rozwiń zwiń

Opinie użytkownika

Filtruj:
Wybierz
Sortuj:
Wybierz

Na półkach:

Przeczytane po raz drugi - zachwycona ponownie. Konwicki-mistrz. Przerażająco dobre.

Przeczytane po raz drugi - zachwycona ponownie. Konwicki-mistrz. Przerażająco dobre.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Kawał dobrego reportażu - bez owijania w bawełnę, ale za to z nutką nostalgii i zrozumienia. Bardzo dobrze poprowadzona narracja. I ocalenie od zapomnienia - a co ma robić literatura, jeśli właśnie nie to?
Co przeczytam od Springera, to mi się podoba - strach się bać, co będzie dalej.

Kawał dobrego reportażu - bez owijania w bawełnę, ale za to z nutką nostalgii i zrozumienia. Bardzo dobrze poprowadzona narracja. I ocalenie od zapomnienia - a co ma robić literatura, jeśli właśnie nie to?
Co przeczytam od Springera, to mi się podoba - strach się bać, co będzie dalej.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Przewrotna, słodko-gorzka, świetnie napisana. Zapamiętuję to młode nazwisko i czekam na więcej.

Przewrotna, słodko-gorzka, świetnie napisana. Zapamiętuję to młode nazwisko i czekam na więcej.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Świetne zdjęcia, arcyciekawy tekst, wspaniała oprawa graficzna (brawo Karakter!) - cudeńko. Pozycja obowiązkowa do kupienia, przeczytania, postawienia na półce i wielbienia.

(Nauczyłam się patrzyć na "źle urodzone" budynki bardziej uważnie - i uśmiechać się do nich ze zrozumieniem. Nie miały w życiu łatwo, ale twarde są, dadzą radę.)

Świetne zdjęcia, arcyciekawy tekst, wspaniała oprawa graficzna (brawo Karakter!) - cudeńko. Pozycja obowiązkowa do kupienia, przeczytania, postawienia na półce i wielbienia.

(Nauczyłam się patrzyć na "źle urodzone" budynki bardziej uważnie - i uśmiechać się do nich ze zrozumieniem. Nie miały w życiu łatwo, ale twarde są, dadzą radę.)

Pokaż mimo to

Okładka książki Kroją mi się piękne sprawy. Listy 1948–1971 Ryszard Stanisławski, Alina Szapocznikow
Ocena 7,1
Kroją mi się p... Ryszard Stanisławsk...

Na półkach: ,

Pomijając fakt, że to kopalnia informacji dla zainteresowanych nie tylko Szapocznikow i Stanisławskim, ale i polską sztuką w PRL-u, środowiskiem artystycznym i jego problemami związanymi choćby z zagranicznymi podróżami - to także portret związku, który odbiorca obserwować może na każdym etapie rozwoju. Przejmujący jest przeskok między pełnymi tęsknoty listami (problemy z wizą uniemożliwiły skutecznie wspólny wyjazd), a kartką pocztową wysłaną przez Szapocznikow do Stanisławskiego, podpisaną już przez nią i jej nowego mężczyznę. I tak bardzo żal, że jedną z przeszkód na drodze tego małżeństwa był brak komunikacji, i to w sensie technicznym (listy mijające się lub zatrzymane przez cenzurę) - ciekawe, czy życie w naszych czasach, epoce tak łatwej i szybkiej komunikacji, byłoby dla tego związku łaskawsze?
A po zamknięciu książki refleksja - co zostanie po mnie? Wydruk maili, zapis smsów? Jakże smutna jest powolna śmierć sztuki pisania listów.

Pomijając fakt, że to kopalnia informacji dla zainteresowanych nie tylko Szapocznikow i Stanisławskim, ale i polską sztuką w PRL-u, środowiskiem artystycznym i jego problemami związanymi choćby z zagranicznymi podróżami - to także portret związku, który odbiorca obserwować może na każdym etapie rozwoju. Przejmujący jest przeskok między pełnymi tęsknoty listami (problemy z...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Muszę przetrawić, bo na razie nie wiem co myśleć.

Muszę przetrawić, bo na razie nie wiem co myśleć.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Pierwsze spotkanie z Filipowiczem - zdecydowanie na plus. Krótka forma prozatorska w mistrzowskim wykonaniu. A że tomik zbiera opowiadania o tematyce około-żydowskiej, to i było przerażająco. Co ciekawe, filipowiczowska opowieść o Zagładzie wcale nie uderza w klimat Borowskiego czy Nałkowskiej - skupia się raczej na drugiej stronie, na Polakach i nie tylko, na mechanizmach narodzin uprzedzeń i na problemie wspólnej, ogólnoludzkiej odpowiedzialności.

Pierwsze spotkanie z Filipowiczem - zdecydowanie na plus. Krótka forma prozatorska w mistrzowskim wykonaniu. A że tomik zbiera opowiadania o tematyce około-żydowskiej, to i było przerażająco. Co ciekawe, filipowiczowska opowieść o Zagładzie wcale nie uderza w klimat Borowskiego czy Nałkowskiej - skupia się raczej na drugiej stronie, na Polakach i nie tylko, na mechanizmach...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Filipowicz. Nie jako postać posągowa, symbol, nazwisko na okładce, ale jako człowiek, którym - dzięki tej książce - jestem absolutnie zauroczona.

Filipowicz. Nie jako postać posągowa, symbol, nazwisko na okładce, ale jako człowiek, którym - dzięki tej książce - jestem absolutnie zauroczona.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Dreszcze mnie biorą na samo wspomnienie tego opowiadania.

Dreszcze mnie biorą na samo wspomnienie tego opowiadania.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Ach, ten Witold! Wierzyć mu, czy mu nie wierzyć? Tak czy inaczej, trzeba poddać się jego grze, żeby móc czerpać przyjemność z lektury (w moim przekonaniu ciężko o przyjemność przy czytaniu dzienników, a tu proszę - da się!). A gracz to sprytny - trzyma pokerową twarz i tylko czasem puści oko w naszą stronę. Warto się z nim zmierzyć.

Ach, ten Witold! Wierzyć mu, czy mu nie wierzyć? Tak czy inaczej, trzeba poddać się jego grze, żeby móc czerpać przyjemność z lektury (w moim przekonaniu ciężko o przyjemność przy czytaniu dzienników, a tu proszę - da się!). A gracz to sprytny - trzyma pokerową twarz i tylko czasem puści oko w naszą stronę. Warto się z nim zmierzyć.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Przeczytałam kilka rozdziałów i jestem zaciekawiona. Wrócę na pewno.

Nie tylko quasi-biografia wielkiego intelektualisty i erudyty, nie tylko wspaniały materiał historyczny, nie tylko źródło wiedzy o Międzywojniu (i nie tylko), ale także zapis spotkania dwóch wielkich umysłów naszej kultury. Mniam.

Przeczytałam kilka rozdziałów i jestem zaciekawiona. Wrócę na pewno.

Nie tylko quasi-biografia wielkiego intelektualisty i erudyty, nie tylko wspaniały materiał historyczny, nie tylko źródło wiedzy o Międzywojniu (i nie tylko), ale także zapis spotkania dwóch wielkich umysłów naszej kultury. Mniam.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Przeczytałam tylko "Maskę", było to moje pierwsze zetknięcie z Lemem sam na sam i powiem tylko, że jestem zauroczona. Pytania o tożsamość i wpływ na własne przeznaczenie w obrazku feudalno-koronkowo-balowo-science-fiction? Mniam!

Przeczytałam tylko "Maskę", było to moje pierwsze zetknięcie z Lemem sam na sam i powiem tylko, że jestem zauroczona. Pytania o tożsamość i wpływ na własne przeznaczenie w obrazku feudalno-koronkowo-balowo-science-fiction? Mniam!

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Czy jest to najlepszy tomik Szymborskiej? Nie.
Czy jest jednym z najbardziej przejmujących? Tak.

Jest tu kilka wierszy przeciętnych i kilka świetnych.
I spokój.
Spokój, którego można tylko pozazdrościć.

Można się zadumać. I uśmiechnąć. I - jeśli uwielbiało się Ją tak, jak ja - otrzeć łezkę lub dwie.

Była zdruzgotana jej śmiercią. Potem uspokoił mnie pogrzeb (śnieg i śpiew Elli!). A teraz ten tom przyniósł spokój ostateczny.
Napisała tu:

ale cóż muszę wracać
moja poezja karmi się tylko tęsknotą
a żeby tęsknić trzeba być z daleka

To tęsknijmy. I uczmy się od niej pogody ducha, wnikliwego spojrzenia i spokoju. To WYSTARCZY.

Czy jest to najlepszy tomik Szymborskiej? Nie.
Czy jest jednym z najbardziej przejmujących? Tak.

Jest tu kilka wierszy przeciętnych i kilka świetnych.
I spokój.
Spokój, którego można tylko pozazdrościć.

Można się zadumać. I uśmiechnąć. I - jeśli uwielbiało się Ją tak, jak ja - otrzeć łezkę lub dwie.

Była zdruzgotana jej śmiercią. Potem uspokoił mnie pogrzeb (śnieg i...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

Uwielbiam po stokroć! Groteska, która wywołuje jednocześnie uśmiech i uczucie goryczy - to groteska pierwszej klasy! Nie lubię literatury, która wykłada wszystkie karty na stół, a Mrożek to wybitny pokerzysta. Kończysz opowiadanie, wiesz, że udało mu się osiągnąć zamierzony efekt i CZUJESZ, co chciał ci powiedzieć, ale kompletnie nie umiesz tego NAZWAĆ. Najsmaczniejsza forma literackiego niedopowiedzenia. Mniam.

Uwielbiam po stokroć! Groteska, która wywołuje jednocześnie uśmiech i uczucie goryczy - to groteska pierwszej klasy! Nie lubię literatury, która wykłada wszystkie karty na stół, a Mrożek to wybitny pokerzysta. Kończysz opowiadanie, wiesz, że udało mu się osiągnąć zamierzony efekt i CZUJESZ, co chciał ci powiedzieć, ale kompletnie nie umiesz tego NAZWAĆ. Najsmaczniejsza...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach:

W efekcie przeczytałam tylko "Bramy raju". Sam temat miał duży potencjał, a nietypowa forma dodała całości smaczku. Nie powiem, może ona utrudniać odbiór, bo wyrywa czytelnika z jednej z najbardziej podstawowych konwencji (a to - przynajmniej na początku lektury - jest zazwyczaj średnio komfortowe), ale nadaje całości dodatkową wartość. Odważny pomysł, realizacja na plus.

W efekcie przeczytałam tylko "Bramy raju". Sam temat miał duży potencjał, a nietypowa forma dodała całości smaczku. Nie powiem, może ona utrudniać odbiór, bo wyrywa czytelnika z jednej z najbardziej podstawowych konwencji (a to - przynajmniej na początku lektury - jest zazwyczaj średnio komfortowe), ale nadaje całości dodatkową wartość. Odważny pomysł, realizacja na plus.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Jestem bardzo zadowolona z tej lektury – jeszcze nigdy żaden dziennik nie wykrzesał ze mnie choćby iskry emocji, a przy Tyrmandzie sypało się ich mnóstwo. I wydaje mi się, że to nie tylko kwestia tego, że autor nie relacjonował swoich spacerów po mleko i innych spraw codziennych, a raczej traktował dziennik jako miejsce, gdzie może dać upust wszystkim swoim myślom, które tak silnie musiał przecież hamować na co dzień. Oczywiście robił to w stopniu nieporównanie mniejszym niż większość jego otoczenia – mówił, co myśli i swoim bezrobociem (które – paradoksalnie – dawało mu wolność, której nie mieli pracujący) i kontestacją oznajmiał światu swoje podejście do otaczającej go rzeczywistości. Jednak i on zapewne nie odważyłby się publicznie powiedzieć niektórych rzeczy, które o komunizmie w dzienniku napisał.
Moje emocje wywołało przede wszystkim to, że z dziennika wyłania się OSOBA. Prawdziwa. Nie chodzi o kwestię fikcji czy prawdy – niektórzy fikcyjni bohaterowie potrafią być przecież nieporównanie prawdziwsi niż ludzie realni. Mam na myśli raczej to, że "Dziennik 1954" to taki bursztyn z zatopioną w nim muchą. Gdy mu się przyglądamy, widzimy ją – jak żywą, a jednocześnie ze świadomością, że taka nie jest. W tym dzienniku jest Tyrmand, którego już nie ma. Wspaniały paradoks. Autor zastanawiał się wielokrotnie, czy pozostawi coś po sobie – czuł się przecież przegrany, jako człowiek z niesamowitym potencjałem i wolą twórczą, który nie może tego nigdzie wyrazić. I udało mu się – nie dość, że zachował Coś. Zachował dla nas Siebie.
I nawet jeśli to tylko moje subiektywne odczucia, z którymi nikt się nie zgodzi, to jest kwestia, której zaprzeczyć się nie da – "Dziennik" to niepowtarzalny zapis epoki. I to w dodatku – lepszy niż wszystkie inne. Nie ma tu suchych dat i liczb, ale jest sposób myślenia człowieka, który żył w stalinizmie. Zjawisko niezwykłe i wspaniałe doświadczenie intelektualne dla mnie, która komunizm znam tylko z książek historii.

Jestem bardzo zadowolona z tej lektury – jeszcze nigdy żaden dziennik nie wykrzesał ze mnie choćby iskry emocji, a przy Tyrmandzie sypało się ich mnóstwo. I wydaje mi się, że to nie tylko kwestia tego, że autor nie relacjonował swoich spacerów po mleko i innych spraw codziennych, a raczej traktował dziennik jako miejsce, gdzie może dać upust wszystkim swoim myślom, które...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Chyba się starzeję. A może po prostu w niektórych książkach można zakochać się dopiero po którejś lekturze.
Nie sądziłam, że kiedyś tak silnie zadziała na mnie klasyka. Owszem, doceniam kunszt, ale nie pamiętam, żeby którekolwiek dzieło sprzed XX w. wyrwało ze mnie, skrzętnie gdzieś ukryte, silne emocje.
"Pana Tadeusza" przypomniałam sobie nie z własnej inicjatywy, a ze względu na zajęcia na studiach.
I - ku swojemu ogromnemu zaskoczeniu - chrząkałam ze wzruszenia podczas koncertu Wojskiego na rogu, bałam się w czasie bitwy z Moskalami, a potem płakałam przy koncercie Jankiela. Pochłonęłam dwanaście ksiąg wierszem w kilka godzin, ciągiem.
I kto by pomyślał, że mnie na stare lata weźmie sentyment do Mickiewicza!

Chyba się starzeję. A może po prostu w niektórych książkach można zakochać się dopiero po którejś lekturze.
Nie sądziłam, że kiedyś tak silnie zadziała na mnie klasyka. Owszem, doceniam kunszt, ale nie pamiętam, żeby którekolwiek dzieło sprzed XX w. wyrwało ze mnie, skrzętnie gdzieś ukryte, silne emocje.
"Pana Tadeusza" przypomniałam sobie nie z własnej inicjatywy, a ze...

więcej Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Nie dość, że kawał dobrej roboty pod względem merytorycznym, to w dodatku przepięknie wydane!
Jeśli ktoś szuka publikacji nt. polskiego plakatu, to powinien poszukać innej pozycji - autor sam zaznacza, że na temat plakatu już dużo napisano i chce zwrócić uwagę na inne aspekty projektowania graficznego w tym okresie.

Nie dość, że kawał dobrej roboty pod względem merytorycznym, to w dodatku przepięknie wydane!
Jeśli ktoś szuka publikacji nt. polskiego plakatu, to powinien poszukać innej pozycji - autor sam zaznacza, że na temat plakatu już dużo napisano i chce zwrócić uwagę na inne aspekty projektowania graficznego w tym okresie.

Pokaż mimo to


Na półkach:

Już nawet naprawdę nie chodzi o to, że nie jestem fanką literatury oświecenia - to jest słaby dramat. Po prostu.

Już nawet naprawdę nie chodzi o to, że nie jestem fanką literatury oświecenia - to jest słaby dramat. Po prostu.

Pokaż mimo to


Na półkach: ,

Uwielbiam.

Uwielbiam.

Pokaż mimo to