-
ArtykułyCzytasz książki? To na pewno…, czyli najgorsze stereotypy o czytelnikach i czytaniuEwa Cieślik230
-
ArtykułyPodróże, sekrety i refleksje – książki idealne na relaks, czyli majówka z literaturąMarcin Waincetel11
-
ArtykułyPisarze patronami nazw ulic. Polscy pisarze i poeci na początekRemigiusz Koziński40
-
ArtykułyOgromny dom pełen książek wystawiony na sprzedaż w Anglii. Trzeba za niego zapłacić fortunęAnna Sierant13
Biblioteczka
Zapewne macie w swoim życiu wyjątkowe miejsca. Azyle, schrony przed smutkami. Takie, gdzie łatwiej zmierzyć się z problemami. Takie, w których jakoś lepiej się myśli i zwyczajnie lubi się być. Albo odwrotnie - sprawiające, że na samą myśl przebiegają po plecach dreszcze i spływają strużki potu. Dla mnie jednym z ulubionych miejsc jest własny pokój - ze zdecydowaną przewagą zieleni, masą książek i przyzwoleniem na całkiem swobodne zachowanie. Okazuje się, że dla bohatera literackiego powieści Niny George jeden z pokoi w jego mieszkaniu również jest szczególny. Z... pewnych względów.
Jean Perdu potrafi absolutnie zatracić się w literaturze, w dużej mierze poświęcił jej nawet swoje życie. Jest właścicielem księgarni o niebanalnej nazwie - Apteka Literacka. Sprzedaje w niej, rzecz jasna, książki. Jednakże niezwykłość jego przedsięwzięci opiera się na tym, że swoim klientom proponuje odpowiednią do ich problemów czy humoru pozycję. Literatura jest według niego lekarstwem. Niestety, jak to się mówi, "szewc bez butów chodzi". Najtrudniej uleczyć mu swoje rany, które naznaczyły jego duszę wraz z odejściem z jego życia pewnej kobiety.
Przed przeczytaniem "Lawendowego pokoju", natrafiłam na pewne opinie na jego temat w blogosferze. Własnie to skłoniło mnie do zapoznania się z dziełem George i być może dopiero wtedy o nim się dowiedziałam. Nie ukrywam, że byłam nastawiona do lektury bardzo pozytywnie i miałam co do niej pewne wymagania. Okazało się, że ten utwór literacki był inny od moich oczekiwań. Nie lepszy, może nawet odrobinę gorszy, ale przede wszystkim odmienny.
Kiedy czyta się tę książkę, można odnieść wrażenie, iż się zatrzymujemy. Jest chwila na złapanie oddechu, spokojne wczytywanie się w wydrukowane stronice. Dzieje się to za sprawą dużej dozy przemyśleń wplecionych w fabułę. Prawdę mówiąc, w mojej opinii grały one pierwsze skrzypce i zdominowały treść. To refleksje nadały charakteru owej lekturze. Dobrze czy źle? Na poły jedno, na poły drugie. Lubię, kiedy autor potrafi obok wartkiej akcji dać coś więcej od siebie. Kiedy skłania do stawiania pytań, nawet jeśli nie potrafimy na tę chwilę znaleźć jeszcze odpowiedzi. Jednak taki zabieg najlepiej wypada w momencie, gdy idzie to w parze z wciągającymi wydarzeniami (mam tu na myśli książki obyczajowe, inny stosunek ujawniłabym np. w momencie opowiadania Wam o pozycji z działu filozoficznego). Tymczasem "Lawendowy pokój" miał wahania - jednym razem naprawdę interesował, a drugim robiły się tzw. "dłużyzny", czego się nie chwali. Efektem takiego stanu rzeczy jest mój nie do końca określony pogląd na temat recenzowanej książki.
Nina George dużą wagę przywiązała do konstruowania postaci, a w wyniku jej starań czytelnik ma okazję poznać postaci ciekawe, spersonalizowane i w swych odczuciach bliskie żyjącym ludziom. Jean jako osoba niemogąca poradzić sobie z przeszłością wypadł przekonująco. Polubiłam go za inteligencję i emocjonalność, które co chwilę ujawniał. Drugim intrygującym przedstawicielem płci męskiej w "Lawendowym pokoju" był Max Jordan. Pisarz szukający inspiracji, szczęścia i uskrzydlającej miłości. Dużo młodszy od głównego bohatera, lecz równie złożony jako bohater.
Myślę, że moja opinia, nie do końca klarowna, mimo wszystko powinna Was do omawianej pozycji zachęcić. Trzeba przyznać, że to lektura wychodząca poza schematy i warta poznania. Jak dla mnie trochę za bardzo naszpikowana filozofowaniem, które nie zawsze rzeczywiście wnosi coś odkrywczego. Odrobinę się dłużąca, ale mająca w sobie warte uwagi elementy. Na leniwe popołudnia albo wręcz odwrotnie - wtedy, gdy żyjemy za szybko, zbyt łapczywie i czujemy potrzebę zatrzymania.
Zapewne macie w swoim życiu wyjątkowe miejsca. Azyle, schrony przed smutkami. Takie, gdzie łatwiej zmierzyć się z problemami. Takie, w których jakoś lepiej się myśli i zwyczajnie lubi się być. Albo odwrotnie - sprawiające, że na samą myśl przebiegają po plecach dreszcze i spływają strużki potu. Dla mnie jednym z ulubionych miejsc jest własny pokój - ze zdecydowaną przewagą...
więcej mniej Pokaż mimo to
Znana jest Wam godność Vera Falski? Mnie nie była, aż do czasu książki wydanej pod tym nazwiskiem. Okazuje się, że jest to pseudonim, pod którym kryją się dwie pisarskie osobowości. Jakie? Tego nie wiemy, a możemy jedynie snuć domysły. Jednakże pewny jest inny fakt - Vera Falski napisała książkę, która zaskoczy niejedną kobietę.
Ewa wyrwała się z Wężówki - wsi, w której nigdy nie czuła się dobrze. Mama zawsze jej kibicowała i tak jak córka pragnęła, by ta osiągnęła w życiu więcej aniżeli plotkowanie z miejscowymi przedstawicielkami płci żeńskiej pod spożywczakiem. Dzięki zdolnościom i ciężkiej pracy, Ewie udało osiągnąć się sporo w dziedzinie mikrobiologii, która jest jednocześnie jej prawdziwą pasją. Jednak pewne względy wymuszają na niej odwiedziny rodzinnej miejscowości, a to pociąga za sobą całą lawinę zdarzeń, które na zawsze zmienią jej życie.
Trzeba przyznać, że "Za żadne skarby" to opowieść nietuzinkowa i przewrotna. Na początku wydaje się bardzo typową powiastką, która może i nie toczy się najgorzej, lecz nie zasługuje przy tym na szczególną uwagę. Ale, ale! To wszystko tylko po to, aby chwilę później wciągnąć czytelnika w wir wydarzeń i pokazać drugie oblicze tej historii. Czy udane? Nieidealne, aczkolwiek intrygujące i mogące przypaść do gustu osobie oczekującej przyjemnej rozrywki.
Szczerze mówiąc, historia momentami wydawała mi się naciągana i... zbyt wymyślna. Bo, możecie mi wierzyć lub nie, przygody Ewy bywają doprawdy niecodzienne. Jednak z drugiej strony czuję się dziwnie zarzucając książce osobliwość - przecież narzekamy na schematyczność! Dlatego ten wskazany przeze mnie element potraktujcie jako osobiste odczucia, które prawdopodobnie części z Was nie będą się nasuwały podczas lektury książki spod pióra Falski.
Styl pisania należy do przyjemnych w odbiorze i jest na takim poziomie, że powieść sprawdzi się na leniwe wieczory, kiedy człowiek nie ma już ochoty na pracę mózgu na najwyższych obrotach. Trzeba przyznać, że język był dopasowany do sytuacji i odmienny dla poszczególnych bohaterów. Dlatego też w "Za żadne skarby" znajdziemy fragmenty napisane slangiem młodzieżowym, a także określenia dotyczące konserwacji papieru, czy bezwstydne przekleństwa. Przy tej cesze książki nie mogę też nie poinformować o konstrukcji bohaterów. Są wykreowani na tyle dobrze, iż czytelnik zdąży się z nimi poznać i przyzwyczaić. Postacie są doprawdy przeróżne. W większości wewnętrznie poturbowane, w pewien sposób skrzywdzone przez los, ale też silne.
Komu polecam "Za żadne skarby"? Przede wszystkim kobietom, szukającym nieszablonowej opowieści o życiu, które ukazuje zaskakującą codzienność. Dla mnie nie była to literacka uczta, lecz dosyć mile spędzony czas z literacką mieszanką - znajdziecie tu zarówno typową obyczajówkę, romans, jak i garść owianych niekiedy niepokojącą tajemnicą wydarzeń. Jesteście gotowi na towarzyszenie Ewie w przeżyciach?
Recenzję opublikowana także na blogu: http://wyspa-kultury.blogspot.com/2015/04/za-zadne-skarby.html
Znana jest Wam godność Vera Falski? Mnie nie była, aż do czasu książki wydanej pod tym nazwiskiem. Okazuje się, że jest to pseudonim, pod którym kryją się dwie pisarskie osobowości. Jakie? Tego nie wiemy, a możemy jedynie snuć domysły. Jednakże pewny jest inny fakt - Vera Falski napisała książkę, która zaskoczy niejedną kobietę.
więcej Pokaż mimo toEwa wyrwała się z Wężówki - wsi, w której...