istnienia. Inspirowany przeżyciami swojego ojca młodzieniec usiłuje sprostać jego oczekiwaniom i odnaleźć odpowiedzi na nurtujące go pytania, postawiwszy się w jego sytuacji.
Jostein Gaarder swoją książką pt. "Dziewczyna z Pomarańczami" podbił moje serce. List ojca Georga porusza w niezwykły sposób struny uczuć człowieka i problematykę życia. Wszelkie porównania i przemyślenia trafiają w samo sedno i sprawiają, że czytelnik zaczyna patrzeć na najbłahsze sprawy z zupełnie innej perspektywy. Z perspektywy kogoś, kto otrzymawszy największe szczęście od losu, umiera jednocześnie na prawie nieuleczalną chorobę.
"To dobre choroby każą pacjentowi położyć się do łóżka natychmiast. Zła choroba z reguły potrzebuje długiego czasu zanim w końcu każe Ci fiknąć kozła i obali na ziemię na dobre".
Ciężko pisać o książkach, które głęboko poruszają serce czytelnika i sprawiają, że w jego oczach pojawiają się łzy wzruszenia. Takie oto uczucia wywołała u mnie "Dziewczyna z Pomarańczami". Urzekła mnie ona swoją prostotą, historiami wyjętymi jakby wprost z baśni, nieodłącznym przemijaniem, o którym tak często zapominamy. Myślę, że każdy, choć na chwilę, może zostać Georgiem, postawić się w jego sytuacji i odpowiedzieć indywidualnie na pytania zadane przez jego ojca, które niosą jasny przekaz: żyj najlepiej, jak potrafisz i podążaj za marzeniami, choćby tymi nieosiągalnymi.
"Dziewczyna z Pomarańczami" została napisana lekkim i przyjemnym dla czytelnika językiem, więc nie powinien się on męczyć, czytając ją. Przyznam, że sądziłam, iż historia ojca Georga, mająca podłoże filozoficzne, odepchnie mnie na samym początku, że zostanę przygnieciona ciężkimi sformułowaniami. Natomiast było przeciwnie: z każdym kolejnym zdaniem wciągałam się coraz bardziej i nie potrafiłam się doczekać odpowiedzi na pytanie: "kim jest Dziewczyna z Pomarańczami?". Tajemniczy klimat, w jakim jest napisana ta powieść, dodał jej uroku. Jostein Gaarder wie, jak sprawić, aby czytelnik wzruszał się i po chwili śmiał, czego idealnym przykładem jestem ja w trakcie czytania jego książki.
To przykre, że historie, przekazujące najwięcej, są tak często pomijane i spychane w cień przez większość banalnych, a wręcz głupich opowieści. Nie są zauważane, a szkoda. Ja również nigdy bym nie poznała "Dziewczyny z Pomarańczami", gdyby nie Jessie z bloga lifting- pages. Dzięki mojej skrytej w głębi duszy sroce okładkowej, postanowiłam za wszelką cenę zakupić w niedługim czasie tę książkę, nawet nie licząc na to, że tak ona mną wstrząśnie. Niekiedy żałuję wydanych pieniędzy na jakąś pozycję, ale w tym wypadku nigdy nie wypowiem takiego zdania. "Dziewczyna z Pomarańczami" w pełni zasługuje na docenienie i zyskanie po latach swego debiutu miana bestseleru. Myślę, że będę ją co roku czytała, przez co stanie się dla mnie taką samą tradycją, jak oglądanie "Kevina" w Boże Narodzenie. Mam nadzieję, że zawsze, kiedy ją odłożę, będę tęskniła do tego stopnia, aby przeczytać jeszcze raz tę historię. Ale obawiam się, że jeśli złamię utworzone przez siebie reguły, to czar baśni pryśnie. Więc chyba zastosuję się do rady pewnej mądrej osoby: Czasami w życiu trzeba umieć trochę potęsknić. I Wy, moi Drodzy, również o tym pamiętajcie:)
Często zdarza się tak, że te najprostsze historie są tymi najtrudniejszymi i trafiają wprost do serca czytelnika. "Dziewczyna z Pomarańczami" z pewnością do takich powieści się zalicza.
więcej Pokaż mimo to"Przed chwilą podszedłeś do mnie i spytałeś, co piszę na komputerze. Odpowiedziałem Ci, że list do mojego najlepszego przyjaciela. Może zadziwił Cię smutek w moim głosie, gdy Ci to...