rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

To jedna z tych chwil, kiedy naprawdę wątpię w ludzkość... Najgorsze czytadło wszech czasów! Pozbawione sensu, bohaterów pominę milczeniem, bo szkoda słów... Co mnie boli jednak najbardziej, to porównywanie tego do książek Kinga - mnie to skusiło, a w ogólnym skrócie - z Kingiem to nie ma NIC wspólnego... Zmarnowany czas.

To jedna z tych chwil, kiedy naprawdę wątpię w ludzkość... Najgorsze czytadło wszech czasów! Pozbawione sensu, bohaterów pominę milczeniem, bo szkoda słów... Co mnie boli jednak najbardziej, to porównywanie tego do książek Kinga - mnie to skusiło, a w ogólnym skrócie - z Kingiem to nie ma NIC wspólnego... Zmarnowany czas.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Przeciętna - to dobre słowo. Niestety, ale z "Alicją w Krainie Czarów" to ma tyle wspólnego co ja z baletem - czyli praktycznie nic, a szkoda. Cała historia jest do bólu wręcz przewidywalna, główna bohaterka to jedno wielkie nieporozumienie (uwierzycie, że ona wiecznie robi to samo? Albo na kogoś wpada i przeprasza, albo ucieka, rozmawia z przyjaciółką i ma swoją uniwersalną odpowiedź na niemal każde pytanie: "Nie. Tak. Może. Nie wiem."?), wielka miłość od pierwszego wejrzenia, zazdrosna rywalka i zombie, które miały być chyba straszne...a są śmieszne. Plus - czyta się to naprawdę szybko, więc jeśli ktoś szuka typowego odmóżdżacza dla zabicia czasu - śmiało, ale zastrzegam - rewelacji nie ma.

Przeciętna - to dobre słowo. Niestety, ale z "Alicją w Krainie Czarów" to ma tyle wspólnego co ja z baletem - czyli praktycznie nic, a szkoda. Cała historia jest do bólu wręcz przewidywalna, główna bohaterka to jedno wielkie nieporozumienie (uwierzycie, że ona wiecznie robi to samo? Albo na kogoś wpada i przeprasza, albo ucieka, rozmawia z przyjaciółką i ma swoją...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Szczerze mówiąc nie mam pojęcia od czego zacząć. Zaczęłabym od plusów, ale problem w tym, że owych plusów w tej książce po prostu nie ma. To kolejny przykład czytadła, które za nic ma logikę i zwyczajnie kpi z czytelnika. Cała historia jest przewidywalna od początku do końca, co więcej nie trzyma się kupy.
Zacznę może od tego, co najbardziej rzuciło mi się w oczy. Autor ponoć jest katolikiem i stale do chrześcijaństwa się odwołuje - niby nic dziwnego jak się pisze o aniołach - ok, spodziewałabym się więc jakieś minimalnej wiedzy teologicznej, ale niestety - widać wymagam zbyt wiele. Rozumiem, ze jest to fantastyka, nie przekład biblijny, rozumiem, że autor ma prawo zerwać z historią przedstawioną w Biblii - ma takie prawo, wielu tak robi i wielu coś z tego wychodzi. Tu wychodzi zwyczajny bełkot.
Autor postanowił postawić wszystkie dogmaty na głowie - ciekawa koncepcja, coś nowego, świeżego? Niestety, ale NIE. Po pierwsze - Thomas Sniegoski postanowił zerwać z przekonaniem, że upadły anioł to zły anioł, że służący Bogu anioł, to dobry anioł. Wszystko pięknie - do czasu. Główny błąd pisarza to powoływanie się na Biblię - nie robi tego często, ale jednak - po co? Po co, jeżeli cała opisywana przez niego historia nie ma z Biblią nic wspólnego? Co chciał przez to uzyskać?
W pewnym momencie wspomina o upadku - mówi o wojnie, upadku Lucyfera - doskonale znana nam historia. Autor nie dodaje do niej nic - oczywiste jest więc, że odwołuje się do wiedzy czytelnika. W porządku - co więc robię? Wspominam upadek jako bunt przeciw Bogu, pychę Lucyfera, upadek skuszonego człowieka - czekam na dopasowanie opisywanej historii do tego schematu. W tym momencie autor zdaje się wręcz krzyczeć: a czekaj sobie! Historia upadku swoje, a treść książki swoje. O ile chrześcijaństwo zakłada, że zło jest wynikiem braku Boga, o tyle w tej książce bynajmniej się tak nie dzieje. Stąd moje kolejne pytanie - czym jest zło w świecie opisywanym przez Sniegoskiego? Hmm... no zło jest... złem. Skąd w takim razie bierze się dobro, jeśli nie od Boga? Bo przecież upadłe anioły nie są złe - to one są tutaj tymi dobrymi, skrzywdzonymi, pokutującymi! Yyy... no nawróciły się. No dobrze, więc co z przywódcą Potęg? Jest zły, przepełniony pychą, chce podporządkować sobie świat, działa ponoć w imię Pana - ma więcej buty niż Lucyfer w chwili upadku! Dlaczego więc jemu nie odebrano skrzydeł? Dlaczego jedyną karą dla niego jest poparzenie piorunem?! Dlaczego Bóg nie interweniuje, skoro za pierwszym razem to zrobił? Dlaczego Werchiel używa ludzkich dzieci jako psów gończych? Dlaczego nazywa ludzi małpami - przecież sam Bóg stał się człowiekiem, na Miłość Boską - on się próbuje modlić do krzyża, czyli z tajemnicą wcielenia autor też nie zerwał! Gdzie tu jest sens? Nie mówiąc już o wiecznej paplaninie tejże postaci - przywódcy niebiańskich zastępów, który ma zasiąść po prawicy Pańskiej... a co się stało z Michałem? Szczerze - przez całą lekturę czekałam na moment w którym Lucyfer wkroczy w warkoczykach i różowych wstążkach śpiewając pod nosem serenady,a Michał wpadnie mordować ludzi - aż się dziwię, że do tego nie doszło. Autor każe mi uwierzyć, że Bóg powołał oddział aniołów, wypuścił go na ziemię i dał im wolną rękę. A co jeśli anioł z takiego zastępu nie będzie chciał już mordować niewinnych? Czy powinien zwrócić się do Boga? Nie! Powinien się całkowicie od Niego odwrócić, bo jakiś staruszek kiedyś miał wizję, że Bóg wybaczy upadłym! Czyli - chcesz być dobry? Grzesz! Bo Bóg ci wybaczy. Uwielbiam logikę tego pisarza. Jeśli chodzi o niedociągnięcia w tej kwestii - jest tego znacznie więcej, ale wypisywanie wszystkiego mija się z celem, bo wniosek jest wciąż ten sam - logika nie istnieje.
Przejdźmy może do charakterystyki głównego bohatera. Takiego pajaca jeszcze w książce nie znalazłam! Przystojny, mdły, zakochany, przepełniony wyrzutami sumienia, nieszczęśliwy, gadający do psa... Uwielbiam scenę tuż po śmierci jego rodziców - właśnie patrzył, jak zamieniają się w kupkę popiołu, jego brata porwał właśnie chory na umyśle psychopata - a on martwi się o psa. Wybaczcie - miałam dość. Nie wiem jakim cudem doczytałam to do końca. Super pies - raz przemawiający niczym mędrzec, innym razem wykrzykujący tuż po masakrze: "Zobacz Aaronie, moja piłka! Myślałem, że straciłem ją na zawsze!" - a w każdym razie coś w tym stylu. Moja cierpliwość się wyczerpała. Mdło, mdło, mdło!
A co na temat akcji? W końcu tyle tam mordują! Dwa razy przy niej usnęłam - to mówi samo za siebie.

Szczerze mówiąc nie mam pojęcia od czego zacząć. Zaczęłabym od plusów, ale problem w tym, że owych plusów w tej książce po prostu nie ma. To kolejny przykład czytadła, które za nic ma logikę i zwyczajnie kpi z czytelnika. Cała historia jest przewidywalna od początku do końca, co więcej nie trzyma się kupy.
Zacznę może od tego, co najbardziej rzuciło mi się w oczy. Autor...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Niestety, zawiodłam się niesamowicie. Od samego początku uważałam, że pan Flanagan nie potrafi tworzyć kobiecych postaci - każda jego próba wywoływała na mojej twarzy albo wyraz zgrozy, albo zniesmaczenia, w nielicznych wypadkach zaś wybuch śmiechu. Ten tom przeszedł jednak moje najśmielsze oczekiwania - choć zabito jedną z najbardziej irytujących kobiecych postaci, to zastąpioną ją inną, co więcej szkoli się ją na zwiadowcę i jest o stokroć bardziej irytująca niż cała reszta razem wzięta! Raz to rozwydrzona smarkula, raz grzeczna dziewczynka - kompletny brak konsekwencji, nie wspomnę już o tym, że sam powód dla którego została uczennicą Willa jest pozbawiony sensu. Niestety, to nie koniec przykrych niespodzianek - Halta prawie nie ma, Will się zachowuje jak kretyn, przyszła królowa funduje nam w epilogu... coś kompletnie nieprzystającego królowej, a cała intryga jest wręcz żałosna. Do tej pory takie wyprawy były opisywane epizodycznie,nigdy nie sprawiały większych kłopotów, ale nie - wymyślenie czegoś ekscytującego jest zbyt trudne.
Zawiodłam się. Tak właściwie to ten tom jest niczym innym jak beznadziejną próbą powtórzenia "Ruin Gorlanu". Najlepszy dowód na to, że niektórych rzeczy nie należy ciągnąć na siłę. Aż boję się pomyśleć, co znajdę w następnym tomie, a ten - jak głosi napis wewnątrz książki - już w przyszłym roku. Ale z drugiej strony - czego się nie robi przez sentyment...?

Niestety, zawiodłam się niesamowicie. Od samego początku uważałam, że pan Flanagan nie potrafi tworzyć kobiecych postaci - każda jego próba wywoływała na mojej twarzy albo wyraz zgrozy, albo zniesmaczenia, w nielicznych wypadkach zaś wybuch śmiechu. Ten tom przeszedł jednak moje najśmielsze oczekiwania - choć zabito jedną z najbardziej irytujących kobiecych postaci, to...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Nie mam pojęcia kto postanowił, że jest to historyjka odpowiednia dla dzieci, ale radziłabym udać się mu do terapeuty. Nienawidzę jej do dnia dzisiejszego.

Nie mam pojęcia kto postanowił, że jest to historyjka odpowiednia dla dzieci, ale radziłabym udać się mu do terapeuty. Nienawidzę jej do dnia dzisiejszego.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Ponoć niektóre książki pozostawiają po sobie niesmak. Jeśli tak, to "Klątwa tygrysa" pozostawia po sobie mdłości. Nie mam już ochoty rozpisywać się na temat stylu autorki, któremu do doskonałości wiele brakuje. Nie będę nawet pisać o jej skłonności do wyliczania dosłownie wszystkiego, począwszy od opisu ubrań, gdzie podkreślić trzeba kolor każdej nici, po wypisanie listy sześćdziesięciu dań, które bohaterka zamówiła na obiad. Nie mogę jednak przemilczeć faktu, że ta książka, skierowana ponoć do młodzieży, napisana została w sposób właściwy dzieciom. To nie historia zakochanych nastolatków. To opowieść o dzieciach w ciałach ponoć dorosłych ludzi. Co więcej - każdy ich krok przynosi sukces. Mamy przepowiednię - niby niezrozumiała, ale wielki uczony, pan Kadam, w minutę jest w stanie ustalić gdzie szukać, jak się tam dostać i więcej - co ich tam spotka. Medium. Nic dodać, nic ująć. Poza tym - mieszka w Indiach... i ma wielką bibliotekę angielskich książek? Ja rozumiem, że przez wiele lat była to angielska kolonia, ale naprawdę? Angielska biblioteka? No i oczywiście - po cóż korzystać z internetu? Pan Kadam zawsze znajdzie odpowiednią książkę w mniej niż godzinę. No i gwóźdź programu - walka o dar dla bogini... Odniosłam wrażenie, że czytam wysoce nieudaną parodię "Opowieści z Narnii", z tą różnicą jednak, że przesłodzoną do granic możliwości, a zamiast czwórki dzieci i fauna, wrzucono tam dwoje przygłupów i wiecznie roześmiane elfy. Jeśli nie potraficie sobie wyobrazić, jak się czuje czytelnik, w czasie tej lektury, to wyobraźcie sobie, że właśnie zjedliście cukiernicę cukru, dziesięć kilo ciastek z lukrem, tonę czekolady i popiliście czymś równie słodkim (czy takie wyliczenia nie denerwują? A pomyślcie, że ciągną się przez ćwierć strony...).
Rada ode mnie - macie 12 lat? - śmiało, możecie po to sięgnąć. Jeśli jesteście starsi - omijajcie z daleka i nie dajcie się zwieść okładką. Ta książka jest najzwyczajniej w świecie nudna. Brakuje w niej wciągającego opisu wydarzeń, realistycznych bohaterów (no właśnie... jak się zachowa postać, która przez wiele miesięcy była torturowana w sposób tak bestialski, że dawno powinna już nie żyć? Według pani Houck będzie się zachowywać jak idiota pod wpływem z nieodzownym uśmieszkiem na twarzy i zapałem do gier planszowych. A jak zachowa się postać, która właśnie zabiła człowieka? Po raz pierwszy w dodatku? Ot, stało się - czym tu się przejmować... Najwyraźniej niektórzy psychiki i ludzkich odruchów nie mają).
Czasem odnosiłam wrażenie, że pisała to trzynastolatka. Język, stylistyka, pomysły (strzelanie piorunami?!)... Aż się boję pomyśleć, co można znaleźć w następnych tomach... Dziwię się, skąd taki wielki szał nad tą serią. Nie wnosi do życia nic, poraża naiwnością, brakiem analizy zachowań bohaterów, logicznego ciągu przyczynowo-skutkowego...
Zdecydowanie odradzam sięganie po tę... pozycję... wszystkim, którym zależy na pasjonującej lekturze, która pozwoli na oderwanie się od rzeczywistości, pozwoli uwierzyć, że nawet najbardziej nieprawdopodobne wydarzenia mogą stać się prawdziwe, ale też uczynić nas mądrzejszymi. "Klątwa tygrysa" do takich lektur nie należy. Wręcz przeciwnie.

Ponoć niektóre książki pozostawiają po sobie niesmak. Jeśli tak, to "Klątwa tygrysa" pozostawia po sobie mdłości. Nie mam już ochoty rozpisywać się na temat stylu autorki, któremu do doskonałości wiele brakuje. Nie będę nawet pisać o jej skłonności do wyliczania dosłownie wszystkiego, począwszy od opisu ubrań, gdzie podkreślić trzeba kolor każdej nici, po wypisanie listy...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

No i w końcu dobrnęłam do końca... Nie żebym się czepiała, ale na tak słabą książkę nie trafiłam już dawno. Po przeczytaniu "Upadłych" obiecałam sobie, że już nigdy nie dam się nabrać na prześliczną okładkę - i co? - mogę sobie obiecywać, a swoje i tak zrobię.
Nie będę się rozpisywać na temat tego, o czym jest ta książka, ale zastrzegam - opis z okładki kłamie w żywe oczy. O magnetycznych oczach znalazłam tam może jedno zdanie, co do wielkiej miłości - musiałam przyjąć na słowo, że ona istnieje, bo kompletnie nie wczułam się w jej klimat.

Cała treść jest tak wysoce naciągana i nieprawdopodobna, że miałam olbrzymie problemy z dobrnięciem do końca. Z informacji o autorce jasno wynika, że natchnieniem do stworzenia tej jakże banalnej historyjki, było przeczytanie "Zmierzchu" - gdybym wiedziała o tym wcześniej, to jak nic trzymałabym się od tej pozycji z daleka. Pani Houck jest wierną fanką Edwarda, co do tego nie mam najmniejszych wątpliwości - wystarczy opis adonisowego ciała Rena (czy w mitologii zabrakło już innych przystojniaków?), albo porównanie go do Jamesa Bonda i Roberta Pattinsona (czy tylko ja wybuchnęłam w tym momencie śmiechem?). Tak po prawdzie to nie potrafię nawet stwierdzić, jaką postacią jest Ren... i chyba tyczy się to wszystkich bohaterów:
- mamy idealnego pana Kadama, który poza: "Panno Kelsey, wygląda pani wspaniale!" oraz: "Ależ panno Kelsey, jest pani olśniewająca" (czy coś w tym stylu, nie chce mi się szukać dokładnych cytatów) i który oczywiście wszystko wie, nie wnosi do treści nic.
- poza tym nasza wspaniała Kelsey - osiemnastolatka (moja rówieśnica, jakby nie było) sprawiła, że ręce opadły mi do samej ziemi - jestem fanką sceny, kiedy biega po całym domu w indyjskim wdzianku, pragnąc by ktoś ją w nim zobaczył - nie wiedziałam, że można być aż tak pustą laleczką. O tej dziewczynie nie wiemy praktycznie nic. Jest niekonsekwentna, ale z każdej sytuacji wychodzi oczywiście obronną ręką. Pracuje w cyrku, gdzie mamy okazję poznać cały rój postaci, które do niczego nie są nam później potrzebne, opisuje je nie wiadomo ile czasu, a potem raptem nic. Zachowuje się od początku jak małe dziecko w ciele niemal dorosłej kobiety. I mam jeszcze jedno pytanie... którzy opiekunowie przy zdrowych zmysłach puszczają osiemnastoletnią dziewczynę do pracy na drugim końcu świata z mężczyzną, którego kompletnie nie znają? Cóż... moi rodzice zabiliby mi okna deskami, gdybym wyskoczyła z takim pomysłem, a tu proszę! - chcesz, to jedź.
- Kishan - hmm... o nim też prawie nic nie wiem. Poza tym, że posługuje się takimi samymi banalnymi określeniami w stosunku do głównej bohaterki, jak jego brat i pan Kadam. Bynajmniej mnie nie zachwycił.
- Durga - ukazanie bogini pominę milczeniem. Wywołało moją kolejną salwę śmiechu.

W zasadzie zazwyczaj staram się być wyrozumiała dla początkujących pisarzy, a wytrwałość autorki zrobiła na mnie ogromne wrażenie, ale biorąc pod uwagę banalność historii, którą przewidzieć można od początku do końca, sztuczne dialogi, rażąco niepoprawną stylistykę... byłabym za tym, aby ta książka nigdy nie została wydrukowana.

Na okładce znajduje się stwierdzenie, że sama J.K.Rowling chciałaby napisać "Klątwę tygrysa" - na jej miejscu za takie stwierdzenie bym się obraziła. Rowling ma niesamowitą wyobraźnię i zachwycający warsztat pisarski, czego nie mogę niestety powiedzieć o Colleen Houck, która wybitnie lubuje się w banałach rodem z podrzędnych romansów i inspirację czerpie nie z własnej głowy, a powieści innych pisarzy (żeby chociaż robiła to umiejętnie...).

Książka ta rozczarowała mnie na każdej możliwej płaszczyźnie. Wątek wielkiej miłości - niemal żywcem skopiowany ze "Zmierzchu", bohaterowie pozbawieni charakteru; trudności, które zbyt łatwo przychodzi im przezwyciężać. O pomstę do nieba błaga też przedstawienie Indii - zastanawiam się, czy autorka wiedzę o tym kraju czerpała z jakichkolwiek innych źródeł, poza filmami Bollywood - osobiście mam wątpliwości. Znalazłam gdzieś stwierdzenie, że oddanie klimatu tego kraju, nie było celem książki - co więc było jej celem? Właściwe przedstawienie miejsca wydarzeń to już niemal połowa sukcesu. Kultura Indii zaczęła mnie interesować już jakiś czas temu, ale jeśli idzie o przedstawienie jej w "Klątwie tygrysa"... brakuje mi po prostu słów.


Nie jestem fanką "Zmierzchu", ale istnieje 10 powodów, dla których stwierdzam, że jest to książka o niebo lepsza od "Klątwy tygrysa", choć nie sądziłam, że powiem to o jakiejkolwiek książce:
1. Kelsey - moje gratulacje, swoją głupotą pobiłaś Bellę na każdym polu.
2. Ren - nie wyobrażam sobie sytuacji, kiedy Edward pozwoliłby Belli dźwigać ciężki plecak przez dżunglę, idąc sobie tuż koło niej - nie tak sobie wyobrażam dżentelmena, tym bardziej jeśli ma on "siłę Herkulesa".
3. Szanowny Panie Kadamie - kompletnie nie rozumiem pana obecności w tej powieści. Jest pan bardziej przesłodzony niż cała rodzina Cullenów razem wzięta, a nie sądziłam, że to możliwe.
4. Język - czasem miałam problem ze zrozumieniem o czym pisze pani Houck. Wybitnie dziwne zbitki słów znaleźć można w niemal każdym rozdziale.
5. Dialogi - myślałam, że Meyer sięgnęła dna, ale widocznie się pomyliłam - nawet jej dialogi mają w sobie więcej życia niż żałosne żarciki Houck, które starała się wpleść w wypowiedzi bohaterów.
6. Odrobina dreszczyku - liczyłam na wprowadzenie go w czasie poszukiwania daru... pomyliłam się - niemal zaczęłam ziewać. Meyer bardziej się postarała - wątek Jamesa miejscami był nawet interesujący...
7. Porównania i nawiązania żywcem ściągnięte ze "Zmierzchu" - kochani, Meyer przynajmniej starała się być oryginalna, Houck po prostu większość od niej skopiowała.
8. Odkrycie tajemnicy ukochanego - litości... w "Zmierzchu" chociaż próbowano stopniować napięcie. Houck zafundowała nam opis przeżyć niedojrzałej emocjonalnie dziewczynki, która na rewelację reaguje... dziwnie.
9. Logika - Kelsey ma pomóc Renowi w zdjęciu klątwy, dlaczego? Bo tak. W "Zmierzchu" przynajmniej byłam w miarę w stanie zrozumieć przyczyny zdarzeń. Tu i tego mnie pozbawiono. Meyer posługuje się banałami, ale ułożonymi w miarę logiczny ciąg wydarzeń. U Houck wszystko dzieje się... bo tak. Nie ma w tym ni krzty logiki.
10. Trójkąt miłosny - błagam, litości. Miłość od pierwszego wejrzenia jest mdła sama w sobie, ale Houck ukazała to w sposób... przesłodzony do potęgi. Kompletnie nie rozumiem, czym kierują się bohaterowie, jak mają zamiar rozwiązać zaistniały problem. Nic o nich nie wiem.

Być może w końcu nauczę się nie oceniać książki po okładce, ale jak na razie... już dawno nie spotkało mnie takie rozczarowanie, jeśli idzie o książkę. Na koniec zostało mi jeszcze tylko wyjaśnienie, dlaczego aż dwie gwiazdki - 1 za okładkę, 2 za upór autorki, który mimo wszystko zrobił na mnie wrażenie, choć sama uważam tę książkę za okropną.

No i w końcu dobrnęłam do końca... Nie żebym się czepiała, ale na tak słabą książkę nie trafiłam już dawno. Po przeczytaniu "Upadłych" obiecałam sobie, że już nigdy nie dam się nabrać na prześliczną okładkę - i co? - mogę sobie obiecywać, a swoje i tak zrobię.
Nie będę się rozpisywać na temat tego, o czym jest ta książka, ale zastrzegam - opis z okładki kłamie w żywe oczy....

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

W tej książce nie ma nic dobrego - niczego dobrego, wybitnego, czy rewelacyjnego. Ta książka to najciemniejsza strona ludzkiej natury. Naprawdę trudno uwierzyć, że jesteśmy zdolni do takiego bestialstwa. Jej czytanie, a zwłaszcza ten niemal całkowicie pozbawiony emocji opis, naprawdę sprawia ból.

W tej książce nie ma nic dobrego - niczego dobrego, wybitnego, czy rewelacyjnego. Ta książka to najciemniejsza strona ludzkiej natury. Naprawdę trudno uwierzyć, że jesteśmy zdolni do takiego bestialstwa. Jej czytanie, a zwłaszcza ten niemal całkowicie pozbawiony emocji opis, naprawdę sprawia ból.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Całą treść książki można sprowadzić w zasadzie do jednego słowa - niedociągnięcia.
Społeczeństwo umiera, porywa się młode dziewczęta, zmusza do zwięzków poligamicznych, odizolowuje od świata. Zamknięte na wydzielonym piętrze muszą zadowolić się jedynie towarzystwem swoim, męża i służby... I oto moje pierwsze pytanie - dlaczego usługują im mężczyźni? Czytając cokolwiek poświęconego tematyce haremów nie trudno zauważyć, że jedynymi mężczyznami dopuszczanymi w towarzystwo żon, było grono eunuchów - tu z kolei mamy zdrowych nastolatków mających swobodny dostęp do ich sypialni. Uroczo:)
Kolejne pytanie nasunęło mi się w trakcie czytania opisu spotkania głównej bohaterki z Gabrielem (pomijam już fakt, że kompletnie nie rozumiem motywów ich wzajemnego zainteresowania sobą - ma być zakazany romans, no to weźmy sobie służącego). Piwnica, supertajne miejsce, gdzie żony nie mają prawa wstępu - przepraszam, ale czy oni naprawdę nie mieli tam kamer? To wszystko dzieje się zbyt gładko. Skoro to miejsce tak ważne dla Vaughna, to dlaczego nie jest dodatkowo chronione? Dlaczego na terenie posiadłości tych kamer w ogóle nie ma? Poza zamkniętymi drzwiami windy, nic nie uniemożliwia kobietom dostania się do piwnicy. Spodziewałam się, że jednak coś się tu wydarzy... a tu nic.
Uderzył mnie też sposób ukazania bohaterów - nie ma tam nikogo, kogo obdarzyłabym większą sympatią. Śmierć Jenny nie poruszyła mnie nawet w najmniejszym stopniu (znając siebie, wiem, że powinnam ryczeć w tym momencie jak bóbr, a tu nic). Główna bohaterka jest żałosna, Cecily mnie irytowała od samego początku, choć tu Gabriel pokonał ją jeszcze w przedbiegach. Nie często zdarza mi się, żebym nie przywiązała się do choć jednej z postaci.
I właśnie... czy ja naprawdę przeczytałam w niej, że to Kolumb udowodnił, iż Ziemia jest kulą? - powodzenia - albo moja wiedza w tym zakresie jest żałosna, albo autorka ma poważne luki w pamięci. Wciąż się łudzę, że był to celowy zabieg... Nadzieja matką głupich, ale cóż...
Rozczarowałam się. Liczyłam na coś lepiej dopracowanego. Zabrakło mi w niej porywającej akcji, tak po prawdzie czytałam ją już troszkę na siłę, byle skończyć i mieć ją z głowy.

Całą treść książki można sprowadzić w zasadzie do jednego słowa - niedociągnięcia.
Społeczeństwo umiera, porywa się młode dziewczęta, zmusza do zwięzków poligamicznych, odizolowuje od świata. Zamknięte na wydzielonym piętrze muszą zadowolić się jedynie towarzystwem swoim, męża i służby... I oto moje pierwsze pytanie - dlaczego usługują im mężczyźni? Czytając cokolwiek...

więcej Oznaczone jako spoiler Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Jedni twierdzą, że Sienkiewicz dostał Nagrodę Nobla za całokształt twórczości, inni obstają przy wersji, że przyznano mu ją za "Quo vadis". Jak było w istocie nigdy nie wnikałam, bo i niewiele mnie to interesuje, jednak "Krzyżacy" to jedno z wątpliwych, jak na mój gust, dzieł Sienkiewicza, które zdecydowanie pomogło mi w stwierdzeniu, że jedyną wartościową książką tego autora, którą miałam okazję przeczytać, pozostaje właśnie "Quo vadis". Czytanie "Krzyżaków" było torturą niemal nie do zniesienia. Zmarnowali mi ładnych parę godzin życia... Tekst trudny do zrozumienia dla przeciętnego gimnazjalisty, wątki godne pożałowania, bohaterowie... Nie podobało mi się w niej praktycznie nic. Średniowiecze do dziś fascynuje wielu autorów, ale Sienkiewicz ukazuje je w sposób tak nudny, że aż nie do wytrzymania. A zdecydowanie najgorsze w całej powieści jest zakończenie - napisane na siłę, byle tylko jakoś szybko zakończyć wątki i mieć już spokój.

Jedni twierdzą, że Sienkiewicz dostał Nagrodę Nobla za całokształt twórczości, inni obstają przy wersji, że przyznano mu ją za "Quo vadis". Jak było w istocie nigdy nie wnikałam, bo i niewiele mnie to interesuje, jednak "Krzyżacy" to jedno z wątpliwych, jak na mój gust, dzieł Sienkiewicza, które zdecydowanie pomogło mi w stwierdzeniu, że jedyną wartościową książką tego...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

To książka kompletnie nienadająca się do zrecenzjowania. Jakakolwiek próba napisania jej recenzji skończyłaby się fiaskiem, słowa drwiłyby z autora, a czytelnicy mieliby zniesmaczone gęby. Nie ma co dużo mówić: Gombrowicz wielkim pisarzem był!

To książka kompletnie nienadająca się do zrecenzjowania. Jakakolwiek próba napisania jej recenzji skończyłaby się fiaskiem, słowa drwiłyby z autora, a czytelnicy mieliby zniesmaczone gęby. Nie ma co dużo mówić: Gombrowicz wielkim pisarzem był!

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Tu najlepiej powstrzymać się od dłuższych komentarzy... Spodziewałam się czegoś pomysłowego, ale bynajmniej nie w... hmmm... nie w tej dziedzinie owej pomysłowości oczekiwałam. Przedstawiona sytuacja aż się prosi o sprzeciw, walkę w obronie człowieczeństwa... ale bohaterowie zdają się w ogóle nie mieć w sobie nic z ludzi. Pierwszy raz zetknęłam się z aż tak płaskimi postaciami.
Zadziałało nazwisko autorki, baśniowy tytuł... skończyło się niesmakiem, delikatnie rzecz ujmując byłam i wciąż jestem rozczarowana. Cóż, niesmak pozostał. Zdecydowanie to właśnie jedna z tych pozycji, które należy omijać szerokim łukiem, widząc ją gdzieś na półce. Obleśny zbitek słów, chore fantazje autorki... Obrzydlistwo. Bohaterowie nie mają w sobie nic, co mogłoby w jakikolwiek sposób sprawić, że czytelnik ich polubi. Tak w zasadzie to poza niekończącym się popędem naprawdę nic w sobie nie mają. Rice wykreowała świat, w którym wszystko kręci się tylko wokół seksu, bicia i biegania na czworaka. Ludzie zachowują się... nawet nie jak zwierzęta - jak bezmyślne maszyny. Do końca nie doczytałam i nie mam najmniejszego zamiaru. Stanowczo odradzam. Nie spodziewałam się po Rice aż takiej tandety.

Tu najlepiej powstrzymać się od dłuższych komentarzy... Spodziewałam się czegoś pomysłowego, ale bynajmniej nie w... hmmm... nie w tej dziedzinie owej pomysłowości oczekiwałam. Przedstawiona sytuacja aż się prosi o sprzeciw, walkę w obronie człowieczeństwa... ale bohaterowie zdają się w ogóle nie mieć w sobie nic z ludzi. Pierwszy raz zetknęłam się z aż tak płaskimi...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nazywana wyjątkową... Ja ją nazwę beznadziejną. Zachowanie Róży jest nieautentyczne, zakończenie banalne, akcja poplątana, kompozycja sprawia, że czytelnik musi wciąż z pełną uwagą śledzić kolejne zdania, aby nie zgubić wątku. Nudna, odstraszająca, nużąca...

Nazywana wyjątkową... Ja ją nazwę beznadziejną. Zachowanie Róży jest nieautentyczne, zakończenie banalne, akcja poplątana, kompozycja sprawia, że czytelnik musi wciąż z pełną uwagą śledzić kolejne zdania, aby nie zgubić wątku. Nudna, odstraszająca, nużąca...

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Totalne dno. Wciąż staram się zrozumieć, co ta książka robi w kanonie lektur, ale jakoś nie mam pomysłu. Jedyne co udało mi się z niej wywnioskować, to to że nieważne czegoby człowiek nie próbował to i tak skopiuje życie rodziców, popełniając ich życiowe błędy, a mężczyźni zdecydowanie nie używają głów do myślenia i w ten oto sposób zdradzają swoje "ukochane"... Ta książka to wręcz wymarzony scenariusz do "Trudnych Spraw". Już sam jej początek przyprawia o ból głowy - cała masa nazwisk, jakiś nazw, gwałtowne przeskoki od jednego wątku do drugiego - trzeba naprawdę porządnie się skupić, aby coś z tego zrozumieć. Do życia młodego czytelnika nie wnosi absolutnie żadnych wartości, a wręcz przytłacza pesymizmem. Coś strasznego.

Totalne dno. Wciąż staram się zrozumieć, co ta książka robi w kanonie lektur, ale jakoś nie mam pomysłu. Jedyne co udało mi się z niej wywnioskować, to to że nieważne czegoby człowiek nie próbował to i tak skopiuje życie rodziców, popełniając ich życiowe błędy, a mężczyźni zdecydowanie nie używają głów do myślenia i w ten oto sposób zdradzają swoje "ukochane"... Ta książka...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Powiem tylko tyle, że to jedna z największych literackich niespodzianek, na które trafiłam ostatnimi czasy i już nie mogę doczekać się kontynuacji. Niezwykły humor, porywająca fabuła, cudowna okładka. Zakochałam się w tej książce:)

Powiem tylko tyle, że to jedna z największych literackich niespodzianek, na które trafiłam ostatnimi czasy i już nie mogę doczekać się kontynuacji. Niezwykły humor, porywająca fabuła, cudowna okładka. Zakochałam się w tej książce:)

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Co ma zrobić dziewczyna, kiedy po dwóch latach męczarni i po niemal rocznym pobycie w zatęchłym lochu, oczekując na karę śmierci, raptem otrzymuje szansę na nowe życie? Nawet jeśli to życie na krawędzi śmierci - bo każdy kolejny posiłek może okazać się tym ostatnim? Oczywiście ją przyjąć.
Przyznaję - ostrożnie podchodzę do książek z wyprzedaży, jednak historia Yeleny mnie oczarowała. Książkę czyta się zaskakująco łatwo - zajęło mi to zaledwie dwa dni, ale co dla mnie ważniejsze - po jej skończeniu czułam niedosyt... więc przeczytałam ją znowu. To historia o niezwykłej sile, poświęceniu, ale też wytrwałości i odwadze, zdradzie, miłości i nienawiści. Przyznam szczerze, że choć minęło już trochę czasu odkąd ją przeczytałam, to wciąż myślę o niej z wypiekami na twarzy. Jest w niej wszystko to, czego szukam zaglądając do jakiejkolwiek powieści - sprawia, że przestaję żyć światem wokół mnie i nie dostrzegam nic poza jej fabułą.
Nie wiem, co mogłabym jeszcze o niej powiedzieć. Według mnie to książka idealna. Naprawdę gorąco, gorąco POLECAM. Nie zawiedziecie się.

Co ma zrobić dziewczyna, kiedy po dwóch latach męczarni i po niemal rocznym pobycie w zatęchłym lochu, oczekując na karę śmierci, raptem otrzymuje szansę na nowe życie? Nawet jeśli to życie na krawędzi śmierci - bo każdy kolejny posiłek może okazać się tym ostatnim? Oczywiście ją przyjąć.
Przyznaję - ostrożnie podchodzę do książek z wyprzedaży, jednak historia Yeleny mnie...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Największy banał jaki w życiu czytałam.

Największy banał jaki w życiu czytałam.

Pokaż mimo to


Na półkach:

I co ja mogę o tym powiedzieć? Kosmici podszywający się pod wampiry, zidiociała główna bohaterka, obleśne fragmenty... Tak po prawdzie książka zaczyna się bronić dopiero pod koniec, jednak wątki rozwiązują się zdecydowanie zbyt szybko. Nie znalazłam w niej nic godnego uwagi. Nie była ani poruszająca, ani śmieszna, za to momentami wręcz żałosna. Autorka opisywała sytuacje, które ani nie pasowały do klimatu tej opowieści, ani mnie nie ciekawiły, a wręcz sprawiały, że opadały mi ręce. Koszmar jakiś. Zdecydowanie NIE polecam. Okropieństwo.

I co ja mogę o tym powiedzieć? Kosmici podszywający się pod wampiry, zidiociała główna bohaterka, obleśne fragmenty... Tak po prawdzie książka zaczyna się bronić dopiero pod koniec, jednak wątki rozwiązują się zdecydowanie zbyt szybko. Nie znalazłam w niej nic godnego uwagi. Nie była ani poruszająca, ani śmieszna, za to momentami wręcz żałosna. Autorka opisywała sytuacje,...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Muszę przyznać, że pan Flanagan ma niezwykłe pomysły. Kto by pomyślał, że kawał pieczonego mięsa plus instynkt opiekuńczy to taka skuteczna w walce z przestępcami broń! W tym momencie się uśmiałam. Poza tym książka wciąż przesycona jest niezwykłością świata zwiadowców, trzyma w napięciu i bawi. Wspaniałe uzupełnienie całej historii.

Muszę przyznać, że pan Flanagan ma niezwykłe pomysły. Kto by pomyślał, że kawał pieczonego mięsa plus instynkt opiekuńczy to taka skuteczna w walce z przestępcami broń! W tym momencie się uśmiałam. Poza tym książka wciąż przesycona jest niezwykłością świata zwiadowców, trzyma w napięciu i bawi. Wspaniałe uzupełnienie całej historii.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

O czym jest ta książka?
1. Staruszek ma pecha, bo nie może nic złowić.
2. Staruszek wypływa w morze.
3. Staruszek płynie.
4. Staruszek wciąż płynie.
5. Staruszek łapie zbyt dużą rybę.
6. Staruszek płynie.
7. Staruszek gada do ryby (do siebie w międzyczasie też).
8. Staruszek płynie, płynie, płynie.
9. Pojawiają się rekiny.
10. Staruszek płynie.
11. Staruszek dopływa z czymś, co kiedyś było rybą i śnią mu się lwy.
KONIEC***

Nie mam bladego pojęcia, dlaczego ktoś kazał mi to czytać. Nie znalazłam w tej książce nic dla siebie (może poza pamiętnym tekstem o niemożności pokonania człowieka). Niektórzy dopatrują się w niej jakiś ukrytych znaczeń, ale sposób ukazania tej ludzkiej siły absolutnie w żaden sposób nie przemawia do młodego pokolenia. To jest tak nudne, że miałam dość. Okropieństwo. Ktoś naprawdę przyznał za to Nobla? Wciąż nie mogę tego zrozumieć.

O czym jest ta książka?
1. Staruszek ma pecha, bo nie może nic złowić.
2. Staruszek wypływa w morze.
3. Staruszek płynie.
4. Staruszek wciąż płynie.
5. Staruszek łapie zbyt dużą rybę.
6. Staruszek płynie.
7. Staruszek gada do ryby (do siebie w międzyczasie też).
8. Staruszek płynie, płynie, płynie.
9. Pojawiają się rekiny.
10. Staruszek płynie.
11. Staruszek dopływa z...

więcej Pokaż mimo to